środa, 16 stycznia 2013

Rozdział 53 - "Owocowa żonglerka"

A jednak!

Czasu brak, ale jako że odcinki są już napisane, wklejam kolejny w nadziei, że uda mi się wpoić Wam miłość do zespołu McFly (zachęcam do obejrzenia krótkich filmików).
Dostałam dziś słabą ocenę i jestem bardzo zła, bo wydawało mi się, że umiem wszystko śpiewająco, ale mam nadzieję, że poprawicie mi humor komentarzami. Zbliżamy się bowiem do jednych z moich ulubionych rozdziałów.


W piątek nadrobię zaległości u Was i zostawię po sobie ślad, obiecuję.
 
Dziękuję, że czytacie :*

 
 

W tym rozdziale Madzia i chłopacy stają w obliczu niebezpieczeństwa, a Monika ponownie spotyka zespół McFly.
 
~*~
 
Pojechali do restauracji, bo zgłodnieli. Tradycyjnie już Madzia nie wybrała nic wyszukanego tylko zwykłego hamburgera. Chłopacy poszli w jej ślady, jedynie Jay zamówił wegetariańskiego. Big Kev i Martin nie zmieścili się przy stole, zajęli więc miejsca przy barze, co bardzo Madzię ucieszyło. Ciekawe, co myśleli o niej po opowieściach w samochodzie. Czy nadal rozważali, czy rzeczywiście przespała się z Nathem? Widząc zahipnotyzowany i wygłodniały wzrok ochroniarza, szczerze w to wątpiła, ale nadal się lekko stresowała.

- Kiedy twoja siostra wraca? – zagadnął Max, wracając z łazienki.

- Jutro – odpowiedziała nastolatka, zdając sobie sprawę, że czas zleciał tak szybko.

- Dobrze. Tobą nie musimy się martwić, bo jakoś rozwiążemy sprawę z The Saturdays. Ale Brukselce przydałoby się jakieś pożegnanie. W końcu trochę z nami zabawiła.

- No, trochę – przyznała Madzia.

- Seev mówił, że Nareesha polubiła Monicę. Można by ją zaprosić – wtrącił Nath.

- Serio? Polubiła ją? – zdziwił się Tom.

- A co w tym takiego dziwnego?! – obruszyła się Madzia. W sumie nie miała pojęcia o pogawędce dziewczyny Sivy z jej siostrą, ale fakt, że Tom tak bardzo dziwił się, że ktoś może lubić Monikę był niezbyt uprzejmy.

- To znaczy… Dziwi mnie to, bo Kelsey też się dobrze o niej wypowiadała.

- No popatrz. To ja zaproszę Michelle. Zadziwiające, bo na wszystkich naszych dziewczynach Brukselka wywarła pozytywne wrażenie. – Max klasnął w dłonie.

- A ja to niby co?! – spytała Madzia.

- W sumie to nie mówiły o tobie – zamyślił się Siva.

- To jest tak, że dziewczyny lubią patrzeć, jak inne sobie nie radzą. Tak samo jest z komplementami. Pochwalą u koleżanki coś, jeśli mają rzecz podobną, ale ładniejszą – zaczął filozofować Tom.

- A co to niby ma do rzeczy?

- Jak to co? W towarzystwie twojej siostry najwyraźniej czuły się świetnie, bo ich małe wpadki zostawały niezauważone przez ogromne wtopy Brukselki…

- Myślę, że jednak nie o to chodzi – wtrącił Nath, popijając colę.

- Dziękuję bardzo! – ucieszyła się Madzia. – Jeden co broni mojej siostry! A myślałam, że za nią nie przepadasz.

- Bo nie przepadam – przyznał się chłopak, ale szybko ugryzł się w język.

- Co? – dopytywała się, wpatrując się w niego świdrującym wzrokiem.

- Za dużo jej wszędzie. Ja wolę spokój.

- Już niebawem będziesz miał go pod dostatkiem, bo Brukselka wraca do domu – oświadczył sucho Jay.

- I z kim ty teraz będziesz spędzał noce? – spytał ze śmiechem Max i wszyscy wybuchli śmiechem, rozładowując atmosferę.

Kelnerka przyniosła zamówione potrawy i oddaliła się obsługiwać resztę (Big Kev postanowił zjeść wszystko z menu).

- Madzia? – usłyszała nagle nastolatka po polsku, kiedy próbowała zabrać się za postawione przed sobą danie.

Spojrzała na dziewczynę, z której ust wyrwały się te słowa. Miała przed sobą Jessicę, siostrzenicę Joe.

- Co ty tutaj robisz? Nie powinnaś być… w poprawczaku?

- To już przeszłość. Wujek zapłacił komu trzeba i wróciłam do szkoły prywatnej! – oznajmiła z entuzjazmem, rzucając się na starą znajomą i ściskając ją za wszystkie czasy.

- Kto to jest? – spytał zirytowany Tom, a Nath szturchnął go, żeby dał Madzi rozmawiać w spokoju.

- Więc… nadal nie pracujesz dla One Direction? – wypytywała Jess.

- Znowu te gogusie… - westchnął Max, rozumiejąc tylko nazwę konkurencyjnego zespołu.

- Cały czas dla The Wanted – przyznała szczerze Madzia, nieco zażenowana, że spotyka tę wariatkę, która ukradła kalendarze chłopaków z zespołu, żeby tylko przypisać wszystkie zasługi za akcję dobroczynną swoim ulubieńcom.

- No cóż… Pomyliłam się co do tego czy masz dobry gust – kontynuowała Jess. – Wtedy na koncercie wybrałaś dobrze, ale potem wszystko się posypało i…

- Czy ktoś może powiedzieć tej lasce, żeby się przymknęła?! – zapytał wściekły Tom. – Jej skrzekliwy głos sprawia, że głowa mi pęka. No i jestem głodny.

- Ale przecież zjadłeś już połowę chilli – zauważył Nath.

- No i? Maggie też jest pewnie głodna.

- Wiesz, Jess… - zaczęła nastolatka w stronę starej znajomej. – Miło było cię spotkać, ale…

- Co? Spławiasz mnie, bo lubimy konkurencyjne zespoły?!

Dziewczyna zachowywała się nieobliczalnie i wszyscy się zaniepokoili. Big Kev pytał o coś w stylu, co się dzieje, ale go ignorowali, bo było za duże zamieszanie.

- Z kim tu jesteś, Jess? Z poczciwym Joe? – spytała Madzia, odchrząkując i starając się przybrać normalny ton. – Znaczy… z twoim wujkiem Joe?

- Nie. Z kolegami. – Dziewczyna założyła ręce na piersi i wskazała na stolik przy którym czterech łysych osiłków odzianych w skóry wierciło wzrokiem dziurę w świadomości Madzi.

- Myślałam, że nie masz zbyt dużej liczby przyjaciół…

- Tych poznałam w poprawczaku. Wypuścili ich, bo skończyli osiemnaście lat. Okazuje się, że chodzą tam naprawdę porządni ludzie.

Madzia wytrzeszczyła oczy w stronę grupy łysoli, którzy właśnie rozciągali ścięgna i rozgrzewali nadgarstki przed widmem bójki wiszącym w powietrzu.

- Max, twoi ziomale! – zachichotał Siva, ale zignorowali jego głupią uwagę, bo się zaniepokoili.

- Lepiej stąd chodźmy - zaproponował Jay, wyciągając z kieszeni portfel w celu zapłaty za obiad.

 - Dobry pomysł – podchwycił Nath.

Tom wyglądał, jakby zaraz miał się zacząć jego atak histerii, Max zmarszczył brwi jak troskliwy tatuś i podszedł do Madzi, kładąc jej rękę na ramieniu.

- Pożegnaj się z koleżanką i chodźmy. Terminy nas gonią.

- Spływaj kurduplu! Mamusia cię nie nauczyła, że się nie wtrąca, kiedy damy rozmawiają?! – warknęła Jess.

Co się z nią stało w tym poprawczaku? Była jeszcze dziwniejsza niż wcześniej, a do tego… groźna. Łysi koledzy zaczęli wstawać z miejsc i kierować się w ich stronę. Sytuacja się pogarszała.

- Muszę już iść, Jess, naprawdę. Pozdrów wujka i… bywaj… - Madzia gwałtownie się odwróciła, próbując wyminąć Maxa i wpadła na kelnerkę, która trzymała dzbanek z kawą, który niefortunnie uderzył nastolatkę w głowę.

Zamroczyło ją i nogi się pod nią ugięły. Poczuła, że ktoś chroni ją od upadku. Mógł to być Max, ale równie dobrze Big Kev, którego widziała jako ostatniego przed uderzeniem w głowę. Nie wiedziała, czy zasnęła czy zemdlała. Pewne było jednak dopiero to, że do siebie wróciła w samochodzie.

Przebudziła się z głową na kolanach Sivy, co tak ją zawstydziło, że podniosła się gwałtownie i uderzyła w dach samochodu.

- Au! – powiedziała głośno, łapiąc się za bolące miejsce.

- Ten sufit powinien być wyżej – oznajmił Max, który niedawno miał podobny wypadek.

- Co to w ogóle było?! – uniósł się Tom. – Takich masz znajomych?!

Dziewczyna przyjęła od Natha butelkę wody mineralnej i powoli ją popijając, opowiedziała, że była to ta Jess, która była zamieszana w aferę charytatywną. Zrozumieli.

- A co się działo po tym jak odpłynęłam? – zapytała, rozglądając się po samochodzie i dochodząc do siebie.

Samochodem kierował Max, obok którego siedział Jay. Siva, Nathan i Tom byli z nią z tyłu.

- Gdzie Kevin i Martin?

- To długa historia. – Jay machnął ręką.

- Ale chciałabym ją znać!

- No dobrze – westchnął Nath i zaczął opowieść. -  W skrócie, zemdlałaś. Max wziął cię na ręce i chciał wynosić, a Tom wdał się w potyczkę słowną z łysolami. Max to usłyszał, odwrócił się, by sprowadzić go do porządku i poślizgnął się o rozlaną przez kelnerkę kawę. Tak nabił ci tego guza. – Chłopak wskazał jej bombę na czole, która bolała przy dotyku.

- Przepraszam, Meggs. Bałem się, że Tom zrobi coś głupiego – odezwał się z siedzenia kierowcy Max.

- W porządku, przeżyję. Ale to nadal nie wyjaśnia, gdzie są Martin i Kevin.

- To ja powiem! – zobowiązał się Jay i obrócił się do tyłu, żeby lepiej widzieć rozmówczynię. – Zamieszanie sprawiło, że Siva i Nath ruszyli pomóc Maxowi zbierać cię z podłogi. Ja poszedłem odciągać Toma od łysoli, ale jak się okazało, większe zagrożenie stanowiła ta małolata. Krzyczała w stosunku do nas jakieś wyzwiska, więc Martin zaczął jej grzecznie tłumaczyć, że zachowuje się nieodpowiednio. Wtedy go opluła.

- I co dalej?! – zirytowała się Madzia, widząc, że Jay urwał opowieść w najciekawszym momencie.

- Ten idiota powstrzymał mnie przed uderzeniem jednego z osiłków – kończył Tom, wskazując na Loczka. – Wyciągnął mnie na zewnątrz i zapomniał zapłacić, mimo iż wcześniej wyciągnął portfel.

- Zostawiłem go na stole – westchnął Jay.

- No i dziesięć funtów poszło się... – zaczął z chichotem Tom, ale Jay zmroził go wzrokiem, żeby nie kończył. – Zaraz, zaraz… Czy ty czasem nie wsadziłeś tam numeru tej laski od wywiadu?

Pytanie chłopaka zostało zignorowane, bo Madzię bardziej interesowało, w jaki sposób wynieśli ją nieprzytomną z restauracji, podczas gdy ochroniarz i menedżer zostali na polu bitwy.

- Ja z Sivą cię wynieśliśmy, a Nath przytrzymał drzwi. Jay z Tomem również byli na zewnątrz tak się złożyło, że zamiast portfela Jaybird wziął kluczyki Martina, leżące na jego stoliku – wyjaśnił Max.

- Jakoś nie pomyśleliśmy, by na nich zaczekać. Ktoś musiał zostać i załagodzić konflikt. – Tom wzruszył ramionami.

- Chyba wiem już wszystko… - westchnęła Madzia, bezładnie opadając na siedzenie, z dala od Sivy, który znowu ją onieśmielał.

- Ale następnym razem lepiej dobieraj sobie znajomych – poradził Nath.

- Mam prosić poznane osoby o prezentację kartoteki zdrowia psychicznego?

- Nie zaszkodziłoby.

Roześmiali się. Martin zadzwonił na telefon Natha, by dowiedzieć się, gdzie są, ale chłopak oznajmił mu, że biorą sobie dzień wolnego.

- Co robicie?! Nie możecie! Mamy tyle na głowie! – rzucał się po drugiej stronie menedżer, ale chłopak go rozłączył. – To co z tą imprezą pożegnalną dla Brukselki?

- Nie poznaję cię, brachu – zachichotał Tom. – Nasz mały Nath dorasta!

Podczas gdy Madzia razem z chłopakami przeżyli burzącą krew w żyłach przygodę i postanowili znaleźć miejscówkę na urządzenie imprezy, Monika poczuła, że tabletka wreszcie zaczęła działać. Mogła się wreszcie ogarnąć i sprowadzić do normalności. Suszarki nie było, a swoją wyrzuciła, bo nie pasowała do tutejszych gniazdek. Umyła więc głowę i zaplotła włosy w warkocz, żeby zrobić sobie naturalne loki.

Pół godziny później ktoś zapukał do drzwi.

- Obsługa hotelowa! – rozległo się po drugiej stronie, co nieco zbiło ją z tropu.

- Ale ja się jeszcze nie wymeldowuję – oznajmiła, otwierając drzwi.

- Między dwunastą a piętnastą zawsze sprzątamy, bo to czas obiadu i goście wychodzą do restauracji – wyjaśniła uprzejmie pokojówka.

- Acha. Nie wiedziałam.

- Mogę wrócić za piętnaście minut, jeśli potrzebuje pani czasu – zaoferowała się kobieta.

- Nie trzeba, wezmę tylko moje rzeczy.

Monika ogarnęła pokój i zabrała w torebkę wszystkie kosztowności, które ewentualnie mogły zostać skradzione. Wyszła.

Nie bardzo miała ochotę na wydawanie pieniędzy w hotelowej restauracji, zresztą, mogła zostać tam brutalnie opluta po raz kolejny, wolała więc uniknąć takiego rodzaju przygód. Skierowała się do windy, by tuż za zakrętem poczuć jak coś mokrego i twardego spada jej na głowę. Ściągnęła z głowy coś, co okazało się rozpaćkaną mandarynką, którą ktoś rzucił o sufit.

- Co do… - zaczęła, , spoglądając na klejące ręce. Nie wiedziała, co zrobić z owocem.

Po drugiej stronie korytarza do rozpuku zaśmiewał się rudawy chłopak z McFly, którego imienia nie pamiętała. Do niej natomiast podszedł drugi, który tak wystraszył ją i Madzię w windzie. Szczerzył zęby od ucha do ucha, a z oczu zrobiły mu się małe szparki.

- Mogę? – zapytał, wyciągając w jej stronę ręce na których niepewnie położyła rozpaćkaną mandarynkę.

- Przepraszamy, uczyliśmy Dougie’go żonglować – wyjaśnił facet, którego również miała okazję oglądać podczas obiadu z Jayne.

- A nie mogliście tego robić w pokoju? – spytała poirytowana. – Właśnie umyłam włosy.

- Sprzątaczka wjechała tam ze swoim sprzętem! – odkrzyknął rudy pomiędzy atakami śmiechu.

- Przepraszamy – skruszył się Tom, jedyny, którego imię pamiętała. – Naprawdę nam się tu nudzi i szukamy sobie atrakcji.

- Zdaję sobie sprawę, że dla członków zespołu taki podrzędny hotel nie ma odpowiednich rozrywek. Zapewne nie ma tu nocnych klubów, sauny i…

- Hej, hej! Bez takich! – obruszył się rudy. – To w tym hotelu powstał nasz zespół!

Uniosła ręce w geście poddania.

- Zresztą, to fajna zabawa. Nawet Tomowi się podoba – oznajmił chłopak zwany Danny, wieszając się na ramieniu kumpla.

Oboje stali po drugiej stronie korytarza, a ona czuła się osaczona przez ich dwóch kolegów. Jeden z nich, ten rzucony przez Frankie, szczerzył się do niej jakiś opóźniony w rozwoju.

Tom najwyraźniej był najbardziej twardo stąpający po ziemi z nich wszystkich, bo podszedł do niej, przedstawił się i po raz pierwszy dał jej wypowiedzieć swoje imię. Harry podążył jego śladem i przeprosił za Danny’ego, który wcześniej opluł ją sokiem. Zażartowała, że podrzuci mu sweter, żeby go wyprał. Śmiali się, choć w gruncie rzeczy powinna właśnie tak zrobić. Danny również się przedstawił i zaczął śpiewać jakaś piosenkę o pokoju, najwyraźniej ich przebój. Śmiesznie artykułował dźwięki i tańcował do tego.  Dougie również oficjalnie się przedstawił i znała już wszystkich.
 
 

- Grasz z nami? – zapytał, wyciągając z tylnej kieszeni spodni kolejną mandarynkę.

- Nie umiem żonglować – zaśmiała się.

- On też nie umie! W końcu rozkwasił mandarynkę na twojej głowie! – odezwał się Danny.

- Ty też nie umiesz żonglować – zauważył Harry.

- Odezwał się ten, co umie!

- Tu nie chodzi o to, żeby umieć żonglować, tylko o to, żeby się dobrze bawić – dodał Tom, biorąc trzy owoce i zręcznie żonglując nimi tak, żeby nie spadały na ziemię.

- Rzucając mandarynkami o sufit? – spytała zdziwiona Monika, wskazując w górę. Farba w kilku miejscach była ubrudzona pomarańczowym sokiem.

- Na przykład. Spróbuj – zachęcił Dougie, wciskając jej kilka mandarynek do rąk. – Nie myśl, tylko poczuj.

Danny ponownie wybuchł śmiechem, ale zdążyła się do tego przyzwyczaić, więc jej to nie przeszkadzało. Tym bardziej, że słowa były zabawne.

- No nie wiem…

- I tak nie możesz wrócić do pokoju i umyć głowy, bo teraz sprzątają. – Tom wzruszył ramionami, a ona przymknęła oczy i z całych sił wyrzuciła mandarynki w górę.

- Ja wam dam, łobuzy! – rozległ się skrzekliwy wrzask jakieś staruszki, która właśnie opuszczała swój pokój. – Wczoraj potknęłam się na tych waszych mandarynkach!

- Spokojnie babciu, bo serce ci stanie! – odkrzyknął Danny, a widząc, że kobieta z wyciągniętą laską rusza w jego stronę, zakomenderował. – W NOGI!!!

Wszyscy puścili się biegiem w kierunku windy, której drzwi zamknęły się w ostatniej chwili, żeby ich nie dosięgła. Monika nie wierzyła, że się z nimi bratała. Czy to z braku lepszych rzeczy do roboty? Czy z żalu, że następnego dnia wraca do Polski?

- Masz jakieś plany? – zapytał nagle Harry, wyrywając ją z rozmyślań.

- Eee… nie, żadnych – przyznała szczerze.

- Chodź z nami na kawę – zaproponował Tom. 

- Właśnie, chodź z nami! Zanim babcia dokula się na dół zdążymy wypić po kilka litrów.

- Nie piję kawy.

- No to na sok – oznajmił Dougie, a Harry i Danny parsknęli śmiechem, przypominając sobie sytuację z opluciem.   

- Proponuję obiad, bo to w sumie ta pora – podsumował wszystko Tom.

Po chwili śmiali się wszyscy. Nawet aroganckie i szowinistyczne dowcipy Danny’ego nie były w stanie przysłonić pozytywnego wrażenia, które miała o tych chłopakach. Byli bardzo otwarci i czuli z nią dziwną więź, spowodowaną wspólną niechęcią do Frankie.

- A gdzie jest twoja koleżanka? – zainteresował się Danny.

- Siostra – poprawiła go. – I jest dla ciebie stanowczo za młoda.

- Spokojnie, on tylko tak gada – wytłumaczył kumpla Tom. – Ma już dziewczynę.

- I to miss Anglii 2008 – dokończył Danny, a Dougie spojrzał na niego dziwnie.

- 2007, głąbie.

Rudy machnął ręką i wyszczerzył duże zęby.

- No to gdzie masz siostrę?

- Jak już niektórzy z was słyszeli, ona jest asystentką Jayne Collins i pracuje razem z The Wanted. Przynajmniej na razie, do wyjaśnienia sytuacji.

- A ty jesteś tu, bo ona jest niepełnoletnia? – dopytywali się.

- Powiedzmy, że przyjechałam w odwiedziny, ale moja wrodzona nieuwaga spowodowała, że narobiłam sobie długu. I żeby go spłacić musiałam też przez jakiś czas pracować dla The Wanted.

- Nasi ziomale – roześmiał się Danny.

- Ale teraz już go spłaciłaś, tak? – zapytał Tom.

- Yhm. Jutro po południu mam samolot do Polski. Wszystko już załatwione. – Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo smutno zabrzmiał jej głos. Spojrzeli na nią zatroskani, jakby byli jej najbliższymi przyjaciółmi. Żałowała, że chłopaków z The Wanted nigdy w taki sposób nie obchodziła. – Dajcie spokój. Nie musicie na mnie patrzeć, jakbym właśnie straciła szczeniaczka. Mam swoje lata, poradzę sobie. – Machnęła ręką, by oddalić od siebie zmartwienia, ale nadal tkwiły w niej gdzieś głęboko, choć nie chciała tego przyznać nawet przed sobą.

- Nasz menedżer będzie miał operację i potrzebujemy kogoś, kto zajmie się terminarzem i dopilnuje, żebyśmy wszędzie byli na czas – oznajmił nagle Dougie, a oni spojrzeli na niego z szeroko otwartymi oczami.

- No co?

- Dziękuję wam, ale nie czuję się przygotowana do takiej pracy. Nie znam zbyt dobrze języka, zresztą wszystko leci mi z rąk i tylko kwestią czasu jest jak wywołam kolejny pożar.

- Kolejny?

- Długa historia.

- Nam się nigdzie nie spieszy – powiedział Harry i jak na złość do restauracji wtargnęła uciążliwa staruszka.

- Tam są te łobuzy i ta lafirynda! – ryknęła, wskazując ochroniarzowi zespół.

Monika była gotowa do kolejnej komendy do ucieczki, ale na nic takiego się nie zanosiło. Wysoki i barczysty pracownik ochrony podszedł do stolika, do którego zamówili potrawy z karty.

- Wypraszam sobie, żeby tak się zwracać do mojej znajomej. – Danny wyciągnął z rękawa swoje umiejętności dramatyzmu i zaczął udawać oburzonego.

- Najmocniej przepraszam, ale ta pani twierdzi, że panowie i panów znajoma robiliście hałas na korytarzu i rzucaliście… tym, co kiedyś było mandarynkami. – Ochroniarz podsunął Danny’emu pod nos rozkwaszony owoc.

- Najmocniej przepraszam, ale nic mi na ten temat niewiadomo – zaparł się.

Dougie nie mógł być poważny. Same oczy mu się śmiały. Harry dźgnął go w żebra tak mocno, żeby nie dał po sobie poznać, że coś jest nie tak.

- A co się stało temu panu? – zaciekawił się pracownik ochrony.

- Bolą go te bezpodstawne oskarżenia! – uniósł się Danny.

- Bezpodstawne?! – obruszyła się starsza kobieta. – Doskonale was widziałam!

- Doskonale, babciu? Serio? To przeczytaj to! – Chłopak pochwycił ze stolika menu i podłożył jej je pod sam nos i to do góry nogami. Zaczęła się jąkać w celu przeczytania, ale jej nie wychodziło. – Tak myślałem! – prychnął dumnie, pokazując swoją wyższość.

- Gramy w zespole i jesteśmy tu, by pracować nad nową płytą. Czy myśli pan, że mielibyśmy czas na takie dziecinne zabawy? – wtrącił Tom. Za tę kwestię powinien dostać Oscara. Siedział wyluzowany na krześle, łokieć opierając o krzesło sąsiada. Wyglądał, jakby cała ta sprawa była dla niego obojętna, tak samo jak Jay na Barbadosie bez mrugnięcia okiem wkręcił Caroline Flack.

- Przepraszam za te podejrzenia. – Ochroniarz skulił się w sobie.

- Ale ja naprawdę ich widziałam! – Babcia ze złością i impetem uderzyła laską w podłogę, natrafiając jednak na stopę mężczyzny.

- Dosyć tego. Pani oskarżenia są skandaliczne! Panowie chcą w spokoju zjeść obiad ze swoją znajomą. Są sławni, nie mają czasu na takie zabawy. – Ochroniarz ruszył w stronę wyjścia.

Staruszka była bliska płaczu.

- Ale… Ona ma we włosach kawałki mandarynki! – podchwyciła, kiedy zauważyła pomarańczowe cząstki we włosach Moniki.

Na szczęście mężczyzna już jej nie słyszał, więc obrażona prychnęła złością i również wyszła z restauracji.

- Gdzie się podziały te miłe staruszki, które częstowały ciasteczkami i gorącą czekoladą? – rozmarzył się Danny.

- Chyba w twoich snach – zachichotał Harry.

Rozmawiali do końca obiadu, który przebiegł w miłej atmosferze. Opowiadali o sobie i swoich dziewczynach. Dougie i Danny cały czas szczerzyli zęby, jakby cały świat sprawiał im radość. Zazdrościła im. Też by tak chciała. Przez jakiś czas obgadywali staruszkę i przybliżyli jej swoje pomysły na nudę. Ona dała się namówić na zrelacjonowanie pożarów i wywalonej instalacji elektrycznej na początku pobytu w Wielkiej Brytanii. Nie omieszkała też wspomnieć o sylwestrze, z którego niewiele pamiętała. Chyba zdobyła ich sympatię, bo dali jej swoje numery, na wypadek, gdyby jednak chciała skorzystać z propozycji pracy. Zapewniali, że nie będzie jej wcale tak ciężko. We wszystkim jej pomogą, a większość spraw jest już załatwiona.

Dobiegała piętnasta, sprzątanie musiało być więc zakończone. Odprowadzili ją do pokoju, co prawie zakręciło jej łezkę w oku. Tak słabo ją znali, a byli tacy mili. Pomijając oczywiście fakt, że ją opluli i zrzucili jej na głowę mandarynkę. Chłopcy z The Wanted zapewne cieszyli się, że wyjeżdża. Gdyby mogli, urządziliby imprezę, żeby świętować nadchodzącą wolność. Nie miała pojęcia, że jej rozważania niewiele różnią się od prawdziwego stanu rzeczy, tyle że planowana impreza miała mieć zupełnie inny charakter.

Nadal lekko zamroczona Madzia została wplątana w intrygę. Telefony poszły w ruch. Już godzinę później udało im się znaleźć domek w okolicach Londynu nad jeziorem. Trzy sypialnie, dwie łazienki, duża kuchnia, spokojna okolica.

- Voila! – klasnął w dłonie Max, zatwierdzając transakcję przez telefon. – Mamy miejscówkę. Teraz trzeba tylko kupić alkohol, skołować żarcie na ciepło, jakieś przekąski, balony, ozdoby… Jay, skąd zamawiałeś te gadżety dla Maggie?

- Już nie pamiętam – chłopak wzruszył ramionami.

- Trudno, coś wykombinujemy. Która godzina? – Max spojrzał na zegarek na ręce Natha. – Piętnasta. Musimy się spieszyć.

- A co z Big Kevem i Martinem? – zaciekawiła się Madzia. – Do mnie też wydzwaniają, mam odebrać?

- Nie! – warknął Tom. – Jak odbierzesz, mamy przerąbane. Muszą najpierw ochłonąć z tej złości, którą na pewno są przesiąknięci.

- Nie tylko oni są przesiąknięci złością – zauważył Nath.

Siva się nie odzywał, bo tym razem on prowadził. Max nakazał mu podjechanie do najbliższego marketu.

- Ja skoczę po zakupy, wy nie wychodźcie z samochodu. Jeśli fanki was zobaczą, nici z szybkiego załatwienia sprawy.

- Maggie ma rację. Ale sama nie wyniesie tych ciężarów, więc pójdę z nią – zobowiązał się Tom. – Przy okazji kupię alkohol, bo ta buźka od razu mówi „nie mam jeszcze osiemnastki”. – Chłopak złapał twarz nastolatki w dłonie i śmiesznie ją ścisnął. Wyrwała mu się i podparła rękoma biodra.

- Dla twojej wiadomości Danny z McFly do mnie startował, więc muszę wyglądać dość poważnie.

Nath nadstawił uszu, słysząc tę opowieść.

- Co? – spytał dziwnie piskliwym głosikiem Max, który siedział tuż obok. Właśnie zaparkowali pod TESCO i zastanawiali się, jak dalej działać.

- No… nieważne.

- Jesteś pewna, że nie startował do Brukselki? – Max zmarszczył brwi.

- Nie. Ją opluł – opowiedziała zgodnie z prawdą Madzia i wszyscy parsknęli śmiechem.

- Wygląda na to, że jedynym brytyjskim boybandem, którego nie poznałyście jest Take That – odezwał się Jay.

Wszyscy ryknęli śmiechem, ale w końcu nadszedł czas by się opanować. Zdecydowali, że Tom założy okulary i kaptur i pójdzie z Madzią zrobić zakupy. Dwa razy ochroniarz zaczepiał ich, pewien, że ma do czynienia ze złodziejami. Tłumaczyli, że chłopak jest piosenkarzem i nie chce zostać rozpoznany. Skończyło się na tym, że mężczyzna zrobił sobie z nim zdjęcie.

- Czy on w ogóle mnie rozpoznał? – chichotał Tom, kiedy kierowali się do stoiska z mrożonkami, pchając wózek pełen pieczywa.

- Nie sądzę. Po prostu jest spragniony kontaktu ze sławami.

Pakowali do wózka mnóstwo produktów, nie bacząc na cenę. Dłużej Tom zatrzymał się przy stoisku alkoholowym.

- Na trzeźwo twojej siostry nie zniosę, więc musimy wziąć tego sporo – oznajmił, widząc, jak zdziwionym wzrokiem ogarnia kolejne butelki wódki upychane do pełnego koszyka.

- Myślałam, że tę durną wojnę macie za sobą. – Założyła ręce na piersiach.

- Masz rację, przepraszam – podkulił ogon i dalsze zakupy przebiegły bez problemu.

Tom został rozpoznany dopiero przy samochodzie, ale udało im się jakoś zbyć fanki, wciskając im kit, że zachorował na fotofobię i nie może stać na słońcu. Kiedy wpakowali się do samochodu razem z zakupami, od razu odjechali z parkingu z piskiem opon.

- Fotofobia? Serio? – spytał Jay. – Zdajesz sobie sprawę, że to choroba genetyczna nie nabyta?

- Nie wiedziałem, panie geniusz, ale dziękuję za wykład. – Tom spojrzał na wyświetlacz telefonu. – Kelsey nie zdąży na czas. Ma sesję.

- Michelle ma zdjęcia do późna – dodał Max.

- Nareesha będzie. – Siva wyszczerzył wielkie zęby, które dostrzegli w lusterku samochodowym.

- Chociaż ktoś dziś pobryka – westchnął Tom z żalem za utraconą szansą. – Hej, a może Jay zadzwoni do tej laski od wywiadu?

- Świetny pomysł! – podchwycił Siva. – Cały czas mu powtarzam, żeby wziął się w garść i znalazł sobie jakąś dziewczynę.

- Chętnie, ale przypominam, że zostawiłem portfel w restauracji – odezwał się Jay. – I jeśli nie chcecie kontaktować się z Big Kevem i Martinem, to numer musimy spisać na straty… Przynajmniej na razie – dodał po chwili.

- Przyznaj się, że czułeś się zbyt zażenowany tym, że była taka chętna. Zazwyczaj kiedy zagadujesz do dziewczyn popychają cię na ziemię! – zachichotał Max, wypominając kumplowi sytuację z klubu, której nie omieszkał przybliżyć Madzi.

- A szkoda, bo im więcej dziewczyn tym lepiej – westchnął Tom. – Może Nath zadzwoni po tą… jak jej tam? Dionne!

- Eee… Ona też nie może. Pisałem do niej – skłamał na poczekaniu chłopak, nie chcąc przyznać się, że nie ma ochoty spędzać wieczoru w towarzystwie tej dziewczyny. Zresztą, po niefortunnym sylwestrze pewnie nie będzie chciała go oglądać.

- Hmmm… No to będzie Brukselka, Maggie, Seev, Nareesha, Nath, Jay, Max i ja. Niezbyt ciekawie – zamyślił się Tom.

- Nie zapominaj, że tu chodzi o pożegnanie mojej siostry, a nie o fakt, żebyś ty się dobrze bawił – zachichotała Madzia.

- Ma rację! – poparł ją Łysy. – Zresztą, dasz Monice pół litra i będziesz miał rozrywkę lepszą niż komedia. Kto wie, może znowu wyląduje z Jayem w łóżku?

- Wychodzi na to, że trzy sypialnie są już zarezerwowane – dodał Tom. – Jedną zajmą Siva z Nareeshą, drugą Jay i Brukselka, a trzecią Nath i nasza Meggs!

Max, Tom i Siva chichotali równo, podczas gdy reszta była lekko zawstydzona i zażenowana. Nie przeszkodziło im to jednak w dotarciu na miejsce bez większych przeszkód i rozładowania tony zakupów.

- Teraz nasuwa się zasadnicze pytanie. Kto umie gotować? – spytała Madzia, ogarniając składniki do potraw, które trzeba przyrządzić. Widząc, że Tom podnosi rękę, zwróciła się do niego. – I chilli con carne się nie liczy!

- No to mamy problem. Najlepszym kucharzem z nas jest właśnie Tom – westchnął Jay.

- W takim razie cieszcie się, że zaraz będzie tu Nareesha. Przy odpowiednich wiatrach wyrobimy się ze wszystkim do dwudziestej.

- Świetnie! – Max klasnął w dłonie i zaczął rozdzielać zadania. - W takim razie Nareesha, Siva i Tom zajmą się przygotowywaniem dań, Jay i Nathan zrobią transparent, ozdobią domek i posprzątają tu nieco, a ja i Maggie pojedziemy po Brukselkę.

- Dlaczego wy macie jechać? – obruszył się Nath.

- A kto tu dostał mandat, beniaminku? – Nastolatek w odpowiedzi spuścił głowę. – Tak myślałem, smyku. A teraz… Komu w drogę, temu czas!

- Ale nie ma jeszcze siedemnastej – zauważył Jay, spoglądając na zegarek.

- Tylko że Monia już się martwi, bo do mnie dzwoniła – poinformowała Madzia, zerkając na swój telefon.

- Trudno! Musicie uwinąć się do osiemnastej trzydzieści! – zakomenderował Max i plan urządzenia imprezy pożegnalnej został ostatecznie zainicjowany.
 
~*~

16 komentarzy:

  1. Ale jazda. Ta ciota Jess niexle mnie wkurzyła. I, że One Direction to dobry gust a TW to zły? O ja pierdziele. Ma dziewczyna nasrane we łbie. Oba zespoły sa przezajebiste. McFly zaliczam do kolejnych ulubionych artystów. Przekonalaś mnie do nich. A teraz skarbie dajesz nexta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorka za błędy takie jak niexle (nieźle) ale po prostu moja klawiatura jest taka zajebista że wolę nie mówić.

      Usuń
  2. Oooo jak miło z strony chłopaków .... :)
    Brukselka będzie zachwycona , czekam na nn , życzę sobie żeby coś było więcej między Jayem a Moniko
    Pasują do siebie....;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie się tego nasłuchałaś, ale naprawdę wspaniale piszesz. Każdy rozdział jest na swój sposób wyjątkowy. Ale przejdźmy do rzeczy.
    Nie powiem, zdenerwowała mnie Jess, ale któż nie chciałby spotkać psycholki na swojej drodze;)
    Popieram Sylwię. Jay i Monika pasują do siebie jak mało kto.
    Pozdrawiam,
    Madeleine

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie martw się, nauczyciele to zło chodzące, nie dadzą dobrej oceny nawet jakbyś umiała na blaszkę. Co do rozdziału... świetny, a pomysł by Monia pracowała z McFly jest bezbłędny, ale niech będzie z Jay'em. Uśmiałam się przy tym rozdziale, chociaż też nieco przeraziłam przy sytuacji z Jess i łysymi. McFly kojarzyłam, ale teraz to uwielbiam :D (dzięki Tobie). Czekam na następny, który mam nadzieję pojawi się już jutro :) Karolina

    OdpowiedzUsuń
  5. Stęskniłam się za Jess, jej koledzy z poprawczaka mnie rozwalili :D Widziałam zdjęcia na nk, gdzie mój kolega siedzi z kolesiami z poprawczaka na schodach i lepiej ich opisac nie mogłaś :D ''- Max, twoi ziomale!'' padłam :D Przeczuwam, że będzie coś się działo w kierunku Jaya i Moniki, ponieważ, zacytuję '' Już niebawem będziesz miał go pod dostatkiem, bo Brukselka wraca do domu – oświadczył SUCHO Jay.'' :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakiż długi rozdział! To oczywiście bardzo dobrze, że jest długi i że często je dodajesz.
    Moim skromnym zdaniem, od samego początku powinnaś mieć mnóstwo komentarzy i wejść. A teraz, to już w ogóle... Życzę Ci mnóstwa czytelników!
    Powinnam też napisać, że strasznie mi się podoba Twój styl pisania. Mówię całkiem serio, ta Twoja 'trzecia osoba' wychodzi Ci rewelacyjnie. Co ja bym dała, żeby tak pisać...

    Przechodząc do opowiadania...
    Jest mi trochę przykro z powodu Moniki, bo nikt jej nie lubi! Utożsamiam się z nią, tak troszkę, i myślę, że inni powinni sobie odpuścić z tymi komentarzami na temat jej osoby.
    Rozumiem, że będzie pracować z McFly? Jeśli tak, to świetnie! Uwielbiam ich, a w dodatku to, jak ich opisałaś, też mi się podoba. Starsi, dżentelmeni... Lekko zwariowani i z poczuciem humoru. To lubię!
    Chociaż jestem za związkiem Brukselka&Jay.

    Czas na osobistą dygresję - czy Magda zawsze musi leżeć, mdleć, lub coś w tym stylu?

    Dobra, koniec tych idiotycznych uwag. Mam nadzieję, że się za to nie obrazisz. ;D

    http://odszukac-siebie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny rozdział :)
    oczywiście czekam na next :)
    weny!!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,przeczytałam cały blog i stwierdzę,że ZAJEBISTY. ;) Bardzo podoba mi się twój sposób pisania.
    Czekam na CD,weny <3
    Zapraszam też do mnie. Dopiero zaczęłam więc jest 1 rozdział. Może skomentujesz,dodasz się do obserwatorów,byłabym wdzięczna ;)
    http://truly-deeply-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Uu, party się szykuje ;D
    Świetny, babcia najlepsza! :D
    czekam na nastepny! :3
    Weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Czekałam,czekałam i się doczekałam:)
    Jest nowy rozdział,z czego bardzo się ciesze i uważam,że mój humor został poprawiony w stu procentach:)
    Sam rozdział oczywiście powala długością a perypetie Madzi i Moniki,jak zwykle powodują u mnie banana na twarzy:D
    Szalona Jessica i jej kumple z poprawczaka,aż mi się włosy na głowie zjeżyły jak ich sobie wyobraziłam.W dodatku Siva próbujący rozładować napiętą atmosferę: "Max, twoi ziomale!",na co nikt z towarzystwa nie zareagował,bo wyczuwali kłopoty:)
    Z tego całego zamieszania spowodowanego zemdleniem Madzi,chłopcy zapomnieli o Martinie i Big Kev'ie:D
    Oj,coś mi się wydaję,że nieźle im się za to dostanie:D
    Natomiast Monika,Monika jak zwykle ma pecha i tym razem może nie została opluta,ale na jej świeżo umytych włosach wylądowała rozwalona mandarynka,z czego członkowie zespołu McFly,mieli niezły ubaw:) Dla pogorszenia sytuacji została wplątana w ucieczkę przed staruszką,której zespół zalazł za skórę:)
    Może impreza pożegnalna,którą szykują dla niej chłopcy z The Wanted poprawi jej humor,kto wie?:)
    Czekam już kolejny rozdział:)
    E.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam nadzieje ze w piatek dodasz minimum 2 rozdzialy!!
    Ale licze na wiecej :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdzial jak zwykle swietny!!
    Czekam na nexta!!
    Pisz szyko!
    Kocham to opo!!
    Alex <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Waaa... Pewnie będzie tak, że Monia źle odbierze temat imprezy. A nie lepiej będzie jeśli o serce Moniki będą walczyć Jay i któryś z McFly, ale ostatecznie wygra Jay, bo zdecydowanie on i Monika pasują do siebie. Weny! I daj szybko nexta :D

    OdpowiedzUsuń
  14. ja pierdzielę jaki dlugiii
    ale ozdział jest zajebisty
    czekam na kolejny
    =D

    OdpowiedzUsuń
  15. Ty pewnie wiesz,ale ja cię loffciam,hehe <3
    Rozdział wyszedł ci długi,przyjemnie się go czytało. Świetny styl pisania :) Czekam na CD,weny :)

    OdpowiedzUsuń