niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 100 - "Happy end?"

Bez zbytniego zwlekania wstawiam ostatni rozdział, który dedykuję wszystkim, którzy kiedykolwiek tu zbłądzili i się zaczytali :)

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze i wejścia. Jesteście wspaniałe! Obszerniejszą notkę pochwalną na Waszą cześć dodam po majówce, kiedy to zaproszę Was do czytania kontynuacji.

Miłej lektury! :*



W tym rozdziale Nath zamierza walczyć o uczucia Madzi.

~*~
O ile Madzia w myślach nie raz nazywała Natha bałwanem, o tyle w życiu nie spodziewałaby się, że wychodząc rano do szkoły, na trawniku przed blokiem zostanie zaskoczona i o mało nie dostanie zawału. Bałwan, który dziwacznie drgał na zimnym wietrze poruszył się bowiem jeszcze bardziej, kiedy przechodziła koło niego i zawołał ją po imieniu.

- Meggs!

- Aaaa!!! - wrzasnęła, czując jak coś, co jeszcze przed chwilą było bałwanem, rzuca się na nią i przytula ją, mocząc jej kurtkę od roztopionego śniegu. - Nath?

Kiedy bałwan zaczął otrzepywać się ze śniegu, dojrzała dokładnie jego twarz i rozpoznała swojego byłego chłopaka. Samoistnie uśmiechnęła się szeroko.

- Cholera, ale zimno!

- Czy ty sterczałeś tutaj całą noc... jako bałwan?

- Nie, to by było niemądre. Sterczę tu od siódmej, bo nie wiedziałem, na którą idziesz do szkoły.

- I zrobiłeś z siebie bałwana?

- Z niewielką pomocą dwóch panów, którzy opróżniali tu kubły na śmieci. Musiałem pokazać im na migi, o co mi chodzi, bo nie znali angielskiego, ale kiedy wyciągnąłem nieco funtów... od razu się zrozumieliśmy.

- Cóż, tacy są Polacy. A co tutaj robisz?

- Czekam na ciebie.

- Dlaczego w "przebraniu bałwana"? I dlaczego jesteś w Polsce? I dlaczego... Jezu, tyle pytań, nie wiem, od czego zacząć.

Madzia zakryła sobie twarz dłonią. Miała przed sobą przemoczonego piosenkarza, który szczękał zębami i który odzywał się do niej normalnie po raz pierwszy od dawna. Nie widziała go od tygodnia i teraz czuła, jakby serce miało wyskoczyć jej z piersi. Był mroźny poranek, słońce jeszcze nie wzeszło, a ona już teraz wiedziała, że w szkole nie będzie mogła się skupić.

- Postanowiłem cię zaskoczyć - wyjaśnił Nath, wyrywając ją z rozmyślań.

- I niewątpliwie ci się udało. O mało nie dostałam zawału. Dlaczego jesteś tutaj? Nie powinniście być w Ameryce?

- Chłopaki lecą tam dzisiaj razem z twoją siostrą, ale ja musiałem najpierw zobaczyć się z tobą. Nie uwierzysz, z kim sobie porozmawiałem.

- Będę strzelała. Z Dionne?

Spojrzała na niego naburmuszona i założyła ręce na piersiach.

- Och, Meggs. Nawet nie wiesz, jak mnie cieszy ta nuta zazdrości w twoim głosie! - roześmiał się chłopak.

W takim Nathanie się zakochała, dlaczego teraz do niej wracał, kiedy postanowiła, że o nim zapomni i uczyni pożytek z upływającego w realnym świecie czasu?

- Nath, nie mam pojęcia, o co ci chodzi. Mów, po co przyjechałeś. Muszę jechać do szkoły.

- Och... przepraszam. Tylko... tak strasznie mi zimno... Pomysł z tym bałwanem nie był trafiony.

Był bardzo trafiony, ale nie zamierzała go informować, że w języku polskim ma to o wiele większy sens.

- Nath... - powiedziała, wzdychając ciężko, by dać mu do zrozumienia, że się niecierpliwi.

On najwyraźniej dawał jej do zrozumienia, że chciałby wejść do jej mieszkania i się ogrzać i wysuszyć, ale nie zamierzała robić nic, dopóki nie wyjaśni jej intencji tej wizyty.

- Liam wszystko mi powiedział - wydusił w końcu chłopak.

- Liam?

- Tak, Payne! Wyobraź sobie, że chłopaki wypruwali sobie żyły, by mnie przekonać do interwencji, a ja uległem dopiero po rozmowie z nim.

- Jakiej interwencji, o czym ty mówisz?

- Miłosnej, oczywiście! - oświadczył.

Jakaś sąsiadka z psem zmierzyła ośnieżonego chłopaka, który mówił w obcym języku i żywo gestykulował, by ukryć fakt, że cały się trzęsie z zimna.

Nastolatka spojrzała na niego zszokowana. Zamrugała kilka razy oczami, bo nie wiedziała, czy jeszcze się nie obudziła, czy Nath rzeczywiście oświadczał jej, że jest tu na miłosnej interwencji.

- A w jakiej sprawie interweniujesz? - spytała z przekąsem, zakładając sobie ręce na piersiach.

- W naszej, oczywiście. Byłem idiotą, dupkiem, debilem. Wiem, że często się do tego przyznaję, a potem i tak do tego wracam, ale... koniec z tym. To wszystko moja wina. Nie powinienem całować Dionne, niezależnie od tego jak bardzo byłem na ciebie zły.

- Cóż, ja powinnam być z tobą szczera.

- Czy my... rozmawiamy? Normalnie? - spytał rozbawiony chłopak.

- Na to wygląda. Ale nie chwalmy dnia przed wschodem słońca.

- Słuszna uwaga... A więc usiłuję ci powiedzieć, że...

Słowa Natha przerwał pies, mały kundel sąsiadki, który zaczął uporczywie szczekać tuż przy jego nodze. Nie potrafił się skupić. Spojrzał na kobietę, która kręciła się obok, zaintrygowana tym "egzotycznym gościem".

- Mogłaby pani? - zapytał Nath po angielsku i znacząco spojrzał na kundla. - Ja tu próbuję dokonać deklaracji uczuć.

Kobieta nie zrozumiała ni joty z tego, co powiedział, ale domyśliła się, że ma opanować psa i to też zrobiła. Madzia natomiast zdębiała. Deklaracja uczuć? Znowu? No tak, po co inaczej jechałby do niej taki kawał drogi?

Kiedy chłopak wziął jej dłonie w swoje, poczuła jak ciepło rozlewa się po całym jej ciele.

- Zdaję sobie sprawę, że słaby jestem w te klocki, ale... mam nadzieję, że docenisz fakt, że zrobiłem z siebie bałwana po to tylko, by zobaczyć twój uśmiech. bo nie mogę bez niego żyć. Nie mogę żyć bez ciebie. Głupi jestem, że pozwoliłem, by to Liam mi to uświadomił, ale... chcę już zawsze być z tobą. Myślisz, że mogłabyś spróbować?

- No nie wiem, Nath. Boję się, że się roztopisz.

Roześmiał się szczerze, zdając sobie sprawę, że jest skora do żartów. Przygarnął ją do siebie i złożył na jej ustach delikatny pocałunek, a ona zarzuciła mu ręce na szyję i dała mu się unieść nad ziemię, tak że zawirował z nią kilka razy w kółko. Na nieszczęście był zmarznięty i zmęczony, a ona miała dodatkowy balast na plecach w postaci plecaka, więc szybko stracili równowagę i wpadli w równą zaspę śniegu, która leżała przy chodniku.

Spojrzeli na siebie zszokowani, ale szybko wybuchli śmiechem.

- Jesteś niemożliwa! - odezwał się chłopak, odgarniając jej włosy z twarzy, kiedy tak leżała, przygniatając go całym ciężarem.

- Ja? To ty dałeś ulepić z siebie bałwana! Jakkolwiek dziwnie to brzmi.

- Ale to ty lądujesz na mnie po raz enty od początku naszej znajomości.

- I zamierzasz z tego powodu narzekać?

- Nie. Zamierzam się tym cieszyć - oznajmił z uśmiechem i ponownie ją pocałował.

Wszystko wskazywało na to, że po długich zawirowaniach nawrócony Bałwan i Kopciuszek wreszcie zrozumieli, że są dla siebie stworzeni i nie ma innego wyjścia jak to, żeby byli razem.

- Meggs...? - odezwał się nagle on.

- Tak?

- Nie chcę być niegrzeczny, ale... czy jest szansa, że mogę się ugrzać u ciebie?

- Och, tak! Oczywiście!

Szybko zreflektowała i wstała z zaspy, otrzepując się ze śniegu. Jej rodziców nie było w domu, bo wyszli krótko przed nią do pracy, by uniknąć korków. Otworzyła zamaszystym gestem drzwi do swojego skromnego mieszkania.

- Nie są to królewskie warunki, jak widać, ale... dla Kopciuszka wystarczą.

- Ja uwielbiam Kopciuszka - rozpromienił się Nath.

- Nawet jeśli szklane pantofelki są na niego za małe?

- Nawet jeśli będę musiał go nosić, żeby jego zacne stópki nigdy więcej nie dotknęły ziemi.

- Cóż, z tym nie będzie problemu. Kiedy jestem z tobą, czuję się jakbym bujała w obłokach. To znaczy... kiedy przeżywamy te dobre chwile.

- Od teraz będą tylko takie - zapewnił ją Nath i przytulił ją mocno do siebie.

- Zobaczymy, zobaczymy. Ciekawe, jak wywiążesz się ze swoich obowiązków.

- Powiedziała "pani obowiązkowa", która powinna teraz być w drodze do szkoły - zachichotał Nath.

- A co ja poradzę, że mnie bałwan napadł?

Spojrzeli na siebie i się szczerze roześmiali. On poszedł do łazienki się wysuszyć. Bagaż podręczny miał ze sobą, więc założył suche skarpetki i poczuł się znacznie lepiej. Dziewczyna zaparzyła im po kubku gorącej herbaty i usiedli w salonie, by przez okno obserwować wschód słońca.

- Cóż, Barbados to nie jest, ale widok całkiem znośny - oświadczyła, wskazując głową panoramę, którą mieli przed sobą.

- Wiesz, na Barbadosie nie byłem w stanie zwracać uwagi na piękno przyrody, bo liczyłaś się tylko ty. Teraz, rok później, niewiele się zmieniło.

Spojrzała na niego ze śmiechem i przysunęła się bliżej, by mógł ją szczelniej objąć. Miała szczerą nadzieję, że jej rodzice nie wrócą wcześniej z pracy i nie zepsują im romantycznych chwil. Jego telefon raz po raz dzwonił, ale wyłączył go, żeby im nie przeszkadzał. Kiedy w końcu nacieszyli się sobą, musieli wrócić na ziemię, do rzeczywistości.

- Jutro musisz być w Ameryce - powiedziała ona. - Musimy jakoś rozplanować ten związek na odległość.

- Jaki związek na odległość? Jestem tu, przy tobie i nigdzie się stąd nie wybieram. Kiedy wylądowałem rozpoznały mnie tylko trzy dziewczyny, a jedną z nich byłaś ty. Dla mnie to więcej niż raj.  Nie obchodzą mnie żadne nagrody, bo dla mnie ty jesteś najważniejszą nagrodą, którą wygrałem.

- Jakkolwiek słodkie i romantyczne są te słowa... czy ty serio nie zamierzasz jechać do L.A.?

Dziewczyna odsunęła się od swojego chłopaka i spojrzała na niego zszokowana. Wzruszył ramionami.

- Po co ja tam? I tak pewnie nie wygramy. Choć jednym z moich dwóch postanowień noworocznych było zdobycie jakiejś dużej nagrody muzycznej. Chłopaki zrozumieją.

- Musisz tam być!

- Uuu... zaczyna się pokazywanie, kto tu nosi spodnie, co? Monica też daje Jayowi ostro w kość - roześmiał się Nath.

- Nie, ja mówię serio. Jak to sobie wyobrażasz? Co będzie, jeśli wygracie, a ciebie nie będzie, by się tym cieszyć?

- Wolę się cieszyć tobą. Za dużo czasu zmarnowaliśmy.

- No to nie traćmy go więcej. Pojadę z tobą.

Spojrzał na nią zdziwiony.

- Tak! Nie przegapię tak ważnego wydarzenia. Nie możesz zrezygnować z marzeń.

- Ty jesteś moim marzeniem - zapewnił.

- Och, przestań się podlizywać, Sykes! - Madzia dała chłopakowi kuksańca dla żartów, a on ją pocałował.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham.

- Nie bardziej niż ja ciebie.

- Bardziej niż ja już nie można.

- Cóż, nie będę się kłócić.

Dwie godziny później byli zwarci i gotowi do drogi. Ona spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i zadzwoniła do mamy, by poinformować ją o wyjeździe. Oczywiście nie dostała na niego pozwolenia, był w końcu środek tygodnia szkolnego, a ona dopiero co wróciła, ale... miłość wymagała czasem szalonych czynów i tak też Madzia z Nathem zamierzali postąpić.

Niestety kiedy jechali taksówką na lotnisko, a chłopak włączył telefon, odsłuchał wiadomość od Jaya, który informował go, że ze względu na warunki pogodowe wszystkie loty są odwołane. Śnieg sypał niemiłosiernie, a z radia w taksówce dowiedzieli się też, że nawet pociągi nie kursują, bo zasypało tory.

- I jak my teraz dolecimy do Anglii? - spytał chłopak Madzię, która zakryła sobie usta dłonią i myślała nad czymś uporczywie.

W końcu wpadła na pewien pomysł, który wymagał od kogoś wyrzeczeń, ale liczyła na pomoc mimo wszystko.

- Szofer wita! - roześmiała się Karolina nieco później, odbierając zakochanych spod lotniska, z którego nie wylatywały żadne samoloty. - Witam gołąbeczki!

- Życie nam ratujesz.

Madzia wpakowała się na przednie siedzenie starego auta, a Nath musiał zadowolić się miejscówką z tyłu między kocami a porozrzucanymi ubraniami, które właścicielka samochodu wrzuciła tam w pośpiechu, kiedy dowiedziała się, że będzie robić za transport.

Karolina obawiała się przejazdu Eurotunelem pod Kanałem La Manche, który łączył Francję i Wielką Brytanią, a który miał 50 km długości, podczas których byli zdani na łaskę i niełaskę wahadłowych pociągów, do których wstawiane były wszystkie auta. Sam fakt, że musiała samochodem zawieźć dwójkę nastolatków aż do Francji był tak abstrakcyjny, że nie miała pojęcia, jak udało jej się tego dokonać.

Na szczęście wszystko przebiegło pomyślnie i po nieco ponad dwunastu godzinach ciężkiej jazdy w ciężkich warunkach pogodowych, podczas której Nathan ją zmienił, zajechali bezpiecznie na Wyspy.

- Nie wierzę, że żyjemy - oświadczyła z ulgą Karolina.

- Dzięki, że mówisz dopiero teraz, że istniała szansa, że byśmy zginęli - parsknął Nath, ale nie było to złośliwe.

Był bardzo wdzięczny dziewczynie, że zawiozła ich taki kawał, ale chciał się z nią pożegnać i gdyby nie znaczące spojrzenie Madzi, która dawała mu do zrozumienia, że wypadałoby zabrać szofera ze sobą, powiedziałby Karolinie "Arivederci" na lotnisku, z którego mieli lot do L.A.

Wszystko jednak wydawało się układać po ich myśli. Kupili Karolinie walizkę, do której wrzuciła swoje ubrania i zostawili na parkingu jej grata, choć sama stwierdziła, że lepiej wyszłoby jej gdyby za pieniądze za pilnowanie wozu kupiła sobie nowy. Dwie godziny później siedzieli w samolocie do Ameryki, a Karolina nie wierzyła, że to dzieje się naprawdę.

Madzia i Nath robili do siebie maślane oczka, przez co robiło jej się ciepło na sercu, ale i smutno, że ona nie ma perspektyw na podobne uczucie. Max ją zauroczył, ale nie czuł tego samego co ona. Musiała żyć wspomnieniem, które i tak było mgliste, bo w sylwestrową noc wypiła sporo alkoholu, żeby dodać sobie odwagi i stać się swobodną. Cóż, najwyraźniej za bardzo swobodną, ale wtedy nie myślała przecież o ewentualnych konsekwencjach upojenia alkoholowego.

Wszyscy odchodzili od zmysłów i kiedy zobaczyli, że Nath i Maggie przybyli cali i zdrowi (w dodatku trzymając się za ręce), wydali z siebie głośne "och". Ucieszyli się też na widok Karoliny, która uratowała sytuację, a radości nie było końca, kiedy zgarnęli nagrodę People's Choice Award dla debiutu roku. Wszyscy byli wniebowzięci i na after party mieli co oblewać.

- Zdajecie sobie sprawę, że istnieje duże prawdopodobieństwo iż wszystko zakończy się dla wszystkich happy endem? - spytał rozradowany Seev.

- I niech zgadnę, ty to przewidziałeś tak? - prychnął Tom, a Kelsey dźgnęła go łokciem.

- Trochę wiary w miłość!

- No ale kiedy to już jest przesada!

Chłopak wskazał głową Monikę i Jaya, którzy nie mogli się od siebie odkleić. Madzia się roześmiała.

- Niech się całują. Za pięć minut prawdopodobnie moja siostra mu przyłoży.

- Rzeczywiście będzie miał z nią ciężko - westchnął Max.

Monika akurat odkleiła się od Jaya, by zerknąć na swoją przyjaciółkę, która biernie brała udział w konwersacji, w rzeczywistości cały czas spoglądając na Maxa.

- Czy ty myślisz o tym co ja? - spytała rudowłosa swojego chłopaka.

- Że pora wynająć pokój?

Jayowi zaświeciły oczy, a ona pacnęła go w ramię, które rozmasował.

- Nie! Mówię o wyswataniu Karoliny i Maxa.

- Serio? Jeszcze się nie nauczyłaś, że to nie niesie za sobą nic dobrego?

- A my to co? Max się nie poddawał i w końcu dokonał niemożliwego. - Dziewczyna wzruszyła ramionami.

- Od początku było wiadomo, że prędzej czy później mi ulegniesz.

- Ulegnę? Czy ty chcesz sobie nagrabić?

Podniesione głosy Moniki i Jaya sprawiły, że Max spojrzał znacząco na swoich towarzyszy.

- Jakieś zakłady, kiedy Brukselka go wykończy?

Madzia i Karolina wyglądały na oburzone, mimo iż Jay i Monika w ogóle nic sobie z tego nie robili i kłócili się dalej o to, czy swatanie ich przyjaciół jest dobrym pomysłem.

- Hej, to moja siostra!

- I moja przyjaciółka!

- Nasza też. - Max wyszczerzył zęby.

- To ile im dajemy, zanim się pozabijają?  - dorzucił Tom.

Wszyscy roześmiali się szczerze. Madzia siedziała przytulona do Natha, Kelsey do Toma, Nareesha do Sivy... Dla kontrastu Jay i Monika właśnie się kłócili, ale chyba właśnie taka była dynamika ich związku.

- Wysłałem fragment powieści twojej siostry do wydawnictwa, które zaproponowało jej pracę - oświadczył nagle Max, dumnie prężąc pierś. - I jeśli nie doprowadzi do żadnego pożaru, ma zapewnione miejsce w Wielkiej Brytanii.

- To świetnie! - rozpromieniła się Madzia.

- Zero zazdrości?

Max spojrzał na nią podejrzliwie, a ona pokręciła głową.

- Koniec z tym. My Polki musimy się trzymać razem.

Nastolatka spojrzała na Karolinę, która uśmiechnęła się szeroko. Zapanowała chwila ciszy, podczas której towarzystwo mogło wsłuchać się w kłótnię Jaya i Moniki, która zeszła teraz na nieco inne tory.

- To może ja sobie wytatuuje całe ramię, co? - pytała ona.

- Wyglądałabyś uroczo.

- Ja nie wyglądam uroczo.

- Jak się złościsz, to wyglądasz.

- Och, ja przez ciebie oszaleję!

- I żeby temu zapobiec, proponuję właśnie w tym momencie iść wynająć pokój. - Jay wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Chciałbyś - prychnęła ona, a on jak gdyby nigdy nic wstał, przerzucił ją sobie osłupiałą przez ramię i zaczął mijać towarzystwo.

- My już powiemy dobranoc - powiedział na odchodnym.

Monika wierzgała nogami, ale widać było, że nie za bardzo przeszkadza jej zaistniały stan rzeczy.

- I tak się kończy praca swata doskonałego! - zawołał za nimi Max, a Jay postawił na chwilę Monikę na ziemi i spojrzał na kumpla.

- I na ciebie przyjdzie pora, kowboju - powiedział enigmatycznie i kiedy Monika próbowała mu się wymknąć i wrócić do towarzystwa, wziął ją na ręce i zaczął się oddalać.

- No... to było urocze, ale my musimy was przeprosić - oświadczył nagle Nath.

- Też idziecie do pokoju? - zachichotała Ree, a Madzia spojrzała na swojego chłopaka zszokowana, ale on pokręcił głową.

- Nie, mamy coś do nadrobienia.

Dziewczyna była zaintrygowana, co też takiego Nath zaplanował. Pozwoliła mu zawiązać sobie oczy i prowadzić się na zewnątrz. Zimne powietrze owionęło jej sylwetkę. Chłopak podsadził ją i pomógł jej się usadowić na jakimś podeście, a następnie usiadł obok i przykrył ją i siebie kocem. Wtedy zdjął jej z oczu opaskę i ujrzała, że siedzą w dorożce.

- Dokąd, sir? - zapytał dorożkarz uprzejmie, uchylając cylinder, który dumnie sterczał na jego głowie.

- Do gwiazd.

Odpowiedział Nath i szczelnie otoczył swoją dziewczynę ramieniem.

- Myślisz, że ten pan będzie wiedział, gdzie to jest? - spytała rozbawiona Madzia.

- Wie, bo mu to wytłumaczyłem.

- W takim razie dziękuję za tę wspaniałą niespodziankę.

- Ale to jeszcze nie koniec.

Nath był tajemniczy i uśmiechnięty od ucha do ucha. W milczeniu przytulał Madzię, kiedy dorożka zawiozła ich w miejsce niewielkiej altany w środku opuszczonego parku, całej ustrojonej w pomarańczowe lampiony, które przyczyniły się nie tak dawno temu do ich pierwszego pocałunku.

- Na każdym możesz wypisać dowolne życzenie, a ja dopilnuję, żeby się spełniło - wyszeptał jej do ucha Nath, kiedy pomógł jej wysiąść z dorożki, a ta odjechała.

- Nie przestajesz mnie zaskakiwać.

- A mam jeszcze trochę asów w zanadrzu.

- Aż się boję - zachichotała dziewczyna. - Tylko nie wiem, czego mogłabym sobie życzyć. W tej chwili mam wszystko.

Jak na zawołanie w powietrzu dostrzegła pokaz fajerwerków, które wywołały jeszcze szerszy uśmiech na jej twarzy.

- Właśnie tak się czuję, kiedy jestem z tobą - oświadczył Nath i wyciągnął coś z wewnętrznej kieszeni marynarki.

- Co to? - zaintrygowała się Magda, widząc plik cienkich książeczek.

- Oferty szkół w okolicy. Jeśli miałabyś ochotę, myślę, że coś dla siebie znajdziesz.

- Och, Nath! - Dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję i spojrzała mu głęboko w oczy.

- Tak?

- Jestem największą szczęściarą na świecie!

- W takim razie czy nietaktem będzie dziękowanie teraz w myślach Liamowi? - spytał z rozbawieniem.

- Tak troszeczkę.

- Cóż. W takim razie ograniczę się do pocałunków - powiedział z uśmiechem Nathan i przyciągnął ją mocniej do siebie.

A wtedy pocałował ją z miłością i zaangażowaniem. Kochała tego chłopaka z całych sił, a on kochał ją. Fajerwerki eksplodowały nie tylko na niebie, ale i w jej sercu. I wiedziała, że będzie dobrze, bo bądź co bądź, każdy Kopciuszek zasługuje na happy end. Nawet jeśli ciężko mu znaleźć buty w swoim rozmiarze...
~*~


KONIEC


~*~

wtorek, 23 kwietnia 2013

Rozdział 99 - "Perswazja"

Wow, dziękuję Wam za komentarze i wejścia!
Wygląda na to, że zaglądacie, nawet kiedy rozdziału nie ma. To naprawdę motywujące. 
Na prośbę Alice in Wonderland † wstawiam przedostatni rozdział z dedykacją dla niej. Jest krótki, ale mam nadzieję, że się spodoba.
Finału możecie spodziewać się pod koniec kwietnia, a kontynuacja ruszy... nie wiem, kiedy. Miało być 1 maja, ale nie wiem, czy dam radę stworzyć bloga. W każdym razie najpóźniej po weekendzie majowym :)
ℓυℓℓαву † - Hmmm... Jakby ci wytłumaczyć sposób, w jaki zrobiłam czołówkę. To nie była żadna filozofia. Wyszukałam na youtube filmiki, które mi się podobały, ściągnęłam je na dysk za pomocą strony clip.dj i powstawiałam do pliku WMM tak jak można zrobić ze zdjęciami. Poprzycinałam i dodałam muzykę. Nie wiem, co jeszcze napisać.
Wszystkim, którzy zdają egzaminy gimnazjalne życzę powodzenia i trzymam kciuki! :*


W tym rozdziale Natha odwiedza niespodziewany gość, który próbuje go do czegoś przekonać.


~*~

Gala rozdania nagród People's Choice Awards zbliżała się wielkimi krokami. Jayowi mimo usilnych prób nie udało się nakłonić Natha do zatrzymania Madzi w Anglii w wyniku czego dziewczyna żyła dalej zwyczajnym życiem, czując się tym gorzej, że jej siostra tam została. Tom, Max i Siva dokładali wszelkich sił, by Nathan zdecydował się na jakiś romantyczny zryw, ale chłopak twardo obstawał przy fakcie, że skoro Madzia nie chce z nim być, on nie zamierza się starać i robić z siebie idioty, skoro "Liam Payne i tak przyjedzie na białym koniu i wszystko przyćmi", albo "Harry Styles mimo faktu iż jest pajacem zamacha loczkami, a ona padnie mu do stóp i zapomni o Bożym świecie". Poprzestali więc na tym.

Monika zatrzymała się u Ree, mimo iż Jay usilnie namawiał ją, żeby wprowadziła się do niego, bo "w końcu czeka ponad rok", na co ona skwitowała, że "to poczeka i kolejny" i to musiało mu wystarczyć. W tym wypadku chyba prawdą był fakt, że mężczyźni kochają zołzy, bo chłopak cierpliwie znosił jej humory. No i wiadome było, kto nosił spodnie w tym związku.

Nath natomiast miał dość wpatrywania się jak jego przyjaciel obściskuje się z Brukselką na prawo i lewo. Siostry nie były do siebie w ogóle podobne. Jedna miała ciemną karnację i włosy, druga jasną karnację i rudą burzę na głowie, ale mimo tego widok Moniki przywoływał mu wspomnienia o Madzi, więc w końcu przestał z nimi wychodzić i zaczął się izolować. Jay uważał za plus fakt, iż nie spotyka się z Dionne, ale Monika obawiała się, że to tylko kwestia czasu. Nie mogła też oprzeć się wrażeniu, że gdyby była lepszą swatką, jej siostra byłaby teraz szczęśliwa z Liamem. Niestety była daleko w Polsce, prawdopodobnie rozpaczając za utraconą szansą. Max nie zdradzał po sobie żadnych oznak tęsknoty za Karoliną, no ale on przynajmniej jasno wyraził się, że spędzenie razem nocy nie oznaczało oświadczyn, więc jemu zamierzała odpuścić, mimo iż przykro jej było z powodu najlepszej przyjaciółki.

Po weekendzie, na którym chłopcy z The Wanted wybrali się na imprezę i Monice i Jayowi zrobiono pierwsze wspólne zdjęcie, Nath siedział na kanapie w domu matki i przełączał programy telewizyjne. Na jednej z plotkarskich stacji mówiono właśnie o nowej dziewczynie Loczka, co dość do zirytowało, więc zmienił kanał.

- Zostaw, to dość ciekawe - oświadczyła Jess, wyrywając bratu pilota i wciskając się na kanapę obok niego.

- To nudne.

- Ciekawe.

- Nudne.

- Ale się z ciebie Gburek zrobił. Wiesz, jak ten krasnoludek od Królewny Śnieżki.

- Ja tam wolę Kopciuszka.

- Nath, czy ty coś piłeś? - siostra spojrzała na potargane włosy Nathana i poczuła odór alkoholu. - Acha.

- Na trzeźwo nie wytrzymam.

- Więc teraz zostałeś alkoholikiem, który zapuszcza zarost na kanapie w mamusinym domu? - prychnęła nastolatka. - Dlaczego mnie to nie dziwi?

Jess włączyła telewizor, a na ekranie wyświetliło się zdjęcie Natha i Maggie sprzed roku, które zrobił im fotograf, kiedy wychodzili z knajpy po zjedzeniu posiłku. Wyglądali jakby byli sekretną parą i to sugerował właśnie prezenter, który z uśmiechem porównywał zdjęcie z tym zrobionym Monice i Jayowi i snuł śledztwo, że są to najprawdopodobniej siostry.

- Nie tylko Jay zasługuje na szczęście, wiesz? - zapytała Jess. - Ogarnij się, bo jutro lecicie do Los Angeles.

Dziewczyna wyszła i zostawiła brata samego. Do drzwi rozległo się pukanie. Nathan nie zamierzał się ruszać z kanapy, więc donośnie zawołał do siostry.

- JESS!!! OTWÓRZ!!!

- SAM SE OTWÓRZ, PIJANY BARANIE!!!

Beverly nie było i chłopak zamierzał ignorować gościa, ale ten walił w drzwi jak potłuczony, więc dla świętego spokoju Nathan poszedł mu otworzyć. To, co ujrzał na progu przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Odwiedził go Liam Payne.

- Mogę wejść? - zapytał, jak gdyby nigdy nic. - Och, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że wjechałem na podjazd, ale dwie fanki ścigały mnie samochodem, a nie chciałem, żeby...

- Co ty tutaj robisz?

- Chciałem porozmawiać.

- Och, tak bez zapowiedzi? - prychnął Nath.

- Dlaczego odnoszę wrażenie, że masz mi coś za złe, podczas gdy to ja powinienem mieć coś za złe tobie? - westchnął Liam.

- Ty mi? Niby co? - prychnął Nath.

- To, jak potraktowałeś Maggie.

- Ja? Ona nie chciała ze mną być, bo wolała spędzić sylwestra z tobą. Z czego oczywiście skorzystałeś, bo ciągnie was do siebie jak magnes.

- Proszę cię. Ona cały czas wzdychała do ciebie, dlatego nigdy nie mogłem być dla niej kimś więcej niż przyjacielem. Niezależnie ile razy bym ją pocałował.

- Jeśli próbujesz mnie do czegoś przekonać, to marnie ci idzie - stwierdził Nath z przekąsem.

- To może zaprosisz mnie do środka a wyłożę ci czarno na białym to, co mam ci do powiedzenia? - zapytał Liam, a Nath wywrócił oczami.

Był jednak zaintrygowany, co było tak istotne, że rywal zdecydował się go odwiedzić, więc zamaszystym gestem wskazał mu wnętrze mieszkania.

- Byle cicho, bo jak moja siostra cię zauważy, dostanie krwotoku z nosa z ekscytacji.

- Twoja siostra jest fanką One Direction?

- Też się dziwie - prychnął Nath i wskazał Liamowi kanapę.

Nie zaproponował mu nic do picia. Siedzieli tak przez chwilę w ciszy, każdy zbierał się, by coś powiedzieć.

- Ładny dom - zagadnął w końcu Payne.

- Chyba nie przyjechałeś tu, żeby mi o tym powiedzieć.

- Nie.

- No to... o co ci chodzi?

- O Maggie, oczywiście.

- Tyle zdążyłem wywnioskować. Nie jestem idiotą.

- A twoje czyny świadczą o czymś zupełnie innym.

- Z każdym twoim słowem pięść coraz bardziej mnie świerzbi, a trochę wypiłem, więc będę skłonny zignorować fakt, że masz nade mną przewagę fizyczną - oświadczył gniewnie Sykes, a Liam uniósł ręce w geście poddania.

- Nie przyszedłem cię obrażać, tylko cię przekonać, że o miłość zawsze warto walczyć.

- Co ty bredzisz? Gadasz jak gej - prychnął Nath.

- Wiesz, zanim Maggie wyleciała do Polski, widziałem się z nią. Przelotem, to prawda, ale próbowałem ją przekonać, żeby jednak została. Ale nie ze mną, tylko z tobą.

- Cóż, wspaniałomyślne, że mimo uczuć, którymi najwyraźniej nadal ją darzysz próbujesz bawić się w swata. Ostrzegam, że ci, którzy próbowali przed tobą, polegli.

- Masz najwyraźniej jakiś kompleks odrzucenia, ale postaw się w jej sytuacji. Kiedy pojawił się kryzys od razu poszedłeś na imprezę z Dionne, a dziennikarze widzieli cię, jak ją całujesz.

- Maggie była wcześniej z wami pięcioma, więc... to ona chyba wybrała ten "Jeden Kierunek". - Nathan nakreślił w powietrzu cudzysłów, a Liam niemal uderzył się otwartą dłonią w czoło.

- Maggie przyszła do nas, bo Louis miał urodziny. Ty nie masz takiej wymówki. No i ona nie całowała żadnego z nas... przynajmniej wtedy - dodał chłopak po chwili, przypominając sobie wcześniejsze przygody. - Zrozum, jak ciężkie jest dla mnie przekonywanie ciebie do wykonania kolejnego pierwszego kroku. Moje uczucia do Meggs nadal są silne, ale wiem, że nie mam u niej szans, bo jej serce nieodwołalnie należy do ciebie. A jako że mi na niej zależy, chcę tylko jej szczęścia. A tak się składa, że szczęście możesz jej dać tylko ty.

- Doceniam tę... jakże altruistyczną inicjatywę, ale to ona stwierdziła, że tak nie może.

- Bo dałeś jej powód, żeby myśleć, że to nie wypali - westchnął ciężko Liam i podniósł się z miejsca, otrzepując spodnie z niewidzialnego kurzu. - Wytrzeźwiej, ogarnij się i zrób coś, żeby ją odzyskać. Jutro będziesz w L.A. i będziesz żałować, że nie ma jej przy tobie.

Chłopak wyszedł i zostawił Nathana bijącego się z myślami.

- Kto to był? - zaciekawiła się Jess.

- Liam Payne.

- CO?! - podekscytowała się nastolatka. - U nas w domu?! - Doskoczyła do okna, ale było już za późno, bo jego samochód odjeżdżał z podjazdu. - Czego on chciał?

- Uświadomić mi, jaki jestem głupi.

- I udało mu się?

- Najwyraźniej tak. Zamów mi bilet do Polski.

- I to się nazywa wola walki, braciszku! - Jess uściskała Natha, ale szybko od niego odskoczyła, czując zapach alkoholu. - Ale zanim pojedziesz pocałować Maggie... weź prysznic i umyj zęby.

Chłopak rzucił w nią poduszką z kanapy, ale zdążyła umknąć. Wszystko zmierzało we właściwym kierunku, bo skoro nawet Liam Payne wiedział, że tych dwoje pasuje do siebie jak ketchup do frytek, musiała to być prawda.

Nikt nie wierzył, że Nath na dzień przed wylotem do Los Angeles zamówił sobie bilet do Polski, do której zamierzał lecieć, by odzyskać miłość swojego życia. Kiedy pokazał im jednak dowód, Monika i Tom byli tak podekscytowani, że postanowili zawieźć Młodego na lotnisko. Po drodze tak śmigali, że zatrzymała ich policja, a kiedy Tom zaczął wykłócać się z przedstawicielem władzy, a Monika była skora do bójki (nawet zakasała rękawy, ale Nath ją powstrzymywał) prawie zostali zatrzymani. Na szczęście Nathan wydusił z siebie romantyczny monolog, który skruszył serce policjanta i pozwolił im dojechać na lotnisko w spokoju.

Tak więc późnym wieczorem Nath znalazł się w obcym kraju, uzbrojony w niewielki bagaż podręczny, kartkę z adresem dziewczyny i odrobinę nadziei. 


~*~

sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 98 - "Nowy rok"

Przestraszona pogróżkami (tak, nie wychodzę z domu, bo boję się, że mnie Naile dopadnie :P) postanowiłam, że musi być happy end i jedno z moich alternatywnych zakończeń odeszło w zapomnienie. 
Przepraszam, że opuściłam się w komentowaniu Waszych opowiadań, ale krucho u mnie z czasem. Dlatego bardzo jestem wdzięczna wszystkim, którzy tu zaglądają, nawet gdy ja przegapię jakiś rozdział u Was. Dziękuję Wam za wyrozumiałość :*
W tym rozdziale przyjaciele rozpoczynają Nowy Rok z kolejnymi problemami.
~*~ 
Ile dziewczyn zabiłoby, żeby spędzić sylwestra z Liamem? Liamem, który specjalnie olał imprezę z przyjaciółmi i przyjechał przed samą północą do niej, aby powitać z nią Nowy Rok? I wcale nie była jego dziewczyną, a mimo to traktował ją jak księżniczkę. Cóż, Nath wypadł przy nim blado, ale nie mogła mu mieć tego za złe, bo w końcu to ona dolała oliwy do ognia, oświadczając, że nie może być z nim w związku. Ilekroć go odrzucała stawał się tym mrukiem i arogantem, którego tak nie znosiła. Ale nie mogła się z nim związać. Nie teraz, kiedy musiała wracać na kolejny semestr w szkole, a on zajmował się podbijaniem świata i dziewczęcych serc wraz zespołem.

Nastolatka spakowała wszystkie swoje rzeczy w walizkę i zamierzała wrócić do Polski. Długo rozmawiała z Liamem, który przekonywał ją, żeby została, ale nie chciała komplikować sobie życia. Jej siostrze się udało, ale to nie oznaczało, że na każdego czeka happy end.

Do szóstej rozmawiała z przyjacielem, a potem poszła spać do siebie. Nie miała pojęcia, czy Nath był w pokoju obok, ale rozważała zapukanie do niego i porozmawianie. W ostateczności stchórzyła, kiedy na końcu korytarza pojawili się pijani Tom i Kelsey, śpiewający "I Found You" na całe gardła, przez co dziękowała w duchu, że wynajęli całe piętro.

Śniadanie jedli późno i bardziej można było je określić jako obiad. Wszyscy byli zmęczeni lub skacowani. Nath dodatkowo wyjątkowo naburmuszony, dźgał swoje tosty widelcem, jakby chciał się na nich wyżyć za swoje niepowodzenia. Monika siedziała na kolanach Jaya, cały czas szeptali sobie coś na ucho i chichotali, raz po raz wymieniając pocałunki.

- Proszę was, bo się porzygam - westchnął Tom, wywracając oczami.

- Nie pamiętasz jak to jest być w początkowej fazie związku? - roześmiała się Kelsey. - Daj im się wyszaleć.

- Wyszaleć to się mogli w nocy. Teraz ja jem.

- Skoro już musisz wiedzieć, to wcale się nie wyszaleliśmy - oznajmił Jay, udając naburmuszenie.

- Ale ktoś jednak sobie zaszalał! - roześmiał się Siva, widząc, jak do restauracji wchodzą Max i Karolina, zaspani, ona zawstydzona, on skacowany.


Tę noc spędzili w jednym łóżku. Zostali ułożeni w osobnych pokojach koło trzeciej przez Sivę i Jaya, kiedy zaczęli rozrabiać po alkoholu, ale jak się rano okazało, zmienili miejsce noclegu.


Karolina nie miała pojęcia, jak to się stało, ale po obfitującym we wrażenia sylwestrze pod drzwiami pokoju usłyszała jak pijany Max zawodzi w piosence Franka Sinatry. Otworzyła, by dobitnie dać mu do zrozumienia, że najwyższy czas, żeby poszedł spać, ale zamachał jej przed oczami butelką drogiego szampana, a ona… no właśnie. Pamiętała doskonale, że poszła do jego pokoju z własnej woli, a potem sprawy potoczyły się nad wyraz szybko. Pusta butelka, walające się po pokoju ubrania, gorące pocałunki… Jakby tego było mało, po przebudzeniu Max dał jej do zrozumienia, że nie pamięta, w jaki sposób znaleźli się w jednym łóżku, przez co poczuła się jeszcze gorzej. Wróciła do swojego pokoju się odświeżyć i zamierzała w nim zostać, zrzucając wszystko na ból głowy, ale pech chciał, że Max przyszedł po nią do pokoju, by zabrać ją na późne śniadanie. Najgorsze było jednak to, że poza ogromnym kacem, który go męczył, zachowywał się, jakby nic między nimi nie zaszło. Jakby wspólna noc była niczym gra w karty, w której, cóż, ona przegrała z kretesem.
 

Znali się więc krótko, ale dość dogłębnie, co wywołało sporo docinków wśród towarzystwa. Max wydawał się nic z nich nie robić, ale Karolina spłonęła rumieńcem.

- Jak się spało? - spytała rozbawiona Monika, mrugając do przyjaciółki okiem, a ta ukryła twarz w dłoniach, przez co rudowłosa się zaniepokoiła. Nie mogły jednak rozmawiać przy wszystkich.

- Nie wstydź się, Anglia rządzi się swoimi prawami! - odezwała się Madzia i wszyscy się roześmiali.

Tylko zawstydzona Karolina, zatroskana Monika i naburmuszony Nath byli cisi jak nigdy wcześniej.

- Kiedy zmył się Payne? - zapytał zaciekawiony Max, żeby uciąć dyskusje na swój temat.

- Po nazwisku to po pysku! - skarciła go Monika po polsku, a Madzia zachichotała.

- Został do szóstej - wyjaśniła. Nath przejechał nożem po talerzu tak, że wydał nieprzyjemny kłujący w uszy dźwięk. Nastolatka spojrzała na niego zdziwiona, ale nie zaszczycił jej spojrzeniem, więc wzdychając ciężko, dodała. - A komu w drogę temu czas. Jutro wracam do Polski.

- Teraz?

Monika łypnęła na siostrę zszokowanym wzrokiem. Nadal miała nadzieję, że jej życie i sprawy z Nathem się poukładają, ale Madzia najwyraźniej wolała uciec od problemów.

- Po co chcesz już wracać? Zostań do końca tygodnia. Teraz i tak opuścisz zajęcia, więc... ZOSTAJESZ! - zarządził Tom. - Chociaż do People's Choice Awards! W Los Angeles.

Bardzo chciała pojechać z chłopakami do Stanów, ale patrzenie na Natha w takim stanie nie ułatwiało jej podjęcia pozytywnej decyzji. Podobno cały rok będzie wyglądał tak jak powitanie nowego. W takim razie ona miała mieć złamane serce, a nie zniosłaby wpatrywanie się w chłopaka, który nie zamierzał się do niej odzywać.

- Już i tak sporo opuściłam... - oznajmiła dziewczyna, wywracając oczami.

- Zostań chociaż do piątku, wtedy wracam ja - wtrąciła Karolina. - Bo ty zostajesz, jak mniemam? - zwróciła się do przyjaciółki, która nadal siedziała Jayowi na kolanach.

- Jeśli mi się nie znudzi - odpowiedziała Monika z przekąsem. - To jeszcze trochę tu zabawię.

- Trochę? Ja cię przywiążę i nie wypuszczę! - zapowiedział Jay.

- Chyba do łóżka.

Siva zachichotał i wszyscy mu zawtórowali.

- No dobra, mogę zostać do piątku.

Madzia dała się przekonać, ale nie była pewna, czy to dobry pomysł. Chłopcy przygotowywali się do gali rozdania nagród, Monika nieustannie twierdziła, że jest dobrej myśli i jej intuicja podpowiada, że zdobędą nagrodę, a Karolina chodziła z głową w chmurach.

Część składu została w hotelu przez te parę dni. Tom i  Kelsey wrócili do mieszkania, bo jemu nie smakowało chilli w restauracji na dole, a Siva i Nareesha również woleli domowe zacisze, gdzie chłopak miał swoje liczne kosmetyki (przez co nieustannie mu docinali w żartach). Jay próbował przekonać Monikę, żeby wprowadziła się do niego, ale kategorycznie odmówiła, stwierdzając, że nie zostawi siostry i przyjaciółki, więc chłopak postanowił zostać w hotelu. Nath pojechał do domu, a w hotelu zostały tylko Polki, Max i Jay.

Brukselka korzystając z okazji, że Max uiszczał zapłatę za pobyt w recepcji, podeszła do niego i założyła ręce na piersiach.

- Przeskrobałem coś? - zapytał, chowając portfel.

- Powinnam cię udusić za to, że cały czas tak usilnie pchałeś mnie w ramiona tego idioty.

- Ale nie udusisz, tak?

- Jest dla ciebie nadzieja. Ale powiedz mi, o co chodzi z tobą i Karoliną.

- Ze mną i twoją przyjaciółką? - Max nerwowo potarł kark. - Chodzi ci o to, co się zdarzyło w Nowy Rok?

- No raczej. - Monika wywróciła oczami. Mężczyźni byli tacy niedomyślni.

- A co, mówiła ci o mnie?

- Właśnie o to chodzi, że nie - zasępiła się dziewczyna. Karolina nie chciała rozmawiać zbyt wylewnie o przygodnej nocy spędzonej w ramionach członka znanego zespołu.

- Och. No... bo w sumie nie ma o czym.

- Nie ma o czym, tak? - spytała podejrzliwie Brukselka, mrużąc oczy i przypatrując się przyjacielowi.

- Co ty robisz?

- Włączam wykrywacz kłamstw.

- I jak działa?

- Chyba zardzewiał - westchnęła ciężko Monika.

Nie chciała by jej przyjaciółka cierpiała. Że też musiała pakować się w to bagno tak jak one. Wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby Kuba zjawił się w sylwestra i mogłaby go z nią wyswatać, ale on niestety pracował i nie mogła ich sobie poznać.

- Posłuchaj, najwyraźniej oboje z Caroline tego chcieliśmy, ale wypiliśmy za dużo, to nie były oświadczyny.

Monika miała szczerą nadzieję, że dla jej przyjaciółki również to nic nie znaczyło. Dosyć cierpienia przewinęło się przez Wielką Brytanię.

- Gotowe - oświadczyła nagle Madzia, zjawiając się tuż za nimi. - Zapłaciliście?

- Tak, wszystko załatwione.

Max przytaknął głową i spojrzał do tyłu na Karolinę, która wpatrywała się w niego uporczywie z oddali, ale spostrzegając, że zwrócił na nią uwagę, szybko odwróciła wzrok. No tak, najprawdopodobniej wpadła po uszy, jak ją Monika znała.

- To co, możemy jechać? - spytał nieco zmieszany Max. - Gdzie Jaybird?

- Pojechał "coś załatwić" - wyjaśniła Monika. - Dojedzie na lotnisko.

Rzuciła Maxowi znaczące spojrzenie, które świadczyło o tym, że jej świeżo upieczony chłopak zamierzał skłonić Natha do pożegnania Madzi.

Poprzedniego wieczoru Tom i Kelsey oraz Siva z Nareeshą zjawili się w hotelu na uroczystej kolacji, by pożegnać dziewczyny, ale Nath wolał siedzieć na przedmieściach. Zabolało to Madzię, ale w gruncie rzeczy nie miała co liczyć na kolejne romantyczne zrywy, po tym jak odebrała mu nadzieję. Tak było lepiej, w końcu wracała do domu.

- Żałuję, że nie pojedziecie z nami do L.A. - westchnęła Monika w samochodzie Maxa.

Madzia i Karolina siedziały zamyślone z tyłu i wpatrywały się w widoki za oknem. Obie były przekonane, że w najbliższym czasie nie będzie im dane tu wrócić.

- Nie każdy może się tak obijać jak ty - zachichotała jej przyjaciółka, ale jej oczy pozostawały smutne, szczególnie kiedy w lusterku spotkała spojrzenie Maxa.

Rzeczywiście fakt, że poszli ze sobą do łóżka był impulsem wyzwolonym pod wpływem alkoholu, ale nie zmieniało to faktu, że chłopak ją zauroczył i widząc szczęście swojej przyjaciółki i Jaya zapragnęła dla siebie czegoś podobnego. Nie było jednak szans na happy end, nie teraz, kiedy musiała wracać do pracy.

- Cóż, trochę zawalę studia. Oby ten idiota był tego wart - westchnęła Monika.

- Mówienie o Jayu idiota, kiedy się spotykacie jest nieco nie na miejscu, nie sądzisz? - spytała Madzia.

- Nie.

- No to już wiemy, kto nosi spodnie w tym związku - wtrącił Max kierujący wozem.

- A żebyś wiedział!

Zaparkowali na lotnisku. Chłopak pomógł koleżankom wyciągnąć bagaże z bagażnika i przewiesił sobie ciężką torbę Karoliny przez ramię. Monice serce się krajało kiedy widziała jak dziewczyna wpatruje się w niego jak ciele w malowane wrota, a on zaszczyca ją tylko nikłym cieniem uśmiechu i suchą uprzejmością.

- Czy ty czujesz coś do Maxa? - spytała cicho, kiedy chłopak próbował dodzwonić się do Jaya.

- Aż tak widać? - westchnęła Karolina. - Nie mogę przestać o nim myśleć po naszej wspólnie spędzonej nocy i naprawdę nie wiem, w jaki sposób będę mogła normalnie funkcjonować na uczelni i w pracy... Ale on chyba nie podziela moich uczuć.

- Cóż, on uważa, że to żadne oświadczyny nie były.

- Tak jak myślałam.

- Och, Karola. Dlaczego ty tyle wtedy wypiłaś? Gdybym nie była taką egoistką i nie zajmowała się sobą... Do niczego by nie doszło i nie czułabyś się teraz tak, jakbyś coś traciła.

- Nie jesteś egoistką. Po prostu nie każda dziewczyna może znaleźć miłość wśród członków znanego zespołu - westchnęła dziewczyna.


- Ale... - zaczęła Monika. - Może wasza historia romantyczna zaczyna się tam, gdzie zazwyczaj inne się kończą, ale to nie oznacza, że jest skazana na straty... - zamierzała snuć plan swatania przyjaciółki z Maxem, ale zamilkła, kiedy dołączył do nich wspomniany chłopak.
- Nie odbiera - oświadczył, mając na myśli Natha.

- To co, mamy lecieć bez pożegnania? - spytała poirytowana Madzia.

Oddaliła się sprawdzić, czy w kiosku są jakieś ciekawe gazety, bo ona i Karolina nie miały miejsc koło siebie, ale tak naprawdę chciała lepiej obserwować wejście na terminal w nadziei, że w ostatniej chwili ujrzy tam Natha. To tutaj, na tym lotnisku, wykonał dla niej ten romantyczny gest. Może go powtórzy? Może jest dla nich nadzieja?

Wywoływano już pasażerów na lot do Polski, więc nie było czasu się nad tym zastanawiać. Dziewczyny zaczęły się ściskać, Max przytulił też Madzię i po krótkim zawahaniu Karolinę, co było dość dziwacznym widokiem. W ostatniej chwili do towarzystwa dołączył zmachany Jay. Spojrzał na swoją dziewczynę i pokręcił głową, co oznaczało, że Nath zdecydował się nie pojawiać na lotnisku.

- Cóż, komu w drogę, temu kopa - westchnęła Madzia i razem z przyjaciółką siostry przeszła przez odprawę.

Obie obejrzały się jeszcze na przyjaciół, którzy odprowadzali ich wzrokiem. Nikt jednak nie krzyknął nic, żeby je zatrzymać.

~*~