czwartek, 31 stycznia 2013

Rozdział 64 - "Bal przebierańców"

No i nadszedł pierwszy rozdział na balu przebierańców.
Pojawiają się ponownie chłopaki z McFly, nie wiem, czy jesteście w stanie połapać się w ich imionach, ale na dole po prawej jest prezentacja ze zdjęciami. Będzie również zespół dziewczyn i epizodycznie powróci Marvin Humes z JLS.
No i przedsmak Liama, który gdzieś się tam kręci i sprawia, że się wkurzacie (choć w sumie to zachowanie Natha jest wkurzające, ale rozumiem, że jest Waszym ulubieńcem).
thewanted - oczywiście, że nie mam ci za złe. Pewnie, że lubię komentarze, z których wynika, co się podobało, a co nie, ale dziękuję, że czytasz i poświęcasz czas na te wypociny.

Karoline. - jesteś takim samym zboczeńcem jak Monika ;)

Charlizell, נєѕтę ρяιѕσηєяę. ♥ - po skończeniu WD ruszy moje nowe opowiadanie, które będzie w pewien sposób jego kontynuacją, więc... już teraz zapraszam.

patrycja - zwolnię z tempem wstawiania rozdziałów, bo rzeczywiście na pierwszym miejscu musi być nauka :D

Przepraszam, że nie odpowiedziałam na wszystkie komentarze, ale nie wszystkie wymagały odpowiedzi, nie mam zbyt dużo czasu i nie mam gwarancji, że w ogóle moje długie wywody zostaną przeczytane.

Pozdrawiam Was wszystkie :*


W tym rozdziale wszyscy udają się na bal przebierańców. Znane zespoły pod jednym dachem nie wróżą jednak nic dobrego i już od początku rodzą się napięcia.
~*~
Limuzyna była zamówiona na dziewiętnastą trzydzieści, by punktualnie o dwudziestej parkować przed salą balową jednego z londyńskich hotelów, w którym odbywał się bal przebierańców. Nie był on jednak tak elegancki jak bal maskowy, bo celebryci pojawiali się na nim w strojach seksownych pielęgniarek czy sprośnych księży.

Monika była dość podenerwowana, bo strój, który zamówiła, w ogóle nie przypominał tego, czym miał być. Trzymała go w śmiesznym worku jak od śpiwora i nie pozwalała Jayowi zaglądać. Tak więc i on nie pochwalił się dziewczynom, za co się przebierze. Zrezygnował ze stroju Spidermana i kupił coś innego, z czego był nawet zadowolony.

Siva i Nareesha, Tom i Kelsey i Max (bez Michelle, której niestety w ostatniej chwili przedłużyły się zdjęcia) mieli podjechać po Natha i Jaya, którzy rezydowali w mieszkaniu tego drugiego, podobnie jak siostry.

- Czuję się, jakby moje mieszkanie było wielką garderobą – zaśmiał się Jay, spoglądając na Natha, który siedział w fioletowej bluzie i czapce na głowie. – Przebierz się, bo potem wszystko będzie na ostatnią chwilę.

- Ale to jest mój strój! – bronił się nastolatek.

- I kim ty niby jesteś? – zachichotał gospodarz.

- Justinem Bieberem. Nie widać?

- To że wyglądasz jak on, nie oznacza, że dobrym pomysłem jest takie przebranie. Założyłbyś chociaż jakieś okulary, czy coś.

- Mam okulary. I koszulkę z wizerunkiem Seleny Gomez – wyjaśnił Nath, pokazując się w pełnej krasie. - A ty za co się przebierasz? Za ćwoka? Wszystkich poganiasz, a sam stoisz tu jak kołek.

Jay zniknął w swojej sypialni, by po pięciu minutach wrócić przebrany za Robin Hooda.

- Ta dam! – oświadczył, rozkładając ręce.

- Facet w rajstopach – zaśmiał się Nath.

- Czego ty chcesz? Wyglądam bardzo męsko!

- No nie wiem. Jak dla mnie to trochę pedalsko.

- Dlaczego wszyscy to powtarzają? – spytał zirytowany Jay. – Ty nie powinieneś nic mówić, bo jesteś przebrany za Biebera.

- Dobra, już dobra. Lepiej powiedz, jak tam dziewczyny – zmienił temat młodszy z chłopaków. – Żadna nie chciała powiedzieć, za co się przebiorą?

Jak na zawołanie tuż przed jego oczami przemknęła Madzia w samym ręczniku na cyckach i w turbanie na głowie. Wykąpała się i szła do sypialni Jaya się ubrać i pomalować.

- Nie wchodzić teraz! – nakazała, zatrzaskując drzwi.

- One były we dwie w łazience? – spytał zszokowany nastolatek.

- Nie. Monici nie ma, bo wyszła coś załatwić.

- „Coś załatwić”? – spytał Nath, w  powietrzu nakreślając cudzysłów. – Nie spytałeś, o co chodzi?

- A po co miałem pytać? Może chodziło o bilet, może o kostium, może chciała się z kimś spotkać… Co mi do tego? – Jay wzruszył ramionami, a jego przyjaciel o nic więcej nie pytał.

Siedzieli tak na kanapie, naparzając w jakąś grę na konsoli Jaya, kiedy do mieszkania wróciła Monika.

- Nie zamykałeś drzwi? – zdziwiła się. – A gdyby ktoś się włamał?

- Wszyscy, którzy mogą się włamać są tutaj albo w Nottingham – wyjaśnił chłopak.

- Gdzie byłaś? – spytał Nath, widząc reklamówkę, którą dziewczyna dzierżyła w dłoni.

- Ja… - zaczęła, ale wołanie siostry z sypialni przerwało dalsze słowa.

- Monia, to ty? Chodź mi pomóc!

- Przepraszam. – Monika dygnęła i zostawiła przyjaciół samych.

- Nie cierpię, gdy to robią – westchnął Jay.

- Co?

- Gadają szyfrem.

- Baby zawsze gadają szyfrem. – Nath wzruszył ramionami. Sam też nie rozumiał języka polskiego i często go irytowało, gdy siostry przestawiały się na obce słownictwo. Zawsze wydawało mu się, że go obgadują.

Nagle główka Madzi wychyliła się przez szparę w drzwiach. Zbliżała się godzina przyjazdu limuzyny.

- Jedzcie bez nas. Nie wyrobimy się – powiedziała. Zamierzała dodać, że spotkają się na miejscu, ale przerwał jej atak Natha.

- JAK TO BEZ WAS?!

- Dojedziemy taksówką – wyjaśniła zszokowana dziewczyna. Ten chłopak stawał się coraz bardziej nieobliczalny. Nie miała pojęcia, że tak na niego działają duszone w sobie uczucia.

- Och. Przepraszam… Na pewno?

- Monika dopiero przyszła i mamy problem z jej strojem.

- A ty się nam nie pokażesz? – wtrącił Jay.

- Nie. Ale twoje rajstopy wyglądają bardzo kusząco – zachichotała, mierząc Robin Hooda od stóp do głów. Następnie przeniosła wzrok na Natha.

- A ty się nie przebierasz?

Jay się śmiał, a Nath irytował, że przecież jest już przebrany. Wiszącą w powietrzu kłótnie przerwał telefon właściciela mieszkania. To był Siva, który dopytywał się, czy są gotowi, bo chcą już jechać. Piętnaście minut później siostry zostały same z niewielkim problemem.

- Z tym stelażem nie zmieścisz się w żadne samochodowe drzwi – oświadczyła Madzia, wzdychając ciężko.

Patrzyła na siostrę w stroju… Brukselki.

- Przewidziałam to i mam strój awaryjny. Ale nie mogę teraz poważnie rozmawiać, kiedy jesteś tak ubrana.

- Co ci nie pasuje w moim stroju? – zdziwiła się nastolatka.

- Wyglądasz jak… Britney Spears.

- No ale taki był plan. Przecież to za nią się przebrałam.

- Acha! A ja myślałam, że za sprośną uczennicę! – Monika uderzyła się otwartą dłonią w czoło i obie się roześmiały. – Może nie pójdę? Nie chcę się ośmieszyć z tym strojem.

- Musisz iść! A strój Brukselki jest trafiony w dziesiątkę. Chłopcy na pewno się ucieszą. To będzie takie ukoronowanie naszych wspólnie spędzonych chwil.

- I dlatego wybrałaś przebranie się za piosenkarkę, w której podkochiwał się Nath? – Starsza z dziewczyn spojrzała spode łba na młodszą, która się obruszyła.

- Nie! Skąd ten pomysł? – prychnęła Madzia. – Sama nie wiem, ale moja sympatia do Natha ulatuje jak powietrze z balona.

- Nic dziwnego. Ostatnio zachowuje się jak dupek.

- To prawda.

- Za to Liam… Zdecydowałaś się już, co mu odpowiesz? - Monika zmieniła temat, a Madzia wywróciła oczami.

- To jest poza dyskusją. Wracamy do domu, pamiętasz? – Nastolatka zostawiła starszą siostrę i poszła do łazienki, dokończyć swój makijaż. Z zadowoleniem musiała stwierdzić, że wygląda tak, jak sobie to wyobrażała. 

Monika spuściła głowę. Borykała się z pewną wiadomością, którą chciała przekazać siostrze, ale nie był to jeszcze odpowiedni moment.

Została sama w sypialni Jaya, w której wielka szafa miała lustrzane drzwi. Przyglądała się swojemu odbiciu. Miała na sobie przylegający do ciała jasnozielony kostium z postawionym kołnierzykiem, którego i tak nie było widać przez wielką kulę na stelażu, która czyniła z niej brukselkę. Miała problemy z siadaniem no i wyglądała jakby warzyła tonę, ale chciała zobaczyć uśmiech na twarzach chłopaków.

W ostatniej chwili wyskoczyła do sklepu z gadżetami, który widziała kilka przecznic dalej poprzedniego dnia, kiedy wybrała się na spacer pod nieobecność Jaya. Kupiła tam awaryjne dodatki na wypadek, gdyby nie mogła przecisnąć się przez drzwi. Upchnęła je do workowatej torby i skończyła się malować. Włosy związała w kucyk na boku.

- Poprawisz mi warkoczyki? – spytała Madzia, pokazując się w pełnej krasie, z blond peruką na głowie.

- Jasne – zapewniła starsza siostra i na nowo zaplotła młodszej fryzurę. – Wyglądasz jak stara dobra Bryśka w szczytowej formie.

- Cieszy mnie to. A ty co tam zabierasz w reklamówce?

- Strój awaryjny. Na wypadek gdybym w tym nie mogła nawet usiąść, co jest całkiem prawdopodobne.

- Nie wiadomo, czy będzie tam gdzie siedzieć. Może być to jedna z tych „stojących imprez”. – Madzia zakreśliła w powietrzu cudzysłów. Nie znały się na świecie show biznesu, wszystko było dla nich nowe. – Ale mniejsza. Daj, pomogę ci to ściągnąć. Dzwoniłam po taksówkę, będzie za pięć minut. Założysz to na miejscu.

Jak zakomenderowała młodsza z sióstr, tak zrobiły. W pośpiechu zabrały kosmetyki i telefony oraz klucz do mieszkania, które zamknęły na wszystkie spusty. Taksówkarz patrzył na nie zszokowany. Madzia nie wzięła kurtki, żeby nie przejmować się szatnią. Siedziała z odsłoniętym brzuchem, trzęsąc się z zimna. Monika od stóp do głów miała na sobie zielony kolor i przyprawić mogła o chorobę morską na lądzie. Dojechały jednak w jednym kawałku, ale kazały się taksówkarzowi wysadzić kawałek za rogiem. Przed głównym wejściem bowiem była prasa i fotoreporterzy, którzy robili gościom zdjęcia.

- I co teraz? – spytała ze złością Madzia, ogarniając sytuację. Stały po drugiej stronie ulicy, trzęsąc się z zimna. Wyglądały jak prostytutka i kapusta (bo Monika włożyła na siebie kulkę).

- Trzeba zadzwonić po chłopaków, żeby po nas wyszli. Nie mamy nawet zaproszenia. – Monika wzruszyła ramionami, a Madzia przyznała jej rację. Nie pomyślały o fakcie, że są osobami towarzyszącymi i nie mogą od tak wejść do hotelu na imprezę. Wklepała w telefonie numer Jaya, który znała na pamięć.

- Wyjdźcie po nas tylnym wyjściem – zakomenderowała.

- Dlaczego tylnym? – zdziwiła się starsza siostra.

- Nie chcę zdjęć. Mam ich dosyć w ubraniu, a teraz jestem prawie goła.

- Na własne życzenie, Britney.

- Zamknij się, Kapusto.

- Brukselko! – poprawiła ją Monika, ale słysząc swój własny oburzony ton, roześmiała się. Nie miała jednak dużo czasu na beztroskę, bo Jay po drugiej stronie słuchawki odpowiadał.

- Tu nie ma tylnego wyjścia. A nawet jeśli jest, to pilnowane – wyjaśnił.

- Och, no trudno… - westchnęła Madzia, ale twarz jej się rozjaśniła, kiedy zauważyła, że fotografowie odjeżdżają lub wchodzą do środka. Było już w końcu po ósmej. – Dobra, nieważne!

Rozłączyła się, zanim Jay zdążył o coś zapytać. Pociągnęła siostrę za rękę w stronę wejścia, które chwilowo nie było obstawione ani przez przedstawicieli prasy ani przez odźwiernego, ani przez ochronę. Musiały stanąć twarzą w twarz z problemami przy drzwiach obrotowych, w których Monika utknęła. Madzia ciągnęła ją za rękę, próbując ją wyswobodzić. Musiało to wyglądać przekomicznie.

- Nic z tego. Jesteś za gruba! – powiedziała w końcu, ogarniając wzrokiem wielką kulkę o metrze średnicy, który sięgała siostrze do połowy uda.

Monika tak się zirytowała tą uwagą, że zebrała w sobie siłę i wyleciała z drzwi obrotowych jak z procy, by wylądować na równie zielonym jak ona Robin Hoodzie, którego początkowo nie poznała, ale przy upadku spadła mu czapka, ukazując znajome loczki.

- Sorka – oznajmiła, przeturlawszy się na bok. – Nie poznałam cię w tej masce. Nie spodziewałam się, że nie tylko ja będę zielona jak uosobienie choroby morskiej.

Chłopak poderwał się i podał jej rękę, żeby pomóc jej wstać, bo sama nie mogła sobie poradzić.

- Wow, wyglądasz…

- Okrągło?

- Nie. Bardzo ładnie – uśmiechnął się. – Cieszę się, że wybrałaś akurat taki strój.

- Cóż, seksowne piratki były już zarezerwowane. – Wzruszyła ramionami i obejrzała się na młodszą siostrę, która stała twarzą w twarz z Nathem przebranym za Justina Biebera. - Britney Spears i Justin Bieber. Takiego duetu jeszcze nie było! – roześmiała się razem z Jayem i weszli na salę.

W dużym pomieszczeniu zaległa prawie zupełna cisza, kiedy zielona kulka i zielony chudy patyk pojawili się u szczytu schodów. Monika szybko zreflektowała, że mogła założyć maskę na twarz, żeby w razie napaści fotografa nie została zidentyfikowana.

Madzia pomyślała o tym samym.

- Cholera! – zaklęła, idąc ramię w ramię z Nathem, który nie wysilił się nad strojem. Spojrzał na nią zszokowany. – No co? Coś ci nie pasuje?

- Nie, tylko… wyglądasz dziś ślicznie.

- Och… dzięki… - zmieniła ton na najbardziej dziewczęcy, na jaki było ją stać i dla zabawy zaczęła bawić się warkoczykiem.

- To co? Zaczynamy tańczyć, czy idziemy szukać reszty chłopaków? – spytał Jay, kiedy już w czwórkę przeszli ścieżką wstydu i znaleźli się na miejscu.

- Ja bym się czegoś napiła – stwierdziła Madzia nieśmiało, sprawiając, że Nath w okamgnieniu ruszył w stronę szwedzkiego bufetu.

- A ty? – zwrócił się Jay do Moniki.

- Nie, w porządku. Nie musisz mi usługiwać. W końcu nie jesteśmy tu na randce! – roześmiała się i klepnęła go w ramię w oddali zauważyła Sivę i Nareeshę, którzy machali do niej żywiołowo. Wyciągnęła rękę w górę i poszła w ich kierunku, zostawiając Jaya i Madzię samych.

- Chcesz zatańczyć? – zagaił chłopak.

- Nie, w porządku – przedrzeźniała ze śmiechem Madzia. Widziała jak Jay patrzył na jej siostrę, mimo iż z powodzeniem mogłaby teraz wylądować w zupie jarzynowej. Chłopak jednak nie czynił żadnych deklaracji, więc zacytowała siostrę. – W końcu nie jesteśmy tu na randce.

Roześmiał się z tego żartu, ale mina zrzedła mu, kiedy młodsza z sióstr również klepnęła go w tym samym stylu co starsza i znikła, chowając się przed Dannym z McFly, który właśnie zatrzymał się w miejscu, z którego uciekła w prześmiesznym kostiumie.

- O, cześć, koleżko! – poklepał Jaya po plecach. – Jesteś tu z Monicą?

- Tak.

- A gdzie ona jest?

- Nie wiem – skłamał Jay.

- A Maggie?

- Też tu jest.

- A gdzie?

- Nie wiem.

- Ok. Miło się gadało, stary! – Danny poklepał znajomego po plecach jeszcze raz i zmierzył go wzrokiem. – Niezły kostium.

- Twój też – rzucił lakonicznie Jay, oglądając szatę Griffindoru i rudą perukę Rona Weasleya.

- Wiesz jak to mówią? Wingardium leviosa! – Chłopak z McFly wykonał ruch nadgarstkiem, w którym trzymał różdżkę. – Baw się dobrze.

Danny znikł, zanim Jay zapytał, w jakim celu szuka dziewczyn.

Madzia natomiast, uciekając przed znajomym, tak często oglądała się do tyłu, że wpadła na Liama ubranego w barokowy strój księcia. Uśmiechnął się szeroko na jej widok. Wydawało się, że chwila, w której trzymał ją w swoich objęciach ciągnęła się w nieskończoność. Patrzył jej w oczy, wypalając dziurę w sercu. Odchrząknęła i dała mu znać, że potrafi stać samodzielnie.

- Wow. Wyglądasz prześlicznie – powiedział, oglądając jej strój.

- Raczej zdzirowato, ale dziękuję za komplement – uśmiechnęła się blado. Czuła się taka zawstydzona, że była pewna, że na jej policzkach wykwitły dwa soczyste rumieńce.

- Prześlicznie – powtórzył. – Mam nadzieję, że zarezerwujesz dla mnie taniec – oznajmił, biorąc jej dłoń i całując jej wierzch.

Następnie ukłonił się nisko jak prawdziwy arystokrata i z uśmiechem odszedł, jakby sam domyślił się, że jeszcze nie podjęła żadnej decyzji.

- Wow. A to co było? – usłyszała Madzia obok siebie i spojrzała na dziewczynę, która do niej podeszła, a której z początku nie poznała.

Miała brązowe bujne włosy, które okazały się peruką, zwykłą koszulę w kratę, podarte dżinsy i trampki.

- Kelsey? – zdziwiła się nastolatka.

- Mów mi Bella. Bella Cullen – zachichotała dziewczyna Toma i uściskała znajomą, której dawno nie widziała. - To się nazywa sam seks – dodała, gwiżdżąc na kusą spódniczkę.

Madzia ponownie się zawstydziła.

- Nic innego nie było w granicach cenowych, na które mnie stać – wyjaśniła, machając ręką.

- Cóż, warto było. Wyglądasz super.

- Ty również. A za co się przebrał Tom? – zagadnęła Madzia.

- Za Edwarda. Chciał za Jacoba, ale przekonałam go, że jest za chudy.

- To prawda.

Roześmiały się obie i porozmawiały chwilę. Okazało się, że wszyscy rozproszyli się po sali. Nath szukał Madzi ze szklanką ponczu, ale co chwilę zmieniała miejsce w sali, więc nieustannie się mijali.

- A Max? – spytała nastolatka, zdając sobie sprawę, że nie zapytała, jak sobie radzi bez Michelle.

- Tom musi podnosić go na duchu. Ta sprawa z Michelle wyszła w ostatniej chwili. Przeklęta praca, no ale co zrobić? – Kelsey wzruszyła ramionami, a Madzia się zadumała.

Dołączył do nich Tom w rozpiętej koszuli. Cały wysmarowany był jakimś białym pudrem i brokatem. Włosy miał postawione do góry, a oczy lśniły krwistą czerwienią przez soczewki. Kiedy się uśmiechnął, ukazał dwa wampirze kły.

- Myślałam, że wampiry ze „Zmierzchu” mienią się na kolorowo tylko w świetle słonecznym – powiedziała Madzia na przywitanie.

- Mój strój, moje zasady – prychnął Tom, ale po chwili zmarszczył brwi. – Maggie?

Rozbawiło ją to, że jej nie poznał. Miała na sobie perukę z grzywką, która przysłaniała jej część twarzy no i strój był znacząco odmienny od tych, które nosiła na co dzień. Po wymienionych ochach i achach nad kunsztem swoich przebrań, nadeszło kluczowe pytanie.

- Zostawiłeś Maxa samego? – spytała Kelsey, mierząc chłopaka krytycznym wzrokiem.

- Nie wiedziałem, o czym z nim gadać, więc poszedłem szukać was. Może macie jakiś pomysł, by poprawić mu humor?

- Ja mam pewien. – Madzia uśmiechnęła się pod nosem i wskazała głową na swoją siostrę, która po drugiej stronie sali rozmawiała właśnie z Sivą i Nareeshą przebranymi za potwora Frankensteina i jego narzeczoną.

- Nie wierzę! – prychnął Tom. – Zmusiliście ją z Jayem, żeby to założyła?

- Nie. Sama na to wpadła.

- Nie wierzę… - Tom zaczął chichotać. – Max musi to zobaczyć. Zapomni o tym, że nie ma Michelle.

- A gdzie on jest?

- Zostawiłem go przy barze szwedzkim. Wyjada przystawki.

Madzia skinęła głową na znak zrozumienia i zostawiwszy zakochanych, poszła do siostry. Przywitała się z Sivą i jego dziewczyną, nasłuchała się komplementów odnośnie stroju i również pochwaliła to, co oni mieli na sobie.

W końcu nastolatka oznajmiła, że musi pożyczyć na chwilę swoją siostrę, po czym udali się do szwedzkiego baru w poszukiwaniu Maxa. Nigdzie go nie widziały.

- Co masz taką minę? – spytała Britney, spoglądając na siostrę.

- Stelaż wbija mi się w dupę – wyjaśniła starsza z dziewczyn, poprawiając sobie swój kostium brukselki. Wyglądała przekomicznie, próbując poczuć się wygodniej. – Uu, szampan!

Madzia roześmiała się, kiedy Monika trzymając się za dupę poszła po kieliszek alkoholu  i wtedy ze stolika najbliższego barowi szwedzkiemu głowę uniósł przebrany za członka zespołu Kiss koleś. Był to Max.

- Maggie? – spytał zdziwiony, rozpoznając w skąpo ubranej dziewczynie swoją przyjaciółkę. – Nie poznałem cię w tym stroju!

- A co ja mam powiedzieć? – Nastolatka zmierzyła przyjaciela od stóp do głów. Wyglądało, że strój był drogi, podobnie jak staranny makijaż. – Rock and roll, huh?

- Wyszło tak w ostatniej chwili. Z Michelle mieliśmy przebrać się za Sonny’ego i Cher, ale bez Cher…

- Rozumiem – urwała mu. Nie miała pojęcia, kim jest Sonny, ale nie chciała o tym wspominać. – W lateksie ci do twarzy.

- A jak drapie w pupę. Nie chcę krakać, ale chyba dostałem wysypki…

- Toast będzie później. Teraz można brać tylko poncz – oznajmiła niezadowolona Monika, podchodząc do siostry.

Spojrzała w stronę Maxa w peruce, którego nie poznała przez makijaż na twarzy. Ten jednak szybko zrobił duże oczy i roześmiał się tak gardłowo i szczerze, że Madzia była pewna, że jej plan był dobry. Wiedziała, że kostium siostry poprawi mu humor.

- Już mi lepiej, dzięki Meggs – oznajmił, kładąc nastolatce rękę na ramieniu.

- O co chodzi? – zdziwiła się Monika, próbując usiąść na krześle, ale rezygnując z tego, widząc, że będzie to zbyt problematyczne.

- Właśnie o to! – Do oczu napłynęły mu łzy i zaczął obawiać się, że spłynie mu makijaż. – Jak ją namówiłaś do założenia tego stroju?

- Właściwie to sama na to wpadła – odpowiedziała Madzia.

- Cóż, to był na pewno strzał w dziesiątkę. Obie wyglądacie świetnie! – oznajmił chłopak i zbliżył się do nich na taką odległość, by potarmosić je po uszach. – Już mi lepiej.

- Tu jesteś! – Nath, który po całej sali szukał swojej przyjaciółki, podszedł do nich zasapany. – Twój poncz.

- Dzięki.

Zapanowała niezręczna cisza, której Nath nie potrafił znieść, więc udał się do toalety.

- Dzień dobry! – usłyszeli męski głos należący do Harry’ego Judda z McFly, przebranego w dopasowany strój Zorra, wykończony peleryną, szpadą i kapeluszem. – A raczej… Hola, amigos!

- Hola, hola! Niezły strój, gdzie masz Dougie’ego? – spytała Monika, rozglądając się wokoło. – Przebrał się za twoją dziewczynę?

- Blisko. Wolę nie psuć wam niespodzianki, bo wygląda przekomicznie. Świetne stroje. – Harry zmierzył wzrokiem koleżankę, która z nim pracowała przez ostatnie dwa tygodnie. - Co to, kapusta?

- Brukselka – wyjaśnił Jay, który właśnie do nich dołączył. Trochę się naszukał po całym obszernym pomieszczeniu. Wszyscy rozleźli się po kątach, zostawiając go samego jak kołka.

- No tak. Rzeczywiście widzę kilka subtelnych różnic – stwierdził Judd, kiwając głową z uznaniem.

Charakterystyczny śmiech przerwał dalsze słowa. Spojrzeli na „osobę”, z której gardła się wydobywał. Mieli przed sobą Lady Gagę w stroju z jej pierwszego teledysku.

- A to kto? – spytał Jay, mierząc wzrokiem przybysza.

- Alejandro – oznajmiła Lady Gaga, a Monika parsknęła śmiechem. Sama nie wiedziała, dlaczego, ale śmiała się z wszystkich żartów, które wychodziły z ust tego chłopaka.

- Chyba sierżant Garcia – zauważył Harry i oboje zaczęli chichotać. Wyglądali dość śmiesznie. Zorro i Lady Gaga. Duet wybuchowy.

Madzia nadal nie wiedziała, kto kryje się za przebraniem. Dopiero, kiedy poprawił perukę z grzywką, ukazując uradowane oczy, rozpoznała Dougie’ego.

- Och, niezły kamuflaż! – powiedziała w końcu. – A za kogo przebrali się wasi przyjaciele? – Dobrze wiedziała, że Danny był Ronem z Harry’ego Pottera, ale wolała się nie zdradzać, że go unikała.

- Za młodocianych czarodzieji. – Dougie wzruszył ramionami. – Kręcą się gdzieś i szukają Voldemorta. Z Tomem jest Giovanna, jego narzeczona. Przebrała się za Hermionę.

- Czy Hermiona czasem nie skończyła z tym rudym? – spytała Monika.

- Mnie nie pytaj. – Dougie wzruszył ramionami. - Noc jest młoda. Zobaczymy, z kim wróci do domu.

Monika ponownie się roześmiała. Harry stał uśmiechnięty, podpierając się o swoją szablę. Jay wyglądał na zdegustowanego, a Madzia na znudzoną i lekko nadąsaną.

- Czy nie mieli męskich strojów? – spytała pod nosem, ale niestety ją usłyszeli.

Dougie nie wyglądał na urażonego. Uśmiechał się tak samo jak wcześniej, a nawet jeszcze szerzej.

- Mieliśmy wszyscy przebrać się głupkowato, ale Harry oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie włożył czegoś seksownego – wyjaśnił, obejmując kumpla ramieniem. Wyglądali razem przekomicznie.

- Uważasz, że on wygląda sexy? – parsknął Max.

- Przynajmniej nie mam na sobie lateksu ani rajstop – oświadczył Zorro i razem z przyjacielem z zespołu i Moniką się roześmiali.

- Witajcie, mugole! – zagrzmiał głos Danny’ego, który właśnie do nich dołączył. Wykonał zamaszysty gest dłonią, w której trzymał różdżkę.

- Jeszcze jego tu brakowało – westchnęła Madzia, chowając twarz w dłoniach.

- A cóż to za kulka? – zaciekawił się przebrany za Rona chłopak, mierząc Monikę wzrokiem.

- Brukselka – wyjaśniła dziewczyna, wzruszając ramionami, ale nie bardzo jej to wyszło w tym stroju.

- Nie było czegoś, co odsłania cycki? – wypytywał dalej. – Mogłaś wziąć przykład z siostry, ona jest ubrana świetnie! Witaj, Maggie!

Nastolatka zignorowała rudzielca w komicznej szacie.

- Dougie ma dekolt, który powinien ci wynagrodzić niedostatek cycków na przyjęciu – odezwał się Jay.

- Ale on jest z Harrym – stwierdził Danny, wywracając oczami i spuszczając głowę. Śmiesznie udawał zawstydzonego i jego kumple z zespołu i Monika się roześmiali.

Madzia zmierzyła siostrę wzrokiem. Naprawdę nie rozumiała, co w tych słowach i gestach jest śmiesznego. Danny coś do niej mówił, więc wyrwała się z rozmyślań.

- Na deser lody. Jakiś rewanż?

- Chętnie, ale na szczęście siedzimy przy innych stolikach, więc…

Obok przechodziła właśnie kelnerka, którą Danny zaczepił i zaczął wypytywać, czy jest jakiś stolik dla czternastu osób. Odparła, że miejsca są przydzielone, ale nie widzi problemu, by połączyć dwa stoliki. Obiecała się tym zająć i już po chwili przysłała dwóch kelnerów, którzy sprawnie uwinęli się z wykonaniem polecenia.

Danny zatarł ręce. Monika też się ucieszyła, ale zarówno Jay i Madzia nie wyglądali na zadowolonych. Maxowi było to obojętne. Żadne z nich jednak nie zaprotestowało. Zajęli miejsca, czekając na podanie pierwszego gorącego posiłku.

- A to co? – zapytał zszokowany Nath, podchodząc do stolika i zauważając dwóch intruzów i jedną… kobietę.

- Beniaminek! – ucieszył się Danny. – Dougie będzie miał parę!

- Dougie? – Nath spojrzał spode łba na intruzów, by w końcu w Lady Gadze rozpoznać najmłodszego członka McFly. – Och. Fajny strój.

- Dzięki – roześmiał się Poynter.

- Namawialiśmy go, żeby się przebrał za tarzana, jako że jest Królem Dżungli, bo wygrał I’m a celeb… - Tom Fletcher, który właśnie podszedł do towarzystwa razem z narzeczoną z dumą potarł kumpla po karku. – Ale on po prostu lubi przebierać się w babskie łaszki.

- Nie on jeden. Te szaty to też sukienki – stwierdził znudzony Nath, podpierając głowę dłonią i obserwując jak Fletcher i Giovanna witają się z wszystkimi.

- Trzeba było się przebrać, to pośmialibyśmy się z ciebie! – zachichotała narzeczona Toma, podając nastolatkowi rękę.

- On jest Justinem Bieberem – wyjaśnił Jay, broniąc przyjaciela jak lew.

- Och, nie zauważyliśmy tej bluzki z Seleną Gomez. – Tom uderzył się otwartą dłonią w czoło.

Do stolika podeszli też Tom z Kelsey i Siva z Nareeshą i wszyscy byli już w komplecie, by zjeść kolację.

Atmosfera niewątpliwie do najmilszych nie należała. Co prawda członkowie McFly rozmawiali otwarcie z wszystkimi, ale Madzia była niezadowolona z perspektywy wiszącego nad nimi deseru, który ponownie mógł zakończyć się kłótnią. Max był smutny, że nie było z nim Michelle. Nath był zazdrosny, że uwaga jego przyjaciółki podzielona jest na większą liczbę osób, a Jay był nadąsany, że wszystkie żarty McFly są przyjmowane aż z takim entuzjazmem, podczas gdy jego subtelny dowcip o owocu mango wchodzącym do baru został nagrodzony tylko cichymi chichotami.
Po kilku kieliszkach wina Max zaczął mieć lepszy humor. Dowiedział się, ze dziewczyny Harry’ego i Danny’ego też nie ma na przyjęciu i poczuł z nimi jakąś wspólnotę. Razem z Moniką zaczęli się zachwycać tatuażem Dougie’go, który przedstawiał między innymi jaszczurkę. Chłopak opowiedział, że w szkole nazywany był królem jaszczurek. Jay wypił nieco za dużo i zaczął przechwalać się swoim tatuażem i Neytiri, której „nikt nie pobije”. Atmosfera robiła się coraz bardziej dziwaczna.
Około dwudziestej drugiej, Max poszedł tańczyć z Dannym i Moniką w śmiesznym trójkącie. Madzia nie chciała do nich dołączyć, twierdząc, że „czworo to już tłok”. Zajęła się podsuwaniem Jayowi mocnej kawy, żeby trochę wytrzeźwiał, bo wieczór dopiero się rozkręcał, a ona nie chciała się z nim pożegnać tak szybko podczas ostatniego wspólnego wypadu.
Tom zajmował się Kelsey, Siva Nareeshą, a Tom z McFly swoją Giovanną, więc Nath pozostał na „polu bitwy” tylko z Dougie’m, który opowiedział mu o swoich przygodach w dżungli, co najmłodszy członek The Wanted skwitował słowami „ja bym się nie sprzedał”.
- Cholernie gorąco w tej szacie – sapnął Danny, wachlując się na parkiecie.
- A co ja mam powiedzieć? – spytał Max, wskazując na swoje lateksowe wdzianko.
- Może taniec to nie był dobry pomysł – zachichotała Monika. – Przyniosę coś do picia. Chcecie?
Podziękowali, bo mieli swoje szklanki przy stole. Danny powiedział coś o warzeniu eliksirów z profesorem Snapem, ale dziewczyna nie była pewna, czy przemawia przez niego alkohol czy chęć wygłupów. Cieszyła się, że Maxowi poprawił się humor.
- Wytrzeźwiał? – spytat Łysy Madzi, siadając na krześle obok niej i wskazując na Jaya, który zaczął zamulać tak jak Nath.
- Yhm. Był się wysikać i chyba pozbył się procentów z organizmu. Ale na wszelki wypadek powiedziałam kelnerom, żeby omijali nasz stolik – odpowiedziała nastolatka.
- Uff, to dobrze. Nie chcemy żeby nasz ostatni wspólny wypad zamienił się w katastrofę.
- A skoro mowa o katastrofie… - westchnęła Madzia, widząc w oddali zabójcze seksowne stadko dziewczyn z The Saturdays.
Była tam Rochelle w towarzystwie Marvina, przebrani za Kobietę Kota i Batmana. Była Una jako seksowna (choć ciężarna) piratka razem ze swoim narzeczonym piratem. Była Mollie przebrana za Supergirl i Vanessa jako Wonder Woman. No i oczywiście Frankie. Razem ze swoim chłopakiem, piłkarzem, przebranym w jakieś skóry. Miała na sobie kusą spódniczkę i czarną perukę, bo przebrała się najwyraźniej za Betty z kreskówki „Flinstonowie”.
Dougie nagle posmutniał. Tom szepnął mu coś na ucho, ale wyglądało to dość komicznie, zważywszy na fakt, że sam był przebrany za Harry’ego Pottera, a jego kumpel za Lady Gagę.
Monika poszła po poncz, bo miała kapcia w ryju po niestrudzonym tańcu na parkiecie. Z taką chęcią poszła się poruszać, bo siedziało jej się bardzo niewygodnie ze stelażem brukselki. Wlała sobie trochę czerwonej cieszy do papierowego kubeczka, by usłyszeć za plecami.
- A co to za orka?
Odwróciła się dyskretnie, by zauważyć Frankie Sanford i jej chłopaka. I oni śmiali ją osądzać? Pięknie.
- Idziesz, Monia? – spytała Madzia, która widząc, że siostra miota się przy szwedzkim bufecie, podeszła by jej pomóc. – Dougie opowiada kolejną świetną historię!
Specjalnie powiedziała to na tyle głośno, by Frankie słyszała. Dougie akurat żadnej historii nie opowiadał, ale chciała dać jej do zrozumienia, co straciła. W mgnieniu oka wyrosła przy ramieniu siostry i zmierzyła wzrokiem piosenkarkę.
- Kogo widzą moje oczy? – odezwała się z przesadnym śmiechem Frankie, dając dziewczynom znać, że jest zirytowana lub zdenerwowana. – Awanturnica w stroju dziwki i jej siostra, gruba jak bela… Nie było bardziej odpowiednich strojów?
Piłkarz szepnął coś swojej Betty, ale machnęła na niego ręką. Monika chciała odejść, żeby nie robić sobie kłopotów. Z chęcią rzuciłaby się na to wstrętne babsko i wydrapała jej oczy, ale była ze swoim rosłym facetem, który mógł jej oddać, więc wolała nie ryzykować. Madzia natomiast była zupełnie innego zdania.
- Co powiedziałaś pokraczna, chuda szkapo? – spytała, podchodząc do Frankie na metr odległości. Konfrontacja wisiała w powietrzu.
- To jest figura modelki – oznajmiła wyniośle piosenkarka, łapiąc się w pasie. – A takich krów jak wy nie powinni tu wpuszczać.
- Co się dzieje? – spytał Max, który razem z Jayem, Nathem i Dannym poszli w stronę dziewczyn, widząc, z kim rozmawiają.
- Same sobie nie radzicie i musiała przyjść obstawa? – spytała Frankie, poprawiając fryzurę. - Wyuzdana Britney i gruba kapusta… Że też wpuszczają taki motłoch na takie eventy.
 - Możesz sobie obrażać mnie, ile chcesz, bo i tak spływa to po mnie jak po kaczce. Ale wara od Brokuła!
- Od Brukselki! – podpowiedzieli wszyscy.
- Nieważne! – warknęła walecznie nastolatka. – Przeproś, albo…
- Albo co? – spytała zaczepnie piosenkarka.
- Albo ci pokażę, gdzie raki zimują, suko! – krzyknęła Madzia po polsku i z zadowoleniem stwierdziła, że dziewczyna się jej przestraszyła. Uparcie jednak twierdziła inaczej. Zaczęła nabijać się z reszty.
- Robin Hood, który płacze na widok ładnej dziewczyny, bliżej nieokreślony karzeł w lateksie, koleś bez przebrania i młodociany czarodziej…
- Hej, jestem Justinem Bieberem! – Nath stanął w swojej obronie.
- A Kiss to klasyka! – dodał Max, poprawiając swoją perukę.
Jay mówił coś o tym, że był pijany, kiedy płakał, ale Frankie mu przerwała.
- To urocze, jak się tłumaczysz. Nie winię cię za tę reakcję, przecież widzę się w lustrze każdego dnia. Jestem idealna, nie to co te dwa pasztety, które dostały się tu chyba tylnym wejściem.
- Tego już dosyć… Od początku cię nie lubiłem. Mówiłem Dougie’mu: „wypukaj i zostaw, bo głupie to jak but”, ale teraz przegięłaś. - Wściekły Danny zdjął z siebie czarną szatę zwierzchnią i rzucił ją na bok. – Brzydalu, odłóż maczugę i wychodzimy na zewnątrz. Na gołe pięści.
Chłopak z McFly przybrał bojową pozycję. Ręce zacisnął w pięści i zaczął wykonywać kroki jak rasowy bokser. Chłopak Frankie patrzył na niego skonsternowany. Monika pokusiłaby się o stwierdzenie, że wygląda jeszcze śmieszniej niż Danny.
- Ty odłóż różdżkę – oznajmił głosem imbecyla.
- O, twój przygłup boi się, że wydłubię mu oko… To takie urocze! – zaśmiał się Danny. – Jesteś jak ten troll, którego Ron załatwił jednym zaklęciem. Silny, ale bezmózgi. Gdybyś nie miał kasy, ta franca nigdy by nie zostawiła Dougie’go dla ciebie.
Koleś ruszył w kierunku Danny’ego, ale Max stanął między nimi, żeby zapobiec bójce. Tłumaczył coś rozsądnym tonem, co wyglądało przekomicznie, ze względu na jego strój. Reszta była jednak zaniepokojona czymś innym.
- Opuść tę bluzkę, bo rzygać mi się chce na widok twojego brzucha. Powinni cię dodać jako słoninę do zupy jarzynowej razem z tym obleśnym warzywem – prychnęła Frankie.
Tego Madzia nie wytrzymała. Krzyknęła coś jak w filmach karate i rzuciła się na francę, którą przewróciła na ziemię i z którą zaczęła się okładać. Frankie piszczała jak mała dziewczynka i zdarła nastolatce z głowy perukę. Reszta szybko została zaalarmowana. Jay i Nath odciągali waleczną Madzię, a piłkarz zajął się uspokajaniem swojej dziewczyny. Max pilnował Danny’ego, bo ten gotów był wdać się w bójkę, by pomóc Madzi pobić piosenkarkę.
- Co tu się dzieje? – spytała Rochelle, podchodząc do szwedzkiego bufetu razem z Marvinem. – Zrobiliście spore zamieszanie!
- Ci idioci mnie obrażali! – warknęła obrażona na cały świat Frankie, chowając się w silnych ramionach swojego mężczyzny.
- My? Ciebie? – prychnął Danny. – Ta płaska deska wykorzystała limit wyzwisk na cały rok. Sam bym jej przyłożył, ale mimo iż nie ma ani kawałka cyca, to wagina czyni z niej… kobietę – ostatnio słowo ciężko przeszło mu przez gardło. – I w to też bym nie uwierzył, ale Dougie opowiadał i…
- Przestań ciągle gadać o tym nieudaczniku! – krzyknęła Frankie, a Dougie, który właśnie chciał do nich podejść i zobaczyć, co się dzieje, po raz pierwszy posmutniał na twarzy i odszedł.
~*~