niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział 41 - "Zazdrość"

Dziękuję Wam bardzo za wspaniałe komentarze :* Jest mi niezmiernie miło, że mam takie czytelniczki. Zaraz zabieram się za czytanie moich zaległości u Was, ale jak coś przegapię, nie wahajcie się dać znać w komentarzach.
 
Rozdział na Barbadosie rozbiłam na kilka, bo inaczej byłby bardzo długaśny. Spowoduje to opóźnienie oczekiwanego sylwestra, ale mam nadzieję, że się nie zawiedziecie.

Miłego czytania :*
 
W tym rozdziale Madzia dostaje kosz kwiatów, co wzbudza zazdrość Natha. Chłopak zgadza się na inicjatywę Jaya, który proponuje wzbudzenie w dziewczynie zazdrości.
 
Czekały i czekały jak kołki. Nie miały pojęcia, czy chłopaki wyszli z samolotu przed nimi czy po nich, ale wszystko wskazywało na to, że Big Kev i Martin o nich zapomnieli. Monika była przekonana, że celowo, ale Madzia starała się załagodzić sytuację, przekonując, że to pewnie nieporozumienie. Już chciały dzwonić do Jayne, kiedy w służbowym telefonie Madzi rozbrzmiał dzwonek One Thing. Monika spojrzała na siostrę spode łba.
- No co? W końcu jestem współtwórczynią teledysku, a piosenka jest spoko – zaparła się Madzia.
- Pracować dla The Wanted i mieć dzwonek One Direction. Nic dziwnego, że nas porzucili w tym buszu.
Monia podreptała w stronę podajnika bagażu, by wypatrzeć swoją torbę i walizkę Madzi. Tamta w tym czasie odebrała telefon. Dzwonił Nath.
- Hej, jesteście całe? – spytał z troską, a ona zmarszczyła brwi.
- Tak, a co, zawiedziony?
- A dlaczego?
- Czekamy tu od dobrych dwudziestu minut, mogliście zadzwonić wcześniej, nie sądzisz? – spytała z wyrzutem, a on się trochę zmieszał.
- Przepraszam… Tak się składa, że już… Martin prosił, żebym zadzwonił… My tak jakby… - jąkał się.
- Och, no wyduś to z siebie! – warknęła ze złością Madzia.
- Dojeżdżamy już do naszego hotelu.
- Co?! – krzyknęła dziewczyna, zwabiając swoją starszą siostrę, która przydreptała z walizką na kółkach, która okazałą się jednak należeć do jakiejś dziwacznej baby, która wyrwała jej ją ze złością.
- Skąd miałam wiedzieć? Wygląda jak nasza! – wrzeszczała za nią Monika, ale kobieta nic nie odpowiedziała, tylko się oddaliła, więc dziewczyna zwróciła się do młodszej siostry. – O co chodzi?
- Ci idioci są już prawie na miejscu.
- Co?!
- Przepraszam, Martin załatwił wam transport. Przyjedzie po was samochód – mówił po drugiej stronie słuchawki Nath.
- I to ma nas niby uspokoić? A jak wsiądziemy do samochodu jakiegoś zboczeńca?! – unosiła się nastolatka.
- Przepraszam, nie wiedzieliśmy, że tak to wyjdzie.
- Jasne, jasne – prychnęła Monia. – Rozłącz się z nim, bo zaraz mu powiem kilka ostrych słów.
Madzia ze złością zakończyła rozmowę, nie wysłuchawszy szczegółów. Miały tablet Jayne, mogły sprawdzić, jak się nazywa kurort i dojechać tam na własną rękę, sprawiając, że zdrajcy będą musieli się martwić. Ich zamyślone miny mówiły same za siebie i zdały sobie z tego sprawę.
- Myślisz o tym co ja? – spytała Monia, znacząco ruszając brwiami.
- Przegięli pałkę. Trzeba dać im nauczkę – oświadczyła dobitnie Madzia, po czym wzięły bagaże, sprawdziły nazwę hotelu i zapytawszy w informacji, powlokły się na przystanek minibusów, które rozwoziły turystów i tubylców po wszystkich zakątkach wyspy.
Było gorąco. Dżinsy i kozaki nie były odpowiednim strojem na tą pogodę, więc czekając na transport usiadły i z walizek wyciągnęły obuwie na zmianę. Spodnie podwinęły do kolan, swetry upchnęły wśród reszty gratów, na oczy założyły okulary słoneczne z centrum handlowego.
- Od razu lepiej – westchnęła Madzia.
- Obym się tylko nie spiekła, zanim dojedziemy na miejsce i ten idiota Jay pożyczy nam krem na słońce – dodała Monia, pakując się do busa, który właśnie podjechał.
Z piętnaście minut spędziły rozmawiając z jakąś starą kobietą, od której próbowały dowiedzieć się, jak dojść do hotelu, kiedy już wysiądą. Stanęło na tym, że przy drodze dostrzegły znak i to je mniej więcej naprowadziło.
Było ciepło, a Monika miała ciężki bagaż. W tej chwili wcisnęłaby go komukolwiek, nawet Nathowi, który mógł się pod nim załamać. Madzia wyłączyła swój telefon, bo co chwilę wydzwaniał. Ich zemsta najwyraźniej miała wypalić.
Luksusowy kurort Sandy Lane czekał.
- Pieprzone Karaiby, nie wierzę… - westchnęła Monia, uśmiechając się do odźwiernego, który otworzył przed nimi drzwi.
Jak tylko znalazły się na wypolerowanej posadzce, dziewczyna zrzuciła też torbę z ramienia na ziemię i zaczęła ją ciągnąć jak psa na smyczy. Podeszły do lady recepcji i podały swoje dane. Nie usłyszały, co odpowiedziała kobieta pracująca w hotelu, bo podbiegł do nich rozgorączkowany Nath z rumieńcami na twarzy większymi niż one po tej morderczej tułaczce.
- Całe szczęście, wy żyjecie! – powiedział, ściskając je, jakby obawiał się, że mógł ich więcej nie zobaczyć.
- No… tak, a co? – zdziwiła się Madzia.
- Kierowca czekał na was z godzinę i w końcu przyjechał do hotelu. Dostawaliśmy świra, myśleliśmy, że was porwali! A ty się rozłączyłaś i nie odbierałaś i…
- No ale żyjemy. – Dyskusję ucięła Monia. – Może pójdziemy już do naszych pokoi? – spytała, odbierając od recepcjonistki karty magnetyczne i z ulgą kładąc torbę na wózku do bagażu, który podstawił jej pod nos boy.
Był to najbardziej luksusowy kurort, w jakim Madzia była. Jej pierwsza noc w Londynie również była w ekskluzywnym miejscu, ale Sandy Lane biła go na głowę. Czy to atmosfera Barbadosu i tropikalnych klimatów, tego Madzia nie wiedziała. Faktem jednak było, że obie, mimo zmęczenia, były zachwycone tym, co widzą.
- Czy wy w ogóle słyszycie, co do was mówię? – spytał zszokowany Nath, zdając sobie sprawę, że zamroczone przepychem jak zahipnotyzowane kierują się do windy, jak gdyby nigdy nic.
- Tak – odpowiedziała Madzia lakonicznie.
- Wydaje mi się, że jednak nie. Poruszyłyście niebo i ziemię. Jay chciał informować policję, że ktoś was porwał, Siva był pewien, że zjadło was jakieś dzikie zwierzę, po tym jak Max z tego żartował…
- A teraz są wszyscy na plaży, zgadłam? – prychnęła Monia, a Nath rzucił jej spojrzenie z dezaprobatą.
- Martwią się o was. Chcieliśmy ich was szukać, ale Martin nam nie pozwolił. Napędziłyście nam niezłego stracha, takich rzeczy się nie robi!
- Gówno mnie to obchodzi, trzeba było powiedzieć, że mamy dojechać same – rzuciła Monika.
- Kevin i Martin są właśnie w mieście i o was wypytują! A w jaki sposób tu dojechałyście?
- Busem, jak wszyscy normalni ludzie, których nie przepuszcza się w kolejkach i którzy nie mają żadnych przywilejów – oznajmiła gniewnie Madzia, wychodząc z windy, jako że zajechali już na odpowiednie piętro.
Ku swojemu zdumieniu stwierdziły, że są tutaj równie luksusowe apartamenty, więc nie zamierzano ich ulokować w jakichś służbówkach.
- Zadzwonię do Martina i Kevina i powiem, żeby wracali – oznajmił Nathan, widząc, że gada jak do ściany. Odwrócił się na pięcie i odszedł, zostawiając je z boyem.
- To pokój morski z widokiem na ocean – oświadczył pracownik hotelu, otwierając przed nimi drzwi i wpuszczając je do środka.
- Ja cię… - zaklęła Monia po polsku, widząc widok, który rozciągał się z mini tarasu.
- A nie będzie nam zimno? – spytała Madzia widząc, że nie ma tam okna ani drzwi.
- Spokojnie, temperatury zimą nie spadają tu poniżej 20 stopni – zaśmiał się boy. – Ale w razie kłopotów, proszę dzwonić do recepcji.
- Nie będzie problemów… - rozmarzyły się.
- To najlepszy z pokoi, bardziej luksusowe są tylko apartamenty, penthousy i villa. Przed wami byli tu członkowie zespołu JLS, a ten pokój należał do Marvina Humesa.
- Do… Marvina… Humesa? – spytała Monia, zerkając w stronę obszernego łóżka. Rzuciła się na nie bez namysłu i twarzą wtopiła się w pierzynę i poduszki.
- Jestem pewna, że prali pościel! – zawołała w jej stronę Madzia, a do pracownika hotelu, który miał zszokowaną minę, zwróciła się. – Bo praliście, co?
- Yyy… tak – zapewnił.
- Ona tak zawsze. Jest fanką – wyjaśniła Madzia. – Dziękujemy – dodała i niczym stała bywalczyni takich kurortów wyciągnęła z torby portfel, z którego wydobyła pięć funtów. – Innej waluty nie mam.
Uśmiechnął się i wyszedł, życząc udanego pobytu.
- Och, na pewno będzie udany – westchnęła Madzia, ale spoglądając w stronę siostry nie była tego taka pewna. – Prali pościel, wiesz?
- No i? Tu leżał Marvin, czego chcieć więcej? – spytała Monia, a Madzia wzruszyła ramionami i dołączyła do niej.
Nie zauważyły, że w drzwiach, które zostały otwarte, stali Nathan i Jay, spoglądając po sobie zszokowani.
- Zapach oceanu? – spytał zdziwiony Jay.
- Raczej Marvina – poprawiła go Madzia, podnosząc głowę od pościeli.
Monia oznajmiła, że idzie wziąć prysznic. Z chęcią rozebrałaby się już teraz, ale ci dwaj pokrzyżowali jej plany.
- Uwierzycie, że tutaj spał Marvin Humes? – spytała podekscytowana Madzia.
- Chociaż raz mamy lepiej od nich. Zakwaterowali nas piętro wyżej w luksusowych apartamentach morskich – poinformował Jay, a Nath pacnął go w tył głowy. - No co?
- Już jest zła, że musiały tu dojechać bez żadnych przywilejów, a ty jeszcze chwalisz się, że mamy lepiej niż one i JLS?
- Nie sądziłem, że to problem!
- Dla mnie to nie problem. Tu jest wystarczająco… luksusowo – oznajmiła Madzia, a Monia z łazienki zawołała.
- W razie czego wbijemy do was na imprezę!
Roześmiali się i atmosfera nieco się rozluźniła. Jay i Madzia zamierzali zacząć rozmowę, jako że dawno się nie widzieli, ale przerwało im pukanie do drzwi. Dziewczyna otworzyła, by ujrzeć boya hotelowego, trzymającego wielki kosz czerwonych róż.
- Yyy… chyba się pomyliłeś – powiedziała, dokonując oględzin kwiatów, które chłopak postawił na szklanym stoliku.
- Nie ma mowy o żadnej pomyłce – zapewnił pracownik hotelu i wyszedł, przez co odetchnęła z ulgą, bo nie chciała marnować więcej kasy na głupie napiwki.
Monika wyszła z łazienki z mokrą głową i w cienkim szlafroku, który znalazła na wieszaku.
- O, a to co? – spytała, podchodząc do bukietu, który pozostali oglądali z rozdziawionymi ustami.
- Pewnie kwiaty od fanów. – Jay machnął ręką.
- Nie tak szybko, kowboju. To do mojej siostry – oświadczyła ciekawska Monia, która jako pierwsza dobrała się do liściku.
- Co? – spytała zdziwiona nastolatka.
- No też się dziwię. Dlaczego mi nikt nie przysyła? – Monika wzięła do ręki liścik i chciała go otworzyć, ale Madzia czując zbliżające się naruszenie prywatności, wyrwała go jej z ręki i odeszła kilka kroków.
Przeczytała krótką notkę i podpis w małej kopercie i zamarła.
- Od kogo? – spytał zaintrygowany Nath, ale ona nie odpowiedziała. Monika wyrwała jej karteczkę.
- Liam?! – spytała, udając zaskoczenie.
Jay myślał, że dziewczyna robi sobie z nich jaja, więc wyjął jej z ręki skrawek papieru.
- Liam? – zrobił duże oczy tak, że Nath nie wytrzymał.
- Co?! Liam Payne?! – spytał, podnosząc się z pozycji siedzącej, którą zajął i wyrywając przyjacielowi z ręki liścik. - Dlaczego Liam Payne wysyła ci kwiaty?!
- Bo najwyraźniej jest dobrze wychowanym dżentelmenem, który potrafi dopieścić dziewczynę, na której mu zależy – oświadczyła Monika, widząc, że Madzia stoi z otwartymi ustami i obserwuje bukiet.
- Zależy? – prychnął Jay. – Gdyby mu zależało, to wiedziałby, że omal dzisiaj nie zginęłyście.
Tym razem to Monika prychnęła. Zaczęła opowiadać w skrócie, jak to dotarły do przystanku mini busa, żeby zrobić im na złość.
- Tu jest ze sto róż… - powiedziała cicho Madzia, która trzymała się z dala od dyskusji.
- O, tak, bo Liam Payne na pewno by temu zapobiegł – prychnął Nath, ignorując słowa Madzi, która otrząsnęła się z rozmyślań i wyrwała mu swój osobisty liścik z ręki.
„Myślę o tobie. Liam.” – głosił napis.
- A żebyś wiedział, że by zapobiegł! Na pewno nie pozwoliłby Madzi tłuc się w obskurnym minibusie w nieznanym kraju! – Monia kontynuowała kłótnię z Jayem.
- A Nath niby pozwolił?! Wysłaliśmy po was kierowcę, ale nie potraficie ustać w miejscu i musiałyście zrobić nam za złość…
- Ktoś musi was sprowadzić do pionu, żeby wam sodówka nie uderzyła do głowy!
- Kupno stu róż dla dziewczyny, której się nie zna, to jest sodówka.
- Nie. To tylko bardzo romantyczny gest, na który Natha nie było stać. Nic dziwnego, że moja siostra woli Liama…
- Zdajecie sobie sprawę, że my tu jesteśmy, tak? – spytała Madzia, obserwując jak Jay i Monia wykłócają się w obronie jej rzekomych konkurencyjnych adoratorów.
- Nie wtrącajcie się, kiedy dorośli rozmawiają – powiedział Jay, po czym zwrócił się do Moniki. - Nath też mógłby wysłać kwiaty, ale nie chciał być tak oczywisty i banalny.
- O tak, bo sto róż to banał. Proszę cię!
- Hej! Przestańcie! – krzyknął Nath. – Nikt nie zabroni Liamowi wysyłać do Maggie kwiatów.
- Ja zabronię! Nie pozwolę, żeby znowu gazety pisały o nich te obrzydliwe plotki! – uniósł się Jay.
- Obrzydliwe?! Spotykanie się ze znanym, uprzejmym i przystojnym piosenkarzem jest obrzydliwe? – spytała Monia ze złością, zaciskając pięści.
Nath westchnął ciężko, widząc, że ta dwójka walczy teraz w obronie swoich kandydatów na przyszłego męża Madzi. Jakoś nie przejmował się, że jest jednym z nich.
- Idziemy stąd? – spytał nastolatkę, a ta skinęła głową. – Może spotkamy Simona Cowella.
-  Gdyby Nath chciał, mógłby spotykać się z Dionne Broomfield. – Jay założył ręce na klatce piersiowej.
- No to na co czeka?!
- Na Maggie!
- Ale Maggie nie jest zainteresowana. Sama mi to powiedziała, nie okłamałaby mnie. Zresztą, Jayne jasno i klarownie zabroniła romansów w tej grupie, więc nawet jeśli Nath się zadłużył, to może sobie to wsadzić w… - Monika urwała, widząc, że ani jej siostry, ani przyjaciela jej rozmówcy już w pomieszczeniu nie było. – Gdzie oni poszli?
- Bo ja wiem? Znudziło ich twoje zrzędzenie. – Jay wzruszył ramionami, a Monika rzuciła mu mordercze spojrzenie.
- Lepiej zajmij się czymś produktywnym, a ja się ubiorę i zadzwonię do Jayne o co chodzi z tą pracą w cateringu. Niektórym nie płacą za to, że ładnie wyglądają i wyartykułują z siebie kilka dźwięków. – Dziewczyna jasno dała znajomemu do zrozumienia, żeby już poszedł. Sukcesywnie zapędzała go w kozi róg, zmuszając go, żeby robił kroki coraz bliżej drzwi.
- No a co ja mam niby robić? Siva, Tom i Max są z dziewczynami, a Nath poszedł z Maggie.
- Bo ja wiem… Idź się poopalać. – Wzruszyła ramionami i otworzyła przed nim drzwi. – Ja cię niańczyć nie będę.
Miał coś na końcu języka, ale zamknięte drzwi dały mu do zrozumienia, że tutaj towarzystwa nie znajdzie.
Tymczasem Maggie i Nath korzystali z ostatnich wolnych chwil tego dnia, przechadzając się po hotelu. Był naprawdę imponujący. Od tyłu znajdowało się rozległe pole golfowe z pięknym widokiem na ocean. Przysiedli na ławeczce i obserwowali dwóch starszych panów próbujących trafić piłeczką do dołka.
- W tym wieku ciężko trafić do dziurki – zagaił Nath, a ona się roześmiała.
- No z tego co widzę, to rzeczywiście łatwo nie jest. Chociaż to na pewno łatwiejsze niż znoszenie humorów mojej siostry. Przepraszam za nią.
- W porządku. Ja powinienem przeprosić za przyjaciela. Jay zbyt emocjonująco podszedł do faktu, że dostajesz kwiaty od wroga. – Chłopak roześmiał się, ale dość sztucznie.
- Tak, na pewno o to chodzi – przytaknęła, choć przysiąc mogła, że Jay znowu próbował ich nieudolnie swatać. – Ale nie rozumiem, dlaczego się tak bulwersuje. Przecież mogę się spotykać z kim chcę – palnęła.
- Co? – spytał zszokowany, ale szybko odchrząknął. – To znaczy… A chcesz? No wiesz… spotykać się… z nim?
- Nie wiem – odpowiedziała i zadumała się na chwilę. – Kwiaty to miły gest.
- Od jednego bukietu nie można się zakochać – zauważył, a ona pokiwała głową.
- Masz rację. Ale zrobiło mi się miło, że o mnie pamięta. Ciekawe, skąd wiedział, w którym hotelu będę. I w którym pokoju będę… - Madzia zamyśliła się, bo wszystko wskazywało na to, że jej siostra również zamierzała zabawić się w swatkę i połączyć ją z Liamem.
- On coś kombinuje. W gazetach pisali, że zszedł się z tą tancerką, która cię pobiła. Na twoim miejscu byłbym ostrożny. To podejrzane, że przysyła ci bukiet róż…
- Co? – prychnęła ze złością Madzia. – Fakt, że ktoś przysyła mi kwiaty jest podejrzany?
- Nie to miałem na myśli – tłumaczył się chłopak.
- Dziwne, bo właśnie tak to zrozumiałam.
- Chodziło mi o to, że dziwny jest fakt, że wysyła ci kosz róż po tym jak zszedł się z dziewczyną, z którą zerwał właśnie przez ciebie. To bagno, w które nie powinnaś się pakować.
- Wybacz, ale sama zdecyduję, bo jest dla mnie dobre, a co złe. Ty zajmij się lepiej Dionne Broomfield.
- A co ona ma z tym wspólnego?! – spytał zszokowany, a ona westchnęła ciężko i wstała z miejsca.
- Boli mnie głowa. Wracam do pokoju i się położę – oznajmiła, żeby uciec od tej niezręcznej konwersacji.
Co skłoniło ją do wyjścia z nim? Przecież wiedziała, że po prezencie, który niespodziewanie wysłał jej Liam nie będą w stanie rozmawiać o czymś innym. A może zrobiła to specjalnie?
- Tu jesteście! – rozległ się głos Jaya, ale zupełnie go zignorowała i weszła do hotelu, zostawiając ich samych na patio z widokiem na pole golfowe, na którym dwóch dziadków nadal próbowało umieścić piłkę w dołku. – Nie mogą trafić do dziury, co? – spytał Loczek ze śmiechem, wskazując nieudolnych starców. – A jak tam wasza rozmowa?
- Nie pytaj – warknął Nath.
- No co? Myślałem, że doszliście do porozumienia, skoro opuściliście razem pomieszczenie.
- Bo gadałeś głupoty! Czy ty nie potrafisz trzymać języka za zębami? Co ci mówiłem na temat swatania?
Jay spuścił głowę.
- Już nic nie będę mówić, bo nic dobrego z tego nie wychodzi.
- Ona najwyraźniej chce być z Liamem. Nie powstrzymam jej przed tym. – Nath wzruszył ramionami.
- A jednak! Wiedziałem, że ci się podoba! – Jay klasnął w dłonie.
- Do tego nie trzeba być jasnowidzem – zauważył Nath, przecierając oczy dłońmi. Nie był to gest zmęczenia, a raczej bezsilności.
-  Nie… Ale możesz wzbudzić w niej zazdrość, mistyfikując swój związek z Dionne… - Jay zaczął na głos snuć chytry plan, kiedy zauważył, że nastolatki nie ma nigdzie w pobliżu.
- Cóż, rzeczywiście jest lekko rozdrażniona na jej punkcie… - Nath poprawił czapkę, którą miał na głowie.
- To zalążek zazdrości, mówię ci! Trzeba go podlewać, a sama wpadnie ci w ramiona! – Swat doskonały klasnął w dłonie i objął kumpla ramieniem. – Zakocha się w tobie, zobaczysz!
Nath zrzucił rękę Jaya ze swoich barków i spojrzał na niego jak na idiotę. Ale przyznać musiał, że wzbudzenie w Madzi zazdrości wydawało się najlepszym sposobem poznania jej prawdziwych uczuć.
Tymczasem Madzia wróciła do pokoju, w którym Monia rozmawiała przez telefon z Jayne. Szybko zakończyła konwersację i spojrzała w stronę nastolatki.
- Szybko wam ta schadzka minęła… - odezwała się.
- Och, zamknij się. To nie była żadna schadzka, tylko rozmowa, która skończyła się katastrofą. On gadał bzdury, ja gadałam bzdury… ale wiesz kto gada największe bzdury? – spytała Madzia, a Monia spojrzała na nią skonfundowana.
- Jay? – spróbowała naiwnie zgadnąć.
- Ty!
- Ja?!
- Tak, ty! W jaki niby sposób Liam dowiedział się, w jakim hotelu będziemy?
- Z gazet, twittera, facebooka… - wymieniła Monia, a Madzia machnęła ręką, dając jej znak, by się zamknęła.
- Tak i podali też numer pokoju, w którym się zamelduję?
- Raczej kurier przyniósł kwiaty do recepcji, a były one na nazwisko, więc… - próbowała tłumaczyć Monika, ale jej młodsza siostra nie była głupia.
- Jesteś z nim w jakiejś dziwacznej zmowie, bo z niewiadomych przyczyn chcesz mnie wyswatać.
- Chyba oszalałaś! Gdybym miała kogoś swatać, zaczęłabym od siebie! – prychnęła Monia.
- Ale tak się składa, że nie ma tu Marvina. – Madzia założyła ręce na piersi i spojrzała z dezaprobatą na siostrę, która teatralnie wywróciła oczami. Zakręciło jej się przy tym w głowie, więc złapała się za nią, by opanować dziwne samopoczucie.
- Tak się składa, że Marvin ma dziewczynę.
- No to… bo ja wiem… Z Astonem, z tym Mikołajem… Zajmij się nawet Simonem Cowellem, podobno jest w tym kurorcie i zgaduję, że w vilii.
- Już czekaj, bo w przerwach od nalewania szampana zacznę do niego puszczać zalotne oczka. – Monia skrzywiła minę.
- Może rozpozna w tobie wschodzącą gwiazdę reklamy i otworzy ci furtkę do międzynarodowej kariery? – roześmiała się Madzia.
- Bardzo śmieszne. Może tak zrobię. Jayne powiedziała, że miałam pracować od jutra, ale jeśli chcę, mogę wziąć udział w dzisiejszym przyjęciu maskowym. To znaczy… usługiwać na dzisiejszym przyjęciu maskowym – wyjaśniła Monia, wygrzebując z walizki sukienkę, którą sobie kupiła jeszcze w Londynie.
- I co, masz zamiar to założyć?! Nie dadzą ci jakiegoś fartuszka czy coś?
- Nie. Muszę wyglądać elegancko. – Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- A gdybyś nic nie miała? – dopytywała Madzia.
- No to nie wiem, co za różnica. W ogóle miałam na wieczór inne plany, ale będzie dodatkowa gotówka, więc postanowiłam przełknąć rzygi, które ze stresu podpływają mi do gardła i złapać wróbla za ogon… czy jakoś tak.
Monia stwierdziła, że nie ma rajstop, ale na szczęście jej młodsza siostra miała jedną nieotwartą parę, co znacznie ułatwiło sprawę ubrania się elegancko.
- I co teraz? – spytała Madzia, widząc, że Monika jest już ubrana i gotowa do wyjścia, a jeszcze poprawia włosy.
- Mam iść do recepcji i powiedzieć, że Jayne Collins rozmawiała z menedżerką hotelu o mojej pracy w cateringu i dzwoniła też w sprawie balu maskowego. Zaczyna się o 21 – wyjaśniła Monika, spoglądając na zegarek, który wskazywał godzinę osiemnastą.
- I wejście jest otwarte dla wszystkich? – spytała zaciekawiona młodsza siostra.
- Bo ja wiem? O to nie pytałam. Mam nadzieję, że nie, bo nie chcę oglądać chłopaków ze swoimi dziewczynami.
- Zazdrosna? – Madzia spojrzała spode łba na Monikę, która pokręciła głową.
- Nie. Ale jakoś nie uśmiecha mi się perspektywa usługiwania im.
- Rozumiem. To rzeczywiście nieciekawe. Ale wyświadcz mi przysługę i nie swataj mnie z nikim, kiedy wypatrzysz już jakąś partię, ok.? – spytała Madzia, żeby się upewnić.
- Jak sobie chcesz. Ale uważam, że gest Liama był bardzo romantyczny i jeśli tylko masz choć trochę oleju w głowie, docenisz go.
- I doceniam. Ale nie rozumiem, dlaczego nagle stałaś się taką zwolenniczką Liama.
Monika machnęła ręką i skierowała się do wyjścia.
- Idę, zanim dostanę biegunki – oznajmiła. – Muszą mi jeszcze wszystko wytłumaczyć no i mam nadzieję, że dadzą mi coś do jedzenia, bo zaczynam się robić głodna.
- A co ja mam robić pod twoją nieobecność?
- Bo ja wiem? Skoro pokłóciłaś się z Nathem, to znajdź Jaya. Jemu się chyba nudzi. – Monika wzruszyła ramionami i udała się do recepcji, z sercem w gardle.
W windzie ku swojemu niezadowoleniu natknęła się na Toma i Kelsey.
- Cześć – odezwał się chłopak.
- Cześć – odpowiedziała, choć nie widzieli się tak długo, że było to dziwaczne powitanie.
- To jest Monica, siostra Maggie – Tom zwrócił się do swojej dziewczyny, ale żeby ją przedstawić Brukselce się nie kwapił. Na szczęście blondyna miała dość oleju w głowie, by sama wyjawić swoje imię.
- Kelsey, miło mi.
- Mnie również – odpowiedziała Monia i w duchu modliła się, by nie zagadywali jej więcej.
Niestety elegancki strój, który miała na sobie, wymuszał serię pytań, jako że oni mieli na sobie plażowe kostiumy.
- Idziesz na jakieś przyjęcie? – spytał Tom, ale nie była pewna, czy rzeczywiście chce znać odpowiedź, czy pyta, bo stara się być uprzejmy.
- Będę pracować przy balu maskowym – wyjaśniła krótko.
- Acha.
Zapanowała niezręczna cisza. Winda jechała niebywale wolno.
- My idziemy na plażę – zagadnęła Kelsey, ratując sytuację. – Razem z Maxem, Sivą, ich dziewczynami i Nathem i Jayem.
- Szkoda, że moja siostra nie może iść z wami – westchnęła Monia, a Tom przytaknął głową.
- A dlaczego? – zaciekawiła się Kelsey.
- Jayne twierdzi, że mogłoby to zaszkodzić wizerunkowi i wywołać lawinę plotek – chłopak wzruszył ramionami, a dziewczyna o nic więcej nie pytała.
Uśmiechnęła się na pożegnanie nowej znajomej i razem z Tomem skierowali się w stronę wyjścia, przed którym czekała na nich reszta przyjaciół. Monia ruszyła do recepcji.
Czuła się tak głupio. Dlaczego akurat ich musiała spotkać? Wolałaby zetrzeć się z Jayem w obronie Liama albo oddać swoje ucho w ręce Maxa, albo ponownie rozebrać Nareeshę. Oczywiście przez swojego pecha musiała się natknąć akurat na Toma. Całe szczęście, że chociaż Kelsey wydawała się sympatyczna.

Może, przy odrobinie szczęścia i dobrej woli, jakoś przeżyje na Barbadosie z chłopakiem, który z niewiadomych przyczyn jej nie znosił?
 
~*~
 

piątek, 28 grudnia 2012

Rozdział 40 - "Karaiby"

Dziękuję Wam za komentarze! Niestety dopadła mnie choroba i nie wiem, czy dam radę umieścić obszerne komentarze pod Waszymi cudownymi opowiadaniami :( Bardzo mi przykro z tego powodu, bo lubię dzielić się spostrzeżeniami, wiem, że to lubicie. Ale choroba nie wybiera. Przed sylwestrem na pewno nadrobię i postaram się umieścić coś nowego.

Odcinek długi, ale mam nadzieję, że przebrniecie. Dedykuję go wszystkim Anonimom, którzy poświęcają czas na czytanie i komentowanie :*


PS. Aktorka, która stanowi moje wyobrażenie postaci Moni to Holland Roden.



W tym rozdziale dziewczyny spędzają święta u rodziny Natha, odbywa się koncert One Direction oraz długo oczekiwana podróż na Barbados.
 
~*~
Jak na ironię Madzia nie sprawdziła swojego starego telefonu, który wieczorem dzwonił dość uparcie. Zostawiła go w salonie domu Beverly po tym jak sprawdzała numer rodziców i zupełnie o nim zapomniała.

Rano dziewczyny wyszykowały się i udały się do salonu, gdzie Beverly parzyła sobie kawę. Poprosiły o herbatę i usiadły pod choinką, pod którą zaroiło się od prezentów. Madzia niezmiernie cieszyła się, że zdążyła poprzedniego wieczoru na szybko zapakować to, co kupiła Nathowi, jego mamie i siostrze. Jako że nie przewidziała wizyty Moni, spakowała jej do prezentu konsolę Zayna i bilety na koncert One Direction. Sama nie zamierzała się na niego wybierać, bo wczorajszego wieczora w Internecie widziała artykuł o tym, że rzekomo Liam ponownie spotykał się z Danielle. Po co kusić los i rozwalać ich związek, pojawiając się tam, gdzie mogła oberwać od psychicznej tancerki?

Nath pojawił się w salonie, w którym siedziały w pasiastej niebieskiej piżamie i z poczochranymi włosami. Był nieogolony i wyglądał jakby właśnie przeczołgał się przez poligon, ale w ogóle się tym nie przejmował. Klapnął sobie na kanapę obok Madzi i sięgnął po naleśnika, bo jego matka nasmażyła ich na zapas i postawiła na ławie.

- Czekamy na wszystkich – oznajmiła kobieta, uderzając syna w dłoń i zmuszając, żeby odłożył nabity na widelec przysmak.

- Ale będzie zimne… - powiedział dobitnie.

- Już jest zimne, więc nie ma różnicy – wyjaśniła Beverly.

Na szczęście nie musieli długo czekać na Jess, bo już po chwili przyczłapała, również poczochrana i w piżamie. Lekko zmieszała się, widząc, że tylko ona i Nath wyglądają okropnie, ale stos prezentów pod choinką rozjaśnił jej twarz.

- Odpakowujemy! – krzyknęła, rzucając się w stronę lichego drzewka.

- Najpierw jemy. – Nath sięgnął po naleśnika i tym razem nikt mu w tym nie przeszkodził.

Było już grubo po dziewiątej i wszyscy byli głodni. Kiedy najedli się uroczystym śniadaniem, gospodyni zezwoliła na rozpakowanie upominków. Tak więc sama dostała zestaw ekranizacji książek Jane Austen od Madzi, biżuterię od syna i książkę od córki. Była bardzo zadowolona. Nath nie mógł przestać zachwycać się składanką Boyz II Men i nawet nucił kilka kawałków, ku niezadowoleniu Bev, która wolała posłuchać jakichś kolęd. Jess kupiła mu „Poradnik pana domu” z wieloma wskazówkami dotyczącymi prania i gotowania, co przyjął z przekąsem, ale usprawiedliwiła się, że przecież ma tyle kasy, że nie wiedziała, co mu podarować. Beverly natomiast pokusiła się o czapkę z postacią kreskówkową przypominającą jej syna i napisem „Baby Nath”, co oficjalnie okrzyknął najlepszym prezentem świata. Jess dostała bransoletkę z wieloma zawieszkami od brata, płytę z Glee od Madzi i bon towarowy do ulubionego sklepu odzieżowego, który opiewał na taką kwotę, że najwyraźniej była wniebowzięta.

- To ode mnie i od ojca – wyjaśniła Beverly, która była rozwódką. – Jak przyjedzie, to nie zapomnij mu podziękować.

Madzia dostała od Beverly komplet czapkę, szalik i rękawiczki, a od Natha nieśmiertelnik, o którym zawsze marzyła.

- „Żebyś zawsze pamiętała, że masz dwa domy…” – przeczytała na głos sentencję umieszczoną pod jej imieniem. – Och, Nathan! Jesteś kochany!

Uściskała chłopaka spontanicznie, ale czując się nieco skrępowana, odskoczyła równie szybko.

- Madzia zawsze chciała dostać taki nieśmiertelnik – wyjaśniła Monia, widząc, że zapanowała cisza, kiedy wszyscy wpatrywali się w nastolatkę, jak zahipnotyzowaną wgapiającą się w wygrawerowaną blaszkę.

- Cieszę się, że ci się podoba. Nie byłem pewien, co kupić.

- Otwórz teraz prezent ode mnie, jest sto razy lepszy! – krzyknęła Jess, klaszcząc w dłonie. – Nie ma takiej głupiej sentencji jak twoja – prychnęła w kierunku brata.

- Wcale nie jest głupia – zauważyła Beverly. – To oznaka przyjaźni.

- Mógł pomyśleć o czymś lepszym. – Młodsza siostra założyła ręce na piersi, a brat rzucił jej pogardliwe spojrzenie.

- Było mało czasu, ok? Nie mogłem stać w sklepie za długo, bo na takie zamówienie potrzeba czasu…

Widząc, że siostra go nie słucha, zamilkł. Obserwował jak Madzia otwiera kolejny prezent, którym okazała się książka One Direction, przedstawiająca ich drogę do sukcesu.

- To chyba jakieś jaja… - powiedział po cichu, widząc roześmiane Jess i Madzię.

- Poczekaj aż otworzy prezent ode mnie – zaśmiała się Monia, nachylając się, by spod kanapy wyciągnąć mały pakunek.

W nocy wstała, by go tam wcisnąć, żeby jej siostra czasem go nie zauważyła.

- Gwiazda reklamy miała czas, żeby mi coś kupić? – spytała zszokowana Madzia, zaglądając do torebki i nie wierząc własnym oczom.

- Co to jest? – spytał zaintrygowany Nath, widząc jej zdziwioną minę.

Dziewczyna wyciągnęła zawartość torebki, a było to około piętnaście gazet i czasopism. Widziała tylko okładkę pierwszej, ale fakt, że to ona na niej była implikował całą resztę.

- Skąd ty… jak… kiedy… - powtarzała Madzia, przeglądając zawartość gazet i natrafiając na wzmianki lub artykuły o sobie.

- Ten cały Kuba z Polski miał w mieszkaniu pełno gazet i zobaczyłam ciebie na okładce i… - Monia zaczęła się tłumaczyć, ale mordercze spojrzenie siostry zamknęło jej usta.

- Byłaś u niego w mieszkaniu?!

- No a co? Miałam całą noc spędzić na lotnisku? Umarłabym z nudów!

- Czy ty jesteś niepoważna?! Iść z obcym do jego domu? A jakby to był psychopata?! – wrzeszczała młodsza siostra.

Monia machnęła ręką, jak gdyby nic się nie stało. Po raz kolejny odsłaniała przed nimi karty przez przypadek, podczas gdy celowo opowiadała tylko o nieistotnych pierdołach.

- W nocy pracował w skupie makulatury, a mi dał klucz do swojego mieszkania, żebym mogła się umyć i przespać. Spać nie chciałam, bo mógł się okazać psychopatą. No i jak tak siedziałam, to zobaczyłam stos gazet i… BUM! W sporej ilości znalazłam coś o tobie, więc spytałam go, czy nie mogłabym ich zabrać – wyjaśniła Monia, spoglądając na rozdziawione pary oczu, wpatrzonych w nią ze zszokowaniem.

- Mówiłaś, że w nocy pracował, więc jak niby go spytałaś? – spytała Jess, widząc, że zapadła niezręczna cisza.

- Jak skończyła mu się zmiana, to wrócił do domu. Było około godziny czwartej. Zjedliśmy śniadanie i zaoferował, że odprowadzi mnie na lotnisko, bo mam ciężki bagaż. Wtedy go spytałam. – Monia wzruszyła ramionami. – Pomyślałam, że chciałabyś to mieć na pamiątkę. Niektóre artykuły są naprawdę fajne. W jednej rozwodzą się nad tym, czy bardziej pasujesz do Liama czy Natha. Zrobili nawet sondę.

Nath wypluł mleko, które właśnie wziął do ust, by popić naleśnika. Atmosfera zrobiła się jeszcze gęstsza, a oliwy do ognia dodała Beverly, która uderzyła się otwartą dłonią w czoło.

- Prawie zapomniałam! Twój telefon dzwonił od rana, Liam Payne ma ci chyba coś ważnego do powiedzenia. – Kobieta podsunęła nastolatce jej rzęcha, którego ta nieopatrznie zostawiła w salonie.

Nath tym razem zakrztusił się naleśnikiem tak, że aż musiał wyjść.

- Wygląda na to, że ktoś tu jest zazdrosny – zachichotała Monia, a Jess i Beverly jej zawtórowały. Tylko Madzia ściskała stosik gazet z większymi lub mniejszymi artykułami na jej temat. Nie zdawała sobie sprawy, że wydarzenia przyjęły aż tak intensywny obrót.

- W takiej sytuacji, dobrze, że ode mnie dostaniesz akurat taki prezent – oznajmiła, podając siostrze naprędce zapakowaną paczkę, która kryła konsolę Zayna i bilety na koncert.

- A to co? – spytała Monia. – Nie idziemy razem?

- Idź sama. Albo… bo ja wiem… z tym psychopatą, Mikołajem. Ja… nie mam ochoty. – Język plątał jej się do tego stopnia, że Nath, który właśnie wrócił do pomieszczenia, zapewne pomyślał sobie, że to wspomnienie Liama wywołało w niej takie emocje, a więc i uczucia. Znacząco posmutniał i do obiadu siedział cicho jak mysz pod miotłą i dopiero koło trzeciej dał się namówić na sesję gry na pianinie.

Następnego dnia Madzia obudziła się dość późno, bo w domu było cicho. Ku swojemu zaskoczeniu, od Beverly dowiedziała się, że z samego rana Monika pojechała z Jess i jej przyjaciółką do centrum handlowego.

- Co? Z Jess? – zdziwiła się. – Przecież one się… nie lubią.

- Cóż, rano dyskutowały o czymś zażarcie, bo obie wstały niebywale wcześnie.

- Nic z tego nie rozumiem… - powtarzała Madzia. – A gdzie Nath?

- O dziesiątej wyszedł z przyjaciółmi – wyjaśniła Beverly.

- To którą mamy godzinę?! – krzyknęła zszokowana nastolatka, spoglądając na zegar ścienny. - Wskazywał pierwszą. – O Boże…

- Dawno sobie tak długo nie pospałaś, co?

- Dawno? Chyba… nigdy! Co się ze mną dzieje w tej Anglii?! Naprawdę nic nie rozumiem. – Dziewczyna podparła ręką brodę i zabrała się za picie soku, który postawiła przed nią Beverly.

- Twój telefon znowu wczoraj dzwonił – oznajmiła jak gdyby nigdy nic kobieta. – Znowu zostawiłaś go w salonie. – Nath chciał odebrać, twierdząc, że może być to coś ważnego, ale go od tego odwiodłam.

Madzia zmieszana spojrzała na wyświetlacz swojego telefonu, na którym widniały cztery nieodebrane połączenia od Liama.

- To na pewno nic ważnego. Chce zapytać, czy idę na koncert. – Wzruszyła ramionami.

- No nie wiem, coś bardzo mu zależy, skoro wydzwania z taką częstotliwością…

Madzia nic nie odpowiedziała na słowa kobiety, bo nie miała pojęcia, co mogłoby teraz wyjść z jej ust. Nath chciał odebrać? Dobrze, że tego nie zrobił, już i tak sytuacja była dziwna. Wplątali się wbrew swojej woli w dziwaczny miłosny trójkąt.

- Siema wszystkim! – Rozległo się od progu i Madzia otrząsnęła się z rozmyślań. Jess wpakowała się do kuchni razem z kilkoma papierowymi torbami. Za nią weszła Monika.

- Widzę, że wybrałyście się na zakupy beze mnie… - powiedziała niezadowolona młodsza siostra, zakładając ręce na piersi.

- Cóż, zakupów miało nie być, ale sprzedałam przyjaciółce Jess konsolę Zayna i dostałam osiemset funtów, więc…

- Co zrobiłaś?! – uniosła się Madzia.

- No co? – zaparła się Monia. – Przecież mi ją dałaś…

- No… tak. Ale to nie znaczy, że mogłaś ją komuś sprzedać!

- To znaczy, że dałaś mi ją tymczasowo w oczekiwaniu aż Zayn zechce ją odzyskać? – spytała Monika, spoglądając na siostrę spode łba. – Nie łam się, kupiłam ci kostium kąpielowy na Barbados! – oznajmiła z szerokim uśmiechem dziewczyna i wyciągnęła z jednej z toreb, które sama dzierżyła jednoczęściowy kostium w kolorze malinowym. Miał spore wycięcie na plecach i wyrzeźbione miseczki.

- Ty chyba żartujesz… różowy? – prychnęła Madzia, biorąc strój do ręki.

- Jeszcze marudzisz? Zrobiłam to z dobroci serca! – zauważyła Monia, wyrywając Madzi element garderoby i wrzucając go do torby.

Łącznie miała ich cztery, a z jednej wystawał karton z butami. Jess również się obłowiła i obie najwyraźniej były zadowolone.

- Wiesz, jakie tu są tanie ciuchy? – spytała podekscytowana Monia. – Wydałam sto funtów i trochę, a wykupiłam cały sklep! – zaśmiała się.

- No właśnie widzę… - zauważyła Madzia z przekąsem.

- Oj, nie rób takiej miny. Coś ci pożyczę, jak będziesz grzeczna.

Dziewczyny zaprezentowały swoje zdobycze z wyprzedaży. Monia kupiła sobie cały zestaw na plażę (strój, okulary, japonki i pareo), jedną sukienkę letnią, jedną imprezową, nowe spodnie, nową koszulę i zegarek. Miała też nowe kozaki i buty na obcasie oraz T-Shirt z jakimś śmiesznym nadrukiem.

Jess kupiła mniej, ale za to lepszych rzeczy. Dostała od rodziców bon na urodziny i mogła sobie pozwolić na szaleństwo.

- A ode mnie masz to – powiedziała do Madzi, podając jej okulary słoneczne. – Monica powiedziała, że ci się przydadzą.

- Dzięki – rzuciła Madzia. Rzeczywiście wycieczki na Barbados nie planowały, więc wszystkie letnie gadżety były potrzebne.

- Zapomniałam o kremie do opalania, ale to akurat najmniejszy problem. – Monia wzruszyła ramionami, wreszcie zasiadając przy kuchennym stole i wlewając sobie soku, który stał w pękatym dzbanku.

- Cóż, w takim razie dzięki, że mnie obudziłyście. To bardzo miłe… - powiedziała sarkastycznie Madzia.

- Oj, nie marudź tyle. Lepiej powiedz, co chciał Liam! – rozochociła się Monika.

- Co?

- No… dzwonił.

- Tak, ale nie odebrała. Ani nie oddzwoniła – wyjaśniła za swojego gościa Beverly i Monia o nic więcej nie pytała, co wydało się Madzi podejrzane, ale ostatecznie sama przed sobą uznała, że może to być po prostu gest przyzwoitości.

Nath wrócił pod wieczór i znowu spędzili leniwy dzień przed telewizorem. Reklama z Monią nadal była emitowana, zapraszając do centrum handlowego. Jay wysłał smsa do kumpla z krótką notką „Reklama – szalone”, czym dał znać, że sława dziewczyny się szerzyła. Na szczęście nikt jej nie rozpoznawał poza osobami, które już ją znały.

Wieczorem zadzwoniła do domu, by zdać relację mamie. Madzia w tym czasie przejrzała artykuły o sobie w gazecie i z przerażeniem stwierdziła, że w sondażach czytelnicy magazynu uznali, że pasuje do Liama w 82 %.

- Czyżby to był znak? – spytała Monia, nachylając się jej przez ramię. – Zadzwoń do Liama, to dobry dzieciak. Albo zawsze może iść na koncert…

Machające przed oczami Madzi bilety miały stać się czynnikiem motywującym, ale zupełnie zniechęciły ją do udziału w wydarzeniu.

- Nie. – Była to jedyna odpowiedź, na jaką było ją stać.

Do końca wieczoru się nie odzywała. Czytała gazety w milczeniu, co jakiś czas wzdychając ciężko.

Danielle Peazer kontra tajemnicza Polka – głosił jeden z artykułów, który podsumowywał plusy i minusy rzekomych kontrkandydatek w wyścigu o serce Liama. Co ciekawe, w boju wygrywała jako że podobno wydawała się być bardziej w jego typie.

- Sprzedam bilety na ten koncert – oświadczyła w końcu Monika, która właśnie wywalała stare rzęchy, a nowe próbowała upchnąć w walizce.

- To sprzedaj, wali mnie to – warknęła Madzia.

- Albo pójdę z Jess… - głośno zastanawiała się dziewczyna.

- Och, rób co chcesz, tylko dupy nie truj!

Monia była pewna, że ma do czynienia z reakcją wyparcia. Madzi na pewno podobał się Liam i z całych sił odpychała od siebie świadomość, że jeszcze kiedyś go zobaczy, albo co gorsza utknie w jakiejś windzie, bo może dojść do czegoś bardziej… romantycznego.

- Ciekawe… - powiedziała Monia pod nosem i wyszła na chwilę z pokoju, by spytać Jessicę, czy ma ochotę iść na koncert.

Dziewczyna stwierdziła, że chętnie, choć nie jest jakąś wielką fanką tego zespołu, ale skoro bilety mają się zmarnować, to dlaczego nie.

- A o czym wy ględzicie? – spytał Nath, który właśnie pojawił się w pokoju młodszej siotry.

- O koncercie, na który jutro idziemy – wyjaśniła Jess. – One Direction, gdybyś nie wiedział.

- Och… - spochmurniał. – Spodziewałem się, że jakieś babskie plotki.

- Przykro mi cię zawieźć, ale nie tym razem – oznajmiła dobitnie nastolatka, a Monice wyjaśniła. – Zawsze plotkuje ze swoimi ziomkami Sivą i Jayem. Niektórzy twierdzą, że są gejami i mają romans…

Nath rzucił dziewczynie mordercze spojrzenie i zamilkła, zdając sobie sprawę, że lepiej z nim nie zadzierać. Tak czy siak, wiedział już o planach, jakie poczyniły na dzień przed wyjazdem na Barbados.

- A… Maggie? – spytał jeszcze zanim wyszedł.

- Bilety są dwa, a my idziemy, więc sam sobie skalkuluj – prychnęła Jess i zmusiła go do wyjścia.

Kolejny dzień zleciał jak z bicza strzelił. Madzia uparcie twierdziła, że nie wybiera się na występ, więc Monia i Jess wypindrzyły się jak te lale i eskortowane przez Beverly pojechały pod halę, gdzie miał się odbyć koncert.

Najpierw razem z piętnastką innych dziewczyny szły na backstage, by poznać chłopaków i z nimi porozmawiać.

- Hej! Siostra Maggie! – krzyknął Louis, ignorując zupełnie stado napalonych nastolatek i spoglądając na koniec ogonka dziewczyn przeciskających się przez drzwi.

Stały tam dwie najmniej napalone dziewczyny świata, Monia i Jess. Liam na słowa przyjaciela momentalnie uniósł głowę znad niziutkiej fanki w wieku około dwunastu lat, która przyszła z mamą. Monika dostrzegła w jego oku dziwny błysk i w jej głowie tylko potwierdził się chytry plan, która knuła od jakiegoś czasu.

- Misja wyswatać siostrę rozpoczęta – powiedziała sama do siebie.

- Hę? – spytała Jess, nie rozumiejąc po polsku.

- Nic, nic. Tak głośno myślę. Cześć chłopaki! Harry, tym razem ubrany, jak miło!

Nastolatki spojrzały ze zszokowaniem lub pogardą na dziewczynę, która śmiała wypowiedzieć te słowa. Sam zainteresowany nieco się zmieszał i nerwowo poprawiał fryzurę.

- Harry stara się trzymać fason – wyjaśnił Lou, obejmując Monikę, jakby byli starymi przyjaciółmi. Ściskał wszystkie fanki, ale ją traktował ze znacznym wyróżnieniem, jako że „znali się jak łyse konie”, co nieustannie powtarzał.

Zespół zachował się bardzo miło. Nie ignorowali pozostałych dziewczyn, a jednocześnie sporo czasu spędzili z Moniką i Jess, wypytując o Madzię i sprawy bieżące. Poznali więcej szczegółów na temat wyjazdu na Barbados, a na wyjściu Liam dostał kopertę.

- A to co? – zaciekawił się Niall, zaglądając kumplowi przez ramię.

- Jess was narysowała – skłamała Monia na poczekaniu,  a widząc, że nastolatka chce sprostować, pożegnała się i oddaliła, ciągnąc ją za łokieć.

- Co to miało być? Jakieś sekretne liściki czy co? – zdziwiła się dziewczyna, gdy razem z całą gromadą szły zająć miejsca w sekcji vipów. Niebawem miał się zacząć koncert.

- Można tak powiedzieć. – Monia wzruszyła ramionami. Nie chciała poinformować siostry Natha, że przekazała wrogowi szczegółowe informacje odnośnie terminów odlotów, przylotów i zakwaterowania na Barbadosie. No i fakt że z nim esemesowała też powinien pozostać tajemnicą.

Madzia miała nadzieję, że uda jej się spędzić trochę czasu z Nathem, ale niestety znowu wyszedł z przyjaciółmi. Nie dziwiła się, że chciał nadrobić zaległości, ale miała cichą nadzieję, że wśród tych przyjaciół nie było żadnych dziewczyn. Nie miała zielonego pojęcia, że jej siostra planowała zabawić się w swatkę i połączyć ją z Liamem Paynem.

Z nudów zalogowała się na twittera i napisała wiadomość do Lou, bo był pierwszą osobą, która przyszła jej do głowy. Był online, bo niemal od razu dostała wiadomość zwrotną.

„Witaj, piękna! Właśnie z Harrym o tobie rozmawialiśmy.”

Uśmiechnęła się do własnych myśli. Wymienili jeszcze kilka wiadomości, w których nawet nie spytała o Liama, choć korciło ją, by dowiedzieć się, czy rzeczywiście zszedł się z powrotem z Danielle. Louis marudził nieco, że nie pojawiła się za kulisami, ale rozumiał, dlaczego nie była zbyt entuzjastycznie nastawiona do spotkania z konkurencyjnym zespołem. Życzył jej powodzenia na Barbadosie i prosił, żeby się częściej odzywała. Tak czy siak nie chciała dłużej im przeszkadzać, bo było późno, a oni na pewno byli zmęczeni po koncercie. Kazała Lou pozdrowić wszystkich i położyła się spać.

Jess i Monia wzięły natomiast taksówkę i dojechały do domu, w którym wszyscy leżeli już w łóżkach. Doprowadziły się do porządku i pożegnały na korytarzu. W rękach miały papierowe torby z upominkami (podpisane zdjęcia, breloczki i długopisy z logo zespołu), a na twarzach szerokie uśmiechy.

- Śpisz? – spytała Monia, kiedy potknęła się w ciemnościach o materac i wylądowała na łóżku, na którym spała jej młodsza siostra.

- Już nie… - powiedziała lekko podenerwowana nastolatka.

- To super. Zobacz, co dostałyśmy! – W pokoju rozbłysło światło, ukazując darmowe gadżety.

- Weź to i zgaś światło – nakazała Madzia, nakrywając się na głowę poduszką. – Jutro lecimy na Barbados, wiesz?

- Wiem – powiedziała cicho Monia i położyła się na swoim posłaniu, jako że wcześniej skorzystała już z łazienki.

Czuła na sobie resztki nie do końca zmytego makijażu, ale była zbyt zmęczona, by dokonywać na sobie gruntownego szorowania.

Następnego dnia z samego rana spakowały swoje rzeczy i porozmawiały przez telefon z Jayne, która nie jechała z nimi na Barbados. Wybierały się z Big Kevem i Martinem, menedżerem trasy, którego nie miały okazji jeszcze poznać. Okazało się, że lecą wszyscy razem, a dawne obawy kobiety o rzekome połączenie dziewczyn w pary z Jayem i Nathem poszło w odstawkę. Być może poznała Polki na tyle dobrze, że przestała widzieć w nich zagrożenie, albo uważała, że obecność wielkiego ochroniarza skutecznie zapobiegnie wszelkim romantycznym zapędom? Tego nie wiedziały, ale cieszyły się, że nie będą zdane tylko na siebie.

Po śniadaniu pożegnały się z Beverly i Jess, które wyściskały je i Natha za wszystkie czasy. Samochód przyjechał po nich, wioząc Jaya, Big Keva i Martina, którego wreszcie miały okazję poznać.

Monia żałowała, że sympatyczny kierowca busa z nimi nie jedzie. Wydawał się o wiele fajniejszy niż ci dwaj faceci, ale Madzia przekonała ją, że są spoko. Początkowo mogli przytłaczać swoją osobowością, ale równie dobrze mogło być to spowodowane sporą różnicą wieku, jaka ich dzieliła.

Tom z Kelsey, Max z Michelle i Siva z Nareeshą mieli dojechać na lotnisko we własnym zakresie. Monia cieszyła się, że nie musi jechać samochodu z dziewczyną Sivy, którą dosłownie rozebrała, a Madzia odetchnęła z ulgą, mając świadomość, że Tom, Kelsey i Monia nie znajdą się blisko siebie przynajmniej na razie.

Jay zaczął nucić, kiedy tak mknęli przez trasy Londynu.

- Rocking around the Christmas tree… and the Christmas party HOP!

- Cicho bądź – warknęła Monia, ale zupełnie ją zignorował I kontynuował.

- O co chodzi? – spytał zdziwiony Martin, a Big Kev również nie widział reklamy i spoglądał pytająco to na Natha, to na Madzię, którzy chichotali widząc jak Jay zaczyna tańczyć, a Monia ciska gromy z oczu w jego stronę.

- Cóż, moja siostra niedawno zagrała w świątecznej reklamie – wyjaśniła Madzia, gdy udało jej się przybrać poważny ton.

- O, no proszę! Dlaczego nikt mi tego nie pokazał? – spytał Kevin.

- Wysłałem ci link na twitterze. – Nath machnął ręką.

- No dzięki! Po nim to się jeszcze tego spodziewałam, ale po tobie?! – spytała Monia z oburzeniem spoglądając na Natha, który założył kaptur i zamknął się w sobie.

- Nie ma się czego wstydzić! To fajna pamiątka – słusznie zauważył Martin.

- Fajna czy nie, mam nadzieję, że szybko zniknie z Internetu, bo nie zniosę takich żartów – oznajmiła dziewczyna, wskazując na Jaya, który rękoma właśnie prezentował układ z reklamy.

- Ciesz się, że nie ma tu Maxa, on dopiero byłby złośliwy! – oznajmił Nath.

- Gdyby nie fakt, że jedzie z nim Michelle zamęczyłby cię na śmierć. No ale tak będzie ułożonym tatuśkiem zespołu, więc nie masz się o co martwić – zapewnił Big Kev, uspokajając dziewczynę i zdobywając jej sympatię.

- No to super.

- Nie wiem czy super, jako że on to nagrał, więc nawet jeśli zniknie z Internetu, to… - Jay próbował coś powiedzieć, ale mrożące krew w żyłach spojrzenie Moni sprawiło, że zamilkł.

- Lepiej opowiedz, jak było na wczorajszym koncercie naszej konkurencji. – Nath zmienił temat.

- Super.

- Chyba lubisz to słowo? – spytał Martin, a ona wzruszyła ramionami. Nie mogła się przyznać, że nie czuje się swobodnie i dlatego używa półsłówek. Madzia jak na złość była niebywale milcząca i zamyślona, pewnie myślała o Liamie.

- A ty o czym myślisz? – spytał Jay Maggie, widząc, że zdystansowała się od rozmowy.

- O Barbadosie… - skłamała nastolatka. Tak naprawdę patrzyła przez okno i oglądała w szybie odbicie roześmianego Natha. Tak słodko wyglądał w kapturze na głowie! – Nie wzięłyśmy kremu na słońce.

- Spokojna głowa, ja mam go w nadmiarze. – Jay uspokoił dziewczynę. – Pożyczę.

- To prawda, on ma osobną walizkę do kremu przeciwsłonecznego. I jedną z balsamem kojącym oparzenia. I jeszcze jedną z… - wyliczał z sarkazmem Nath.

- Ostrożności nigdy za wiele. – Wyśmiewany chłopak założył ręce na klatce piersiowej, a Monia rozpromieniła się, widząc, że teraz on jest obiektem drwin.

Dojechali na lotnisko w wyśmienitych nastrojach, które przeminęły dziewczynom, gdy Big Kev oświadczył, że muszą wejść innym wejściem, żeby prasa nie widziała ich razem.

- Pięknie. Po prostu cudownie – warknęła Monia, taszcząc swoją ciężką torbę, podczas gdy jej siostra sunęła z bagażem po ziemi, jako że była bardziej przezorna.

- Och, daj spokój. Ja na przykład nie chcę trafić na okładkę jako kochanka któregoś z nich – powiedziała młodsza z dziewczyn, spoglądając na tablicę odlotów w celu rozeznania się w sytuacji.

- No z grubym Kevinem ani Martinem to pewnie że nie chcesz.

- Głupia. W ogóle nie chcę. Te gazety od ciebie będą nade mną wisiały do końca życia.

- Głupoty gadasz, fajna pamiątka. – Monia wyrwała siostrze bilety i karty pokładowe, by przyspieszyć obrót spraw.

Razem rozgryzły, do których wrót mają się udać. Zdały bagaż i stanęły w długiej kolejce do odprawy celnej, która przesuwała się niebywale wolno. Chłopcy z The Wanted mijali je ze swoimi dziewczynami (oni wszędzie wchodzili bez kolejki jako celebryci), co bardzo rozwścieczyło Monikę.

- Nie no, to jest przegięcie – powiedziała, kiedy ujrzała ich po drugiej stronie barierki.

- Co się stało? – zaciekawiła się Madzia i spojrzała w stronę Toma, który już z daleka się do niej szczerzył. Pomachała w jego stronę.

- No idą bez kolejki, a ci debile kazali nam iść innym wejściem, żeby nas prasa nie przyłapała. I teraz zapuszczamy tu korzenie, podczas gdy oni zaraz będą w samolocie. Pewnie lecą pierwszą klasą… - narzekała starsza z sióstr.

- Oj, przestań i nie marudź! Jedziemy w końcu na Barbados, no nie? Czy to nie powód do radości? – Madzia uśmiechnęła się szeroko, widząc, że Max, który je mija, do niej macha.

- Nie. Ja tam jadę do roboty, zresztą, będzie kurewsko zimno, tfu, gorąco i szlag mi wczasy strzeli. – Monia założyła ręce na piersi, a widząc, że kolejka nieco się przesunęła, zrobiła krok do przodu, ale tak niefortunnie, że uderzyła się i zaklęła, kiedy poczuła ból w palcu. – I super, jeszcze sobie palec złamię!

Nath, Jay i Siva z Nareeshą również ich minęli i teraz oglądały tylko tyły ich głów.

- Samolot bez nas nie odleci – powiedziała Madzia, widząc jak jej siostra po raz kolejny wzdycha ciężko.

- No a by kuźwa spróbował! – po raz kolejny zaklęła Monia, a młodsza siostra, jako że nie miała siły zwracać jej uwagi, zamilkła.

Rzeczywiście siedziały w innej klasie niż chłopacy, co sprowadziło je na ziemię, mimo iż szybowały tysiące kilometrów w górze. Były zwykłymi kopciuchami, które tylko przez przypadek miały życiową szansę, co nie oznaczało, że znajdowały się na tym samym poziomie co ludzie, dla których pracowały.

Nath co chwilę przysyłał Madzi smsy zapraszające do pierwszej klasy, co niebywale ją denerwowało, dlatego z ulgą przyjęła komunikat stewardessy o wyłączeniu telefonów.

- Co on ci tam pisał? Miłosne wiadomości? – spytała Monia, poprawiając się na siedzeniu i denerwując się, że siedzi tak daleko od okna.

- Głupie żarty. – Madzia machnęła ręką. – I też zaczął mnie denerwować fakt, że ja siedzę tutaj, a oni w pierwszej klasie.

- My siedzimy tutaj – poprawiła starsza siostra. – I nie mamy nic do żarcia, a zapewne długo będziemy lecieć.

- Wiesz, że nawet nie wiem, jak długo…

- Tak czy siak będę głodna.

- Ale przecież jesteś nadziana, gwiazdo reklamy! – zaśmiała się Madzia. – No i sprzedałaś konsolę Zayna, więc w sumie mogłabyś sama sobie opłacić wyjazd…

- Hej, tylko bez takich! Bo jeszcze ten cały Martin to podchwyci i będę musiała wyłożyć z własnej kieszeni.

- Nie, oni nie są tacy – zapewniła Madzia.

- Tak. I to nie oni zajadają krewetki w pierwszej klasie, podczas gdy my dostajemy to gówno. – Monika wskazała głową na wózek stewardessy, na którym na plastikowych tackach leżało coś, co miało przypominać kotleta i ciapka puree.

- No przynajmniej wiemy, że nie dadzą nam tu umrzeć z głodu. – Madzia nadal szukała pozytywów.

Jedzenie podano im godzinę po odlocie, a obsługa poinformowała je, że na Barbados leci się niecałe 6 godzin. Potem miały być kanapki i ciepłe napoje, ale póki co zadowoliły się butelkowaną wodą. Wszystko, co chciały zamówić dodatkowo było płatne. Ale nie chciały. W spokoju wyczekały lądowania i z ulgą stanęły stopami na ziemi.

Uderzyła ich fala ciepła rzędu 24 stopni. Zanim zdały bagaż, wepchnęły do niego kurtki zimowe, bo zdawały sobie z tego sprawę, więc nie wyglądały zupełnie śmiesznie. Ale ich rozdziawione japy, które nie ogarniały tego, co je otaczało, jasno świadczyły o fakcie że były tu obce.

Były na Karaibach.
 
~*~