Pzed nami pożegnania starego roku 2011 (bo przypominam, że akcja opowiadania jest opóźniona w stosunku do czasu rzeczywistego). Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam. Jako że kończy się pewien etap w życiu sióstr, umieściłam przypomnienie, co się działo (w podstronie "Część I").
Tym sposobem osoby, które nie miały czasu czytać przerażone długością
i częstotliwością rozdziałów będą mogły czytać na bieżąco.
Jako że mamy jubileusz postanowiłam odnieść się do każdej z Was, bo bardzo jestem wdzięczna, że poświęcacie czas, by tu zaglądać. Rozdział dedykuję wszystkim, którzy skomentowali poprzedni :*
truskawkaaaaaaa - dziękuję Ci "największa fanko poprzedniego rozdziału" ;)
wiele dla mnie znaczy, że fanka 1D regularnie czyta to opowiadanie, nawet kiedy jej ulubieńców nie ma na horyzoncie.
little_psycho - również uważam, że Monika i Jay do siebie pasują, ale... czy oni tak uważają?
Olga Lowe - cieszę się, że uważasz, że się sporo dzieje. Dużo to dla mnie znaczy. I nie musisz przepraszać, że nie skomentowałaś poprzedniego rozdziału. Doskonale rozumiem brak czasu ;)
вℓєѕѕ † - proszę x10000000000. Scena pocałunku celowo była napisana dziwnie, będą lepsze.
Naile - nie wkurza się na Madzię. To nastolatka, która przeżywa pierwsze miłostki i może mieć mętlik w głowie, bo kawalerowie niewątpliwie są "zacni".
Czasami łączą się słowa, staram się to poprawiać, najwyraźniej mi się udaje.
patrycja - pomysł biorę z mojej chorej i pokręconej główki, a będzie jeszcze bardziej dziwacznie, kąpiel w jeziorze po zmroku, sztorm na morzu, tornado, wesele... och, nie mogę się doczekać, aż dojdziemy do ciekawszych rzeczy :)
Ewcia - rzeczywiście specjalnie się z wami droczę i robię Madzi podchody do obu kawalerów. A będzie jeszcze większy mętlik.
thewanted - cieszę się, że moje rozdziały/odcinki są obiektem Twojej miłości. :)
Anonimowy #1 - tak, ta scenka była dziwna. I w sumie miała taka być :P Pocałunek Moniki też będzie... dziwny.
Anonimowy #2 - wspomniałam już, że postaram się o happy end dla wszystkich i tego się nadal trzymam :) Dziękuję Ci za wyczerpujące komentarze, w miarę możliwości nie zwolnię z dodawaniem rozdziałów.
Anonimowy #3 - dziękuję za któreś z kolei wyznanie miłości :*
Byłabym wdzięczna, gdybyście dodawały na koniec choćby pierwszą literę imienia, żebym wiedziała, z kim mam do czynienia. Rozpoznaję Was po stylu pisania, ale jednak wolałabym odnosić się bardziej personalnie :)
Dziękuję, dziękuję, dziękuję :*
W tym rozdziale siostry żegnają stary rok w szalonym stylu, by powitać Nowy Rok w stylu jeszcze bardziej szalonym |
~*~
Chłopcy z One Direction zaśpiewali dwa swoje
przeboje w wersji akustycznej. Na gitarze akompaniował im jakiś grajek, który
nieźle zasuwał ze swoimi paluszkami po strunach. Całość wypadła bardzo dobrze,
choć Madzia nie mogła oprzeć się wrażeniu, że Harry swoje partie śpiewa do
niej, Louis się do niego uśmiecha zachęcająco, a Liam zerka na nią z ukosa
smutnym wzrokiem, ale kiedy śpiewa swoje wersy, to robi to całym sercem.
Dziwnie czuła się przy stoliku w towarzystwie tylko Eleanor, zaślepionym
wzrokiem wpatrującej się w swojego chłopaka, kiedy śpiewał solo w „One Thing”. Kiedy skończyli, do północy zostało pół godziny. Pałeczkę przejął DJ,
który puszczał klasykę w wykonaniu Michaela Buble i innych znanych artystów.
Monika siedziała przy stoliku w
towarzystwie Natha i Jaya. Po tym jak kelnerka przyniosła na stół zamówioną
przez nią butelkę wina, która skończyła się niebywale szybko, atmosfera zrobiła
się o wiele bardziej przyjazna.
- Na trzy minuty przed północą
was opuszczę – oznajmiła Monika ni z tego, ni z owego.
- Chcesz wracać do domu na trzy
minuty przed północą? – zdziwił się Jay. – Jaki w tym sens?
- Nie chcę wracać do domu. Chcę
iść do łazienki i roztkliwiać się nad upływającym czasem i beznadziejnością
mojej egzystencji – wyjaśniła, a oni spojrzeli na nią zdziwieni, a po chwili
się roześmiali.
- Niezły żart, Brukselka! – chichotał Jay. –
Prawie się nabraliśmy.
- Nie, mówiłam serio. Wypiłam
taką ilość alkoholu, że robi mi się smutno – przyznała, wypijając resztkę wina.
- No to co? Mamy zamówić więcej?
– spytał Nath.
- To może pomóc.
- Ale ja żartowałem! – zaparł się
najmłodszy chłopak.
- No i ty pić nie będziesz. Ale
Jay ze mną wypije. Po tym jak cały wieczór robi mi przykrości, może być chociaż
moim kompanem od kieliszka.
- Ja ci robię przykrości?
- Chyba chodzi jej o te wasze
durne zawody – wyjaśnił Nathan, widząc, że Brukselka zajmuje się dokańczaniem
dziwacznych roladek z bliżej nieokreślonego mięsa.
- Co to jest? – spytała,
przeżuwając z niesmakiem.
- Ozory – odpowiedział Jay,
krzywiąc się, a Monika z obrzydzeniem wypluła jedzenie na rękę i bez
skrępowania wyrzuciła je do doniczki stojącej jakiś metr od niej.
Następnie jak gdyby nigdy nic
wytarła ręce w serwetkę, nabrała do ust wody, wypłukała je i wypluła wodę z
powrotem do kieliszka. Potem wylała wodę z resztkami niepołkniętego ozora do
nieszczęsnej doniczki. Nath i Jay mieli otwarte usta ze zdziwienia.
- No co? – spytała, marszcząc
brwi. – Przepraszam, jeśli czujecie się zniesmaczeni, ale to, że obnażam przed
wami moją prawdziwą twarz powinno być dla was sygnałem, że poczułam się członkiem tej całej... no... TWFanmily.
- Jeśli to jest obnażanie duszy,
to aż boję się pomyśleć jak wygląda u ciebie obnażanie...
- Niedobrze mi – oświadczył nagle
Nath, przerywając wywód kumpla. – Będę wymiotował.
Chłopak zgiął się wpół i pozbył
się felernych krewetek, które zjedzone na przystawkę najwyraźniej mu
zaszkodziły. W pomieszczeniu zapanowało zamieszanie. Nath zbladł, widząc, że
było mu na tyle słabo, że wyrzygał się na własne buty. Madzia nie widziała
zajścia, bo tańczyła właśnie z Harrym do melodii „Sway”. Tym razem chłopak symulował, że są mistrzami argentyńskiego
tanga i sunęli po parkiecie prawie jak zawodowcy.
- Wezmę taksówkę i pojadę do domu
– oświadczył Nathan, wycierając twarz serwetką. Dwie kelnerki pozbywały się
właśnie bałaganu, który spowodował, a Monika i Jay z troską nachylali się nad
nim i podawali mu szklankę wody. – Zdążę przed północą i wzniosę toast z
rodzicami.
- Z tym toastem bym się
wstrzymała – poradziła Monika, krzywiąc się na widok brudnej szmaty, która
wylądowała w wiadrze razem z resztkami krewetek. – Pojedź z nim, bo jeszcze
zemdleje po drodze – zwróciła się do Jaya, ale Nath znacząco pokręcił głową
przecząco.
- Wszystko w porządku – zapierał
się, ale sam przed sobą nie wiedział, czy mówi to, żeby nie robić z siebie
ofiary czy żeby nie psuć im wieczoru. – Zaprowadźcie mnie tylko do taksówki –
poprosił, żeby nie zgrywać zbyt wielkiego twardziela.
- Naprawdę przepraszamy –
powiedział Jay na odchodnym, widząc zniesmaczone miny kelnerek.
- Nic się nie stało –
odpowiedziała jedna, sympatyczniejsza. – Każdemu mogło się zdarzyć.
Kiedy jednak wychodzili,
podtrzymując słabego Natha, usłyszeli głos drugiej.
- Boże, to są jakieś świnie!
Zobacz co znalazłam w doniczce!
Zarówno Monika i Jay jak i
słaniający się na nogach Nath zachichotali. Ładnie napaskudzili, nie
pozostawiając po sobie dobrego wrażenia. Dwie minuty później pakowali Natha do
taksówki.
- Zadzwonię do twojej mamy i
powiem, że przyjedziesz na parę minut przed północą – zapewnił Jay. – Uważaj na
siebie i daj znać.
- Nie omieszkam – zachichotał
Nath. Nagle zupełnie ozdrowiał, co dało mu do myślenia. Może choroba, którą
poczuł rzeczywiście miała podłoże w psychice? – Już czuję się lepiej, więc się
nie martwcie.
- Dobra, naraska! – oświadczyła
Monika, odwracając się na pięcie, ale po chwili odwróciła się z powrotem. –
Dobra, żartowałam. Na dobry początek Nowego Roku dodam, że wcale nie jesteście
tacy źli.
- Yyy… dzięki. Chyba – powiedział
Nath z uśmiechem i pożegnawszy się z nimi, odjechał.
- To co teraz zamierzasz? –
spytała Monika Jaya, kiedy wracali na salę balową. – Przywitasz Nowy Rok ze
mną, mimo iż jestem „świnią”. – W powietrzu nakreśliła cudzysłów, cytując
kelnerkę, która sprzątała spowodowane przez nią i Natha zamieszanie.
- Cóż, jeśli tylko na trzy minuty
przed północą nie pójdziemy do łazienki… to myślę, że mogę się przemęczyć –
przyznał ze śmiechem.
Stolik został wyłączony z obiegu,
jako że na dywanie nadal była niezbyt przyjemnie pachnąca plama.
- Super! Przez Natha nie mamy
gdzie siedzieć – skrzywiła się Monika, ale szybko się rozpromieniła. – Przy
barze są stołki, chodź!
Szła przyspieszonym krokiem,
zadowolona z planu, który zrodził się w jej głowie. Jeśli wypije więcej, jej
smutny nastrój zamieni się w wir zabawy, co w noc sylwestrową będzie wskazane.
Nie będzie obchodzić jej, że się starzeje, że żeby wyglądać jak człowiek musi
nałożyć na mordę kilo tapety, że sukienka ją pogrubia, że Marvin przyszedł tu z
Rochelle, Madzia z Harrym, a ona sama… Wszystko przestanie mieć znaczenie.
- Na zdrowie! – powiedziała,
unosząc w górę kieliszek szampana, który stał na blacie baru i wypijając go od
razu. – Ble, ale niedobry!
- Gdzie mój szampan? – spytał
zdziwiony Louis Walsh, który rozglądał się wokoło skonsternowany. – Jestem
pewien, że właśnie tu go zostawiłem.
- Ups… - zachichotała Monika, nie
wiedząc, co zrobić z kieliszkiem, który był dowodem zbrodni. Jay ukradkowo
odebrał go od niej i wstawił do doniczki, stojącej tuż za nim.
- Już nalewam nowy! – zobowiązał
się kelner, nie dostrzegając spisku.
- A dla nas cała butelka –
powiedziała Monika, zorientowawszy się, że nie trzeba za nic płacić.
- Przynieść do stolika?
- Nie, wypijemy na miejscu –
prychnęła i zabrała butelkę, którą barman jej podał.
Jay rozlał szampana do dwóch
kieliszków.
- Czekamy z tym do północy? –
spytał. - W końcu to już niedługo… - Urwał, bo zauważył, że Monika już wypija
duszkiem kolejny kieliszek.
- Łoł, łoł… Może trochę
przystopujesz?
- O jeden za dużo – powiedziała
cicho Monika.
Przekroczyła granicę i gdzieś na
obrzeżach świadomości czuła, że płyn hamulcowy wyciekł i znowu była szalona, z mózgiem bardziej przypominającym gąbkę niż organem mającym panować nad wszystkimi jej reakcjami.
- Crazy, sexy, cool… - odezwała
się, ściągając z nóg buty.
- Z pewnością crazy –
zaśmiał się Jay. Sam wypił tego wieczora niewiele, ale nie chciał być zrzędą,
więc zachęcony przez Monikę, wychylił jeszcze jedną lampkę.
W tym samym czasie Madzia
świetnie bawiła się na parkiecie. Wirowała w rytm starych przebojów, trzymając
za ręce swojego partnera na wieczór. W pewnym momencie zauważyła, że chłopak
dłuższą chwilę utkwił wzrok w Caroline.
- Idź do niej – powiedziała,
wzdychając ciężko.
- Co? – otrząsnął się z
rozmyślań.
- Cały czas na nią zerkasz, a
teraz to cię zahipnotyzowała. Idź i przywitaj z nią Nowy Rok.
- Ale… Nie, nie zostawię cię.
Przyszliśmy tu razem. – Chłopak zmieszany przeczesał włosy ręką.
- Przyszliśmy tu jako
przyjaciele. I właśnie jako przyjaciółka mówię ci, że powinieneś spędzić resztę
nocy z nią. Mimo różnicy wieku. I tego że jest wredna. I tego, że mnie
zaatakowała.
- Ok, ok. Rozumiem! – przerwał
jej ze śmiechem. – Jesteś najlepsza, Meggs! – Ucałował ją w policzek i pobiegł
w stronę baru, gdzie właśnie udała się Caroline, zmęczona jego widokiem z
przyjaciółką.
Madzia natomiast sama nie
wierząc, że zaproponowała coś takiego, wróciła do stolika, przy którym Louis i
Eleanor szeptali sobie słodkie słówka na piętnaście minut przed północą, a Zayn
i Niall opowiadali sobie jakieś sprośne historyjki o dupie Frankie Sandford,
która była niebywale wyeksponowana w połyskującej srebrnej sukience.
- A gdzie poszedł Hazza? –
zdziwił się Louis, marszcząc brwi.
- Do Caroline. – Madzia wzruszyła
ramionami.
- Co?! – Chłopak niemalże
wrzasnął zaskoczony i najwyraźniej niezadowolony. Nastolatka nie miała pojęcia,
że był on trzecim swatem biorącym udział w nieformalnym konkursie. To on
namówił przyjaciela, żeby zaprosił miłą dziewczynę w swoim wieku, zamiast
wzdychać do starej prezenterki telewizyjnej, która sobie z nim igra. – Ja mu
zaraz… - Louis uniósł się i chciał podejść do baru, gdzie Harry czule odgarniał
kosmyki włosów z twarzy Caroline.
- Daj mu spokój, sama powiedziałam, żeby do
niej poszedł.
- Co?! – Kolejny krzyk przebiegł
wzdłuż stolika. – Dlaczego to zrobiłaś?! – Louis był niepocieszony. Nie po to
tak się starał, żeby i tak wyszło po staremu.
- Jemu bardzo na niej zależy. To
widać na pierwszy rzut oka. Sylwestra powinno spędzać się z ludźmi, których się
kocha – wyjaśniła, a oni pokiwali głowami na te głębokie słowa.
Louis chciał powiedzieć coś w
stylu „gówno prawda”, przynajmniej tak wyglądała jego mina, ale Eleanor go
uspokoiła i kazała cieszyć się wieczorem, więc siedział grzecznie na miejscu.
- A ty, Maggie, wyglądasz dziś
dość blado – zauważył nagle Zayn. Było to dziwne, bo przecież się pomalowała.
- Och… To… Trochę mi niedobrze –
przyznała szczerze, głębiej się nad tym zastanawiając. Czuła kropelki zimnego
potu zbierającego się na plecach, a wnętrzności podchodziły jej do gardła.
- Może się czymś zatrułaś? –
zagadnęła z troską Eleanor.
- Nie mów, że jadłaś te krewetki.
Jeden już się nimi zatruł – poinformował Niall, wskazując na stolik po drugiej
stronie sali, przy którym kelnerki nadal sprzątały po Nathanie. – Paskudna
sprawa.
- Jadłam krewetki… Ale wy też… -
powiedziała skonsternowana Madzia.
- Fuj, ja się tego brzydactwa nie
dotykałem. – Zayn umywał ręce. – W sumie to ty zjadłaś prawie wszystko ze
stolika, wtedy kiedy tak dziwnie się zachowywałaś.
Spróbowała przypomnieć sobie, co
się wtedy wydarzyło. Duszkiem wypiła szampana, być może jej zachowanie nie było
zbyt racjonalne. Mogła zjeść całą tackę krewetek, a to oznaczało, że
prawdopodobne były słowa Eleanor. Zatruła się. Nagle poczuła wzmożoną chęć
wymiotowania tu i teraz. Zakryła twarz dłonią.
- Pójdę z nią do łazienki –
zaoferowała się dziewczyna Lou, nie bacząc, że do północy zostało niespełna
piętnaście minut. Chłopak dobrze trafił, była dobra i pomocna.
- Nie, nie. Nie będę wymiotować –
skłamała Magda. Nie chciała psuć im wieczoru swoim złym samopoczuciem. – Pójdę
na taksówkę.
- Chyba żartujesz? Na kilka minut
przed północą? – Louis zmarszczył brwi.
- Mój hotel jest niedaleko stąd.
Zdążę wejść do pokoju i z okna pooglądać pokaz fajerwerków – wyjaśniła.
- Nie ma mowy, nie wracasz sama.
- Zgadzam się z Lou, nie ma
takiej opcji – dorzucił Niall.
- Wolę być w hotelu ukryta przed
wścibskimi oczami niż zwymiotować podczas odliczania.
Po krótkiej wymianie zdań,
zdecydowali, że nie ma co zatrzymywać jej na siłę. Zayn i Niall zaoferowali
się, że odprowadzą ją na taksówkę, których kilka stało przed hotelem. Liam
gdzieś zniknął po niezręcznej scenie ze swataniem, ale Madzi za bardzo było
niedobrze by o tym teraz myśleć. Dała się prowadzić kolegom w stronę siostry i
Jaya, którzy siedzieli przy barze.
- Tego nie przebijesz.
Przewróciłem się podczas występu w X Factor – mówił Loczek. Najwyraźniej
wymieniali swoje największe wpadki, a było się czym dzielić.
- Ja nie przebiję? A dwa pożary
na Barbadosie, to co? Same się spowodowały?
- No dobra… Na jednym z przyjęć
poznałem Frankie z The Saturdays i się rozpłakałem.
- Wielkie mi rzeczy – prychnęła
Monika. - Płakałeś nawet nad tym, jaki to Marvin Humes jest przystojny, więc
mnie to nie zdziwi. Za to ja wywaliłam instalację elektryczną w całym hotelu.
- Przepraszam, że przerywamy tę…
jakże ciekawą konwersację, ale Maggie źle się czuje i odprowadzamy ją na
taksówkę. Pomyśleliśmy, że chciałabyś pojechać z nią, w końcu to twoja siostra
- odezwał się Niall.
- Wybacz, ale w ogóle nie
rozumiem, co do mnie rozmawiasz. I nie chodzi tu o Irlandzki akcent, po prostu
seplenisz – powiedziała Monika.
- Trochę za dużo wypiła –
wytłumaczył ją Jay. – A ty się źle czujesz? – zwrócił się z troską do Madzi.
- Zatruła się krewetkami –
odpowiedział Zayn.
- Ona też? Przed chwilą do domu
jechał Nathan, dzwoniłem już do jego mamy. – Jay podrapał się po głowie i
zastanawiał się, co teraz należy zrobić. Monice musiał zabrać przed nosem dziwacznego
drinka, którego postawił przed nią barman. – Proszę już tej pani nie polewać.
- Hej, to mój drink! Oddawaj! I
najlepiej idź się popłakać przy Frankie. Jesteś taka piękna… Buu… - Dziewczyna
zaczęła naśladować scenkę, która wyklarowała jej się w głowie.
- Zaraz skoczymy do szatni i
idziemy – oznajmił Jay, widząc tę nieudolną pijacką szopkę.
- Nie, nie. Zostańcie. Nie chcę
wam psuć sylwestra – odezwała się Madzia. – Ja i tak prawdopodobnie będę
wymiotować albo spać.
- Jesteś pewna? – Chłopak spojrzał
na nią spode łba. – Mogę was odwieźć.
- Nie trzeba. Zaopiekuj się tylko
Moniką i jak wytrzeźwieje, to wsadź ją w taksówkę. Wyślę ci smsem adres hotelu
– poprosiła Madzia, podchodząc do kumpla i przytulając się do niego.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Maggie –
powiedział, całując ją w czoło.
- Szczęśliwego Nowego Roku –
odpowiedziała bladym uśmiechem.
- Gdzie wy ją zabieracie? –
warknęła Monika, patrząc wilkiem na Nialla. – To pewnie twoja sprawka! Porywasz
ją do krainy Leprykonów, tak?
- Mówi się na koniec tęczy –
poprawił ją chłopak ze śmiechem. – Zawsze tak się zachowuje, kiedy wypije? –
zwrócił się do Madzi, a ona ukryła twarz w dłoniach.
- Monia, proszę cię, nie odwal
żadnej chałtury – zwróciła się do siostry po polsku.
- Słowo harcerza! – obiecała starsza
z dziewczyn, ale Madzia wiedziała, że nie ma co liczyć na normalne zakończenie
wieczoru.
Nie przytulała siostry, bo ta
tańczyła, siedząc na stołku i podśpiewywała. Leciało właśnie „Glad You Came”.
- Ona chyba nie zdaje sobie
sprawy, że już wychodzisz. Ale nie martw się, dopilnuję jej – zobowiązał się
Jay.
- Właśnie tego się boję. Oboje
macie dziwaczną skłonność do picia – westchnęła Madzia. Nie miała jednak
wyjścia, więc zaszczyciła jeszcze przyjaciela buziakiem w policzek i wyszła w
towarzystwie Zayna i Nialla.
- A ja nie dostanę? – krzyczała
za nią Monika, ale tego już nie słyszała, bo szumiało jej w uszach.
Zayn i Niall odprowadzili Madzię
przed hotel. Szybko kazała im wrócić, choć chcieli zobaczyć, jak odjeżdża.
Powiedziała im, że jest stanowczo za zimno, a do północy zostało tylko dziesięć
minut, więc lepiej żeby poszli po kieliszki z szampanem. Pożegnali się i
życzyli sobie wesołego Nowego Roku. Madzia z ulgą zaobserwowała, jak znikają
jej z oczu. Doskoczyła do kosza na śmieci stojącego przy postoju taksówek i
zaczęła wymiotować, nie bacząc, że odźwierny może zwrócić jej uwagę. Za długo
wstrzymywała. Nie wierzyła, że spędzi sylwestra sama. To był jej plan, ale
teraz nagle wydał jej się strasznie głupi i krzywdzący.
Nie miała pojęcia, że Nath, który
również zatruty felernymi krewetkami jechał taksówką, nagle poczuł się lepiej i
zapragnął wrócić.
- Co ty robisz? – spytał sam
siebie, a do kierowcy taksówki odezwał się głośniej. – Proszę zawrócić!
- Zawrócić? No dobrze, niech
będzie…
- Ma pan może jakieś miętówki? –
spytał chłopak, a taksówkarz uśmiechnął się pod nosem.
- Ukochana czeka, co? Choroba nie
jest w stanie wygrać z miłością. – Sympatyczny mężczyzna sięgnął do schowka, z
którego wyciągnął paczkę gum do żucia. – Prezent noworoczny – oświadczył.
- Dziękuję, życie mi pan ratuje!
– ucieszył się Nath, od razu pakując sobie do ust kilka.
Już po chwili znaleźli się z
powrotem przed hotelem. Chłopak wysiadając zauważył, że na tylnym siedzeniu
leży reklamówka, z której wystaje szampan.
- A to co? – zaciekawił się.
- Taka wredna baba zostawiła. -
Taksówkarz wzruszył ramionami. - Nie dała mi napiwku, więc za nią nie wołałem.
Możesz wziąć, wypijesz ze swoją dziewczyną.
- Gdyby to było takie proste… -
westchnął Nath, ale prezentem pogardzić nie mógł.
Zapłacił taksówkarzowi sowity
napiwek.
- Czy ja cię czasem nie znam z
telewizji?
- Możliwe. Gram w zespole.
- O, no proszę. Może moja córka
cię słucha… A w jakim?
- Przepraszam, ale czas mnie
goni. Do północy siedem minut, więc… - zaczął Nath, a taksówkarz uśmiechnął się
poczciwie. Też nie chciał powitać Nowego Roku sam, dlatego przeciągał
pożegnanie. Ale rozumiał.
- W porządku. Miłość nie może
czekać – oznajmił, mrugając do swojego klienta oczkiem. – Powodzenia.
Chłopak nic nie odpowiedział,
tylko wybiegł z taksówki z wielką kulką gumy do żucia w ustach i z
szampanem w dłoni. Rozpędzony chciał wbiec z powrotem na salę. W biegu jedną
ręką po kieszeniach szukał, czy ma jeszcze zaproszenie, na wypadek gdyby
konsjerż nie chciał go wpuścić. Tak się zaaferował tą czynnością, że nie
zauważył stojącej mu na drodze Madzi, która właśnie odpoczywała po
wymiotowaniu, zgięta w pół.
- Przepraszam… - odezwał się Nath
i nagle zmarszczył brwi. – Maggie?
- O, a ty co tutaj robisz? –
spytała cicho, wycierając usta w obawie, że znajdują się tam jeszcze jakieś
resztki. – Podobno się zatrułeś.
- Tak. Ale już mi lepiej i
wróciłem… A ty dlaczego stoisz na zimnie? – zatroskał się. – Zamarzniesz! –
Pospiesznie zdjął marynarkę i narzucił ją na jej plecy.
Nie ubrali się ciepło, bo nie
przewidzieli takiej pogawędki na mrozie. Jej jedynym ocieplaczem był zwiewny
tiulowy szal, który odebrała z szatni. Śmiesznie i ciasno owinęła sobie go
wokół szyi i głowy, ale i tak było jej zimno. Z ulgą przyjęła od niego element
odzieży zwierzchniej.
- Przyszłam się przewietrzyć –
skłamała, ale kolejny atak wymiotów ją zdradził.
- Też się zatrułaś?
- Yhm – wydusiła między jednym
bełtem a drugim. Podtrzymywał jej włosy. Na język cisnęły mu się głupie uwagi o
przeholowaniu z alkoholem, ale ich nie wypowiedział. Wystarczyło mu, że ma ją
tylko dla siebie, nieważne w jakim stanie.
Kiedy skończyła wymiotować,
stwierdziła, że jest jej znacznie lepiej.
- Też to miałem. Łatwo przyszło,
łatwo poszło.
- Nie wiem, czy używasz tego
powiedzenia w dobrym kontekście, ale wiem o co chodzi – odpowiedziała.
- I co teraz zrobisz? Wracasz do
hotelu? – zapytał z troską.
Rozejrzała się w poszukiwaniu
taksówek. Żadnej nie znalazła, zupełnie jakby na złość wszyscy taksówkarze
odjechali spod hotelu, żeby udaremnić jej ucieczkę.
- Zamierzałam. Ale chyba nic z
tego.
- Możemy wrócić na salę –
oznajmił Nathan. – Ja już się czuję lepiej, a skoro ty zatrułaś się tym samym…
- Krewetkami – dopowiedziała.
- Właśnie. Oznacza to, że możemy
wrócić tam i powitać Nowy Rok w cieple. – Trząsł się z zimna, bo oddał jej
swoją marynarkę, ale zgrywał twardziela i starał się nie szczękać zębami.
- Cholera! – zaklęła, szukając
czegoś w torebeczce. – Zgubiłam zaproszenie! Będziesz musiał iść do środka sam,
a ja tu poczekam na jakąś taksówkę.
Spojrzał na nią zszokowany.
Zdawał sobie sprawę, że w kieszeni marynarki miał zaproszenie, bo zdążył je
wymacać, kiedy biegnąc ją potrącił. Marynarkę oddał jej i miał szczerą nadzieję,
że nie włoży rąk do kieszeni i go nie zdemaskuje.
- Ja też zgubiłem zaproszenie –
skłamał. – Wygląda na to, że jesteśmy
skazani na siebie. Więc może chociaż wejdziemy do środka? – spytał z nadzieją,
ale ona pokręciła głową.
- Muszę czekać na taksówkę. Zresztą,
bez zaproszeń nas wyrzucą. – Wzruszyła ramionami i przysiadła na ławeczce, z
której wcześniej zrzuciła cienką warstwę śniegu.
- Gumę? – zaproponował, podając
jej prezent od taksówkarza.
- Chętnie – przyznała i się
poczęstowała, żeby zniwelować nieprzyjemny zapach z ust.
Nath spojrzał na zegarek i
stwierdził, że do północy zostało im pięć minut.
- Mam szampana… - oświadczył,
unosząc w górę butelkę. – Masz ochotę na noworoczny toast.
- Polej – nakazała z bladym
uśmiechem.
Nie spodziewała się, że jej
sylwester będzie wyglądał w taki sposób. Tyle się wydarzyło, a nie było jeszcze
północy. Była pewna, że przeżyje tę noc samotnie, a tu nagle zrządzenie losu
sprawiło, że napotkała osobę, z którą najbardziej chciałaby ją spędzić. Nath
ostrożnie otworzył butelkę i wyczekiwali na wybicie północy. Przysunął się do
niej najbliżej jak się dało, a ona podzieliła się z nim swoim szalem, widząc,
że ma tylko cienką koszulę. Musieli wyglądać przekomicznie. Dwoje schorowanych
i zsiniałych z zimna nastolatków z butelką taniego szampana w dłoni. A jednak
coś w duchu podpowiadało jej, że jest to najlepszy sylwester, jaki spędziła w
życiu.
W tym samy czasie na sali trwała
zabawa w najlepsze. Louis tańczył z Eleanor, Harry zniknął gdzieś z Caroline,
Niall i Zayn rozmawiali z Lou Walshem, który był jurorem w X Factorze za ich
czasów, dobrze się więc znali. Liam siedział sam przy stoliku i grzebał w
telefonie. Nie miał ochoty na zabawę i z chęcią zniknąłby jeszcze przed
północą, ale wiedział, że wywoła to niewygodne pytania.
- Spójrz tylko na niego – zwróciła się Monika
do Jaya. – Wygląda jak zbity szczeniak. Nie robi ci się przykro, gdy na to
patrzysz?
- Na co? Że siedzi sam przy
stoliku, a my musimy zadowolić się tymi niewygodnymi krzesłami?
- Nie, nie o to mi chodzi. – Dziewczyna
podparła ręką brodę i zjadając orzeszki nerkowca, które stały w miseczce na
barze, wpatrywała się w Liama. – Zrobił tyle, żeby zdobyć moją siostrę, a ona i
tak wolała Stylesa. Który, nawiasem mówiąc, zabawia się teraz z Caroline Flack.
- Wolałem cię jak ciągnęłaś mnie
na parkiet pięć minut temu – oświadczył chłopak. – Te filozoficzne gadki są
niezbyt fajne.
- Nie możemy iść na parkiet, bo
tam jest Marvin i Rochelle – westchnęła Monika, wskazując głową zakochaną parę,
tańczącą wolniaka w ciasnym uścisku. – I nie możemy pić, bo mi zabroniłeś.
- Siedzisz po turecku na wysokim
stołku przy barze. To chyba wystarczający powód, żeby zabronić ci więcej pić.
- I dlatego teraz jestem smutna.
Aston i Oritse mnie nie poznali, mój plan się nie udał, Madzia się
rozchorowała…
- Wow, czyli jednak coś do ciebie
dociera! – Jay klasnął w dłonie uradowany.
- Ech, nawet nie chce mi się ci
odpowiadać – ziewnęła, wzięła z baru jego rękę i spojrzała na zegarek, który
wskazywał pięć minut do północy.
- Nie chcesz pamiętać czegoś z
tego wieczora? – zdziwił się i spojrzał na nią wyczekująco.
- A po co? Ten wieczór to klapa.
– Odwróciła się w stronę parkietu, by popatrzeć jak Marvin kończy tańczyć z
Rochelle.
Jay w tym czasie wziął z tacy
kelnerki dwie lampki szampana, bo zbliżała się północ. Kiedy jednak odwrócił
się do swojej znajomej, by jej podać kieliszek, z przerażeniem stwierdził, że
gdzieś znikła.
- Przepraszam, wiesz może gdzie
jest moja koleżanka? – spytał barmana, który przewiesił sobie ścierkę przez
ramię i zamierzał odejść do kelnerek, żeby wznieść z nimi noworoczny toast.
- Ta pijana w zielonym?
- Dokładnie ta.
- Poszła do tamtej pary –
oświadczył mężczyzna, wskazując głową na Marvina i Rochelle.
- Co?! – spytał Jay, robiąc duże
oczy.
Widział jak Brukselka poprawia
sobie sukienkę zjeżdżającą z dekoltu i podchodzi do zakochanej pary. Puścił się
biegiem w jej stronę i w ostatniej chwili pociągnął ją za łokieć lekko na bok,
żeby zapobiec katastrofie.
- Co ty robisz? – spytał,
próbując przemówić jej do rozsądku.
- Chciałam się tylko przywitać. –
Wzruszyła ramionami.
- Czyś ty zgłupiała?!
- Sam jesteś głupi! – warknęła,
zabierając z tacki kelnerki szampana i chlustając nim prosto w jego twarz.
Stali niemal na środku sali.
Wszyscy wstawali z miejsc, a ze sceny rozległ się głos konsjerża, który składał
wszystkim życzenia i informował o pozostałym czasie.
- Przepraszam, nie chciałam tego
wylać, nie wiem dlaczego to zrobiłam! – spanikowała Monika, rozglądając się
wokoło. Najbliżej siedział Louis Walsh, z którego butonierki wyciągnęła
chusteczkę i zaczęła wycierać twarz Jaya, który litościwie się uśmiechał.
- Hej, oddawaj to! – krzyknął
starszy mężczyzna, zabierając jej swoją własność, ale stwierdziwszy, że jest
mokra, zrzekł się praw własnościowych.
Oboje Monika i Jay parsknęli
śmiechem.
- To co, zamierzasz ich nadal
niepokoić, czy możemy wrócić na miejsca i wznieść toast za Nowy Rok? Rozumiem,
że spodziewałaś się lepszego towarzystwa, ale będę musiał ci wystarczyć.
Smętnie pokiwała głową i poszła
za nim do baru. Kiedy łapali za kieliszki, usłyszeli odliczanie.
- Dziesięć, dziewięć, osiem,
siedem, sześć…
- Szczęśliwego Nowego Roku –
powiedział chłopak, unosząc w jej stronę kieliszek.
- Szczęśliwego Nowego Roku –
odpowiedziała z uśmiechem.
Na zewnątrz również trwało
odliczanie.
- … pięć, cztery, trzy, dwa,
jeden… Najlepszego, Maggie! – powiedział Nath z uśmiechem, całując dziewczynę w
usta.
Przez chwilę była osłupiała i
zmieszana, ale sama siebie próbowała przekonać, że przecież było to zwykłe
cmoknięcie, które nawet w jednej setnej nie powinno wywrzeć na niej takiego
wrażenia jak pocałunek Liama. A jednak wywarło. Serce zaczęło jej kołatać
mocniej, szybko więc upiła kilka łyków szampana, który jej podał, żeby dodać
sobie odwagi.
- Nie wiem czy to dobry pomysł,
żebyśmy pili po tych nieprzyjemnych przygodach – oświadczył, ale wzruszył
ramionami i również wypił kilka łyków.
- Wszystkiego najlepszego w Nowy
Roku, Nath – odezwała się dziewczyna, gdy odzyskała głos. – Zasługujesz na to.
Czy z Dionne, czy z jakąś inną dziewczyną…
Chciał coś odpowiedzieć, ale z
hotelu wyszedł odźwierny, który ich zauważył.
- Przykro mi, ale jeśli nie
jesteście gośćmi hotelu, nie możecie tutaj siedzieć – oznajmił stanowczo,
wypłaszając ich z ławki.
Na szczęście podjechała taksówka,
z ulgą więc wsiedli do środka, zanim na dobre zmarzli. Madzia podała kierowcy
adres swojego hotelu i przypomniała sobie, że miała wysłać go Jayowi, uczyniła
to więc w szybkim smsie. Jako że miejsce jej obecnego zameldowania było blisko,
szybko dojechali pod budynek, opróżniając w tym czasie pół butelki szampana.
Nath tak się zamyślił, że zapłacił taksówkarzowi i wysiadł razem z dziewczyną.
- Nie jedziesz do domu? – spytała
zdziwiona, a na jego twarzy przemknął wyraz rozkojarzenia, by szybko zdał sobie
sprawę z gafy, którą popełnił.
- Cholera, nie pomyślałem!
- W porządku, możesz wejść do
mnie i się trochę ogrzać – zaproponowała, zdając sobie sprawę, jak dziwnie to
brzmi. Nabrała odwagi po wypitym szampanie, który na szczęście jej nie zaszkodził.
Nie pamiętała drogi do pokoju. W
pamięci utkwiło jej tylko to, że recepcjonistka na zmianie życzyła im
Szczęśliwego Nowego Roku. Z letargu dziewczyna ocknęła się dopiero w pokoju, w
którym było zadziwiająco ciepło.
- Przepraszam za bałagan. Niedługo
tu zabawimy, dlatego nie staramy się dbać o to miejsce – oświadczyła,
sprzątając z łóżka siostry rozsypane kosmetyki z kosmetyczki.
- W porządku – westchnął chłopak,
siadając na fotelu, w którym wcześniej siedział Harry, ale oczywiście Nath nie
mógł o tym wiedzieć.
- Zaraz wrócę – oznajmiła Madzia,
znikając w łazience i pospiesznie szorując zęby. Wcześniej zdjęła z siebie jego
marynarkę, żeby jej nie ubrudzić. Trzy minuty później wróciła do pomieszczenia,
w którym chłopak stał przy oknie i oglądał pokaz sztucznych ogni w oddali.
- Piękne, co? – spytał, a ona
pokiwała głową.
- Ale nie tak piękne jak plaże
Barbadosu – odpowiedziała, a on musiał przyznać jej rację.
Przez chwilę stali w ciszy,
wpatrując się w ten widok. W końcu Nath odważył się odezwać pierwszy.
- Twoja siostra chciała jeszcze
zostać?
- Monika za dużo wypiła, więc
zostawiłam ją z Jayem. Nie chciałam, żebym pomiędzy atakami wymiotów musiała
pilnować, żeby nie wywołała jakiegoś pożaru.
- Więc zostawiłaś ją z Jayem? Nie
wiem, czy to dobre rozwiązanie.
- Obiecał, że się nią zajmie.
Wierzę mu.
- Masz rację, można na nim
polegać… - Nath urwał. Widać było, że od dłuższego czasu chce coś powiedzieć,
ale się krępuje. W końcu się odważył. - Harry nie chciał cię odwieźć?
- Harry przywitał Nowy Rok z
Caroline Flack.
- Ojej, przykro mi.
- Niepotrzebnie. Sama kazałam mu
do niej iść, bo cały wieczór nie chciał jej spuścić z oczu. A Dionne?
- Obraziła się i wróciła do domu
– odpowiedział bez przejęcia.
- Jej strata – zachichotała
Madzia, na co się uśmiechnął.
- No nic, będę się zbierał –
oświadczył, czując, że już się rozgrzał po tym przymusowym posiedzeniu na
mrozie.
- Zostań. Niewiadomo czy
przyjedzie taksówka i… Możemy obejrzeć jakiś film – zaproponowała, łapiąc za
pilot od telewizora. – Nie ma to jak sylwester przed szklanym ekranem, no nie?
Uśmiechnął się szczerze i
przystał na tę propozycję. Nie miała nic do jedzenia, ale po zatruciu
krewetkami nie mieli na nic ochoty. Dokończyli szampana, co sprawiło, że lekko
zawirowało im w głowie i „Titanic”, na którego natrafili na jednym z kanałów
okazał się ponad ich siły.
- Nie rozumiem, dlaczego nie
mogła się posunąć, żeby on też mógł się zmieścić na tych drzwiach… - mówiła
Madzia, ocierając łzy smutku, kiedy stara już główna bohaterka wyrzucała do
oceanu wielki klejnot.
- Ja nigdy nie potrafiłem
zrozumieć, dlaczego pozbyła się tego cacka, zamiast je sprzedać i dać pieniądze
wnukom.
- Babcie potrafią być wredne.
- Ta na pewno. Już za młodu była
dość złośliwa dla Leonardo. Rzeczywiście te drzwi były wielgaśne. No ale z jej
wielką dupą ciężko byłoby im się zmieścić tam we dwójkę – zaśmiał się, ale
kiedy poczuł, że opiera mu głowę na ramieniu, odchrząknął.
Znajdowali się w pozycji
półleżącej na jej łóżku. Opróżniona butelka po szampanie leżała gdzieś w nogach
łóżka, a pilot od telewizora był na wyciągnięcie ręki. Nath ściszył odbiornik.
- Wiesz co, Nath? – zagadnęła
zaspanym głosem Madzia.
- Co?
- To był najlepszy sylwester w
moim życiu… - przyznała. Alkohol i zmęczenie przez nią przemawiały, nie była w
stanie pohamować tej reakcji.
- W moim też, Maggie. Bardzo się
cieszę, że spędziłem go z tobą.
- Zostaniesz? – spytała, widząc,
że szykuje się do wyjścia. – Monika może wrócić lada chwile, ale moje łóżko
jest duże, a my już nieraz ze sobą spaliśmy.
- Tak, to prawda…
Zapanowała niezręczna atmosfera.
Oboje nie wiedzieli jak się zachować. Na szczęście zaraz po tym, jak ułożyli
się na łóżku, zasnęli zmęczeni przeżyciami tego dnia. Nowy Rok zaczął się
równie szalenie jak skończył się poprzedni.
Było krótko po drugiej, kiedy Jay
zdał sobie sprawę, że na trzeźwo Moniki nie ogarnie. Najpierw przyszła północ.
Była tak pijana, że go pocałowała. Stwierdziła, że smakuje szampanem, na co
odpowiedział, że przecież oblała go na twarzy. Kazała mu iść do łazienki się
umyć, ale nie mógł jej zostawić. Cały czas chciała wszystkich poznawać,
przedstawiała się różnym osobom, których nie znała i była niebezpiecznie blisko
Marvina Humesa i Rochelle. Przed pierwszą rozpłakała się, kiedy zdała sobie
sprawę, że jej obiekt westchnień się oświadczył. Potem stwierdziła, że nie
będzie za nim rozpaczać, bo i tak ma „głowę o dziwnym kształcie” i „wcale tak
świetnie nie śpiewa”. Chciała nawet do nich podejść i „życzyć im szczęścia na
nowej drodze życia”, ale w ostatniej chwili Jay ją powstrzymał. Przez całą noc
czuł dyskomfort. Twarz lepiła mu się od szampana, a chusteczka z butonierki Lou
Walsha tylko pogorszyła sprawę (na czole czuł łaskotanie jakby kociego włosia).
O drugiej nie wytrzymał, ściągnął Monikę z parkietu i zmusił ją, żeby poszła z
nim do łazienki. Był to oczywiście błąd, bo przy umywalkach rączki mył właśnie
jej Bóg. Zagadnęła do niego ku rozpaczy Jaya, który już wziął się za mycie
twarzy. Na szczęście Marvin uśmiechnął się tylko poczciwie, oświadczył, że ją
pamięta, dziękuje za życzenia i obiecał, że pozdrowi Astona i Oritse (Monika
jasno zaznaczała, że nie chce, żeby pozdrowił JB).
No i tak przyszła właśnie godzina
druga, podczas której Jay zdecydował się, że nie potrafi nieustannie sztywno
przejmować się, że jego podopieczna odwali jakąś chałturę. Po kilku szotach
przy barze przestało mu to przeszkadzać i resztę wieczoru mógł zaliczyć jako
udaną. Potańczyli, pośmiali się, popłakali (śpieszmy się kochać ludzi, tak
szybko się zaręczają) i stwierdzili, że orkiestra oznajmia, że grają ostatnie
pół godziny. Bal miał się więc skończyć o szóstej. Od jakiś pięciu minut
podsiedli stolik One Direction,
którzy się zmyli. Monika próbowała zmusić Jaya, żeby zjadł kawałek polędwicy
(której sama nie lubiła). Mówiła do niego po polsku, a on odpowiadał po
angielsku, przez co w ogóle nie mogli się porozumieć, ale po alkoholu przestało
mu to przeszkadzać.
- Twoja siostra wysłała mi adres
hotelu, jak tylko wypijesz kawę, wsadzę cię do taksówki i tam pojedziesz.
- Nie będę piła żadnej kawy. Czarnej
nie lubię – zaparła się.
- Inaczej nie wytrzeźwiejesz –
oznajmił, podsuwając jej pod nos filiżankę. Nie rozumiał dokładnie co
powiedziała, ale jej kręcenie nosem było dość wymowne.
- Wypiję jak zjesz to! – ożywiła
się, zatykając na widelec kawałek mięsa i próbując wepchnąć mu to do ust.
- Maggie z Nathem wystarczająco
zniechęcili mnie do mięsa, wkładając mi do łóżka wielki stek – skrzywił się na
to wspomnienie.
- O tak! To było zabawne! –
zaśmiała się.
- To wcale nie było zabawne!
Nawet nie zdawali sobie sprawy,
że po alkoholu każde z nich mówiło w ojczystym języku, a mimo to się rozumieli.
Stanęło na tym, że kelnerka przyniosła mleko i cukier, Monika mogła więc wypić
kawę, choć wcześniej tak bardzo tego nie chciała. Przez cały wieczór mało
jadła, bo wszystko było niedobre. Smakował jej tylko tort, którego zjadła z
trzy kawałki, twierdząc, że te chude szczapy z The Saturdays i tak dbają o linie i nie potrzebują słodyczy.
- Dobra, plan jest taki! –
oświadczyła tym razem po angielsku, kiedy wypiła całą kawę. Złapała Jaya za
krawat i pociągnęła go w swoją stronę, żeby lepiej słyszał. - Ja idę umyć zęby,
a ty pilnuj, żeby Marvin nie wyszedł bez pożegnania.
- Myć zęby? Co jeszcze? Może
wziąć prysznic? – prychnął.
Spojrzał w stronę stolika, przy
którym Rochelle kierowała się w stronę łazienki i uznał, że jest to zły pomysł.
Kiedy jednak spojrzał z powrotem na Monikę, żeby ją odwieźć od tego pomysłu,
stwierdził, że już biegnie na boso w stronę pomieszczenia tylko dla pań.
Pobiegł za nią, ale zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Chciał wejść, żeby ją
stamtąd wyciągnąć, zanim przyjdzie Rochelle, ale nie zdążył. Ciemnoskóra
dziewczyna mierzyła go od stóp do głów.
- Chyba ci się pomyliły łazienki
– oświadczyła, wskazując męską po drugiej stronie.
- Nie, po prostu… Moja koleżanka
jest pijana i weszła do środka i… Nie wchodź tam, proszę! Ona jest trochę… -
Urwał, żeby pokazać gest, który miał świadczyć o niepoczytalności psychicznej
Moniki.
- Ty też mi wyglądasz na pijanego
– roześmiała się Rochelle. – Wypij sobie kawę, a mną się nie martw.
Drzwi zamknęły się na dobre, a
Rochelle trafiła do paszczy lwa. Jay zagryzł wargi i złapał się za głowę. Dwie
minuty później był gotowy rwać włosy z głowy, a po trzech minutach chciał
bohatersko wkroczyć, ale drzwi otworzyły się i stanęły w nich uśmiechnięte
dziewczyny. Wyglądał na skonsternowanego, bo takiego obrotu spraw się nie
spodziewał.
- Nie wiem, dlaczego mówiłeś, że
jest stuknięta. To fajna dziewczyna – odezwała się Rochelle, obiecując Monice,
że pozdrowi chłopaków i kierując się do swojego ukochanego.
Monika zmarszczyła brwi i
spojrzała na Jaya.
- Powiedziałeś jej, że jestem
stuknięta? – spytała.
- No… tak. A co miałem zrobić?
Myślałem, że rzucisz się na nią i… bo ja wiem? Utopisz w kiblu, na przykład.
Zazdrosne kobiety są niepoczytalne.
- Słuchaj, coś ci powiem. To, że
wdycham sobie do Marvina, nie znaczy, że zamierzam za niego wyjść za mąż. Jest
przystojny i w ogóle, ale… nie znam go.
Ja chcę kogoś, kto będzie śpiewał dla mnie w przypadkowych momentach i
któremu nie będzie przeszkadzało, że ja ciągle podśpiewuję, choć śpiewać nie
umiem. Kogoś, kto założy się, że pobije mnie we wszystkich starych grach na
Play Station, a potem pozwoli mi wygrać. Chłopaka, który będzie robił sobie ze
mnie żarty tylko po to, by usłyszeć mój śmiech. Kogoś, kto będzie zaskakiwał
mnie tanimi pierścionkami z automatów, z kim mogę siedzieć w ciszy i się nie
nudzić. Kogoś, kto nocami liczyłby ze mną gwiazdy, a w dzień podziwiał obłoki na niebie. Ale przede wszystkim:
kogoś, kto będzie moim najlepszym przyjacielem i nigdy nie złamie mojego serca.
Nie chcę Marvina. Chcę kogoś, kto po prostu zawsze sprawi, że uśmiech zagości
na mojej twarzy… - Monika potrząsnęła głową, żeby oddalić od siebie te głębokie
myśli i ruszyła przed siebie, zostawiając osłupiałego Jaya.
Wpatrywał się w nią z
półotwartymi ustami, nie wiedząc, co odpowiedzieć. W końcu zdecydował, że już
więcej nie pije, bo po szotach przy barze zaczyna mieć dziwaczne wizje. Zaczął
rozglądać się po pustoszejącej sali w poszukiwaniu zielonej sukienki.
Zamigotała mu przy jednym stoliku.
- Słuchaj, Brukselka… -
powiedział, wzdychając. – Przepraszam, że nazwałem cię stukniętą. Znaczy… Wcale
nie nazwałem cię stukniętą, ale wykonałem gest, który mógł świadczyć, że tak
uważam… Chciałem powiedzieć… Każdy ma czasem dni, w których zachowuje się jak
szalony. Ale ja... no wiesz... nie chciałem sprawić ci przykrości. Na pewno nie tobie...
Nic nie słyszała. Zasnęła z ręką
podpartą o brodę, jak tylko usadowiła się na miejscu. Była tak zmęczona, że
nawet niewygodna pozycja nie była w stanie jej odstraszyć.
Jay zrobił więc pierwszą rzecz,
która przyszła mu do głowy, a była to wyjątkowo głupia rzecz. Wynajął pokój.
Tak więc Nowy Rok zaczął się dla
dziewczyn dość szalenie, ale jeszcze o tym nie wiedziały. Szok miał przyjść
dopiero po przebudzeniu.
~*~
Czesc, tu Madeleine. Pisze z komorki bo internet w komputerze mi padl.
OdpowiedzUsuńRozdzial genialny. Tak po prostu. Pijana Monika zawsze spoko ;-)
A sylwester przed telewizorem nie jest taki zly ;-)
W kazdym razie rozdzial super. Cale opowiadanie tez. Zycze ci kolejnych 50 odcinkow i tego zeby wena towarzyszyla ci przez caly czas.
Pozdrawiam,
Madeleine
jejujeju jaki długi ale fajnie :)
OdpowiedzUsuńjest co czytać przynajmniej :)
no tak po co mam czytać lekturę twoje opowiadania są lepsze hehe od czego są streszczenia lektur :P nie no oczywiście przeczytam lekturę :P dobra tam
świetny rozdział i tyle hehe kocham :)
O mamuniu ten rozdział jest moim ulubionym
OdpowiedzUsuńWreszcie coś o Jayu i Monice
Dawaj szybko nexta
Już nie mogę się doczekać pobudki
Co?! Ja tu czekałam na pocałunek Moniki! Ze szczegółami! Oj :( No trudno. Mam nadzieję, że następny jej pocałunek z Jay'em będzie lepiej opisany :D Pozostałe zdarzenia też bardzo mi się podobały. Czekam na następny rozdział, który mam nadzieję, pojawi się bardzo szybko :) Karolina
OdpowiedzUsuńCudowny!
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę doczekać się części drugiej opowiadania :D
Nie wiem co jeszcze napisać!
No bo każdy wie że umiesz pisać, że masz talent i że jesteś na pewno fajną dziewczyną.
Powodzenia w następnych rozdziałach i weny :* ♥
" Nie, mówiłam serio. Wypiłam taką ilość alkoholu, że robi mi się smutno – przyznała, wypijając resztkę wina." haha gdyby wszyscy ludzie którzy piją tak mieli to co to był by za swiat haha
OdpowiedzUsuńrozdział cudowny
czekam na kolejny
Wspaniały, jak zwykle. Nie mogę się doczekać następnego. Przygody są wciąż zakręcone i zabawne. Uwielbiam przygody Madzi
OdpowiedzUsuńRozdzial jak zwykle swietny!!
OdpowiedzUsuńCzekaz z niecierpliwoscia na nexta!
Pisz szybko!!
Mam nadzieje ze Nath z Madzia beda razem!!
Kacham cie <3
Alex
*czekam
OdpowiedzUsuńSwietny! :D Poprostu cudowny ! :d kocham to opowiadanie :d
OdpowiedzUsuńCzekam.na nastepny :3
Weny ;*
Świetny :) Dobrze, że Maggie spędziła sylwestra z Nathem.
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału. I tego co się będzie działo rano, po przebudzeniu :D
boziu ten rozdział był uroczy :D prawie jak w komediach romantycznych :D i do tego pocałunek Jaya i Moniki awww :) kiedy się w końcu kapną, że do siebie pasują?! szczerze mówiąc, to Nathan i Madzia to urocza para, ale irytuje mnie jej zachowanie. Zdecydowanie wolę Monikę i Jaya. :D
OdpowiedzUsuńMaja
Rozdział znakomity. Bardzo mi się podobał. Powoli przekonuje się do TW ;) sluchalam ich cover let me love you znakomity! Każdy rozdział jest cudowny. Ehh Liam znowu na uboczu..ja to bym go pocieszyla! Dodaj szybko nowy rozdział bo jestem ciekawa reakcji dziewczyn jak się obudza w łóżku z chłopakami :D a mam pytanie czy ty na prawdę nie lubisz Danielle? Bo ja osobiście ja uwielbiam! Polecilam kolejnej osobie opowiadanie ;)) proszę dodaj szybko ;D
OdpowiedzUsuńStwierdzam,że z anonimowych komentarzy nie ma tylko mojego:)
OdpowiedzUsuńPozwolisz,że się zrehabilituję i napiszę co mi się podobało w tym rozdziale a muszę przyznać,że jest tego sporo:)
Po 1.Podobała mi się pijana Monika i te jej rozkminy nad sensem egzystencji haha:D Myślałam,że zaatakuje w ubikacji dziewczynę Marvina i będzie jakaś bójka ale na szczęście do tego nie doszło:)
Po 2.Rozbawiło mnie to,że Monika i Jay po pijaku mówią w swoich ojczystych językach a mimo to się rozumieją:D
Po 3.Zawiedziony Louis,który nie spełnił się w roli swata,bo jego plan zeswatania Madzi i Harrego spalił na panewce:)
Po 4 i najważniejsze:) Jaram się mini pocałunkiem Natha i Madzi.
Ach,aż mi serce zbiło mocniej jak przeczytałam,że musnął jej usta♥
W dodatku Madzia przyznała,że to jej najlepszy sylwester jakikolwiek przeżyła i Nath został u niej na noc;) Awww to takie romantyczne♥
Hmmm to chyba wszystko,co najbardziej mi się utkwiło w pamięci:)
Czekam już niecierpliwie na kolejny:)
E.