Dziękuję Wam za wszystkie komentarze! W miarę możliwości staram się regularnie zaglądać na Wasze blogi i je komentować, a jeśli coś opuszczę, wybaczcie i przypomnijcie :)
Rozdział dedykuję Olga Lowe, dziękuję, że poświęciłaś czas na nadrobienie :*
Rozdział dedykuję Olga Lowe, dziękuję, że poświęciłaś czas na nadrobienie :*
W tym rozdziale odbywa się przekazanie pieniędzy na hospicjum dziecięce. Dodatkowo Jay kontynuuje swój plan dotyczący Madzi i Natha. |
~*~
Kierowniczka rzeczywiście nie posiadała się z radości. Gdy tylko ujrzała Monikę na dole w recepcji, rozpromieniona podbiegła do niej, zanim ta zdążyła zapytać pracownicę hotelu, gdzie znajdzie szefową. Elegancka kobieta wyglądała koszmarnie. Oczy miała przekrwione i podpuchnięte, do tego zachowywała się, jakby wypiła kilka mocnych energetyków. Ręce jej drżały, włosy miała tłuste, a wczorajszy strój przesiąkł potem i rozlaną na kolana wódką, której woń delikatnie unosiła się w holu, drażniąc w nozdrza każdego, kto śmiał się do niej zbliżyć.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! –
powiedziała, łapiąc dziewczynę za łokieć i odciągając ją na bezpieczną odległość
od recepcjonistki. – Ten młodzieniec z lokowanymi włosami wyjaśnił mi wszystko.
Twoje wczorajsze wyczyny zasługują na nagrodę, dlatego… ta dam! – Kobieta
zamaszystym gestem wyjęła z teczki, którą trzymała w objęciach, czek.
Monika z niepokojem spojrzała na
niego, pewna, że jest to jakiś kwit do zapłaty. Ile mogła kosztować zepsuta
maszyna do piany? Czy jej pieniądze starczą? Całe szczęście, że Tom je
odzyskał, bo nie była pewna, czy 400 funtów, które jej zostały ze sprzedaży
konsoli Zayna było wystarczającą kwotą. Zamiast weksla ujrzała jednak prawdziwy
czek, na którym wypisane było trzysta dolarów.
- Pani chyba żartuje… -
powiedziała cicho.
- Za mało? – spytała
zaniepokojona kierowniczka. Odliczyłam twój dług dla Jayne Collins i zaraz
przeleję jej go na konto. Ale masz rację, to za mało. Pięćset! – oznajmiła,
wyrywając dziewczynie czek, drąc go na części i wypisując kolejny, tym razem na
pięćset dolarów.
- Ale… Ja nie mogę tego przyjąć –
tłumaczyła się dziewczyna. Było jej strasznie głupio, w końcu zepsuła maszynę
do piany, wywołała pożar zasłon i Bóg wie, ile zniszczeń dokonała.
- Ależ oczywiście, że możesz! Kto
wie, co by się stało, gdybym cię nie zatrudniła? – Kierowniczka urwała, widząc,
jak dwóch rosłych mężczyzn wynosi kolejno maszynę do piany i resztki rzeźby
wulkanicznej.
Ironia losu, pomyślała Monika. Kawałek dalej policjant i
policjantka przesłuchiwali barmana, a sala, którą było widać przez oszklone
drzwi wyglądała jak pobojowisko. I za to zamierzali jej jeszcze płacić?
- Złapali też DJ’a i jego
dziewczynę, którzy naszpikowali mnie prochami. Wyobraź sobie, że nad ranem
próbowali wykraść pieniądze z sejfu dla chorych dzieci! – tłumaczyła
kierowniczka. – Całe szczęście, że inny młody człowiek… Chyba nawet ten z
twojego zespołu, udaremnił ich napad. Odzyskał wszystkie pieniądze!
Kobieta wskazała na siedzącą w
radiowozie parkę. Z holu hotelowego słabo było widać ich twarze, ale tę fryzurę
Monika poznałaby i z zamkniętymi oczami. Blond lokowane włosy i różowe pasemka.
To musiała być Katey. Czy naprawdę nie potrafiła dobierać sobie normalnych
znajomych? A może tam gdzie ona się pojawiała wszyscy nagle stawali się
nienormalni?
- To oni dali mi prochy –
wyjaśniła kierowniczka. Katey pukała właśnie w szybę i wskazywała na nich
palcami, najprawdopodobniej rozpoznała Monikę i chciała zrzucić część winy na
nią.
Przerażona dziewczyna odciągnęła
kobietę na bok, udając, że chce, żeby się kawałek przeszły. Kiedy uniknęły
groźnego wzroku, mogły kontynuować rozmowę.
- Wiadomo, czy działali sami? –
spytała zaniepokojona Monika.
- Twierdzą, że ty im pomagałaś. -
Kobieta machnęła ręką. – Policja chciała cię przesłuchać, ale skłamałam, że
żadna Monica z Polski nie pracowała przy przyjęciu. Przecież to niedorzeczne!
Jak rzekomo miałaś brać w tym udział, skoro uratowałaś mi życie, wyprowadzając
mnie z tego harmidru, podczas gdy wszyscy byli zajęci ratowaniem własnej skóry?
Kierowniczka się roześmiała, a
Monika uśmiechnęła się dość sztucznie. Miała wyrzuty sumienia, no ale w końcu
Katey i DJ sami byli sobie winni.
- A co z Tomem? – spytała w
końcu. – To znaczy… Z chłopakiem, który udaremnił napad?
- Policja już go przesłuchiwała,
ale było to zanim wstałam. Ominęło mnie cale zamieszanie, bo spałam jak zabita.
Obudził mnie dopiero ten twój znajomy, który wyjaśnił mi całą sytuację.
Monice zaczęło przejaśniać się w
głowie. Zapewne Tom zszedł do holu i zobaczył Katey z DJ’em, którzy wynoszą
słoik i kasetkę. Czy ich znokautował, czy przemówił im do rozsądku, tego nie
wiedziała. Zapewne jednak odebrał im pieniądze i powiadomił policję, dzięki
czemu cała sytuacja skończyła się dobrze.
- Teraz jestem trochę zalatana.
Nie do końca wytrzeźwiałam, a muszę zająć się uroczystą galą przekazania
pieniędzy na hospicjum dla dzieci.
- Na hospicjum? – spytała Monika
z gulą w gardle.
- Tak, kochana. A myślałaś, że na
kogo zbieramy?
- Nie wiem. – Dziewczyna
wzruszyła ramionami.
- Tak czy siak, zaraz przyjedzie
karetka, która ma mnie zabrać na badania obecności narkotyku we krwi. Lekarz
pierwszego kontaktu nie potrafił rozpoznać substancji, a jest to konieczne ze
względu na ewentualne powikłania.
- Mam nadzieję, że wszystko
będzie dobrze! – przyznała Monika, a kobieta uśmiechnęła się szeroko.
- Złota dziewczyna! Mam nadzieję,
że kolega przekazał ci dobre wieści? Możesz wrócić do swojego pokoju na górze,
bo służbówka jest zupełnie niegodna bohaterki.
Bohaterka. Dumnie brzmiało to
słowo, ale fakt, że to ona spowodowała całe zamieszanie no i odebrała pieniądze
hospicjum dla dzieci czynił z niej coś zupełnie odwrotnego. Pożegnała się z
kobietą i nie mogła pozbyć się wyrzutów sumienia.
W końcu to ona zniszczyła jedną
salę, wywołując pożar. To ona wpadła na pomysł wydębienia z kierowniczki szyfru
do sejfu. To ona pokłóciła Kelsey z Tomem. To ona była sprawczynią wszystkich
niepowodzeń. Rozważała zaszycie się w bezpiecznym pokoju, kiedy ujrzała
Caroline Flack, która mknęła na wysokich obcasach przez korytarz, ciągnąc za
sobą walizkę i rozmawiając przez telefon. Dziewczyna przyczaiła się tyłem,
udając, że czyta gazetę, wyłożoną na ladzie recepcji i podsłuchiwała
konwersację prezenterki.
- Tak, widziałam wiadomości… Nie
odpuszczę, bo ta małolata ostro przegięła… Znajdę ją i się z nią policzę. To
twoja wina, że wyjechałam... Twoje fanki nie dają mi spokoju, nie mogę wiecznie
udawać, że groźby śmierci mnie nie obchodzą… - Każde ze zdań oddzielone było
nasłuchiwaniem odpowiedzi po drugiej stronie słuchawki. – Niedługo mam samolot,
tu jest niezłe zamieszanie, a ja nigdzie nie mogę znaleźć tej małolaty, która
mnie zaatakowała w sklepie… Nie, nie wiem, kim ona jest.
Teraz Monika już wiedziała, że ma
to sens. Caroline rozmawiała ze swoim młodszym kochankiem i najprawdopodobniej
mówili o Madzi i o sensacyjnym materiale, puszczanym w telewizji. Groźba, która
wyszła z ust prezenterki wisiała nad nimi jak fatum, należało jak najszybciej
poinformować o tym Madzię.
Dziewczyna pobiegła w kierunku
windy, by szybko znaleźć się na górze. Po drodze jednak przystanęła, by
zobaczyć tablicę, na której wisiało ogłoszenie o uroczystym przekazaniu
zebranych funduszy dyrektorce hospicjum dla dzieci na Barbadosie. O trzynastej.
Monika zanotowała to w głowie i wsiadła do windy, nie mając pojęcia, że mija
się z Sivą i Nareeshą, którzy szli właśnie na śniadanie. Tak się składało, że
byli jedyną parą, której romantyczny wieczór się udał.
- Zapomniałaś czegoś? – spytał
zdziwiony, kiedy zobaczył ją na progu swoich drzwi.
- Yyy… nie.
- No to co tutaj robisz? Nie
powinnaś czasem… bo ja wiem… pracować? – spytał oschle, czym dał do
zrozumienia, że na pewno ma do niej żal i to dość spory.
- Przyszłam tylko podziękować za
to, że odzyskałeś pieniądze mojej siostry. Nieważne jakim sposobem, ale jestem
ci bardzo wdzięczna. Niezależnie, jaka motywacja tobą kierowała. – Madzia
wzruszyła ramionami.
- Drobiazg. Po prostu nadarzyła
się okazja i postanowiłem choć w części odpokutować za moje winy.
- To ci się chwali. Powinnam
głosić światu dobrą nowinę, bo jesteś bohaterem.
- Wolę pozostać w cieniu.
Załatwiłem to, kiedy Kelsey jeszcze spała. Spędziła noc u Michelle, podczas gdy
ja męczyłem się z Maxem.
Madzia pokiwała głową ze
zrozumieniem i zapanowała niezręczna cisza. Nadal stała na progu, trzymana na
dystans. Tęskniła za czasami, w których mogłaby się z nim wygłupiać i żartować
z wszystkich, nawet z nich samych.
- Słuchaj, Tom. Przepraszam, że
powiedziałam przy mojej siostrze i chłopakach, dlaczego jej nie lubisz. Nie
powinnam zdradzać tego sekretu, bo to twoja osobista sprawa i musisz to
załatwić między sobą a Kelsey… - Dziewczyna urwała, widząc, że znowu palnęła.
Miała za sobą dziewczynę Toma, która najwyraźniej słyszała rozmowę.
- Jaki sekret? – spytała Kelsey,
marszcząc brwi i ku zdenerwowaniu Toma dołączając do towarzystwa.
Nie wiedział, co powiedzieć.
Spuścił głowę i westchnął ciężko, pewien, że jest w czarnej dupie.
- Odzyskał pieniądze mojej
siostry – wyjaśniła szybko Madzia, chcąc załagodzić sytuację niewinnym
kłamstwem, które w gruncie rzeczy było prawdą. – Przyszłam mu podziękować.
Chciał to zachować w sekrecie, ale skoro i tak część już słyszałaś…
- Naprawdę? Odzyskałeś jej
pieniądze? – spytała Kelsey, na której twarzy nagle wykwitł uśmiech.
- No… tak – przyznał.
- To cudownie! W takim Tomie się
zakochałam! A nie wrednym gwiazdorze, który marudzi o jakieś rozsypane
paszteciki! – Dziewczyna zawiesiła się mu na szyi i go pocałowała. Po krótkiej
chwili czułości zwróciła się do nastolatki, nadal stojącej w progu. – Dzięki,
Maggie. Gdyby nie ty, nie wiedziałabym, jakiego mam bohatera w sypialni.
- W jednej sypialni jesteśmy od
piętnastu minut, bo wcześniej wolałaś towarzystwo Michelle – zauważył Tom, a
Kelsey się roześmiała.
- No ale teraz mamy czas tylko
dla siebie… - oznajmiła zalotnie, a wszystkie niesnaski nagle przestały mieć
znaczenie.
Zachichotała i pobiegła na boso w
stronę łóżka, na które wskoczyła, znacząco dając do zrozumienia, że najwyższy
czas pożegnać się z nastolatką.
- Dzięki – powiedział Tom,
uśmiechając się w stronę Madzi.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo
chciałam to usłyszeć! – zaśmiała się.
- Cóż, w gruncie rzeczy to ja
zacząłem pranie brudów, więc chyba… jesteśmy kwita.
- Czyli zgoda? – spojrzała na
niego spode łba, żeby się upewnić.
- Jasne, zgoda – przytaknął i z
uśmiechem zamknął jej drzwi przed nosem, by wrócić do bardziej zajmujących
czynności, na które nie miał czasu wcześniej.
Stała chwilę, dumając w ciszy, w
końcu jednak stwierdziła, że to dziwne i zboczone prześladowanie, więc odeszła
w stronę windy, by zjechać do swojego pokoju. Po drodze spotkała Michelle i
Maxa, którzy przytuleni zamierzali zajrzeć do Toma i Kelsey.
- Nie radzę. Odbijają sobie
straconą noc – powiedziała ze śmiechem, zanim zdążyli zapukać.
- No ładnie, Tom nie traci czasu.
Zaledwie piętnaście minut temu udało mi się przekonać Kelsey, żeby wróciła z
powrotem do pokoju, a oni już się pogodzili – westchnął Max.
- Powinieneś chyba się cieszyć –
zwróciła mu uwagę narzeczona, a on machnął ręką.
- Chodzi o to, że nam zmarnowali
noc i w ostatecznym rozrachunku wychodzą na tym lepiej.
- Przecież zostajemy tu do Nowego
Roku. Odbijemy sobie! – oznajmiła dziewczyna ze śmiechem.
- No mam nadzieję! – zachichotał.
Jego nosowy głos przypomniał
Madzi początki ich znajomości, podczas których miała problemy z jego
zrozumieniem. A może była to sprawka akcentu z Manchesteru? Była to dla niej
sprawa obca, ważne było, że rozumiała Natha i póki co na tym zależało jej
najbardziej.
- Idziecie na śniadanie? –
zagadnęła Madzia, czując się nieco jak piąte koło u wozu.
- Tak. Siva i Nareesha już poszli
no i mieliśmy nadzieję, że zbierzemy całą ekipę, ale najwyraźniej musimy obejść
się bez Kelsey i Toma – odpowiedział Max.
- Niech się nacieszą sobą –
dodała Michelle bez nuty zazdrości czy złości w głosie.
- I tak szybko wrócą, znając Toma
i jego…
- Max! – Narzeczona skarciła Maxa
i rzuciła mu mordercze spojrzenie. – Maggie nie chce słuchać takich rzeczy!
- Cóż, byłam z nimi w trasie,
więc chyba nic mnie nie zaskoczy – oświadczyła nastolatka ze śmiechem, na co
Michelle się uśmiechnęła i wszyscy wpakowali się do windy.
- Masz tu bułkę – oświadczyła
Michelle, pokazując Madzi, że okruszki zebrały jej się w kącie ust. Nie
wierzyła, że nikt jej wcześniej nie powiedział.
- Zabiję Natha i Jaya! – warknęła
dziewczyna, wycierając usta.
- Dlaczego? – roześmiał się Max.
- Mogli mi to wcześniej
powiedzieć, tymczasem ja chodzę tak, narażając się na pośmiewisko wszystkich.
- Tacy już są faceci. Wolą ci się
nie narażać i nie powiedzą ci wprost, że poszło ci oczko w rajstopach. –
Michelle wzruszyła ramionami. Była to celna uwaga i rada, którą przekazała
młodszej koleżance.
- Skąd rajstopy na Barbadosie?! –
spytał skonsternowany Łysy. – Czy wy wiecie, że tu jest z trzydzieści stopni?
Madzia i Michelle spojrzały na
siebie i się roześmiały. Język kobiet miał na zawsze pozostać dla niektórych
mężczyzn nieodkrytą tajemnicą.
- Napisałem do Jaya i Natha, żeby
przyszli na dół na śniadanie – oznajmił Max, chcąc zmienić temat. Właśnie
wyszli z windy i kierowali się do restauracji.
Byli zaspani, bo było dość
wcześnie, ale szkoda było im tracić dnia na spanie, kiedy mogli spędzić go
aktywnie.
- Nath już jadł ze mną –
wyjaśniła Madzia.
- Och tak? – spytała Michelle,
rzucając dziewczynie podejrzliwe spojrzenie.
- No… rano. Wstaliśmy dość
wcześnie i wycięliśmy Jayowi ten kawał, więc praktyczniej było iść do
restauracji razem. – Wzruszyła ramionami.
- Kawał? – spytał Max.
- Praktyczniej? – spytała w tym
samym czasie Michelle.
Spojrzeli po sobie zdziwieni.
- Cóż, najwyraźniej interesują
was inne rzeczy – zauważyła Madzia i wszyscy się roześmiali.
Dołączali właśnie do Sivy i
Nareeshy, z którymi się przywitali. Po chwili przyszedł Jay z Nathem, który nie
chciał zostać wyobcowany.
- Co tak długo? – spytał Max,
sięgając po gęsty sok, którym polał sobie porcję naleśników.
- Nath nadawał przez telefon –
wyjaśnił Jay. – A wiecie, jak to jest kiedy rozmawia z Dionne…
- A od kiedy on rozmawia z
Dionne? – spytał zdziwiony Max, ale widząc mordercze spojrzenie przyjaciela,
zamilkł.
- Po prostu gołąbeczki muszą
sobie pogruchać. – Jay wzruszył ramionami i wziął się za jedzenie.
- Pogruchać… - dodał cicho Nath,
a Madzia niczym się nie odezwała. Wzięła spory łyk soku, który sobie nalała.
Do restauracji przyszli też Tom i
Kelsey, przytuleni i na dobre pogodzeni.
- Co widzą moje oczy! Czyżby
rozejm? – spytał zaciekawiony Jay.
- Jak mogłabym się gniewać na
bohatera? – roześmiała się Kelsey.
- Ach, chodzi o te pieniądze? –
Jay siorbnął, popijając łyk soku. Kelsey spojrzała na niego morderczym
wzrokiem.
- Czyli wiedzieli wszyscy oprócz
mnie? – zdziwiła się.
- Ja o niczym nie wiem – przyznał
szczerze Max, po czym Tom z detalami opowiedział historię walecznego odzyskania
pieniędzy Moniki i udaremnienia kradzieży pieniędzy przeznaczonych na dziecięce
hospicjum.
Tylko Madzia i Jay znali całą
historię i wiedzieli, kto był głównym sprawcą zamieszania, a komu udało się
uniknąć kary. Przynajmniej taką mieli nadzieję. Nagle zdali sobie sprawę, że
nie widzieli Moniki już od dłuższego czasu. Wyszła z pokoju morskiego głodna,
więc powinna udać się do restauracji, wiedząc, że wszystko dla gości jest za
darmo. Tymczasem wsiąkła jak kamfora.
- Czy ktoś oprócz Jaya i Natha
widział od rana moją siostrą? – spytała Madzia towarzystwo.
- Ja. Jak oddawałem jej
pieniądze. – Tom wzruszył ramionami.
- My dopiero wstaliśmy – dodał
Siva.
- My z Maxem też – przyznała
Michelle.
- Tylko mi nie mówcie, że znowu
wywołuje jakiś pożar… - westchnęła nastolatka, chowając twarz w dłoniach.
- Znowu? – spytała zaciekawiona
Kelsey, a Madzia machnęła ręką.
Zupełnie jakby wywołali wilka z
lasu, Monika nagle pojawiła się w restauracji, nieco zasapana.
- O, tu jesteście! – oznajmiła,
zginając się w pół i sapiąc na Bogu ducha winnego Natha, który przysiadł akurat
na brzegu. – Trzymaj – oznajmiła, podając mu plakat.
- Uroczyste przekazanie hospicjum dziecięcemu funduszy zebranych podczas
maskowego balu charytatywnego odbędzie się w sali konferencyjnej o godzinie 13 –
przeczytał chłopak na głos. – A po co nam to?
- Chciałabym, żebyście wpadli.
Jedna z dziewczyn jest podobno waszą wielką fanką. Wiele znaczyłoby dla niej,
gdybyście mogli poświęcić godzinkę i zrobić sobie z nią zdjęcie.
- O nie, dzięki. Z Nareeshą
zamierzamy wybrać się na skutery wodne – od razu odpowiedział Siva.
- Cóż, po wczorajszym to nie
wiem, czy chcę brać udział w takim zamieszaniu – przyznał Tom, przypominając
sobie wydarzenia poprzedniego dnia. – Ten napad, który udaremniłem był
spowodowany przez dziewczynę, którą nam przedstawiła na tej przeklętej
imprezie.
Wszyscy spojrzeli zszokowani na
Monikę.
- Hej, skąd miałam wiedzieć, że
to świruska?! – zaparła się.
- Różowe włosy powinny cię nieco
naprowadzić – słusznie zauważył Jay, a ona machnęła ręką. – Nie chcecie to nie.
W każdym razie, wiecie gdzie mnie szukać.
- A co ty tam będziesz robić?
Polewać napoje? – zaciekawiła się Madzia.
- Nie. Kierowniczka hotelu
musiała właśnie jechać do szpitala na badania i mam zadbać, żeby goście i
główni darczyńcy znaleźli się o czasie w pomieszczeniu. No i mogę wydawać
dziewczynom od cateringu polecenia. – Dziewczyna wzruszyła ramionami i chciała
odejść, ale zawróciła jeszcze na pięcie i z talerza Jaya zabrała suchą bułkę,
którą od razu wsadziła sobie do ust. – Naraska!
- Dziwne… - przyznał Nath, kiedy
Monika zniknęła im z pola widzenia.
- Moja siostra zastępczynią
kierowniczki? To bardzo dziwne! – westchnęła Madzia. – Będą mieli szczęście,
gdy obędzie się bez większych katastrof.
Nagle w drzwiach do restauracji
Madzia ujrzała Caroline Flack z walizką na kółkach, szybko więc weszła pod
stół, żeby ta jej nie zauważyła.
- Mamy alarm! – zauważył Nath, wzrokiem
wskazując w stronę prezenterki telewizyjnej, by dać reszcie znać, dlaczego ich
towarzyszka musiała się schować.
- Ty! – warknęła Caroline w
stronę Jaya. – Znasz tę małolatę, która zalazła mi za skórę!
- Ja? Nie, skąd… - Jay oparł się
o krzesło jak największy kozak świata i zaczął udawać, że nie ma pojęcia, o co
chodzi.
- Na balu maskowym ją ode mnie
odciągałeś! Znasz ją! Nazywałeś ją Dionne, ale to nie jest jej prawdziwe imię…
- Och, chodzi ci o tę dziewczynę!
– Jay uderzył się otwartą dłonią w czoło i udał, że sobie przypomina. Madzia
pod stołem szczypała go po łydkach, by nie zdradził jej tożsamości, ale była
zdana na jego łaskę. – Odleciała do Londynu z samego rana. Bała się, że znowu
ją zaatakujesz.
- Ja? Ją? Zaatakuję?
- Tak, a co? Powiedziałem coś
niewyraźnie? – prychnął Jay, a wszyscy przy stole pokręcili głowami.
- Do Londynu, znaczy gdzie? –
Caroline spojrzała na Loczka spode łba i wyczekiwała odpowiedzi.
- Do stolicy. Duh!
- To wiem, idioto! Pytam o
dokładny adres.
- A skąd ja niby mam go znać?
Ledwo znam tę wariatkę. Mnie też niepokoiła, więc zagroziłem, że zgłoszę to na
policję, przestraszyła się i pojechała na lotnisko. – Jay wzruszył ramionami.
Był dobrym aktorem, uśpił czujność Caroline, która jednak rozejrzała się
jeszcze przez chwilę po restauracji i odrzucając do tyłu włosy, odeszła.
Madzia z trudem wygramoliła się
spod stołu, uderzając się głową w kant.
- W porządku? – zatroskał się
Nath.
- Tak – przyznała, rozmasowując
bolące miejsce. – Jeden kłopot miała z głowy. Caroline miała ze sobą walizkę, a
oznaczało to, że wraca do domu i do końca pobytu na Barbadosie Madzia będzie
mogła cieszyć się życiem.
- Niezła robota, powinieneś
dostać Oscara – zachichotała Kelsey, a Jay zasymulował ukłon przed publiką.
- Dziękuję, dziękuję. Choć łydki
nadal bolą… - rzucił lodowate spojrzenie Madzi.
- Oj, przepraszam! Skąd miałam
wiedzieć, że wybrniesz obronną ręką? – Nastolatka wzruszyła ramionami i
zmarszczyła brwi, widząc, że do towarzystwa wraca jej siostra.
Z kolan Natha zabrała plakat. W
ustach nadal przeżuwała bułkę.
- Zapomniałam tego – oświadczyła,
machając w powietrzu rulonikiem papieru i prawie uderzając Natha w głowę. – I
miałam ci powiedzieć, że podsłuchałam rozmowę telefoniczną Caroline i ona nadal
cię szuka. Kręci się tu gdzieś z walizką i przed wyjazdem zamierza cię znaleźć.
- Szybko o tym mówisz – prychnęła
Madzia. – Ona właśnie tu była.
- Ale spokojnie, kryzys zażegnany
przez tego oto mistrza mistyfikacji. -
Max poklepał Jaya po ramieniu.
- Acha. – Monika za bardzo nie
obeszła się faktem, że jej siostra właśnie przeżyła horror. – Smacznego.
Oddaliła się, zanim zdążyli
spytać, skąd u niej to dziwaczne zachowanie. Mogli wreszcie zjeść w spokoju i
zaplanować zadania na dzień. Pomysł Sivy i Nareeshy spodobał się wszystkim.
Madzia obawiała się, że Big Kev i Martin będą mieli jakieś obiekcje co do jej
spędzania czasu z chłopakami, oświadczyła więc, że skoro Caroline nie stanowi
już zagrożenia (widziała, jak ta wsiada do taksówki przed hotelem) to zajrzy do
siostry, a potem spędzą razem czas gdzieś w hotelu. Przystali na to, choć z
nieukrywanym zawodem. Żałowali, że nie może bawić się razem z nimi. Zaoferowała się jednak, że
odprowadzi ich przez bezpieczny kawałek, żeby zobaczyć, jak wygląda plaża o
poranku. Było przed dziesiątą, kiedy parami kierowali się wzdłuż wybrzeża w
stronę wypożyczalni skuterów wodnych. Madzia, Nath i Jay szli na końcu.
- I jak tam Dionne? – spytała
Madzia jak gdyby nigdy nic.
- Co? – zdziwił się chłopak.
- No… dzwoniłeś do niej, no nie?
Wszystko z nią w porządku po śmierci jej matki chrzestnej?
Mogła się zdradzić, że
wygooglowała dziewczynę, córkę chrzestną Amy Whinehouse, kiedy tylko o niej usłyszała, ale nie obchodziło jej
to.
- W Polsce jest bardzo popularna
– uniosła się, widząc podejrzliwe spojrzenie Jaya.
- Wszystko z nią w porządku. Tak
tylko rozmawialiśmy. – Nath wzruszył ramionami. Był okropnym kłamcą i wolał się
nie pogrążać.
- Acha. No to… bawcie się dobrze,
ja wracam. Zobaczę, co z moją siostrą i dopilnuję, żeby niczego nie rozwaliła.
– Madzia pomachała im na pożegnanie i zakręciła w stronę hotelu. Było jej
gorąco w swetrze i długich spodniach, dlatego z ulgą wróciła do
klimatyzowanego wnętrzna.
Nie miała co ze sobą zrobić,
postanowiła więc zapytać w recepcji, gdzie jest sala konferencyjna i obadać,
czy znajdzie tam siostrę. To, co ujrzała, przeszło jej najśmielsze oczekiwania.
Nawet widok upitej siostry w pokoju Jaya podczas emocjonalnego oglądania
„Avatara” nie był w stanie tego przebić. Monika latała z jednej na drugą stronę
z usztywniającą podstawką pod kartki, na której cały czas coś notowała.
Trzech kelnerów wnosiło do sali
konferencyjnej wielkie kosze z białymi liliami, a dziewczyna żywo
gestykulowała, by dać im do zrozumienia, gdzie powinni je postawić.
- Co tu się dzieje… - powiedziała
cicho Madzia. Nie była pewna, czy było to pytanie do siostry czy raczej
stwierdzenie.
- O, cześć! Zdecydowaliście, że
jednak przyjdziecie? – spytała Monika, ściągając z ucha słuchawkę, co dopiero
teraz zauważyła jej młodsza siostra.
- Chłopcy poszli z dziewczynami
na skutery wodne – wyjaśniła nastolatka, wzruszając ramionami.
- Chamy – warknęła Monika, a do
słuchawki na uchu rzuciła po angielsku. – Nic, nic. Jest tu moja siostra.
Właśnie powiedziała, że zespół woli zabawiać się na plaży niż spełnić marzenia
umierającej dziewczynki.
- Umierającej? – zdziwiła się
Madzia.
- No a ty myślałaś, że co to jest
hospicjum?! Helloł?!
Zapanowała chwila ciszy. Kiedy
Monika pojawiła się przy ich stoliku, Madzia była pewna, że chodzi jej o jakąś
kolejną koleżankę kelnerkę. Była pewna, że gdyby powiedziała, że chodzi o chore
dziecko, nawet Siva i Nareesha zgodziliby się zrezygnować ze swoich planów.
Powiedziała o tym siostrze. Ta pożegnała się z kierowniczką, którą wisiała na
telefonie i zdjęła słuchawkę.
- Chciałam sprawdzić, jakimi są
ludźmi – oznajmiła, wzruszając ramionami.
- A od kiedy w ciebie wstąpiła
taka Matka Teresa?
- Czuję się winna za spalenie
sali balowej i zniszczenie maszyny do piany. Wiesz, ile to gówno było warte? –
Monika urwała, czekając na odpowiedź, która nie nadeszła. – Sporo.
- Wyobrażam sobie. – Madzia
teatralnie wywróciła oczami. – A co mam teraz zrobić? Może ci pomóc?
- Możesz wrócić na górę i
przynieść z łazienki strój, który miałam wczoraj.
- I?
- I zanieść go do recepcji. Nie
wiem, co trzeba z nim zrobić.
- A nie możesz sama?
- Mogę. Ale pytałaś, czy mi nie
pomóc, a tak się składa, że jestem trochę zajęta… Hej! Te kwiaty nie mogą tam
stać, bo będą zasłaniać widok na podest! – wrzasnęła w kierunku jednego z
kelnerów, który podkulił ogon i przyjął burę na klatę.
- Dobra, zaniosę to – zobowiązała
się Madzia.
Wykonała polecenie siostry i
wróciła do pokoju. Trochę czasu spędziła na balkonie, wpatrując się w plażę i
marząc, że przed wyjazdem uda jej się pójść tam z chłopakami, choćby i pod
osłoną nocy. Szybko przypomniała sobie, że Nathan zapewne wolałby znaleźć się
tam z Dionne i mina jej zrzedła. Włączyła telewizor i z nudów oglądała jakieś
powtórki „Chirurgów” w oryginalnej wersji językowej. Z letargu, w który zapadła
obudził ją telefon. Musiała zmienić dzwonek, może na coś The Wanted dla odmiany? Dzwonił Jay.
- Wróciliśmy z Nathem do hotelu, bo jest zbyt gorąco – oznajmił w
słuchawkę. – Chcesz coś porobić?
Spojrzała na zegarek, który
wskazywał za piętnaście minut pierwszą.
- No to może zrobicie sobie
zdjęcie z tą chorą dziewczynką? – spytała z nadzieją, że uda jej się ich
namówić do tego aktu dobroci.
- Właśnie na nią czekamy –
wyjaśnił Jay, jak gdyby nigdy nic.
- Co?!
- No… W sumie to z Nathem stwierdziliśmy, że wypadałoby się zjawić na tej
uroczystej konferencji… Czy co to jest…
- Przestań gadać przez telefon! To ona! – warknął głos po drugiej
stronie, w którym Madzia rozpoznała swoją siostrę.
- Muszę kończyć, idzie ta dziewczynka – rzucił na pożegnanie Jay i
się rozłączył, zanim Madzia zdążyła spytać, czy są przed salą konferencyjną.
Uznała to za fakt i ruszyła
niemal biegiem do windy, by do nich dołączyć.
Tymczasem kierowniczka hotelu już
wróciła ze szpitala, gdzie okazało się, że w przeciągu dwudziestu czterech
godzin narkotyk powinien opuścić jej organizm całkowicie. Nie zapowiadało się
na żadne powikłania. Rozpoczęła koordynację prac, odciążając Monikę, u której
wybłagała zmuszenie któregoś z chłopaków do spotkania się z chorą na złośliwą
odmianę guza mózgu Anne.
W sali konferencyjnej miało się
zjawić kilku dziennikarzy lokalnej prasy, fotograf, dyrektorka hospicjum i
jedna z sanitariuszek oraz lekarz. Zebrane pieniądze miały zostać uroczyście
przekazane dyrektorce przez kierowniczkę hotelu, która była pomysłodawczynią
balu maskowego.
Dziewczynka miała jedenaście lat
i była jedyną przedstawicielką pacjentów hospicjum, która miała zjawić się na
mini konferencji prasowej. Wjechała do holu hotelu na wózku inwalidzkim, blada
i osłabiona, prowadzona przez sanitariuszkę. Na głowie miała chustę, która
jednak nie była w stanie zamaskować faktu, że pod wpływem chemioterapii
straciła włosy. Jej oczy zaświeciły nowym blaskiem, kiedy ujrzała Nathana i
Jaya.
- Cześć, śliczna! Słyszeliśmy, że
jesteś naszą największą fanką! – przywitał się z dziewczynką Jay, pochylając
się, obejmując ją.
- Witaj, Annie, kochana! Czego nie robi
się dla największej fanki? – spytał retorycznie Nath, delikatnie przytulając
dziewczynę. Nie chciała wypuścić go z objęć nawet wtedy, kiedy pocałował
ją w czoło i chciał odejść.
- Wy znacie moje imię? – spytała
w końcu, spoglądając to na Jaya, to na Natha, który uśmiechali się szeroko, ale
z ich oczu bił jakiś smutek, bo mieli świadomość, że spełniają być może
ostatnie marzenie tej dziewczynki.
- Oczywiście! Pamiątkowe zdjęcie? – spytał
Jay, stając z jednej strony wózka inwalidzkiego, podczas gdy Nath ustawił się z
drugiej.
Annie nie chciała wypuścić jego
ręki z uścisku, podobno był jej ulubieńcem. Nie narzekała, że ma przed sobą
tylko 2/5 zespołu. Cieszyła się, że poświęcili swój czas, żeby z nią
porozmawiać.
Sanitariuszka zrobiła im zdjęcie
we trójkę. Miała przygotowany aparat na taką ewentualność, bo wcześniej
dyrektorka hospicjum rozmawiała z kierowniczką hotelu i dowiedziała się, że
zatrzyma się tu zespół The Wanted.
- Przepraszam, że przerywam, ale
chcielibyśmy już zacząć – oznajmiła szefowa, która przerwała dziewczynce i
chłopakom miłą pogawędkę na tematy związane z zespołem. – Im wcześniej
zaczniemy, tym szybciej będziemy mogli iść na poczęstunek.
Uśmiechnęła się szeroko i
zaprosiła wszystkich do sali konferencyjnej. Madzia wślizgnęła się do środka w
ostatniej chwili.
Annie siedziała z dala od
chłopaków, którzy zdecydowali się zostać, ale cały czas zerkała w ich kierunku.
Monika stała przy bocznym stoliku, trzymając rękę na pieniądzach, o co prosiła
ją kierowniczka, jako że kuferek się nie zamykał (Monika przypadkowo ułamała
zamek).
- To miłe, że zdecydowaliście się
przyjść jako przedstawiciele grupy – odezwała się półszeptem Madzia, kiedy
kierowniczka hotelu witała dyrektorkę i obecnych gości.
- Zdecydowali się? – prychnęła
Monika. – Niezupełnie z własnej woli.
- Cóż, mogłem nieco nagiąć fakty
w rozmowie telefonicznej – zaczął tłumaczyć się Jay.
- Oni przyszli tutaj do SPA, bo
na plaży było im za gorąco – przerwała mu Monika, a Madzia zmierzyła lodowatym
wzrokiem chłopaków.
- Zapomnieliśmy, że prosiła nas o
zdjęcie! – dodał Nath szeptem. – No i nie wspomniała wcześniej, że chodzi o
dziecko z hospicjum.
- Słyszałam to – warknęła Monika,
a do siostry zwróciła się. – I wyobraź sobie, że musiałam ich tu zaciągnąć
siłą.
Madzia ponownie spojrzała na
chłopaków z dezaprobatą, ale rzeczywiście jej siostra wyraziła się niejasno.
Kierowniczka zaczęła dawać Monice
znaki mimiką twarzy, ta odwróciła się, żeby przynieść wielką szkatułkę,
wyglądającą jak skarb pirata. To do niej zostały wrzucone wszystkie pieniądze
ze zbiórki razem z czekami. Dziewczyna chwilę się wahała, włożyła rękę pod
koszulkę i prawdopodobnie ze stanika wyciągnęła zwitek pieniędzy, który
ukradkiem wcisnęła do szkatułki.
- Czy ona właśnie… - zaczął Nath.
- Eee… Chciałam powiedzieć, że
miałam fatamorganę, ale skoro wy też to widzieliście… - Madzia nie wierzyła
własnym oczom. Monika właśnie pozbyła się tysiąca funtów, które zarobiła
występując w ośmieszającej reklamie. Narobiła sporo ramadanu, by je odzyskać, a
kiedy w końcu się udało, oddawała je na cel charytatywny.
- Cóż, chyba w gruncie rzeczy
twoja siostra uznała, że są na świecie ważniejsze rzeczy niż pieniądze –
stwierdził Jay i wszyscy obserwowali, jak Monika przechodzi przez salę, by
podać pieniądze kierowniczce, która uroczyście przekazała go dyrektorce
hospicjum, na co wszyscy zaczęli bić brawo.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z moją
siostrą? – spytała cicho Madzia, kiedy Monika ponownie stanęła koło nich.
- Nie wiem, o co ci chodzi.
- Już dobrze wiesz.
- Cicho, teraz będzie
podziękowanie! – warknęła Monia, uciszając siostrę.
Dyrektorka hospicjum zabrała
głos, podobnie jak jedenastoletnia dziewczynka, która podziękowała wszystkim,
którzy dorzucili się do zbiórki (część darczyńców była w sali, ale jedynymi
celebrytami byli Nathan i Jay).
Łzy zakręciły się w oczach
wszystkich, kiedy dziewczynka opowiedziała, że przed śmiercią miała okazję
spełnić swoje największe marzenie i poznać chłopców z The Wanted. Kiedy to
powiedziała, Monika jak na komendę wybiegła z pomieszczenia, trzaskając
drzwiami. Zapanowało małe zamieszanie.
- Czy ona się rozpłakała? –
spytał skonsternowany Jay, a Madzia zrobiła zszokowaną minę, bo nie miała
pojęcia, co wstąpiło w jej siostrę.
Następowały kolejne podziękowania
i życzenia, które wygłaszali po kolei darczyńcy. Chłopcy z Madzią stali lekko
zmieszani i skonsternowani z boku. Nagle drzwi otworzyły się z impetem,
uderzając Jaya w łokieć. Stanęła w nich zziajana Monika, zza której wyglądały
wielkie oczy Łysego. Kiedy Madzia przyjrzała się bliżej, zauważyła z tyłu Toma
i Sivę, którzy wpadli do sali konferencyjnej zaraz po dziewczynie.
Oczy chorej dziewczynki
zaświeciły jeszcze jaśniej, kierowniczka hotelu zaprosiła więc wszystkich na
poczęstunek. Kelnerzy ustawieni z tyłu zaczęli ustawiać talerze z jedzeniem
przed gośćmi siedzącymi wokół owalnego stołu. Znalazło się też kilka krzeseł
dla The Wanted, którzy otoczyli Annie i dla Madzi.
- A ty nie siadasz? – spytała
młodsza siostra starszą, widząc, że zabrakło dla niej miejsca.
Ta tylko machnęła ręką.
- Muszę się przebrać i wykąpać,
spociłam się jak szczur – oznajmiła Monika i wyszła.
- Brukselka przybiegła na plażę i
z plaży zdzierała gardło, żeby zawołać Toma i mnie – wyjaśnił Łysy, biorąc do
ust wielki kawałek ciasta.
Wspomniany chłopak właśnie witał
się z Annie, z którą robiła mu zdjęcie sanitariuszka.
- Mogła powiedzieć, że chodzi o
dziewczynkę, a nie jakąś psychopatkę-kleptomankę – szepnął do Madzi Tom i
puścił jej oczko, czym utwierdził ją w przekonaniu, że nie jest już obrażony.
Spędzili miłe chwile z
dziewczynką, z którą zrobili sobie mnóstwo zdjęć. Posypało się też mnóstwo
buziaków. Oprócz tego, że przekazali na cel charytatywny pieniądze, to spełnili
czyjeś marzenie. Marzenie dziewczynki, której życie stopniowo wygasało, ale
ogień w jej duszy i miłość do ulubionego zespołu nadal była niezłomna.
Monia tymczasem zmierzała ku
pokojowi hotelowemu w celu wzięcia zimnego, orzeźwiającego prysznica. Nie mogła
uwierzyć, że właśnie oddała tysiąc funciaków na cele dobroczynne. Z drugiej
strony jednak wiedziała, że były na świecie osoby, które potrzebowały tych
pieniędzy bardziej od niej. Przysłużyła się dobremu celowi i było to
zadziwiająco przyjemne uczucie.
Była tak zaaferowana rozmyślaniem
nad tym, co właśnie zrobiła, że nie zauważyła Nareeshy, która właśnie wsiadła
do windy.
- O, cześć! Konferencja już się
skończyła? – spytała jak gdyby nigdy nic, starając się nie zwracać uwagi na
dwie wielkie plamy potu pod pachami Moniki.
- Tak, teraz trwa poczęstunek –
wyjaśniła. – Przykro mi, że oderwałam Sivę od skuterów wodnych…
Te słowa jej się wymsknęły. Tak
naprawdę nie było jej przykro. Uważała, że Seev zachował się egoistycznie,
woląc jeździć na skuterach niż spędzić chwilę czasu z nieuleczalnie chorym
dzieckiem. Ostatecznie postanowiła, że nie powie tego na głos, bo nie wypada.
Na szczęście, Nareesha ją uprzedziła.
- To miłe, że tak się przejmujesz
losem tych dzieci – zagadnęła, a Monia spojrzała na nią zdziwiona.
- Ja? Przejmuję się? – prychnęła.
– Wcale nie…
- No wiesz, wyglądałaś na
naprawdę wkurzoną, kiedy wparowałaś na tę plażę, żeby zaciągnąć chłopaków do
hotelu – zauważyła dziewczyna Sivy, a Monia musiała przyznać jej rację.
- Rzeczywiście, może byłam lekko…
poirytowana. Ale sama rozumiesz, że tu chodziło o spełnienie marzenia tej
dziewczynki.
- Spokojnie, nie musisz się
tłumaczyć. Rozumiem. – Nareeesha uśmiechnęła się ze zrozumieniem. – Uważam, że
to naprawdę fajne, że ktoś przejmuje się losem tych dzieci. Moja siostrzenica
zmarła na białaczkę dwa lata temu – wyjaśniła w odpowiedzi na pytające
spojrzenie Moniki.
- Och… Bardzo mi przykro –
powiedziała zgodnie z prawdą Monika, bo nie wiedziała, co innego może w tej
chwili zrobić, żeby jakoś podnieść dziewczynę na duchu.
- W porządku, minęło już dość
sporo czasu, ale nadal mam w pamięci tę wygasającą iskierkę życia w oczach
Zoli. Miała dopiero 9 lat….
Monia spięła się w sobie, żeby
gruczoły łzowe nie mogły u niej prawidłowo pracować. Na szczęście nie musiała
nic dalej mówić, bo Nareesha sama kontynuowała.
- Myślę, że chłopcy powinni
spędzić z tą dziewczynką więcej czasu. Skutery mogą zaczekać, w końcu zostajemy
tu do Nowego Roku. – Uśmiechnęła się przyjaźnie i Monice zrobiło się nagle
wyjątkowo głupio.
Naresha wcale nie była zła.
Wydawała się naprawdę w porządku, rozumiała cierpienie tych dzieci i ich
rodzin, bo sama kiedyś przez to przechodziła. Monia przypomniała sobie o
incydencie w londyńskim hotelu i poczuła wstyd. Jak mogła ją wtedy tak
upokorzyć przez chłopakami i gośćmi hotelowymi?
- Słyszałam, że Tom odzyskał
twoje pieniądze. – Wyrwała Monikę z rozmyślań. – Cieszę się! Zasłużyłaś na to.
Widziałam, jak ciężko pracowałaś przy tej konferencji. Teraz będziesz mogła
sprawić sobie jakiś porządny prezent! – Zaśmiała się.
- Dzięki – bąknęła Monia, nagle
skulona w sobie – ale z prezentu raczej nici… Oddałam pieniądze.
- Serio? Przecież Tom ich nie
potrzebuje! – zdziwiła się Nareesha.
- Nie oddałam ich Tomowi –
sprostowała, starając się nie zabrzmieć zbyt niegrzecznie. – Odłożyłam je tam,
gdzie ich miejsce.
- To znaczy gdzie? – zdziwiła się
ciemnoskóra dziewczyna, a Monia westchnęła ciężko i uznała, że nie ma sensu
bawić się z nią w kotka i myszkę, bo nigdy nie przestanie zadawać pytań.
- Oddałam je na hospicjum. Te
dzieci ich bardziej potrzebowały.
Winda zatrzymała się na
upragnionym, dla Moniki, piętrze i drzwi otworzyły się ukazując długi korytarz.
- Fajnie się gadało, ale teraz
czas na prysznic! – powiedziała Monia i już miała zamiar wyskoczyć z windy,
kiedy Nareesha złapała ją za rękę.
Monia spojrzała na nią zdziwiona,
ale ta tylko uśmiechnęła się ze smutkiem w oczach i szepnęła:
- Dziękuję. Nawet nie zdajesz
sobie sprawy, ile to dla nich znaczy. Uwierz mi, wiem coś o tym.
Monia uśmiechnęła się smutno, bo
na nic więcej jej nie było w tej chwili stać. Drzwi windy ponownie się zamknęły
i dziewczyna Sivy zniknęła jej z oczu.
Smętnie powlokła się w kierunku
pokoju, sama nie dowierzając. Chyba zmiękła w tej Anglii.
~*~
Dziekuje, dziekuje, dzekuje!!
OdpowiedzUsuńNareszcie doczekalam sie nastepnego rozdzialu!!
Czekam na nexta!!
Pisz szybko!!
Kocham tego bloga!! <3
Długo czekałam na ten rozdział ;D. Jak zawsze cudowny. Czekam na następny! ;)))
OdpowiedzUsuńŁezka mi się we oku zakręciła. Monika zrobiła coś naprawdę pięknego. Oby tak dalej! Czekam na następny! :D
OdpowiedzUsuńDziękuję za dedykację tego wspaniałego rozdziału. To jak zachowała się Monia sprawiło że aż ciepło mi się zrobiło na sercu bo sama poznałam wiele bardzo chorych dzieci. Cieszę się też że między Tomem i Kelsey jest już w porządku bo mimo tego co zrobił widać że on naprawdę ją kocha. Jak zwykle rozdział fenomenalny i z niecierpliwością czekam na następny.
OdpowiedzUsuńP.S Przeczytałam twoje opowiadanie od samego początku i przypomniało mi się że mówiłaś że umieścisz mnie w drugiej serii, a wymyślasz takie historie i takie wydarzenia że nie mogę się tego doczekać.
Miłe to co zrobiła Monika
OdpowiedzUsuńCzekam na next
Jej Twoje rozdziały są tak wciągające,że nawet nie wiem kiedy już koniec:)
OdpowiedzUsuńTak swoją drogą to ten rozdział był wzruszający.Postawa Moniki jest godna naśladowania.To co zrobiła,było miłe z jej strony:)
Pomimo momentów w których łezka w oku się zakręciła,były też takie z których można było wybuchnąć śmiechem:)
Najbardziej śmiałam się ze zdania:"Jay oparł się o krzesło jak największy kozak świata i zaczął udawać, że nie ma pojęcia, o co chodzi" hahaha i te jego bolące łydki:D
Rozdział świetny; )
Czekam już na kolejny:)
świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńdawaj kolejny :)
weny!!!!!!!!
Świetny :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że między Tomem a Kelsey już wszystko ok. No i dobrze, że on już się nie gniewa na Madzię.
No i jak zwykle z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :D
Bardzo fajny rozdział.
OdpowiedzUsuńRozejm miedzy kelsey i tomem jestem tak samo zdziwiona jak jay haha
Bardzo fajne mi się ten rozdział czytało
czekam na kolejny rozdział z wielką niecierpliwością =D
a co do tego czemu chciałam zmienić nazwe bloga to taka historia:
Usuńdużo osób dowiedziało sie w szkole ze pisze bloga, doszło to do jednej falszywej osoby, bałam się ze dojdzie to do moich wrogów, a jak to wrogowie bd chciały wszystko spieprzyć więc rozumiesz ale na szczescie to sie nie wydarzyło i pozostałam na warzone =)