poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział 10 - "Plotki raz jeszcze"


W tym rozdziale Magda udaje się z chłopakami na podpisywanie płyt i debiutuje jako operatorka kamery oraz po raz kolejny pada ofiarą dziennikarskiej hieny.
 
~*~
 
Sporym nakładem sił udało się Madzi przekonać natrętną Jessicę, żeby pojechała do szkoły i nie przejmowała się uzależnieniem Zayna. Rozważała, żeby dać jej konsolę chłopaka, ale wolała oddać mu ją osobiście, kiedy już spotkają się podczas Jingle Bell Ball (bo była pewna, że tak się stanie). Wróciła po cichu do domu, ale nie udało jej się przemknąć niezauważoną przez salon. Zaspany Nath wyściubił głowę spod kołdry i spojrzał na nią zamglonym spojrzeniem.

- Jogging? – spytał, a ona żywiołowo pokiwała głową.

- Tak, lubię zacząć dzień od biegu. Wezmę prysznic.

- Nie krępuj się! – Wykonał zamaszysty ruch ręką, zapadając się w poduszkę.

Nie wzięła prysznica, ale puściła wodę, żeby stwarzać takie pozory. Kiedy wyszła z łazienki, Beverly siedziała już z synem przy kawie, przygotowując śniadanie, którym okazały się naleśniki.

Całe szczęście, że nie jajka na bekonie, pomyślała Madzia. Ze smakiem pałaszowała to, co miała na talerzu, kiedy w kuchni pojawili się zaspani Jay i Siva. Max zajął łazienkę, a Tom odsypiał wczorajsze obstrukcje. Nauczyła się ich imion i była z tego niebywale dumna, ale pytanie, które zadał Indianin, zbiło ją z tropu.

- Naprawdę nas nie znałaś? – spytał, chwytając widelec wielkimi paluchami i wkładając do ust ogromny kawałek placka.

Pokręciła głową, ale niezbyt pewnie.

- Cóż, kojarzyłam was, nie przeczę. Nie jestem zupełną ignorantką. Zresztą, moja siostra was słucha. – Machnęła ręką, popijając naleśnika sokiem.

- Twoja siostra ma dobry gust – roześmiał się Nath, a ona obdarzyła go uśmiechem.

Nie zamierzała wspominać, że zawsze nabijały się z The Wanted. Wolała skupić się na pozytywach. Spojrzała na ich roześmiane twarze, kiedy zaczęli śpiewać do niej „Glad You Came” i tańcować wokoło. Tylko Siva, jako najbardziej wycofany członek zespołu, trzymał się jakby z tyłu. Po chwili do chłopaków dołączył Max, a śpiew stał się tak głośny, że obudził Toma.

- My universe will never be the same… I’m glad you came. I’m glad you came…

Łysy ukląkł przed kolegą i pochwycił jego rękę, śpiewając czule jeden ze swoich hitów. Madzia się roześmiała. Nie spodziewała się, że będzie się z nimi bawić tak dobrze. Cóż, nie było tu żadnej Danielle Peazar, która mogła popsuć nastrój. Jak na zawołanie drzwi otworzyły się i stanął w nich Patrick Fitzpatrick.

- Szykujcie się, ptaszki! Mamy sporo roboty – oznajmił, pakując się do kuchni.

- Miło by było, gdybyś dla odmiany zapukał – zauważył Tom, który stał w przejściu w samych bokserkach.

- Nie mów, że się mnie wstydzisz.

- Nie, ale przeciąg ciągnie mi po jajkach – oświadczył, czym rozbawił zebranych, poza menadżerem, do którego słowa były skierowane.

Zapanowało małe zamieszanie. Wszyscy zaczęli szykować się do wyjścia, co nie zajęło zbyt wiele czasu, zważywszy, że nie było tu Zayna, który potrzebował całej doby, by ułożyć swojego irokeza. Wpakowali się do terenówki Patricka, która pomieściła ich bez problemu. Tym razem Max usiadł z przodu, a Madzia utknęła między Nathem i Sivą, podczas gdy Jay i Tom zajęli miejsca z tyłu.
 
Pojechali do O2 Areny, gdzie odbywał się tegoroczny konkurs organizowany przez londyńskie radio Capital FM. Powitał ich dyrektor festiwalu, który oprowadził ich po garderobach i pokazał wysuwaną obręcz na scenie, na której będą wykonywać jeden z utworów. Madzia była zafascynowana ogromem hali i podekscytowana koncertem, na który dostała przepustkę, którą dumnie powiesiła na szyi. Cieszyła się też, że mogła się wykazać. Kiedy Patrick wrzeszczał na Natha, żeby ten nie wpieprzał ciągle chipsów, krzyknęła na niego tak, że zamknął się w sobie na jakieś pięć minut i sama musiała wypytać dyrektora festiwalu, kiedy mogą przyjechać na próbę.

Okazało się, że próby miały odbywać się dnia kolejnego, a godziny dla zespołu przypadały na 10:30 do 12:00 i 16:00 do 17:30. Poprosiła o rozpiskę, żeby sprawdzić, kiedy w O2 Arenie zjawią się członkowie 1D. Max wyrwał jej kartkę i pogryzmolił nazwę wrogiego zespołu, ale godziny na szczęście pozostały czytelne.

- Dlaczego tak ich nie lubisz? – spytała w końcu, nie wytrzymując z językiem za zębami. – Czy to dlatego, że lepiej radzą sobie na liście przebojów?

Spojrzał na nią morderczym wzrokiem.

- Jak możesz o to pytać?

- Max nie lubi Harry’ego, bo ma więcej fanek niż on – wtrącił Nath, który stał z boku.

Łysy naburmuszył się i nie chciał komentować sytuacji. Założył ręce na piersiach, ale szybko uśmiech powrócił na jego twarz, kiedy w oddali ujrzał atrakcyjną tancerkę.

- Zawsze flirtuje z dziewczynami, nawet kiedy sam jest zajęty – wyjaśnił Młody, widząc skrzywioną minę Madzi. – To już taki nałóg, więc jeśli liczyłaś na coś więcej…

- O mój Boże, nie! – krzyknęła dziewczyna, zwracając na siebie uwagę reszty chłopaków. Dodała więc nieco ciszej. – To znaczy… Fuj! On w ogóle mi się nie podoba.

- No to powiem ci, że się cieszę, bo nie mam ochoty obserwować łamiącego się na moich oczach serca. – Chłopak przepuścił jakąś zabieganą pracownicę obsługi technicznej, która uszła kilka kroków, ale po chwili się cofnęła.

- To ty jesteś nową dziewczyną Liama Payna? – spytała Madzię, mierząc to ją, to Nathana, z którym właśnie ucinała sobie pogawędkę.

- Yyy… - Madzia już chciała powiedzieć „bez komentarza”, ale przypomniała sobie radę Beverly. – Nie, nie jestem. Zaszło nieporozumienie i zostaliśmy wzięci za parę, podczas gdy tak naprawdę ledwo się znamy. Pracowałam na planie najnowszego teledysku One Direction, ale to już przeszłość. Teraz mam inną pracę.

Zdawała sobie sprawę, że to tylko ciekawska pracownica hali, na której miał odbyć się koncert, ale wolała wyłożyć sprawę dyplomatycznie, by uprzedzić niewygodne pytania. Młoda kobieta uśmiechnęła się i wróciła do pracy.

- Nowa dziewczyna Liama, co? – zagadnął Nath, widząc, że kroi się na niezręczną ciszę. – O tym nie wspominałaś.

- Bo to głupie pomówienia. Jego dziewczyna zastała go w moim pokoju hotelowym w samym szlafroku, podczas gdy po prostu wpadł do wanny pełnej wody i zmoczył ubranie – wyjaśniła bez zająknięcia.

Młody był sympatyczny i budził jej zaufanie. Czuła, że może mu się zwierzyć z tej niezaprzeczalnie trudnej sytuacji.

- Cóż, czyli debiut w prasie masz już za sobą.

- Na to wygląda – westchnęła ciężko i spojrzała na zegarek. – Powoli musimy się zbierać, bo podpisujecie płyty o czternastej.

- I najpierw trzeba wybrać się na coś do jedzenia. Na co masz ochotę?

- Wszystko mi jedno. – Wzruszyła ramionami, przypominając sobie obrzydliwą zapiekanką z bambusem.

- Nie mów tak, bo Jay namówi nas na jakieś wegetariańskie gówno – wtrącił Tom, który właśnie przechodził obok.

- Sałatki są dobre – zauważyła.

- Tak, ale nie jak jesz je trzy razy dziennie. – Chłopak wsadził sobie palec do ust i zaczął symulować atak wymiotów. – Maggie chce iść na hamburgera! – oświadczył, kiedy już się uspokoił.

- Super, mam dość sałatek! – Siva uśmiechnął się szeroko, a Jay spojrzał na niego spode łba.

- I ty Brutusie przeciwko mnie? – spytał. – Niech będą Hamburgery, ja wezmę sojowego.

- Fuj, ohyda – skrzywił się Tom, za co oberwał w potylicę i rozpoczęła się krótka przepychanka.

- Blondyna dała mi numer do siebie i swojej siostry bliźniaczki – pochwalił się Max, zwabiony do towarzystwa przez głośne śmiechy. – Czy to nie super?

- Hamuj się człowieku, nie jesteśmy sami. – Jay znacząco wskazał na Madzię, która wzruszyła ramionami.

- Ona pracowała z Harrym Stylesem, takie zabiegi nie są jej obce. – Tom machnął ręką, a ona zmroziła go wzrokiem.

Słyszała plotki o tym, że Harry był kobieciarzem, ale nigdy w to nie wierzyła. Widziała, jak rzucały się na niego fanki, ściągały przy nim bieliznę i wciskały mu swoje numery telefonów, ale nigdy nie widziała jak z którąś flirtował. A może po prostu był akurat zajęty teledyskiem? Albo prawdą były krążące plotki o jego romansie z prowadzącą Xtra Factor Caroline Flack, starszą od niego o 15 lat.

- No to zbieramy się – oświadczył Patrick Fitzpatrick, który nagle wyrósł znikąd. – Chcecie coś zjeść, jak mniemam? – Pokiwali głowami twierdząco. – W porządku, no to kierunek restauracja.

Zamówili hamburgery, co bardzo spodobało się Madzi, która miała ochotę na porządnego fast fooda. Trochę martwiła się, że nie wzięła ze sobą pieniędzy, którymi zapłacił jej Joe, ale na szczęście już na wstępie Jay poinformował ją, że ma zamawiać co chce, bo Patrick za wszystko płaci.

- Rozporządza naszymi finansami – wyjaśnił Siva, a menadżer pokręcił głową.

- Niezupełnie. Ja po prostu pokrywam wydatki związane z…

Głośne beknięte Toma wyrwało Patricka z rytmu i nie potrafił wrócić do wątku, więc dał sobie spokój. Zjadł swój posiłek szybko, zapłacił rachunek i wyszedł na papierosa. Max i Tom musieli skorzystać z łazienki, a Jay i Siva postanowili zakupić jakieś napoje na drogę, więc Madzia została z Nathem.

- Może pójdziemy do samochodu? – spytał chłopak, widząc, że poczuła się nieco niezręcznie.

- Tak, dobry pomysł. Chłopcy zaraz przyjdą – odpowiedziała ze sztucznym uśmiechem i dała mu się przepuścić w drzwiach.

Blask flesza aparatu fotografa, który pojawił się niewiadomo skąd ją oślepił.

- Robi się coraz ciekawiej – westchnął Młody, zdając sobie sprawę, że gazety będą miały sporą pożywkę.

Niestety fotoreporter znikł im z pola widzenia i nie mogli wyjaśnić mu sytuacji.

- To moja wina, mogliśmy poczekać na resztę.

- To by wyglądało jeszcze gorzej! Pomyśl tylko… Najpierw romans z Liamem z One Direction, a teraz ze wszystkimi członkami The Wanted.

Pomyślał chwilę i pokiwał głową.

- Jaki romans z Liamem i z kim od nas? Dlaczego nic o tym nie wiem? – zdziwił się Jay, który właśnie pojawił się przed knajpką, dzierżąc kilka butelek z wodą i Pepsi.

- Serio, stary? Teraz się pojawiasz? – Nath westchnął ciężko. - Jakiś fotograf właśnie zrobił nam zdjęcie, jak opuszczamy razem knajpkę.

- No i?

- Otwierałem przed Maggie drzwi.

- Och. No tak, to staje się problematyczne… A dlaczego? – Loczek nadal nie rozumiał, o co chodzi jego młodszemu koledze.

- Nieważne, Jay. Dawaj tę colę i wsiadaj do samochodu! – Młody wyrwał z objęć kumpla butelkę, odkręcił ją i pociągnął siarczysty łyk.

- Po pierwsze: to jest Pepsi, a po drugie: idź kupić sobie sam! – Jay zabrał mu butelkę i wręczył ją Maxowi, który właśnie wyszedł z restauracji.

- Dzięki, stary! – uśmiechnął się Łysy.

- Maggie, co pijesz?

- Poproszę wodę. – Z ulgą przyjęła jedyną butelkę truskawkowej wody smakowej.

Do centrum handlowego jechała w ciszy. Chciała włożyć sobie do uszu słuchawki, ale to by oznaczało, że będzie musiała sięgnąć do torby, w której nadal spoczywała konsola Zayna, przypominając o utraconej szansie.

- Wiecie, co jest najgorsze? – spytał Max, odwracając się do zespołu i Maggie.

- Co? – spytali niezbyt zainteresowani.

- Że 1D podpisywali tam płyty tydzień wcześniej. Rozumiecie? Zaprosili ich przed nami!

- Przestałbyś już z tą głupią rywalizacją. Przecież to tylko dzieci! – Zachichotał Tom, a Nath rzucił mu pogardliwe spojrzenie, jako że był w ich wieku.

- Cóż, my też niańczymy jednego bobasa, ale ogólnie jesteśmy starsi i mądrzejsi.

- Przy tym ostatnim był się kłócił – zauważył Jay, a Madzia w duchu przyznała mu rację.

Szkoda, że nie mogła poznać One Direction tak jak The Wanted. Z tymi chłopakami przebywała o wiele dłużej niż z tamtymi i chcąc nie chcąc, zaczynała czuć, że przynależy do paczki.

- Wiecie, co by było fajne? – kontynuował Łysy.

- Gdybyś miał fryzurę jak Harry Styles? – spytał Nath, za co niemal oberwał po głowie, na szczęście w porę zrobił zgrabny unik.

- Gdyby Maggie nakręciła filmik podczas naszego podpisywania płyt. Będziemy mogli wrzucić go na youtube.

- Max miał prawdopodobnie jedyny sensowny pomysł od początku naszej znajomości – wyjaśnił Madzi Siva, co przyjęła z uśmiechem, choć nadal czuła, że ten wielki Indianin onieśmiela ją najbardziej.

- Umiesz się tym obsługiwać? – Łysy podał jej nowoczesną kamerkę, której nie była w stanie zrozumieć. Pokręciła głową przecząco. - To proste. Włączasz na czerwony, tutaj ustawiasz światło, tutaj ściemniasz ujęcie, tutaj robisz pauzę, tutaj zatrzymujesz kadr i nagrywasz tylko dźwięk, tutaj…

- Spokojnie, Max! Pamiętasz, że ona jest z Polski? – wtrącił Nath, który jeszcze raz wytłumaczył jej dokładnie działanie kamery. – Teraz dasz radę?

- Tak, moja siostra ma podobny model.

- A czy twoja siostra dawała ci kiedyś pokręcić tą kamerą wśród tłumu rozwrzeszczanych fanek? – spytał Tom, a Madzia pokręciła głową.

- Nie, ale kamera przeszła próbę bojową na ligowym meczu siatkówki. Tam też było sporo napalonych dziewczyn. – Madzia roześmiała się, w czym zawtórowali jej chłopacy. Przypomniało jej się szybko, że to wcale nie była kamera, tylko aparat, no ale oni nie znali tej anegdotki, więc nie chciała nic sprostowywać.

Dojechali na miejsce. Już na zewnątrz było sporo dziewczyn. Taka sama ilość czekała na 1D przed ich hotelem. Miały transparenty, łzy w oczach i najwyraźniej kisiel w majtkach. A kiedy zauważyły, że chłopakom towarzyszy jakaś nastolatka, niemal nie dostały szału.

- Nathan, kocham cię!

- Wyjdź za mnie Jay!

- Tom jesteś najlepszy!

- Siva, Siva! Tutaj!

- Max, możemy prosić o autograf!

Wrzaski wrzynały się w uszy Madzi, w których zaczęło dziwnie trzeszczeć, ale nie przestawała kręcić materiału, który według prognoz chłopaków miał trafić na ich stronę na youtubie.

Weszli do galerii handlowej, gdzie dziewczyn było jeszcze więcej. Kilku pedałów w pierwszych rzędach też wydzierało się, wtórując koleżankom. Jakaś mała dziewczynka przebiegła między nogami ochroniarza i dopadła do nóg Natha, który podniósł ją na ręce i pozwolił jej matce się sfotografować. Kobieta około trzydziestki wydzierała się jeszcze głośniej niż napalone nastolatki, co tak zdziwiło Madzię, że była rada iż udało jej się to uwiecznić na cyfrowej kamerze.

Kolejka była pokaźna i Madzi zaczęło się nudzić już po godzinie. Chłopacy jednak dzielnie podpisywali płyty, robiąc dobrą minę do złej gry. Ściskali się z rozpłakanymi niewiastami, które składały im matrymonialne propozycje. Raz zapadł mały kryzys, kiedy do Maxa podeszła dziewczyna z koszulką „Ms Styles”, ale Madzi udało się go zażegnać, szepcząc mu do ucha, że nie chodzi o członka One Direction i może podpisać jej się na płycie (czego kategorycznie odmawiał).

Ostatecznie skończyli podpisywanie po dwóch godzinach, większość dziewczyn musiała więc obejść się smakiem. Przystawali jednak co chwilę, by zrobić sobie z nimi zdjęcia, co bardziej odważne ściskały ich i całowały w policzki, ale lizania po twarzach na szczęście nie było.

Tak czy siak, materiał, który Madzia nagrała, spodobał się wszystkim. Obejrzeli go wieczorem w domu pani Sykes, do którego wpadli zabrać swoje bagaże.

- Myślałaś o karierze operatora filmowego? – spytał Siva, ale nie była pewna czy żartuje, więc udawała, że nie słyszy.

Kiedy wychodzili ze swoimi manatkami, by udać się do hotelu tuż przy O2 Arenie (który nie był luksusowy, ale miał zagwarantować im trochę prywatności), Beverly ucałowała Madzię, jakby znały się od zawsze.

- Uważaj na siebie, słońce. Uważaj z tymi wariatami.

- Dziękuję, będę.

- I nie łam się, cokolwiek piszą w brukowcach. Dziennikarze to hieny.

- Dziękuję za wszystko – oznajmiła z uśmiechem Madzia i pocałowała kobietę w policzek na pożegnanie.

Musiała przyznać, że bardzo miło spędziła czas w jej przytulnym domu. No ale teraz czekało ją zupełnie inne wyzwanie.


~*~

środa, 24 października 2012

Rozdział 9 - "Wszystko jeszcze przede mną"

Witam!

Dziękuję ,dziewczyny, za wsparcie. Odcinek dedykuję użytkowniczkom Olga Lowe i kaMiśka (nie zostanę zjedzona, jupi!!!). Jeśli wytrwacie do końca opowiadania, w drugiej serii zostaniecie bohaterkami, o ile oczywiście macie na to ochotę ;)
Mam do Was jednak pytanie. Czy odcinki nie są za długie? Nie mam pojęcia, jakie lubicie czytać. Obecnie mają one po kilka stron w Wordzie, więc są stosunkowo długie. Dzielić je na mniejsze części, które łatwiej i szybciej będzie się czytało, czy lepiej zostawić je jako logiczną całość?

No i... co sądzicie o odcinku? Mam nadzieję, że nowe znajomości Magdy przypadną Wam do gustu. Czy odpowiadają Wam proporcje, w których pojawiają się chłopacy z zespołów?

Pozdrawiam, Jaycee.



W tym rozdziale Magda nocuje u mamy Natha razem z chłopakami, których udaje jej się poznać nieco lepiej. Decyduje się też skontaktować z rodziną i przeżywa niemały szok, kiedy odkrywa, że ma prześladowcę, który ją śledzi.
 
 
~*~

 
 
Tego dnia nie było już bezpośrednich lotów do Polski, a kiedy Beverly się o tym dowiedziała, podjęła decyzję, że dziewczyna prześpi się w pokoju jej syna. Nie chciała pozwolić, by nastolatka "sama szwendała się po świecie". O sprzeciwie nie było mowy, mimo iż Madzia usilnie tłumaczyła, że kanapa w zupełności jej wystarczy. Tak więc chłopcy zostali ulokowani w pokoju gościnnym, do którego oprócz podwójnego łóżka wsadzono jeszcze dwie polówki, a Nath miał spać na kanapie w salonie (matka proponowała mu ciepłe miejsce w swoim wyrku, ale jakoś nie chciał z niego skorzystać).
 
Patrick Fitzpatrick pojechał do swojego apartamentu w Londynie, by powdychać trochę miejskiego powietrza (Jay wyjaśnił, że ataki szału prowadzą u niego do niedotlenienia mózgu, stąd takie zachowanie).
 
No i stało się to, czego Madzia nigdy się nie spodziewała. Była w Wielkiej Brytanii czwarty dzień, a już poznała dwa najpopularniejsze zespoły, do tego złożone z samych męskich członków, co niepodważalnie ją peszyło. Szczególnie, kiedy zdała sobie sprawę, że będzie spała z nimi przez ścianę. Co by powiedziała jej mama? Co powie, kiedy Joe zadzwoni, by spytać, czy jego była stażystka dotarła do domu? Wypadałoby poinformować mamę, żeby nie zeszła na zawał.
 
Nastolatka spojrzała na swój telefon, starego rzęcha, a następnie przeniosła wzrok na i’Phone’a od Jess. Postanowiła użyć tego drugiego, zważywszy, że nie znała się na kosztach rozmów zagranicznych. Wklepała numer taty, bo spodziewała się, że mama może nie chcieć odebrać obcego numeru.
 
- Słucham? – rozległo się oschłe i zachrypnięte po drugiej stronie.
 
- Cześć, tatuś, tu Madzia! – powiedziała, ściszając głos, mimo iż mówiła po polsku i nie było żadnych szans, by którykolwiek z chłopaków zrozumiał rozmowę.
 
- Cześć, malutka! Jak się czujesz? I jak tam w Londynie? Nakręciliście już teledysk?
 
- Tak, zdjęcia się skończyły – odpowiedziała zgodnie z prawdą, starannie unikając odpowiedzi na pierwsze pytanie. Wiedziała, że nie będzie przesadnie o nic wypytywał, dlatego cieszyła się, że zadzwoniła właśnie do niego. – Podobnie jak moja współpraca z Joe – oświadczyła, jak gdyby nigdy nic.
 
- Co?!
 
- Cóż, pisali o mnie w gazecie, a on chciał chronić moją prywatność, więc odesłał mnie do domu. – Trochę nagięła prawdę, ale przyznanie się tacie, że cała Anglia myśli, że ma romans z członkiem One Direction nie byłoby dobrym pomysłem.
 
- Do domu? Kiedy wracasz? – Tutaj przez zdenerwowanie przebiła jakaś iskierka radości, ale Madzia ją zignorowała.
 
- No właśnie nie wiem, bo dostałam kolejną pracą.
 
- Co?!
 
- Już byłam na lotnisku, ale potrącili mnie tacy jedni i…
 
- Co?! Natychmiast pozwę tego grubego zboka do sądu! Proponuje ci pracę, a potem zwalnia i zmusza do samotnego powrotu, podczas gdy mogłaś zginąć… - uniósł się tata.
 
- Daj mi powiedzieć! Nigdy nie dajecie mi dojść do słowa! Żaden samochód mnie nie potrącił, tylko wózek bagażowy. No ale sprawcy wypadku tak się martwili, że zabrali mnie do domu mamy jednego z nich, która jest pielęgniarką. Zbadała mnie i wszystko w porządku, ale było za późno, żeby wracać, więc nocuję tutaj.
 
- Tutaj znaczy gdzie? – spytał skonsternowany.
 
- A co to za różnica? Przecież i tak nie przyjedziesz w odwiedziny!
 
- Cóż… No racja. Ale martwię się. Podaj jakiś adres, bo w razie, gdyby coś się stało… Bądź co bądź, to obcy ludzie.
 
Cokolwiek mogłaby teraz powiedzieć na tatę, miał sporo racji. Nie wiedziała, do czego są zdolni. Fakt, że wydawali się mili nie wystarczał, by im zaufać i iść spać bez kija bejsbolowego przy łóżku.
 
- Wyślę Monice maila z dokładnymi informacjami. W każdym razie, to bungalow na przedmieściach Londynu, należący do Beverly Sykes, mamy jednego z członków zespołu, dla którego będę teraz pracować.
 
- One Direction? – spytał koślawo tata, a ona roześmiała się.
 
Słyszała, że nazwa zwabiła mamę, która krzyczała gdzieś na drugim planie i wyrywała mu słuchawkę, ale nie chciał jej oddać swojego telefonu. Coś tam jeszcze tłumaczyła i rozłączyła się, przesyłając buziaki i bąkając coś o zapłacie za rozmowę. Wszystko postanowiła napisać w e-mailu do siostry.
 
 
Temat: Wielka Brytania
 
Cześć, Monia!
 
Minęły dopiero trzy dni od mojego wylotu do pracy, a już sporo się pozmieniało. Przede wszystkim, chcę cię prosić, żebyś nie mówiła rodzicom, ale w wyniku okropnej pomyłki, wszystkie gazety i portale rozpisują się o moim rzekomym romansie z Liamem. Jego dziewczyna mnie nienawidzi (z wzajemnością), a Joe wywalił mnie z pracy, chcąc uchronić swoje interesy przed ewentualną plajtą. To skandal na szeroką skalę, podobno „wzbudzam szerokie kontrowersje w środowisku fanowskim”. No ale mniejsza.
 
Miałam już lecieć do domu, kiedy na lotnisku potrącił mnie wózek bagażowy z… dwoma członkami The Wanted. Urządzili sobie wyścigi, bo czekali na swojego menadżera (Patricka Fitzpatricka, hi hi). Tak się zatroskali, że zabrali mnie do domu Młodego (gdzieś za Londynem, jego matka nazywa się Beverly Sykes, to tak dla policji, w razie gdyby mnie zamordowali we śnie, bo właśnie tu nocuję). No i tak się złożyło, że zaproponowano mi pracę asystentki ich menadżera. I zgodziłam się, więc jeszcze trochę tu zostanę. Nie mogłam tak po prostu wrócić, dziwnie bym się czuła. Może wszystko skończy się dobrze?
 
Tak czy siak, gdyby dzwonił Joe, powiedzcie mu koniecznie, że jestem w domu, cała i zdrowa. Nie chcę, żeby wiedział, że mimo wszystko pracuję.
 
Buziaczki dla wszystkich, w razie pytań pisz maile. Pozdro.
 
PS. Łysy chciał mi robić usta-usta. Bleee….
 
Wysłała maila i dla pewności smsa do siostry, w którym napisała, by ta sprawdziła pocztę. Ważne było, żeby powiedzieć Joe, że dotarła bezpiecznie do Bydgoszczy.
 
Rozejrza
ła się po pomieszczeniu. Był to niewątpliwie pokój nastolatka, tyle że wysprzątany i rzadko używany. Granatowa pościel w kratę, ciemne zasłony, ciemne ściany z mnóstwem plakatów.
 
- Można? – spytał Nath z progu, jakby bał się wejść do własnego pokoju.
 
- Przecież jesteś u siebie – wzruszyła ramionami.
 
- Nie, teraz ty jesteś u siebie – uśmiechnął się poczciwie i podszedł do globusa, który stał na biurku. Zaczął go nerwowo okręcać palcem, jakby zapomniał, po co przyszedł. – Dawno tu nie byłem – wyjaśnił w końcu.
 
Wierzyła. Byli znani od jakiegoś czasu, więc nieustannie podróżowali po kraju. Jako najmłodszy z nich musiał poświęcić dzieciństwo dla kariery. Być może trochę żałował? Nie znali się zbyt dobrze, by zrobić przyjacielską sesję terapeutyczną, siedziała więc w milczeniu na łóżku i czekała aż on zagai.
 
- Masz wszystko, czego potrzebujesz? – spytał, a ona pokiwała głową. – Bo widzisz, chłopacy będą spali za tą ścianą i mogą sobie trochę popić. – Madzia nie zrozumiała, jakiego słowa użył, ale wspomógł się znaczącym gestem. – Nie powinni ci przeszkadzać, ale kto to wie, więc… - Podszedł do drzwi i pokazał jej ukrytą za klapką dziurkę od klucza. Potem wrócił do biurka i z szuflady wyjął staromodny klucz, który jej podał. – Tak na wszelki wypadek. Jeśli zrobi się za głośno, będziesz wiedziała, co masz robić.
 
- Dzięki. – Uśmiechnęła się.
 
- No, to by było na tyle. Łazienka jest obok, chłopacy za ścianą, sypialnia mamy na końcu korytarza, a ja w salonie.
 
- Przykro mi, że przeze mnie musisz spać na kanapie.
 
- Niepotrzebnie. Wznowimy tą konwersację jutro, kiedy prześpisz się na tej niewygodnej pryczy. Dobranoc.
 
Wyszedł, żeby dać jej trochę prywatności. Z walizki wygrzebała piżamę, kapcie i kosmetyczkę. Spojrzała na zegarek. Była dwudziesta druga, ale wcześniej uprzedzili ją, że kolejnego dnia jedzie z nimi i Patrickiem obejrzeć scenę na występ i podpisywać płyty na święta w centrum handlowym. Sama nie wiedziała, po co ma jechać z nimi, no ale puszczenie ich z samym surowym menadżerem to jak skazanie ich na rozstrzelanie, więc przystała na propozycję z uśmiechem.
 
Zebrała swoje manatki i weszła do łazienki. Była zwyczajna, ot, wanna z prysznicem, mały kibelek i umywalka. Drzwi najwyraźniej się nie zamykały, bo zaraz po tym jak weszła, lekko się uchyliły i wcisnęła się przez nie sama chuda ręka z ręcznikiem.
 
- Zapomniałem – powiedział cicho Nath.
 
- Dzięki – wzięła ręcznik z jego dłoni i domknęła drzwi, w których nie było żadnej zasuwki.
 
Przynajmniej on nie wlazł do środka, pomyślała, przypominając sobie scenę z Liamem, która tak namieszała we wszystkich brukowcach.
 
Światło było zapalone, ale nie miała pewności, że nikt nie podejrzy jej nago, więc umyła się szybko tylko z grubsza (zresztą, czy ona się z gównem biła?) i wskoczyła w piżamę. Dłuższy czas poświęciła na mycie zębów i balsamowanie ciała oraz umycie głowy. Nie chciała iść po swoją suszarkę, której nie wzięła z pokoju, ale tak się złożyło, że jedna była w łazience, umocowana przy kontakcie.
 
Gotowa opuściła łazienkę, a zaraz po niej, do środka wbił się Tom.
 
- Jeśli musisz siku, to radzę zrób teraz – powiedział zdecydowanie, a kiedy pokręciła głową, zatrzasnął drzwi w okamgnieniu, co nie zwiastowało nic dobrego.
 
- A ja radzę ci zaczekać do rana, zanim łazienka wywietrzeje – poradził Jay, który właśnie pojawił się na korytarzu. – Głodna?
 
Była głodna, ale nie była pewna, czy chce jeść z nim posiłek. To oznaczałoby rozmowę, a jakoś nie czuła się zbyt swobodnie. Wybrała rozwiązanie pośrednie.
 
- Napiłabym się wody.
 
Wyszczerzył zęby i przepuścił ją w półmroku, żeby udała się do kuchni. Tej części domu jeszcze nie zwiedzała. Było tu przytulnie i swojsko, czuła namiastkę domu, choć całe życie spędziła w małym mieszkaniu na blokowisku. Nagle zdała sobie sprawę, że wszystko co pomyślała, powiedziała na głos. Zwabiony rozmową Nath pojawił się w kuchni i razem z Jayem zaczęli sobie robić sobie przekąski. Młody wybrał kanapki z szynką, serem i majonezem, a Loczek zrezygnował z szynki, tłumacząc, że jest wegetarianinem. Przed nią postawili szklankę wody, ale widząc jak spogląda na ich jedzenie, odstąpili jej jedną ze swoich kanapek.
 
- Mama się wścieka, kiedy jem na noc – oznajmił Nath. – Ale z drugiej strony, nigdy nie ma kolacji, więc o tej godzinie robię się głodny.
 
Uśmiechnęła się z pełną buzią i szybko popiła kanapkę wodą, by znikła w jej żołądku. Pożegnali się zwykłym „dobranoc”. Nath szeptał jeszcze coś do Jaya (może była to przestroga przed imprezowaniem?), ale ona udała się do swojego tymczasowego łóżka.
 
Nie było żadnych hałasów, więc impreza najprawdopodobniej się nie odbyła. Może miały z tym coś wspólnego obstrukcje Toma, a może Nath poprosił, żeby się zachowywali jak cywilizowani ludzie? Wolała się nad tym nie zastanawiać.
 
Tej nocy nie mogła zasnąć. Może to skutek tego, że przebywała w obcym domu? A może tego, że cały czas wracała myślami do minionego dnia? Rzucała się na łóżku Natha, które jej odstąpił, a nie mogąc zasnąć, zdecydowała się na wyjęcie z torby odtwarzacza MP3.
 
- A to co? – spytała sama siebie, wyciągając z jednej z bocznych kieszeni konsolę Zayna. Najwyraźniej zapomniała mu jej oddać, pewnie przez to znielubił ją jeszcze bardziej.
 
Ciekawe, czy będzie miała okazję mu ją oddać. Czy w ogóle spotka jeszcze kiedyś Louis’ego i resztę paczki 1D?
 
Pogrążyła się w rozmyślaniach, słuchając ulubionego kawałka, kiedy rozświetlił się wyświetlacz telefonu Jessici. Zdecydowała się odebrać.
 
- Czego chcesz, jest dopiero siódma! – powiedziała zdecydowanym tonem, słysząc znajomy głos Jessici.
 
- Gdzie ty jesteś do cholery? Chłopcy wystąpili wczoraj na The Dome, a ty nie poleciałaś z nimi!
 
- Skąd to wiesz?
 
- Cóż, i’Phone ma GPS… - dziewczyna powiedziała to jak gdyby nigdy nic.
 
- Śledzisz mnie?! – uniosła się Madzia.
 
- Nie! Po prostu przyjechała w miejsce, które wskazuje GPS, ale są tu dwa domy i nie wiem, do którego zapukać.
 
- Co?!
 
Madzia poderwała się z miejsce, otworzyła drzwi i wyszła na korytarz. Na palcach minęła śpiącego na kanapie Natha i wyszła na zewnątrz. Nie było tak chłodno jak w ciągu minionych dni. Nie włożyła kurtki, a mimo to dało się wytrzymać panującą temperaturę.
 
- Co ty tutaj robisz? – spytała Jessici, która stała na środku ulicy i badawczo rozglądała się wokoło.
 
- No przyjechałam zobaczyć, czy cię nie porwali! Co ty tu w ogóle robisz? Zerwałaś z Liamem?
 
- Jak zerwałam, co za głupoty opowiadasz? Nie wierzy się we wszystko, co czytasz w gazetach! Nie mam z nim żadnego romansu, to było nieporozumienie! – perswadowała dobitnie nowo poznanej znajomej.
 
- No to co robisz tutaj? Dlaczego nie byłaś z nimi na występie w Niemczech? – Jess założyła ręce na piersi i spojrzała na Madzię wyczekująco.
 
- Cóż… Twój wujek mnie zwolnił.
 
- No nie! Jak on mógł to zrobić?! – zezłościła się Jessica, rwąc włosy z głowy. – To było moje jedyne źródło informacji o nich! Tym bardziej teraz!
 
- Jak to „tym bardziej teraz”? – Madzia spojrzała na dziewczynę spode łba, a ta podała jej tabloid, który trzymała pod pachą.
 
Na okładce widać było zamuloną twarz Zayna, który nieudolnie próbował się zakryć przed obiektywem.
 
- „Nie przyznaje się do uzależnienia” – przeczytała Madzia na głos. – Sporo się dzieje, nie ma co. Podejrzewałam, że jest uzależniony od gier.
 
- Co ty mówisz? Podobno widziano go jak wciągał kokę!
 
- Co?!
 
- Piszą tu, że jest na zmianę nadpobudliwy i agresywny oraz zamulony. Podobno miesza różne badziewie narkotyki, bo nie radzi sobie z narastającą sławą.
 
Madzia zamyśliła się przez chwilę. Nie, narkotyków na pewno nie zażywał, po prostu zaczęły wychodzić skutki detoksu, który przymusowo mu zastosowała, zabierając konsolę.
 
- Jess, nie martw się. Chłopcy grają niebawem na Jingle Bell Ball, tak? – nastolatka urwała, czekając na odpowiedź, którą było kiwanie głową. – Tak samo jak The Wanted, a więc będę tam i dowiem się, co z Zaynem.
 
- The Wanted? – zdziwiła się Jess.
 
- No, nie opowiadałam ci, ale jak już miałam lecieć samolotem do domu, to mnie potrącili wózkiem bagażowym i zaproponowali pracę asystentki menadżera.
 
Historia była dość chaotyczna i wydawała się nieprawdziwa, ale Jessica nie miała wątpliwości, że Madzia nie ma powodów, by ją okłamywać.
 
- Nie znoszę ich, ale to nie zmienia faktu, że masz cholerne szczęście! Powiedz jeszcze, że poznałaś JLS, a padnę trupem! – zachichotała dziewczyna, a Madzia pokręciła głową przecząco.
 
- Wszystko jeszcze przede mną.
 
~*~
 

wtorek, 23 października 2012

Info od autorki

Witam, moje drogie!
 
Chciałam Was prosić o szczerą opinię, czy rzeczywiście warto umieszczać tutaj dalszy ciąg historii Magdy i jej przygód z brytyjskimi zespołami? Czytacie? Podoba Wam się?

Z czasem u mnie krucho, a mimo że sprawia mi przyjemność pisanie dla samej siebie, to wrzucanie tego do sieci tylko po to, żeby "żyło własnym życiem" bez żadnego odzewu, nie jest szczytem moich marzeń.

Zobowiązuję się przeczytać i skomentować wszystkie opowiadania, które piszecie (lub które piszą wasi przyjaciele, znajomi w internecie, członkowie tej samej grupy fanowskiej) i będę wdzięczna za polecanie mnie waszym czytelnikom, jeśli uznacie, że opowiadanie jest warte polecenia. Równocześnie mogę obiecać, że "Wanted Direction" nie urwie się w połowie, gdyż jest już prawie skończone i jeszcze niejedną perypetię przeżyją główni bohaterowie, zanim zaznają czegoś, co zakrawa na happy end.
 
Pozdrawiam i życzę dużo weny!
 
Jaycee.

niedziela, 14 października 2012

Rozdział 8 - "Bolidy na lotnisku"

A jednak już w tym odcinku Maggie przyjdzie poznać The Wanted w nieco dziwacznych okolicznościach. Niektóre informacje są czystą fikcją literacką, ważną z punktu widzenia fabuły. Mam nadzieję, że do przełknięcia. Miłego czytania!

W tym rozdziale zwolniona i zrezygnowana Magda staje przed kolejną szansą zaistnienia w szow biznesie, kiedy poznaje kolejny zespół.
 
~*~
 
O dziewiątej zjawił się u niej Joe ze śniadaniem i poranną prasą, którą rzucił na łóżko. Była zaspana, poprzedniego wieczoru po wyjściu Liama długo nie mogła zasnąć. Przetarła oczy.
- Dzień dobry – odezwał się mężczyzna z niezadowoloną miną. – Co powiesz na poranny przegląd prasy?
- Ledwo widzę ciebie, ale będę wdzięczna, jeśli mi przeczytasz - zwróciła się do mężczyzny, przeciągle ziewając.
Joe spojrzał na nią spode łba.
- Domyślasz się, o co chodzi, prawda?
- A ty domyślasz się, że to kłamstwa?
Nic nie odpowiedział, tylko zamaszystym ruchem rozłożył skrzydła gazety i zaczął czytać na głos.
- "Zakazany owoc smakuje najlepiej… Przekonał się o tym jeden z członków najpopularniejszego obecnie boy bandu w Wielkiej Brytanii, jeśli nie na świecie. Liam Payne (18), który od dłuższego czasu spotyka się z tancerką Danielle Paezar (22), utrzymuje sekretny romans ze stażystką, zatrudnioną przez reżysera najnowszego teledysku grupy. Fotoreporterom udało się sfotografować parę podczas obdarowywania się czułymi słówkami. Wymieniali się nawet telefonami, co świadczy o sporym zaufaniu. Według źródeł, tajemnicza Magdalena (16), powód zamieszania wokół Liama Payne’a, która wzbudziła wiele kontrowersji w środowisku fanowskim, pobiła Danielle Paezar, chcąc na zawsze pozbyć się rywalki.
- Przechwala się tym na planie – opowiada jedna z pracowniczek obsługi planu, która była świadkiem rozmowy dziewczyny z pozostałymi członkami zespołu. – Najwyraźniej cały zespół utrzymuje sprawę w tajemnicy.
Jak donoszą świadkowie wczorajszej kłótni w apartamencie hotelowym, członek zespołu odwiedził swoją kochankę i został przyłapany przez obecną dziewczynę in flagranti.
Młoda stażystka podobno pochodzi z Polski i romansuje również z reżyserem teledysku, który ją zatrudnił..."

- Nie wierzę! – wrzasnęła Madzia, wysłuchawszy plotkarskiego artykułu, który oczerniał ją na każdej linii. – Jak oni mogli napisać te bzdury?!
- Te o moim romansie z tobą czy te o twoim romansie z Liamem?
- I to, i to! Nie mam z nim romansu! – zaparła się.
- Ale wszystko wskazuje inaczej. A w takim wypadku, nie mogę z tobą kontynuować współpracy, honey. Przykro mi. – Rozłożył bezradnie ręce, a ona uniosła się do pozycji siedzącej.
- Ale… dlaczego?! Przez głupie plotki?!
- Głupie czy nie, mogą zniszczyć mi karierę. Nie mogę sobie na to pozwolić.
- Czyli tak po prostu odsyłasz mnie do domu?!
- Nie. Zapłacę ci za dwa dni robocze i dostaniesz też odprawę oraz rekomendację.
- Wielkie dzięki – posmutniała, bo nie spodziewała się, że jej przygoda z zespołem tak szybko dobiegnie końca. A wszystko przez przeklętą Danielle Paezar! – Czyli nie jadę z wami do Niemiec? – spytała z nadzieją, która szybko zgasła, kiedy Joe zdecydowanie pokręcił głową.
- Nie. Początkowo planowałem, żeby wysłać cię do Polski stamtąd, ale to zbyt problematyczne. Brukowce miałyby nie lada pożywkę.
- Rozumiem. A jak się czuje Liam?
- Nie widziałem się z nim dzisiaj, ale zgaduję się, że jest zdruzgotany. Danielle na pewno nie chce z nim rozmawiać. Obawiam się, że zespół straci znaczące poparcie. W końcu Liam to „ten romantyczny”. On powinien być zwolennikiem monogamicznej miłości do śmierci, a tu taka niespodzianka. No ale to nie moje zmartwienie. Ich menadżer i specjalista od PR zajmą się naprawianiem tego bałaganu. - Mężczyzna poklepał dziewczynę po ramieniu i podniósł się z miejsca. – Zjedz i się spakuj. Odwiozę cię na lotnisko.
- Mogę przynajmniej pożegnać się z chłopakami? – spytała, wyciągając croissanta z papierowej torebki, którą jej przyniósł.
- Przykro mi, Maggie. To nie będzie możliwe – oznajmił bez ogródek i opuścił pomieszczenie, zostawiając ją pogrążoną w melancholii.
Łatwo przyszło, łatwo poszło, pomyślała. A najgorsze było to, że zaczynała świetnie rozumieć się z chłopakami.
Nie wierzyła, ale już dwie godziny później siedziała w taksówce razem z Joe, który odwoził ją na lotnisko. Nie odzywała się do niego, bo cała sympatia, którą do niego zapałała, nagle wyparowała jak kamfora. Nie pozwolił jej pożegnać się z chłopakami, a to było najgorsze. Nie miała żadnych zdjęć, pamiątek… Jedyną zdobyczą wydawał się i’Phone od Jess. Miała szczerą nadzieję, że dziewczyna nie będzie jej ścigać aż do Polski, by go odzyskać. Bądź co bądź, dostarczyła jej przesyłkę Zaynowi.
Zayn… za nim będzie tęsknić najmniej. Za Louis’em za to najbardziej, ale to chyba żadna niespodzianka. Zawsze był miły, dowcipny i uroczy. Cholera, że też nie mogła się z nimi pożegnać! Poza uściśnięciem kilku dłoni, nie pozostało jej żadne wspomnienie. Nawet jednego uścisku. Przeklęty Joe! Przeklęta Danielle!
Była tak zła na mężczyznę, że odprawiła go do hotelu, oświadczając, że sama zaczeka na samolot. Przyjęła kopertę bez mrugnięcia okiem i nie zaszczyciła go nawet uściskiem dłoni. Machnęła niedbale głową, choć zrobiło jej się trochę żal, kiedy ujrzała jego smutną minę. Cóż, było za późno. Została sama z bagażem i kopertą, w której znajdowała się jedyna pamiątka minionych dni. Schowała cenny przedmiot do walizki i rozsiadła się w terminalu, bo do przylotu samolotu miała jeszcze dwie godziny.
Rodzice zdziwią się, kiedy ją zobaczą. O szkole wolała nawet nie myśleć. Pochwaliła się wszystkim, że przyjedzie za pół roku, a tu taka niemiła niespodzianka. Może zostanie w domu mimo wszystko i nie pokaże się światu, udając, że jej przygoda z Anglią trwa?
Rozmyślania przerwał jej wózek bagażowy, który w zastraszającym tempie przemknął przed jej oczami. Wstała, żeby zobaczyć, kto był kierowcą tego dziwnego pojazdu, nie spodziewając się, że zostanie zaskoczona z tyłu.
- Uwaga, bolid! – krzyczał jakiś chłopięcy głos, ale nie była w stanie uskoczyć przed kolejnym rozpędzonym wózkiem, na którym jechało dwóch roześmianych chłopaków.
W ostatniej chwili udało im się wykręcić, ale jedna z walizek, która wystawała, uderzyła ją w głowę i przewaliła na ziemię. To chyba jakieś żarty! Nie dość, że straciła życiową szansę, to jeszcze miała zginąć na londyńskim lotnisku. Zupełnie sama w towarzystwie… dwóch zatroskanych twarzy, które nachylały się nad nią.
- Nie żyje – oświadczył zachrypnięty głos, widząc, że gałki oczne odjeżdżają jej w głąb głowy.
- Przestań tak mówić! – łagodny głos skarcił towarzysza i najwyraźniej trzepnął go w potylicę, bo rozpoczęła się krótka przepychanka.
Po chwili do dwóch głosów dołączyły kolejne.
- Co wyście zrobili, do cholery?! Mówiłem, że Nath nie może prowadzić bolida!
Nazywanie wózka bagażowego bolidem wydało się Madzi niepodważalnym powodem na fakt, że ma do czynienia z gromadką zbiegłych ze szpitala psychiatrycznego psycholi. Nie otwierała oczu, mimo iż zrobiło jej się o wiele lepiej, kiedy chwilę poleżała. Czekała na rozwój wypadków.
- To nie moja wina, ona wyrosła z nikąd! – zaparł się chłopak i ponownie usłyszeć można było przepychanki i szturchanie.
Odgłos kroków ucichł, kiedy do towarzystwa zbliżyła się kolejna osoba.
- To chyba będzie rekord – wysapał właściciel niskiego głosu. Rozległo się kliknięcie, a potem podał jakiś czas. Może miał ze sobą stoper. – A to kto? – spytał jak gdyby nigdy nic, widząc ją leżącą na ziemi. – Fanka?
- Nie, ona nie zemdlała na twój widok. Ci idioci ją potrącili! – Mocny nosowy głos i kolejne pacnięcia.
- Może zadzwonić po pogotowie?
- I co powiesz? Że ścigałeś się na lotnisku wózkami bagażowymi i potrąciłeś dziewczynę?
- Zwalimy wszystko na kobietę, która nam te wózki udostępniła! – zaproponował zachrypły głos.
Pacnięcie.
Wypadałoby otworzyć oczy, ale naprawdę obawiała się, że mogą ją ogłuszyć obuchem i zatuszować zbrodnię, zakopując na tyłach londyńskiego lotniska. Smutny koniec.
- Zrobię sztuczne oddychanie – zaoferował nosowy głos, przez co lekko się wzdrygnęła. W razie czego cudownie ozdrowieje.
- Ale ona oddycha, głąbie!
- Ostrożności nigdy za wiele – właściciel głosu był najwyraźniej gotowy do poświęceń i pomocy lub po prostu był napalony.
- To niech Nath zrobi. Wygląda jakby była w jego wieku – kolejny głos, którego nie potrafiła rozróżnić.
- Nic nikomu nie będę robił. Unieście jej nogi do góry i przynieście wody. No i zdejmijcie szalik, bo blokuje dopływ tlenu.
- Ale to ty ją potrąciłeś!
- Ale to ty urządziłeś głupie zawody!
Pacnięcie. Plask. Mlaskanie.
- Zrobię usta-usta dla pewności – nosowy głos stał się bardziej natarczywy.
- Siva, trzymaj Maxa!
Zaraz… Siva, Max, Nath… To mogło oznaczać tylko jedno. Madzia gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej by w ostatniej chwili uniknąć nieproszonej resuscytacji z ust ogolonego na łyso członka zespołu The Wanted – największych rywali One Direction.
- Ona żyje! – ucieszył się jeden z chłopaków, który miał lokowane włosy. Odetchnął z ulgą i odepchnął kolegę, który próbował pochylić się nad nastolatką. – Max, ona żyje!
- Dobra, już dobra! Nic ci nie jest? – spytał najprawdopodobniej właśnie o to, ale mówił takim nosowym głosem, że nie była w stanie go zrozumieć.
- Jest w szoku! Trzeba ją ratować metodą usta-usta! – zachichotał skrzekliwy głos chłopaka o zakrzywionym nosie.
Tak. To na pewno był ten boy band, o którym myślała.
- Nic mi nie jest – powiedziała, mając nadzieję, że właśnie o to była spytana.
- Całe szczęście! Poszlibyśmy do mamra i nici z kariery. A Nath to jeszcze dziecko.
Wspomniany Nath, najmłodszy członek zespołu, wystawił język w stronę Łysego i pomógł Madzi wstać. Nadal kręciło jej się w głowie, bo porządnie oberwała walizką, ale uspokoiła się, wiedząc, że nie ma do czynienia z uciekinierami z psychiatryka. Choć zachowywali się, jakby jednak nimi byli.
- Jak masz na imię? – spytał „Loczek”, machając jej przed oczami ręką. – I ile widzisz palców?
- Maggie, pięć – odpowiedziała chaotycznie.
- Nazywasz się Maggie Five, czy po prostu Maggie, a widzisz pięć palców? Widzisz, to jest problematyczne, bo on pokazuje cztery. – Zachrypnięty głos należał do członka zespołu, którego imienia nie pamiętała.
- To ty jesteś ślepy! Pokazałem pięć! – Loczek rzucił mu mordercze spojrzenie. - Czyli przeżyjesz, Maggie? – zwrócił się uprzejmie do dziewczyny, którą tak brutalnie potrącili. Starał się mówić wyraźnie, bo zdał sobie sprawę, że jest z obcego kraju.
- Tak.
- Czekasz na samolot? – dopytywał się dalej chłopak w kręconych włosach.
- Tak.
- Czujesz się na siłach, żeby lecieć?
- Nie, Jay, weź ją do swojego pokoju hotelowego i zaopiekuj się jak szczeniaczkiem! – wtrącił Łysy.
- Czuję się dobrze – zignorowała jego słowa.
- Ale nie możemy jej tak zostawić.  Co będzie, jak coś jej się stanie? Może mieć wstrząs mózgu i nawet nie zdawać sobie z tego sprawy! – wtrącił się najwyższy, wyglądający na Indianina chłopak o kwadratowej szczęce, który najprawdopodobniej był sędzią wyścigu, bo na szyi miał stoper.
- No to co z nią zrobimy?
Powstrzymała się, żeby nie powiedzieć, żeby nie mówili o niej w trzeciej osobie, podczas gdy tu siedzi. Dyskutowali, co z nią zrobić, podczas gdy ona na palcach próbowała wymknąć się z półkręgu, którym ją otoczyli. Wzięła swoją walizkę na kółkach i ruszyła w stronę odprawy, podczas gdy chłopacy przepychali się i rzucali w swoim kierunku wyzwiska.
- Zaraz! Gdzie ona się podziała? – spytał Jay, rozglądając się wokoło.
- Tam jest, bierzmy ją! – zakrzyknął Łysy i razem z „Krzywonosym” rzucili się w pościg.
Czuła się jak ofiara przemocy, kiedy podnieśli ją do góry, nie zważając na fakt, że wierzga nogami.
- Do samochodu z nią, nie czekamy na Patricka! – rzucił Łysy.
- Ale na zewnątrz mogą być fanki! – zaparł się „Młody”.
- Trudno, ratujemy życie – Loczek wzruszył ramionami i zwrócił się do sporego zgromadzenia, które ich otoczyło. – Spokojnie, to tylko ćwiczenia!
To najwyraźniej uspokoiło pasażerów linii lotniczych, bo się rozeszli, podczas gdy pięciu młodych mężczyzn wynosiła nastolatkę i jej bagaż z terminalu. Zapewne wyglądała jak ofiara porwania, ale nie krzyczała. Bądź co bądź był to pretekst, by zostać w Londynie. Może Joe się o tym dowie i zmieni zdanie? Pozwoli jej zostać i ogłosi, że będą pracowali z 1D jeszcze nad kolejnym teledyskiem? Byłoby świetnie.
Nie podobała jej się tylko bliskość Łysego i wielkiego Indianina, który mógł mieć ze dwa metry. Siedziała w vanie pomiędzy nimi dwoma, podczas gdy Krzywonos zajął miejsce z przodu, a Młody i Loczek z tyłu.
Sama nie wiedziała, co robi. Jej mama dostałaby zawału, wiedząc, że dobrowolnie daje się uprowadzić bandzie psychicznych chłopaków, z których jeden mógł być na nią napalony.
- No to gdzie mnie zabieracie? – spytała jak gdyby nigdy nic, wywołując konsternację na ich twarzach. – Nie zależy mi już na niczym. Możecie mnie zabić, poćwiartować i zostawić w jakimś rowie. Ewentualnie w odwrotnej kolejności.
Kierowca zrobił tylko duże oczy i powiózł ich pod adres, który podali. Miała nadzieję, że nie zadzwoni po gliny, bo jego mina wyglądała jak miny porwanych taksówkarzy w filmach akcji, którzy mimo rozterek moralnych muszą pomóc złoczyńcom, bo ci mają w garści ich życie.
Zatrzymali się przed niewielkim bungalowem na przedmieściach, około pięć kilometrów poza Londynem.
- Nareszcie, skarbie! – Rozległo się od progu i Młody pobiegł ucałować niską, drobną kobietę, która najprawdopodobniej była jego matką. – Cześć chłopcy!
- Dzień dobry, pani Sykes! – odpowiedzieli zgodnie, całując ją po kolei w policzek.
- A cóż to za urocza panienka? Który z was może się pochwalić tą dziewczyną? Nath? – Spojrzała na swojego syna, który się zawstydził.
- Dopiero ją poznaliśmy – wyjaśnił Loczek. – Rozjechaliśmy ją wózkiem bagażowym na lotnisku… - Cios w żebra od łysego kolegi przerwał dalszy potok słów.
- Zdarzył się mały wypadek i musieliśmy udzielić jej pomocy – dokończył Łysy, którego imię najprawdopodobniej brzmiało Max.
- Oj, kochana! Nic ci nie jest? Dobrze się czujesz? – spytała kobieta, z troską obejmując nastolatkę i prowadząc ją do wnętrza domu.
- Tak, dziękuję.
- Może mieć wstrząs mózgu. A ty jako pielęgniarka… - zaczął Nath, ale kobieta mu przerwała gestem ręki.
- Przynieś mi torbę.
Posłuszny chłopak znikł w jednym z pokoi, by po chwili wrócić do zebranych z lekarską torbą.
- Nie tę torbę – westchnęła pani Sykes, podnosząc się z kanapy, na której dopiero co usiadła i idąc do korytarza.
Z wieszaka zdjęła swoją torebkę i zaczęła okładać nią wszystkich chłopaków po kolei.
- A macie, wstrętni figlarze! Co wy sobie wyobrażacie!? Że możecie się wygłupiać, nie zważając na konsekwencje?! Coś poważniejszego mogło stać się tej dziewczynie! – wydarła się do ucha syna i przyłożyła mu po raz drugi, mimo iż odebrał już swoją porcję lania. - A wy jak gdyby nigdy nic, przywozicie ją tutaj!
Madzia jako jedyna siedziała teraz na kanapie, więc postanowiła wstać, żeby nie czuć się głupio. Kobieta przycisnęła ją ręką z powrotem do pozycji siedzącej.
- Siedź, słonko. Muszę się rozprawić z tymi idiotami. Przepraszam, że musiałaś ich znosić. – Odwróciła głowę w stronę zespołu i wydarła się na całe gardło. - Czy wy macie puste łby?!
- Przepraszam, mamo. Ale nie mogliśmy jej pozwolić lecieć samolotem. Coś mogło się stać – tłumaczył się Nath.
- Samoluby! Nawet nie pomyśleliście o jej zdrowiu, chodziło tylko o to, żeby się wymigać! A gdzie w ogóle jest Fitzpatrick? – spytała po chwili namysłu, rozglądając się wokoło.
Madzia zamyśliła się. Wydawało jej się, że wcześniej mówili o jakimś Patricku. Albo nazywał się dość dziwnie, albo źle zrozumiała. Nie miała czasu się nad tym zastanawiać, bo próbowała nadążyć za kłótnią.
- Gdybyśmy się o nią nie troszczyli, ucieklibyśmy zaraz po jej potrąceniu wózkiem bagażowym – zachichotał Krzywonos, a wielka torba poszybowała w stronę jego głowy i uderzyła w nią boleśnie.
- Masz mdłości, słońce? – kobieta zwróciła się do Madzi, która pokręciła głową. - Zaparzę ci herbatę ziołową. Wiem, że zostawianie cię z nimi jest ryzykowne, ale postaraj się wytrzymać – powiedziała z szerokim, troskliwym uśmiechem i wyszła do kuchni, rzucając chłopakom mordercze spojrzenie. – Bez głupot!
- Więc… Przegapiłaś samolot, co? – spytał Indianin, siadając na kanapie, ale najdalej od niej, jak się tylko dało.
- Tak.
- A gdzie leciałaś, jeśli mogę spytać?
- Do domu.
- Czyli gdzie?
- Do Polski.
- Do Polski?! – spytali równocześnie, jakby nigdy nie słyszeli o tym kraju.
- Tak.
- A ile masz lat?
- Szesnaście.
- Przyjechałaś tu na wakacje? – Siva kontynuował przesłuchanie, a Madzia lakoniczne odpowiedzi.
- Nie.
- Głupku, przecież zbliżają się święta! Wakacje były pół roku temu! – rzucił Krzywonos, zakładając nogi na stół.
- Racja… Więc, przyjechałaś tu na święta?
- Nie.
- Na wycieczkę?
- Nie.
- Cóż, kończą mi się opcje. Przydałaby się mała pomoc – powiedział szeptem, ale tak głośnym, że wszyscy go słyszeli.
- Wybacz mu, przeważnie jest dziwny. – Loczek przejął inicjatywę. – Jestem Jay. To jest Siva, Nath, Tom i Max – przedstawił po kolei. – A ta urocza niewiasta to Beverly Sykes, mama naszego Beniaminka.
- Miło mi – powiedziała, wdzięczna, że wreszcie ktoś przedstawił jej imiona. Wcześniej wyszli chyba z założenia, że musi ich koniecznie znać, ale kiedy podała, skąd pochodzi, najwyraźniej wykluczyli ewentualność, że może być ich fanką. – Kiedy będę mogła iść? – spytała, spoglądając na każdego z osobna.
Nie byli pewni co jej odpowiedzieć, więc z nadzieją powitali panią Sykes, która właśnie wróciła z herbatą. Postawiła ją przed swoim gościem.
- Proszę, słoneczko.
- Też bym się napił, mamo – wtrącił Nath, a ona zmroziła go wzrokiem.
- Nie zasłużyliście! Żaden z was! Wstydźcie się za siebie! Nie było was ponad miesiąc, koncertowaliście po świecie, a teraz wracacie i od razu robicie rozróbę? Naprawdę nieładnie! I zabieraj te śmierdzące syry ze stołu! – wrzasnęła na Krzywonosa, który spotulniał jak baranek.
Beverly mogła być niepozorną kobietą, ale najwyraźniej miała spory autorytet wśród chłopaków.
- I co zamierzacie teraz zrobić? Mam ją adoptować? – spytała zrezygnowana, siadając na kanapie. – Mówiliście, że potrąciliście ją na lotnisku. Pewnie wracała do domu.
- Do Polski – wtrącił Nath.
- Do Polski? No proszę. Byłabyś już w samolocie, gdyby nie ci idioci?
- W sumie właśnie bym startowała – oznajmiła, spoglądając na zegarek.
- I co teraz zrobimy? – spytał Nath, wpatrując się to w matkę, to w Maggie, która siedziała skulona na kanapie. Czuła się bardziej niezręcznie niż przy One Direction. Tamci chłopcy byli przynajmniej w podobnym do niej wieku.
- Kiedy jest następny samolot? Trzeba to sprawdzić w Internecie i zamówić bilet. – Beverly przetarła oczy dłonią.
Łysy wyszedł do kuchni, by nalać sobie szklankę wody, jako że nie mógł liczyć na żadną herbatę.
- A co z wstrząsem mózgu?
- Nie ma żadnego wstrząsu, skarbie – odpowiedziała Beverly synowi. - Wszystko z nią w porządku, ale przez was przywiezie do Polski niezbyt przyjemne wspomnienia o chłopakach z naszego kraju.
- Nie jest aż tak źle – roześmiała się. – Poznałam One Direction.
Max, który właśnie wrócił z kuchni i popijał wodę mineralną, wypluł to, co nabrał do ust tak, że wylądowało na twarzy Natha.
- Nie fajnie stary! – Chłopak wytarł mokrą twarz.
- Szczęściara z ciebie! Niall jest słodki. To mój ulubieniec… - rozmarzyła się Beverly, a syn spojrzał na nią spode łba.
- Mamo! – odchrząknął znacząco, kiedy kobieta się rozmarzyła.
- No co? To uroczy chłopcy! Przyleciałaś tu na ich koncert?
- Nie. Do pracy. Reżyser ich najnowszego teledysku zatrudnił mnie jako asystentkę. Cóż… stażystkę.
- I tu wyjaśnia się kwestia, której Siva za nic nie mógł z ciebie wyciągnąć – roześmiał się Jay.
- No to masz szczęście. Poznałaś dwa najbardziej popularne zespoły popowe w kraju.
To prawda. Gdyby po wyjściu z bungalowa spotkała jeszcze JLS, chyba zeszłaby z tego świata na zawał.
- To ja skorzystam z łazienki – oznajmił z niesmakiem Łysy. Najwyraźniej nie przepadał za rywalami.
- Słonko, zaniesiesz moją torbę lekarską do pokoju? Nie będzie mi już potrzebna – zwróciła się Beverly do syna.
- Jasne, mamo.
Nath wyszedł z pokoju i oprócz jego matki i Madzi, zostało już tylko trzech kawalerów.
- Chłopcy, nie jesteście czasem głodni? Zrobiłam kanapki, są na stole w kuchni.
Cała trójka zgodnie poderwała się z miejsca i ruszyła po przekąskę. Zabawa w bolidy pochłonęła ich do tego stopnia, że zapomnieli o głodzie, który towarzyszył im podczas oczekiwania na menadżera.
- Teraz sobie przypomniałam, skąd cię kojarzę – zagadnęła Beverly szeptem, kiedy zostały same. Spod stołu wyciągnęła dzisiejszą gazetę i pokazała dziewczynie wielkie zdjęcie na pół strony, na którym widniała ona nachylona nad Liamem i podająca mu coś do ręki. Wyglądało, jakby chciała ją złapać.
- Proszę pani, to nieporozumienie – powiedziała, tłumacząc niefortunne zdjęcie, które niechybnie sugerowało romans. – Ja mu tylko oddawałam telefon, a ktoś zrobił zdjęcie i… To pomyłka! Dlatego Joe mnie zwolnił i kazał wracać do domu.
- Dziecko, ja ci wierzę. Gdybyś wiedziała, jakie rzeczy wypisują o The Wanted. A jakie o moim biednym synku! Wiele razy było mu przykro z powodu złych plotek. One potrafią zrujnować życie. Ale nie martw się. Nie daj im tej satysfakcji. I tłumacz się, kiedy masz okazję. Mówiąc „bez komentarza”, tak naprawdę potwierdzasz plotki – poradziła kobieta, odchrząkując i czytając jedno ze zdań z artykułu. – „Nastolatka odmówiła komentarza na temat swojego romansu z członkiem zespołu. Pewnym faktem natomiast jest, że nie zaprzeczyła, że pobiła Danielle Peazar, jego ówczesną dziewczynę”. Nigdy nie mów „bez komentarza”!
- Na co „bez komentarza”? – spytał Nath, który właśnie wrócił do pokoju.
- Właśnie? – dodali pozostali członkowie zespołu, którzy wrócili z kanapkami.
- Nic, nic. Babskie sprawy. – Beverly sprytnie zmieniła temat i puściła do Madzi oczko.
Drzwi otworzyły się nagle z trzaskiem i stanął w nich wysoki, chudy mężczyzna w okularach.
- To jakaś kpina! – oznajmił rozwścieczony, widząc, że chłopacy jak gdyby nigdy nic zajadają kanapki w domu jednego z nich. – Czekam na was na lotnisku, a tu dowiaduję się, że była pewnego rodzaju rozróba z wózkami bagażowymi i piątką pacanów, łudząco podobnych do was. No i jeszcze jakąś laską, którą rzekomo porwaliście. Kierowca wynajętego przez was samochodu udzielił wywiadu prasie. Czyście rozum postradali?! Wyścigi?
- Cóż, długo się nie pojawiałeś, a nam się nudziło, więc…
- Nikt cię nie pytał o zdanie, Parker! – wrzasnął mężczyzna na Krzywonosa, który skulił się w sobie. – A na dodatek zabraliście tę dziewczynę ze sobą, tak? To ona? – wskazał na Madzię, która z półotwartymi ustami obserwowała, jak traktuje ich jak śmieci.
- Mogła mieć wstrząs mózgu – wyjaśniła Beverly, stając w obronie chłopaków.
- Sraty-taty, gacie w kraty. – Madzia nie zrozumiała, co mężczyzna powiedział, ale najprawdopodobniej coś w tym guście.
- Patrick, co ty tutaj robisz? – spytał Max, który właśnie wrócił z łazienki.
- Co ja tutaj robię? Po długim oczekiwaniu na mój zespół i zapuszczeniu korzeni, postanowiłem sprawdzić, gdzie mogła się udać banda idiotów i wpadłem, że nie ma to jak na mamusinym garnuszku. No i jestem! Patrick Fitzpatrick, do usług – przedstawił się, zginając się w pół.
A jednak dobrze zrozumiała. Miał strasznie głupie nazwisko, rodzice musieli go nie lubić.
- Wasi rywale są na topie listy przebojów, podczas gdy wy lecicie sobie w kulki. Do roboty! Musimy jechać na próbę do Jingle Bell Ball. Macie super podnoszoną i kręcącą się scenę. Trzeba sprawdzić, czy to badziewie działa.
- Nie gniewaj się, ale dopiero co przyjechaliśmy i chcemy odpocząć – zauważył Jay, a Patrick cisnął w jego stronę gromy z oczu.
- Podobno długo na mnie czekaliście, więc sobie odpoczęliście – prychnął, wskazując rękoma drzwi. - Zostawcie tę ofiarę wypadku i zbierajcie manatki.
- Nie wiem jak wy, ale ja nigdzie nie idę – oświadczył Max, rzucając się na fotel i zakładając nogi na stół, które szybko z niego ściągnął, widząc mordercze spojrzenie pani Sykes.
- Chyba jasno rozmawialiśmy, że kiedy będziesz dla nas niemiły, będziemy musieli zrezygnować z twoich usług – dodał Siva.
- Ale ja nie potrafię być miły! – zaparł się mężczyzna.
- To zatrudnij kogoś, kto potrafi. Na przykład asystentkę. Maggie ma za sobą pewne doświadczenie w tej dziedzinie – zaoferowała Beverly, a wszyscy spojrzeli na nią zszokowani. – No co? Dobry glina i zły glina! Duet idealny!
Zapanowała konsternacja, ale po chwili namysłu chłopcy doszli do wniosku, że to dobry pomysł.
- Jesteśmy jej coś winni – zauważył Nath. – Skoro i tak przegapiła przez nas samolot, niech przynajmniej trochę zarobi.
- Co racja to racja – dodał Jay. – Przydałaby ci się miła asystentka, która potrafiłaby wynegocjować dla nas trochę sympatii z twojej strony.
- Wy chyba żartujecie! Jakaś małolata ma być moją asystentką? – mężczyzna prychnął, ale widząc skierowane w swoją strony liczne pary oczu, złagodniał. – W porządku. Jeśli dziewczyna nie ma nic przeciwko, zgadzam się.
- Dziewczyna ma na imię Maggie – zauważył zdecydowanie Nath. – I się zgadza. Zgadzasz się, prawda? – spytał dziewczyny, żeby upewnić się, że jego słowa mają sens.
Co ona wyrabiała? Gdyby była tu mama, zapewne dostałaby zawału. Zresztą, każdy o zdrowych zmysłach dostałby zawału.
- Zgadzam się – oświadczyła zdecydowanie i obserwowała jak Patrick Fitzpatrick przewraca się jak długi na ziemię. Takiego obrotu spraw się nie spodziewał.
~*~