Rozdział z dedykacją dla nowych czytelniczek Mia M, Natalia Nieznane, Jade Ross i .мσσиℓιgнт.♥ Mam nadzieję, że zostaniecie z nami dłużej i że Wam się spodoba. Cieszę się też, że stałe wierne czytelniczki wracają, to oznacza, że jeszcze się nie wymęczyłyśćie :) Brak czasu mnie goni, więc wybaczcie, jeśli w tym tygodniu narobię sobie u Was zaległości. Zapraszam do czytania, komentowania i głosowania w sondzie! |
W tym rozdziale siostry i chłopcy z The Wanted dowiadują się, że zostali odcięci od świata w zalanej okolicy. Madzia próbuje poznać sekret Jaya, a Nath dopuszcza się czegoś okropnego. |
~*~
Madzia podnosząc rano powieki nawet nie przypuszczała, że urokliwy domek z czasów Jayne Austen miał się stać dla niej, jej siostry, Nareeshy i pięciu chłopaków więzieniem na najbliższe dni.
Dziewczyna Sivy tak jak zapowiedziała, wstała już o siódmej, by z zakupionych w TESCO jajek nasmażyć jajecznicę dla całej gromadki. Siva towarzyszył jej podczas krzątaniny, jednak bardziej przeszkadzał niż pomagał, o czym nie omieszkała go poinformować.
Trzaskające gary obudziły Jaya, który zajmował w nocy kanapę.
- Dzień dobry, ptaszku! – uśmiechnęła się poczciwie Nareesha, widząc kolegę, siedzącego na kanapie w samych bokserkach z dinozaurami, które poprzedniego dnia do salonu przyniosła Madzia. – Fajne gatki!
- Dzięki, nie tylko tobie się podobają – odpowiedział w półśnie i targając swoje loczki, sennie powlókł się w stronę kuchni. Z lady porwał jabłko, które wsadził sobie do ust i nie zatrzymując się poszedł do łazienki.
Siva zajmował się właśnie wyglądaniem przez okno. Z niepokojem obserwował podmokłą nawierzchnię.
- Mogą być problemy z wyjechaniem – poinformował Nareeshę, kiedy ta przytuliła się do jego pleców. – Zrobiło się niezłe bajoro.
- Za bardzo się przejmujesz, kochanie. Może jajecznica poprawi ci humor? – zapytała, całując go czule.
- Proszę was, bo się porzygam… - usłyszeli cichy głos dobiegający spod kominka, co od razu zwróciło na siebie ich uwagę.
Przebudzili Natha, który próbował szczelniej otulić się kocem. Wyglądał okropnie, zupełnie jakby ktoś wziął go do ust, przeżuł i wypluł.
- Która godzina? – zapytał, naciągając na głowę koc.
- Siódma trzydzieści – odpowiedział Siva. – Radzę ci się ogarnąć, bo zaraz obudzimy wszystkich na śniadanie.
- Żartujesz, tak? – dopytywał Nath, próbując znaleźć sobie wygodną pozycję.
- Eee… nie.
Wszystko było przygotowane do wielkiego smażenia. Nareesha i Siva nakryli stół w jadalni. Wczorajsze bułki, marmolada, miód znaleziony w spiżarce domku… W TESCO kupili żółty ser i bekon, dziewczyna Sivy wymyśliła więc dwie wersje omletów – z warzywami dla Jaya i z serem i bekonem dla reszty.
Wegetarianin dołączył do nich szybko i nie omieszkał opowiedzieć jak tylko pamiętał wyczynów Natha z poprzedniej nocy.
- CO ZROBIŁEM?! – zagrzmiał nagle nastolatek, na dobre budząc się do świata żywych, kiedy usłyszał o swoim nagim debiucie przed Moniką i Madzią. Jay zaczął mu tłumaczyć.
- Powtórzę jeszcze raz. Oszukałeś system i mimo iż wszyscy myśleli, że śpisz, pojawiłeś się nad jeziorem w stroju waleta i wskoczyłeś do wody, w której próbowałeś rozebrać Brukselkę.
- O Boże… - westchnął chłopak, rozcierając twarz dłońmi.
Zdecydował się iść do łazienki, zanim Nareesha i Siva obudzą resztę. Przed ósmą był już gotowy i można było zacząć wołać wszystkich na śniadanie.
Atmosfera była co najmniej dziwna. Wszyscy byli niewyspani, oprócz kucharzy no i Moniki, która twardo upierała się przy stwierdzeniu, że już od 7:15 nie śpi i zdążyła się ogarnąć.
- Pewnie jesteś podekscytowana powrotem do domu – powiedziała Nareesha ze śmiechem, nakładając dziewczynie omleta wegetariańskiego, którego wolała zamiast dziwacznie wyglądającego dania z bekonem, które pożerał Tom.
- Pewnie tak – westchnęła.
- Albo zdenerwowana – słusznie zauważył Max.
Albo nie chcę wyjeżdżać, pomyślała dziewczyna, ale na głos się nie odezwała. Obserwowała jak Madzia również prosi o wersję wegetariańską i przybija sobie żółwiki z Jayem.
- Szalona noc, co? – zaśmiał się Tom, opowiadając historię o swojej skaleczonej nodze.
- Ciekawe, kto by cię opatrzył, gdyby mnie tu nie było? – spytała Monika.
- Też się zastanawiam. – Chłopak udawał, że się zastanawia, a potem oboje się roześmiali.
- Ja tu czegoś nie rozumiem… - zamyślił się Siva. – Idę spać, a kiedy wstaję jesteście już kumplami?
- Yhm – przyznał Tom, zagryzając bułę. – Nie można wiecznie chować urazy.
Nath spojrzał na Madzię, ale ona zupełnie go ignorowała. Po opowieści Jaya wiedział już, że zachowywał się poprzedniej nocy jak ostatni kretyn i nieraz narobił sobie obciachu.
- Szkoda, że poszliście spać – zakończył opowieść Jay. – Znamy się w końcu jak łyse konie. – Mrugnął do najmłodszego przyjaciela, który po raz kolejny się zawstydził i schował się za wielkim kubkiem kawy.
- Nie pora na wstyd, Nathan. – Max złapał chłopaka za ucho. – Rozebrałeś wczoraj Monicę, a teraz nie dzwonisz?
Roześmiali się.
- Ty i Jay macaliście ją po cyckach już w dniu poznania, więc co w tym złego, że zdjąłem jej stanik? – spytał Nath, a Monika zakrztusiła się omletem, którego jadła.
- Papryczka – wyjaśniła, widząc wszystkie spojrzenia skierowane w jej stronę.
- Ktoś tu chyba do końca nie wytrzeźwiał – oznajmiła pedagogicznie Nareesha, grożąc Nathowi widelcem. – Zachowujesz się dość dziwnie, mam nadzieję, że to ta dziura tak na ciebie działa.
- W tej dziurze nie ma zasięgu – wtrąciła Madzia, żeby tylko zmienić temat.
- No i dobrze. Przynajmniej Martin i Big Kev nie dzwonią. – Jay wzruszył ramionami.
- I na pewno tu nie przyjadą. Widzieliście to błoto? – zapytał Siva, a wszyscy wyjrzeli przez okno, by ogarnąć bagno na podwórzu. – Masakra.
- W Sivie odzywa się Diva! – zachichotał Max. – Wy z Nareeshą możecie tu zostać aż bagno się osuszy, a my odwieziemy Monicę na lotnisko.
- No proszę, jak odjeżdżam to wreszcie przypomniało wam się jak mam na imię! – powiedziała dziewczyna, a oni uśmiechnęli się i kontynuowali lekką rozmowę, w której jednak Nath nie brał udziału.
Nie znał jeszcze szczegółów swojego zachowania, ale już teraz wiedział, że przegiął pałkę. Gra w butelkę nie była mu jeszcze opisana, ale spodziewał się najgorszego. Nie wiedział, kiedy urwał mu się film, ale mógł być wtedy nieobliczalny. Skoro zdecydował się na striptiz, to o co mógł pytać podczas tej głupiej gry? W głowie miał same czarne scenariusze.
- Włączę radio, posłuchamy muzyki – oznajmił, wstając od stołu, żeby zająć czymś ręce.
Monika i Madzia zaczęły razem z Nareeshą znosić talerze do kuchni. Jay jako jedyny męski przedstawiciel im pomagał, co Madzia podsumowała tekstem, że „są jeszcze na świecie dżentelmeni”. Kiedy znoszący naczynia wykłócali się, kto ma je umyć (o dziwo każdy chciał coś zrobić, tylko Madzia była namolna ze zwykłej grzeczności), w radiu usłyszeli komunikat.
- Nocna ulewa spowodowała, że akweny wodne w okolicy Aquadrome wybiły z brzegów, czyniąc drogi nieprzejezdnymi. Mała powódź zalała pobliskie tereny, podnosząc się o prawie metr. Mieszkańców zagrożonych powodzią terenów ewakuowano w bliższe okolicy Londynu. Odcięci od świata mieszkańcy Rickmansworth, otoczeni przez wodę proszeni są o nieopuszczanie miejsca zamieszkania przynajmniej do jutra popołudniu, kiedy skutki powodzi zostaną zniwelowane…
Nath ściszył odbiornik i spojrzałna wpatrujących się w przestrzeń kompanów.
- Wygląda na to, że na trochę z nami utknęłaś – odezwał się Jay, zwracając się do Moniki, która nie wiedziała, co powiedzieć.
W nocy nie mogła spać, bo męczył ją fakt, że będzie musiała wrócić. Wypowiedziała wtedy życzenie, podobno do tego, które miała podczas pobytu u matki Natha, kiedy razem z nim i Madzią udałą się do Wioski Świętego Mikołaja w centrum handlowym. A może rzeczywiście było jej przeznaczone tu zostać? Teraz jak nigdy zaczynała w to wierzyć.
W pomieszczeniu zapanowała cisza
jak makiem zasiał. Monika zagryzła wargi i zdała sobie sprawę, że sączy się z
nich cienka strużka krwi. Madzia odłożyła bułkę, bo czuła, że nie może nic
zjeść w takim momencie. Tom jako pierwszy wzruszył ramionami i zaczął kończyć
omleta.
- Żartujesz? – spytała
nastolatka, spoglądając na kumpla, który nie przejmował się złowieszczymi
wiadomościami.
- Przecież nic nie powiedziałem!
– obronił się z pełnymi ustami.
- Jak możesz spokojnie jeść, kiedy
jesteśmy odcięci od świata! – Nath stał murem za Madzią.
- Dłuższe wakacje i ja mam się
tym martwić? To chyba wy żartujecie – prychnął Tom, urywając zębami wielki
kawałek buły, który szybko wpakował do ust.
- Mówili, że drogi są
nieprzejezdne. To znaczy, że nie dotrzesz na samolot – Jay zwrócił się do
Moniki, która właśnie zerkała przez okno, by na własne oczy przekonać się, czy
rzeczywiście są odcięci od świata.
- Ile stąd do Londynu? – spytała.
- Ze trzydzieści kilosów –
odpowiedział Max. – Ale chyba nie chcesz iść na pieszo? Drogi są nieprzejezdne
i piesi też nie mogą się przez nie przedostać. Tym bardziej z tą ciężką torbą.
- Miałam na myśli wezwanie
jakiejś pomocy – wyjaśniła dziewczyna.
- Nic z tego, nie ma zasięgu –
odpowiedziała Madzia, zerkając na wyświetlacz swojego telefonu, który z
niewiadomych przyczyn nosiła cały czas przy sobie. Zupełnie zapomniała, że
dostała wiadomość od Liama Payne’a. Poprzedniej nocy sporo wypiła i nie
wszystko układało się jeszcze w sensowną całość.
- I co teraz? – spytała
zaniepokojona Nareesha.
- Jak to co? – Tom nadal nie
przejmował się, by najpierw przełknąć jedzenie, zanim cokolwiek powie. –
Wakacje!
- Sprawdźcie telefony, może ktoś
ma zasięg – zakomenderował Max, który był ich wodzem podczas tej niefortunnej wycieczki.
Po kolei potwierdzały się ich
przypuszczenia. Byli odcięci od świata. Madzi jednak nagle coś zaświtało. Zdała
sobie sprawę, że miała coś odczytać w telefonie. Kiedy zajrzała do skrzynki
odbiorczej zauważyła wiadomość od Liama, której jednak nie zamierzała czytać.
- Wczoraj dostałam wiadomość –
oznajmiła w końcu. – Będąc tutaj.
- To znaczy, że gdzieś w domu
jest zasięg… - dokończył za nią Max. – Rozdzielmy się. Ja z Tomem przeszukamy
pomieszczenia na dole, Jay z Nathem na górze, Siva i Nareesha sypialnie, a
Maggie z Monicą salon i kuchnię.
Jak zarządził, tak zrobili.
Rozdzielili się każdy w swoje strony, żeby sprawdzić, czy gdzieś w domu da się
złapać zasięg. Siostry zostały w salonie same.
- Od kogo dostałaś tę wiadomość?
– zagadnęła Monika, widząc, że jej siostra jest nie w sosie.
- Ech, nieważne. – Nastolatka
machnęła ręką, ale po chwili wyjaśniła. – Od Liama.
- I co napisał?
- Nie wiem, nie czytałam.
- Myślę, że powinnaś.
- A ja myślę, że powinnyśmy
znaleźć zasięg, żebyś zdążyła na samolot. – Madzia była oschła, bo nie miała
ochoty na gadki o swoim życiu osobistym. Poprzedniego dnia pamiętała jak przez
mgłę, że Nath zachowywał się jak dupek, wypominając jej relację z Liamem, a
teraz jeszcze jej siostra chciała się do wszystkiego mieszać.
- Naprawdę tak bardzo chcesz się
mnie stąd pozbyć? – spytała Monika, wyciągając swój telefon i chodząc w kółko w celu znalezieniu zasięgu.
- Nie, ale ty też najwyraźniej
nie masz najmniejszej ochoty się stąd ruszać.
- Coś ty! Myślisz, że chciałam
utknąć tutaj i umrzeć z głodu lub zostać zalaną przez wodę powodziową?
- Nie. Ale nie chcesz też wracać
do Polski. A skoro mi tego nie mówisz, to ja też nie muszę ci mówić
wszystkiego. Mam dość sekretów, ale nie będę pierwszą, która będzie je wywlekać
na światło dzienne – oświadczyła dobitnie Madzia i pogrążyła się w
poszukiwaniu.
- Chcesz prawdy? Ok, niech ci
będzie. Zacznę może od tego, że przez ciebie zostałam wczoraj rozebrana w
lodowatym jeziorze. – Monika podparła rękoma biodra i spojrzała na siostrę
spode łba.
- Przeze mnie?
- Tak. A kto powiedział, że
kłamałam, wymieniając najbardziej atrakcyjnego członka zespołu?
- Wiesz, niewiele pamiętam z gry
w butelkę… - powiedziała zgodnie z prawdą Madzia. – Ale jeśli wymieniłaś Natha,
to nawet ślepy stwierdziłby, że kłamiesz.
- Co? Niby dlaczego?!
- Bo ty czujesz coś do Toma –
oświadczyła jak gdyby nigdy nic nastolatka.
- CO?! – krzyknęła Monika tonem
podobnym do tego, którym zwracał się do nich Nath poprzedniej nocy. – Chyba
oszalałaś – dodała po cichu.
- Nic z tych rzeczy. To ma sens,
wszystko sobie przemyślałam. Kto się czubi, ten się lubi i te spawy… A fakt, że
bzyknął twojego sobowtóra…
- Możesz o tym nie mówić w ten
sposób?
- W jaki? – obruszyła się Madzia.
– Ja po prostu nazywam rzeczy po imieniu. – Wzruszyła ramionami.
- Może porozmawiamy o twoich
podchodach z Nathem? Wczoraj „ślepy by się zorientował”, że między wami coś
jest na rzeczy – zacytowała słowa siostry.
- Głupia – bąknęła Madzia. – Nie
zmieniaj tematu.
- A może boisz się powiedzieć
Nathowi, co do niego czujesz, bo to samo czujesz do Liama? – drążyła Monika,
mierząc siostrę wzrokiem.
- Cofam to, że jesteś głupia. Ty
jesteś pojebana! – uniosła się nastolatka.
- Jak sobie chcesz. Wiem jedno.
Jeśli nie wrócę dziś, to wrócę jutro. A ty tu zostaniesz i wspomnisz jeszcze
moje słowa – ucięła dyskusję starsza z sióstr i wróciły do szukania zasięgu.
Słowa dziewczyny dały Madzi do
myślenia. Powinna rozwiązać sprawę z Nathem tu i teraz, ale nie mogła mu
wyznać, co do niego czuje, bo sama nie była tego pewna. Zresztą, za nic na
świecie nie chciała się ośmieszyć. Co jeśli ją wyśmieje, kiedy mu powie, że jej
na nim zależy? Co jeśli powie, żeby spadała na drzewo i zaczęła mierzyć siły na
zamiary?
Tak się zamyśliła, że nie
zauważyła, że znalazła miejsce z zasięgiem. To tu, przy stole, dostała wczoraj
wiadomość od Liama.
- Masz coś? – dobiegły ją słowa
siostry.
- Nie – skłamała pospiesznie,
zanim zdążyła to przemyśleć.
Przestała kierować się rozumem, a
zaczynała sercem i nie była pewna, czy wyjdzie jej to na dobre. Nie miała też
pojęcia, że na górze odbywała się podobna dyskusja między Nathem i Jayem.
- Jesteś dosyć cichy – zagadnął
starszy z chłopaków. – Nie chcesz czasem podzielić się wrażeniami z minionej
nocy?
- Nie – odpowiedział lakonicznie
Nath.
- Jesteś pewien? Może masz jakieś
pytania… Wiesz, sporo się działo i…
- Nie chcę przeżywać drugi raz
tego upokorzenia. W sumie jestem zadowolony, że nic nie pamiętam.
- Ja wolałbym wiedzieć, gdybym
cały czas wypytywał Maggie o to, na którym członku 1D zależy jej najbardziej.
Oczy Natha zaświeciły
ciekawością.
- Na którym? – spytał.
- Nieważne! Wczorajsza noc to
było przegięcie na każdej linii. Miałeś udawać, że ona cię nie obchodzi, a ty
byłeś nachalny i natarczywy! – warknął Jay.
- Wybacz, jeśli okazuję
dziewczynie uczucie zamiast pogardy. Szkoła McGuinessa nie wychowuje chyba
dżentelmenów.
- A żebyś wiedział, że wychowuje!
– nadąsał się starszy z chłopaków. – Ale ty miałeś po prostu udawać obojętność,
nie pogardę. To dwie zupełnie inne kwestie.
- Głupia rada. Mogłem od razu
porozmawiać z nią o tym, co czuję, a nie bawić się w tę błazenadę. Max
doradziłby mi lepiej. Ty sam nie potrafisz sobie poradzić.
- Au. To bolało – westchnął Jay,
powracając do szukania zasięgu.
- Och, wiesz, o co mi chodzi –
próbował tłumaczyć mu Nath.
- Tak, masz rację. Zajmę się
teraz sobą, bo też mam swoje problemy, których w ogóle nie zauważasz, zajęty
sobą – oznajmił na zakończenie Jay i oddalił się, zostawiając przyjaciela
samego.
Rzeczywiście Nath przez ostatni
miesiąc żył tylko swoim życiem, ignorując to, co go otacza. Stał się egoistą i
nawet nie zwracał uwagi, czy z jego przyjaciółmi wszystko w porządku. Sprawa z Maggie wymagała jednak wyjaśnienia i nią postanowił zająć się najpierw.
Przez niecałe dwie godziny
chodzili po domku, szukając zasięgu. Max odważył się nawet wyjść w błoto, by
sprawdzić, czy na dziedzińcu go nie ma. Nic. Byli odcięci od świata, bo nie
mieli pojęcia, że wśród nich była sabotażystka, która ukrywała fakt, że znalazła zasięg.
- Umrzemy tu – panikował Siva,
zirytowany, że z Nareeshą im się nie poszczęściło. – Nikt nas nie znajdzie i
umrzemy.
- Tak, tak. Zaleje nas woda i się
utopimy – parsknął Tom. – Albo myszy nas zjedzą! Albo umrzemy z głodu! Albo w
domek trafi piorun i…
- Tom, przestań go straszyć! –
warknęła Nareesha, przytulając pokrzepiająco swojego chłopaka.
- Przepraszam. Wiem, że bez
kosmetyków do włosów ci ciężko. – Chłopak uśmiechnął się pocieszająco w stronę
spanikowanego przyjaciela.
- Nie mam kosmetyków! – uniósł
się Siva.
- Dzięki, że mu o tym
przypomniałeś – skrzywiła się jego dziewczyna.
- Wybaczcie. Może znajdą się
jakieś zapasy, na których przeżyjemy.
- Mam nadzieję, bo z naszych
zakupów zostały już tylko dwa jajka, kilka plastrów sera, chipsy i napoje
gazowane. Acha, i jedno piwo – wymieniała Nareesha.
- Zaklepuję! – krzyknął Tom.
- Umrzemy tu… - powtórzył Siva.
Zapanowało zamieszanie
zestresowanych ludzi. Do pomieszczenia wrócił Max, którego nieobecności
wcześniej nie zauważyli. Taszczył ze sobą wielki radioodbiornik z
krótkofalówką.
- Złapiemy łączność i wezwiemy
pomoc. Może Monica nie zdąży na dzisiejszy lot, ale na jutrzejszy na pewno! –
zobowiązał się, czym przywołał na twarze wszystkich uśmiechy.
- A znasz się na tym? – spytał
niepewnie Jay, ogarniając stary sprzęt i skonsternowaną minę przyjaciela, który
machnął ręką.
- Jasne! – zapewnił, ale
prawdopodobnie próbował przekonać sam siebie. – Ja pogrzebię tu narzędziami,
które znalazłem w piwnicy, a wy poszperajcie w spiżarni, żeby znaleźć coś do
szamania.
Na kuchennym stole postawił dwie
puszki fasoli, które znalazł na dole. Zawsze było to coś, co mogło uchronić ich
przed śmiercią głodową.
- Ale tam jest ciemno –
poinformowała Nareesha, łapiąc Sivę pod rękę. Raz tam już była i nie zamierzała
tam wracać.
- Ja poszukam! – zobowiązała się
Madzia.
Wszyscy spojrzeli na nią
zdziwieni.
- Serio? – spytał Max.
- Pewnie! Chcę się na coś
przydać.
Jak się zobowiązała, tak musiała
sprawę dopiąć na ostatni guzik. Weszła do małego pomieszczenia zwanego
spiżarnią, gdzie rozejrzała się w poszukiwaniu włącznika światła.
- Nie ma światła – powiedział
Siva, który przyszedł jej pomóc, ale bał się wejść do środka.
- Nie potrzebuję niańki. Możesz
wrócić do salonu – oświadczyła. – Tam jest cieplej.
Mimo iż ogień w kominku dogasał,
było tam znacznie cieplej niż w spiżarce, w której panowała względna
temperatura około ośmiu stopni. Siva z ulgą przyjął te słowa i wrócił do reszty
towarzystwa, zganiony, że zostawił Madzię samą.
Już po chwili nastolatka
przekonała się, że nawet szukanie jedzenia może okazać się zgubne. Kiedy już
wypatrzyła w rogu worek z ryżem, z uśmiechem zwycięstwa sięgnęła po niego, by
przerazić się nie na żarty. Był otwarty a ze środka wyskoczył
wielki szczur, który otarł się o jej rękę i zaczął krążyć wokół jej stóp.
- RATUNKU!!! – wrzasnęła, ile sił
w płucach.
Już kilka sekund później Tom
przybiegł jej na ratunek, nie bacząc na bolącą stopę, którą skaleczył
poprzedniej nocy.
- Co się stało? – spytał z
troską, obserwując sparaliżowaną nastolatkę, która nie mogła się ruszyć.
- Szczur – wydusiła z siebie
cicho, nie otwierając oczu, które szczelnie zacisnęła.
- Co?
- No… wielkie włochate bydlę.
Szczur – powtórzyła. – POTWÓR!!!
- I ty się boisz jednego małego
gryzonia? – zachichotał.
- Dużego – poprawiła go
naburmuszona, a wtedy złowieszczy stwór wybiegł z ciemnego zakątka, minął ją i
Toma i pobiegł w stronę salonu, skąd rozległy się krzyki Nareeshy i Sivy.
- Szczur! Szczur! – krzyczeli.
Kiedy Tom i Madzia udali się w
ich stronę, by obadać sytuację, gryzonia już nie było, bo wrócił w stronę
spiżarni.
- Ryż nie nadaje się do użytku.
Pewnie do niego nasrał – wyjaśniła Madzia, kierując się na zewnątrz, by
wyrzucić worek do śmietnika, który widziała na podjeździe.
- Daj, ja zaniosę – zaoferował
się Jay. – Jest strasznie zimno.
Podziękowała mu uśmiechem. Kiedy
chłopak wyszedł, złowieszczy potwór ponownie pojawił się w pomieszczeniu.
Zirytowany Nath chwycił pogrzebacz od kominka i kiedy gryzoń przebiegał mu pod
nogami, zabił go jednym zwinnym ruchem odrąbując mu łeb.
Nareesha zacisnęła oczy, podobnie
jak Siva. Monika ukryła twarz w dłoniach, bo krew z małej główki obrzydliwe
rozbryzgała się po posadzce razem z resztkami mózgu. Widok był nieciekawy,
Madzię jednak zraziło coś zupełnie innego. Ten uroczy Nath, którego pokochała
za cięte poczucie humoru i sarkastyczne odzywki właśnie bez mrugnięcia okiem
zamordował żywe stworzenie.
- Dlaczego zabiłeś tą myszkę?! –
spytała zszokowana, widząc, że nawet Tom i Max nie wiedzą, co powiedzieć.
- Myszkę?! Przed chwilą
wrzeszczałaś, że to potwór, a teraz nazywasz go „myszką”? – spytał zszokowany
Nath, ogarniając wzrokiem ścierwo.
- Sprzątnij to, zanim Jay wróci –
polecił Max, spoglądając na zwłoki myszy.
- Dlaczego ja?
- Bo ty ją zabiłeś – oświadczyła
Madzia, odchodząc na bok, by nie obserwować tego widoku.
- Maggie, idź zatrzymaj ptaszka,
zanim beniaminek nie sprzątnie! – zakomenderował Tom, idąc do kuchni po worek
na śmieci, w który chciał razem z Nathem zapakować resztki szczura.
Max z obrzydzeniem wziął się za
czyszczenie pogrzebacza, by zwolennik zwierząt tego nie zauważył. Lekko
roztrzęsiona nastolatka nawet nie zamierzała protestować. Złapała swoją kurtkę
powieszoną w korytarzu, na nogi wciągnęła kozaki i wyszła na zewnątrz.
Jay był już prawie przy wejściu.
Do śmietnika trzeba było kawałek iść. Znajdował się niedaleko zaparkowanego
samochodu, tuż przy bocznej ścianie zabudowania. Przyspieszył kroku i roztarł
ręce, żeby je ogrzać.
- Możemy porozmawiać? – spytała,
zaczepiając go i blokując mu drogę przejścia.
- W środku. Strasznie dziś zimno,
albo przeziębiłem się po tych ekscesach z wczorajszej nocy – zaśmiał się, ale
jej wyraz twarzy świadczył, że sprawa jest poważna.
- Nie chcę, żeby ktoś nas
usłyszał – kontynuowała grę na zwłokę.
- W porządku. Dla ciebie
wszystko, Maggs.
- Dzięki – uśmiechnęła się i
stanęli na suchej nawierzchni, której woda z ulewy nie zamieniła w okropne
błoto.
- To o czym chciałaś porozmawiać?
– zapytał, zupełnie zbijając ją z tropu. Tego nie przemyślała. Użyła więc
pierwszej rzeczy, która przyszła jej do głowy.
- O twoim rzekomo zaginionym
portfelu.
- Myślałem, że ta sprawa jest już
zamknięta… - zawstydził się, mierzwiąc włosy ręką.
- Nie powinieneś dusić tego w
sobie, a wczoraj widziałam, że sprawa była poważna – powiedziała, przypominając
sobie wszystkie szczegóły począwszy od odnalezienia portfela w jego bagażu. –
Dlaczego powiedziałeś chłopakom, że zostawiłeś go w restauracji?
- Bo nie chciałem dzwonić do tej
dziewczyny – wyjaśnił, odwracając od niej wzrok.
- Ale, Jay, dlaczego? Czy była aż
tak wredna?
- Nie.
- Szpetna?
- Nie! – Zaśmiał się, ale tym
razem sztucznie.
Madzia tak wciągnęła się w to śledztwo,
że zapomniała, dlaczego chciała go zatrzymać na zewnątrz.
- No to po co te podchody?
- Ech, masz rację. Nie mogę
postępować według bezsensownych rad, które od dawna daję Nathowi – westchnął
chłopak.
- Jay, o czym ty mówisz? –
spytała Madzia zbita z tropu, patrząc na niego ze zmarszczonymi brwiami.
Chłopak złapał jej dłonie w swoje
i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Nie chciałem, żeby chłopacy
wiedzieli, dlaczego ich okłamałem – wyjaśnił, ale i tak nic z tego nie
rozumiała.
- Ale co takiego? – spytała lekko
zirytowana.
- Chciałem, żeby myśleli, że
zgubiłem numer tej dziewczyny, bo…
- Dlaczego tu stoicie?! –
usłyszeli głos Toma, którego głowa pokazała się przez półotwarte drzwi. – Dalej
do środka, bo się rozchorujecie!
Madzia była zła. Ich poważna
rozmowa i ostateczne rozwiązanie tej niedającej jej spokoju zagadki zostało
brutalnie przerwane. Weszli do środka, nieco smętnie i ze spuszczonymi głowami.
Bałagan i zwłoki zostały już uprzątnięte.
- A wy co tacy spokojni? – spytał
zdziwiony Jay. – Gdzie szczur?
- Wypuściliśmy go – wyjaśnił
pospiesznie Max, zanim Nath zdążył się pochwalić, że zajebał go pogrzebaczem do
kominka.
- Acha. A co z tym? – Loczek
wskazał na rozgrzebane radio.
- Trochę czasu mi zejdzie. Jest
kilka części luźnych, które są niezbędne do nawiązania łączności. Inaczej nie
złapię żadnej częstotliwości – odpowiedział Łysy.
- Dlaczego mówiłeś, że na
zewnątrz się rozchorujemy? – spytała Toma Madzia, zzuwając buty i ściągając
kurtkę. – Tu jest niewiele cieplej.
- A drwa na opał się skończyły –
stwierdził Siva, zaglądając do sztajerka tuż przy kominku. Jak na złość
przeciągle kichnął.
- No proszę. Nie kąpał się
wczoraj nago w jeziorze, a mimo to się przeziębił – powiedział Nath, klepiąc
kumpla po ramieniu.
- Ma słabą odporność –
usprawiedliwiła go Nareesha. – Idź się położyć, a ja zrobię ci gorącej herbaty.
- A może rosół ze szczura? –
prychnął Nath i zaczął cicho chichotać, ale Tom i Max rzucali mu znaczące
spojrzenia, że ma przestać.
Zwłoki zwierzaka upchnęli do
kosza na śmieci pod zlewem. Musieli pozbyć się Jaya z mieszkania na dłuższą
chwilę, żeby wynieść je na tyle daleko, by nie dostrzegł, co zaszło pod jego nieobecność.
- Przydałoby się zebrać trochę
drewna. Inaczej Siva całkowicie się rozłoży – stwierdził Max, udając, że nad
czymś głęboko myśli. – Jay, poszedłbyś?
- Jasne – zobowiązał się chłopak,
nawet nie pytając, dlaczego to właśnie on został oddelegowany do tej czynności.
- Pójdę z nim! – pospieszyła z
propozycją swojej kandydatury Madzia.
- Nie, nie. Ty poszukasz z
Nareeshą w spiżarni czegoś zdatnego do jedzenia. Sama się zaoferowałaś –
zauważył Nath, jakby bardzo nie chciał, żeby została z Jayem sam na sam. Nie
chciała się z nim kłócić, więc nie protestowała.
- Dobra, dziewczyny zostają w
kuchni – prychnęła.
- Ja pójdę z Jayem – oświadczył
Tom, łapiąc za buta i próbując wepchnąć w niego zabandażowaną nogę.
- Ty chyba żartujesz! Nie
powinieneś teraz chodzić – oświadczyła pedagogicznie Monika.
- Lekarz się znalazł – prychnęła
Madzia. – I niech zgadnę, pewnie ty pójdziesz?
- Ja pójdę! – westchnął Max.
- Ty naprawiaj radioodbiornik –
polecił Jay.
- Ja pójdę. – Tom poderwał się z
miejsca już z założonymi butami. – Tutaj mi się nudzi – oświadczył i ruszył w
stronę wyjścia, po drodze potykając się o rąbek dywanu, o który w nocy potknęła
się Madzia. Upadł tak niefortunnie, że aż zaklął z bólu. Szybko zdjął buta.
Przez opatrunek widać było sączącą się krew.
- Wiemy już kto nie pójdzie –
stwierdziła Nareesha, otulając Sivę kocem. Zdecydowali w międzyczasie, że na
herbatę poczeka tu w salonie, gdzie tliły się resztki ognia w kominku.
- Nath! – warknęła Madzia. – Ty
nic nie mówisz.
- Ja z nim nie idę – oznajmił
twardo Jay, wziął Monikę za rękę i pociągnął ją w stronę przedpokoju, wciskając
jej w objęcia kurtkę.
- W sumie racja, ona uniesie
więcej drewna niż Nath – roześmiał się Tom, który mimo bolącej stopy miał dobry
humor.
Najmłodszy członek zespołu rzucił
mu pogardliwe spojrzenie.
- Idź lepiej przemyj tę nogę,
zanim wda się zakażenie – poradził.
- A kto założy opatrunek, skoro
Monica wychodzi? – spytał Tom.
Dziewczyna miała już na nogach
buty i wciągała drugi rękaw kurtki, ale słysząc to, chciała wrócić po apteczkę
i go opatrzyć.
- Ja to zrobię – powiedziały w
tym samym czasie Nareesha i Madzia. Spojrzały na siebie i się roześmiały.
- Idźcie już, bo Siva zamarznie!
– krzyknął w ich stronę Max, który z okularami na nosie zabierał się za naprawę
starego sprzętu.
Tom poszedł do łazienki, żeby wziąć prysznic i przemyć ranę.
- Nareszcie spokój – westchnął
Nath, kładąc się obok Sivy. – Ja również poproszę herbatkę.
- Nie myśl sobie, że będziesz się
obijał. Wszyscy mają coś do roboty – słusznie zauważyła Nareesha.
- Podawanie herbaty to niezbyt
zajmujące zajęcie.
- Nie wiem, dlaczego tak się
zachowujesz. – Madzia zmarszczyła brwi. – Wszyscy starają się cię znosić, a ty
zachowujesz się, jakbyś miał zespół napięcia przedmiesiączkowego.
- Zawsze mówiłem, że to
dziewczyna – odezwał się od stołu Max. – W końcu jego zdjęcie trafiło na stronę internetową
„lesbijki Bieberopodobne”.
- Zamknij się – warknął Nath.
- Mam propozycję. Skoro nie masz
co robić, może weźmiesz samochód i przejedziesz się kilka kilometrów w stronę
autostrady i sprawdzisz, czy rzeczywiście jesteśmy odcięci od świata – odezwał
się Łysy. – Może panikujemy bez powodu.
- Dobry pomysł! – przyklasnął
Siva, ale przerwał mu atak kaszlu.
- W porządku. I tak mi się tu
nudzi! – Nath poderwał się z miejsca, pochwycił kluczyki i chciał wychodzić.
- Na pomoc! – rozległ się krzyk z
łazienki.
Madzia i Nath, którzy stali
najbliżej, rzucili się biegiem, by pomóc Tomowi. Otworzyli drzwi, by zobaczyć
go w stroju na waleta. Jedną ręką zasłaniał sobie przyrodzenie, drugą wskazywał
jakiś czarny punkcik na ścianie.
- Co się stało? – spytała Madzia,
marszcząc brwi.
- O, tam! Bydlę! – pokazywał
dalej.
- Ten pajączek? – prychnął Nath i
razem z Madzią się roześmiali.
- Jak mogłeś nabijać się z mojego
lęku przed myszą, skoro sam boisz się takich małych zwierzątek?
- Bo… Mają tyle nóg i… Nie mają
futerka… - tłumaczył się nagi chłopak. Bardziej krępował go fakt, że się z
niego nabijają niż to, że nie ma czym się zakryć.
- Ubieraj się i nie stój w
przeciągu – poleciła Monika, zaglądając przez otwarte drzwi. – My wychodzimy.
Madzia chciała jeszcze zapytać
Jaya, czy wrócą do rozmowy, ale usłyszała trzask drzwi wejściowych i sprawa
rozwiązała się sama.
- Nareesha nie może zostawić teraz Sivy, a jeszcze Tom potrzebuje opieki – odezwał się Max. W okularach wyglądał jeszcze poważniej. – Maggie pojedzie z Nathem.
- Ale po co? – spytała niemal bez zastanowienia, kiedy wrócili do pomieszczenia, by Tom mógł się ubrać.
- A jak znowu będzie jechał za wolno? Ktoś go musi poganiać – zachichotał chłopak, wypominając przyjacielowi mandat za zbyt wolną jazdę.
- W porządku, możesz ze mną jechać – zezwolił łaskawie.
Ubrali się i wyszli, w domku zostawiając tylko „tatę Maxa” zajętego naprawą, chorego Sivę, rannego Toma i kucharkę Nareeshę, na której głowie było teraz opatrzenie ran, znalezienie jedzenia i dbanie o kaszlącego. Zapowiadały się kolejne szalone przygody.
W tym czasie Monika i Jay zagłębiali się w chaszcze w celu znalezienia drewna do kominka.
- Nie wiem, dlaczego, ale mam dziwne wrażenie, że chcieli się mnie pozbyć, wysyłając mnie po drewno – odezwał się w końcu Jay, kiedy od pięciu minut szli w ciszy.
- Dobrze ci się wydaje, ale wolisz nie wiedzieć, dlaczego.
- Masz rację. Czasami lepiej nie wiedzieć – westchnął.
Zdziwiło ją to, bo sama dopytywałaby się o szczegóły, ale jakoś mu o tym nie powiedziała, bo informacja, że Nath zajebał szczura pogrzebaczem do kominka nie była teraz dobrym pomysłem na podtrzymanie konwersacji.
- Dziwi mnie też, że po wielkiej ulewie chcą, żebyśmy znaleźli w lesie suchą rozpałkę, ale to zupełnie inna kwestia. Uważaj, tutaj jest ślisko – przestrzegł ją, kiedy doszedł do niewielkiego zabłoconego wzniesienia.
Niestety za późno, poślizgnęła się i wylądowała dupą na ziemi. Podał jej rękę, ale nie mogła wstać, bo cały czas się śmiała, choć sytuacja do zabawnych nie należała.
- Jeśli chcesz możemy się cofnąć. Przebierzesz się – zaproponował.
- Nie ma mowy. Żebym ubabrała drugie spodnie?
- No dobra. To powiedz, jaki masz pomysł na rozpoczęcie poszukiwań.
- Nie wiem. Myślałam, że ty poprowadzisz.
- Ehm… No nie wiem… W prawo? – spytał, wskazując leśną dróżkę po swojej prawej.
- Myślę, że jednak droga w lewo wydaje się bardziej sensowna – zamyśliła się.
- Podobno ja miałem prowadzić – zauważył.
- No dobra. Chodźmy w prawo.
Westchnęła i ruszyła pierwsza we wskazanym przez niego kierunku.
- Jesteś dzisiaj aż nazbyt ugodowa. Mogę zapytać dlaczego? – zainteresował się Jay, kiedy kierowali się zarośniętą ścieżką.
- Cóż, wracam do domu. Chcę zostawić po sobie dobre wrażenie.
- I tak jest dobre. Możesz dalej zrzędzić.
- No… dzięki. Ale nie zamierzam.
- Nie rozważałaś zostania tutaj na dłużej? – zagadnął.
- Cóż… No dobra. Mogę ci powiedzieć prawdę. Chciałabym zostać, ale Madzia mnie tu nie chce.
- Dlaczego miałaby cię nie chcieć?
- Wiesz, wychowywałyśmy się w małym mieszkaniu na blokowisku. Może ceni sobie spokój i to, że wreszcie ma coś tylko dla siebie.
- Myślę, że Maggie cieszyła się, mając cię przy sobie.
- Ale to nie znaczy, że nie ma mnie dość. Każdy po jakimś czasie ma mnie dość i kto jak kto, ale ty powinieneświedzieć, o czym mówię. – Zatrzymała się, żeby odsapnąć i wsadziła sobie przydługą grzywkę za ucho, bo słabo widziała. Niestety to nie pomogło. Prawie oberwała w twarz gałązką, której nie zauważyła, na szczęście Jay w ostatniej chwili ją złapał zanim wyrządziła krzywdę jego towarzyszce.
- Rany, dzięki – przestraszyła się.
- Ja pójdę pierwszy – zobowiązał się chłopak i przedzierał się przodem, by torować jej drogę.
Znowu panowała cisza. Maszerowali tak do miejsca, w którym znaleźli sporo drewna, ale mokrego, które nie nadawało się do użytku.
- Mam nadzieję, że wiesz, jak stąd wrócić. – Monika spojrzała na Jaya spode łba. – Moja orientacja w terenie jest równa zeru.
- Spokojnie. Robinson ze mnie żaden, ale trafię. Tylko że najpierw musimy znaleźć drewno, bo nie zamierzam wracać z pustymi rękoma.
- Duch rywalizacji, co? – spytała, ale nie czekała na odpowiedź, tylko rozejrzała się po okolicy. – Mam nadzieję, że znajdziemy coś zanim się ściemni.
- Spokojnie – położył jej pokrzepiająco rękę na ramieniu, ale widząc, że spojrzała na niego zdziwiona, szybko ją cofnął i odchrząknął. – Chodźmy, szkoda czasu.
- Jayne powiedziała, że gdybym chciała, może podszepnąć o mnie dobre słówko swoim znajomym. Na ścisk znalazłabym tu jakąś pracę – zagadnęła Monika, dręczona tą nieustanną ciszą, która kłuła ją w uszy.
- A ty co na to?
- Nie wiem, czy nadaję się do cateringu. Madzia twierdzi, że potencjalne miejsca pracy dla mnie się zawężają, bo każda posada jest dość niebezpieczna. Wiesz, chodzi o moje skłonności piromanki – wyjaśniła.
- Załapałem.
- No ale mniejsza o to. – Machnęła ręką i prawie wylądowałaby na ziemi, gdyby nie jego ręka wyciągnięta w jej stronę. Podziękowała ponownie i wróciła do dyskusji. – Wyprawiliście mi już imprezę pożegnalną, więc nietaktem byłoby zostać.
- Myślę, że chłopacy by się ucieszyli, gdybyś nie wróciła do Polski – odważył się zauważyć.
- Czy ja wiem… Skoro już mamy tutaj chwile zwierzeń, to powiem ci, że przykro mi się zrobiło, kiedy tak kategorycznie nie chcecie, by Madzia pracowała dla The Saturdays i odeszła od was. Doceniam fakt, że wyprawiliście dla mnie imprezę, ale o wiele milej byłoby mi wiedzieć, że chcecie, żebym została…
- Skoro już mamy te chwile zwierzeń – zaczął od cytowania jej słów – to ja chciałbym, żebyś została.
- O, patrz! Jakaś szopa! – Monika urwała dyskusję, bo zauważyła w oddali drewniany budynek. – Ale co ty mówiłaś? – przeniosła wzrok z powrotem na niego, ale potrząsnął głową i stwierdził, że najpierw powinni sprawdzić, czy znajdą tam jakieś drewno.
Była zamknięta na kłódkę, ale na zardzewiałą, którą chłopak rozwalił jednym kopniakiem. W środku było mnóstwo suchego drewna i coś na kształt sani, na których ułożyli odpowiednią ilość porąbanych pieni i ruszyli w drogę powrotną. Trochę zabłądzili i kluczyli, rozmawiając o pierdołach. Poważnych kwestii już nie poruszyli, bo nie bardzo im to wychodziło.
Tymczasem Madzia i Nath mieli podobne zmartwienie co Jay i Monika na rozwidleniu dróg.
- Teraz w prawo – kierowała chłopaka nastolatka.
- Nie, teraz w lewo – odpowiedział, wykonując ruch wedle swoich przekonań.
- Tam ugrzęźniemy – poinformowała go.
- Myślisz, że ta mała błotna kałuża to ruchome piaski, czy co? – prychnął. – Daj dorosłym myśleć, a sama zajmij się… nie wiem, łapaniem zasięgu i dzwonieniem do Payne’a. Albo do Stylesa.
- Hej, przestań! Naprawdę przeginasz z tym zachowaniem. Nie mam pojęcia, co ci zrobiłam, ale z tego co pamiętam, to ty wczoraj zachowywałeś się skandalicznie.
- Ja, skandalicznie? Proszę cię. Musiałem trochę wypić, bo na trzeźwo bym was nie ogarnął.
- Nie jedź tu, bo ugrzęźniemy! – zmieniła temat, by go ostrzec.
- Przestań mi mówić, co mam robić. Nie jestem twoim chłopakiem, do cholery!
- Ale najwyraźniej byś tego chciał! – odpowiedziała mu krzykiem na krzyk i wtedy zdali sobie sprawę, że wywróżyli sobie los, bo samochód przebierał kołami w miejscu, coraz bardziej zakopując się w gęstą kałużę mułu.
- Gdybym była jedną z tych dziewczyn, które wypominają chłopakom błędy, powiedziałabym „a nie mówiłam”. Ale nie jestem jedną z tych dziewczyn.
- Tak. Ty jesteś jedną z tych, które interesują się tylko członkami znanych zespołów, żeby trafiać na pierwsze strony gazet.
Tymi słowami przegiął.
~*~
super rozdział :)
OdpowiedzUsuńoczywiście że wezmę udział w ankietach :)
czekam na next :)
went!!!
Ma chłopak przesrane.
OdpowiedzUsuńNathan to przesrany cham, który nie umie wyjawić swoich uczuć tylko jest jebanym ch*jem. Normalny dzieciak.
Ja już zagłosowałam w ankietach.... a ty dajesz nexta. Kocham cię i daj rozdział... proszę, proszę, proszę.
uuuu....
OdpowiedzUsuńMonika i Jay , wreszcie coś pomiędzy nimi rodzi :)
Te ostatnie słowa Nathana były chamskie....
czekam na nexta
I mam nadzieje że JAY BĘDZIE Z MONIKO
Nath co do cholery ci się stało? Czy ty jesteś normalny? Monika i Jay uhhuhuhu...
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział czekam na next
Twój blog znalazłam tuydzień temu przypadkiem, i żałuje że tak póżno go znalazłam bo przewspaniały !!!!!! To co się dzieje między Nathem a Madzią brak słow(oczywiście z wrażenia)( a pozostałe przygody poprostu nie do opisania! Jesteś Genialna!
OdpowiedzUsuńOla:)
Jestem zła.Na tego durnia Nathana.Czy on nie może powiedzieć Madzi co do niej czuje wprost,tylko musi odstawiać jakieś scenki zazdrości? Faktycznie tym ostatnim zdaniem przegiął.
OdpowiedzUsuńW dodatku jaki z niego morderca,no.Nie spodziewałabym się,że będzie potrafił zabić zwierze.Co prawda to był gryzoń ale zwierze.
Czekam oczywiście na kolejny; )
E.
Po pierwsze : Opowiadanie mistrzowskie,jak zawsze ;*
OdpowiedzUsuńPo drugie: Albo ktoś rozjedzie Nathan'a,albo ja to zrobię w trybie natychmiastowym !!! :D Kocha Magdę, a tak trudno podejść do niej i po prostu wyjawić swoje uczucia ?!!!! Ja tylko na to czekam z jego strony,nie oczekuję więcej,haha :D
Po trzecie: Czekam na CD,weny ;******
Super rozdzial!!
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta!!
Pisz szybko!,
Czekam z niecierpliwoscia!!
Alex <3
Głupi Nathan...
OdpowiedzUsuńŻadne opowiadanie nie wzbudziło takich uczuć. Chodzi mi o moje zdenerwowanie w stosunku do Nathana po ostatnich słowach. Po prostu adrenalina mi podskoczyła.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następne rozdziały, bo czuję w kościach, że będzie ciekawie.
Co się dzieje z Nathanem? :o Ejejej, niech Madzia i Nath się nie kłócą :c Ale tak wgl to Nath przegial tymi ostatnimi słowami >.< Jak on tak mógł powiedziec?! Już ja mu dam xD
OdpowiedzUsuńSzczurek [*] Jak ty Nathanie Jamesie Sykes tak możesz?! :c
Padlam z TomToma pod prysznic xd Boi dudek :D Nie no.. Ale pająki są straszne :x
swietny rozdzial, zresztą jak KAŻDY :3
Nir mogę się doczekać nastepnego :D
wenyy ;*
A tak wgl to mowilam Jay i Monia :D Będzie... Monay xD Nie wyszło :D
UsuńKurde. Mam ochotę wyrzucić komputer przez okno w tym momencie, ale przynajmniej dokończę komentarz.
OdpowiedzUsuńDziewczyno!
Jak to jest, że ciągle kibicuję Nathan'owi, a w końcu ty piszesz rozdział jak ten i chcę zepchnąć go z klifu? W obecnym momencie chyba wolałabym, żeby Madzia spiknęła się z Liam'em, chociaż... Nie przepadam za tą parą. W ankiecie jest jeszcze Hazzuś, ale to takie wyrośnięte, zboczone dziecko.
Biedna Madzia.
Co do Moniki... hm. Jakoś nie widzę, żeby ciągnęło ją do Jay'a tak, jak do Tom'a. Myślę, że Tom-Tom jest dla niej ciekawym wyborem. I nawet napisałaś to, co ja ostatnio w komie! 'Kto się czubi, ten się lubi'. A Jay z kolei tak bardzo przystaje z Magdą... aż za bardzo. Monika może być zazdrosna.
Ech, a jak masz problem, to... Zeswataj Monikę z kimś z McFly, a Magdę z kimś z JLS.
No cóż. Rozdział na pewno bagna nie przypomina! Dobrze, że Monika nie wraca jeszcze do ojczyzny.
Chciałabym, żeby między dziewczynami relacje się poprawiły...
Oby szybko był następny!
Jak to wcześniej w innym komentarzu widziałam "Jaynica" świetne. Oczywiście kibicuję Monice i Jay'owi. Cieszę się, że wreszcie coś między nimi iskrzy :) Nie podobało mi się zachowanie Natha. Bardzo dziecinne. A te ostatnie słowa skierowane do Madzi... przegiął. Rozdział świetny i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :) I po raz któryś napiszę, że jesteś świetna. Pozdrawiam :* Karolina
OdpowiedzUsuńOj! Oj! Nathan... Grabisz sobie oj grabisz xD.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny!
Strasznie mi sie podoba, i czy mi się wydaję, czy Jay'a "ciągnie" do Monici? Jeżeli tak to świetnie!! :)
Nathan i Maggie, no coś się kroi...
Rozdział przepełniony prawdomówstwem i zwierzaniem...
Niezmiernie mi się to wszystko podoba <3
Weny i oby Ci się nie skończyła ;))
Rozdział wspaniały
OdpowiedzUsuńprzepraszam ze nie skomentowalam poprzedniego ale tak jakos nie bylo czasu
w sondzie nie zaglosuje bo ciezko podjac mi decyzje
czekam na kolejny rozdział
=D
rozdział zajebiaszczo zajebiaszczy,hehe ^^
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba,ale Nathan....wkurzył mnie,po prostu jakbym go znalazła to...nieważne :D Mam nadzieję,że zdecyduje się wyznać Madzi co czuje.;p
Czekam na następny, natchnienia życzę ;*
ajjj dziekuje za dedykacje ;) doceniam naprawde ;p rozdzial cudny nie moge sie doczekac nexta ;) zapraszam tutaj ;) http://immorethanthis.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZaskoczylo mnie zachowanie Sivy. Naprawde! Nie wiedzialam, ze jest taki "odwazny";D Ale jak czytam o nim i o jego dziewczynie to smialo moge stwierdzic, ze sa razem przeslodcy:) Z kolei co do Nathana i Madzi to powiem tak, coraz bardziej nie rozumiem jego zachowania, ale mam nadzieje, ze chlopak jakos sie ogarnie, bo cos mi sie wydaje, ze Liam nie jest na przegranej pozycji;) A jako fanka obu zespolow to.... sama nie wiem, ktorego powinna wybrac.
OdpowiedzUsuńSwietny rozdzial:)
Dziekuje za dedykacje:*
Bardzo mi milo:)
stereo-soldier.blogspot.com
(Niedlugo nowy rozdzial, ktory rzuci troche swiatla na relacje Little Mix, One Direction i Chanel)
Niesamowite! <3
OdpowiedzUsuńKochana, masz niezwykły talent! <3
Czeeekam na kolejny rozdział!
WENY! <3
marrymeharrystyles.blogspot.com/
Zastanawia mnie jedno czy probujesz nas zrazic do nathana czy tylko chcesz pokazac ze na kacu a na dodatek co raz bardziej nie moze sobie poradzic z uczuciem do madzi. nie sie ogarnie i szybko ja przeprasza najlepiej pocaluje i wyzna uczucia bo dalej nie rozumiem dlaczego takie sceny mogly byc z liamem a nathem nie. Co kocham w Twoim opowiadaniu to jak potrafisz wyrazic uczucia wszytkich bohaterow i ich zachowania. Opisujesz to w wspanialy sposob. Pomomo okropnego zachowania nathana dalej mu kibicuje kazdy czasami nie wytrzymuje sie i eyzywa sie na wdzystkim i wdzystkich ale przeciez wiemy ze nathan jest uroczy mily pomocny itd. Niech wyjda jego uczucia na wierzch bo sir zastrzele. Dawsj nrxta.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Marta
Na: stereo-soldier.bogspot.com pojawił się nowy rozdział:)
OdpowiedzUsuńZapraszam!!!