A jednak!
Czasu brak, ale jako że odcinki są już napisane, wklejam kolejny w nadziei, że uda mi się wpoić Wam miłość do zespołu McFly (zachęcam do obejrzenia krótkich filmików).
Dostałam dziś słabą ocenę i jestem bardzo zła, bo wydawało mi się, że umiem wszystko śpiewająco, ale mam nadzieję, że poprawicie mi humor komentarzami. Zbliżamy się bowiem do jednych z moich ulubionych rozdziałów.
W piątek nadrobię zaległości u Was i zostawię po sobie ślad, obiecuję.
Dziękuję, że czytacie :*
W tym rozdziale Madzia i chłopacy stają w obliczu niebezpieczeństwa, a Monika ponownie spotyka zespół McFly. |
~*~
Pojechali do restauracji, bo
zgłodnieli. Tradycyjnie już Madzia nie wybrała nic wyszukanego tylko zwykłego
hamburgera. Chłopacy poszli w jej ślady, jedynie Jay zamówił wegetariańskiego.
Big Kev i Martin nie zmieścili się przy stole, zajęli więc miejsca przy barze,
co bardzo Madzię ucieszyło. Ciekawe, co myśleli o niej po opowieściach w
samochodzie. Czy nadal rozważali, czy rzeczywiście przespała się z Nathem?
Widząc zahipnotyzowany i wygłodniały wzrok ochroniarza, szczerze w to wątpiła,
ale nadal się lekko stresowała.
- Kiedy twoja siostra wraca? –
zagadnął Max, wracając z łazienki.
- Jutro – odpowiedziała
nastolatka, zdając sobie sprawę, że czas zleciał tak szybko.
- Dobrze. Tobą nie musimy się
martwić, bo jakoś rozwiążemy sprawę z The Saturdays. Ale Brukselce przydałoby
się jakieś pożegnanie. W końcu trochę z nami zabawiła.
- No, trochę – przyznała Madzia.
- Seev mówił, że Nareesha
polubiła Monicę. Można by ją zaprosić – wtrącił Nath.
- Serio? Polubiła ją? – zdziwił
się Tom.
- A co w tym takiego dziwnego?! –
obruszyła się Madzia. W sumie nie miała pojęcia o pogawędce dziewczyny Sivy z
jej siostrą, ale fakt, że Tom tak bardzo dziwił się, że ktoś może lubić Monikę
był niezbyt uprzejmy.
- To znaczy… Dziwi mnie to, bo
Kelsey też się dobrze o niej wypowiadała.
- No popatrz. To ja zaproszę
Michelle. Zadziwiające, bo na wszystkich naszych dziewczynach Brukselka wywarła
pozytywne wrażenie. – Max klasnął w dłonie.
- A ja to niby co?! – spytała
Madzia.
- W sumie to nie mówiły o tobie –
zamyślił się Siva.
- To jest tak, że dziewczyny
lubią patrzeć, jak inne sobie nie radzą. Tak samo jest z komplementami.
Pochwalą u koleżanki coś, jeśli mają rzecz podobną, ale ładniejszą – zaczął
filozofować Tom.
- A co to niby ma do rzeczy?
- Jak to co? W towarzystwie
twojej siostry najwyraźniej czuły się świetnie, bo ich małe wpadki zostawały
niezauważone przez ogromne wtopy Brukselki…
- Myślę, że jednak nie o to
chodzi – wtrącił Nath, popijając colę.
- Dziękuję bardzo! – ucieszyła
się Madzia. – Jeden co broni mojej siostry! A myślałam, że za nią nie
przepadasz.
- Bo nie przepadam – przyznał się
chłopak, ale szybko ugryzł się w język.
- Co? – dopytywała się, wpatrując
się w niego świdrującym wzrokiem.
- Za dużo jej wszędzie. Ja wolę
spokój.
- Już niebawem będziesz miał go
pod dostatkiem, bo Brukselka wraca do domu – oświadczył sucho Jay.
- I z kim ty teraz będziesz
spędzał noce? – spytał ze śmiechem Max i wszyscy wybuchli śmiechem,
rozładowując atmosferę.
Kelnerka przyniosła zamówione
potrawy i oddaliła się obsługiwać resztę (Big Kev postanowił zjeść wszystko z
menu).
- Madzia? – usłyszała nagle
nastolatka po polsku, kiedy próbowała zabrać się za postawione przed sobą
danie.
Spojrzała na dziewczynę, z której
ust wyrwały się te słowa. Miała przed sobą Jessicę, siostrzenicę Joe.
- Co ty tutaj robisz? Nie
powinnaś być… w poprawczaku?
- To już przeszłość. Wujek
zapłacił komu trzeba i wróciłam do szkoły prywatnej! – oznajmiła z entuzjazmem,
rzucając się na starą znajomą i ściskając ją za wszystkie czasy.
- Kto to jest? – spytał
zirytowany Tom, a Nath szturchnął go, żeby dał Madzi rozmawiać w spokoju.
- Więc… nadal nie pracujesz dla One Direction? – wypytywała Jess.
- Znowu te gogusie… - westchnął
Max, rozumiejąc tylko nazwę konkurencyjnego zespołu.
- Cały czas dla The Wanted – przyznała szczerze Madzia,
nieco zażenowana, że spotyka tę wariatkę, która ukradła kalendarze chłopaków z
zespołu, żeby tylko przypisać wszystkie zasługi za akcję dobroczynną swoim
ulubieńcom.
- No cóż… Pomyliłam się co do
tego czy masz dobry gust – kontynuowała Jess. – Wtedy na koncercie wybrałaś
dobrze, ale potem wszystko się posypało i…
- Czy ktoś może powiedzieć tej
lasce, żeby się przymknęła?! – zapytał wściekły Tom. – Jej skrzekliwy głos
sprawia, że głowa mi pęka. No i jestem głodny.
- Ale przecież zjadłeś już połowę
chilli – zauważył Nath.
- No i? Maggie też jest pewnie
głodna.
- Wiesz, Jess… - zaczęła
nastolatka w stronę starej znajomej. – Miło było cię spotkać, ale…
- Co? Spławiasz mnie, bo lubimy
konkurencyjne zespoły?!
Dziewczyna zachowywała się
nieobliczalnie i wszyscy się zaniepokoili. Big Kev pytał o coś w stylu, co się
dzieje, ale go ignorowali, bo było za duże zamieszanie.
- Z kim tu jesteś, Jess? Z
poczciwym Joe? – spytała Madzia, odchrząkując i starając się przybrać normalny
ton. – Znaczy… z twoim wujkiem Joe?
- Nie. Z kolegami. – Dziewczyna
założyła ręce na piersi i wskazała na stolik przy którym czterech łysych
osiłków odzianych w skóry wierciło wzrokiem dziurę w świadomości Madzi.
- Myślałam, że nie masz zbyt
dużej liczby przyjaciół…
- Tych poznałam w poprawczaku.
Wypuścili ich, bo skończyli osiemnaście lat. Okazuje się, że chodzą tam
naprawdę porządni ludzie.
Madzia wytrzeszczyła oczy w
stronę grupy łysoli, którzy właśnie rozciągali ścięgna i rozgrzewali nadgarstki
przed widmem bójki wiszącym w powietrzu.
- Max, twoi ziomale! –
zachichotał Siva, ale zignorowali jego głupią uwagę, bo się zaniepokoili.
- Lepiej stąd chodźmy -
zaproponował Jay, wyciągając z kieszeni portfel w celu zapłaty za obiad.
- Dobry pomysł – podchwycił Nath.
Tom wyglądał, jakby zaraz miał
się zacząć jego atak histerii, Max zmarszczył brwi jak troskliwy tatuś i
podszedł do Madzi, kładąc jej rękę na ramieniu.
- Pożegnaj się z koleżanką i
chodźmy. Terminy nas gonią.
- Spływaj kurduplu! Mamusia cię
nie nauczyła, że się nie wtrąca, kiedy damy rozmawiają?! – warknęła Jess.
Co się z nią stało w tym
poprawczaku? Była jeszcze dziwniejsza niż wcześniej, a do tego… groźna. Łysi
koledzy zaczęli wstawać z miejsc i kierować się w ich stronę. Sytuacja się
pogarszała.
- Muszę już iść, Jess, naprawdę.
Pozdrów wujka i… bywaj… - Madzia gwałtownie się odwróciła, próbując wyminąć
Maxa i wpadła na kelnerkę, która trzymała dzbanek z kawą, który niefortunnie
uderzył nastolatkę w głowę.
Zamroczyło ją i nogi się pod nią
ugięły. Poczuła, że ktoś chroni ją od upadku. Mógł to być Max, ale równie
dobrze Big Kev, którego widziała jako ostatniego przed uderzeniem w głowę. Nie
wiedziała, czy zasnęła czy zemdlała. Pewne było jednak dopiero to, że do siebie
wróciła w samochodzie.
Przebudziła się z głową na
kolanach Sivy, co tak ją zawstydziło, że podniosła się gwałtownie i uderzyła w
dach samochodu.
- Au! – powiedziała głośno,
łapiąc się za bolące miejsce.
- Ten sufit powinien być wyżej –
oznajmił Max, który niedawno miał podobny wypadek.
- Co to w ogóle było?! – uniósł
się Tom. – Takich masz znajomych?!
Dziewczyna przyjęła od Natha
butelkę wody mineralnej i powoli ją popijając, opowiedziała, że była to ta
Jess, która była zamieszana w aferę charytatywną. Zrozumieli.
- A co się działo po tym jak odpłynęłam?
– zapytała, rozglądając się po samochodzie i dochodząc do siebie.
Samochodem kierował Max, obok
którego siedział Jay. Siva, Nathan i Tom byli z nią z tyłu.
- Gdzie Kevin i Martin?
- To długa historia. – Jay
machnął ręką.
- Ale chciałabym ją znać!
- No dobrze – westchnął Nath i
zaczął opowieść. - W skrócie, zemdlałaś.
Max wziął cię na ręce i chciał wynosić, a Tom wdał się w potyczkę słowną z
łysolami. Max to usłyszał, odwrócił się, by sprowadzić go do porządku i
poślizgnął się o rozlaną przez kelnerkę kawę. Tak nabił ci tego guza. – Chłopak
wskazał jej bombę na czole, która bolała przy dotyku.
- Przepraszam, Meggs. Bałem się,
że Tom zrobi coś głupiego – odezwał się z siedzenia kierowcy Max.
- W porządku, przeżyję. Ale to
nadal nie wyjaśnia, gdzie są Martin i Kevin.
- To ja powiem! – zobowiązał się
Jay i obrócił się do tyłu, żeby lepiej widzieć rozmówczynię. – Zamieszanie
sprawiło, że Siva i Nath ruszyli pomóc Maxowi zbierać cię z podłogi. Ja
poszedłem odciągać Toma od łysoli, ale jak się okazało, większe zagrożenie
stanowiła ta małolata. Krzyczała w stosunku do nas jakieś wyzwiska, więc Martin
zaczął jej grzecznie tłumaczyć, że zachowuje się nieodpowiednio. Wtedy go
opluła.
- I co dalej?! – zirytowała się
Madzia, widząc, że Jay urwał opowieść w najciekawszym momencie.
- Ten idiota powstrzymał mnie
przed uderzeniem jednego z osiłków – kończył Tom, wskazując na Loczka. –
Wyciągnął mnie na zewnątrz i zapomniał zapłacić, mimo iż wcześniej wyciągnął
portfel.
- Zostawiłem go na stole –
westchnął Jay.
- No i dziesięć funtów poszło się... – zaczął z chichotem Tom, ale Jay zmroził go wzrokiem, żeby nie kończył. – Zaraz, zaraz… Czy ty czasem nie wsadziłeś tam numeru
tej laski od wywiadu?
Pytanie chłopaka zostało
zignorowane, bo Madzię bardziej interesowało, w jaki sposób wynieśli ją
nieprzytomną z restauracji, podczas gdy ochroniarz i menedżer zostali na polu
bitwy.
- Ja z Sivą cię wynieśliśmy, a
Nath przytrzymał drzwi. Jay z Tomem również byli na zewnątrz tak się złożyło,
że zamiast portfela Jaybird wziął kluczyki Martina, leżące na jego stoliku –
wyjaśnił Max.
- Jakoś nie pomyśleliśmy, by na
nich zaczekać. Ktoś musiał zostać i załagodzić konflikt. – Tom wzruszył
ramionami.
- Chyba wiem już wszystko… -
westchnęła Madzia, bezładnie opadając na siedzenie, z dala od Sivy, który znowu
ją onieśmielał.
- Ale następnym razem lepiej
dobieraj sobie znajomych – poradził Nath.
- Mam prosić poznane osoby o
prezentację kartoteki zdrowia psychicznego?
- Nie zaszkodziłoby.
Roześmiali się. Martin zadzwonił na telefon Natha, by dowiedzieć się, gdzie są, ale
chłopak oznajmił mu, że biorą sobie dzień wolnego.
- Co robicie?! Nie możecie! Mamy tyle na głowie! – rzucał się po
drugiej stronie menedżer, ale chłopak go rozłączył. – To co z tą imprezą
pożegnalną dla Brukselki?
- Nie poznaję cię, brachu – zachichotał
Tom. – Nasz mały Nath dorasta!
Podczas gdy Madzia razem z
chłopakami przeżyli burzącą krew w żyłach przygodę i postanowili znaleźć
miejscówkę na urządzenie imprezy, Monika poczuła, że tabletka wreszcie zaczęła
działać. Mogła się wreszcie ogarnąć i sprowadzić do normalności. Suszarki nie
było, a swoją wyrzuciła, bo nie pasowała do tutejszych gniazdek. Umyła więc
głowę i zaplotła włosy w warkocz, żeby zrobić sobie naturalne loki.
Pół godziny później ktoś zapukał
do drzwi.
- Obsługa hotelowa! – rozległo
się po drugiej stronie, co nieco zbiło ją z tropu.
- Ale ja się jeszcze nie
wymeldowuję – oznajmiła, otwierając drzwi.
- Między dwunastą a piętnastą
zawsze sprzątamy, bo to czas obiadu i goście wychodzą do restauracji –
wyjaśniła uprzejmie pokojówka.
- Acha. Nie wiedziałam.
- Mogę wrócić za piętnaście
minut, jeśli potrzebuje pani czasu – zaoferowała się kobieta.
- Nie trzeba, wezmę tylko moje
rzeczy.
Monika ogarnęła pokój i zabrała w torebkę
wszystkie kosztowności, które ewentualnie mogły zostać skradzione. Wyszła.
Nie bardzo miała ochotę na
wydawanie pieniędzy w hotelowej restauracji, zresztą, mogła zostać tam
brutalnie opluta po raz kolejny, wolała więc uniknąć takiego rodzaju przygód.
Skierowała się do windy, by tuż za zakrętem poczuć jak coś mokrego i twardego
spada jej na głowę. Ściągnęła z głowy coś, co okazało się rozpaćkaną
mandarynką, którą ktoś rzucił o sufit.
- Co do… - zaczęła, , spoglądając
na klejące ręce. Nie wiedziała, co zrobić z owocem.
Po drugiej stronie korytarza do
rozpuku zaśmiewał się rudawy chłopak z McFly, którego imienia nie pamiętała. Do
niej natomiast podszedł drugi, który tak wystraszył ją i Madzię w windzie.
Szczerzył zęby od ucha do ucha, a z oczu zrobiły mu się małe szparki.
- Mogę? – zapytał, wyciągając w
jej stronę ręce na których niepewnie położyła rozpaćkaną mandarynkę.
- Przepraszamy, uczyliśmy
Dougie’go żonglować – wyjaśnił facet, którego również miała okazję oglądać
podczas obiadu z Jayne.
- A nie mogliście tego robić w
pokoju? – spytała poirytowana. – Właśnie umyłam włosy.
- Sprzątaczka wjechała tam ze
swoim sprzętem! – odkrzyknął rudy pomiędzy atakami śmiechu.
- Przepraszamy – skruszył się
Tom, jedyny, którego imię pamiętała. – Naprawdę nam się tu nudzi i szukamy
sobie atrakcji.
- Zdaję sobie sprawę, że dla
członków zespołu taki podrzędny hotel nie ma odpowiednich rozrywek. Zapewne nie
ma tu nocnych klubów, sauny i…
- Hej, hej! Bez takich! –
obruszył się rudy. – To w tym hotelu powstał nasz zespół!
Uniosła ręce w geście poddania.
- Zresztą, to fajna zabawa. Nawet
Tomowi się podoba – oznajmił chłopak zwany Danny, wieszając się na ramieniu
kumpla.
Oboje stali po drugiej stronie
korytarza, a ona czuła się osaczona przez ich dwóch kolegów. Jeden z nich,
ten rzucony przez Frankie, szczerzył się do niej jakiś opóźniony w rozwoju.
Tom najwyraźniej był najbardziej
twardo stąpający po ziemi z nich wszystkich, bo podszedł do niej, przedstawił
się i po raz pierwszy dał jej wypowiedzieć swoje imię. Harry podążył jego
śladem i przeprosił za Danny’ego, który wcześniej opluł ją sokiem. Zażartowała,
że podrzuci mu sweter, żeby go wyprał. Śmiali się, choć w gruncie rzeczy
powinna właśnie tak zrobić. Danny również się przedstawił i zaczął śpiewać
jakaś piosenkę o pokoju, najwyraźniej ich przebój. Śmiesznie artykułował
dźwięki i tańcował do tego. Dougie
również oficjalnie się przedstawił i znała już wszystkich.
- Grasz z nami? – zapytał,
wyciągając z tylnej kieszeni spodni kolejną mandarynkę.
- Nie umiem żonglować – zaśmiała
się.
- On też nie umie! W końcu
rozkwasił mandarynkę na twojej głowie! – odezwał się Danny.
- Ty też nie umiesz żonglować –
zauważył Harry.
- Odezwał się ten, co umie!
- Tu nie chodzi o to, żeby umieć
żonglować, tylko o to, żeby się dobrze bawić – dodał Tom, biorąc trzy owoce i
zręcznie żonglując nimi tak, żeby nie spadały na ziemię.
- Rzucając mandarynkami o sufit?
– spytała zdziwiona Monika, wskazując w górę. Farba w kilku miejscach była
ubrudzona pomarańczowym sokiem.
- Na przykład. Spróbuj – zachęcił
Dougie, wciskając jej kilka mandarynek do rąk. – Nie myśl, tylko poczuj.
Danny ponownie wybuchł śmiechem,
ale zdążyła się do tego przyzwyczaić, więc jej to nie przeszkadzało. Tym bardziej,
że słowa były zabawne.
- No nie wiem…
- I tak nie możesz wrócić do
pokoju i umyć głowy, bo teraz sprzątają. – Tom wzruszył ramionami, a ona
przymknęła oczy i z całych sił wyrzuciła mandarynki w górę.
- Ja wam dam, łobuzy! – rozległ
się skrzekliwy wrzask jakieś staruszki, która właśnie opuszczała swój pokój. –
Wczoraj potknęłam się na tych waszych mandarynkach!
- Spokojnie babciu, bo serce ci
stanie! – odkrzyknął Danny, a widząc, że kobieta z wyciągniętą laską rusza w
jego stronę, zakomenderował. – W NOGI!!!
Wszyscy puścili się biegiem w
kierunku windy, której drzwi zamknęły się w ostatniej chwili, żeby ich nie
dosięgła. Monika nie wierzyła, że się z nimi bratała. Czy to z braku lepszych
rzeczy do roboty? Czy z żalu, że następnego dnia wraca do Polski?
- Masz jakieś plany? – zapytał
nagle Harry, wyrywając ją z rozmyślań.
- Eee… nie, żadnych – przyznała
szczerze.
- Chodź z nami na kawę –
zaproponował Tom.
- Właśnie, chodź z nami! Zanim
babcia dokula się na dół zdążymy wypić po kilka litrów.
- Nie piję kawy.
- No to na sok – oznajmił Dougie,
a Harry i Danny parsknęli śmiechem, przypominając sobie sytuację z
opluciem.
- Proponuję obiad, bo to w sumie
ta pora – podsumował wszystko Tom.
Po chwili śmiali się wszyscy.
Nawet aroganckie i szowinistyczne dowcipy Danny’ego nie były w stanie
przysłonić pozytywnego wrażenia, które miała o tych chłopakach. Byli bardzo
otwarci i czuli z nią dziwną więź, spowodowaną wspólną niechęcią do Frankie.
- A gdzie jest twoja koleżanka? –
zainteresował się Danny.
- Siostra – poprawiła go. – I
jest dla ciebie stanowczo za młoda.
- Spokojnie, on tylko tak gada –
wytłumaczył kumpla Tom. – Ma już dziewczynę.
- I to miss Anglii 2008 –
dokończył Danny, a Dougie spojrzał na niego dziwnie.
- 2007, głąbie.
Rudy machnął ręką i wyszczerzył
duże zęby.
- No to gdzie masz siostrę?
- Jak już niektórzy z was
słyszeli, ona jest asystentką Jayne Collins i pracuje razem z The Wanted. Przynajmniej na razie, do
wyjaśnienia sytuacji.
- A ty jesteś tu, bo ona jest
niepełnoletnia? – dopytywali się.
- Powiedzmy, że przyjechałam w
odwiedziny, ale moja wrodzona nieuwaga spowodowała, że narobiłam sobie długu. I
żeby go spłacić musiałam też przez jakiś czas pracować dla The Wanted.
- Nasi ziomale – roześmiał się
Danny.
- Ale teraz już go spłaciłaś,
tak? – zapytał Tom.
- Yhm. Jutro po południu mam
samolot do Polski. Wszystko już załatwione. – Nie zdawała sobie sprawy, jak
bardzo smutno zabrzmiał jej głos. Spojrzeli na nią zatroskani, jakby byli jej
najbliższymi przyjaciółmi. Żałowała, że chłopaków z The Wanted nigdy w taki sposób nie obchodziła. – Dajcie spokój. Nie
musicie na mnie patrzeć, jakbym właśnie straciła szczeniaczka. Mam swoje lata,
poradzę sobie. – Machnęła ręką, by oddalić od siebie zmartwienia, ale nadal
tkwiły w niej gdzieś głęboko, choć nie chciała tego przyznać nawet przed sobą.
- Nasz menedżer będzie miał operację i
potrzebujemy kogoś, kto zajmie się terminarzem i dopilnuje, żebyśmy wszędzie
byli na czas – oznajmił nagle Dougie, a oni spojrzeli na niego z szeroko
otwartymi oczami.
- No co?
- Dziękuję wam, ale nie czuję się
przygotowana do takiej pracy. Nie znam zbyt dobrze języka, zresztą wszystko
leci mi z rąk i tylko kwestią czasu jest jak wywołam kolejny pożar.
- Kolejny?
- Długa historia.
- Nam się nigdzie nie spieszy –
powiedział Harry i jak na złość do restauracji wtargnęła uciążliwa staruszka.
- Tam są te łobuzy i ta
lafirynda! – ryknęła, wskazując ochroniarzowi zespół.
Monika była gotowa do kolejnej
komendy do ucieczki, ale na nic takiego się nie zanosiło. Wysoki i barczysty
pracownik ochrony podszedł do stolika, do którego zamówili potrawy z karty.
- Wypraszam sobie, żeby tak się
zwracać do mojej znajomej. – Danny wyciągnął z rękawa swoje umiejętności
dramatyzmu i zaczął udawać oburzonego.
- Najmocniej przepraszam, ale ta
pani twierdzi, że panowie i panów znajoma robiliście hałas na korytarzu i
rzucaliście… tym, co kiedyś było mandarynkami. – Ochroniarz podsunął Danny’emu
pod nos rozkwaszony owoc.
- Najmocniej przepraszam, ale nic
mi na ten temat niewiadomo – zaparł się.
Dougie nie mógł być poważny. Same
oczy mu się śmiały. Harry dźgnął go w żebra tak mocno, żeby nie dał po sobie
poznać, że coś jest nie tak.
- A co się stało temu panu? –
zaciekawił się pracownik ochrony.
- Bolą go te bezpodstawne
oskarżenia! – uniósł się Danny.
- Bezpodstawne?! – obruszyła się
starsza kobieta. – Doskonale was widziałam!
- Doskonale, babciu? Serio? To
przeczytaj to! – Chłopak pochwycił ze stolika menu i podłożył jej je pod sam
nos i to do góry nogami. Zaczęła się jąkać w celu przeczytania, ale jej nie
wychodziło. – Tak myślałem! – prychnął dumnie, pokazując swoją wyższość.
- Gramy w zespole i jesteśmy tu,
by pracować nad nową płytą. Czy myśli pan, że mielibyśmy czas na takie
dziecinne zabawy? – wtrącił Tom. Za tę kwestię powinien dostać Oscara. Siedział
wyluzowany na krześle, łokieć opierając o krzesło sąsiada. Wyglądał, jakby cała
ta sprawa była dla niego obojętna, tak samo jak Jay na Barbadosie bez mrugnięcia okiem wkręcił Caroline Flack.
- Przepraszam za te podejrzenia.
– Ochroniarz skulił się w sobie.
- Ale ja naprawdę ich widziałam!
– Babcia ze złością i impetem uderzyła laską w podłogę, natrafiając jednak na
stopę mężczyzny.
- Dosyć tego. Pani oskarżenia są
skandaliczne! Panowie chcą w spokoju zjeść obiad ze swoją znajomą. Są sławni,
nie mają czasu na takie zabawy. – Ochroniarz ruszył w stronę wyjścia.
Staruszka była bliska płaczu.
- Ale… Ona ma we włosach kawałki
mandarynki! – podchwyciła, kiedy zauważyła pomarańczowe cząstki we włosach
Moniki.
Na szczęście mężczyzna już jej
nie słyszał, więc obrażona prychnęła złością i również wyszła z restauracji.
- Gdzie się podziały te miłe
staruszki, które częstowały ciasteczkami i gorącą czekoladą? – rozmarzył się
Danny.
- Chyba w twoich snach –
zachichotał Harry.
Rozmawiali do końca obiadu, który
przebiegł w miłej atmosferze. Opowiadali o sobie i swoich dziewczynach. Dougie
i Danny cały czas szczerzyli zęby, jakby cały świat sprawiał im radość.
Zazdrościła im. Też by tak chciała. Przez jakiś czas obgadywali staruszkę i
przybliżyli jej swoje pomysły na nudę. Ona dała się namówić na zrelacjonowanie
pożarów i wywalonej instalacji elektrycznej na początku pobytu w Wielkiej
Brytanii. Nie omieszkała też wspomnieć o sylwestrze, z którego niewiele
pamiętała. Chyba zdobyła ich sympatię, bo dali jej swoje numery, na wypadek,
gdyby jednak chciała skorzystać z propozycji pracy. Zapewniali, że nie będzie
jej wcale tak ciężko. We wszystkim jej pomogą, a większość spraw jest już
załatwiona.
Dobiegała piętnasta, sprzątanie
musiało być więc zakończone. Odprowadzili ją do pokoju, co prawie zakręciło jej
łezkę w oku. Tak słabo ją znali, a byli tacy mili. Pomijając oczywiście fakt,
że ją opluli i zrzucili jej na głowę mandarynkę. Chłopcy z The Wanted zapewne cieszyli się, że
wyjeżdża. Gdyby mogli, urządziliby imprezę, żeby świętować nadchodzącą wolność.
Nie miała pojęcia, że jej rozważania niewiele różnią się od prawdziwego stanu
rzeczy, tyle że planowana impreza miała mieć zupełnie inny charakter.
Nadal lekko zamroczona Madzia
została wplątana w intrygę. Telefony poszły w ruch. Już godzinę później udało
im się znaleźć domek w okolicach Londynu nad jeziorem. Trzy sypialnie, dwie
łazienki, duża kuchnia, spokojna okolica.
- Voila! – klasnął w dłonie Max,
zatwierdzając transakcję przez telefon. – Mamy miejscówkę. Teraz trzeba tylko
kupić alkohol, skołować żarcie na ciepło, jakieś przekąski, balony, ozdoby…
Jay, skąd zamawiałeś te gadżety dla Maggie?
- Już nie pamiętam – chłopak
wzruszył ramionami.
- Trudno, coś wykombinujemy.
Która godzina? – Max spojrzał na zegarek na ręce Natha. – Piętnasta. Musimy się
spieszyć.
- A co z Big Kevem i Martinem? –
zaciekawiła się Madzia. – Do mnie też wydzwaniają, mam odebrać?
- Nie! – warknął Tom. – Jak
odbierzesz, mamy przerąbane. Muszą najpierw ochłonąć z tej złości, którą na
pewno są przesiąknięci.
- Nie tylko oni są przesiąknięci
złością – zauważył Nath.
Siva się nie odzywał, bo tym
razem on prowadził. Max nakazał mu podjechanie do najbliższego marketu.
- Ja skoczę po zakupy, wy nie
wychodźcie z samochodu. Jeśli fanki was zobaczą, nici z szybkiego załatwienia
sprawy.
- Maggie ma rację. Ale sama nie
wyniesie tych ciężarów, więc pójdę z nią – zobowiązał się Tom. – Przy okazji
kupię alkohol, bo ta buźka od razu mówi „nie mam jeszcze osiemnastki”. –
Chłopak złapał twarz nastolatki w dłonie i śmiesznie ją ścisnął. Wyrwała mu się
i podparła rękoma biodra.
- Dla twojej wiadomości Danny z
McFly do mnie startował, więc muszę wyglądać dość poważnie.
Nath nadstawił uszu, słysząc tę
opowieść.
- Co? – spytał dziwnie piskliwym
głosikiem Max, który siedział tuż obok. Właśnie zaparkowali pod TESCO i
zastanawiali się, jak dalej działać.
- No… nieważne.
- Jesteś pewna, że nie startował
do Brukselki? – Max zmarszczył brwi.
- Nie. Ją opluł – opowiedziała
zgodnie z prawdą Madzia i wszyscy parsknęli śmiechem.
- Wygląda na to, że jedynym
brytyjskim boybandem, którego nie poznałyście jest Take That – odezwał się Jay.
Wszyscy ryknęli śmiechem, ale w końcu nadszedł czas by się opanować. Zdecydowali, że Tom
założy okulary i kaptur i pójdzie z Madzią zrobić zakupy. Dwa razy ochroniarz
zaczepiał ich, pewien, że ma do czynienia ze złodziejami. Tłumaczyli, że
chłopak jest piosenkarzem i nie chce zostać rozpoznany. Skończyło się na tym,
że mężczyzna zrobił sobie z nim zdjęcie.
- Czy on w ogóle mnie rozpoznał?
– chichotał Tom, kiedy kierowali się do stoiska z mrożonkami, pchając wózek
pełen pieczywa.
- Nie sądzę. Po prostu jest
spragniony kontaktu ze sławami.
Pakowali do wózka mnóstwo
produktów, nie bacząc na cenę. Dłużej Tom zatrzymał się przy stoisku
alkoholowym.
- Na trzeźwo twojej siostry nie
zniosę, więc musimy wziąć tego sporo – oznajmił, widząc, jak zdziwionym
wzrokiem ogarnia kolejne butelki wódki upychane do pełnego koszyka.
- Myślałam, że tę durną wojnę
macie za sobą. – Założyła ręce na piersiach.
- Masz rację, przepraszam –
podkulił ogon i dalsze zakupy przebiegły bez problemu.
Tom został rozpoznany dopiero
przy samochodzie, ale udało im się jakoś zbyć fanki, wciskając im kit, że
zachorował na fotofobię i nie może stać na słońcu. Kiedy wpakowali się do
samochodu razem z zakupami, od razu odjechali z parkingu z piskiem opon.
- Fotofobia? Serio? – spytał Jay.
– Zdajesz sobie sprawę, że to choroba genetyczna nie nabyta?
- Nie wiedziałem, panie geniusz,
ale dziękuję za wykład. – Tom spojrzał na wyświetlacz telefonu. – Kelsey nie
zdąży na czas. Ma sesję.
- Michelle ma zdjęcia do późna –
dodał Max.
- Nareesha będzie. – Siva
wyszczerzył wielkie zęby, które dostrzegli w lusterku samochodowym.
- Chociaż ktoś dziś pobryka –
westchnął Tom z żalem za utraconą szansą. – Hej, a może Jay zadzwoni do tej
laski od wywiadu?
- Świetny pomysł! – podchwycił
Siva. – Cały czas mu powtarzam, żeby wziął się w garść i znalazł sobie jakąś
dziewczynę.
- Chętnie, ale przypominam, że
zostawiłem portfel w restauracji – odezwał się Jay. – I jeśli nie chcecie
kontaktować się z Big Kevem i Martinem, to numer musimy spisać na straty…
Przynajmniej na razie – dodał po chwili.
- Przyznaj się, że czułeś się
zbyt zażenowany tym, że była taka chętna. Zazwyczaj kiedy zagadujesz do
dziewczyn popychają cię na ziemię! – zachichotał Max, wypominając kumplowi
sytuację z klubu, której nie omieszkał przybliżyć Madzi.
- A szkoda, bo im więcej
dziewczyn tym lepiej – westchnął Tom. – Może Nath zadzwoni po tą… jak jej tam?
Dionne!
- Eee… Ona też nie może. Pisałem
do niej – skłamał na poczekaniu chłopak, nie chcąc przyznać się, że nie ma
ochoty spędzać wieczoru w towarzystwie tej dziewczyny. Zresztą, po
niefortunnym sylwestrze pewnie nie będzie chciała go oglądać.
- Hmmm… No to będzie Brukselka,
Maggie, Seev, Nareesha, Nath, Jay, Max i ja. Niezbyt ciekawie – zamyślił się
Tom.
- Nie zapominaj, że tu chodzi o
pożegnanie mojej siostry, a nie o fakt, żebyś ty się dobrze bawił –
zachichotała Madzia.
- Ma rację! – poparł ją Łysy. –
Zresztą, dasz Monice pół litra i będziesz miał rozrywkę lepszą niż komedia. Kto
wie, może znowu wyląduje z Jayem w łóżku?
- Wychodzi na to, że trzy
sypialnie są już zarezerwowane – dodał Tom. – Jedną zajmą Siva z Nareeshą,
drugą Jay i Brukselka, a trzecią Nath i nasza Meggs!
Max, Tom i Siva chichotali równo,
podczas gdy reszta była lekko zawstydzona i zażenowana. Nie przeszkodziło im to
jednak w dotarciu na miejsce bez większych przeszkód i rozładowania tony
zakupów.
- Teraz nasuwa się zasadnicze
pytanie. Kto umie gotować? – spytała Madzia, ogarniając składniki do potraw,
które trzeba przyrządzić. Widząc, że Tom podnosi rękę, zwróciła się do niego. –
I chilli con carne się nie liczy!
- No to mamy problem. Najlepszym
kucharzem z nas jest właśnie Tom – westchnął Jay.
- W takim razie cieszcie się, że
zaraz będzie tu Nareesha. Przy odpowiednich wiatrach wyrobimy się ze wszystkim
do dwudziestej.
- Świetnie! – Max klasnął w
dłonie i zaczął rozdzielać zadania. - W takim razie Nareesha, Siva i Tom zajmą
się przygotowywaniem dań, Jay i Nathan zrobią transparent, ozdobią domek i
posprzątają tu nieco, a ja i Maggie pojedziemy po Brukselkę.
- Dlaczego wy macie jechać? –
obruszył się Nath.
- A kto tu dostał mandat,
beniaminku? – Nastolatek w odpowiedzi spuścił głowę. – Tak myślałem, smyku. A
teraz… Komu w drogę, temu czas!
- Ale nie ma jeszcze siedemnastej
– zauważył Jay, spoglądając na zegarek.
- Tylko że Monia już się martwi,
bo do mnie dzwoniła – poinformowała Madzia, zerkając na swój telefon.
- Trudno! Musicie uwinąć się do
osiemnastej trzydzieści! – zakomenderował Max i plan urządzenia imprezy pożegnalnej został ostatecznie zainicjowany.
~*~
Ale jazda. Ta ciota Jess niexle mnie wkurzyła. I, że One Direction to dobry gust a TW to zły? O ja pierdziele. Ma dziewczyna nasrane we łbie. Oba zespoły sa przezajebiste. McFly zaliczam do kolejnych ulubionych artystów. Przekonalaś mnie do nich. A teraz skarbie dajesz nexta.
OdpowiedzUsuńSorka za błędy takie jak niexle (nieźle) ale po prostu moja klawiatura jest taka zajebista że wolę nie mówić.
UsuńOooo jak miło z strony chłopaków .... :)
OdpowiedzUsuńBrukselka będzie zachwycona , czekam na nn , życzę sobie żeby coś było więcej między Jayem a Moniko
Pasują do siebie....;)
Pewnie się tego nasłuchałaś, ale naprawdę wspaniale piszesz. Każdy rozdział jest na swój sposób wyjątkowy. Ale przejdźmy do rzeczy.
OdpowiedzUsuńNie powiem, zdenerwowała mnie Jess, ale któż nie chciałby spotkać psycholki na swojej drodze;)
Popieram Sylwię. Jay i Monika pasują do siebie jak mało kto.
Pozdrawiam,
Madeleine
Nie martw się, nauczyciele to zło chodzące, nie dadzą dobrej oceny nawet jakbyś umiała na blaszkę. Co do rozdziału... świetny, a pomysł by Monia pracowała z McFly jest bezbłędny, ale niech będzie z Jay'em. Uśmiałam się przy tym rozdziale, chociaż też nieco przeraziłam przy sytuacji z Jess i łysymi. McFly kojarzyłam, ale teraz to uwielbiam :D (dzięki Tobie). Czekam na następny, który mam nadzieję pojawi się już jutro :) Karolina
OdpowiedzUsuńStęskniłam się za Jess, jej koledzy z poprawczaka mnie rozwalili :D Widziałam zdjęcia na nk, gdzie mój kolega siedzi z kolesiami z poprawczaka na schodach i lepiej ich opisac nie mogłaś :D ''- Max, twoi ziomale!'' padłam :D Przeczuwam, że będzie coś się działo w kierunku Jaya i Moniki, ponieważ, zacytuję '' Już niebawem będziesz miał go pod dostatkiem, bo Brukselka wraca do domu – oświadczył SUCHO Jay.'' :)
OdpowiedzUsuńJakiż długi rozdział! To oczywiście bardzo dobrze, że jest długi i że często je dodajesz.
OdpowiedzUsuńMoim skromnym zdaniem, od samego początku powinnaś mieć mnóstwo komentarzy i wejść. A teraz, to już w ogóle... Życzę Ci mnóstwa czytelników!
Powinnam też napisać, że strasznie mi się podoba Twój styl pisania. Mówię całkiem serio, ta Twoja 'trzecia osoba' wychodzi Ci rewelacyjnie. Co ja bym dała, żeby tak pisać...
Przechodząc do opowiadania...
Jest mi trochę przykro z powodu Moniki, bo nikt jej nie lubi! Utożsamiam się z nią, tak troszkę, i myślę, że inni powinni sobie odpuścić z tymi komentarzami na temat jej osoby.
Rozumiem, że będzie pracować z McFly? Jeśli tak, to świetnie! Uwielbiam ich, a w dodatku to, jak ich opisałaś, też mi się podoba. Starsi, dżentelmeni... Lekko zwariowani i z poczuciem humoru. To lubię!
Chociaż jestem za związkiem Brukselka&Jay.
Czas na osobistą dygresję - czy Magda zawsze musi leżeć, mdleć, lub coś w tym stylu?
Dobra, koniec tych idiotycznych uwag. Mam nadzieję, że się za to nie obrazisz. ;D
http://odszukac-siebie.blogspot.com
świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńoczywiście czekam na next :)
weny!!!!
Hej,przeczytałam cały blog i stwierdzę,że ZAJEBISTY. ;) Bardzo podoba mi się twój sposób pisania.
OdpowiedzUsuńCzekam na CD,weny <3
Zapraszam też do mnie. Dopiero zaczęłam więc jest 1 rozdział. Może skomentujesz,dodasz się do obserwatorów,byłabym wdzięczna ;)
http://truly-deeply-love.blogspot.com/
Uu, party się szykuje ;D
OdpowiedzUsuńŚwietny, babcia najlepsza! :D
czekam na nastepny! :3
Weny ;*
Czekałam,czekałam i się doczekałam:)
OdpowiedzUsuńJest nowy rozdział,z czego bardzo się ciesze i uważam,że mój humor został poprawiony w stu procentach:)
Sam rozdział oczywiście powala długością a perypetie Madzi i Moniki,jak zwykle powodują u mnie banana na twarzy:D
Szalona Jessica i jej kumple z poprawczaka,aż mi się włosy na głowie zjeżyły jak ich sobie wyobraziłam.W dodatku Siva próbujący rozładować napiętą atmosferę: "Max, twoi ziomale!",na co nikt z towarzystwa nie zareagował,bo wyczuwali kłopoty:)
Z tego całego zamieszania spowodowanego zemdleniem Madzi,chłopcy zapomnieli o Martinie i Big Kev'ie:D
Oj,coś mi się wydaję,że nieźle im się za to dostanie:D
Natomiast Monika,Monika jak zwykle ma pecha i tym razem może nie została opluta,ale na jej świeżo umytych włosach wylądowała rozwalona mandarynka,z czego członkowie zespołu McFly,mieli niezły ubaw:) Dla pogorszenia sytuacji została wplątana w ucieczkę przed staruszką,której zespół zalazł za skórę:)
Może impreza pożegnalna,którą szykują dla niej chłopcy z The Wanted poprawi jej humor,kto wie?:)
Czekam już kolejny rozdział:)
E.
Mam nadzieje ze w piatek dodasz minimum 2 rozdzialy!!
OdpowiedzUsuńAle licze na wiecej :)
Rozdzial jak zwykle swietny!!
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta!!
Pisz szyko!
Kocham to opo!!
Alex <3
Waaa... Pewnie będzie tak, że Monia źle odbierze temat imprezy. A nie lepiej będzie jeśli o serce Moniki będą walczyć Jay i któryś z McFly, ale ostatecznie wygra Jay, bo zdecydowanie on i Monika pasują do siebie. Weny! I daj szybko nexta :D
OdpowiedzUsuńja pierdzielę jaki dlugiii
OdpowiedzUsuńale ozdział jest zajebisty
czekam na kolejny
=D
Ty pewnie wiesz,ale ja cię loffciam,hehe <3
OdpowiedzUsuńRozdział wyszedł ci długi,przyjemnie się go czytało. Świetny styl pisania :) Czekam na CD,weny :)