sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział 50 - "Północ"


Pzed nami pożegnania starego roku 2011 (bo przypominam, że akcja opowiadania jest opóźniona w stosunku do czasu rzeczywistego). Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam. Jako że kończy się pewien etap w życiu sióstr, umieściłam przypomnienie, co się działo (w podstronie "Część I").
Tym sposobem osoby, które nie miały czasu czytać przerażone długością
i częstotliwością rozdziałów będą mogły czytać na bieżąco.


Jako że mamy jubileusz postanowiłam odnieść się do każdej z Was, bo bardzo jestem wdzięczna, że poświęcacie czas, by tu zaglądać. Rozdział dedykuję wszystkim, którzy skomentowali poprzedni :*


truskawkaaaaaaa - dziękuję Ci "największa fanko poprzedniego rozdziału" ;)
wiele dla mnie znaczy, że fanka 1D regularnie czyta to opowiadanie, nawet kiedy jej ulubieńców nie ma na horyzoncie.


little_psycho - również uważam, że Monika i Jay do siebie pasują, ale... czy oni tak uważają?

Olga Lowe - cieszę się, że uważasz, że się sporo dzieje. Dużo to dla mnie znaczy. I nie musisz przepraszać, że nie skomentowałaś poprzedniego rozdziału. Doskonale rozumiem brak czasu ;)

вℓєѕѕ † - proszę x10000000000. Scena pocałunku celowo była napisana dziwnie, będą lepsze.

Naile - nie wkurza się na Madzię. To nastolatka, która przeżywa pierwsze miłostki i może mieć mętlik w głowie, bo kawalerowie niewątpliwie są "zacni".
Czasami łączą się słowa, staram się to poprawiać, najwyraźniej mi się udaje.


patrycja - pomysł biorę z mojej chorej i pokręconej główki, a będzie jeszcze bardziej dziwacznie, kąpiel w jeziorze po zmroku, sztorm na morzu, tornado, wesele... och, nie mogę się doczekać, aż dojdziemy do ciekawszych rzeczy :)

Ewcia - rzeczywiście specjalnie się z wami droczę i robię Madzi podchody do obu kawalerów. A będzie jeszcze większy mętlik.

thewanted - cieszę się, że moje rozdziały/odcinki są obiektem Twojej miłości. :)

Anonimowy #1 - tak, ta scenka była dziwna. I w sumie miała taka być :P Pocałunek Moniki też będzie... dziwny.

Anonimowy #2 - wspomniałam już, że postaram się o happy end dla wszystkich i tego się nadal trzymam :) Dziękuję Ci za wyczerpujące komentarze, w miarę możliwości nie zwolnię z dodawaniem rozdziałów.

Anonimowy #3 - dziękuję za któreś z kolei wyznanie miłości :*

Byłabym wdzięczna, gdybyście dodawały na koniec choćby pierwszą literę imienia, żebym wiedziała, z kim mam do czynienia. Rozpoznaję Was po stylu pisania, ale jednak wolałabym odnosić się bardziej personalnie :)
 
 
Dziękuję, dziękuję, dziękuję :*
 
 
W tym rozdziale siostry żegnają stary rok w szalonym stylu, by powitać Nowy Rok w stylu jeszcze bardziej szalonym
 
~*~
Chłopcy z One Direction zaśpiewali dwa swoje przeboje w wersji akustycznej. Na gitarze akompaniował im jakiś grajek, który nieźle zasuwał ze swoimi paluszkami po strunach. Całość wypadła bardzo dobrze, choć Madzia nie mogła oprzeć się wrażeniu, że Harry swoje partie śpiewa do niej, Louis się do niego uśmiecha zachęcająco, a Liam zerka na nią z ukosa smutnym wzrokiem, ale kiedy śpiewa swoje wersy, to robi to całym sercem. Dziwnie czuła się przy stoliku w towarzystwie tylko Eleanor, zaślepionym wzrokiem wpatrującej się w swojego chłopaka, kiedy śpiewał solo w „One Thing”. Kiedy skończyli, do północy zostało pół godziny. Pałeczkę przejął DJ, który puszczał klasykę w wykonaniu Michaela Buble i innych znanych artystów.

Monika siedziała przy stoliku w towarzystwie Natha i Jaya. Po tym jak kelnerka przyniosła na stół zamówioną przez nią butelkę wina, która skończyła się niebywale szybko, atmosfera zrobiła się o wiele bardziej przyjazna.

- Na trzy minuty przed północą was opuszczę – oznajmiła Monika ni z tego, ni z owego.

- Chcesz wracać do domu na trzy minuty przed północą? – zdziwił się Jay. – Jaki w tym sens?

- Nie chcę wracać do domu. Chcę iść do łazienki i roztkliwiać się nad upływającym czasem i beznadziejnością mojej egzystencji – wyjaśniła, a oni spojrzeli na nią zdziwieni, a po chwili się roześmiali.

 - Niezły żart, Brukselka! – chichotał Jay. – Prawie się nabraliśmy.

- Nie, mówiłam serio. Wypiłam taką ilość alkoholu, że robi mi się smutno – przyznała, wypijając resztkę wina.

- No to co? Mamy zamówić więcej? – spytał Nath.

- To może pomóc.

- Ale ja żartowałem! – zaparł się najmłodszy chłopak.

- No i ty pić nie będziesz. Ale Jay ze mną wypije. Po tym jak cały wieczór robi mi przykrości, może być chociaż moim kompanem od kieliszka.

- Ja ci robię przykrości?

- Chyba chodzi jej o te wasze durne zawody – wyjaśnił Nathan, widząc, że Brukselka zajmuje się dokańczaniem dziwacznych roladek z bliżej nieokreślonego mięsa.

- Co to jest? – spytała, przeżuwając z niesmakiem.

- Ozory – odpowiedział Jay, krzywiąc się, a Monika z obrzydzeniem wypluła jedzenie na rękę i bez skrępowania wyrzuciła je do doniczki stojącej jakiś metr od niej.

Następnie jak gdyby nigdy nic wytarła ręce w serwetkę, nabrała do ust wody, wypłukała je i wypluła wodę z powrotem do kieliszka. Potem wylała wodę z resztkami niepołkniętego ozora do nieszczęsnej doniczki. Nath i Jay mieli otwarte usta ze zdziwienia.

- No co? – spytała, marszcząc brwi. – Przepraszam, jeśli czujecie się zniesmaczeni, ale to, że obnażam przed wami moją prawdziwą twarz powinno być dla was sygnałem, że poczułam się członkiem tej całej... no... TWFanmily.

- Jeśli to jest obnażanie duszy, to aż boję się pomyśleć jak wygląda u ciebie obnażanie...

- Niedobrze mi – oświadczył nagle Nath, przerywając wywód kumpla. – Będę wymiotował.

Chłopak zgiął się wpół i pozbył się felernych krewetek, które zjedzone na przystawkę najwyraźniej mu zaszkodziły. W pomieszczeniu zapanowało zamieszanie. Nath zbladł, widząc, że było mu na tyle słabo, że wyrzygał się na własne buty. Madzia nie widziała zajścia, bo tańczyła właśnie z Harrym do melodii „Sway”. Tym razem chłopak symulował, że są mistrzami argentyńskiego tanga i sunęli po parkiecie prawie jak zawodowcy.

- Wezmę taksówkę i pojadę do domu – oświadczył Nathan, wycierając twarz serwetką. Dwie kelnerki pozbywały się właśnie bałaganu, który spowodował, a Monika i Jay z troską nachylali się nad nim i podawali mu szklankę wody. – Zdążę przed północą i wzniosę toast z rodzicami.

- Z tym toastem bym się wstrzymała – poradziła Monika, krzywiąc się na widok brudnej szmaty, która wylądowała w wiadrze razem z resztkami krewetek. – Pojedź z nim, bo jeszcze zemdleje po drodze – zwróciła się do Jaya, ale Nath znacząco pokręcił głową przecząco.

- Wszystko w porządku – zapierał się, ale sam przed sobą nie wiedział, czy mówi to, żeby nie robić z siebie ofiary czy żeby nie psuć im wieczoru. – Zaprowadźcie mnie tylko do taksówki – poprosił, żeby nie zgrywać zbyt wielkiego twardziela.

- Naprawdę przepraszamy – powiedział Jay na odchodnym, widząc zniesmaczone miny kelnerek.

- Nic się nie stało – odpowiedziała jedna, sympatyczniejsza. – Każdemu mogło się zdarzyć.

Kiedy jednak wychodzili, podtrzymując słabego Natha, usłyszeli głos drugiej.

- Boże, to są jakieś świnie! Zobacz co znalazłam w doniczce!

Zarówno Monika i Jay jak i słaniający się na nogach Nath zachichotali. Ładnie napaskudzili, nie pozostawiając po sobie dobrego wrażenia. Dwie minuty później pakowali Natha do taksówki.

- Zadzwonię do twojej mamy i powiem, że przyjedziesz na parę minut przed północą – zapewnił Jay. – Uważaj na siebie i daj znać.

- Nie omieszkam – zachichotał Nath. Nagle zupełnie ozdrowiał, co dało mu do myślenia. Może choroba, którą poczuł rzeczywiście miała podłoże w psychice? – Już czuję się lepiej, więc się nie martwcie.

- Dobra, naraska! – oświadczyła Monika, odwracając się na pięcie, ale po chwili odwróciła się z powrotem. – Dobra, żartowałam. Na dobry początek Nowego Roku dodam, że wcale nie jesteście tacy źli.

- Yyy… dzięki. Chyba – powiedział Nath z uśmiechem i pożegnawszy się z nimi, odjechał.

- To co teraz zamierzasz? – spytała Monika Jaya, kiedy wracali na salę balową. – Przywitasz Nowy Rok ze mną, mimo iż jestem „świnią”. – W powietrzu nakreśliła cudzysłów, cytując kelnerkę, która sprzątała spowodowane przez nią i Natha zamieszanie.

- Cóż, jeśli tylko na trzy minuty przed północą nie pójdziemy do łazienki… to myślę, że mogę się przemęczyć – przyznał ze śmiechem.

Stolik został wyłączony z obiegu, jako że na dywanie nadal była niezbyt przyjemnie pachnąca plama.

- Super! Przez Natha nie mamy gdzie siedzieć – skrzywiła się Monika, ale szybko się rozpromieniła. – Przy barze są stołki, chodź!

Szła przyspieszonym krokiem, zadowolona z planu, który zrodził się w jej głowie. Jeśli wypije więcej, jej smutny nastrój zamieni się w wir zabawy, co w noc sylwestrową będzie wskazane. Nie będzie obchodzić jej, że się starzeje, że żeby wyglądać jak człowiek musi nałożyć na mordę kilo tapety, że sukienka ją pogrubia, że Marvin przyszedł tu z Rochelle, Madzia z Harrym, a ona sama… Wszystko przestanie mieć znaczenie.

- Na zdrowie! – powiedziała, unosząc w górę kieliszek szampana, który stał na blacie baru i wypijając go od razu. – Ble, ale niedobry!

- Gdzie mój szampan? – spytał zdziwiony Louis Walsh, który rozglądał się wokoło skonsternowany. – Jestem pewien, że właśnie tu go zostawiłem.

- Ups… - zachichotała Monika, nie wiedząc, co zrobić z kieliszkiem, który był dowodem zbrodni. Jay ukradkowo odebrał go od niej i wstawił do doniczki, stojącej tuż za nim.

- Już nalewam nowy! – zobowiązał się kelner, nie dostrzegając spisku.

- A dla nas cała butelka – powiedziała Monika, zorientowawszy się, że nie trzeba za nic płacić.

- Przynieść do stolika?

- Nie, wypijemy na miejscu – prychnęła i zabrała butelkę, którą barman jej podał.

Jay rozlał szampana do dwóch kieliszków.

- Czekamy z tym do północy? – spytał. - W końcu to już niedługo… - Urwał, bo zauważył, że Monika już wypija duszkiem kolejny kieliszek.

- Łoł, łoł… Może trochę przystopujesz?

- O jeden za dużo – powiedziała cicho Monika.

Przekroczyła granicę i gdzieś na obrzeżach świadomości czuła, że płyn hamulcowy wyciekł i znowu była szalona, z mózgiem bardziej przypominającym gąbkę niż organem mającym panować nad wszystkimi jej reakcjami.

- Crazy, sexy, cool… - odezwała się, ściągając z nóg buty.

- Z pewnością crazy – zaśmiał się Jay. Sam wypił tego wieczora niewiele, ale nie chciał być zrzędą, więc zachęcony przez Monikę, wychylił jeszcze jedną lampkę.

W tym samym czasie Madzia świetnie bawiła się na parkiecie. Wirowała w rytm starych przebojów, trzymając za ręce swojego partnera na wieczór. W pewnym momencie zauważyła, że chłopak dłuższą chwilę utkwił wzrok w Caroline.

- Idź do niej – powiedziała, wzdychając ciężko.

- Co? – otrząsnął się z rozmyślań.

- Cały czas na nią zerkasz, a teraz to cię zahipnotyzowała. Idź i przywitaj z nią Nowy Rok.

- Ale… Nie, nie zostawię cię. Przyszliśmy tu razem. – Chłopak zmieszany przeczesał włosy ręką.

- Przyszliśmy tu jako przyjaciele. I właśnie jako przyjaciółka mówię ci, że powinieneś spędzić resztę nocy z nią. Mimo różnicy wieku. I tego że jest wredna. I tego, że mnie zaatakowała.

- Ok, ok. Rozumiem! – przerwał jej ze śmiechem. – Jesteś najlepsza, Meggs! – Ucałował ją w policzek i pobiegł w stronę baru, gdzie właśnie udała się Caroline, zmęczona jego widokiem z przyjaciółką.

Madzia natomiast sama nie wierząc, że zaproponowała coś takiego, wróciła do stolika, przy którym Louis i Eleanor szeptali sobie słodkie słówka na piętnaście minut przed północą, a Zayn i Niall opowiadali sobie jakieś sprośne historyjki o dupie Frankie Sandford, która była niebywale wyeksponowana w połyskującej srebrnej sukience.

- A gdzie poszedł Hazza? – zdziwił się Louis, marszcząc brwi.

- Do Caroline. – Madzia wzruszyła ramionami.

- Co?! – Chłopak niemalże wrzasnął zaskoczony i najwyraźniej niezadowolony. Nastolatka nie miała pojęcia, że był on trzecim swatem biorącym udział w nieformalnym konkursie. To on namówił przyjaciela, żeby zaprosił miłą dziewczynę w swoim wieku, zamiast wzdychać do starej prezenterki telewizyjnej, która sobie z nim igra. – Ja mu zaraz… - Louis uniósł się i chciał podejść do baru, gdzie Harry czule odgarniał kosmyki włosów z twarzy Caroline.

- Daj mu spokój, sama powiedziałam, żeby do niej poszedł.

- Co?! – Kolejny krzyk przebiegł wzdłuż stolika. – Dlaczego to zrobiłaś?! – Louis był niepocieszony. Nie po to tak się starał, żeby i tak wyszło po staremu.

- Jemu bardzo na niej zależy. To widać na pierwszy rzut oka. Sylwestra powinno spędzać się z ludźmi, których się kocha – wyjaśniła, a oni pokiwali głowami na te głębokie słowa.

Louis chciał powiedzieć coś w stylu „gówno prawda”, przynajmniej tak wyglądała jego mina, ale Eleanor go uspokoiła i kazała cieszyć się wieczorem, więc siedział grzecznie na miejscu.

- A ty, Maggie, wyglądasz dziś dość blado – zauważył nagle Zayn. Było to dziwne, bo przecież się pomalowała.

- Och… To… Trochę mi niedobrze – przyznała szczerze, głębiej się nad tym zastanawiając. Czuła kropelki zimnego potu zbierającego się na plecach, a wnętrzności podchodziły jej do gardła.

- Może się czymś zatrułaś? – zagadnęła z troską Eleanor.

- Nie mów, że jadłaś te krewetki. Jeden już się nimi zatruł – poinformował Niall, wskazując na stolik po drugiej stronie sali, przy którym kelnerki nadal sprzątały po Nathanie. – Paskudna sprawa.

- Jadłam krewetki… Ale wy też… - powiedziała skonsternowana Madzia.

- Fuj, ja się tego brzydactwa nie dotykałem. – Zayn umywał ręce. – W sumie to ty zjadłaś prawie wszystko ze stolika, wtedy kiedy tak dziwnie się zachowywałaś.

Spróbowała przypomnieć sobie, co się wtedy wydarzyło. Duszkiem wypiła szampana, być może jej zachowanie nie było zbyt racjonalne. Mogła zjeść całą tackę krewetek, a to oznaczało, że prawdopodobne były słowa Eleanor. Zatruła się. Nagle poczuła wzmożoną chęć wymiotowania tu i teraz. Zakryła twarz dłonią.

- Pójdę z nią do łazienki – zaoferowała się dziewczyna Lou, nie bacząc, że do północy zostało niespełna piętnaście minut. Chłopak dobrze trafił, była dobra i pomocna.

- Nie, nie. Nie będę wymiotować – skłamała Magda. Nie chciała psuć im wieczoru swoim złym samopoczuciem. – Pójdę na taksówkę.

- Chyba żartujesz? Na kilka minut przed północą? – Louis zmarszczył brwi.

- Mój hotel jest niedaleko stąd. Zdążę wejść do pokoju i z okna pooglądać pokaz fajerwerków – wyjaśniła.

- Nie ma mowy, nie wracasz sama.

- Zgadzam się z Lou, nie ma takiej opcji – dorzucił Niall.

- Wolę być w hotelu ukryta przed wścibskimi oczami niż zwymiotować podczas odliczania.

Po krótkiej wymianie zdań, zdecydowali, że nie ma co zatrzymywać jej na siłę. Zayn i Niall zaoferowali się, że odprowadzą ją na taksówkę, których kilka stało przed hotelem. Liam gdzieś zniknął po niezręcznej scenie ze swataniem, ale Madzi za bardzo było niedobrze by o tym teraz myśleć. Dała się prowadzić kolegom w stronę siostry i Jaya, którzy siedzieli przy barze.

- Tego nie przebijesz. Przewróciłem się podczas występu w X Factor – mówił Loczek. Najwyraźniej wymieniali swoje największe wpadki, a było się czym dzielić.

- Ja nie przebiję? A dwa pożary na Barbadosie, to co? Same się spowodowały?

- No dobra… Na jednym z przyjęć poznałem Frankie z The Saturdays i się rozpłakałem.

- Wielkie mi rzeczy – prychnęła Monika. - Płakałeś nawet nad tym, jaki to Marvin Humes jest przystojny, więc mnie to nie zdziwi. Za to ja wywaliłam instalację elektryczną w całym hotelu.

- Przepraszam, że przerywamy tę… jakże ciekawą konwersację, ale Maggie źle się czuje i odprowadzamy ją na taksówkę. Pomyśleliśmy, że chciałabyś pojechać z nią, w końcu to twoja siostra -  odezwał się Niall.

- Wybacz, ale w ogóle nie rozumiem, co do mnie rozmawiasz. I nie chodzi tu o Irlandzki akcent, po prostu seplenisz – powiedziała Monika.

- Trochę za dużo wypiła – wytłumaczył ją Jay. – A ty się źle czujesz? – zwrócił się z troską do Madzi.

- Zatruła się krewetkami – odpowiedział Zayn.

- Ona też? Przed chwilą do domu jechał Nathan, dzwoniłem już do jego mamy. – Jay podrapał się po głowie i zastanawiał się, co teraz należy zrobić. Monice musiał zabrać przed nosem dziwacznego drinka, którego postawił przed nią barman. – Proszę już tej pani nie polewać.

- Hej, to mój drink! Oddawaj! I najlepiej idź się popłakać przy Frankie. Jesteś taka piękna… Buu… - Dziewczyna zaczęła naśladować scenkę, która wyklarowała jej się w głowie.

- Zaraz skoczymy do szatni i idziemy – oznajmił Jay, widząc tę nieudolną pijacką szopkę.

- Nie, nie. Zostańcie. Nie chcę wam psuć sylwestra – odezwała się Madzia. – Ja i tak prawdopodobnie będę wymiotować albo spać.

- Jesteś pewna? – Chłopak spojrzał na nią spode łba. – Mogę was odwieźć.

- Nie trzeba. Zaopiekuj się tylko Moniką i jak wytrzeźwieje, to wsadź ją w taksówkę. Wyślę ci smsem adres hotelu – poprosiła Madzia, podchodząc do kumpla i przytulając się do niego.

- Szczęśliwego Nowego Roku, Maggie – powiedział, całując ją w czoło.

- Szczęśliwego Nowego Roku – odpowiedziała bladym uśmiechem.

- Gdzie wy ją zabieracie? – warknęła Monika, patrząc wilkiem na Nialla. – To pewnie twoja sprawka! Porywasz ją do krainy Leprykonów, tak?

- Mówi się na koniec tęczy – poprawił ją chłopak ze śmiechem. – Zawsze tak się zachowuje, kiedy wypije? – zwrócił się do Madzi, a ona ukryła twarz w dłoniach.

- Monia, proszę cię, nie odwal żadnej chałtury – zwróciła się do siostry po polsku.

- Słowo harcerza! – obiecała starsza z dziewczyn, ale Madzia wiedziała, że nie ma co liczyć na normalne zakończenie wieczoru.

Nie przytulała siostry, bo ta tańczyła, siedząc na stołku i podśpiewywała. Leciało właśnie „Glad You Came”.

- Ona chyba nie zdaje sobie sprawy, że już wychodzisz. Ale nie martw się, dopilnuję jej – zobowiązał się Jay.

- Właśnie tego się boję. Oboje macie dziwaczną skłonność do picia – westchnęła Madzia. Nie miała jednak wyjścia, więc zaszczyciła jeszcze przyjaciela buziakiem w policzek i wyszła w towarzystwie Zayna i Nialla.

- A ja nie dostanę? – krzyczała za nią Monika, ale tego już nie słyszała, bo szumiało jej w uszach.

Zayn i Niall odprowadzili Madzię przed hotel. Szybko kazała im wrócić, choć chcieli zobaczyć, jak odjeżdża. Powiedziała im, że jest stanowczo za zimno, a do północy zostało tylko dziesięć minut, więc lepiej żeby poszli po kieliszki z szampanem. Pożegnali się i życzyli sobie wesołego Nowego Roku. Madzia z ulgą zaobserwowała, jak znikają jej z oczu. Doskoczyła do kosza na śmieci stojącego przy postoju taksówek i zaczęła wymiotować, nie bacząc, że odźwierny może zwrócić jej uwagę. Za długo wstrzymywała. Nie wierzyła, że spędzi sylwestra sama. To był jej plan, ale teraz nagle wydał jej się strasznie głupi i krzywdzący.

Nie miała pojęcia, że Nath, który również zatruty felernymi krewetkami jechał taksówką, nagle poczuł się lepiej i zapragnął wrócić.

- Co ty robisz? – spytał sam siebie, a do kierowcy taksówki odezwał się głośniej. – Proszę zawrócić!

- Zawrócić? No dobrze, niech będzie…

- Ma pan może jakieś miętówki? – spytał chłopak, a taksówkarz uśmiechnął się pod nosem.

- Ukochana czeka, co? Choroba nie jest w stanie wygrać z miłością. – Sympatyczny mężczyzna sięgnął do schowka, z którego wyciągnął paczkę gum do żucia. – Prezent noworoczny – oświadczył.

- Dziękuję, życie mi pan ratuje! – ucieszył się Nath, od razu pakując sobie do ust kilka.

Już po chwili znaleźli się z powrotem przed hotelem. Chłopak wysiadając zauważył, że na tylnym siedzeniu leży reklamówka, z której wystaje szampan.

- A to co? – zaciekawił się.

- Taka wredna baba zostawiła. - Taksówkarz wzruszył ramionami. - Nie dała mi napiwku, więc za nią nie wołałem. Możesz wziąć, wypijesz ze swoją dziewczyną.

- Gdyby to było takie proste… - westchnął Nath, ale prezentem pogardzić nie mógł.

Zapłacił taksówkarzowi sowity napiwek.

- Czy ja cię czasem nie znam z telewizji?

- Możliwe. Gram w zespole.

- O, no proszę. Może moja córka cię słucha… A w jakim?

- Przepraszam, ale czas mnie goni. Do północy siedem minut, więc… - zaczął Nath, a taksówkarz uśmiechnął się poczciwie. Też nie chciał powitać Nowego Roku sam, dlatego przeciągał pożegnanie. Ale rozumiał.

- W porządku. Miłość nie może czekać – oznajmił, mrugając do swojego klienta oczkiem. – Powodzenia.

Chłopak nic nie odpowiedział, tylko wybiegł z taksówki z wielką kulką gumy do żucia w ustach i z szampanem w dłoni. Rozpędzony chciał wbiec z powrotem na salę. W biegu jedną ręką po kieszeniach szukał, czy ma jeszcze zaproszenie, na wypadek gdyby konsjerż nie chciał go wpuścić. Tak się zaaferował tą czynnością, że nie zauważył stojącej mu na drodze Madzi, która właśnie odpoczywała po wymiotowaniu, zgięta w pół.

- Przepraszam… - odezwał się Nath i nagle zmarszczył brwi. – Maggie?

- O, a ty co tutaj robisz? – spytała cicho, wycierając usta w obawie, że znajdują się tam jeszcze jakieś resztki. – Podobno się zatrułeś.

- Tak. Ale już mi lepiej i wróciłem… A ty dlaczego stoisz na zimnie? – zatroskał się. – Zamarzniesz! – Pospiesznie zdjął marynarkę i narzucił ją na jej plecy.

Nie ubrali się ciepło, bo nie przewidzieli takiej pogawędki na mrozie. Jej jedynym ocieplaczem był zwiewny tiulowy szal, który odebrała z szatni. Śmiesznie i ciasno owinęła sobie go wokół szyi i głowy, ale i tak było jej zimno. Z ulgą przyjęła od niego element odzieży zwierzchniej.

- Przyszłam się przewietrzyć – skłamała, ale kolejny atak wymiotów ją zdradził.

- Też się zatrułaś?

- Yhm – wydusiła między jednym bełtem a drugim. Podtrzymywał jej włosy. Na język cisnęły mu się głupie uwagi o przeholowaniu z alkoholem, ale ich nie wypowiedział. Wystarczyło mu, że ma ją tylko dla siebie, nieważne w jakim stanie.

Kiedy skończyła wymiotować, stwierdziła, że jest jej znacznie lepiej.

- Też to miałem. Łatwo przyszło, łatwo poszło.

- Nie wiem, czy używasz tego powiedzenia w dobrym kontekście, ale wiem o co chodzi – odpowiedziała.

- I co teraz zrobisz? Wracasz do hotelu? – zapytał z troską.

Rozejrzała się w poszukiwaniu taksówek. Żadnej nie znalazła, zupełnie jakby na złość wszyscy taksówkarze odjechali spod hotelu, żeby udaremnić jej ucieczkę.

- Zamierzałam. Ale chyba nic z tego.

- Możemy wrócić na salę – oznajmił Nathan. – Ja już się czuję lepiej, a skoro ty zatrułaś się tym samym…

- Krewetkami – dopowiedziała.

- Właśnie. Oznacza to, że możemy wrócić tam i powitać Nowy Rok w cieple. – Trząsł się z zimna, bo oddał jej swoją marynarkę, ale zgrywał twardziela i starał się nie szczękać zębami.

- Cholera! – zaklęła, szukając czegoś w torebeczce. – Zgubiłam zaproszenie! Będziesz musiał iść do środka sam, a ja tu poczekam na jakąś taksówkę.

Spojrzał na nią zszokowany. Zdawał sobie sprawę, że w kieszeni marynarki miał zaproszenie, bo zdążył je wymacać, kiedy biegnąc ją potrącił. Marynarkę oddał jej i miał szczerą nadzieję, że nie włoży rąk do kieszeni i go nie zdemaskuje.

- Ja też zgubiłem zaproszenie – skłamał. – Wygląda  na to, że jesteśmy skazani na siebie. Więc może chociaż wejdziemy do środka? – spytał z nadzieją, ale ona pokręciła głową.

- Muszę czekać na taksówkę. Zresztą, bez zaproszeń nas wyrzucą. – Wzruszyła ramionami i przysiadła na ławeczce, z której wcześniej zrzuciła cienką warstwę śniegu.

- Gumę? – zaproponował, podając jej prezent od taksówkarza.

- Chętnie – przyznała i się poczęstowała, żeby zniwelować nieprzyjemny zapach z ust.

Nath spojrzał na zegarek i stwierdził, że do północy zostało im pięć minut.

- Mam szampana… - oświadczył, unosząc w górę butelkę. – Masz ochotę na noworoczny toast.

- Polej – nakazała z bladym uśmiechem.

Nie spodziewała się, że jej sylwester będzie wyglądał w taki sposób. Tyle się wydarzyło, a nie było jeszcze północy. Była pewna, że przeżyje tę noc samotnie, a tu nagle zrządzenie losu sprawiło, że napotkała osobę, z którą najbardziej chciałaby ją spędzić. Nath ostrożnie otworzył butelkę i wyczekiwali na wybicie północy. Przysunął się do niej najbliżej jak się dało, a ona podzieliła się z nim swoim szalem, widząc, że ma tylko cienką koszulę. Musieli wyglądać przekomicznie. Dwoje schorowanych i zsiniałych z zimna nastolatków z butelką taniego szampana w dłoni. A jednak coś w duchu podpowiadało jej, że jest to najlepszy sylwester, jaki spędziła w życiu.

W tym samy czasie na sali trwała zabawa w najlepsze. Louis tańczył z Eleanor, Harry zniknął gdzieś z Caroline, Niall i Zayn rozmawiali z Lou Walshem, który był jurorem w X Factorze za ich czasów, dobrze się więc znali. Liam siedział sam przy stoliku i grzebał w telefonie. Nie miał ochoty na zabawę i z chęcią zniknąłby jeszcze przed północą, ale wiedział, że wywoła to niewygodne pytania.

 - Spójrz tylko na niego – zwróciła się Monika do Jaya. – Wygląda jak zbity szczeniak. Nie robi ci się przykro, gdy na to patrzysz?

- Na co? Że siedzi sam przy stoliku, a my musimy zadowolić się tymi niewygodnymi krzesłami?

- Nie, nie o to mi chodzi. – Dziewczyna podparła ręką brodę i zjadając orzeszki nerkowca, które stały w miseczce na barze, wpatrywała się w Liama. – Zrobił tyle, żeby zdobyć moją siostrę, a ona i tak wolała Stylesa. Który, nawiasem mówiąc, zabawia się teraz z Caroline Flack.

- Wolałem cię jak ciągnęłaś mnie na parkiet pięć minut temu – oświadczył chłopak. – Te filozoficzne gadki są niezbyt fajne.

- Nie możemy iść na parkiet, bo tam jest Marvin i Rochelle – westchnęła Monika, wskazując głową zakochaną parę, tańczącą wolniaka w ciasnym uścisku. – I nie możemy pić, bo mi zabroniłeś.

- Siedzisz po turecku na wysokim stołku przy barze. To chyba wystarczający powód, żeby zabronić ci więcej pić.

- I dlatego teraz jestem smutna. Aston i Oritse mnie nie poznali, mój plan się nie udał, Madzia się rozchorowała…

- Wow, czyli jednak coś do ciebie dociera! – Jay klasnął w dłonie uradowany.

- Ech, nawet nie chce mi się ci odpowiadać – ziewnęła, wzięła z baru jego rękę i spojrzała na zegarek, który wskazywał pięć minut do północy.

- Nie chcesz pamiętać czegoś z tego wieczora? – zdziwił się i spojrzał na nią wyczekująco.

- A po co? Ten wieczór to klapa. – Odwróciła się w stronę parkietu, by popatrzeć jak Marvin kończy tańczyć z Rochelle.

Jay w tym czasie wziął z tacy kelnerki dwie lampki szampana, bo zbliżała się północ. Kiedy jednak odwrócił się do swojej znajomej, by jej podać kieliszek, z przerażeniem stwierdził, że gdzieś znikła.

- Przepraszam, wiesz może gdzie jest moja koleżanka? – spytał barmana, który przewiesił sobie ścierkę przez ramię i zamierzał odejść do kelnerek, żeby wznieść z nimi noworoczny toast.

- Ta pijana w zielonym?

- Dokładnie ta.

- Poszła do tamtej pary – oświadczył mężczyzna, wskazując głową na Marvina i Rochelle.

- Co?! – spytał Jay, robiąc duże oczy.

Widział jak Brukselka poprawia sobie sukienkę zjeżdżającą z dekoltu i podchodzi do zakochanej pary. Puścił się biegiem w jej stronę i w ostatniej chwili pociągnął ją za łokieć lekko na bok, żeby zapobiec katastrofie.

- Co ty robisz? – spytał, próbując przemówić jej do rozsądku.

- Chciałam się tylko przywitać. – Wzruszyła ramionami.

 - Czyś ty zgłupiała?!

- Sam jesteś głupi! – warknęła, zabierając z tacki kelnerki szampana i chlustając nim prosto w jego twarz.

Stali niemal na środku sali. Wszyscy wstawali z miejsc, a ze sceny rozległ się głos konsjerża, który składał wszystkim życzenia i informował o pozostałym czasie.

- Przepraszam, nie chciałam tego wylać, nie wiem dlaczego to zrobiłam! – spanikowała Monika, rozglądając się wokoło. Najbliżej siedział Louis Walsh, z którego butonierki wyciągnęła chusteczkę i zaczęła wycierać twarz Jaya, który litościwie się uśmiechał.

- Hej, oddawaj to! – krzyknął starszy mężczyzna, zabierając jej swoją własność, ale stwierdziwszy, że jest mokra, zrzekł się praw własnościowych.

Oboje Monika i Jay parsknęli śmiechem.

- To co, zamierzasz ich nadal niepokoić, czy możemy wrócić na miejsca i wznieść toast za Nowy Rok? Rozumiem, że spodziewałaś się lepszego towarzystwa, ale będę musiał ci wystarczyć. 

Smętnie pokiwała głową i poszła za nim do baru. Kiedy łapali za kieliszki, usłyszeli odliczanie.

- Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć…

- Szczęśliwego Nowego Roku – powiedział chłopak, unosząc w jej stronę kieliszek.

- Szczęśliwego Nowego Roku – odpowiedziała z  uśmiechem.

Na zewnątrz również trwało odliczanie.

- … pięć, cztery, trzy, dwa, jeden… Najlepszego, Maggie! – powiedział Nath z uśmiechem, całując dziewczynę w usta.

Przez chwilę była osłupiała i zmieszana, ale sama siebie próbowała przekonać, że przecież było to zwykłe cmoknięcie, które nawet w jednej setnej nie powinno wywrzeć na niej takiego wrażenia jak pocałunek Liama. A jednak wywarło. Serce zaczęło jej kołatać mocniej, szybko więc upiła kilka łyków szampana, który jej podał, żeby dodać sobie odwagi.

- Nie wiem czy to dobry pomysł, żebyśmy pili po tych nieprzyjemnych przygodach – oświadczył, ale wzruszył ramionami i również wypił kilka łyków.

- Wszystkiego najlepszego w Nowy Roku, Nath – odezwała się dziewczyna, gdy odzyskała głos. – Zasługujesz na to. Czy z Dionne, czy z jakąś inną dziewczyną…

Chciał coś odpowiedzieć, ale z hotelu wyszedł odźwierny, który ich zauważył.

- Przykro mi, ale jeśli nie jesteście gośćmi hotelu, nie możecie tutaj siedzieć – oznajmił stanowczo, wypłaszając ich z ławki.

Na szczęście podjechała taksówka, z ulgą więc wsiedli do środka, zanim na dobre zmarzli. Madzia podała kierowcy adres swojego hotelu i przypomniała sobie, że miała wysłać go Jayowi, uczyniła to więc w szybkim smsie. Jako że miejsce jej obecnego zameldowania było blisko, szybko dojechali pod budynek, opróżniając w tym czasie pół butelki szampana. Nath tak się zamyślił, że zapłacił taksówkarzowi i wysiadł razem z dziewczyną.

- Nie jedziesz do domu? – spytała zdziwiona, a na jego twarzy przemknął wyraz rozkojarzenia, by szybko zdał sobie sprawę z gafy, którą popełnił.

- Cholera, nie pomyślałem!

- W porządku, możesz wejść do mnie i się trochę ogrzać – zaproponowała, zdając sobie sprawę, jak dziwnie to brzmi. Nabrała odwagi po wypitym szampanie, który na szczęście jej nie zaszkodził.

Nie pamiętała drogi do pokoju. W pamięci utkwiło jej tylko to, że recepcjonistka na zmianie życzyła im Szczęśliwego Nowego Roku. Z letargu dziewczyna ocknęła się dopiero w pokoju, w którym było zadziwiająco ciepło.

- Przepraszam za bałagan. Niedługo tu zabawimy, dlatego nie staramy się dbać o to miejsce – oświadczyła, sprzątając z łóżka siostry rozsypane kosmetyki z kosmetyczki.

- W porządku – westchnął chłopak, siadając na fotelu, w którym wcześniej siedział Harry, ale oczywiście Nath nie mógł o tym wiedzieć.

- Zaraz wrócę – oznajmiła Madzia, znikając w łazience i pospiesznie szorując zęby. Wcześniej zdjęła z siebie jego marynarkę, żeby jej nie ubrudzić. Trzy minuty później wróciła do pomieszczenia, w którym chłopak stał przy oknie i oglądał pokaz sztucznych ogni w oddali.

- Piękne, co? – spytał, a ona pokiwała głową.

- Ale nie tak piękne jak plaże Barbadosu – odpowiedziała, a on musiał przyznać jej rację.

Przez chwilę stali w ciszy, wpatrując się w ten widok. W końcu Nath odważył się odezwać pierwszy.

- Twoja siostra chciała jeszcze zostać?

- Monika za dużo wypiła, więc zostawiłam ją z Jayem. Nie chciałam, żebym pomiędzy atakami wymiotów musiała pilnować, żeby nie wywołała jakiegoś pożaru.

- Więc zostawiłaś ją z Jayem? Nie wiem, czy to dobre rozwiązanie.

- Obiecał, że się nią zajmie. Wierzę mu.

- Masz rację, można na nim polegać… - Nath urwał. Widać było, że od dłuższego czasu chce coś powiedzieć, ale się krępuje. W końcu się odważył. - Harry nie chciał cię odwieźć?

- Harry przywitał Nowy Rok z Caroline Flack.

- Ojej, przykro mi.

- Niepotrzebnie. Sama kazałam mu do niej iść, bo cały wieczór nie chciał jej spuścić z oczu. A Dionne?

- Obraziła się i wróciła do domu – odpowiedział bez przejęcia.

- Jej strata – zachichotała Madzia, na co się uśmiechnął.

- No nic, będę się zbierał – oświadczył, czując, że już się rozgrzał po tym przymusowym posiedzeniu na mrozie.

- Zostań. Niewiadomo czy przyjedzie taksówka i… Możemy obejrzeć jakiś film – zaproponowała, łapiąc za pilot od telewizora. – Nie ma to jak sylwester przed szklanym ekranem, no nie?

Uśmiechnął się szczerze i przystał na tę propozycję. Nie miała nic do jedzenia, ale po zatruciu krewetkami nie mieli na nic ochoty. Dokończyli szampana, co sprawiło, że lekko zawirowało im w głowie i „Titanic”, na którego natrafili na jednym z kanałów okazał się ponad ich siły.

- Nie rozumiem, dlaczego nie mogła się posunąć, żeby on też mógł się zmieścić na tych drzwiach… - mówiła Madzia, ocierając łzy smutku, kiedy stara już główna bohaterka wyrzucała do oceanu wielki klejnot.

- Ja nigdy nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego pozbyła się tego cacka, zamiast je sprzedać i dać pieniądze wnukom.

- Babcie potrafią być wredne.

- Ta na pewno. Już za młodu była dość złośliwa dla Leonardo. Rzeczywiście te drzwi były wielgaśne. No ale z jej wielką dupą ciężko byłoby im się zmieścić tam we dwójkę – zaśmiał się, ale kiedy poczuł, że opiera mu głowę na ramieniu, odchrząknął.

Znajdowali się w pozycji półleżącej na jej łóżku. Opróżniona butelka po szampanie leżała gdzieś w nogach łóżka, a pilot od telewizora był na wyciągnięcie ręki. Nath ściszył odbiornik.

- Wiesz co, Nath? – zagadnęła zaspanym głosem Madzia.

- Co?

- To był najlepszy sylwester w moim życiu… - przyznała. Alkohol i zmęczenie przez nią przemawiały, nie była w stanie pohamować tej reakcji.

- W moim też, Maggie. Bardzo się cieszę, że spędziłem go z tobą.

- Zostaniesz? – spytała, widząc, że szykuje się do wyjścia. – Monika może wrócić lada chwile, ale moje łóżko jest duże, a my już nieraz ze sobą spaliśmy.

- Tak, to prawda…

Zapanowała niezręczna atmosfera. Oboje nie wiedzieli jak się zachować. Na szczęście zaraz po tym, jak ułożyli się na łóżku, zasnęli zmęczeni przeżyciami tego dnia. Nowy Rok zaczął się równie szalenie jak skończył się poprzedni.

Było krótko po drugiej, kiedy Jay zdał sobie sprawę, że na trzeźwo Moniki nie ogarnie. Najpierw przyszła północ. Była tak pijana, że go pocałowała. Stwierdziła, że smakuje szampanem, na co odpowiedział, że przecież oblała go na twarzy. Kazała mu iść do łazienki się umyć, ale nie mógł jej zostawić. Cały czas chciała wszystkich poznawać, przedstawiała się różnym osobom, których nie znała i była niebezpiecznie blisko Marvina Humesa i Rochelle. Przed pierwszą rozpłakała się, kiedy zdała sobie sprawę, że jej obiekt westchnień się oświadczył. Potem stwierdziła, że nie będzie za nim rozpaczać, bo i tak ma „głowę o dziwnym kształcie” i „wcale tak świetnie nie śpiewa”. Chciała nawet do nich podejść i „życzyć im szczęścia na nowej drodze życia”, ale w ostatniej chwili Jay ją powstrzymał. Przez całą noc czuł dyskomfort. Twarz lepiła mu się od szampana, a chusteczka z butonierki Lou Walsha tylko pogorszyła sprawę (na czole czuł łaskotanie jakby kociego włosia). O drugiej nie wytrzymał, ściągnął Monikę z parkietu i zmusił ją, żeby poszła z nim do łazienki. Był to oczywiście błąd, bo przy umywalkach rączki mył właśnie jej Bóg. Zagadnęła do niego ku rozpaczy Jaya, który już wziął się za mycie twarzy. Na szczęście Marvin uśmiechnął się tylko poczciwie, oświadczył, że ją pamięta, dziękuje za życzenia i obiecał, że pozdrowi Astona i Oritse (Monika jasno zaznaczała, że nie chce, żeby pozdrowił JB).

No i tak przyszła właśnie godzina druga, podczas której Jay zdecydował się, że nie potrafi nieustannie sztywno przejmować się, że jego podopieczna odwali jakąś chałturę. Po kilku szotach przy barze przestało mu to przeszkadzać i resztę wieczoru mógł zaliczyć jako udaną. Potańczyli, pośmiali się, popłakali (śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko się zaręczają) i stwierdzili, że orkiestra oznajmia, że grają ostatnie pół godziny. Bal miał się więc skończyć o szóstej. Od jakiś pięciu minut podsiedli stolik One Direction, którzy się zmyli. Monika próbowała zmusić Jaya, żeby zjadł kawałek polędwicy (której sama nie lubiła). Mówiła do niego po polsku, a on odpowiadał po angielsku, przez co w ogóle nie mogli się porozumieć, ale po alkoholu przestało mu to przeszkadzać.

- Twoja siostra wysłała mi adres hotelu, jak tylko wypijesz kawę, wsadzę cię do taksówki i tam pojedziesz.

- Nie będę piła żadnej kawy. Czarnej nie lubię – zaparła się.

- Inaczej nie wytrzeźwiejesz – oznajmił, podsuwając jej pod nos filiżankę. Nie rozumiał dokładnie co powiedziała, ale jej kręcenie nosem było dość wymowne.

- Wypiję jak zjesz to! – ożywiła się, zatykając na widelec kawałek mięsa i próbując wepchnąć mu to do ust.

- Maggie z Nathem wystarczająco zniechęcili mnie do mięsa, wkładając mi do łóżka wielki stek – skrzywił się na to wspomnienie.

- O tak! To było zabawne! – zaśmiała się.

- To wcale nie było zabawne!

Nawet nie zdawali sobie sprawy, że po alkoholu każde z nich mówiło w ojczystym języku, a mimo to się rozumieli. Stanęło na tym, że kelnerka przyniosła mleko i cukier, Monika mogła więc wypić kawę, choć wcześniej tak bardzo tego nie chciała. Przez cały wieczór mało jadła, bo wszystko było niedobre. Smakował jej tylko tort, którego zjadła z trzy kawałki, twierdząc, że te chude szczapy z The Saturdays i tak dbają o linie i nie potrzebują słodyczy.

- Dobra, plan jest taki! – oświadczyła tym razem po angielsku, kiedy wypiła całą kawę. Złapała Jaya za krawat i pociągnęła go w swoją stronę, żeby lepiej słyszał. - Ja idę umyć zęby, a ty pilnuj, żeby Marvin nie wyszedł bez pożegnania.

- Myć zęby? Co jeszcze? Może wziąć prysznic? – prychnął.

Spojrzał w stronę stolika, przy którym Rochelle kierowała się w stronę łazienki i uznał, że jest to zły pomysł. Kiedy jednak spojrzał z powrotem na Monikę, żeby ją odwieźć od tego pomysłu, stwierdził, że już biegnie na boso w stronę pomieszczenia tylko dla pań. Pobiegł za nią, ale zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Chciał wejść, żeby ją stamtąd wyciągnąć, zanim przyjdzie Rochelle, ale nie zdążył. Ciemnoskóra dziewczyna mierzyła go od stóp do głów.

- Chyba ci się pomyliły łazienki – oświadczyła, wskazując męską po drugiej stronie.

- Nie, po prostu… Moja koleżanka jest pijana i weszła do środka i… Nie wchodź tam, proszę! Ona jest trochę… - Urwał, żeby pokazać gest, który miał świadczyć o niepoczytalności psychicznej Moniki.

- Ty też mi wyglądasz na pijanego – roześmiała się Rochelle. – Wypij sobie kawę, a mną się nie martw.

Drzwi zamknęły się na dobre, a Rochelle trafiła do paszczy lwa. Jay zagryzł wargi i złapał się za głowę. Dwie minuty później był gotowy rwać włosy z głowy, a po trzech minutach chciał bohatersko wkroczyć, ale drzwi otworzyły się i stanęły w nich uśmiechnięte dziewczyny. Wyglądał na skonsternowanego, bo takiego obrotu spraw się nie spodziewał.

- Nie wiem, dlaczego mówiłeś, że jest stuknięta. To fajna dziewczyna – odezwała się Rochelle, obiecując Monice, że pozdrowi chłopaków i kierując się do swojego ukochanego.

Monika zmarszczyła brwi i spojrzała na Jaya.

- Powiedziałeś jej, że jestem stuknięta? – spytała.

- No… tak. A co miałem zrobić? Myślałem, że rzucisz się na nią i… bo ja wiem? Utopisz w kiblu, na przykład. Zazdrosne kobiety są niepoczytalne.

- Słuchaj, coś ci powiem. To, że wdycham sobie do Marvina, nie znaczy, że zamierzam za niego wyjść za mąż. Jest przystojny i w ogóle, ale… nie znam go.  Ja chcę kogoś, kto będzie śpiewał dla mnie w przypadkowych momentach i któremu nie będzie przeszkadzało, że ja ciągle podśpiewuję, choć śpiewać nie umiem. Kogoś, kto założy się, że pobije mnie we wszystkich starych grach na Play Station, a potem pozwoli mi wygrać. Chłopaka, który będzie robił sobie ze mnie żarty tylko po to, by usłyszeć mój śmiech. Kogoś, kto będzie zaskakiwał mnie tanimi pierścionkami z automatów, z kim mogę siedzieć w ciszy i się nie nudzić. Kogoś, kto nocami liczyłby ze mną gwiazdy, a w dzień podziwiał obłoki na niebie. Ale przede wszystkim: kogoś, kto będzie moim najlepszym przyjacielem i nigdy nie złamie mojego serca. Nie chcę Marvina. Chcę kogoś, kto po prostu zawsze sprawi, że uśmiech zagości na mojej twarzy… - Monika potrząsnęła głową, żeby oddalić od siebie te głębokie myśli i ruszyła przed siebie, zostawiając osłupiałego Jaya.

Wpatrywał się w nią z półotwartymi ustami, nie wiedząc, co odpowiedzieć. W końcu zdecydował, że już więcej nie pije, bo po szotach przy barze zaczyna mieć dziwaczne wizje. Zaczął rozglądać się po pustoszejącej sali w poszukiwaniu zielonej sukienki. Zamigotała mu przy jednym stoliku.

- Słuchaj, Brukselka… - powiedział, wzdychając. – Przepraszam, że nazwałem cię stukniętą. Znaczy… Wcale nie nazwałem cię stukniętą, ale wykonałem gest, który mógł świadczyć, że tak uważam… Chciałem powiedzieć… Każdy ma czasem dni, w których zachowuje się jak szalony. Ale ja... no wiesz... nie chciałem sprawić ci przykrości. Na pewno nie tobie...

Nic nie słyszała. Zasnęła z ręką podpartą o brodę, jak tylko usadowiła się na miejscu. Była tak zmęczona, że nawet niewygodna pozycja nie była w stanie jej odstraszyć.

Jay zrobił więc pierwszą rzecz, która przyszła mu do głowy, a była to wyjątkowo głupia rzecz. Wynajął pokój.

Tak więc Nowy Rok zaczął się dla dziewczyn dość szalenie, ale jeszcze o tym nie wiedziały. Szok miał przyjść dopiero po przebudzeniu.
 
~*~

14 komentarzy:

  1. Czesc, tu Madeleine. Pisze z komorki bo internet w komputerze mi padl.
    Rozdzial genialny. Tak po prostu. Pijana Monika zawsze spoko ;-)
    A sylwester przed telewizorem nie jest taki zly ;-)
    W kazdym razie rozdzial super. Cale opowiadanie tez. Zycze ci kolejnych 50 odcinkow i tego zeby wena towarzyszyla ci przez caly czas.
    Pozdrawiam,
    Madeleine

    OdpowiedzUsuń
  2. jejujeju jaki długi ale fajnie :)
    jest co czytać przynajmniej :)
    no tak po co mam czytać lekturę twoje opowiadania są lepsze hehe od czego są streszczenia lektur :P nie no oczywiście przeczytam lekturę :P dobra tam
    świetny rozdział i tyle hehe kocham :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O mamuniu ten rozdział jest moim ulubionym
    Wreszcie coś o Jayu i Monice
    Dawaj szybko nexta
    Już nie mogę się doczekać pobudki

    OdpowiedzUsuń
  4. Co?! Ja tu czekałam na pocałunek Moniki! Ze szczegółami! Oj :( No trudno. Mam nadzieję, że następny jej pocałunek z Jay'em będzie lepiej opisany :D Pozostałe zdarzenia też bardzo mi się podobały. Czekam na następny rozdział, który mam nadzieję, pojawi się bardzo szybko :) Karolina

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny!
    Już nie mogę doczekać się części drugiej opowiadania :D
    Nie wiem co jeszcze napisać!
    No bo każdy wie że umiesz pisać, że masz talent i że jesteś na pewno fajną dziewczyną.
    Powodzenia w następnych rozdziałach i weny :* ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. " Nie, mówiłam serio. Wypiłam taką ilość alkoholu, że robi mi się smutno – przyznała, wypijając resztkę wina." haha gdyby wszyscy ludzie którzy piją tak mieli to co to był by za swiat haha
    rozdział cudowny
    czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniały, jak zwykle. Nie mogę się doczekać następnego. Przygody są wciąż zakręcone i zabawne. Uwielbiam przygody Madzi

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdzial jak zwykle swietny!!
    Czekaz z niecierpliwoscia na nexta!
    Pisz szybko!!
    Mam nadzieje ze Nath z Madzia beda razem!!
    Kacham cie <3
    Alex

    OdpowiedzUsuń
  9. Swietny! :D Poprostu cudowny ! :d kocham to opowiadanie :d
    Czekam.na nastepny :3
    Weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny :) Dobrze, że Maggie spędziła sylwestra z Nathem.
    Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału. I tego co się będzie działo rano, po przebudzeniu :D

    OdpowiedzUsuń
  11. boziu ten rozdział był uroczy :D prawie jak w komediach romantycznych :D i do tego pocałunek Jaya i Moniki awww :) kiedy się w końcu kapną, że do siebie pasują?! szczerze mówiąc, to Nathan i Madzia to urocza para, ale irytuje mnie jej zachowanie. Zdecydowanie wolę Monikę i Jaya. :D
    Maja

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział znakomity. Bardzo mi się podobał. Powoli przekonuje się do TW ;) sluchalam ich cover let me love you znakomity! Każdy rozdział jest cudowny. Ehh Liam znowu na uboczu..ja to bym go pocieszyla! Dodaj szybko nowy rozdział bo jestem ciekawa reakcji dziewczyn jak się obudza w łóżku z chłopakami :D a mam pytanie czy ty na prawdę nie lubisz Danielle? Bo ja osobiście ja uwielbiam! Polecilam kolejnej osobie opowiadanie ;)) proszę dodaj szybko ;D

    OdpowiedzUsuń
  13. Stwierdzam,że z anonimowych komentarzy nie ma tylko mojego:)
    Pozwolisz,że się zrehabilituję i napiszę co mi się podobało w tym rozdziale a muszę przyznać,że jest tego sporo:)
    Po 1.Podobała mi się pijana Monika i te jej rozkminy nad sensem egzystencji haha:D Myślałam,że zaatakuje w ubikacji dziewczynę Marvina i będzie jakaś bójka ale na szczęście do tego nie doszło:)
    Po 2.Rozbawiło mnie to,że Monika i Jay po pijaku mówią w swoich ojczystych językach a mimo to się rozumieją:D
    Po 3.Zawiedziony Louis,który nie spełnił się w roli swata,bo jego plan zeswatania Madzi i Harrego spalił na panewce:)
    Po 4 i najważniejsze:) Jaram się mini pocałunkiem Natha i Madzi.
    Ach,aż mi serce zbiło mocniej jak przeczytałam,że musnął jej usta♥
    W dodatku Madzia przyznała,że to jej najlepszy sylwester jakikolwiek przeżyła i Nath został u niej na noc;) Awww to takie romantyczne♥
    Hmmm to chyba wszystko,co najbardziej mi się utkwiło w pamięci:)
    Czekam już niecierpliwie na kolejny:)
    E.

    OdpowiedzUsuń