wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział 73 - "Toga"

Zdaję sobie sprawę, że powolny rozwój akcji wywołuje Waszą frustrację. Mamy 73 rozdział, a nic znaczącego nie dzieje się w sferze sercowej. Niebawem ulegnie to zmianie, ale oczywiście głównym wątkiem nadal pozostaje komediowy.Marto! Chciałam Ci podziękować za szczerą opinię i jednocześnie stanąć w obrone Moniki. Ona chce tylko dobra siostry, a to Liam zawsze wychodzi na księcia, podczas gdy Nathowi (niezależnie od motywacji) do księcia daleko. Przypominam też, że Nath w którymś z rozdziałów wyznał, że za Moniką nie przepada, bo "za dużo jej wszędzie" i "to go przeraża". Jego ewentualna rehabilitacja jest jednak w stanie przywrócić go do łask.
Dziękuję za wszystkie komentarze :*


W tym rozdziale Monika dowiaduje się, jakie plany miał wobec niej Max, a Madzia zmaga się z faktem kolejnego zatrzaśnięcia z kolejnym członkiem znanego zespołu.
~*~
Starsza z sióstr nie miała pojęcia nie tylko o tym, że jej siostra utknęła z odzianym w zaledwie same majtki członkiem One Direction, ale i gdzie wiezie ją członek konkurencyjnego zespołu, bardzo tajemniczy w swoim przedsięwzięciu.

- Powiesz mi wreszcie, o co tak naprawdę chodzi? Nie kupuję tej akcji z Borisem - oświadczyła, kiedy od pięciu minut w samochodzie Maxa panowała cisza. - Odnoszę wrażenie, że knujesz jakiś plan, o którym nie chciałeś wspominać przy Madzi. No ale jej już nie ma, więc... Przyznaj się. To dziecko to prawda?

Samochód niebezpiecznie zakołysał się i wjechał na sąsiedni pas ruchu.

- Nie! - zaparł się Max.

- No to o co chodzi?

- Och, zobaczysz. Nie okłamałem cię, ale nawet jeśli, to... nie lubisz niespodzianek?

- Nie.

- Dziwne.

- Wcale nie - oświadczyła z zaciętą miną i założyła ręce na piersiach. Zamierzała nie odezwać się przez całą drogę. Miała nadzieję, że milczenie rozwiąże mu język i przyzna się do tego, gdzie ją wywozi.

Ze zdziwieniem stwierdziła, że zjeżdża w boczną leśną drogę, by w końcu zatrzymać się przed domkiem, w którym miała swoją imprezę pożegnalną.

- Eee... Max... To tu jest ten pies? - spytała niepewnie Monika, ale Łysy nie usłyszał, bo właśnie wysiadł z samochodu.

Ona naburmuszona siedziała w środku tak długo, aż w końcu jej otworzył.

- No idziesz czy nie?

- Nie lubię niespodzianek!

- Wiem, mówiłaś. - Max uśmiechnął się szeroko i podał Monice rękę. - Chodź do środka. Myślę, że ci się spodoba.

- Myślę, że nie - pokręciła głową, ale z ciekawości dała się prowadzić do drzwi, przed którymi Max odchrząknął.

- Wybacz, ale muszę powziąć pewne środki - zapowiedział, po czym wyciągnął zza paska opaskę, którą przewiązał jej oczy.

- Pięknie. Teraz jeszcze zejdę na zawał - prychnęła, ale poddała się temu zabiegowi.

Max nakazał jej poczekać za drzwiami, a sam wszedł do środka w sobie tylko wiadomym celu. Po chwili do uszu dziewczyny dobiegł stek przekleństw, z których większości nie rozumiała, ale potrafiła się domyślić, że coś poszło nie po jego myśli. Zniecierpliwiona weszła więc do domku, bo słońce przygrzewało jej w plecy i nie zdejmując przepaski na oczy wymacała kolegę.

- Ekhm... Coś się stało? Pies zrobił rozróbę? - prychnęła, a Max ściągnął jej opaskę z oczu.

- Ta dam... - powiedział smętnie.

Zwyczajne, nieco zakurzone pomieszczenie. Pies co prawda rzeczywiście siedział pod nogami właściciela, wyglądał jak wielkie bydle, ale poza tym nie rozumiała, dlaczego miała mieć zasłonięte oczy.

- Max...

- Tak?

- Nie wiem, po co te ceregiele.

- Też nie wiem.

- To może przy herbacie opowiesz, co to był za chytry plan? Chyba nie spieszysz się za bardzo... - zaproponowała, a on skinął głową i zrezygnowany usiadł przy kuchennym stole, podczas gdy ona nastawiła wodę.

Boris kręcił jej się między nogami, w ogóle nie szczekał, ani nie warczał. Machał ogonem, jakby znali się od dawna, mimo iż ona była przerażona. Max zapewniał, że gdyby jego pies miałby ją ugryźć, na pewno już dawno by to zrobił. Nie był to fakt pocieszający, ale Monika musiała robić dobrą minę do złej gry, żeby dowiedzieć się, o co tak naprawdę chłopakowi chodziło.

- No dobra, przyznam się, choć wiem, że możesz mnie za to zabić. Ale w każdej chwili mogę też uciec samochodem i...

- Och, no mówże wreszcie! - zirytowała się.

- Chciałem urządzić tutaj romantyczną kolację dla ciebie i Jaya.

- Co chciałeś?! - wrzasnęła Monika. - Czy ci do reszty odbiło?! Wiedziałam, że nie jesteś do końca normalny, no ale teraz to już przegiąłeś. Skąd w ogóle taki pomysł, co?!

- Cóż... - Max odchrząknął i zaczął się tłumaczyć. - Na tej waszej parapetówce dał mi do myślenia fakt, że rzekomo Nath i Jay dostali kosza na lotnisku, kiedy wyznali komuś miłość. Szybko połączyłem fakty i drogą błyskotliwej dedukcji skojarzyłem, że Jay chciał z tobą rozmawiać. Potem wystarczyło tylko kupić butelkę Jacka Danielsa, polewać mu i słuchać jak się wypłakuje, że ma złamane serce.

- Jakoś nie przeszkodziło mu szaleć z cycatymi Amerykankami na prawo i lewo. Tłumaczyłam mu, że wcale się nie zakochał, tylko... no nie wiem... zauroczył. I najwyraźniej łatwo to przyjął. 

Wrzątek był gotowy, ale Monice tak trzęsły się ręce ze zdenerwowania, że poparzyła się, nalewając go do szklanek. Max jak ostatni bohater skoczył na równe nogi, odkręcił zimną wodę i kazał koleżance podłożyć pod nią ręce.

- Dzięki. Ale nie myśl, że wybaczę ci tę zabawę w swata - warknęła.

- Proszę cię. Sama też parałaś się tą profesją. Nie powiesz mi, że nigdy nie swatałaś siostry.

- To co innego. Ja wiem, co dla niej dobre. Zresztą, już tego zaprzestałam. Ale ty, mój drogi, posunąłeś się za daleko. To cios poniżej pasa! - Monika dźgnęła Maksa mokrą pięścią, ale ta była jeszcze poparzona od wrzątku, więc zaklęła po polsku, a on zaoferował się, że znajdzie jakieś opatrunki, żeby nie było pęcherzy.

Kiedy wyszedł z kuchni, wzrok Moniki padł na zostawiony na kuchennym stole zgnieciony list. Podniosła go do oczu i odczytała:

"Max! Doceniam twoją troskę o moje sprawy sercowe, ale byłbym wdzięczny, gdybyś zajął się swoimi kłopotami z Michelle, a nie pchał mnie w ramiona Brukselki, która okazała się być zgniła i niestrawna..."

- Co do... - zaczęła Monika i urwała, bo w kuchni pojawił się Max.

- Och, przeczytałaś - powiedział zaniepokojony.

- Pewnie, że tak, w końcu po to zostawiłeś to na wierzchu. Nie chciało ci to przez gardło przejść.

- Przejrzałaś mnie, przyznaję się. Ale tylko po części. Właściwie to chciałem ten list wyrzucić, żebyś go nie zobaczyła - oświadczył Łysy jak gdyby nigdy nic, a Monika pacnęła go zdrową ręką.

- Aua! Mocno bijesz jak na dziewczynę!

- No i dobrze! Jay też oberwie, kiedy dorwę go w swoje łapska.

- Nie, on nie może się dowiedzieć, że przeczytałaś ten list. To prywatna korespondencja.

- A raczej krótka, rzucająca we mnie mięsem notka.

- Jak zwał tak zwał. - Max machnął ręką i wyciągnął jakąś dziwną maść, którą posmarował Monice dłoń. Nie prostestowała, bo przyniosła ona ulgę po oparzeniu. - Chodzi o to, że podstępem przywiozłem tu Jaya i kazałem mu nakryć do stołu do romantycznej kolacji. Chciałem dowieźć i ciebie i zostawić was tutaj aż wszystko sobie wyjaśnicie. Ale on najwyraźniej uciekł, nie wiem, jak. Chyba złapał stopa.

- Nie mogłeś zacząć swatania od Madzi i Natha? Miałbyś większe szanse. Ich uczucie rzeczywiście kiedyś istniało - oświadczyła Monika, poprawiając bandaż.

- Cóż, Nath nieco ześwirował i spędza sporo czasu z Dionne. Zresztą, twoja siostra ma jeszcze Liama.

- Tak, a ja nie mam nikogo, to można mnie pchać na siłę w czyjeś ramiona - prychnęła Monia.

- Właśnie chodzi o to, że ten cały Kuba wydał mi się sporym zagrożeniem, dlatego podjąłem tę inicjatywę.

Monika wypluła gorącą herbatę, sama nie wiedząc, czy słowa Maxa tak ją zszokowały, czy poparzyła sobie język.

- No ale to już nieistotne. Zaraz zabieramy Borisa i wracamy, zanim parada zablokuje nam drogę wyjazdu na całą noc.

- Jakie nieistotne? Ja chcę doczytać list do końca! - Monika sięgnęła po zwitek papieru, ale Max szybko wsadził go sobie do ust i pogryzł.

- Ugh. Obrzydliwe - skrzywiła się Monika. - Skoro nie poznam już nigdy oznak pogardy, jaką żywi do mnie Jay i nie będę piła tej herbaty, to może od razu wracamy?

- Eee... W taki gorąc? - spytał zniechęcony Max. - Mam lepszy pomysł. Chodźmy nad jezioro. Zanim zablokują drogę mamy jeszcze dwie godzinki. Zdążymy się wykąpać i wysuszyć.

Monika zrobiła duże oczy.

- Dobra... Po pierwsze: pogięło cię. A po drugie: jak to "zablokują drogę"?

- No... normalnie. - Max zupełnie zignorował pierwszą uwagę o swojej niepoczytalności. - Nie będzie przejezdna.

- Ale dlaczego? Znowu ją zaleje?

- Nie. Przed chwilą mówiłem, że po prostu będzie jakaś parada.

- Czyli twój plan był taki, że miałam tu utknąć z Jayem, tak? - spytała poirytowana dziewczyna, a chłopak smętnie pokiwał głową.

- Kiedy to mówisz, brzmi, jakbym zrobił coś złego.

- Bo zrobiłeś! I co jeszcze? Może mieliśmy tu nocować?!

- Taki był plan - przyznał Łysy, a ona uderzyła się otwartą dłonią w czoło.

Musiała jednak przyznać, że tego lipcowego dnia było strasznie gorąco na chłodną i deszczową Anglię, a ona jako osoba "nieciepłolubna" pociła się jak szczur, a przez złość naszły ją jeszcze większe ataki gorąca.

- Nie mam kostiumu i nie zamierzam kąpać się nago - powiedziała jednak zamiast tego.

- No to chodźmy chociaż pomoczyć nogi! - zaproponował Łysy, a dziewczyna sama nie wiedząc kiedy, spacerowała z nim w stronę jeziora, w którym zimą przeżyli zabawne przygody.

Wspominali grę w prawda czy wyzwanie, przez którą musieli zażyć kąpieli w zimnej wodzie. Dziwnie było widzieć przy świetle dziennym drzewa odbijające się w tafli wody i piękną, dziką plażę, która łagodnie prowadziła ich w stronę chłodnej wody. Ściągnęli buty, ona sandały, on adidasy, ale kiedy Monika schyliła się, by podwinąć swoje długie dżinsy rurki, poczuła jak Max przerzuca ją sobie przez ramię i stękając drepce w stronę jeziora. Była tak oszołomiona, że wydawała z siebie dziwaczne dźwięki i nie potrafiła wybrnąć z sytuacji, choć domyślała się, co zamierza zrobić. Szczególnie, że woda zaczęła chlapać na prawo i lewo.

W końcu Max wrzucił z pluskiem swoją towarzyszkę wprost w wodne czeluście, doszczętnie mocząc jej ubranie, włosy i spłukując z twarzy makijaż.

- Ty... ty... - powtarzała Monika, nie mogąc złapać oddechu. Była wściekła, przemoczona i roztrzęsiona. On stał do pasa w wodzie i zaśmiewał się do rozpuku, że udało mu się zrobić jej kawał. - Zabiję cię!

- Ale przecież teraz jest przyjemnie chłodno! - oświadczył, kiedy ona nieudolnie oblewała go wodą. I tak był cały mokry, więc nie przynosiło to rezultatów, a podtopić go nie miała siły.

- Idiota! - warknęła Monika.

Całe szczęście, że byli na plaży sami i nikt nie widział jej kompromitacji. Wściekła wyszła z wody w mokrej, ciężkiej odzieży i złapała w dłonie swoje sandały.

- Ty będziesz miał mokre siedzenia w samochodzie, wali mnie to.

- Mam folię - zachichotał Max, nadal pozostając w wodzie i śmiejąc się do rozpuku. Nagle jednak oczy wyszły mu z orbit i zaczął z niepokojem obmacywać swoje pośladki, by po chwili wyciągnąć z tylnej kieszeni spodni telefon komórkowy, nie nadający się do użycia.

- Nosił wilk razy kilka... - parsknęła Monika. - Ponieśli i wilka. To cię nauczy, że nie robi się takich rzeczy.

- Rzeczywiście lepiej byłoby wykąpać się w bieliźnie - oświadczył Max, wychodząc z wody i wzdychając nad swoim sprzętem. - Przynajmniej buty mamy suche - oświadczył z cieniem uśmiechu, a Monika grzmotnęła go pięścią w ramię.

- Musimy się wysuszyć, jeśli chcemy wrócić przed zamknięciem drogi - zapowiedziała i oboje powlekli się do domku, z którym wiązało się tyle wspomnień.

Piętnaście minut później korzystali ze znalezionych w szafie ręczników, by się wysuszyć (choć Max powtarzał, że najlepiej będzie na słoneczku) i rozwiesili swoje ciuchy, żeby te choć trochę przeschły i nadawały się do założenia.

- Wina?! - krzyknął Max do koleżanki, która ubierała się w osobnym pomieszczeniu.

- Tak! Na trzeźwo z tobą nie wytrzymam! Ale ty nie waż się wypić ani kropli, bo prowadzisz! Boris, oddaj to!!!

Przeciągły krzyk dobiegł do uszu Maxa, a kiedy poszedł zobaczyć, czy nie pomóc koleżance, jego oczom ukazał się zabawny widok. Drzwi pokoju były uchylone, wystawała z nich głowa dziewczyny i jej nagie ramię, które próbowało wyszarpnąć ręcznik z zębów psiska, które bawiło się w najlepsze.

- Spokojnie, Monica, on się tylko dobrze bawi! - roześmiał się Max.

- Tak jak i wy, najwyraźniej.

Głos, który dobiegł od strony drzwi sprawił, że pies wypuścił z pyska ręcznik, którym Monika okryła się w mgnieniu oka, zanim drzwi otworzyły się na oścież i ukazały jej nagą sylwetkę. W progu stał nie kto inny jak Jay z bukietem polnych kwiatów w dłoniach.

- Niezły z ciebie skrzydłowy, Max, nie ma co - warknął Jay, wciskając osłupiałemu kumplowi kwiaty i mierząc go wzrokiem.

- To nie tak jak myślisz, Jay - zaparł się Łysy, ale wszystko wpływało na jego niekorzyść.

Miał nagi tors, przyrodzenie zasłaniał mu zawinięty w pasie ręcznik, a tuż obok stała Monika, na szybcika zasłonięta innym ręcznikiem.

- Serio? - spytał Jay.

- Serio! A co ty tu w ogóle robisz?! - Max widząc, że Jay odwraca się do niego plecami i rusza do wyjścia, podreptał w jego stronę, przez co ręcznik prawie zsunął mu się z bioder.

- Co ja tu robię?! Masz tupet, wiesz!

W tym samym czasie podobna sprzeczka rozgrywała się na przedmieściach Londynu w luksusowym domu Harry'ego, a raczej w tajnym schronie, kiedy to żart obrócił się przeciwko sprawcy i zamknął jego i jego towarzyszkę na piętnaście godzin.

- Ja mam tupet?! Ty masz tupet! - wrzasnęła Madzia, potrząsając ciężkimi żelaznymi drzwiami, które ani drgnęły.

- Ja tylko zwróciłem uwagę, że lepiej będzie nie panikować, tylko zachowywać się normalnie - usprawiedliwił się kędzierzawy chłopak.

- Jak mam się zachowywać normalnie, skoro ty siedzisz tu jak gdyby nigdy nic w samych gaciach?!  - spytała zrozpaczona Madzia.

- Mogę się ubrać, mam tu dres na wszelki wypadek.

- No pięknie. Pomyślałeś, żeby tu znieść dres, a nie pomyślałeś, żeby zainstalować tu jakiś przycisk alarmowy albo coś w tym stylu? Mądrze, naprawdę. I pomyśleć, że kiedyś się w tobie podkochiwałam. - Madzia uderzyła głucho głową o zatrzaśnięte drzwi, a Harry, który właśnie przywdziewał spodnie od dresu, by ukryć swoją nagość, spojrzał na nią zszokowany.

- Co? Podkochiwałaś się?

- No... wiesz, o co mi chodzi - zmieszała się Madzia. Była tak zdenerwowana, że nie zdawała sobie sprawy, że wypowiedziała te słowa na głos. Pamiętała, kiedy pierwszy raz chłopcy z One Direction weszli do jej pokoju hotelowego razem z Joe McDovanem, a ona ujrzała swojego idola i zamarła.

Kiedy odwróciła głową w stronę schronu, z ulgą stwierdziła, że Harry był już ubrany w spodnie od dresu i T-shirt.

- Lepiej? - spytał, okręcając się wokoło, a ona roześmiała się i pokiwała głową. Atmosfera została rozładowana. - To może chcesz posłuchać naszych piosenek z nowej płyty? Wychodzi dopiero w listopadzie, ale jestem skłonny dać ci mały przedsmak.

- No to w takim razie jestem skłonna posłuchać materiału.

Z uśmiechem usiadła na kanapie i obserwowała, jak uruchamia laptopa, by po chwili puścić jej jedną z chwytliwych piosenek, do której zaczął się wygłupiać i śmiesznie tańcować, w czym mu zawtórowała. Piosenki jednak nie trwały w nieskończoność.

- No nic, jeszcze czternaście godzin i będziemy wolni - zachichotał Harry.

- Bardzo śmieszne.

- No co? Staram się zabawić gościa!

- Raczej więźnia.

- Słuszna uwaga. - Mrugnął do niej oczkiem. - Ale odlicz dwanaście godzin snu i minie jak z bicza strzelił.

- Dwanaście godzin snu? - spytała zszokowana Madzia. - Czy ty zapadasz w letni sen?

- Sen dobrze robi na urodę! - zaparł się żartobliwie.

- Acha. A nie ma szans, że Louis nas znajdzie wcześniej?

- Nie wiem, kiedy wróci, ale raczej nie przyjdzie mu do głowy, że zatrzasnąłem się w schronie. To nie tak, że zostawiłem mu list pożegnalny, czy coś.

- Ech, beznadzieja. - Madzia westchnęła ciężko i podparła rękoma brodę.

- Jaka beznadzieja? Wiesz, ile lasek zabiłoby, żeby być teraz na twoim miejscu?

- Ale ja nie jestem laską.

- Słuszna uwaga - powiedział ponownie, a ona zmroziła go wzrokiem, mimo iż wyszczerzył zęby.

- Twoje wyobrażenie laski jakoś nie odpowiada moim standardom, więc fakt, że nie uważasz mnie za laskę, jest komplementem.

- A co to niby znaczy?

- Wiesz, według mnie Caroline Flack do piękności nie należy - prychnęła Madzia, zakładając ręce na piersiach. Nie chciała się z nim kłócić, skoro mieli spędzić tyle czasu w zamknięciu, ale nie mogła się oprzeć.

- Kobiety. Wiecznie zazdrosne o inne kobiety - westchnął Harry, opierając nogi o blat stołu i zakłądając ręce za głowę. Wyglądał na zrelaksowanego, w przeciwieństwie do towarzyszki.

- Zazdrosna? Ja? O nią? Nigdy.

- Gadanie. Sama przyznałaś, że ci się podobam, więc to zrozumiałe, złociutka.

- Poprawka: kiedyś mi się podobałeś. I nie mów do mnie złociutka. I nie jestem zazdrosna o Caroline Flack! - zirytowała się.

- No, teraz nie musisz być. Złociutka...

Gdyby Madzia miała coś do rzucenia w Harry'ego, z pewnością by oberwał. Zamiast tego warknęła tylko i opadła ciężko na kanapę, by rozsiąść się wygodnie.

- A jak zamierzamy tu spać? - spytała, widząc, że zegar wskazuje godzinę 18.

- Już chcesz spać? Myślałem, że najpierw napijemy się piwa. - Z małej lodówki chłopak wyciągnął dwie butelki jakiegoś nieznanego trunku i podał dziewczynie.

- Rozważam perspektywy - oświadczyła Madzia i zdecydowała, że odrobina piwa pomoże jej się odprężyć. Na pewno nie zamierzała się stresować, choć już czuła, że zaczyna boleć ją brzuch.

- Zdajesz sobie sprawy, że jeśli teraz spadnie deszcz meteorytów, będziemy musieli na nowo zaludnić ziemię? - spytał z dupy Harry, a ona wypluła łyk piwa, który wzięła do ust.

- Wiesz, co? Ja nie piję. Ktoś tu musi być trzeźwy, Harry. - Dziewczyna odsunęła od siebie piwo.

- No to może... zagramy w butelkę? - spytał, dopijając piwo do końca i unosząc przedmiot w górę.

- W dwójkę? Bez sensu.

- No, nie będzie to tak ekscytujące jak ty, Liam i Nathan bawiący się w trójkącik przy innych uczestnikach zabawy, ale...

- Hej, co to miało znaczyć?! - uniosła się nastolatka.

- Ja tylko mówię to, co widzę.

- Gówno widzisz!

- Co tak ostro?

- Sam się o to prosiłeś - warknęła Madzia i zdecydowała się jednak napić piwa, bo na trzeźwo nie mogłaby wysłuchiwać zarzutów, które przed nią stawiał.

- Ja po prostu chciałem zauważyć, że ta cała sytuacja jest nieco dziwna. Uważam, że powinnaś się zdeklarować.

Piwo z ust nastolatki wytrysnęło jak z fontanny i skończyło na twarzy chłopaka, który sięgnął po chusteczkę i wysuszył się zanim odpowiedział.

- Liam to mój przyjaciel.

- Skoro już musisz wiedzieć, myślę, że zadeklarowałam się już zimą, zanim wróciłam do Polski - wyjaśniła. - I Liam o tym wie. Pogodził się z tym. Pogodził się z Danielle.

- Tak, ale nie są parą. Znaczy... jej się tak wydawało, ale ona świrowała, czytała jego wiadomości w telefonie, szpiegowała go... On na pewno nic do niej nie czuje. Wydaje mi się, że on nadal czeka na krok z twojej strony.
Danielle czytała jego wiadomości? Mogła też usunąć te, które ona wysłała do Liama, żeby jej "chłopak" ich nie odczytał. To by wyjaśniało brak odzewu ze strony Payne'a.

- Harry, ty i twój osąd ludzi rozmijacie się z rzeczywistością. Nie obchodzi mnie, czy Liam chce ze mną być czy nie. Dla mnie liczy się tylko to, że ja nie chcę z nim być.

- Auć. Jako jego przyjaciela, zabolało mnie to. - Harry zasymulował atak serca i złapał się za klatkę piersiową.

- Nie baw się w swatkę, wszyscy którzy próbowali, źle na tym wyszli.

- Jak twoja siostra?

- Właśnie, Monia! Zadzwonię do niej i zapytam, czy Max mógłby po nas przyjechać i...

- Nie podniecaj się, nie ma zasięgu - oznajmił chłodno Harry, widząc, jak jego koleżanka wyciąga telefon komórkowy.

Wyświetlacz potwierdził jego słowa. Nie mogła skontaktować się ze światem zewnętrznym, więc byli zdani na siebie przez czternaście kolejnych godzin. Spodziewała się, że niezręcznych rozmów będzie więcej.

- Czyli jednak Nath, huh? - zagadnął Harry po dłuższej chwili ciszy.

- Co? Och, nie! Broń Boże!

- No to ja już nie wiem, kto. Chyba nie Danny z McFly, co? Ostatnio się wokół was kręci i widać, że to pies na baby, ale...

- Harry! Ja się z nikim nie spotykam, rozumiesz?! A już na pewno nie z nikim sławnym. I z nikim z obcego kraju. Jak sobie niby wyobrażasz taki związek na odległość?

- Myślę, że miłość jest w stanie przezwyciężyć wszystkie przeszkody, a ty jesteś po prostu pesymistką.

Nie odpowiedziała. Dumała przez chwilę w ciszy. Tu nie chodziło o fakt, że byli sławni lub mieszkali w innym kraju. Nath zmienił się na gorsze, jego brawura przesłaniała miłego chłopaka, do którego zapałała uczuciem w okolicy świąt. Liam był uroczy i szarmancki, ale mimo zrywów serca, których sporadycznie doświadczała, zdała sobie sprawę, że to fakt iż jest on Księciem z Bajki tak na nią działał. Tyle że fakt, że nim był dla reszty świata, wcale nie oznaczał, że ona oczekuje tego samego. Chciała po prostu kogoś, kto byłby przy niej w dobrych i złych chwilach, byłby w stanie ją rozśmieszyć do łez i samym uśmiechem poprawić jej humor.

- A może chcesz zobaczyć fikcyjne wiadomości, które nagrałem dla Louisa? - zagadnął Harry.

Wzruszyła ramionami. Chwilę później włączył płytę, a ona zaśmiewała się do rozpuku, widząc jak wynajęty prezenter z grobową miną informuje o tragicznych warunkach pogodowych i alarmuje o zbliżającym się tornadzie, zalecając zejście do piwnic i schronów.

- I co? Myślisz, że by się na to nabrał? - spytał Harry po skończonym seansie.

- Ja bym się nabrała. Profeska.

- Czyli przyznajesz, że ten kawał to nie do końca dopracowany majsersztyk, który mógłby z powodzeniem być puszczony w jakimś programie rozrywkowym?

- No... przyznaję - zawahała się i wywróciła oczami. On uśmiechnął się szeroko.

- Jestem genialny, wiedziałem. To może tym optymistycznym akcentem zakończymy nasze kłótnie na dziś. Tutaj nie mam gdzie przed tobą uciec.

- Już chcesz ode mnie uciekać?

- Nie, myślę perspektywicznie.

- Spokojnie, ja nie gryzę - zaśmiała się. - Ale chętnie bym coś zjadła.

- Z ust mi to wyjęłaś - oświadczył i sięgnął do lodówki, skąd wyciągnął dwa opakowania jakiejś smacznie wyglądającej sałatki. - Bon apetit!

- Poliglota. - Madzia parsknęła śmiechem.

- Cóż, staram się. - Harry wzruszył ramionami. - Polski jest kolejny na mojej liście.

- No to się cieszę. Chciałabym usłyszeć, jak mówisz chrząszcz brzmi w trzcinie.

- K-ch-gh... Że co?

- Nic, nic, Harry. Nie jesteś gotowy - roześmiała się Madzia, a on jej zawtórował.

Potem rozmawiali jeszcze i zaśmiewali się do rozpuku w rytmie nowych piosenek zespołu. Harry zgrał je nawet Madzi na telefon, bo nie była w stanie określić czy są zajebiste czy tylko super. Poinformowała go, że woli słuchać przez słuchawki, więc zobowiązał się jej to zagwarantować, jako że była jedną z nielicznych krytyków, z której zdaniem się liczył, co sam przyznał.

- Oj, Meggs - oświadczył w końcu chłopak. - Czy naprawdę musieliśmy zostać zatrzaśnięci w schronie, żeby sobie pogadać od serca?

- Cóż, najwyraźniej - odpowiedziała z uśmiechem.

Prawdą było, że Anglia rządziła się własnymi prawami. O tym samym przekonała się jej się siostra, co prawda z dala od Londynu, ale w równie pokręconej sytuacji.

Jay wpatrywał się wyczekująco w przyjaciela, który przybliżał mu historię wrzucenia Moniki do wody i konieczności wysuszenia się.

- Och, bo na słoneczku to już nie można było, co? - spytał Jay, mierząc Maxa morderczym wzrokiem.

- No... można. Ale... Jay my... Ja nigdy...

- Nie musimy się mu tłumaczyć - oświadczyła wściekła dziewczyna, pojawiając się w pomieszczeniu owinięta prześcieradłem, z którego utworzyła rzymską togę zawiniętą wokół szyi. - "Brukselka jest niestrawna" tak, Jay? - spytała Loczka. - Cóż, tak się składa, że Maxowi smakowała!

- Monica! - Max spojrzał zszokowany na koleżankę, a ta wzruszyła ramionami. Przeniósł więc wzrok na zszokowanego Jaya, który nie wiedział, co powiedzieć. - My ze sobą nie spaliśmy!

- Czyżby? - drążył Jay, a Monika nie wytrzymała.

- Zgadza się, nie spaliśmy. Ale nawet gdyby, to osobą, która miałaby prawo do jakichkolwiek roszczeń nie jesteś ty.

Jay spojrzał na kwiaty, które zebrał. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zamilkł.

- Skoro wszystko wyjaśnione, to może wracamy, zanim nam zablokują drogę?

Monika wywróciła oczami.

- Alleluja.

- Nie będę z wami jechał jednym samochodem - oświadczył Jay, zakładając ręce na klatce piersiowej.

- Miłego spaceru - prychnęła dziewczyna i ogarnęła wzrokiem pomieszczenie, czy czegoś nie zostawili. - Prześcieradło pożyczam.

Wyszła z domku i zdjęła z linki swoje majtki, które w pośmiechu wciągnęła na dupę. Z dżinsów, które nadal były mokre wyciągnęła pasek, który zapięła na prowizorycznej sukience. Z sandałami na nogach wyglądała jak starożytna mieszkanka Rzymu.

Max wsiadł za kierownicę, dziewczyna obok niego, a naburmuszony Jay musiał zająć miejsce z tyłu, razem z Borisem.

- Fochy ci przeszły? - spytał Max, odpalając silnik.

Jay nie odpowiedział.

- Niech się focha - prychnęła Monika.

- Z kwiatkami trzeba było wystartować kilka miesięcy temu zamiast zrzucania na nią tej bomby. A nazywanie jej niestrawną, na pewno nie przysporzy ci przychylności - poradził Max.

- Zdajesz sobie sprawę, że ja tu siedzę? - spytała dziewczyna.

- Tak, zdaję sobie sprawę. I nadal uważam, że musicie sobie to wszystko wyjaśnić.

- Nie ma czego wyjaśniać - oznajmił zdecydowanie Jay.

- W tej jednej kwestii się z nim zgadzam. Sprawa zamknięta.

- Nie do końca. On ci zebrał kwiatki.

- Tak. I zostawił piękny list miłosny. - Od nieustannego prychania Monika poczuła podrażnione gardło. Dodatkowo fakt, że w lusterku widziała swoje dziwaczne odbicie, tylko sprawiał, że poczuła się jeszcze gorzej.

- Nie muszę ci się tłumaczyć, ale dla twojej wiadomości, list napisałem w złości i nawet go wyrzuciłem, ale najwyraźniej nie trafiłem do śmietnika i Max go znalazł. No a resztę już znacie.

- Czyli to moja wina? - spytał zszokowany Max, odwracając się do kumpla.

- Tak, twoja. Po co wrzucałeś ją do tego jeziora? Przecież nawet nie umie pływać.

- Ale ja jej nie topiłem! Zresztą, to twoja chora wyobraźnia wyzwala jakieś skojarzenia.

- Max, uważaj!!! - Monika przerwała wymianę zdań i zmusiła kierowcę, by spojrzał na drogę. Ten w ostatniej chwili wyhamował przed grupką dzieci ubranych w togi podobne do prześcieradła, którym owinęła się Monika.

Przez chwilę stały przerażone, ale szybko zaczęły skakać rozradowane i walić do drzwi.

- Rozdajmy kilka autografów i spróbujmy ich wyminąć, zanim nam zablokują drogę - nakazał Max i wysiadł razem z Jayem z samochodu, ale dzieci najwyraźniej wydawały się być za małe, by słuchać ich muzyki, bo ożywiły się tylko i wyłącznie na widok Moniki w białej todze i Borisa na tylnym siedzeniu.

- Czy to jest pies od ciągnięcia rydwanu? - spytała jakaś rezolutna dziewczynka.

- Co, kuźwa? - Monika przerzuciła się na język polski, bo wydała się skonsternowana faktem, że to ona budzi większe zainteresowanie niż naburmuszeni członkowie zespołu, którzy stali na poboczu i otwierali oczy ze zdziwienia. Po chwili przerzuciła się. - Nie, nie żaden pies od ciągnięcia rydwanu. My chcemy tylko przejechać do Londynu.

- Ale my idziemy w paradzie. Nie ma przejazdu - oświadczyła dziewczynka. - Potrwa chyba do północy.

Monika w mgnieniu oka spojrzała na Maxa, który wzruszył ramionami.

- Chyba pomyliły mi się godziny - przyznał skruszony.

Faktem stało się, że obie siostry z Polski utknęły. I wyglądało na to, że na długo.


~*~

11 komentarzy:

  1. Nie ma to jak rozmowa od serca w zamkniętym schronie... Po prostu idealne warunki...

    List Jaya mnie dobił- jak nasza Brukselka może być zgniła i niestrawna? W każdym razie pisał to w złości, więc mu wybaczam ;)

    Szczerze? Śniło mi się dzisiaj, że przechadzam się po ulicach w todze rodem z Rzymu. Kiedy przeczytałam fragment o todze Moniki, myślałam, że padnę.

    Ogólnie, rozdział prześwietny. Potrafisz w taki przyjazny sposób opisać całą akcję. Tak trzymaj.

    Pozdrawiam,
    Madeleine

    OdpowiedzUsuń
  2. To co napisał Jay do najmilszych nie należało, ale mam przeczucie, że Monika nie będzie się wiecznie na niego za to gniewać:)
    Ale kwiatki napewno były urocze jak sam gest chłoapaka<333
    Oni tak do siebie pasują, że nie ma innej możliwości i muszą być razem;p
    Wyobrażałam sobie, że w schronie dojdzie do czegoś między Harrym i Meggs, ale widzocznie nie jest im to dane xd
    Mam nadzieję, że w następnym rozdziale więcej się wyjaśni, bo jak narazie to mam lekki mętlik w głowie;)

    Pozdrawiam!;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu nooooo !
    jeszcze ta dziwna sytuacja
    Czy to kiedyś będą razem ?!!!
    Chodzi mi o brukselke i loczka
    Chyba coś dojdzie między Harrym a Madzią ....
    Oby nie :/
    I dupa utkneli tam haha :D
    Jedna z zakochanym chłopakiem ...
    Druga z chłopakiem od stroju Adama....

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedziałam! Wiedziałam że Max`owi chodzi o Jay`a! Ja to po prostu czułam! Szczerze? Już myślałam, ze coś między nimi zajdzie - w sensie że między Monią a Maxem. Jak by na to nie patrzeć, i pomijając szczegół, ze by się pozabijali to pasuja do siebie. Czuąłm też, że utkną w tej paradzie, nie sądziłam jednak ze Jay będzie z nimi. Ten list był troszke chamski, zważywszy ze sam ostatnio zachowuje się głupio. Ehh... no cóz...faceci. Co do Harolda i Madzi. Cos czuje że pomiędzy nimi do niczego nie dojdzie... Liam, Nath.... McFly - wątpie, zebyś jeszcze Hazze w to mieszała.... Aczkolwiek po ostatnich rozdziałach stwierdzam ze nie jestem już niczego pewna. Mam nadzieje, że Lou albo ktoś inny ich znajdzie. Dobrze że młody się ubrał, bo co by było gdyby Liam ich znalazł! Tak samo jak Jay, Max i Monia. No nic, czekam na kolejną częśc. Weny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuje za odpowiedź. Zgadzam się z Tobą Nathan może sie jeszcze postarać żeby zrobić na Monice dobre wrażenie i żeby go polubiła, a może sie także pogrążać dalej tak zachowując. Wydaje mi się jednak ponieważ sama mam taki problem że z uczuciami to nie tak łatwo nawet jak osoba która nam się podoba źle się zachowuje to i tak jeżeli jest to głebokie nie zmienia naszych uczuć a jedynie nas odpycha od siebie. Ale wracając do rozdziału to płakałam ze śmiech i już jutro rano poproszę o następny bo aż mnie skręca co one uwięzione będą dalej robiły!!! Tym razem bardziej rozbawiły mnie kwestie Moni, Maxa i Jaya:
    - No... normalnie. - Max zupełnie zignorował pierwszą uwagę o swojej niepoczytalności. - Nie będzie przejezdna.
    - Ale dlaczego? Znowu ją zaleje?
    - Nie. Przed chwilą mówiłem, że po prostu będzie jakaś parada
    albo
    - Czy to jest pies od ciągnięcia rydwanu? - spytała jakaś rezolutna dziewczynka.
    - Co, kurwa? - Monika przerzuciła się na język polski, bo wydała się skonsternowana faktem, że to ona budzi większe zainteresowanie niż naburmuszeni członkowie zespołu, którzy stali na poboczu i otwierali oczy ze zdziwienia. Po chwili przerzuciła się. - Nie, nie żaden pies od ciągnięcia rydwanu. My chcemy tylko przejechać do Londynu.
    - Ale my idziemy w paradzie. Nie ma przejazdu - oświadczyła dziewczynka. - Potrwa chyba do północy.
    Doprowadzasz mnie do śmiechu i płaczu tymi tekstami i powiem Ci że nawet w najgorszy mój dzień potrafisz mnie rozbawić. To opowiadanie to pozytywna dawka śmiechu i dobrego humoru.
    Co do Madzi i Harrego oj też sobie posiedzą ale za to Madzi usłyszała materiał na nową płytę chłopaków czyli może się czuć się wyróżniona. Swoją drogą Madzia szczerz pporozmawiała sobie z Harrym o swoich uczuciach i powiem Ci że to zdanie które napisałaś jest święte:
    "Chciała po prostu kogoś, kto byłby przy niej w dobrych i złych chwilach, byłby w stanie ją rozśmieszyć do łez i samym uśmiechem poprawić jej humor."
    Mam nadzieję że w którymś z chłopaków a najlepiej w Nathanie znajdzie takiego chłopaka. No i ja też bym chciała takiego kogoś znależć bo te słowa wywarły na mnie duże wrażenie i są naprawdę mega ważne. Proszę wstaw jutro rano rozdział i szybko go skomentuje bo popołudniu mam gościa i nie będe miała kiedy przeczytać a mnie już skręca żeby wiedzieć co dalej.
    Pozdrawiam
    Marta

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział świetny przezabawny zresztą jak wszystkie Twoje rozdziały. Płakałam ze śmiechu . CZekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Od razu na wstępie mojej wypowiedzi stwierdzam, że jestem w połowie jasnowidzem! Ja po prostu wiedziałam, że Max chce ją do tego domku właśnie zabrać, i że będzie tam Jay. Ale mina mi zrzedła jak przeczytałam co było napisane w tym liście, ale później jak stanął w drzwiach z tymi kwiatkami... A Max jest kochany, no jak go nie kochać? Chciał zorganizować tą kolację i nocowanie, a tu wyszło co innego. No trudno mam nadzieję, że relacje między Jay'em i Moniką się poprawią bardzo, bardzo :) Rozwaliła mnie scena z tymi dziećmi.
    Madzia, biedna, będzie się musiała trochę pomęczyć z Harrym. Chociaż zabawnie też było czytać ich potyczki w tym schronie, a później zrobiło się przyjemnie gdy rozmawiali właśnie sobie na spokojnie, od serca. Przyznam, że na każdy rozdział czekam z wielką niecierpliwością, bo czytanie Twojego opowiadania sprawia mi wielką przyjemność i poprawia humor :D A więc czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozmowa Hazzy i Magdy - słodka :)
    I dobrze, że przynajmniej Max zabrał Monikę do tego domu,do Jaya xD
    Mam nadzieję,że oni będą razem.
    Czekam na CD,pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiedziałam, że pomysł Maxa miał coś wspólnego z Jayem. Szkoda tylko, że ten plan nie wypalił.
    Coś czuję, że w następnym rozdziale będzie się działo :)
    Czekam na ciąg dalszy :D

    OdpowiedzUsuń
  10. To normalne że Harry nie wymówiłby chrąszcz brzmi... on jest na to za głupi heh
    I kolejny raz zatrzaśnięta ale pech
    Sory za krótkie komentarze ale nie wyrabiam
    Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  11. Widzę,że nawet Max zapragnął zabawienia się w swatkę:D
    Głupio wyszło,bo jego piękny i romantyczny plan nie wypalił a szkoda.Tym bardziej,że Jay znalazł go razem z Moniką ekhem...w dość dwuznacznej sytuacji.
    Monika jako Rzymianka:D
    Moja wyobraźnia szaleje i to w pozytywnym tego słowa znaczeniu:D
    Madzia i Harry,cóż za miła pogawędka się odbyła między tą dwójką:)
    Z każdym rozdziałem,coraz bardziej lubię Harry'ego:)
    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału:)
    E.

    OdpowiedzUsuń