Fakt, że nie ma Jaya, Natha i Liama - jak najbardziej zamierzony. Po prostu nie chciałam, by wszystko kręciło się wokół nich. W kolejnym rozdziale coś, na co sporo z Was czeka, ale to dopiero jak wrócę.
Dziękuję za komentarze :*
PS. Zaktualizowałam zakładkę spoilery.
W tym rozdziale przyjaciele tracą szansę na transport i zostają odcięci przez sztorm i zmuszeni do liczenia na szkocką gościnność, która pcha ich w dziwne miejsce noclegu. |
Chlupot wody i szum wiatru oraz poruszone krzyki członków rejsu
sprowadziły Madzię na ziemię, kiedy pociemniało jej przed oczami i zacisnęła
paznokcie na ramieniu Harry'ego, który był na tyle miły, że zamiast ją za to
opieprzyć, objął ją ramieniem. Zdążyła zorientować się w sytuacji, że Kuba
wskoczył wyłowić Monikę, która nie umiała pływać, a Max i Danny pomogli mu ją wyciągnąć na pokład. Była
nieprzytomna, ale kiedy chcieli robić jej resuscytację, magicznie zakasłała i
wypluła całą zawartość wody z płuc.
- Żagiel się obluzował i musiał ją zrzucić z pokładu - oświadczyła
pani kapitan, zaglądając Kubie przez ramię. - Źle umocowałeś.
- Przepraszam, ja... byłem zamyślony i... to moja wina...
przepraszam... - tłumaczył się młody Polak.
Nareesha przybiegła z ręcznikami, którymi razem z Kelsey i Eleanor
owinęli zmoczoną ofiarę i jej wybawcę. Wzmógł się wiatr, a słońce właśnie
schowało się za bladą chmurą, która niebawem miała zamienić się w większą.
Rosalie pobiegła na kapitański mostek, by rozeznać się w sytuacji i z
przerażeniem odkryła zamieszanie spowodowane przez Harry'ego.
- Kto majstrował przy prędkości?! - spytała ze złością, pojawiając się
na pokładzie. - I dlaczego żadne z was, wredne małolaty, nie powiedziało mi, że
zbliża się burza?!
- Wredne małolaty?! - spytał poirytowany Danny.
- To ty jesteś tutaj kapitanem! Zamiast ślinić się do Kuby powinnaś
orientować się w sytuacji, a nie zostawiać to na głowie dwójki nastolatków! -
słusznie zauważyła Madzia.
- Tylko że proponując mu rejs nie spodziewałam się, że sprosi tu bandę
rozhukanych celebrytów!!! - wrzasnęła Rosalie Bishop, a wszyscy spojrzeli na
siebie zszokowani.
Rozległy się głosy niezadowolenia. Kuba wdał się w kłótnię z kapitan,
której próbował wytłumaczyć, że pozwoliła mu zaprosić, kogo ma ochotę.
- W porządku, niech będzie. Dopłyniemy do wyspy razem, ale to, jak
wrócicie, to tylko i wyłącznie wasza broszka! - warknęła opryskliwie kobieta i
poszła do siebie, by wyrównać kurs.
Na horyzoncie widać było ląd, którym prawdopodobnie była wyspa do
której zmierzali. Wszyscy spoglądali po sobie, nie wiedząc, co powiedzieć.
Urodziny Madzi wyglądały na zrujnowane. Monika próbowała coś powiedzieć
ochrypniętym głosem, ale wszyscy ją zignorowali. Z towarzystwa porobiły się
małe grupki. Kuba pomógł Monice zejść z pokładu, Madzia i Harry trzymali sztamę
wyzywając pod nosem na wredną kapitan, Seev przytulał Nareeshę, Tom Kelsey, a
Louis Eleanor. Dougie, Danny i Max szli na końcu, cisi jak nigdy i posępni.
- Arivederci - prychnęła Rosalie, kiedy stanęła suchą nogą na lądzie.
- Za chwilę rozpęta się sztorm. Powodzenia w szukaniu gościnnych Szkotów,
którzy przygarną trzynastoosobową grupę.
Kobieta miała na wyspie dom, ale najwyraźniej nie zamierzała być zbyt
gościnna. Odwróciła się na pięcie i odeszła, zostawiając osłupiałą grupę, która
nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić. Zrobiło się dość chłodno, więc wszyscy
pozakładali odzież, którą zabrali.
- Burza mózgów! - zakomenderował Max i wszyscy przysiedli na drewnianych balach pomostu. Nikt nie zauważył, że Harry do spółki z Madzią odcumowują łódź w zemście
na wrednej i napalonej pani kapitan.
- To moja wina. Chciałbym was przeprosić - odezwał się Kuba. - Madzia,
nie chciałem zepsuć ci urodzin.
- Nie zepsułeś - oświadczyła dziewczyna z cwaniackim uśmiechem. - Ona
dostanie za swoje.
- A my sobie jakoś poradzimy - dodał optymistycznie Harry.
- Niby jak? - warknął Tom. - Mamy pukać do drzwi i prosić o nocleg w
obliczu burzy?
- Szkoci są gościnni - wyjaśnił Louis. - Myślę, że te 150 osób gdzieś
nas upchnie.
- Jest nas za dużo - stwierdził Siva.
- Nie doceniasz tego - oznajmił Harry, wskazując na swoją buźkę.
- Zaraz zacznie padać, możesz się pospieszyć z tą urokliwą perswazją? -
prychnął Max. - Zresztą, całkiem prawdopodobne, że nikt nas tu nie zna. To mała
wyspa.
- Załatwię nam nocleg. Szkoci są gościnni nie tylko dla celebrytów. -
Harry wydawał się pewny siebie, ale nie do końca przekonany, czy uda im się
znaleźć gospodarstwo domowe, które przyjmie wszystkich.
Danny mu to wypomniał.
- Nie możemy się rozdzielić. Meggs ma urodziny, musimy świętować!
Krople deszczu zaczęły sączyć się z chmur. Łódź unoszona falami
oddalała się od pomostu, do którego została zacumowana.
- A może tam?
Wszyscy spojrzeli w stronę, w którą wskazała Monika. W oddali stała
budowla z kamienia przypominająca kościół.
- To klasztor - wyjaśnił Kuba.
- A kto będzie bardziej gościnny niż zakonnice? - Danny zatarł ręce.
Próbowali mu tłumaczyć, że braciszkowie, ale nie słuchał. Pochwycił
znaczą część bagaży i prezentów i truchtem ruszył w stronę budowli, a oni nie
namyślając się długo, ruszyli za nim.
Drzwi otworzył im z trudem jakiś zgarbiony łysy zakonnik, który
zmierzył dziwaczną grupkę wzrokiem i zachrypniętym głosem zapytał:
- W czym mogę pomóc?
- Potrzebujemy schronienia - odezwał się Louis najuprzejmiej jak
umiał. - Dostaliśmy się na wyspę łodzią, ale nasza pani kapitan zostawiła nas
na lodzie, a idzie sztorm i...
- Rozumiem - przerwał mu duchowny. - Ale to klasztor dla mężczyzn.
Nieodpowiednie byłoby goszczenie tak skąpo odzianych kobiet.
Wszyscy spojrzeli w stronę Kelsey i Nareeshy, które co prawda założyły
kurtki, ale ich nogi pozostawały nagie i obute tylko w japonki.
- Mamy ciuchy - zapewnił Siva. - Ubiorą się przyzwoicie.
Nareesha dźgnęła swojego chłopaka łokciem między żebra, a ten
uśmiechnął się szeroko. Harry próbował wybić się przed szereg i roztoczyć swój
urok, ale Madzia pociągnęła go do tyłu i pozwoliła Louisowi przejąć inicjatywę.
- Proszę... Ta młoda dama omal nie zginęła, kiedy obluzowany żagiel
zepchnął ją prosto w spienioną morską toń. - Chłopak wskazał na Monikę, która
zrobiła smutną minę jak na zawołanie i zakasłała.
- Dobrze... Ale możemy udostępnić wam tylko nocleg w jadalni.
Jesteście w uświęconych związkach, jak mniemam?
Harry wyszczerzył zęby i objął Madzię ramieniem, Kuba po chwili
wahania i upewnieniu się, że Monika mu nie przyłoży, zrobił to samo.
- Oczywiście! - oświadczył Louis. Kłamstwo tak łatwo przeszło mu przez
gardło, że sama Madzia prawie w nie uwierzyła.
- W takim razie wejdźcie, proszę.
Zakonnik otworzył masywne drzwi i wpuścił gromadkę do środka. Cały
czas mówił o tym, że gdyby nie byli w związkach małżeńskich, nie mógłby
udostępnić im koedukacyjnych noclegów. Najwyraźniej miał słaby wzrok, albo był
dość zacietrzewiony, bo nie zdawał sobie sprawy, że co prawda pary mogły przy
zmrużonych oczach wyglądać jak małżeństwa, ale najmłodsi Madzia i Harry, którzy
nieustannie kłócili się o coś po cichu, byli zupełnie oderwani od wizerunku
uświęconej instytucji małżeństwa.
- Musicie wiedzieć, że o osiemnastej jemy tutaj wieczerzę, a potem
udajemy się na wieczorną mszę i sala będzie w pełni do waszej dyspozycji. Czy
chcecie uczestniczyć z nami w obrządku? - zakonnik spojrzał na Danny'ego, który
zrobił duże oczy. Spojrzał na Dougie'go, który wzruszył ramionami. Max wybawił
ich z opresji.
- Przepraszam, ale przeszliśmy niezbyt przyjemną przygodę i wolelibyśmy
odpocząć - powiedział.
- Odpocząć? Przecież Maggie ma urodziny, trzeba to oblać! - wyrwało
się Harry'emu, a Louis zasłonił mu usta ręką.
Eleanor zaczęłą tłumaczyć zakonnikowi, że to ich takie droczenie się
ze sobą, a ten wydawał się przyjąć tę odpowiedź i się oddalił.
- No to, co? Biba? Może mają tu gdzieś wino mszalne... - Danny rozejrzał się, ruszając brwiami. Harry
przybił mu piątkę i zanim Madzia zdążyła cokolwiek powiedzieć, zaczęli
rozpakowywać przenośną lodówkę, do której Kuba wsadził piwo i zakąski.
Zaczęli śpiewać Happy birthday, które roznosiło się dziwacznym echem w
starych murach, więc ściszyli głos do półszeptu. Dziewczyny musiały jednak
przyznać, że harmonie tych trzech, niezawsze żyjących ze sobą w zgodzie,
zespołów brzmiały świetnie. Madzia się rozpromieniła, bo odzyskała nadzieję, że
jej urodziny nie będą zmarnowane. No, może poza faktem, że zyskała męża i miała
nocować w kościele. Sama przed sobą musiała przyznać, że podczas gdy Nath i Liam nie wydawali się być nią zainteresowani, zbliżyła się do Harry'ego i poczuła coś jak ukłucie zazdrości o jego zainteresowanie panią kapitan, co nie do końca jej się podobało.
Kiedy Danny otworzył sobie piwo zakonnik powrócił, przez co chłopak
schował szybko alkoholowy napój za plecami, ale beknięcia nie udało mu się
pohamować.
- Na zdrowie! - roześmiał się zakonnik, kiedy zapadła grobowa cisza.
To rozluźniło atmosferę. - Podtopioną panienkę zapraszam do łazienki, gdzie
będzie mogła się przebrać i wysuszyć.
Monika zrobiła duże oczy. Nie chciała iść sama z zakonnikiem, ale
kiedy jak na złość kichnęła, zwiastując przeziębienie, wzruszyła ramionami.
- Pójdę i pomogę - zaoferował się Max.
Zakonnik spojrzał na niego zszokowany.
- Przecież to nie pan jest jej mężem.
Dougie i Harry chichotali z tyłu. Madzia dopiero teraz zauważyła, jak
bardzo są do siebie podobni z charakteru, mimo różnicy wieku.
- Chodziło mi... że pójdzie jej mąż - poprawił się Łysy. Widać było
jednak, że albo chciał zwiedzić czeluści zabytku, albo miał zamiar porozmawiać
z Moniką.
- Ja pójdę - zaoferowała się Nareesha, co Monika przyjęła z ulgą. -
Też się ubiorę.
Dziewczyna chwyciła torbę i Monikę pod ramię i poszły za zakonnikiem.
- Dziwne - stwierdził Danny, pociągając kolejny łyk piwa.
- Dziwne jest, że żłopiesz alkohol pod ogromnym krzyżem w klasztorze,
w którym utknęliśmy przez sztorm - zauważył Louis.
- Przez wredną babę, która dostała kosza i która pozbawiła nas
możliwego transportu - dopowiedziała Madzia i przyznali jej rację.
- No to zdrowie Kuby, dzięki któremu nocujemy w klasztorze! -
zachichotał Tom.
- Zdrowie Kuby, bo uratował siostrze Maggie życie - poprawiła go
Kelsey.
- Uratował Brukselkę przed skończeniem w zupie!!! - zagrzmiał donośnie
Tom, a wszyscy spojrzeli na niego jak na idiotę. - No co?
- Jajco - odcinęła się Kelsey, ale wszyscy wznieśli toast, każdy za
coś innego.
Takich szalonych urodzin Madzia nigdy nie miała i podejrzewała, że
bardziej szalonej przygody przeżyć już nie może. Były plotki o romansach,
pożary, zatrzaśnięcia, bale, ale sztorm...? Zamierzała zastanowić się nad
wydaniem autobiografii, bo byłby to na pewno ciekawy materiał, szczególnie, że skończyła dopiero 17 lat.
- Gitara zamokła? - zapytał Tom, ożywiony po wypiciu piwa.
Oczy Madzi wyszły z orbit ze strachu, ale okazało się, że z jej
prezentem wszystko w porządku. Chłopak więc wziął instrument i zaczął grać
"We Are Young" zespołu Fun, co wszyscy zaśpiewali, siedząc przy
mnisim stole.
- Świetny repertuar jak na śpiewy w klasztorze - oświadczył Dougie, na
co wszyscy wybuchli śmiechem i kiedy Monika i Nareesha wróciły do towarzystwa,
zastały je roześmiane.
Śpiewali tak, popijali ukradkiem piwo i wcinali przekąski, które
okazały się bardzo dobre, mimo iż spora ich część jako składnik miała owoce
morza. Tak jak się można było spodziewać, Monika miała dreszcze, bo mimo iż
było ciepło w momencie, kiedy wpadła do wody, to późniejszy chłodny sztormowy
wiatr musiał ją zawiać. Madzia cały czas docinała Harry'emu, że baba, która
wpadła mu w oko okazała się harpią. Danny i Max na zmianę opowiadali dowcipy,
Louis zaimprowizował zabawny quiz z pytaniami (ale nic intymnego, na co wszyscy
odetchnęli z ulgą). Nareesha zaczęła wspominać czasy Barbadosu, co podchwyciła
Kelsey, więc Eleanor korzystając z chwili, którą dziewczyny chłopaków z The
Wanted brały na oddech, zaczęła rozwodzić się nad sylwestrem. Kiedy rywalizacja
wisiała w powietrzu, wszyscy z ulgą powitali pojawienie się mnichów, którzy
ukłonili się, zaintonowali modlitwę i zaprosili do wspólnej strawy, ale im grzecznie odmówili.
Dougie i Harry chichotali cicho po piwie, a Madzia cieszyła się, że
nie ma z nimi Jaya, bo z pewnością leżałby już pod stołem i zagwarantował im
wyrzucenie wprost w spienione morze. W pomieszczeniu, w którym się znajdowali
wiatr ciągnął im po nogach, więc ubrali się ciepło i
podziękowali zakonnikom za koce, poduszki i maty, które im udostępnili do rana.
Następnie duchowni udali się na mszę do drugiego skrzydła klasztoru i towarzystwo narzuciło
szybkie tempo zabawy w obawie, że później nie będzie ku temu okazji.
Nie było wódki, więc nie było też okazji do ubzdryngolenia się. No i
nie było dwóch prowodyrów awantur, gwiazdorów o złamanych sercach, Natha i
Jaya. Urodziny Madzi przebiegły w miłej atmosferze. Kiedy braciszek zakonny
przyszedł zajrzeć, jak gościom idzie w stołówce, zastał
wszystkich pod kocami, na posłaniach, które ułożyli w takie kółko, żeby się
nawzajem widzieć.
- Nie śpisz koło swojej małżonki? - zdziwił się zakonnik, widząc, że
Harry zajął miejsce między Eleanor a Dougie'm, z którym się skumał.
- Ja... nie... ona... - zaczął tłumaczyć się Styles.
- Co, zabrakło ci języka w gębie? - zachichotał Louis. - Idź koło
swojej małżonki, noc może być zimna!
Towarzystwo chichotało pod nosem. Harry zmienił posłanie i leżeli
poprzeplatani koedukacyjnie. Tylko Danny i Dougie z McFly i Max w trójkę
zostali na uboczu, bo nie mieli ze sobą "żon".
- I na was przyjdzie pora - oświadczył braciszek w ich stronę i
mrugnął okiem do Madzi.
Kiedy zostali sami, zapanowała cisza, jakby czekali, aż oddali się na
odpowiednią odległość.
- Czy tylko mi się wydawało, że on zdaje sobie sprawę, że nie jesteśmy
małżeństwami? - zagadnął w końcu Kuba.
- Błędem było branie go za
idiotę - westchnęła Monika i zdecydowała się zmienić miejsce.
Dziwnie czuła się między Kubą a Maxem, szczególnie, że ten pierwszy
rzucił się w morską toń, by ją ratować, a ten drugi chciał z nią odbyć jakąś
rozmowę, bo pchał się na ochotnika, by iść z nią do łazienki. Najprawdopodobniej miało to coś wspólnego z Jayem i jego "chorą jaszczurką". Wolała uniknąć wszelkich rozmów o uczuciach, właśnie dlatego nie chciała, by jej siostra zaprosiła na żaglówkę wszystkich celebrytów. Doskonale pamiętała, jak skończyła się parapetówka i nie chciała powtórki z rozrywki.
Zapanowała więc mała migracja i ostatecznie wszyscy zmienili swoje miejsca. Siva i Nareesha oraz Tom i Kelsey leżeli pod wielkim krzyżem, bo stwierdzili, że ich związki są prawdziwe i nie mają się czego wstydzić. Po tych słowach Louis próbował upchnąć tam też maty swoje i Eleanor, ale się nie zmieściły, więc zadowolili się wąskim kącikiem pod obrazem Matki Boskiej. Pod długą ścianą, na której znajdowały się drzwi wejściowe, posłania ułożyli pozostali. Koło Louisa rozłożył się porzucony przez Madzię Harry, obok niego Dougie i Danny, następnie Max, Madzia i Monika, która nalegała, by być blisko drzwi. Kuba rozłożył się koło stołu, więc znalazł się poniekąd w centrum tego dziwacznego biwaku.
Zapanowała więc mała migracja i ostatecznie wszyscy zmienili swoje miejsca. Siva i Nareesha oraz Tom i Kelsey leżeli pod wielkim krzyżem, bo stwierdzili, że ich związki są prawdziwe i nie mają się czego wstydzić. Po tych słowach Louis próbował upchnąć tam też maty swoje i Eleanor, ale się nie zmieściły, więc zadowolili się wąskim kącikiem pod obrazem Matki Boskiej. Pod długą ścianą, na której znajdowały się drzwi wejściowe, posłania ułożyli pozostali. Koło Louisa rozłożył się porzucony przez Madzię Harry, obok niego Dougie i Danny, następnie Max, Madzia i Monika, która nalegała, by być blisko drzwi. Kuba rozłożył się koło stołu, więc znalazł się poniekąd w centrum tego dziwacznego biwaku.
- Co powiecie na staszną historię? - zaproponował Danny, zacierając
ręce.
- W klasztorze? - spytała Monika. - Chyba cię... - nie dokończyła, bo
przeciągłe kichnięcie wybiło ją z rytmu i pozwoliło Tomowi przyklasnąć na pomysł
kolegi.
- Znam taką jedną straszną historię! - spojrzał znacząco na Sivę. -
Seev i Nareesha giną w niej pierwsi.
- A ten znowu to... - westchnęła Madzia.
- A o co chodzi? - zaciekawiło się Eleanor.
- A co, tak ciekawi cię moja śmierć? - roześmiała się Nareesha.
- Nie, po prostu historia brzmi interesująco.
- Kiedyś urządzaliśmy imprezę pożegnalną dla Brukselki w domku nad
jeziorem i pod wpływem alkoholu zaczęliśmy snuć historię, kto zginąłby
pierwszy, gdyby zaaakowała nas rodzina mutantów - wyjaśnił Max.
- Brzmi jak fajna zabawa - stwierdził Kuba. - Ktoś przeżył tę masakrę?
- Maggie i Nath. - Tom machnął ręką, a Harry, nie wiedzieć czemu,
zakrztusił się krewetką, po którą sięgnął.
- W porządku? - Louis spojrzał na niego spode łba.
- Tak. Stanęło mi.
Wszyscy buchnęli śmiechem, a chłopak szybko wyjaśnił, o co mu
chodziło, ale nie pomogło. Dobre pięć minut nabijali się z tego tekstu, aż w
końcu wrócił do rozpoczętego wątku.
- No to może zagramy w tę samą grę? - zaproponował.
- Chcesz się bawić w to, że Maggie i Nath odjeżdżają w stronę
wschodzącego słońca? - spytał zszokowany Tom, a Max zachichotał.
- Chodziło raczej o fakt, że możemy wymyślić jakiś straszny scenariusz
dla tych okoliczności - wyjaśnił.
- Dobry pomysł! - podłapał Danny. - Będziemy jechać po kolei, a każdy
doda coś od siebie! Monica zaczyna.
- Dlaczego ja? Nie mam pomysłu - zaparła się dziewczyna.
- Zawsze masz - zwróciła jej uwagę Madzia.
- No dobra... - starsza z sióśtr poprawiła się na posłaniu i podniosła
koc pod brodę. - Ja zginę pierwsza, bo pójdę siku.
- Dobra, Brukselka najwyraźniej się nie angażuje, więc może zacznie
Maggie? - przerwał Harry.
- Od kiedy to zezwoliłam, żebyś nazywał mnie Brukselką?! - obruszyła
się Monika.
- No... ja... ten... przez wzgląd na wspólne przygody... Ale oni mogą!
- Hej, my to co innego! - roześmiał się Max. - Co nie, Brukselka?
- Nie przeginaj.
- Sorki... - Max spuścił głowę. - To jak, Meggs? Jakieś pomysły? Nie
daj nam się wstydzić.
- W porządku, sami chcieliście. - Madzia odchrząknęła. - Grupka młodych
ludzi przez zbieg nieszczęśliwych okoliczności została zmuszona do spędzenia
noclegu na niewielkiej wyspie. Nie znali nikogo, a zbliżał się sztorm...
- Uuu... zapowiada się świetnie! - Dougie zatarł ręce, a Danny klepnął
go w potylicę.
- Przecież to akurat wydarzyło się naprawdę, głąbie!
- Och... sorry. Kontynuuj, Maggie.
- Eee... Nie przerywać, bo wybijacie mnie z rytmu...
- No to ja przejmę pałeczkę! - zobowiązał się Max. - Znaleźli
schronienie w mrocznym klasztorze, ugoszczeni przez tajemniczego mnicha.
Zaproponował im strawę, mszę i nocleg, a oni się zgodzili, mimo iż mury
szeptały im, że mogą tu zginąć...
- Dobre! Teraz ja! - podekscytował się Danny. - Świętowali urodziny.
Pili alkohol. I zasnęli...
- To nie było dobre - stwierdził Seev.
- Jak to nie?
- No... Zero emocji. - Nareesha poparła swojego chłopaka i wszyscy
pokiwali głowami.
Zirytowało to nieco Danny'ego, który zgasił lampy naftowe, a sam
wyciągnął spod poduszki swój telefon i poświecił nim tylko na swoją twarz.
Zaczął modulować głos jak niegdyś robił to Tom. Opowieść przywoływała
wspomnienia szalonej nocy w domku nad jeziorem. Tyle że ta teraz wydawała się
bardziej szalona. Klasztor i sztorm? Bardziej zwariowanie być nie mogło.
- Kiedy wszyscy zagłębiali się w objęcia Morfeusza, zmorzeni
przeżyciami dnia i alkoholem, który pili z okazji urodzin jednej z dziewczyn,
Monica stwierdziła, że natura wzywa i że musi iść za potrzebą do łazienki.
Posadzka była przeraźliwie chłodna, dziewczyna więc stąpała po niej szybko.
Czuła jednak, że nie jest na ciemnych korytarzach sama. Z każdym przyspieszonym
krokiem ktoś dyszał jej w kark, ale kiedy się odwracała, nikogo nie było.
Rozważała zawołanie po pomoc Danny'ego. Był cudowny i taki odważny. Na pewno
ochroniłby ją w trwodze. Nie miała jednak serca nikogo budzić. Kontynuowała ten
spacer samotnie, przerażona do szpiku kości. Kiedy w końcu dotarła do drzwi
łazienki, zamiast chłodnej klamki, poczuła gładź ludzkiej, oskalpowanej
czaszki. Chciała krzyknąć, ale ktoś zasłonił jej usta ręką, a drugą dłoń zacisnął
wokół jej szyi i nie wypuścił ze swoich macek, póki nie wyzionęła ducha,
wpatrzona w dwa żółte, przerażające ślepia...
- Zaczekaj, kowboju! Może tak nie szarżuj, co?! - uniósł się Max.
- O co chodzi? - zdziwił się Danny.
- Brukselka nie może zginąć pierwsza.
- Dlaczego?
- Mi to nie robi różnicy - wtrąciła Monika.
- Nie może! Po pierwsze: z nią jest o wiele zabawniej, a po drugie:
omal nie zginęła na żaglówce, niech tutaj pożyje trochę dłużej. Zresztą, ja
obstawiam, że to Dougie zginie pierwszy.
- A dlaczego ja? - zdziwił się wspomniany chłopak.
- Bo ja wiem? Pójdziesz z Tomem na fajkę i dostaniesz nóż w plecy.
- A ja? - zirytował się Tom, a Max spotulniał.
- Ty uciekniesz, by nas ostrzec.
- Hej, to nie fair! Jakieś porozumienia zespołowe się zawiązują! -
stwierdził Harry, zakładając ręce na piersiach. - Tom powinien być dźgnięty.
Nadęty fajfus ginie pierwszy. Najlepiej podczas stosunku z dziewczyną.
- Bez takich! - warknął Tom. Kłótnia wisiała w powietrzu.
- Hej, może ta zabawa to nie był dobry pomysł, co? - wtrącił Kuba,
chcąc załagodzić atmosferę.
- Trzeba zmodyfikować zasady - zaproponował Max. - Może każdy powie
swoją część historii, a potem reszta ją akceptuje bądź odrzuca? Jako że część
Danny'ego została odrzucona, to kolejka przechodzi na Dougie'ego.
- Eee... eee... - chłopak nieco się zmieszał, widząc, że wszystkie
spojrzenia zostały skierowane w jego stronę. - No to... towarzystwo postanowiło
iść spać, ale jeden wariat, ja, poczuł, że piwo szybko przedostało się przez
jego układ moczowy i zdecydował się iść odlać. Było jednak strasznie ciemno, a
on nie miał pojęcia, gdzie jest łazienka, więc otworzył drzwi wejściowe, do
których dotarł po ciągnącym po nogach przeciągu. Na zewnątrz stwierdził, że
deszcz przestał padać, więc zdecydował się zapalić. Kiedy rozświetlił
zachmurzoną noc światłem zapalniczki, ujrzał w ciemności żółte oczy i była to
ostatnia rzecz, którą zauważył przed śmiertelnym pchnięciem nożem, które
otrzymał prosto w serce...
- Ej, ale zwrot akcji... - ekscytował się Harry.
- Zdajesz sobie sprawę, że nie musisz uśmiercać siebie? - spytał
Danny, a Dougie wzruszył ramionami.
- Nie umiem wymyślać takich rzeczy. A tak odpadam z kolejki i już nie
muszę, prawda?
Max jako arbiter zabawy przyjął tę zasadę, ale pochwalił Dougie'go za pomysłowość,
bo wymyślona przez niego część naprawdę wydała się ciekawa.
- Styles, twoja kolej - Łysy przekazał głos koledze z konkurencyjnego
zespołu, który odchrząknął.
- Zaniepokojony długą nieobecnością sąsiada z łóżka dzielny Harry... -
W tym momencie sporo osób parsknęło, ale Styles wolał się nie zastanawiać, czy
spowodowało to jeko określenie "sąsiada z łóżka" czy nazwanie samego
siebie "dzielnym". - ... postanowił sprawdzić stan rzeczy. Był jednak
na tyle mądry, by zabrać ze sobą lampę naftową. Udało mu się dotrzeć do
łazienek, ale tam nikogo nie zastał. Otworzył więc masywne drzwi wejściowe.
Podwórze było puste, ale zanim zatrzasnął drzwi, jego wzrok padł na zapalonego
papierosa, który tlił się słabym światłem u jego stóp. Postanowił ostrzec pozostałych,
że coś tu jest nie rak, ale kiedy szybkim krokiem zmierzał w stronę jadalni,
poczuł mocne uderzenie w tył głowy i... stracił przytomność.
Harry zawiesił głos tuż przed końcem, by zbudować napięcie. Wszyscy
spojrzeli na niego dziwnie.
- I ty też się zabiłeś, czubku? - spytał Louis.
- Nie. Ja po prostu buduję grunt pod moją postać, żeby żaden z was nie
wymyślił mi okrutnej śmierci - zaparł się chłopak.
- Tak? - spytał zadziornie Louis, którego kolej nadeszła. - To
słuchaj. - Chłopak wziął swój telefon i wzorem Danny'ego zaczął świecić na
swoją twarz. - Harry ocknął się w ciemnej i cuchnącej piwnicy. Gdzieś w oddali
kościelne organy wygrywały marsza żałobnego, a on z przerażeniem stwierdził, że
jest przywiązany.
- Hej! - uniósł się Harry.
- Chciałem ci tylko pokazać, że nie problem cię uśmiercić -
zachichotał Louis, po czym przybrał poważny ton. - Jedyną rzeczą, która
przyszła Harry'emu do głowy, było wołanie o ratunek, które mogło być zgubne,
ale i uratować go od nieuchronnej śmierci. "Maggie!!!", zawołał
przeraźliwie i choć dziewczyna nie była w stanie usłyszeć jego jęków,
dobiegających z czeluści mrocznej piwnicy, coś sprawiło, że poruszyła się na
swoim posłaniu i nie mogła dalej zasnąć. - Louis spojrzał znacząco na Eleanor,
która wzruszyła ramionami. Nie miała pojęcia, co powiedzieć dalej, a jej
chłopak najwyraźniej czegoś od niej oczekiwał.
- Ja pasuję - stwierdziła. - Niech Louis opowie za mnie.
- Hmm... Jako arbiter tej zabawy... - zaczął Max, a Louis mu przerwał.
- Samozwańczy.
- Nieważne. Jako arbiter, udzielam zezwolenia, ale Eleanor musi zginąć
jako następna. Takie zasady...
Louis burzył się przez chwilę na te "zasady", które powstały
nagle i niespodziewanie, ale jego dziewczyna przekonała go, że nie ma nic
przeciwko, by zginąć w tej historii. Wydawało się, że zabawa ją bawi.
- No dobrze. Choć serce mi się kraje, powiem to - stwierdził w końcu
Louis. - Maggie poruszona dziwacznym przebudzeniem wstała z miejsca i
stwierdziła, że ani Harry'ego, ani Dougie'go nie ma na posłaniach. Obudziła
więc Lou, znaczy mnie, jako że był osobą, która mogła mieć pojęcie, gdzie udał się jego
przyjaciel. Zarówno Louis, jak i jego piękna dziewczyna, Eleanor, zdecydowali
się iść poszukać zagubionych i przykazali koleżance zostać na miejscu. Po
wyjściu na korytarz poczuli przeciąg, który doprowadził ich do otwartych drzwi.
Wyszli na zewnątrz, gdzie wiatr dął przeraźliwie, budząc atmosferę grozy. Coś
zamajaczyło w oddali. Ujrzeli ciało przywiązane do celtyckiego krzyża. Ciało
pozbawione oczu, nosa i warg, ale udało im się rozpoznać Dougie'go. Kiedy
Eleanor wydała z siebie okrzyk przerażenia, coś przeszyło jej wątłe ciało. Był
to ostro zakończony krzyż, który dzierżył w rękach ich dobroczyńca, poczciwy z
pozoru zakonnik...
- Nie! - wydarło się z pojedynczych ust. Wszyscy zaczynali angażować
się w opowieść. Atmosfera sztormu potęgowała grozę, a stare mury nadawały
doskonałe tło historii.
- Tak. I wtedy Louis zdał sobie sprawę, że stracił swój najpiękniejszy
skarb, z którego życie uleciało na jego oczach. Nie mając nic do stracenia,
rzucił się na zakonnika i podzielił los swojej dziewczyny. Ostatnią rzeczą,
którą dojrzał, były...
- Żółte oczy - dokończył Dougie.
- Dokładnie. - Louis spuścił głowę.
- Dlaczego wszyscy się uśmiercają? - spytał poirytowany Danny, a Kuba
wzruszyła ramionami.
Max zarządził kolej Toma, który wysnuł fragment opowieści o tym, jak
Siva i Nareesha zostają zaduszeni we śnie, przez zakonnego braciszka. Monika to
zakwestionowała.
- Mam lekki sen, obudziłabym się, gdyby ktoś tu wszedł - zapierała się
między atakami kaszlu.
- Tak? - spytał Tom. - A jak tyle osób wyszło, to nic nie zauważyłaś!
Max przyznał rację przyjacielowi i mimo protestów Sivy i Nareeshy,
którzy ponownie dostali nudną śmierć, prawdą stało się, że w strasznej
opowieści, którą sobie snuli, przy życiu pozostały siostra Monika i Madzia,
Danny, Max, Harry gdzieś w piwnicy, Tom, Kelsey i Kuba. Towarzystwo się
uszczuplało.
Kelsey kontynuowała opowieść od momentu, w którym skończył jej
chłopak. Wróciła do wątku Madzi, która przysnęła po tym jak zauważyła
zniknięcie Harry'ego i Dougie'go.
- Dziewczynę obudził kształt przemykający niemal tuż pod jej nosem.
Poderwała się przerażona i poświeciwszy
telefonem stwierdziła, że w pomieszczeniu nie ma dwóch kolejnych osób.
Przerażona obudziła wszystkich, żeby ich zmobilizować do poszukiwań. Wtedy to
odkryto, że Siva i Nareesha nie oddychają. Wszyscy byli wstrząśnięci i
postanowili działać. Nie mogli od razu uciekać, bo ich przyjaciele zaginęli.
Tom nakazał rozdzielenie się w celu sprawdzenia większej powierzchni i mimo iż
Max zdecydowanie to odradzał, metodą głosowania jego propozycja została
odrzucona i towarzystwo podzieliło się na grupy.
- Pewnie Polacy z Polakami, co? - prychnął Max, a Kelsey rzuciła mu
mordercze spojrzenie.
- Max zdecydował się wziąć pod swoją opiekę Monicę i Maggie i udać się
do kaplicy. Kuba i Danny postanowili sprawdzić teren poza klasztorem, a ja i Tom...
łazienki.
- No i zaczyna się rozkręcać! - Danny klasnął w ręce. - Kto teraz?
Wszyscy spojrzeli na Kubę, którego część opowieści nadeszła właśnie w
tym momencie.
- Coż... Jestem w tym raczej kiepski...
- Proszę cię. Wciskasz dzieciom kit jako Święty Mikołaj - parsknęła
Monika.
- Słuszna uwaga - roześmiał się i odchrząknął, by dodać sobie nieco
powagi. Zapomniał poświecić na swoją twarz, ale fakt, że było niemal zupełnie
ciemno tylko jeżył wszystkim włosy na plecach. - Razem z Dannym natknęliśmy się
na ciała Eleanor i Lou, które leżały przed wejściem do klasztoru. "I tu
mnie macie", powiedział wtedy zachrypniętym głosem zakonnik, burząc nam
krew w żyłach. - Kuba zaczął zmieniać głosy, czym potęgował napięcie. -
Mężczyzna miał żółte oczy, które świeciły w ciemności. Nie namyślając się
długo, puściliśmy się biegiem w głąb wyspy, mimo iż deszcz ponownie zaczynał
padać, mocząc nawierzchnię i utrudniając ucieczkę. Mieliśmy przewagę fizyczną
nad napastnikiem, który z szałem w oczach gnał za nami z drewnianym krzyżem.
Jednakże mijając w deszczu celtycki krzyż, Danny potknął się, kiedy zauważył
zwłoki swojego przyjaciela, boleśnie okaleczonego. "Ratuj siebie!",
krzyknął do mnie, a sam bohatersko rzucił się w stronę zakonnika.
- I co dalej? - dopytywał się podniecony Danny, widząc, że Kuba
zawiesił głos.
- Nie mam pomysłu. Nudna ta zabawa.
- Rzeczywiście jakoś w domku nad jeziorem bawiła mnie bardziej -
przyznał Max.
- Bo za mało krwi - poddała pomysł Kelsey. - Teraz Monica, może trochę
podkoloruje.
- Chcecie kolorowo? - spytała wspomniana dziewczyna zadziornie. - W
porządku. Danny przygniótł całym ciężarem zakonnika i wyrwał mu z rąk ostro
zakończony krzyż. Był o wiele silniejszy niż stary mężczyzna. Zamachnął się i
przebił mu czaszkę przez oczodół, a ciepła krew trysnęła mu na twarz. Nigdy nie
czuł takiej satysfakcji jak teraz. Pomścił śmierć przyjaciela. Nie
poprzestał na jednym ciosie. Podziurawił czaszkę zakonnika i wstał, by obmyć w
strugach deszczu zakrwawioną twarz. Dojrzał wtedy jednak ciemny dym, który
wydostał się ze zwłok zabitego i wzleciał do góry, by utworzyć trąbę
powietrzną, która szybko sfrunęła nie tyle na ziemię, co wprost do otwartych
ust chłopaka, którego oczy zalśniły przerażającą żółcią w ciemności...
- Oficjalnie się boję - stwierdziła Eleanor.
- Ja też - odpowiedział jej Danny, obgryzając paznokcie. - Twój umysł
jest chory.
Monika wzruszyła ramionami, a Madzia zachichotała i przejęła pałeczkę.
- Kuba uciekł, pewien, że jego towarzysz zginął z rąk zakonnika. Nie
miał jednak racji. W ciało Danny'ego wszedł mściwy duch byłego przeora
klasztoru, który rozgniewał się za profanację symboli kościelnych i plugawe
kłamstwa. Teraz wilk w owczej skórze mógł dokończyć swoje dzieło i wrócić, by
pozbyć się reszty grzeszników, którzy splamili świętą ziemię... - Nastolatka
urwała, widząc, że Danny świecąc sobie telefonem, podchodzi do stołu i ponownie
zapala lampę naftową. Była dwudziesta, ale w sali panowały niemal egipskie
ciemności.
- Co ty robisz? - zaciekawiła się Monika.
- Serio się boję. Idę powiedzieć temu braciszkowi, że nie chcieliśmy
splugawić ziemi świętej i...
- Danny, to tylko historia! - chichotał Dougie.
- Łatwo ci mówić! To nie ty patrzyłeś na swoją śmierć i zostałeś
opętany przez ducha!
Zabrzmiało to dziwacznie, ale Danny miał rację. Opowieść zaczynała
niepokoić i nieco się rozkręcała.
- Nie możesz wyjść, teraz twoja kolej - zapowiedział Max.
- No to... Duch wyfrunął ze mnie, ta dam! I wszyscy żyli długo i
szczęśliwie.
- Taki strachliwy jesteś? - zachichotała Monia. - A w pierwotnej
wersji opowieści, miałam rzekomo cię wołać o pomoc. Teraz już wiem, że powinno
być na odwrót.
Danny zmarszczył brwi i strzelił kostkami. Potem odchrząknął, przybrał
poważny ton i wrócił na miejsce z lampą naftową.
- Zło znalazło nowe naczynie. Geniusz Danny'ego pozwolił zjawie szybko
i sprawnie przeniknąć z powrotem do wnętrza klasztoru. Jego głównym celem były
siostry, które udawały mężatki. Przeor zamierzał zostawić sobie je oraz ich
udawanych małżonków na najgorsze ostateczne tortury. Pozostawały jednak przy
życiu osoby postronne. Tom i Kelsey, potrzebując bliskości po stracie
przyjaciół zamknęli się w łazience, by oddać się namiętności i żądzom. Po
skończonym miłosnym akcie, dziewczyna otworzyła drzwi, by jej kark został w
brutalny sposób skręcony. Kiedy Tom zorientował się, co się dzieje i ujrzał
Danny'ego, próbował wołać, by ostrzec pozostałych, ale nie zdążył. Zjawa była
zbyt szybka i wyrwała mu bijące jeszcze serce z piersi, by mu je pokazać zanim
wyzionął ducha.
- Wow, jestem pod wrażeniem - przyklasnął Max. - Trudno będzie temu
dorównać.
- No... musisz po prostu uśmiercić siebie. Tylko ty stoisz na drodze
do zemsty ostatecznej - podsunął Danny, a Łysy zmarszczył brwi, niezadowolony z
takiego obrotu spraw. W poprzedniej opowieści zginął zbyt szybko, nie zamierzał
powtórzyć tej sytuacji.
Wymyślił więc, że on i dziewczyny zostają rozdzieleni przez podmuch
wiatru, który zatrzaskuje drzwi. A kiedy staje oko w oko z Danny'm, udaje mu
się go ogłuszyć kielichem mszalnym w kaplicy, a następnie utopić w
chrzcielnicy, przez co mściwy duch przeora wstępuje w jego ciało.
- Dobrze rozegrane, brachu - oświadczył Danny z przymrużonymi oczami.
- Dobrze rozegrane.
Tak więc głos miały tylko osoby żywe, więc kolejka wróciła do Kuby,
który opowiedział, jak to wraca pod klasztor, by znaleźć zwłoki zamordowanych
przywiązane do krzyży celtyckich i okaleczone tak, jak ciało Dougie'go. W tym
samym czasie opętany Max prowadzi dziewczyny do piwnicy, gdzie je ogłusza i
przywiązuje obok Harry'ego.
- Wreszcie ja! - ucieszył się Styles, szczerząc zęby. - Mam dobre
przeczucia, chyba to przetrwam.
Max roześmiał się, kiedy zdał sobie sprawę, że chłopak opuścił
kolejkę. Pozwolono mu opowiadać, więc sam zakończył historię happy endem,
stwierdzając, że Kuba i on uratowali wszystkich, bo przecież tak robią
bohaterowie.
- Dzięki za szczęśliwe zakończenie. - Danny odetchnął z ulgą. - Prawie
zesrałem się w gacie jak duch tego zakonnika mnie opętał.
Jakiś trzask rozległ się tuż koło Moniki, która podskoczyła jak
oparzona. Danny poświecił w stronę, skąd dochodził hałas. Stał tam gościnny
zakonnik, który słyszał część historii.
- Mój Boże... - powiedział przerażony i się przeżegnał. - Skąd u was
takie zatrute umysły?
- Tylko on ma taki - zapewnił Max. - Przepraszamy, już zachowamy
spokój.
- Chciałem tylko powiedzieć, że jeśli chcecie skorzystać z łazienki,
to radzę to zrobić teraz, bo o dwudziestej pierwszej mamy ciszę nocną, zamykamy
drzwi i gasimy światła na korytarzu - polecił zakonnik, a oni przepraszali i
zapewniali, że nie będą już sprawiać kłopotów.
- Idiota - warknął Tom w stronę kolegi. - A gdyby nas wypieprzył na
deszcz?
- Nie wypieprzyłby. To ksiądz.
Nikt nie miał siły tłumaczyć Danny'emu, że jest to zakonnik. Chętni
udali się do łazienki, reszta ułożyła się na posłaniach. W mroku długo słychać
było jeszcze ciche rozmowy. Kiedy wszystko ucichło przed północą, Monika
poświeciła sobie telefonem drogę do posłania swojego wybawcy.
- Kuba... - szturchnęła go lekko i odezwała się szpetem.
- Nie śpię - odpowiedział od razu. - Coś się stało?
- Nie, nie, leż - zapewniła, widząc, że już chce się podnosić. -
Chciałam tylko podziękować. No wiesz, za uratowanie mi życia. Nie umiem pływać
i... nawet gdybym umiała, to oberwałam żaglem w głowę i pewnie straciłam na
trochę przytomność i...
- Monia, nie ma za co - przerwał jej. - Drugi raz zrobiłbym tak samo,
ale połóż się już, bo się zaziębisz.
Dziewczyna pokiwała głową i wróciła na swoje posłanie. Madzia jeszcze
nie spała.
- Po coś ty tam poszła? - spytała cicho. - Chciałaś ich nastraszyć?
- Nie. Ale gdybym była mniej zmęczona... - Monika ziewnęła. -
Dobranoc, Madzia. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
W klasztornej stołówce zapanowała cisza. Wszyscy smacznie spali
zmęczeni przeżyciami tego dnia. Stare mury miały swoje tajemnice, ale nie było
wśród nich żadnego mściwego ducha, więc noc przebiegła im niebywale spokojnie.
Dopiero rano czekało ich nie lada wyzwanie. W jaki sposób wrócić na stały ląd,
skoro ich jedyna nadzieja na transport, Rosalie, dostała kosza i najwyraźniej nie zamierzała pomóc?
Powiem tylko wow..... To jest jedyne opowiadania, które doprowadza mnie do śmiechu, łez, i strachu... Jak to dobrze, że Kuba skoczył Brukselce na ratunek. Znając życie reszta pewnie stała i sie patrzyła :) Ta baba, która uważa sie za kapitana jest nieźle szurnieta. Ja na ich miejscu wrzuciłabym ją do tej wody. Jak można było ich zostawić na pastwe losu, na obcej wyspie w czasie sztormu ? No ja się pytam. Ten zakonnik też mnie rozbroił.
OdpowiedzUsuń[...]Jesteście w uświęconych związkach, jak mniemam?
Reakcja Hazzy mnie rozsmieszyła. A tak przy okazji , gdzie dwóch się boje tam trzeci korzysta. Nath i Liam nic nie robią, to Hazza działa :).
- No to, co? Biba? Może mają tu gdzieś wino mszalne... - Danny rozejrzał się, ruszając brwiami. Jak juz wcześniej mówiłam Danny jest moim mistrzem :)
Nie śpisz koło swojej małżonki? - zdziwił się zakonnik, widząc, że Harry zajął miejsce między Eleanor a Dougie'm, z którym się skumał. Hahha Hazza i zakonnik po raz kolejny :)
No i na końcu ta straszna historia. Szczerze powiedziawszy wyobrazałam sobie tą historie i po plecach przeszło mi kilka dreszczy. Nie dziwie sie, ze niektórzy już nie chcieli kontynuować. Jeszcze potem znowu ten zakonnik. Juz myslałam ze to na serio jakis psychol, który ich pozabija... Na szczęście wszystko jest ok. Ciekawi mnie jak oni wrócą do Londynu. Bo chyba nie na pontonie, prawda? Dzisiaj sobie trochę pocytowałam, znajac mnie pewnie o czyms zapomniałam, ale wszystko jest swietne. Czekam na kolejny rozdział. Weny :)
Pozdrowienia.
Powtórzę pierwsze zdanie Kasi: po prostu WOW. Wielki szacun dla ciebie. Jest to opowiadanie, na które wchodzę po kilka razy dziennie, żeby zobaczyć, czy wrzuciłaś coś nowego.
OdpowiedzUsuńA teraz o treści:
Pani kapitan mnie naprawdę zdenerwowała. Jak ona mogła zostawić tę najfajniejszą na świecie trzynastoosobową bandę zostawić na pastwę samych siebie?
Ale przynajmniej wzrosła ilość "związków". No, cóż. Trzeba się umieć poświęcać dla dobra całej ekipy...
Ten zakonnik mnie rozwalił. Tak po prostu.
Ta straszna historia mnie naprawdę przeraziła, a Danny rozbawił "Twój umysł jest chory". Widzę, że mam naprawdę dużo wspólnego z Moniką.
A swoją drogą, ciekawe jak oni wrócą do domu?
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na następny,
Madeleine
Sama się boje O.o
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać powrotu zazdrosnikow
Ty masz zryty umysł ?!
Normalnie Jak ja :D
Ten zakonik dobrze gada
Ciekawe jake ten mur ma tajemnicę
Może jakieś mroczne...
Fajnie by było...
Ciekawe jak wrócą...
Czekam na nn
Mam nadzieje że jutro
Plose (oczka zbitego pieska )
Trzęsę się i ze strachu i przez śmiech :D Danny! Już pisałam, że go uwielbiam? Kto to wiedział, że z niego taki cykor? Ciekawa historia śmierci kilkoro z nich. Lepsze to niż horror! Straszna historia nadzwyczaj arcyciekawa. Monia chyba będzie bardzo chora, tak mi zdaje, a nią kto się zaopiekuje? Chyba się domyślamy :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny, na który chyba będziemy musiały trochę poczekać. Jak się uwielbia to się będzie czekało :D
Pozdrawiam i życzę weny w kontynuacji :)
Na prawdę ciesze się, że trafiłam kilka dni temu na tego bloga. Świetnie piszesz, już nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńMoże to Nath postanowi jednak dołączyć do pozostałych i przypłynie po nich...
ale kto wie.
Masz talent!
OMG!
OdpowiedzUsuńKolejny komentarz,który zaczynam powyższymi słowami:)
Tym rozdziałem przeszłaś samą siebie.Nie dość,że potrafisz pisać śmieszne epizody,to jeszcze w horrorach jesteś mistrzynią.
Myślę,że nie był to najlepszy pomysł aby czytać ten rozdział o 1 w nocy,w ciemnym pokoju,w którym jedyne światło,to światło monitora:)
Ale zacznę od początku:)
Cieszę się,że Monika jest cała i zdrowa,tym bardziej,że jednak nie potrafi pływać.Dzięki Kubie wyszła cało z opresji:)
Kuba niczym ratownik ze "Słonecznego Patrolu",zawsze w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie przybędzie na ratunek:)
Choć to przez jego urok osobisty,któremu się nie mogła oprzeć "pani" kapitan,trzynastoosobowa grupa nie miała się gdzie podziać.
A pro po pani kapitan.No co za wredne babsko,no!
Dostała kosza i się mści, sylikonowa jędza.
Haha ale Madzia i Harry odcumowali jej łódź!:D Wielkie brawa dla nich i ich pomysłowości! Zemsta będzie słodka,oj taaak<3
Nocleg w klasztorze i "przyszywane" związki.Najbardziej mnie bawił zakonnik,który jednak najgłupszym się nie okazał i jego zwracanie się do Harry'ego:"Nie śpisz koło swojej małżonki?" haha:D
Skoro już mówimy o Harrym:) Dość emocjonalnie zareagował na wieść o tym,że poprzednią opowieść przeżyli Madzia i Nath. W dodatku ta nieszczęsna krewetka:"Tak. Stanęło mi"- zabrzmiało to przez nią dość dwuznacznie haha:D
A na koniec opowieść, jakże straszna opowieść,o pragnącym śmierci przybyszów zakonniku z żółtymi oczyma.
Co jak co, ale najbardziej mrożącą krew w żyłach częścią opowiadania, była część Moniki.Śmierć zakonnika zabitego przez Danny'ego była straaaszna i w dodatku ta krew pryskająca na niego brrr.A o tornadzie wychodzącym z nieżyjącego już mnicha, nie wspomnę.
Ogólnie rozdział nadaje się niezaprzeczalnie na scenariusz do horroru, a ja z każdym zdaniem nie wiedziałam czy mam zbierać zęby z podłogi, czy czytać dalej:) Wybrałam oczywiście to drugie, zęby mogą poczekać haha:D
Czekam kolejny rozdział:)
E.
Po prostu wow... nie wiem co napisać.
OdpowiedzUsuńMasz mega talent do pisania. Nie dość, że śmieszne historie wychodzą ci po prostu świetnie, to straszne historie są lepsze niż nie jeden horror. Mogłabyś pisać scenariusze do horrorów. :)
To jest jedyne opowiadanie, które wywołuje u mnie takie emocje i tyle razy doprowadza mnie do śmiechu.
Nie dziwie się Dannemu, sama bym się bała będąc w takiej sytuacji. Po takiej historii to bym pewnie nie zasnęła w tym klasztorze. Co jest dziwne, bo na prawdę ciężko mnie przestraszyć.
Po raz kolejny widać, że na prawdę świetnym pomysłem było pojawienie się w opowiadaniu McFly. Ja po prostu uwielbiam Dannego! :)
Rozdział cudowny, z niecierpliwością czekam na kolejny :D
Jak zwykle rozdział jest fenomenalny. Nie mogę doczekać się następnego :)
OdpowiedzUsuńMasz naprawdę ogromny talent, dziewczyno! Cholernie zazdroszczę Ci tego stylu, pomysłów i wszystkiego!
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie jest absolutnie moim ulubionym. Cieszę się, że na nie trafiłam.
Uwielbiam każda taką straszną historyjkę, którą piszesz. Miałam szczęście, że czytałam to rano, bo.. Nie zasnęłabym w nocy. Może chcesz napisać jakiś horror, co?
Ej no! Co się dzieje między Moniką a Kubą? Oby to była jedynie przyjaźń, bo Jaynica rządzi!
Mimo wszystko, nie chciałabym mieć takich urodzin.
Przepraszam za taki żałosny i krótki komentarz, ale leżę w łóżku z gorączką i anginą ropną... Istna masakra.
No nic, trzymaj się!
Wiesz tak długo mnie tu nie było, ze same 2 dni zajęły mi na nadrobienie
OdpowiedzUsuńSuper rozdziały
Tyle nowości
I co raz bliżej konca niestety
Czekam na kolejny
dobra. blogger mi sie zjebał. moj komentarz jest pod poprzednim rozdziałem -,- albo jestem tępa albo blog płata mi figle -,- a le ten rozdzial... Danny XD straszna historia w klasztorze o moj boże. XDXDXDXDXD hahaha dobra pisz tego nexta czy tam dodaj XD
OdpowiedzUsuńJa czytam to opowiadanie nawet jak w nim nie ma Liam, Jaya czy Nathan chociaz to zdecydowanie moja ukochana trojka to reszte postaci tez uwielbiam dlatefo czytam chociaz nie zawsze moge skomentowac. A teraz rodzial: najpierw pani kapitan porzuca cala gromade a pozniej okazuje sie ze jedynym miejscem w ktorym moga przenocowac jest klasztor. Kojarzy mi sid z jakims horrorem i chyba duzo sie nie mylilam poniewaz z wybraznio Toma szybko zaczeli zabawe jak w domu nad jeziorem. Tylko teraz bylo wiecej osob bylo straszniej , chlodniej i ta cala atmosfera powodowala ze nawet ja sie w ta zabawe wkrecilam. I tak jak to juz nie raz bylo powiedziane Madzia i Monia nie milay jeszcze normslnej przygody bez komplikacji i dziwnych przygod ake jeszcze wszystko przed nimi:-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Marta