czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział 39 - "Choinka"

Witam ponownie!
Dziękuję Wam za wsparcie :* Fakt, że nazywam odcinek nudnym nie wynika z fałszywej skromności, ale tego, że w porównaniu do moich ulubionych, wojna na lukrecje to naprawdę nic takiego.
Wierzcie lub nie, ale odcinki piszę na trzeźwo. Zakręcone przygody bohaterek wynikają z faktu, że ja po prostu nie umiem pisać o rzeczach normalnych. Stąd pożary, sztormy, powodzie, bójki i inne takie.
Dziękuję Wam za nominację do Liebster Award, ale niestety nie mam czasu brać udziału w przedsięwzięciu, które jednakże uważam za świetne i doceniam nominacje.
Na One Direction będzie trzeba jeszcze trochę poczekać, ale będzie warto.
Pozdrawiam Was wszystkie :*
PS. Piosenka z pierwszej czołówki to "Another World" One Direction :)

W tym rozdziale Madzia wraz z Nathem i jego siostrą jadą po choinkę oraz dowiadują się, że Monika nie wróciła do domu, co sprawia, że wyruszają na misję.
~*~
Rano Nathan zachowywał się normalnie. Tęskniła za tymi czasami, kiedy byli po prostu przyjaciółmi. Bez niezręczności, kumpelskich przepychanek, utykania w chłodni… Wszystko zdawało się wrócić do korzeni i zwiastować nowy początek. Madzia sama nie wiedziała, czego oczekiwała po tej przyjaźni i czy chciała, żeby rozwinęła się w coś innego. Wolała nie roztkliwiać się nad tym, tylko dać się ponieść chwili i poczekać, jakie będą rezultaty.
Około dwunastej Beverly oznajmiła, że jej dzieci i gość muszą jechać po choinkę. Co roku kupowali drzewko w wigilię, żeby dłużej postało świeże. Miała znajomego, który zajmował się sprzedażą, zawsze zostawiał jej najładniejsze zdobycze, które ustawiała na honorowym miejscu w salonie i pięknie ustrajała.

Tak więc wcisnęli się do niewielkiego autka kobiety. Nathan za kierownicą, Madzia na siedzeniu obok niego i Jess z tyłu. Podróżowanie własnym samochodem było dla chłopaka łatwiejsze. Nie musiał uciekać przed fankami, po prostu zakładał przyciemniane okulary i nie istniał.

- Jedziesz jak stara babcia! – zauważyła ostro Jess z tylnego siedzenia.

- Zamknij się – warknął Nath w odpowiedzi.

- Jak parkujesz, łamago?! Porysujesz samochód, tam jest murek!

- Nie uderzę w niego, po to są czujniki parkowania!

- Daj, lepiej ja usiądę z przodu! – oznajmiła nastolatka, a brat spojrzał na nią spode łba, szybko jednak zreflektował się, że powinien zająć się baczniejszym obserwowaniem miejsca parkingowego, które sobie upatrzył.

Madzia siedziała z boku i chichotała, słysząc tą rodzinną scysję. Tak samo droczyła się z siostrą, więc doskonale znała te patenty. Między Nathem i Jess była podobna różnica wieku jak między nią w Monią. Po powrocie ze sklepu zamierzała zadzwonić do domu i dowiedzieć się, czy siostra bezpiecznie dotarła. Na razie nie chciała zawracać jej głowy, bo zapewne odsypiała wieczorny lot. Po co wywoływać wilka z lasu i ją drażnić? W końcu zaraz po świętach miała ponownie przylecieć do Anglii, skąd będą wylatywać na Barbados.

Skupiła się na myślach i nie zauważyła, że Nath coś do niej mówi. Otrząsnęła się, kiedy zdała sobie sprawę, że Jess się z niej śmieje, bo oboje z bratem stali już przed samochodem, podczas gdy ona nadal siedziała w środku. Jak na złość, nie mogła odpiąć pasa bezpieczeństwa. Chłopak zamaszystym gestem otworzył drzwi od jej strony i pochylił się, by jej pomóc. Nieco onieśmieliła ją ta nagła bliska, żeby ukryć zdenerwowanie, powiedziała pierwszą rzecz, która przyszła jej do głowy.

- Dziwnie tak siedzieć na miejscu kierowcy…

Spojrzał na nią jak na idiotkę.

- Słucham? – spytał. Nie była pewna, czy to jej niedoszlifowane umiejętności angielskiego, ale domyśliła się, że po prostu źle się wyraziła.

- Macie kierownicę z drugiej strony.

- Nie. To wy macie z drugiej strony – powiedział przekornie i wyswobodził ją z więzów, zakańczając tę dziwaczną rozmowę.

Podziękowała i poczłapali w stronę napowietrznego centrum handlowego. Było to ogromne stoisko, przypominające labirynt. Choinki wiły się na parkingu przed jakimś pasażem handlowym, tworząc ekologiczne ściany.

- Las w środku miasta, kto by pomyślał – westchnęła ironicznie Jess i oświadczyła, że nie bawi ją to całe szukanie choinki, więc pójdzie sobie połazić po sklepach. Proponowała Madzi, żeby ta poszła z nią, ale Nath kategorycznie oznajmił, że nie będzie sam wybierał drzewka, bo we dwie nigdy nie wyjdą z centrum.

- W porządku, ja nie lubię łazić po sklepach. – Madzia wzruszyła ramionami. Mówiła prawdę, ale w tej sytuacji bardziej istotnym czynnikiem było raczej przebywanie w towarzystwie Natha.

- Jak sobie chcesz. Faktycznie lepiej wąchać drzewka iglaste – prychnęła Jess, odrzuciła włosy do tyłu i udała się w stronę wejścia, zostawiając brata i Madzię samych w labiryncie drzewek.

- No dobra, chodźmy – zakomenderował Nath i pociągnął ją za rękę.

- Będziemy wybierać? – spytała, zdziwiona, że w dzień wigilii jest tu pełno tak ładnych choinek zamiast samych resztek.

- Nie. Mamy odłożone drzewko. Tak jak wszyscy inni, zapewne. – Wzruszył ramionami. Przemysł choinkowy był mu najwyraźniej obcy.

Kluczył między iglastymi świerkami, sosnami czy innym badziewiem, by znaleźć sprzedawcę. W końcu mu się to udało i z dumą dzierżył w ręce prawie dwa razy większą od siebie zdobycz. Jakiś barczysty pracownik zaoferował pomoc w załadowaniu drzewka, ale Nath uparcie twierdził, że sam doniesie je do samochodu. Cudem został namówiony do skorzystania ze specjalnego wózka-platformy, który miał mu sprawę ułatwić.

- Pomóc ci? – spytała Madzia, powstrzymując wybuch śmiechu, kiedy obserwowała jak nieudolnie próbuje wepchnąć choinkę na wózek.

- Dam radę, dam radę! Spokojnie! – powtarzał, stękając przy tym niemiłosiernie.

Wgapiałaby się w ten widok dalej, bo był przekomiczny, ale coś przykuło jej uwagę kawałek dalej. Przy stoisku sprzedawcy stał Marvin Humes ze swoją dziewczyną Rochelle. Początkowo nie była pewna, czy to oni, ale oboje byli tak wysocy no i on był tak zbudowany, że nie sposób było się pomylić.

Para rozmawiała ze sprzedawcą dłuższą chwilę, w końcu mężczyzna wskazał im jakiś kierunek ręką i tam się udali, a Madzia odprowadziła ich pożądliwym wzrokiem.

- Halo, tu ziemia! – Nath pomachał jej przed oczami ręką, ale nadal nieruchomym wzrokiem wpatrywała się w członka JLS. – Co ty tam zobaczyłaś? – spytał zaciekawiony chłopak, wypatrując miejsca, które tak ją oczarowało.

Nie zdążył zauważyć Marvina i Rochelle, bo zniknęli za rogiem. Spojrzał na nią skonsternowany.

- Celebrujmy tę chwilę… - wydukała Madzia, niemalże śliniąc się do własnych myśli.

- Sądząc po tym tonie, to właśnie objawił ci się Marvin Humes – zachichotał Nath, ale widząc poważne spojrzenie dziewczyny, zakrztusił się. – Serio tu był?

- Acha… Jeszcze przed kilkoma sekundami… - Była jak w transie. Sama nie wiedziała, czemu tak na nią działał. Może to dlatego, że był tak dobrze zbudowany? Przystojny? Może przez to, że jej siostra tak się nim jarała? A może był wszystkim tym, czym wymarzony facet być powinien?

- Nie no, z takimi jak on, to nikt normalny nie ma szans – oznajmił Nath, wzdychając ciężko, a ona powstrzymała się, żeby nie spojrzeć na niego pytająco. Zabrzmiało zupełnie tak, jakby był zazdrosny. Chyba tego nie zauważył, bo kontynuował. – Musiałbym ćwiczyć z milion lat, żeby mieć takie mięśnie.

- Wyobraźcie sobie, że w centrum nic się nie dzieje! – usłyszeli głos Jess, która właśnie się do nich zbliżała. – Sklepy zamykają wcześniej, wszyscy się zbierają do domów.

- A czego ty się spodziewałaś? Że przywitają cię z otwartymi ramionami? – prychnął Nath.

- Nie… Ale chociaż jakiejś atrakcji. Bo ja wiem… kręcenia reklamówki albo coś podobnego.

- Gdybyś przyszła dwie minuty wcześniej zobaczyłabyś Marvina z JLS – powiedział chłopak, a nastolatka wytrzeszczyła oczy.

- Żartujesz?! On tu jest?! Gdzie?! – zaczęła się ekscytować.

- Naprawdę nie rozumiem tej waszej ekscytacji. – Nath machnął ręką i złapał za wózek z ciężko wepchniętą na niego choinką.

- Po prostu potrafimy docenić piękno męskiego ciała – zaznaczyła dobitnie Jess i obie z Madzią się roześmiały.

- No to chodźmy do samochodu, tam będziecie dalej doce… Dziewczyny? – Nath rozejrzał się wokoło, by stwierdzić, że jego siostra i przyjaciółka gdzieś zniknęły. – No nie… - powiedział zawiedziony i sam popchnął zdobycz w stronę zaparkowanego kawałek dalej auta.

Przy samochodzie czekał jakieś pięć minut, w ciągu których umieścił na dachu choinkę (co było nie lada wyzwaniem).  Roześmiane dziewczyny dołączyły do niego, dzierżąc w dłoniach jakieś kartki.

- Autografy, co? – spytał, widząc, jak porównują je ze sobą. – Jakoś mnie nigdy nie prosiłyście.

- Wybacz, jeśli czujesz się urażony, możesz się podpisać tutaj – powiedziała Madzia, pokazując mu sztywną kartkę z podpisami Marvina i Rochelle.

- Nie chcę być niczyim kołem ratunkowym – obruszył się. – Jedziemy?

- Jasne. – Jess wpakowała się na siedzenie kierowcy.

- Ty chyba jesteś niepoważna! – prychnął.

- No co?

- Dalej, do tyłu!

- Ale ty nie umiesz prowadzić!

- Może nie jestem kierowcą rajdowym, bo dopiero od niedawna mam prawko, ale na pewno nie pozwolę małolacie dorwać się do samochodu. Spadaj do tyłu na swój fotelik.

Jessica naburmuszyła się, ale przecisnęła się na tylne siedzenie, robiąc miejsce bratu i Madzi. Jak na ironię kiedy kierowca włączył radio, rozbrzmiał w nim przebój „Everybody In Love” JLS i wszyscy wybuchli śmiechem.

- Najlepsza wigilia mojego życia! – powiedziała żywiołowo Madzia i odjechali, jako że trzeba było ubrać choinkę.

- Jedziesz jak stara babcia! – ponownie narzekała młodsza siostra chłopaka.

- Mogę cię wysadzić i pójdziesz pieszo.

- No, z tego co widzę, to byłoby to o wiele szybsze.

Zmroził ją wzrokiem i nie dość że jechał niespotykanie wolno, to jeszcze zboczył z drogi, przekraczając ciągłą linię. Za nimi rozległ się odgłos silnika skutera i już po chwili dźwięk syreny.

- Co do… - powiedział pod nosem Nath, spoglądając w lusterko.

- Jedź dalej, głąbie. Ty jedziesz za wolno, na pewno nie chodzi im o ciebie – warknęła Jess, ale Nath zjechał na pobocze.

Już po chwili nad ich oknem nachylił się funkcjonariusz policji.

- Prawo jazdy i dowód rejestracyjny wozu – oświadczył urzędowym tonem mężczyzna.

- Jechałem za szybko? – spytał zszokowany Nath, grzebiąc w schowku i podając mu pożądane dokumenty.

- Za szybko? – Policjant prychnął. – Dozwolona prędkość na tej trasie to 70 mil na godzinę.

- I tyle jechałem.

- Jechał pan siedemnaście! I zrobił się taki korek, że mieliśmy niezły Sajgon. Dlatego muszę wypisać mandat.

- Za jechanie za wolno?! Chyba pan oszalał?! – uniósł się Nath, ale widząc mordercze spojrzenie gliny, zamilkł, żeby nie pogarszać sytuacji.

- Mówiłam mu, że jedzie jak babcia – dodała Jess z tyłu.

Madzia siedziała cicho i obserwowała jak policjant wypisuje mandat.

- Jechanie za wolno nie jest tu głównym problemem. Obraza funkcjonariusza na służbie, jazda bez zapiętego pasa bezpieczeństwa, źle przymocowane na dachu drzewko… To, że jest pan sławny, nie zwalnia pana z przestrzegania przepisów – powiedział mężczyzna na pożegnanie, podając młodemu kierowcy świstek papieru i jego dokumenty. – Do widzenia, proszę jechać bezpiecznie.

- Właśnie, Nath! Zapnij się w foteliku! – zaśmiała się Jess, a chłopak warknął coś pod nosem i pospiesznie zapiął pas. – I nie zapomnij o choineczce!

- Nie mogłem jej inaczej przymocować, bo igły kłuły mnie w ręce – wyjaśnił nastolatek, odpalając silnik i wjeżdżając na drogę. – Trzeba było mi pomóc, a nie zachwycać się Marvinem.

- Tak, zwal na damy, które nie powinny dźwigać – dodała Madzia, a Jess zaczęła pokładać się ze śmiechu.

Nath lekko naburmuszony kierował auto w stronę przedmieść do domu. Wjechał do garażu i wypuścił śmiejące się do rozpuku pasażerki, by stwierdzić, że zahaczył gdzieś drzewkiem, które złamało się niemal w pół i teraz śmiesznie wisiało na włosku.

- Spójrz na to z dobrej strony… - chichotała Jess. – Łatwiej będzie wnieść na chatę.

- I mamy dwie choinki w tej samej cenie! – zauważyła Madzia i kontynuowały śmiech, kiedy mroził je wzrokiem.

Wtaszczyli drzewko do salonu, sypiąc wszędzie igłami. Skleili pęknięte drewno taśmą izolacyjną i nałożyli znalezione w garażu ozdoby. Beverly była na zakupach, więc mieli trochę czasu. Uwinęli się przed jej przyjazdem.

Gdy w drzwiach rozległ się odgłos klucza, akurat wieszali aniołka na czubek choinki. Oczom kobiety ukazał się więc nieco dziwaczny widok, jako że przez zielone igiełki przebijała srebrna taśma izolacyjna.

- Co to jest? – spytała Beverly z rozdziawioną japą.

- Nasza choinka – wyjaśnił Nath, zagryzając wargi.

- Ta… zamówiona?

- Ta sama. A taśmy prawie nie widać.

Jak na złość izolator puścił i połowa drzewka przegięła się, spadając na ziemię i roztrzaskując ozdoby.

- Niemożliwe... – wydusiła Beverly, łapiąc się za głowę.

- Niemożliwe jest, że Nath dostał mandat za jazdę za wolno – parsknęła Jess, a kobieta rzuciła synowi karcące spojrzenie.

- To prawda?

- Tak, ale… To był przypadek, po prostu choinka… i pasy… i…

- Trzeba było mi dać kluczyki, mamo – wyjaśniła Jessica, widząc, że jej bratu plącze się język.

Madzia zdała sobie sprawę, że przez to zamieszanie zapomniała zadzwonić do domu. Wykręciła numer, podczas gdy Beverly ze zmiotką i miotełką w ręce sprzątała pozostałości po bombach, a Nath zbierał te, które ocalały i słuchał jej bury. Jess w tym czasie włączyła telewizor, by trafić na reklamę centrum handlowego, przy której kręceniu miała okazję być.

- O, to ta dziewczyna, która się na mnie chciała rzucić! – krzyknęła w pewnym momencie Jess, w ogóle nie przejmując się, że nie pomaga w sprzątaniu.

Wszyscy spojrzeli w stronę ekranu telewizora i zaniemówili.

- Możesz cofnąć? – spytała Madzia, rozłączając się, mimo iż po drugiej stronie słuchawki słyszała już głos mamy.

- Jasne. – Nastolatka wykonała prośbę i cofnęła do momentu, w którym w planie amerykańskim, a więc w ujęciu do kolan, pokazana była cycata ruda pani Elf, której ruchy taneczne nieco odstawały poziomem od reszty. – Patrz, nawet tańczyć nie umie, łamaga!

Madzi zrobiło się słabo. Musiała przysiąść na kanapie, bo na ekranie telewizora widziała własną siostrę. Beverly początkowo nie skojarzyła, o co chodzi, ale widząc minę Natha i swojego gościa honorowego, poznała Monikę.

- To ona nie poleciała do domu? – spytała zdziwiona, siadając obok Madzi.

- Dobre pytanie… - westchnęła nastolatka, nie mogąc oderwać wzroku od plazmy.

- Wyjaśni mi ktoś o co tu chodzi? – spytała Jess.

- To jest Brukselka – odpowiedział nastolatce Nath. – Siostra Maggie.

I w tym momencie wszystko stało się jasne. Poza faktem, dlaczego studentka nie wróciła do domu, tylko została w Anglii i na dodatek zagrała w reklamie.

- Muszę tam jechać… - oświadczyła w końcu Madzia, kiedy poukładała sobie wszystko w głowie. Złapała ponownie za telefon i wbiła numer siostry, ale abonent był niedostępny. Co więcej jej pozostało?

- Nath cię zawiezie – oświadczyła Beverly. – Ale bez żadnych mandatów, proszę!

- Ale gdzie ma ją zawieźć? – dopytywała się skołowana Jess.

- Do centrum handlowego, w którym kręcili reklamówkę – odpowiedział siostrze brat, wciągając kurtkę i okręcając szyję szalikiem. – Siostra Maggie miała lecieć do Polski, ale skoro twierdzisz, że wczoraj ją widziałaś, najwyraźniej została tutaj.

- Co jakoś mnie dziwi, ale fakt, że zagrała w reklamie… - Madzia złapała się za głowę, bo było to dla niej za dużo.

- Jedźcie bezpiecznie i przywieźcie tu tę dziewczynę w całości – oznajmiła Beverly, otwierając przed nimi drzwi i z lekką obawą podając synowi kluczyki. – Ja przygotuję kolację, więc po powrocie będziecie mogli od razu siadać do stołu.

- To ja pójdę do siebie! – oznajmiła Jess.

- Nie, młoda panno. Ty mi pomożesz w kuchni.

- Ale…

Madzia nie słyszała, bo kobieta zamknęła za nimi drzwi i znaleźli się na chłodnym powietrzu. Była siedemnasta, ale na dworze było już ciemno. Delikatna mżawka zwiastowała, że w tym roku śniegu nie będzie. Wpakowali się do samochodu.

- O tej godzinie zazwyczaj siadam z rodziną do wigilijnej kolacji – oznajmiła Madzia, wpatrując się w deskę rozdzielczą z niemym pietyzmem.

- Już za godzinę przywieziemy twoją siostrę do nas. Zobaczysz, te święta nie będą zmarnowane. – Zanim odpalił silnik, położył jej rękę na ramieniu i uśmiechnął się, żeby dodać jej otuchy.

- Dzięki. Mam nadzieję.

Całą drogę nie odzywali się do siebie ani słowem. On skupiał się na jezdni, by nie dostać kolejnego mandatu, a ona zastanawiała się, dlaczego u licha jej siostra nie wsiadła do samolotu i została tutaj, by zagrać w świątecznej reklamie.

Parking przed centrum handlowym był prawie pusty. W wigilię zamykano wcześniej, więc musieli się spieszyć. Niemal biegiem dotarli do Wioski Świętego Mikołaja. Początkowo myśleli, że nikogo nie ma, ale ich oczom ukazała się młoda dziewczyna, grzebiąca w wielkiej workowatej torbie. Wyglądała okropnie, była blada i spocona, pod oczami miała ciemne worki. Od razu skierowali się w jej stronę.

- Przepraszam, szukam siostry – odezwała się Madzia. – Duży biust, blada cera, rude włosy… często się szczerzy.

Nath spojrzał zdziwiony na przyjaciółkę, która pokusiła się akurat o taki opis.

- Zagrała w reklamie – dopowiedział, widząc, że słowa Madzi nic nie mówię ciężko wzdychającej dziewczynie.

- Ach, tak! – Dziewczynie rozjaśniło się w głowie. – Pochorowałam się trochę i poprosiłam taką jedną, żeby mnie zastąpiła w reklamówce. Monika, Polka. Niewiele o niej wiem, bo cały czas wymiotowałam w łazience. – Wzruszyła ramionami. – Dzisiaj czułam się lepiej, ale i tak mnie wyrzucili, bo rzekomo wyglądam okropnie i odstraszałam dzieciaki.

Spojrzeli na nią z politowaniem. Rzeczywiście przypominała zombie po ataku wampira, ale nie chcieli robić jej przykrości.

- Wiesz, gdzie ta dziewczyna poszła? – spytał Nath, widząc, ze Madzia nie może dobrać słów.

- Na lotnisko.

- Nadal tam jest? – ucieszyła się Madzia, ale uśmiech szybko znikł z jej twarzy.

- Rano ja przyszłam tutaj zabawiać dzieci, powiedzieli mi, że odstraszę wszystkich swoim wyglądem, więc poszłam jej szukać, żeby mnie zastąpiła. Ale nie potrafiłam jej dokładnie opisać, więc nikt mi nie wskazał, gdzie ona jest. – Dziewczyna rozłożyła bezradnie ręce.

- Czy ktoś inny może coś wiedzieć na ten temat? – dopytywał się Nath.

- Cóż, na lotnisko odprowadzał ją Święty Mikołaj, też jest Polakiem. Miała wielką ciężką torbę i się pod nią uginała, więc…

- To ona! – ucieszyła się Madzia. – Ona ma taką torbę!

Nath spojrzał na nią krzywo. Już wcześniej ustalili, że dziewczynę tę zastąpiła Polka o imieniu Monika, było więc oczywiste, że jej siostra znajdowała się najprawdopodobniej gdzieś na lotnisku.

- Dzięki za informację. Gdybyś ponownie ją zobaczyła, zatrzymaj ją i zadzwoń pod ten numer. – Chłopak przyjął od Madzi kartkę i nabazgrał na niej jakieś cyferki.

- A… mógłbyś się podpisać? – spytała lekko zawstydzona dziewczyna. – Uwielbiam wasze piosenki, szczególnie Glad You Came… Przy niej spiknęłam się ze swoim chłopakiem.

- To miłe… - wydusił Nath, choć na usta cisnęło mu się zapytanie, czy była to jakaś przesłanka co do seksu. Ostatecznie ugryzł się w język i dał jej autograf, a z Madzią się oddalili.

- I jeszcze podpis Marvina z JLS i Rochelle! Nie wierzę! – usłyszeli za sobą, a Madzia zrobiła zdenerwowaną minę, kiedy zdała sobie sprawę, że pierwszą lepszą kartką wyciągniętą z torby był właśnie autograf, który dał jej Humes i jego dziewczyna.

- Muszę tam wrócić! – warknęła.

- Daj spokój. Odnalezienie twojej siostry jest chyba ważniejsze.

- Nie! Ona będzie na lotnisku, a ja będę do końca życia pluła sobie w brodę, że wydałam autograf jakiejś lasce, która „spiknęła się ze swoim chłopakiem” do twojej głupiej piosenki!

Widząc zszokowaną minę Nath, Madzia złagodziła swój ton i przeprosiła za określenie „głupia”, tłumacząc, że jest to wspaniały przebój.

- Tak, jasne. Możemy iść? – spytał wyczekująco, a ona rzuciła ostatnie tęskne spojrzenie swojej zdobyczy, którą teraz dzierżyła inna dziewczyna. – Z twoim szczęściem spotkasz JLS jeszcze ze sto razy. – Pocieszył ją.

W sumie miał rację. Nikt chyba nie miał tylu przygód w Anglii, co ona w przeciągu niespełna miesiąca. Odetchnęła z ulgą i dała się prowadzić w stronę samochodu, którym podjechali na lotnisko.

Kasjerce nie potrafili wytłumaczyć, jak wyglądała dziewczyna, której szukali, ale kiedy wspomnieli o reklamie, skojarzyła fakty.

- Była tu taka jedna, która chciała mi zapłacić łapówkę za załatwienie samolotu. Pięćset funtów. Podobno zagrała w reklamie, czy coś takiego... Miała przebukowany bilet, ale lot został odwołany, bo samolot po przeglądzie okazał się niesprawny. Była tu jednak ze dwa razy, ostatnio chyba dwie godziny temu. – Kobieta wzruszyła ramionami i dała im do zrozumienia, że rośnie kolejka, którą blokują.

- Gdyby ta dziewczyna ponownie się pojawiła… Czy może jej pani powiedzieć, żeby tu zaczekała? – spytała Madzia, a Nath rzucił jej zdziwione spojrzenie.

- Na co ma czekać?

- Na nas.

- A my gdzie idziemy?

- Szukać jej.

- Nie rozumiem twojego planu. Jest dziwny – przyznał chłopak poprawiając czapkę na głowie i odblokowując kolejkę.

- Przejdziemy się po kafejkach i toaletach na lotnisku, może ją znajdziemy. A jak nie, to będzie tu siedziała, kiedy wrócimy – wyjaśniła Madzia.

- A jeśli jej tu nie ma? Może nie chce spędzić wigilii na lotnisku.

- Tylko gdzie? Pod mostem?! – spytała zaniepokojona Madzia.

- Nie wiem… Tutaj jest drogo, może wolałaby udać się do jakiejś tańszej restauracji?

- Ma ze sobą pięćset funtów, zapomniałeś?! I do tego ciężką torbę.

- A może poszła z tym Mikołajem? – spytał Nath, chwytając się ostatniego pomysłu, który przyszedł mu do głowy.

- Nawet tak nie mów… Myślisz, że poszłaby z jakimś staruchem, żeby tylko nie być samą w wigilię?

- Staruchem? No nie wiem. Ale może był młody?

- Młody Mikołaj?! Na jakim ty świecie żyjesz?!

- Broda mogła być sztuczna.

- A brzuch?

- Też. Nie wiedziałem, że wierzysz w Świętego Mikołaja! – zaśmiał się Nath, a Madzia go zmierzyła.

- Wcale nie wierzę! Chyba ty! – założyła ręce na piersi w geście obrazy na cały świat. – Zadzwonię.

Wyjęła telefon i ponownie wbiła numer siostry.

- No, cześć! – rozległo się po drugiej stronie. – Wesołych świąt!

Radosny głos Moniki tak zbił Madzię z tropu, że przez chwilę nie mogła wydusić z siebie słowa. Nath dał jej do zrozumienia, żeby ustawiła telefon na tryb głośnomówiący, by również mógł usłyszeć rozmowę. Wykonała polecenie, choć i tak rozmawiały po polsku, więc było to nieco dziwne.

- Dlaczego nie jesteś w Polsce?! – krzyknęła Madzia w słuchawkę.

- No… Okazało się, że miałam przebukowany bilet na zły termin, o czym nie wiedziałam, bo mam zepsuty telefon, który działa jak chce. Więc dopiero na lotnisku babka w kasie powiedziała, że

- A ta reklama?!

- To już dłuższa historia. Taka dziewczyna zatruła się taco i…

- Przestań mi tu pieprzyć o taco! Gdzie jesteś, mów natychmiast! Przyjechaliśmy tu z Nathem specjalnie… - Nastolatka urwała, widząc po drugiej stronie terminalu starszą siostrę z kręconym lodem i walizką. – To chyba jakieś jaja – zwróciła się do swojego towarzysza po angielsku, a on wywrócił oczami, widząc, że zguba się znalazła.

Monika raz po raz poprawiała zjeżdżającą po śliskiej kurtce torebkę i z trudem ciągnęła po ziemi czarną torbę podróżną, umorusaną od piasku, który naznosili do hali pasażerowie samolotów. Widząc znajome twarze, rozpromieniła się i zamaszyście pomachała im z daleka.

- No nie wierzę, no… - powiedziała Madzia, uderzając się otwartą dłonią w czoło. Natha złapała za rękę i pociągnęła w stronę odnalezionej siostry, ale jakaś nastolatka z rodzicami zaczepiła chłopaka, prosząc o zdjęcie i autograf, zostali więc rozdzieleni. – Czy tobie do reszty odbiło?! – spytała gniewnie nastolatka, dopadając Moniki i mierząc ją krytycznym wzrokiem. – Zabieraj torbę i jedziemy do domu Beverly!

Madzia złapała siostrę za łokieć i chciała ją poprowadzić w stronę pojazdu, którym przybyła tu z Nathem, ale zrobiła to tak gwałtownie, że trzymany przez dziewczynę lód upadł na ziemię.

- Hej! Miałam na niego taką ochotę… - zasmuciła się Monia. Mając świadomość, że wigilię spędzi samotnie, postanowiła chociaż po części sobie dogodzić.

Ludzi wokół było mało. Ostatnie niedobitki spieszyły się do samolotów, a znaczna większość znajdowała się teraz w domu i zasiadała do kolacji wigilijnej. Monia rozejrzała się, czy nikt nie widział tej wpadki i podniosła z ziemi loda.

- Zasada pięciu sekund, co? – spytał ze śmiechem Nath, który pojawił się właśnie w ich towarzystwie.

- Ja bym się nie zdziwiła, gdyby ona to zjadła… - powiedziała cicho Madzia.

- No już bez przesady. Ja po prostu po sobie sprzątam – oświadczyła uroczyście Monia i udała się do śmietnika, wyrzucić zmarnowaną wigilijną wieczerzę.

- Zdajesz sobie sprawę, że masz nam sporo do powiedzenia? – Młodsza siostra spojrzała na starszą spode łba. – I może zaczniesz od faktu, w jaki sposób twój telefon nagle zaczął działać.

- Dobre pytanie. Cudownie sam się naprawił! – Monia klasnęła w ręce, ale spojrzała na wyświetlacz i spochmurniała. - Ale tak się dzieje co jakiś czas. Znowu nie działa. Trudno... Idziemy? Szczerze to jestem trochę głodna.

- Och, przepraszam bardzo! Bo za pięćset funtów to już nie łaska kupić sobie coś więcej niż loda, tak?!

- Trzeba było mi go nie wytrącać z rąk – oznajmiła dobitnie Monia i wzięła torbę z ziemi, zanim Nath zdążył się do niej dobrać. – Dla ciebie to za ciężkie…

- Aż tak źle z moją sprawnością fizyczną nie jest – odpowiedział chłopak ze śmiechem, ale chwytając za pasek, stęknął w taki sposób, że oczywiste było, że bagaż jest dla niego za ciężki.

Ostatecznie stanęło na tym, że on i Monia trzymali po jednej rączce od torby i rozkładali ciężar na dwoje. Madzia śmiesznie wyglądała, nadzorując ten komiczny transport bagażowy do autka Beverly, ale się nie przejmowali. Zapakowali się do samochodu na tyle szybko, że żadne fanki zespołu im nie przeszkodziły.

Nath zasiadł za kierownicą i od razu musiał grzebać po kieszeniach w poszukiwaniu telefonu, który rozdzwonił się dość uporczywie.

- To Max – wyjaśnił Madzi, widząc jej pytające spojrzenie, a do słuchawki rzucił. – O co chodzi, bracie?

- Brukselka w telewizji! Włącz szybko na ITV2! – rozległ się podekscytowany głos po drugiej stronie.

- Wybacz, ale mam teraz inne rzeczy do roboty niż oglądanie telewizji…

- Spokojna głowa, wszystko nagrywam! To jest lepsze niż Wanted Wednesday!

- Co on mówi? – spytała Monika, ciągnąc Natha za kaptur. Usłyszała tylko tyle, że mowa o niej, reszta słów była zbyt niewyraźna w słuchawce.

Chłopak rozmawiający przez telefon zbył ją machaniem ręki i kontynuował rozmowę.

- Sam nie wiem, jeszcze nie opowiedziała – mówił w słuchawkę, co zwiastowało, że rozmawiają o niej. – Razem z Maggie pojechaliśmy jej szukać do centrum handlowego i na lotnisko.

- I co, znalazła się?

- Tak, siedzi na tylnym siedzeniu. Jeszcze będziesz miał okazję wymacać jej ucho – roześmiał się Nath, w czując coraz ostrzejsze ciągnięcie za kaptur, zwrócił się do Moni. – Pozdrowienia od Maxa.

- Dzięki, życz mu wesołych świąt.

- Bruk… Monica życzy ci wesołych świąt – przekazał Nath.

- Hej, ja też! – obruszyła się Madzia.

- I Maggie też – dodał chłopak w słuchawkę.

Chwilę słuchał w milczeniu, w końcu włączył na tryb głośnomówiący, podczas którego Łysy przekazał całą wiązankę życzeń świątecznych dla dziewczyn i z dumą oświadczył, że nagrał kompromitującą reklamę.

Monika załamała ręce, słysząc te słowa, ale w gruncie rzeczy cieszyła się, że będzie miała jakąś pamiątką. Nath natomiast rozłączył się z kumplem i wreszcie ruszył z parkingu. Krótko przedzwonił jeszcze do domu, żeby poinformować, że już jadą.

- No to mów, jak to się stało, że zagrałaś w tej reklamie – zagaiła Madzia.

- No więc… - Monia odchrząknęła. – Dowiedziałam się, że nie polecę do domu. Kobitka w kasie oznajmiła, że…

- Można po angielsku? – wtrącił Nath z miejsca kierowcy, który czuł się wykluczony z rozmowy.

- Ekhm, ekhm… ty prowadzisz. Może skup się na drodze, co? Nie chcemy w końcu dostać kolejnego mandatu.

- Dostaliście mandat? – spytała zaciekawiona Monia.

- Och, Nath jechał za wolno. – Madzia machnęła reką.

- Ale mandat był nie za to! – uniósł się kierowca.

- Co za różnica? Ważne, żebyś teraz bardziej uważał.

- Na pewno nie będę mógł się skupić, jeśli będziecie rozmawiać po polsku… - przyznał szczerze, co przekonało je do przestawienia się na jego ojczysty język.

- Więc… na czym to ja skończyłam? – spytała Monia, tym razem po angielsku. - Kobieta w kasie na lotnisku powiedziała, że mogę czekać, aż się zwolni jakieś miejsce. Czekałam, czekałam, czekałam… W końcu mi się znudziło, to poszłam do centrum handlowego. Tam w kiblu zaczepiła mnie dziewczyna, która się rozchorowała jakimś zatrutym żarciem. Poprosiła, żebym ją zastąpiła w reklamie. Nie chciałam, ale dawali kasę, więc…

- Materialistka – prychnęła Madzia.

- No co? Tysiąc funtów piechotą nie chodzi! – zaparła się Monika. – Miało być pięćset, ale dostaliśmy premię świąteczną. Teraz będę mogła oddać Jayne dług i wrócić do domu.

Dziewczyna spuściła głowę, kiedy zdała sobie sprawę, że jej przygoda z Anglią dobiega końca.

- Zapomniałaś, że masz zapewnioną pracę co najmniej do Barbadosu? – Słusznie zauważył Nath, czym poprawił jej humor.

- Masz rację – przyznała.

- Chłopaki na pewno się ucieszą. – Nath zdał sobie sprawę, że jego słowa mogły zabrzmieć, jakby jego przyjaciele cieszyli się z tego, że nie będą z nią dłużej przebywać. – To znaczy… No…

- Och, ty to potrafisz podnieść na duchu! – prychnęła Madzia. – Lepiej patrz na drogę, bo widziałam patrol.

- Gdzie? – spytał spanikowany chłopak, a siostry wybuchły śmiechem, bo udało się go nabrać.

Monika opowiedziała w skrócie jak to Polak przebrany za Mikołaja dotrzymał jej towarzystwa i zaprosił do siebie na święta, ale grzecznie odmówiła.

- No i dobrze! Przecież ze starym dziadem nie będziesz chodzić do jego „gniazdka miłości”. – Madzia zakreśliła  w powietrzu cudzysłów.

- Eee… On był nieco starszy ode mnie. Myślisz, że gadałabym z jakimś dziadkiem? Nie sądzę.

- Ach, to w porządku.

- Czyli z młodym nieznajomym mogłabym iść do domu, tak? – spytała ze śmiechem Monika.

- No… Na to ewentualnie zezwalam – oświadczyła młodsza siostra, a Nath się roześmiał.

- A czy pozwolisz siostrze spędzić święta z członkiem boysbandu i jego rodziną?

- Zastanowię się – wypaliła Madzia i wszyscy parsknęli śmiechem.

Jechali dalej w przyjemnej atmosferze. Monia bardzo cieszyła się, że nie spędzi tych świąt sama, gadała więc jak najęta, ale omijała konkrety, uraczając współpasażerkę i kierowcę tylko pierdołami.

Zajechali na miejsce w wyśmienitych nastrojach.

- Jakieś mandaty? – spytała Jess, kiedy tylko przekroczyli próg domu.

- Nie. Tym razem Nath jechał wzorowo – wyjaśniła Madzia.

- A to jest ta świrnięta śnieżynka?

- Elf! – oburzyła się Monika, ale zdając sobie sprawę, jak głupio to zabrzmiało, roześmiała się i reszta jej zawtórowała.

- Siadajcie do kolacji, już pora! – zakomenderowała Beverly i wszyscy zajęli miejsca przy stole.

Kobieta się postarała, potraw było od groma i wszystkie, o dziwo, zjadliwe. Monia jadła, jakby przez tydzień nie miała nic w ustach. Opowiedziała też, w jaki sposób dostała się do reklamy, co zaciekawiło Jess do tego stopnia, że przestała się dąsać i nawet wypytywała o parę kwestii. Na jaw wyszła też prawda, że to siostra Natha była osobą, która sprowokowała scysję, za co Beverly ją skarciła.

Kolacja przebiegła w przyjemnej atmosferze, podczas której dzielili się tradycjami i opowieściami świątecznymi. Około dwudziestej pierwszej dziewczyny zadzwoniły do domu, by złożyć rodzicom życzenia i opowiedzieć o przygodach.

Wieczór spędzili przed telewizorem, trzy razy natrafiając na reklamę z udziałem Moni.

- No, no, jesteś gwiazdą! – podsumowała cykl Beverly. – Jedna z sióstr w reklamie, druga w gazecie… A jesteście tu tak krótko.

- Tak krótko, a poznałam tylu wspaniałych ludzi! – rozpromieniła się Madzia. – I mam autograf Marvina…

- Żartujesz?! – uniosła się Monia. – Pokazuj! Jak?! Gdzie?! Kiedy?!

- Ona ma bzika na jego punkcie – wyjaśnił Nath, widząc pytające spojrzenie Beverly.

Jess też się rozochociła, słysząc tę historię i mogąc dodać do niej swoje trzy grosze. Madzia niestety musiała zgasić zapały i rzucając pogardliwe spojrzenie przyjacielowi, który wydał cenną zdobycz, opowiedziała, jak straciła autograf.

- A wszystko przez to, że nie wróciłaś do domu! – podsumowała, zwracając się do siostry.

- Wybacz, ale na pieszo byłoby za daleko.

- No i Anglia to wyspa – dodał Nath.

- Wiem o tym!

- W to nie wątpię, tak tylko mówię.

- To nie moja wina, nie musieliście mnie szukać. Tak przynajmniej zjadłabym loda – obruszyła się Monia, a Beverly oznajmiła, że ma lody w zamrażarce i tak spędzili czas do późna, oglądając telewizję i zajadając zimny deser.

To była udana wigilia, mimo iż były daleko od domu. Siostry zasypiały w dobrych nastrojach. Jedna jednak nie mogła przestać myśleć o tym, że już niebawem pożegna się z tym życiem, a druga roztkliwiała się nad faktem, że w pokoju Jess śpi jej przyjaciel. Przyjaciel, którego chciałaby mieć za kogoś więcej.
~*~

13 komentarzy:

  1. kocham po prostu :) rozdział jest świetny :) czekam na next :) weny !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział długi i genialny. Nie było jeszcze takiego,który by mi się nie podobał ! :D Czekam na cd <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny :)
    Z niecierpliwością czekam na kolejne przygody Madzi i Moniki.
    Dobrze, że jak sama napisałaś, nie umiesz pisać o rzeczach normalnych xD Dzięki temu rozdziały są cudowne. I cały czas się coś dzieje, a opowiadanie jest nieprzewidywalne :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział genialny. Się uśmiałam za wszystkie czasy. Mandat za wolną jazdę, niezapięte pasy i choinkę. Nathan jeździ jak babcia... bezcenne. Wspaniale piszesz. Dawaj szybko następny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudo jak zawsze xd czekam na 1D. coraz bardziej nie podoba mi sie fakt,ze madzia spędza tyle czasu z Nathanem :) Jakoś przebrne przez to..może..:))

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny! Z niecierpliwością czekam na następny, który mam nadzieję pojawi się jak najszybciej! Niech Monia nie zalicza tylu wpadek! Trochę mi jej szkoda, że Madzia ma tyle, a ona jest jakby ofiarą tego wszystkiego.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak ma na imię aktorka, której zdjęcia dajesz, jako postać Moniki ?

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny!
    Kocham tego bloga :-)
    Już nie mogę doczekać się kolejnego!
    Weny.

    OdpowiedzUsuń
  9. haha leze ze smiechu
    oj nath coś wolno jechał i mandat dostał
    2 drzewka w tej samej cenie nie ma to jak przypadkowa oszczednosc
    łoł inteligencja powala skleić drzewko taśmą izolacyjną dobre =D
    jej biedny nathanek sąd ostateczny przed wasną matką hahah
    ja też jestem za tym zeby nath zapinał się w foteliku (przezorny zawsze ubezpieczony)
    monia w reklamie świątecznej łoł no w sumie po niej można się wszystkiego spodziewać
    uuu ze co głupia piosenka madzia trochę przegięła
    haha jaka riposta "wiedziałem że wierzysz w Świętego Mikołaja"
    czyli jednak madzia serio coś czuje do Natha uuu będzie romansik?
    weny i czekam na nexta!!!!
    rozdział cudooo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. musiałam zmienić adres mego bloga
      battleground-opowiadanieothewanted.blogspot.com
      jest to ten sam blog lecz pod innym adresem

      Usuń
  10. hahaha, nie mogę wytrzymać :D
    "wiedziałem że wierzysz w Świętego Mikołaja" - to mnie chyba najbardziej rozwaliło :D
    A tak nawiasem, to nominowałam Twój blog do Liebster Award :D Więcej szczegółów tutaj http://tofindthisrightdirectioninlife.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Możliwe,że się powtórzę ale Monika mnie rozwala:D Jadła sobie loda w najlepsze,kiedy Madzia i Nathan jej szukali^^ Tak swoją drogą biedny Nath,dostał mandat i w dodatku jego siostra uważa,że jeździ jak babcia haha:D Czyżby szykował się jakiś romansik,między Moniką i Nathanem?:3 Oby tak bo ja im kibicuję;)
    Rozdział i to już norma długi i jak zwykle zabawny:)Czekam na kolejny;)
    P.S.Dziękuję jeszcze raz za tytuł piosenki;)

    OdpowiedzUsuń
  12. KOCHAM TO OPOWIADANIE!!!!!!
    Jest najlepsze!!
    Kocham cie za to!! :)

    OdpowiedzUsuń