Witam ponownie!
Dziękuję Wam za wsparcie :* Fakt, że nazywam odcinek nudnym nie wynika z fałszywej skromności, ale tego, że w porównaniu do moich ulubionych, wojna na lukrecje to naprawdę nic takiego.
Wierzcie lub nie, ale odcinki piszę na trzeźwo. Zakręcone przygody bohaterek wynikają z faktu, że ja po prostu nie umiem pisać o rzeczach normalnych. Stąd pożary, sztormy, powodzie, bójki i inne takie.
Dziękuję Wam za nominację do Liebster Award, ale niestety nie mam czasu brać udziału w przedsięwzięciu, które jednakże uważam za świetne i doceniam nominacje.
Na One Direction będzie trzeba jeszcze trochę poczekać, ale będzie warto.
Pozdrawiam Was wszystkie :*
PS. Piosenka z pierwszej czołówki to "Another World" One Direction :)
![]() |
W tym rozdziale Madzia wraz z Nathem i jego siostrą jadą po choinkę oraz dowiadują się, że Monika nie wróciła do domu, co sprawia, że wyruszają na misję. |
~*~
Rano Nathan
zachowywał się normalnie. Tęskniła za tymi czasami, kiedy byli po prostu
przyjaciółmi. Bez niezręczności, kumpelskich przepychanek, utykania w chłodni…
Wszystko zdawało się wrócić do korzeni i zwiastować nowy początek. Madzia sama
nie wiedziała, czego oczekiwała po tej przyjaźni i czy chciała, żeby rozwinęła
się w coś innego. Wolała nie roztkliwiać się nad tym, tylko dać się ponieść
chwili i poczekać, jakie będą rezultaty.
Około dwunastej
Beverly oznajmiła, że jej dzieci i gość muszą jechać po choinkę. Co roku
kupowali drzewko w wigilię, żeby dłużej postało świeże. Miała znajomego, który
zajmował się sprzedażą, zawsze zostawiał jej najładniejsze zdobycze, które
ustawiała na honorowym miejscu w salonie i pięknie ustrajała.
Tak więc
wcisnęli się do niewielkiego autka kobiety. Nathan za kierownicą, Madzia na
siedzeniu obok niego i Jess z tyłu. Podróżowanie własnym samochodem było dla
chłopaka łatwiejsze. Nie musiał uciekać przed fankami, po prostu zakładał
przyciemniane okulary i nie istniał.
- Jedziesz jak
stara babcia! – zauważyła ostro Jess z tylnego siedzenia.
- Zamknij się –
warknął Nath w odpowiedzi.
- Jak
parkujesz, łamago?! Porysujesz samochód, tam jest murek!
- Nie uderzę w
niego, po to są czujniki parkowania!
- Daj, lepiej
ja usiądę z przodu! – oznajmiła nastolatka, a brat spojrzał na nią spode łba,
szybko jednak zreflektował się, że powinien zająć się baczniejszym
obserwowaniem miejsca parkingowego, które sobie upatrzył.
Madzia
siedziała z boku i chichotała, słysząc tą rodzinną scysję. Tak samo droczyła
się z siostrą, więc doskonale znała te patenty. Między Nathem i Jess była
podobna różnica wieku jak między nią w Monią. Po powrocie ze sklepu zamierzała
zadzwonić do domu i dowiedzieć się, czy siostra bezpiecznie dotarła. Na razie
nie chciała zawracać jej głowy, bo zapewne odsypiała wieczorny lot. Po co wywoływać
wilka z lasu i ją drażnić? W końcu zaraz po świętach miała ponownie przylecieć
do Anglii, skąd będą wylatywać na Barbados.
Skupiła się na
myślach i nie zauważyła, że Nath coś do niej mówi. Otrząsnęła się, kiedy zdała
sobie sprawę, że Jess się z niej śmieje, bo oboje z bratem stali już przed
samochodem, podczas gdy ona nadal siedziała w środku. Jak na złość, nie mogła
odpiąć pasa bezpieczeństwa. Chłopak zamaszystym gestem otworzył drzwi od jej
strony i pochylił się, by jej pomóc. Nieco onieśmieliła ją ta nagła bliska,
żeby ukryć zdenerwowanie, powiedziała pierwszą rzecz, która przyszła jej do
głowy.
- Dziwnie tak
siedzieć na miejscu kierowcy…
Spojrzał na nią
jak na idiotkę.
- Słucham? –
spytał. Nie była pewna, czy to jej niedoszlifowane umiejętności angielskiego,
ale domyśliła się, że po prostu źle się wyraziła.
- Macie
kierownicę z drugiej strony.
- Nie. To wy
macie z drugiej strony – powiedział przekornie i wyswobodził ją z więzów,
zakańczając tę dziwaczną rozmowę.
Podziękowała i
poczłapali w stronę napowietrznego centrum handlowego. Było to ogromne stoisko,
przypominające labirynt. Choinki wiły się na parkingu przed jakimś pasażem
handlowym, tworząc ekologiczne ściany.
- Las w środku
miasta, kto by pomyślał – westchnęła ironicznie Jess i oświadczyła, że nie bawi
ją to całe szukanie choinki, więc pójdzie sobie połazić po sklepach.
Proponowała Madzi, żeby ta poszła z nią, ale Nath kategorycznie oznajmił, że
nie będzie sam wybierał drzewka, bo we
dwie nigdy nie wyjdą z centrum.
- W porządku,
ja nie lubię łazić po sklepach. – Madzia wzruszyła ramionami. Mówiła prawdę,
ale w tej sytuacji bardziej istotnym czynnikiem było raczej przebywanie w
towarzystwie Natha.
- Jak sobie
chcesz. Faktycznie lepiej wąchać drzewka iglaste – prychnęła Jess, odrzuciła
włosy do tyłu i udała się w stronę wejścia, zostawiając brata i Madzię samych w
labiryncie drzewek.
- No dobra,
chodźmy – zakomenderował Nath i pociągnął ją za rękę.
- Będziemy
wybierać? – spytała, zdziwiona, że w dzień wigilii jest tu pełno tak ładnych
choinek zamiast samych resztek.
- Nie. Mamy
odłożone drzewko. Tak jak wszyscy inni, zapewne. – Wzruszył ramionami. Przemysł
choinkowy był mu najwyraźniej obcy.
Kluczył między
iglastymi świerkami, sosnami czy innym badziewiem, by znaleźć sprzedawcę. W
końcu mu się to udało i z dumą dzierżył w ręce prawie dwa razy większą od
siebie zdobycz. Jakiś barczysty pracownik zaoferował pomoc w załadowaniu
drzewka, ale Nath uparcie twierdził, że sam doniesie je do samochodu. Cudem
został namówiony do skorzystania ze specjalnego wózka-platformy, który miał mu
sprawę ułatwić.
- Pomóc ci? –
spytała Madzia, powstrzymując wybuch śmiechu, kiedy obserwowała jak nieudolnie
próbuje wepchnąć choinkę na wózek.
- Dam radę, dam
radę! Spokojnie! – powtarzał, stękając przy tym niemiłosiernie.
Wgapiałaby się
w ten widok dalej, bo był przekomiczny, ale coś przykuło jej uwagę kawałek
dalej. Przy stoisku sprzedawcy stał Marvin Humes ze swoją dziewczyną Rochelle.
Początkowo nie była pewna, czy to oni, ale oboje byli tak wysocy no i on był
tak zbudowany, że nie sposób było się pomylić.
Para rozmawiała
ze sprzedawcą dłuższą chwilę, w końcu mężczyzna wskazał im jakiś kierunek ręką
i tam się udali, a Madzia odprowadziła ich pożądliwym wzrokiem.
- Halo, tu
ziemia! – Nath pomachał jej przed oczami ręką, ale nadal nieruchomym wzrokiem
wpatrywała się w członka JLS. – Co ty tam zobaczyłaś? – spytał zaciekawiony
chłopak, wypatrując miejsca, które tak ją oczarowało.
Nie zdążył
zauważyć Marvina i Rochelle, bo zniknęli za rogiem. Spojrzał na nią
skonsternowany.
- Celebrujmy tę
chwilę… - wydukała Madzia, niemalże śliniąc się do własnych myśli.
- Sądząc po tym
tonie, to właśnie objawił ci się Marvin Humes – zachichotał Nath, ale widząc
poważne spojrzenie dziewczyny, zakrztusił się. – Serio tu był?
- Acha… Jeszcze
przed kilkoma sekundami… - Była jak w transie. Sama nie wiedziała, czemu tak na
nią działał. Może to dlatego, że był tak dobrze zbudowany? Przystojny? Może
przez to, że jej siostra tak się nim jarała? A może był wszystkim tym, czym
wymarzony facet być powinien?
- Nie no, z
takimi jak on, to nikt normalny nie ma szans – oznajmił Nath, wzdychając
ciężko, a ona powstrzymała się, żeby nie spojrzeć na niego pytająco. Zabrzmiało
zupełnie tak, jakby był zazdrosny. Chyba tego nie zauważył, bo kontynuował. –
Musiałbym ćwiczyć z milion lat, żeby mieć takie mięśnie.
- Wyobraźcie
sobie, że w centrum nic się nie dzieje! – usłyszeli głos Jess, która właśnie
się do nich zbliżała. – Sklepy zamykają wcześniej, wszyscy się zbierają do
domów.
- A czego ty
się spodziewałaś? Że przywitają cię z otwartymi ramionami? – prychnął Nath.
- Nie… Ale
chociaż jakiejś atrakcji. Bo ja wiem… kręcenia reklamówki albo coś podobnego.
- Gdybyś
przyszła dwie minuty wcześniej zobaczyłabyś Marvina z JLS – powiedział chłopak,
a nastolatka wytrzeszczyła oczy.
- Żartujesz?!
On tu jest?! Gdzie?! – zaczęła się ekscytować.
- Naprawdę nie
rozumiem tej waszej ekscytacji. – Nath machnął ręką i złapał za wózek z ciężko
wepchniętą na niego choinką.
- Po prostu
potrafimy docenić piękno męskiego ciała – zaznaczyła dobitnie Jess i obie z
Madzią się roześmiały.
- No to chodźmy
do samochodu, tam będziecie dalej doce… Dziewczyny? – Nath rozejrzał się
wokoło, by stwierdzić, że jego siostra i przyjaciółka gdzieś zniknęły. – No
nie… - powiedział zawiedziony i sam popchnął zdobycz w stronę zaparkowanego
kawałek dalej auta.
Przy
samochodzie czekał jakieś pięć minut, w ciągu których umieścił na dachu choinkę
(co było nie lada wyzwaniem). Roześmiane
dziewczyny dołączyły do niego, dzierżąc w dłoniach jakieś kartki.
- Autografy,
co? – spytał, widząc, jak porównują je ze sobą. – Jakoś mnie nigdy nie
prosiłyście.
- Wybacz, jeśli
czujesz się urażony, możesz się podpisać tutaj – powiedziała Madzia, pokazując
mu sztywną kartkę z podpisami Marvina i Rochelle.
- Nie chcę być
niczyim kołem ratunkowym – obruszył się. – Jedziemy?
- Jasne. – Jess
wpakowała się na siedzenie kierowcy.
- Ty chyba
jesteś niepoważna! – prychnął.
- No co?
- Dalej, do
tyłu!
- Ale ty nie
umiesz prowadzić!
- Może nie
jestem kierowcą rajdowym, bo dopiero od niedawna mam prawko, ale na pewno nie
pozwolę małolacie dorwać się do samochodu. Spadaj do tyłu na swój fotelik.
Jessica
naburmuszyła się, ale przecisnęła się na tylne siedzenie, robiąc miejsce bratu
i Madzi. Jak na ironię kiedy kierowca włączył radio, rozbrzmiał w nim przebój „Everybody In Love” JLS i wszyscy
wybuchli śmiechem.
- Najlepsza
wigilia mojego życia! – powiedziała żywiołowo Madzia i odjechali, jako że
trzeba było ubrać choinkę.
- Jedziesz jak
stara babcia! – ponownie narzekała młodsza siostra chłopaka.
- Mogę cię
wysadzić i pójdziesz pieszo.
- No, z tego co
widzę, to byłoby to o wiele szybsze.
Zmroził ją
wzrokiem i nie dość że jechał niespotykanie wolno, to jeszcze zboczył z drogi,
przekraczając ciągłą linię. Za nimi rozległ się odgłos silnika skutera i już po
chwili dźwięk syreny.
- Co do… -
powiedział pod nosem Nath, spoglądając w lusterko.
- Jedź dalej,
głąbie. Ty jedziesz za wolno, na pewno nie chodzi im o ciebie – warknęła Jess,
ale Nath zjechał na pobocze.
Już po chwili
nad ich oknem nachylił się funkcjonariusz policji.
- Prawo jazdy i
dowód rejestracyjny wozu – oświadczył urzędowym tonem mężczyzna.
- Jechałem za
szybko? – spytał zszokowany Nath, grzebiąc w schowku i podając mu pożądane
dokumenty.
- Za szybko? –
Policjant prychnął. – Dozwolona prędkość na tej trasie to 70 mil na godzinę.
- I tyle
jechałem.
- Jechał pan
siedemnaście! I zrobił się taki korek, że mieliśmy niezły Sajgon. Dlatego muszę
wypisać mandat.
- Za jechanie
za wolno?! Chyba pan oszalał?! – uniósł się Nath, ale widząc mordercze
spojrzenie gliny, zamilkł, żeby nie pogarszać sytuacji.
- Mówiłam mu,
że jedzie jak babcia – dodała Jess z tyłu.
Madzia
siedziała cicho i obserwowała jak policjant wypisuje mandat.
- Jechanie za
wolno nie jest tu głównym problemem. Obraza funkcjonariusza na służbie, jazda
bez zapiętego pasa bezpieczeństwa, źle przymocowane na dachu drzewko… To, że
jest pan sławny, nie zwalnia pana z przestrzegania przepisów – powiedział
mężczyzna na pożegnanie, podając młodemu kierowcy świstek papieru i jego
dokumenty. – Do widzenia, proszę jechać bezpiecznie.
- Właśnie,
Nath! Zapnij się w foteliku! – zaśmiała się Jess, a chłopak warknął coś pod
nosem i pospiesznie zapiął pas. – I nie zapomnij o choineczce!
- Nie mogłem
jej inaczej przymocować, bo igły kłuły mnie w ręce – wyjaśnił nastolatek,
odpalając silnik i wjeżdżając na drogę. – Trzeba było mi pomóc, a nie zachwycać
się Marvinem.
- Tak, zwal na
damy, które nie powinny dźwigać – dodała Madzia, a Jess zaczęła pokładać się ze
śmiechu.
Nath lekko
naburmuszony kierował auto w stronę przedmieść do domu. Wjechał do garażu i
wypuścił śmiejące się do rozpuku pasażerki, by stwierdzić, że zahaczył gdzieś
drzewkiem, które złamało się niemal w pół i teraz śmiesznie wisiało na włosku.
- Spójrz na to
z dobrej strony… - chichotała Jess. – Łatwiej będzie wnieść na chatę.
- I mamy dwie
choinki w tej samej cenie! – zauważyła Madzia i kontynuowały śmiech, kiedy
mroził je wzrokiem.
Wtaszczyli
drzewko do salonu, sypiąc wszędzie igłami. Skleili pęknięte drewno taśmą
izolacyjną i nałożyli znalezione w garażu ozdoby. Beverly była na zakupach,
więc mieli trochę czasu. Uwinęli się przed jej przyjazdem.
Gdy w drzwiach
rozległ się odgłos klucza, akurat wieszali aniołka na czubek choinki. Oczom
kobiety ukazał się więc nieco dziwaczny widok, jako że przez zielone igiełki
przebijała srebrna taśma izolacyjna.
- Co to jest? –
spytała Beverly z rozdziawioną japą.
- Nasza choinka
– wyjaśnił Nath, zagryzając wargi.
- Ta…
zamówiona?
- Ta sama. A
taśmy prawie nie widać.
Jak na złość
izolator puścił i połowa drzewka przegięła się, spadając na ziemię i
roztrzaskując ozdoby.
- Niemożliwe...
– wydusiła Beverly, łapiąc się za głowę.
- Niemożliwe
jest, że Nath dostał mandat za jazdę za wolno – parsknęła Jess, a kobieta
rzuciła synowi karcące spojrzenie.
- To prawda?
- Tak, ale… To
był przypadek, po prostu choinka… i pasy… i…
- Trzeba było
mi dać kluczyki, mamo – wyjaśniła Jessica, widząc, że jej bratu plącze się
język.
Madzia zdała
sobie sprawę, że przez to zamieszanie zapomniała zadzwonić do domu. Wykręciła
numer, podczas gdy Beverly ze zmiotką i miotełką w ręce sprzątała pozostałości
po bombach, a Nath zbierał te, które ocalały i słuchał jej bury. Jess w tym
czasie włączyła telewizor, by trafić na reklamę centrum handlowego, przy której
kręceniu miała okazję być.
- O, to ta
dziewczyna, która się na mnie chciała rzucić! – krzyknęła w pewnym momencie
Jess, w ogóle nie przejmując się, że nie pomaga w sprzątaniu.
Wszyscy
spojrzeli w stronę ekranu telewizora i zaniemówili.
- Możesz
cofnąć? – spytała Madzia, rozłączając się, mimo iż po drugiej stronie słuchawki
słyszała już głos mamy.
- Jasne. –
Nastolatka wykonała prośbę i cofnęła do momentu, w którym w planie
amerykańskim, a więc w ujęciu do kolan, pokazana była cycata ruda pani Elf,
której ruchy taneczne nieco odstawały poziomem od reszty. – Patrz, nawet
tańczyć nie umie, łamaga!
Madzi zrobiło
się słabo. Musiała przysiąść na kanapie, bo na ekranie telewizora widziała
własną siostrę. Beverly początkowo nie skojarzyła, o co chodzi, ale widząc minę
Natha i swojego gościa honorowego, poznała Monikę.
- To ona nie
poleciała do domu? – spytała zdziwiona, siadając obok Madzi.
- Dobre
pytanie… - westchnęła nastolatka, nie mogąc oderwać wzroku od plazmy.
- Wyjaśni mi
ktoś o co tu chodzi? – spytała Jess.
- To jest
Brukselka – odpowiedział nastolatce Nath. – Siostra Maggie.
I w tym
momencie wszystko stało się jasne. Poza faktem, dlaczego studentka nie wróciła do domu, tylko została w Anglii i na dodatek zagrała
w reklamie.
- Muszę tam
jechać… - oświadczyła w końcu Madzia, kiedy poukładała sobie wszystko w głowie.
Złapała ponownie za telefon i wbiła numer siostry, ale abonent był niedostępny.
Co więcej jej pozostało?
- Nath cię
zawiezie – oświadczyła Beverly. – Ale bez żadnych mandatów, proszę!
- Ale gdzie ma
ją zawieźć? – dopytywała się skołowana Jess.
- Do centrum
handlowego, w którym kręcili reklamówkę – odpowiedział siostrze brat, wciągając
kurtkę i okręcając szyję szalikiem. – Siostra Maggie miała lecieć do Polski,
ale skoro twierdzisz, że wczoraj ją widziałaś, najwyraźniej została tutaj.
- Co jakoś mnie
dziwi, ale fakt, że zagrała w reklamie… - Madzia złapała się za głowę, bo było
to dla niej za dużo.
- Jedźcie
bezpiecznie i przywieźcie tu tę dziewczynę w całości – oznajmiła Beverly,
otwierając przed nimi drzwi i z lekką obawą podając synowi kluczyki. – Ja
przygotuję kolację, więc po powrocie będziecie mogli od razu siadać do stołu.
- To ja pójdę
do siebie! – oznajmiła Jess.
- Nie, młoda
panno. Ty mi pomożesz w kuchni.
- Ale…
Madzia nie słyszała,
bo kobieta zamknęła za nimi drzwi i znaleźli się na chłodnym powietrzu. Była
siedemnasta, ale na dworze było już ciemno. Delikatna mżawka zwiastowała, że w
tym roku śniegu nie będzie. Wpakowali się do samochodu.
- O tej
godzinie zazwyczaj siadam z rodziną do wigilijnej kolacji – oznajmiła Madzia,
wpatrując się w deskę rozdzielczą z niemym pietyzmem.
- Już za
godzinę przywieziemy twoją siostrę do nas. Zobaczysz, te święta nie będą
zmarnowane. – Zanim odpalił silnik, położył jej rękę na ramieniu i uśmiechnął
się, żeby dodać jej otuchy.
- Dzięki. Mam
nadzieję.
Całą drogę nie
odzywali się do siebie ani słowem. On skupiał się na jezdni, by nie dostać
kolejnego mandatu, a ona zastanawiała się, dlaczego u licha jej siostra nie
wsiadła do samolotu i została tutaj, by zagrać w świątecznej reklamie.
Parking przed
centrum handlowym był prawie pusty. W wigilię zamykano wcześniej, więc musieli
się spieszyć. Niemal biegiem dotarli do Wioski Świętego Mikołaja. Początkowo
myśleli, że nikogo nie ma, ale ich oczom ukazała się młoda dziewczyna,
grzebiąca w wielkiej workowatej torbie. Wyglądała okropnie, była blada i
spocona, pod oczami miała ciemne worki. Od razu skierowali się w jej stronę.
- Przepraszam,
szukam siostry – odezwała się Madzia. – Duży biust, blada cera, rude włosy…
często się szczerzy.
Nath spojrzał
zdziwiony na przyjaciółkę, która pokusiła się akurat o taki opis.
- Zagrała w
reklamie – dopowiedział, widząc, że słowa Madzi nic nie mówię ciężko
wzdychającej dziewczynie.
- Ach, tak! –
Dziewczynie rozjaśniło się w głowie. – Pochorowałam się trochę i poprosiłam
taką jedną, żeby mnie zastąpiła w reklamówce. Monika, Polka. Niewiele o niej
wiem, bo cały czas wymiotowałam w łazience. – Wzruszyła ramionami. – Dzisiaj
czułam się lepiej, ale i tak mnie wyrzucili, bo rzekomo wyglądam okropnie i
odstraszałam dzieciaki.
Spojrzeli na
nią z politowaniem. Rzeczywiście przypominała zombie po ataku wampira, ale nie
chcieli robić jej przykrości.
- Wiesz, gdzie
ta dziewczyna poszła? – spytał Nath, widząc, ze Madzia nie może dobrać słów.
- Na lotnisko.
- Nadal tam
jest? – ucieszyła się Madzia, ale uśmiech szybko znikł z jej twarzy.
- Rano ja
przyszłam tutaj zabawiać dzieci, powiedzieli mi, że odstraszę wszystkich swoim
wyglądem, więc poszłam jej szukać, żeby mnie zastąpiła. Ale nie potrafiłam jej
dokładnie opisać, więc nikt mi nie wskazał, gdzie ona jest. – Dziewczyna
rozłożyła bezradnie ręce.
- Czy ktoś inny
może coś wiedzieć na ten temat? – dopytywał się Nath.
- Cóż, na
lotnisko odprowadzał ją Święty Mikołaj, też jest Polakiem. Miała wielką ciężką
torbę i się pod nią uginała, więc…
- To ona! –
ucieszyła się Madzia. – Ona ma taką torbę!
Nath spojrzał
na nią krzywo. Już wcześniej ustalili, że dziewczynę tę zastąpiła Polka
o imieniu Monika, było więc oczywiste, że jej siostra znajdowała się
najprawdopodobniej gdzieś na lotnisku.
- Dzięki za
informację. Gdybyś ponownie ją zobaczyła, zatrzymaj ją i zadzwoń pod ten numer.
– Chłopak przyjął od Madzi kartkę i nabazgrał na niej jakieś cyferki.
- A… mógłbyś
się podpisać? – spytała lekko zawstydzona dziewczyna. – Uwielbiam wasze
piosenki, szczególnie Glad You Came…
Przy niej spiknęłam się ze swoim chłopakiem.
- To miłe… -
wydusił Nath, choć na usta cisnęło mu się zapytanie, czy była to jakaś
przesłanka co do seksu. Ostatecznie ugryzł się w język i dał jej autograf, a z
Madzią się oddalili.
- I jeszcze
podpis Marvina z JLS i Rochelle! Nie wierzę! – usłyszeli za sobą, a Madzia
zrobiła zdenerwowaną minę, kiedy zdała sobie sprawę, że pierwszą lepszą kartką
wyciągniętą z torby był właśnie autograf, który dał jej Humes i jego
dziewczyna.
- Muszę tam
wrócić! – warknęła.
- Daj spokój.
Odnalezienie twojej siostry jest chyba ważniejsze.
- Nie! Ona
będzie na lotnisku, a ja będę do końca życia pluła sobie w brodę, że wydałam
autograf jakiejś lasce, która „spiknęła się ze swoim chłopakiem” do twojej
głupiej piosenki!
Widząc
zszokowaną minę Nath, Madzia złagodziła swój ton i przeprosiła za określenie
„głupia”, tłumacząc, że jest to wspaniały przebój.
- Tak, jasne.
Możemy iść? – spytał wyczekująco, a ona rzuciła ostatnie tęskne spojrzenie
swojej zdobyczy, którą teraz dzierżyła inna dziewczyna. – Z twoim szczęściem
spotkasz JLS jeszcze ze sto razy. – Pocieszył ją.
W sumie miał
rację. Nikt chyba nie miał tylu przygód w Anglii, co ona w przeciągu niespełna
miesiąca. Odetchnęła z ulgą i dała się prowadzić w stronę samochodu, którym
podjechali na lotnisko.
Kasjerce nie
potrafili wytłumaczyć, jak wyglądała dziewczyna, której szukali, ale kiedy
wspomnieli o reklamie, skojarzyła fakty.
- Była tu taka
jedna, która chciała mi zapłacić łapówkę za załatwienie samolotu. Pięćset funtów. Podobno zagrała w reklamie, czy coś takiego... Miała przebukowany bilet, ale lot został odwołany, bo samolot po przeglądzie okazał się niesprawny. Była tu jednak ze dwa razy, ostatnio chyba dwie godziny temu. – Kobieta wzruszyła ramionami i dała im do zrozumienia, że rośnie
kolejka, którą blokują.
- Gdyby ta
dziewczyna ponownie się pojawiła… Czy może jej pani powiedzieć, żeby tu
zaczekała? – spytała Madzia, a Nath rzucił jej zdziwione spojrzenie.
- Na co ma
czekać?
- Na nas.
- A my gdzie
idziemy?
- Szukać jej.
- Nie rozumiem
twojego planu. Jest dziwny – przyznał chłopak poprawiając czapkę na głowie i
odblokowując kolejkę.
- Przejdziemy
się po kafejkach i toaletach na lotnisku, może ją znajdziemy. A jak nie, to
będzie tu siedziała, kiedy wrócimy – wyjaśniła Madzia.
- A jeśli jej
tu nie ma? Może nie chce spędzić wigilii na lotnisku.
- Tylko gdzie?
Pod mostem?! – spytała zaniepokojona Madzia.
- Nie wiem…
Tutaj jest drogo, może wolałaby udać się do jakiejś tańszej restauracji?
- Ma ze sobą
pięćset funtów, zapomniałeś?! I do tego ciężką torbę.
- A może poszła
z tym Mikołajem? – spytał Nath, chwytając się ostatniego pomysłu, który
przyszedł mu do głowy.
- Nawet tak nie
mów… Myślisz, że poszłaby z jakimś staruchem, żeby tylko nie być samą w
wigilię?
- Staruchem? No
nie wiem. Ale może był młody?
- Młody
Mikołaj?! Na jakim ty świecie żyjesz?!
- Broda mogła
być sztuczna.
- A brzuch?
- Też. Nie
wiedziałem, że wierzysz w Świętego Mikołaja! – zaśmiał się Nath, a Madzia go
zmierzyła.
- Wcale nie
wierzę! Chyba ty! – założyła ręce na piersi w geście obrazy na cały świat. –
Zadzwonię.
Wyjęła telefon
i ponownie wbiła numer siostry.
- No, cześć! –
rozległo się po drugiej stronie. – Wesołych świąt!
Radosny głos
Moniki tak zbił Madzię z tropu, że przez chwilę nie mogła wydusić z siebie
słowa. Nath dał jej do zrozumienia, żeby ustawiła telefon na tryb
głośnomówiący, by również mógł usłyszeć rozmowę. Wykonała polecenie, choć i tak
rozmawiały po polsku, więc było to nieco dziwne.
- Dlaczego nie
jesteś w Polsce?! – krzyknęła Madzia w słuchawkę.
- No… Okazało
się, że miałam przebukowany bilet na zły termin, o czym nie wiedziałam, bo mam zepsuty telefon, który działa jak chce. Więc dopiero na lotnisku babka w kasie powiedziała,
że…
- A ta
reklama?!
- To już
dłuższa historia. Taka dziewczyna zatruła się taco i…
- Przestań mi
tu pieprzyć o taco! Gdzie jesteś, mów natychmiast! Przyjechaliśmy tu z Nathem
specjalnie… - Nastolatka urwała, widząc po drugiej stronie terminalu starszą
siostrę z kręconym lodem i walizką. – To chyba jakieś jaja – zwróciła się do
swojego towarzysza po angielsku, a on wywrócił oczami, widząc, że zguba się
znalazła.
Monika raz po
raz poprawiała zjeżdżającą po śliskiej kurtce torebkę i z trudem ciągnęła po
ziemi czarną torbę podróżną, umorusaną od piasku, który naznosili do hali
pasażerowie samolotów. Widząc znajome twarze, rozpromieniła się i zamaszyście
pomachała im z daleka.
- No nie
wierzę, no… - powiedziała Madzia, uderzając się otwartą dłonią w czoło. Natha
złapała za rękę i pociągnęła w stronę odnalezionej siostry, ale jakaś
nastolatka z rodzicami zaczepiła chłopaka, prosząc o zdjęcie i autograf,
zostali więc rozdzieleni. – Czy tobie do reszty odbiło?! – spytała gniewnie
nastolatka, dopadając Moniki i mierząc ją krytycznym wzrokiem. – Zabieraj torbę
i jedziemy do domu Beverly!
Madzia złapała
siostrę za łokieć i chciała ją poprowadzić w stronę pojazdu, którym przybyła tu
z Nathem, ale zrobiła to tak gwałtownie, że trzymany przez dziewczynę lód upadł
na ziemię.
- Hej! Miałam
na niego taką ochotę… - zasmuciła się Monia. Mając świadomość, że wigilię
spędzi samotnie, postanowiła chociaż po części sobie dogodzić.
Ludzi wokół
było mało. Ostatnie niedobitki spieszyły się do samolotów, a znaczna większość
znajdowała się teraz w domu i zasiadała do kolacji wigilijnej. Monia rozejrzała
się, czy nikt nie widział tej wpadki i podniosła z ziemi loda.
- Zasada pięciu
sekund, co? – spytał ze śmiechem Nath, który pojawił się właśnie w ich
towarzystwie.
- Ja bym się
nie zdziwiła, gdyby ona to zjadła… - powiedziała cicho Madzia.
- No już bez
przesady. Ja po prostu po sobie sprzątam – oświadczyła uroczyście Monia i udała
się do śmietnika, wyrzucić zmarnowaną wigilijną wieczerzę.
- Zdajesz sobie
sprawę, że masz nam sporo do powiedzenia? – Młodsza siostra spojrzała na
starszą spode łba. – I może zaczniesz od faktu, w jaki sposób twój telefon
nagle zaczął działać.
- Dobre
pytanie. Cudownie sam się naprawił! – Monia klasnęła w ręce, ale spojrzała na
wyświetlacz i spochmurniała. - Ale tak się dzieje co jakiś czas. Znowu nie
działa. Trudno... Idziemy?
Szczerze to jestem trochę głodna.
- Och,
przepraszam bardzo! Bo za pięćset funtów to już nie łaska kupić sobie coś więcej
niż loda, tak?!
- Trzeba było
mi go nie wytrącać z rąk – oznajmiła dobitnie Monia i wzięła torbę z ziemi,
zanim Nath zdążył się do niej dobrać. – Dla ciebie to za ciężkie…
- Aż tak źle z
moją sprawnością fizyczną nie jest – odpowiedział chłopak ze śmiechem, ale
chwytając za pasek, stęknął w taki sposób, że oczywiste było, że bagaż jest dla
niego za ciężki.
Ostatecznie
stanęło na tym, że on i Monia trzymali po jednej rączce od torby i rozkładali
ciężar na dwoje. Madzia śmiesznie wyglądała, nadzorując ten komiczny transport
bagażowy do autka Beverly, ale się nie przejmowali. Zapakowali się do samochodu
na tyle szybko, że żadne fanki zespołu im nie przeszkodziły.
Nath zasiadł za
kierownicą i od razu musiał grzebać po kieszeniach w poszukiwaniu telefonu,
który rozdzwonił się dość uporczywie.
- To Max –
wyjaśnił Madzi, widząc jej pytające spojrzenie, a do słuchawki rzucił. – O co
chodzi, bracie?
- Brukselka w telewizji! Włącz szybko na ITV2!
– rozległ się podekscytowany głos po drugiej stronie.
- Wybacz, ale
mam teraz inne rzeczy do roboty niż oglądanie telewizji…
- Spokojna głowa, wszystko nagrywam! To jest
lepsze niż Wanted Wednesday!
- Co on mówi? – spytała Monika, ciągnąc
Natha za kaptur. Usłyszała tylko tyle, że mowa o niej, reszta słów była zbyt
niewyraźna w słuchawce.
Chłopak
rozmawiający przez telefon zbył ją machaniem ręki i kontynuował rozmowę.
- Sam nie wiem,
jeszcze nie opowiedziała – mówił w słuchawkę, co zwiastowało, że rozmawiają o
niej. – Razem z Maggie pojechaliśmy jej szukać do centrum handlowego i na
lotnisko.
- I co, znalazła się?
- Tak, siedzi
na tylnym siedzeniu. Jeszcze będziesz miał okazję wymacać jej ucho – roześmiał
się Nath, w czując coraz ostrzejsze ciągnięcie za kaptur, zwrócił się do Moni.
– Pozdrowienia od Maxa.
- Dzięki, życz
mu wesołych świąt.
- Bruk… Monica
życzy ci wesołych świąt – przekazał Nath.
- Hej, ja też!
– obruszyła się Madzia.
- I Maggie też
– dodał chłopak w słuchawkę.
Chwilę słuchał
w milczeniu, w końcu włączył na tryb głośnomówiący, podczas którego Łysy
przekazał całą wiązankę życzeń świątecznych dla dziewczyn i z dumą oświadczył,
że nagrał kompromitującą reklamę.
Monika załamała
ręce, słysząc te słowa, ale w gruncie rzeczy cieszyła się, że będzie miała jakąś
pamiątką. Nath natomiast rozłączył się z kumplem i wreszcie ruszył z parkingu.
Krótko przedzwonił jeszcze do domu, żeby poinformować, że już jadą.
- No to mów,
jak to się stało, że zagrałaś w tej reklamie – zagaiła Madzia.
- No więc… -
Monia odchrząknęła. – Dowiedziałam się, że nie polecę do domu. Kobitka w kasie
oznajmiła, że…
- Można po
angielsku? – wtrącił Nath z miejsca kierowcy, który czuł się wykluczony z
rozmowy.
- Ekhm, ekhm…
ty prowadzisz. Może skup się na drodze, co? Nie chcemy w końcu dostać kolejnego
mandatu.
- Dostaliście
mandat? – spytała zaciekawiona Monia.
- Och, Nath
jechał za wolno. – Madzia machnęła reką.
- Ale mandat
był nie za to! – uniósł się kierowca.
- Co za
różnica? Ważne, żebyś teraz bardziej uważał.
- Na pewno nie
będę mógł się skupić, jeśli będziecie rozmawiać po polsku… - przyznał szczerze,
co przekonało je do przestawienia się na jego ojczysty język.
- Więc… na czym
to ja skończyłam? – spytała Monia, tym razem po angielsku. - Kobieta w
kasie na lotnisku powiedziała, że mogę czekać, aż się zwolni jakieś miejsce.
Czekałam, czekałam, czekałam… W końcu mi się znudziło, to poszłam do centrum
handlowego. Tam w kiblu zaczepiła mnie dziewczyna, która się rozchorowała
jakimś zatrutym żarciem. Poprosiła, żebym ją zastąpiła w reklamie. Nie
chciałam, ale dawali kasę, więc…
- Materialistka
– prychnęła Madzia.
- No co? Tysiąc
funtów piechotą nie chodzi! – zaparła się Monika. – Miało być pięćset, ale dostaliśmy premię świąteczną. Teraz będę mogła oddać
Jayne dług i wrócić do domu.
Dziewczyna
spuściła głowę, kiedy zdała sobie sprawę, że jej przygoda z Anglią dobiega
końca.
- Zapomniałaś,
że masz zapewnioną pracę co najmniej do Barbadosu? – Słusznie zauważył Nath,
czym poprawił jej humor.
- Masz rację –
przyznała.
- Chłopaki na
pewno się ucieszą. – Nath zdał sobie sprawę, że jego słowa mogły zabrzmieć,
jakby jego przyjaciele cieszyli się z tego, że nie będą z nią dłużej przebywać.
– To znaczy… No…
- Och, ty to
potrafisz podnieść na duchu! – prychnęła Madzia. – Lepiej patrz na drogę, bo
widziałam patrol.
- Gdzie? –
spytał spanikowany chłopak, a siostry wybuchły śmiechem, bo udało się go
nabrać.
Monika
opowiedziała w skrócie jak to Polak przebrany za Mikołaja dotrzymał jej
towarzystwa i zaprosił do siebie na święta, ale grzecznie odmówiła.
- No i dobrze!
Przecież ze starym dziadem nie będziesz chodzić do jego „gniazdka miłości”. –
Madzia zakreśliła w powietrzu cudzysłów.
- Eee… On był
nieco starszy ode mnie. Myślisz, że gadałabym z jakimś dziadkiem? Nie sądzę.
- Ach, to w
porządku.
- Czyli z
młodym nieznajomym mogłabym iść do domu, tak? – spytała ze śmiechem Monika.
- No… Na to
ewentualnie zezwalam – oświadczyła młodsza siostra, a Nath się roześmiał.
- A czy
pozwolisz siostrze spędzić święta z członkiem boysbandu i jego rodziną?
- Zastanowię
się – wypaliła Madzia i wszyscy parsknęli śmiechem.
Jechali dalej w
przyjemnej atmosferze. Monia bardzo cieszyła się, że nie spędzi tych świąt
sama, gadała więc jak najęta, ale omijała konkrety, uraczając współpasażerkę i
kierowcę tylko pierdołami.
Zajechali na
miejsce w wyśmienitych nastrojach.
- Jakieś
mandaty? – spytała Jess, kiedy tylko przekroczyli próg domu.
- Nie. Tym
razem Nath jechał wzorowo – wyjaśniła Madzia.
- A to jest ta
świrnięta śnieżynka?
- Elf! –
oburzyła się Monika, ale zdając sobie sprawę, jak głupio to zabrzmiało,
roześmiała się i reszta jej zawtórowała.
- Siadajcie do
kolacji, już pora! – zakomenderowała Beverly i wszyscy zajęli miejsca przy
stole.
Kobieta się
postarała, potraw było od groma i wszystkie, o dziwo, zjadliwe. Monia jadła,
jakby przez tydzień nie miała nic w ustach. Opowiedziała też, w jaki sposób
dostała się do reklamy, co zaciekawiło Jess do tego stopnia, że przestała się
dąsać i nawet wypytywała o parę kwestii. Na jaw wyszła też prawda, że to
siostra Natha była osobą, która sprowokowała scysję, za co Beverly ją skarciła.
Kolacja
przebiegła w przyjemnej atmosferze, podczas której dzielili się tradycjami i
opowieściami świątecznymi. Około dwudziestej pierwszej dziewczyny zadzwoniły do
domu, by złożyć rodzicom życzenia i opowiedzieć o przygodach.
Wieczór
spędzili przed telewizorem, trzy razy natrafiając na reklamę z udziałem Moni.
- No, no,
jesteś gwiazdą! – podsumowała cykl Beverly. – Jedna z sióstr w reklamie, druga
w gazecie… A jesteście tu tak krótko.
- Tak krótko, a
poznałam tylu wspaniałych ludzi! – rozpromieniła się Madzia. – I mam autograf
Marvina…
- Żartujesz?! –
uniosła się Monia. – Pokazuj! Jak?! Gdzie?! Kiedy?!
- Ona ma bzika
na jego punkcie – wyjaśnił Nath, widząc pytające spojrzenie Beverly.
Jess też się rozochociła,
słysząc tę historię i mogąc dodać do niej swoje trzy grosze. Madzia niestety
musiała zgasić zapały i rzucając pogardliwe spojrzenie przyjacielowi, który
wydał cenną zdobycz, opowiedziała, jak straciła autograf.
- A wszystko
przez to, że nie wróciłaś do domu! – podsumowała, zwracając się do siostry.
- Wybacz, ale
na pieszo byłoby za daleko.
- No i Anglia
to wyspa – dodał Nath.
- Wiem o tym!
- W to nie
wątpię, tak tylko mówię.
- To nie moja
wina, nie musieliście mnie szukać. Tak przynajmniej zjadłabym loda – obruszyła
się Monia, a Beverly oznajmiła, że ma lody w zamrażarce i tak spędzili czas do
późna, oglądając telewizję i zajadając zimny deser.
To była udana
wigilia, mimo iż były daleko od domu. Siostry zasypiały w dobrych nastrojach. Jedna
jednak nie mogła przestać myśleć o tym, że już niebawem pożegna się z tym
życiem, a druga roztkliwiała się nad faktem, że w pokoju Jess śpi jej
przyjaciel. Przyjaciel, którego chciałaby mieć za kogoś więcej.
~*~
kocham po prostu :) rozdział jest świetny :) czekam na next :) weny !!!!!
OdpowiedzUsuńRozdział długi i genialny. Nie było jeszcze takiego,który by mi się nie podobał ! :D Czekam na cd <3
OdpowiedzUsuńCudowny :)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejne przygody Madzi i Moniki.
Dobrze, że jak sama napisałaś, nie umiesz pisać o rzeczach normalnych xD Dzięki temu rozdziały są cudowne. I cały czas się coś dzieje, a opowiadanie jest nieprzewidywalne :)
Rozdział genialny. Się uśmiałam za wszystkie czasy. Mandat za wolną jazdę, niezapięte pasy i choinkę. Nathan jeździ jak babcia... bezcenne. Wspaniale piszesz. Dawaj szybko następny.
OdpowiedzUsuńCudo jak zawsze xd czekam na 1D. coraz bardziej nie podoba mi sie fakt,ze madzia spędza tyle czasu z Nathanem :) Jakoś przebrne przez to..może..:))
OdpowiedzUsuńŚwietny! Z niecierpliwością czekam na następny, który mam nadzieję pojawi się jak najszybciej! Niech Monia nie zalicza tylu wpadek! Trochę mi jej szkoda, że Madzia ma tyle, a ona jest jakby ofiarą tego wszystkiego.
OdpowiedzUsuńJak ma na imię aktorka, której zdjęcia dajesz, jako postać Moniki ?
OdpowiedzUsuńŚwietny!
OdpowiedzUsuńKocham tego bloga :-)
Już nie mogę doczekać się kolejnego!
Weny.
haha leze ze smiechu
OdpowiedzUsuńoj nath coś wolno jechał i mandat dostał
2 drzewka w tej samej cenie nie ma to jak przypadkowa oszczednosc
łoł inteligencja powala skleić drzewko taśmą izolacyjną dobre =D
jej biedny nathanek sąd ostateczny przed wasną matką hahah
ja też jestem za tym zeby nath zapinał się w foteliku (przezorny zawsze ubezpieczony)
monia w reklamie świątecznej łoł no w sumie po niej można się wszystkiego spodziewać
uuu ze co głupia piosenka madzia trochę przegięła
haha jaka riposta "wiedziałem że wierzysz w Świętego Mikołaja"
czyli jednak madzia serio coś czuje do Natha uuu będzie romansik?
weny i czekam na nexta!!!!
rozdział cudooo
musiałam zmienić adres mego bloga
Usuńbattleground-opowiadanieothewanted.blogspot.com
jest to ten sam blog lecz pod innym adresem
hahaha, nie mogę wytrzymać :D
OdpowiedzUsuń"wiedziałem że wierzysz w Świętego Mikołaja" - to mnie chyba najbardziej rozwaliło :D
A tak nawiasem, to nominowałam Twój blog do Liebster Award :D Więcej szczegółów tutaj http://tofindthisrightdirectioninlife.blogspot.com/
Możliwe,że się powtórzę ale Monika mnie rozwala:D Jadła sobie loda w najlepsze,kiedy Madzia i Nathan jej szukali^^ Tak swoją drogą biedny Nath,dostał mandat i w dodatku jego siostra uważa,że jeździ jak babcia haha:D Czyżby szykował się jakiś romansik,między Moniką i Nathanem?:3 Oby tak bo ja im kibicuję;)
OdpowiedzUsuńRozdział i to już norma długi i jak zwykle zabawny:)Czekam na kolejny;)
P.S.Dziękuję jeszcze raz za tytuł piosenki;)
KOCHAM TO OPOWIADANIE!!!!!!
OdpowiedzUsuńJest najlepsze!!
Kocham cie za to!! :)