Dziękuję Wam bardzo za wspaniałe komentarze :* Jest mi niezmiernie miło, że mam takie czytelniczki. Zaraz zabieram się za czytanie moich zaległości u Was, ale jak coś przegapię, nie wahajcie się dać znać w komentarzach.
Rozdział na Barbadosie rozbiłam na kilka, bo inaczej byłby bardzo długaśny. Spowoduje to opóźnienie oczekiwanego sylwestra, ale mam nadzieję, że się nie zawiedziecie.
Miłego czytania :*
![]() |
W tym rozdziale Madzia dostaje kosz kwiatów, co wzbudza zazdrość Natha. Chłopak zgadza się na inicjatywę Jaya, który proponuje wzbudzenie w dziewczynie zazdrości. |
Czekały i
czekały jak kołki. Nie miały pojęcia, czy chłopaki wyszli z samolotu przed nimi
czy po nich, ale wszystko wskazywało na to, że Big Kev i Martin o nich
zapomnieli. Monika była przekonana, że celowo, ale Madzia starała się
załagodzić sytuację, przekonując, że to pewnie nieporozumienie. Już chciały
dzwonić do Jayne, kiedy w służbowym telefonie Madzi rozbrzmiał dzwonek One Thing. Monika spojrzała na siostrę
spode łba.
- No co? W
końcu jestem współtwórczynią teledysku, a piosenka jest spoko – zaparła się
Madzia.
- Pracować dla The Wanted i mieć dzwonek One Direction. Nic dziwnego, że nas
porzucili w tym buszu.
Monia
podreptała w stronę podajnika bagażu, by wypatrzeć swoją torbę i walizkę Madzi.
Tamta w tym czasie odebrała telefon. Dzwonił Nath.
- Hej, jesteście
całe? – spytał z troską, a ona zmarszczyła brwi.
- Tak, a co,
zawiedziony?
- A dlaczego?
- Czekamy tu od
dobrych dwudziestu minut, mogliście zadzwonić wcześniej, nie sądzisz? – spytała
z wyrzutem, a on się trochę zmieszał.
- Przepraszam…
Tak się składa, że już… Martin prosił, żebym zadzwonił… My tak jakby… - jąkał
się.
- Och, no wyduś
to z siebie! – warknęła ze złością Madzia.
- Dojeżdżamy
już do naszego hotelu.
- Co?! –
krzyknęła dziewczyna, zwabiając swoją starszą siostrę, która przydreptała z walizką
na kółkach, która okazałą się jednak należeć do jakiejś dziwacznej baby, która
wyrwała jej ją ze złością.
- Skąd miałam
wiedzieć? Wygląda jak nasza! – wrzeszczała za nią Monika, ale kobieta nic nie
odpowiedziała, tylko się oddaliła, więc dziewczyna zwróciła się do młodszej
siostry. – O co chodzi?
- Ci idioci są
już prawie na miejscu.
- Co?!
- Przepraszam,
Martin załatwił wam transport. Przyjedzie po was samochód – mówił po drugiej
stronie słuchawki Nath.
- I to ma nas
niby uspokoić? A jak wsiądziemy do samochodu jakiegoś zboczeńca?! – unosiła się
nastolatka.
- Przepraszam,
nie wiedzieliśmy, że tak to wyjdzie.
- Jasne, jasne
– prychnęła Monia. – Rozłącz się z nim, bo zaraz mu powiem kilka ostrych słów.
Madzia ze
złością zakończyła rozmowę, nie wysłuchawszy szczegółów. Miały tablet Jayne,
mogły sprawdzić, jak się nazywa kurort i dojechać tam na własną rękę,
sprawiając, że zdrajcy będą musieli się martwić. Ich zamyślone miny mówiły same
za siebie i zdały sobie z tego sprawę.
- Myślisz o tym
co ja? – spytała Monia, znacząco ruszając brwiami.
- Przegięli
pałkę. Trzeba dać im nauczkę – oświadczyła dobitnie Madzia, po czym wzięły
bagaże, sprawdziły nazwę hotelu i zapytawszy w informacji, powlokły się na
przystanek minibusów, które rozwoziły turystów i tubylców po wszystkich
zakątkach wyspy.
Było gorąco.
Dżinsy i kozaki nie były odpowiednim strojem na tą pogodę, więc czekając na
transport usiadły i z walizek wyciągnęły obuwie na zmianę. Spodnie podwinęły do
kolan, swetry upchnęły wśród reszty gratów, na oczy założyły okulary słoneczne
z centrum handlowego.
- Od razu
lepiej – westchnęła Madzia.
- Obym się
tylko nie spiekła, zanim dojedziemy na miejsce i ten idiota Jay pożyczy nam krem na
słońce – dodała Monia, pakując się do busa, który właśnie podjechał.
Z piętnaście
minut spędziły rozmawiając z jakąś starą kobietą, od której próbowały
dowiedzieć się, jak dojść do hotelu, kiedy już wysiądą. Stanęło na tym, że przy
drodze dostrzegły znak i to je mniej więcej naprowadziło.
Było ciepło, a
Monika miała ciężki bagaż. W tej chwili wcisnęłaby go komukolwiek, nawet
Nathowi, który mógł się pod nim załamać. Madzia wyłączyła swój telefon, bo co
chwilę wydzwaniał. Ich zemsta najwyraźniej miała wypalić.
Luksusowy
kurort Sandy Lane czekał.
- Pieprzone
Karaiby, nie wierzę… - westchnęła Monia, uśmiechając się do odźwiernego, który
otworzył przed nimi drzwi.
Jak tylko
znalazły się na wypolerowanej posadzce, dziewczyna zrzuciła też torbę z
ramienia na ziemię i zaczęła ją ciągnąć jak psa na smyczy. Podeszły do lady
recepcji i podały swoje dane. Nie usłyszały, co odpowiedziała kobieta pracująca
w hotelu, bo podbiegł do nich rozgorączkowany Nath z rumieńcami na twarzy
większymi niż one po tej morderczej tułaczce.
- Całe
szczęście, wy żyjecie! – powiedział, ściskając je, jakby obawiał się, że mógł
ich więcej nie zobaczyć.
- No… tak, a
co? – zdziwiła się Madzia.
- Kierowca
czekał na was z godzinę i w końcu przyjechał do hotelu. Dostawaliśmy świra,
myśleliśmy, że was porwali! A ty się rozłączyłaś i nie odbierałaś i…
- No ale
żyjemy. – Dyskusję ucięła Monia. – Może pójdziemy już do naszych pokoi? –
spytała, odbierając od recepcjonistki karty magnetyczne i z ulgą kładąc torbę
na wózku do bagażu, który podstawił jej pod nos boy.
Był to
najbardziej luksusowy kurort, w jakim Madzia była. Jej pierwsza noc w Londynie
również była w ekskluzywnym miejscu, ale Sandy
Lane biła go na głowę. Czy to atmosfera Barbadosu i tropikalnych klimatów,
tego Madzia nie wiedziała. Faktem jednak było, że obie, mimo zmęczenia, były
zachwycone tym, co widzą.
- Czy wy w
ogóle słyszycie, co do was mówię? – spytał zszokowany Nath, zdając sobie
sprawę, że zamroczone przepychem jak zahipnotyzowane kierują się do windy, jak
gdyby nigdy nic.
- Tak –
odpowiedziała Madzia lakonicznie.
- Wydaje mi
się, że jednak nie. Poruszyłyście niebo i ziemię. Jay chciał informować
policję, że ktoś was porwał, Siva był pewien, że zjadło was jakieś dzikie
zwierzę, po tym jak Max z tego żartował…
- A teraz są
wszyscy na plaży, zgadłam? – prychnęła Monia, a Nath rzucił jej spojrzenie z
dezaprobatą.
- Martwią się o
was. Chcieliśmy ich was szukać, ale Martin nam nie pozwolił. Napędziłyście nam
niezłego stracha, takich rzeczy się nie robi!
- Gówno mnie to
obchodzi, trzeba było powiedzieć, że mamy dojechać same – rzuciła Monika.
- Kevin i
Martin są właśnie w mieście i o was wypytują! A w jaki sposób tu dojechałyście?
- Busem, jak
wszyscy normalni ludzie, których nie przepuszcza się w kolejkach i którzy nie
mają żadnych przywilejów – oznajmiła gniewnie Madzia, wychodząc z windy, jako
że zajechali już na odpowiednie piętro.
Ku swojemu
zdumieniu stwierdziły, że są tutaj równie luksusowe apartamenty, więc nie
zamierzano ich ulokować w jakichś służbówkach.
- Zadzwonię do
Martina i Kevina i powiem, żeby wracali – oznajmił Nathan, widząc, że gada jak
do ściany. Odwrócił się na pięcie i odszedł, zostawiając je z boyem.
- To pokój
morski z widokiem na ocean – oświadczył pracownik hotelu, otwierając przed nimi
drzwi i wpuszczając je do środka.
- Ja cię… -
zaklęła Monia po polsku, widząc widok, który rozciągał się z mini tarasu.
- A nie będzie
nam zimno? – spytała Madzia widząc, że nie ma tam okna ani drzwi.
- Spokojnie,
temperatury zimą nie spadają tu poniżej 20 stopni – zaśmiał się boy. – Ale w
razie kłopotów, proszę dzwonić do recepcji.
- Nie będzie
problemów… - rozmarzyły się.
- To najlepszy
z pokoi, bardziej luksusowe są tylko apartamenty, penthousy i villa. Przed wami
byli tu członkowie zespołu JLS, a ten pokój należał do Marvina Humesa.
- Do… Marvina…
Humesa? – spytała Monia, zerkając w stronę obszernego łóżka. Rzuciła się na nie
bez namysłu i twarzą wtopiła się w pierzynę i poduszki.
- Jestem pewna,
że prali pościel! – zawołała w jej stronę Madzia, a do pracownika hotelu, który
miał zszokowaną minę, zwróciła się. – Bo praliście, co?
- Yyy… tak – zapewnił.
- Ona tak
zawsze. Jest fanką – wyjaśniła Madzia. – Dziękujemy – dodała i niczym stała
bywalczyni takich kurortów wyciągnęła z torby portfel, z którego wydobyła pięć
funtów. – Innej waluty nie mam.
Uśmiechnął się
i wyszedł, życząc udanego pobytu.
- Och, na pewno
będzie udany – westchnęła Madzia, ale spoglądając w stronę siostry nie była
tego taka pewna. – Prali pościel, wiesz?
- No i? Tu
leżał Marvin, czego chcieć więcej? – spytała Monia, a Madzia wzruszyła
ramionami i dołączyła do niej.
Nie zauważyły,
że w drzwiach, które zostały otwarte, stali Nathan i Jay, spoglądając po sobie
zszokowani.
- Zapach
oceanu? – spytał zdziwiony Jay.
- Raczej
Marvina – poprawiła go Madzia, podnosząc głowę od pościeli.
Monia
oznajmiła, że idzie wziąć prysznic. Z chęcią rozebrałaby się już teraz, ale ci
dwaj pokrzyżowali jej plany.
- Uwierzycie,
że tutaj spał Marvin Humes? – spytała podekscytowana Madzia.
- Chociaż raz
mamy lepiej od nich. Zakwaterowali nas piętro wyżej w luksusowych apartamentach
morskich – poinformował Jay, a Nath pacnął go w tył głowy. - No co?
- Już jest zła,
że musiały tu dojechać bez żadnych przywilejów, a ty jeszcze chwalisz się, że
mamy lepiej niż one i JLS?
- Nie sądziłem,
że to problem!
- Dla mnie to
nie problem. Tu jest wystarczająco… luksusowo – oznajmiła Madzia, a Monia z
łazienki zawołała.
- W razie czego wbijemy do
was na imprezę!
Roześmiali się
i atmosfera nieco się rozluźniła. Jay i Madzia zamierzali zacząć rozmowę, jako
że dawno się nie widzieli, ale przerwało im pukanie do drzwi. Dziewczyna otworzyła,
by ujrzeć boya hotelowego, trzymającego wielki kosz czerwonych róż.
- Yyy… chyba
się pomyliłeś – powiedziała, dokonując oględzin kwiatów, które chłopak postawił
na szklanym stoliku.
- Nie ma mowy o
żadnej pomyłce – zapewnił pracownik hotelu i wyszedł, przez co odetchnęła z
ulgą, bo nie chciała marnować więcej kasy na głupie napiwki.
Monika wyszła z
łazienki z mokrą głową i w cienkim szlafroku, który znalazła na wieszaku.
- O, a to co? –
spytała, podchodząc do bukietu, który pozostali oglądali z rozdziawionymi
ustami.
- Pewnie kwiaty
od fanów. – Jay machnął ręką.
- Nie tak
szybko, kowboju. To do mojej siostry – oświadczyła ciekawska Monia, która jako
pierwsza dobrała się do liściku.
- Co? – spytała
zdziwiona nastolatka.
- No też się
dziwię. Dlaczego mi nikt nie przysyła? – Monika wzięła do ręki liścik i chciała
go otworzyć, ale Madzia czując zbliżające się naruszenie prywatności, wyrwała
go jej z ręki i odeszła kilka kroków.
Przeczytała
krótką notkę i podpis w małej kopercie i zamarła.
- Od kogo? – spytał
zaintrygowany Nath, ale ona nie odpowiedziała. Monika wyrwała jej karteczkę.
- Liam?! –
spytała, udając zaskoczenie.
Jay myślał, że
dziewczyna robi sobie z nich jaja, więc wyjął jej z ręki skrawek papieru.
- Liam? –
zrobił duże oczy tak, że Nath nie wytrzymał.
- Co?! Liam
Payne?! – spytał, podnosząc się z pozycji siedzącej, którą zajął i wyrywając
przyjacielowi z ręki liścik. - Dlaczego Liam Payne wysyła ci kwiaty?!
- Bo
najwyraźniej jest dobrze wychowanym dżentelmenem, który potrafi dopieścić
dziewczynę, na której mu zależy – oświadczyła Monika, widząc, że Madzia stoi z
otwartymi ustami i obserwuje bukiet.
- Zależy? –
prychnął Jay. – Gdyby mu zależało, to wiedziałby, że omal dzisiaj nie
zginęłyście.
Tym razem to
Monika prychnęła. Zaczęła opowiadać w skrócie, jak to dotarły do przystanku
mini busa, żeby zrobić im na złość.
- Tu jest ze
sto róż… - powiedziała cicho Madzia, która trzymała się z dala od dyskusji.
- O, tak, bo
Liam Payne na pewno by temu zapobiegł – prychnął Nath, ignorując słowa Madzi,
która otrząsnęła się z rozmyślań i wyrwała mu swój osobisty liścik z ręki.
„Myślę o tobie. Liam.” – głosił napis.
- A żebyś
wiedział, że by zapobiegł! Na pewno nie pozwoliłby Madzi tłuc się w obskurnym
minibusie w nieznanym kraju! – Monia kontynuowała kłótnię z Jayem.
- A Nath niby
pozwolił?! Wysłaliśmy po was kierowcę, ale nie potraficie ustać w miejscu i
musiałyście zrobić nam za złość…
- Ktoś musi was
sprowadzić do pionu, żeby wam sodówka nie uderzyła do głowy!
- Kupno stu róż
dla dziewczyny, której się nie zna, to jest sodówka.
- Nie. To tylko
bardzo romantyczny gest, na który Natha nie było stać. Nic dziwnego, że moja
siostra woli Liama…
- Zdajecie
sobie sprawę, że my tu jesteśmy, tak? – spytała Madzia, obserwując jak Jay i
Monia wykłócają się w obronie jej rzekomych konkurencyjnych adoratorów.
- Nie
wtrącajcie się, kiedy dorośli rozmawiają – powiedział Jay, po czym zwrócił się
do Moniki. - Nath też mógłby wysłać kwiaty, ale nie chciał być tak oczywisty i
banalny.
- O tak, bo sto
róż to banał. Proszę cię!
- Hej!
Przestańcie! – krzyknął Nath. – Nikt nie zabroni Liamowi wysyłać do Maggie
kwiatów.
- Ja zabronię!
Nie pozwolę, żeby znowu gazety pisały o nich te obrzydliwe plotki! – uniósł się
Jay.
- Obrzydliwe?!
Spotykanie się ze znanym, uprzejmym i przystojnym piosenkarzem jest obrzydliwe?
– spytała Monia ze złością, zaciskając pięści.
Nath westchnął
ciężko, widząc, że ta dwójka walczy teraz w obronie swoich kandydatów na
przyszłego męża Madzi. Jakoś nie przejmował się, że jest jednym z nich.
- Idziemy stąd?
– spytał nastolatkę, a ta skinęła głową. – Może spotkamy Simona Cowella.
- Gdyby Nath chciał, mógłby spotykać się z
Dionne Broomfield. – Jay założył ręce na klatce piersiowej.
- No to na co
czeka?!
- Na Maggie!
- Ale Maggie
nie jest zainteresowana. Sama mi to powiedziała, nie okłamałaby mnie. Zresztą,
Jayne jasno i klarownie zabroniła romansów w tej grupie, więc nawet jeśli Nath
się zadłużył, to może sobie to wsadzić w… - Monika urwała, widząc, że ani jej
siostry, ani przyjaciela jej rozmówcy już w pomieszczeniu nie było. – Gdzie oni
poszli?
- Bo ja wiem?
Znudziło ich twoje zrzędzenie. – Jay wzruszył ramionami, a Monika rzuciła mu
mordercze spojrzenie.
- Lepiej zajmij
się czymś produktywnym, a ja się ubiorę i zadzwonię do Jayne o co chodzi z tą
pracą w cateringu. Niektórym nie płacą za to, że ładnie wyglądają i
wyartykułują z siebie kilka dźwięków. – Dziewczyna jasno dała znajomemu do
zrozumienia, żeby już poszedł. Sukcesywnie zapędzała go w kozi róg, zmuszając
go, żeby robił kroki coraz bliżej drzwi.
- No a co ja
mam niby robić? Siva, Tom i Max są z dziewczynami, a Nath poszedł z Maggie.
- Bo ja wiem…
Idź się poopalać. – Wzruszyła ramionami i otworzyła przed nim drzwi. – Ja cię
niańczyć nie będę.
Miał coś na
końcu języka, ale zamknięte drzwi dały mu do zrozumienia, że tutaj towarzystwa
nie znajdzie.
Tymczasem
Maggie i Nath korzystali z ostatnich wolnych chwil tego dnia, przechadzając się
po hotelu. Był naprawdę imponujący. Od tyłu znajdowało się rozległe pole
golfowe z pięknym widokiem na ocean. Przysiedli na ławeczce i obserwowali dwóch
starszych panów próbujących trafić piłeczką do dołka.
- W tym wieku
ciężko trafić do dziurki – zagaił Nath, a ona się roześmiała.
- No z tego co
widzę, to rzeczywiście łatwo nie jest. Chociaż to na pewno łatwiejsze niż
znoszenie humorów mojej siostry. Przepraszam za nią.
- W porządku.
Ja powinienem przeprosić za przyjaciela. Jay zbyt emocjonująco podszedł do
faktu, że dostajesz kwiaty od wroga. – Chłopak roześmiał się, ale dość
sztucznie.
- Tak, na pewno
o to chodzi – przytaknęła, choć przysiąc mogła, że Jay znowu próbował ich
nieudolnie swatać. – Ale nie rozumiem, dlaczego się tak bulwersuje. Przecież
mogę się spotykać z kim chcę – palnęła.
- Co? – spytał
zszokowany, ale szybko odchrząknął. – To znaczy… A chcesz? No wiesz… spotykać
się… z nim?
- Nie wiem –
odpowiedziała i zadumała się na chwilę. – Kwiaty to miły gest.
- Od jednego
bukietu nie można się zakochać – zauważył, a ona pokiwała głową.
- Masz rację.
Ale zrobiło mi się miło, że o mnie pamięta. Ciekawe, skąd wiedział, w którym
hotelu będę. I w którym pokoju będę… - Madzia zamyśliła się, bo wszystko
wskazywało na to, że jej siostra również zamierzała zabawić się w swatkę i
połączyć ją z Liamem.
- On coś kombinuje.
W gazetach pisali, że zszedł się z tą tancerką, która cię pobiła. Na twoim
miejscu byłbym ostrożny. To podejrzane, że przysyła ci bukiet róż…
- Co? –
prychnęła ze złością Madzia. – Fakt, że ktoś przysyła mi kwiaty jest
podejrzany?
- Nie to miałem
na myśli – tłumaczył się chłopak.
- Dziwne, bo
właśnie tak to zrozumiałam.
- Chodziło mi o
to, że dziwny jest fakt, że wysyła ci kosz róż po tym jak zszedł się z
dziewczyną, z którą zerwał właśnie przez ciebie. To bagno, w które nie powinnaś
się pakować.
- Wybacz, ale
sama zdecyduję, bo jest dla mnie dobre, a co złe. Ty zajmij się lepiej Dionne
Broomfield.
- A co ona ma z
tym wspólnego?! – spytał zszokowany, a ona westchnęła ciężko i wstała z
miejsca.
- Boli mnie
głowa. Wracam do pokoju i się położę – oznajmiła, żeby uciec od tej niezręcznej
konwersacji.
Co skłoniło ją
do wyjścia z nim? Przecież wiedziała, że po prezencie, który niespodziewanie
wysłał jej Liam nie będą w stanie rozmawiać o czymś innym. A może zrobiła to
specjalnie?
- Tu jesteście!
– rozległ się głos Jaya, ale zupełnie go zignorowała i weszła do hotelu,
zostawiając ich samych na patio z widokiem na pole golfowe, na którym dwóch
dziadków nadal próbowało umieścić piłkę w dołku. – Nie mogą trafić do dziury,
co? – spytał Loczek ze śmiechem, wskazując nieudolnych starców. – A jak tam
wasza rozmowa?
- Nie pytaj –
warknął Nath.
- No co?
Myślałem, że doszliście do porozumienia, skoro opuściliście razem
pomieszczenie.
- Bo gadałeś
głupoty! Czy ty nie potrafisz trzymać języka za zębami? Co ci mówiłem na temat
swatania?
Jay spuścił
głowę.
- Już nic nie
będę mówić, bo nic dobrego z tego nie wychodzi.
- Ona
najwyraźniej chce być z Liamem. Nie powstrzymam jej przed tym. – Nath wzruszył
ramionami.
- A jednak!
Wiedziałem, że ci się podoba! – Jay klasnął w dłonie.
- Do tego nie
trzeba być jasnowidzem – zauważył Nath, przecierając oczy dłońmi. Nie był to
gest zmęczenia, a raczej bezsilności.
- Nie… Ale możesz wzbudzić w niej zazdrość,
mistyfikując swój związek z Dionne… - Jay zaczął na głos snuć chytry plan, kiedy
zauważył, że nastolatki nie ma nigdzie w pobliżu.
- Cóż,
rzeczywiście jest lekko rozdrażniona na jej punkcie… - Nath poprawił czapkę,
którą miał na głowie.
- To zalążek
zazdrości, mówię ci! Trzeba go podlewać, a sama wpadnie ci w ramiona! – Swat
doskonały klasnął w dłonie i objął kumpla ramieniem. – Zakocha się w tobie,
zobaczysz!
Nath zrzucił
rękę Jaya ze swoich barków i spojrzał na niego jak na idiotę. Ale przyznać
musiał, że wzbudzenie w Madzi zazdrości wydawało się najlepszym sposobem
poznania jej prawdziwych uczuć.
Tymczasem
Madzia wróciła do pokoju, w którym Monia rozmawiała przez telefon z Jayne.
Szybko zakończyła konwersację i spojrzała w stronę nastolatki.
- Szybko wam ta
schadzka minęła… - odezwała się.
- Och, zamknij
się. To nie była żadna schadzka, tylko rozmowa, która skończyła się katastrofą.
On gadał bzdury, ja gadałam bzdury… ale wiesz kto gada największe bzdury? –
spytała Madzia, a Monia spojrzała na nią skonfundowana.
- Jay? –
spróbowała naiwnie zgadnąć.
- Ty!
- Ja?!
- Tak, ty! W jaki
niby sposób Liam dowiedział się, w jakim hotelu będziemy?
- Z gazet,
twittera, facebooka… - wymieniła Monia, a Madzia machnęła ręką, dając jej znak,
by się zamknęła.
- Tak i podali
też numer pokoju, w którym się zamelduję?
- Raczej kurier
przyniósł kwiaty do recepcji, a były one na nazwisko, więc… - próbowała
tłumaczyć Monika, ale jej młodsza siostra nie była głupia.
- Jesteś z nim
w jakiejś dziwacznej zmowie, bo z niewiadomych przyczyn chcesz mnie wyswatać.
- Chyba
oszalałaś! Gdybym miała kogoś swatać, zaczęłabym od siebie! – prychnęła Monia.
- Ale tak się
składa, że nie ma tu Marvina. – Madzia założyła ręce na piersi i spojrzała z
dezaprobatą na siostrę, która teatralnie wywróciła oczami. Zakręciło jej się
przy tym w głowie, więc złapała się za nią, by opanować dziwne samopoczucie.
- Tak się
składa, że Marvin ma dziewczynę.
- No to… bo ja
wiem… Z Astonem, z tym Mikołajem… Zajmij się nawet Simonem Cowellem, podobno
jest w tym kurorcie i zgaduję, że w vilii.
- Już czekaj,
bo w przerwach od nalewania szampana zacznę do niego puszczać zalotne oczka. –
Monia skrzywiła minę.
- Może rozpozna
w tobie wschodzącą gwiazdę reklamy i otworzy ci furtkę do międzynarodowej
kariery? – roześmiała się Madzia.
- Bardzo
śmieszne. Może tak zrobię. Jayne powiedziała, że miałam pracować od jutra, ale
jeśli chcę, mogę wziąć udział w dzisiejszym przyjęciu maskowym. To znaczy…
usługiwać na dzisiejszym przyjęciu maskowym – wyjaśniła Monia, wygrzebując z
walizki sukienkę, którą sobie kupiła jeszcze w Londynie.
- I co, masz
zamiar to założyć?! Nie dadzą ci jakiegoś fartuszka czy coś?
- Nie. Muszę
wyglądać elegancko. – Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- A gdybyś nic
nie miała? – dopytywała Madzia.
- No to nie
wiem, co za różnica. W ogóle miałam na wieczór inne plany, ale będzie dodatkowa
gotówka, więc postanowiłam przełknąć rzygi, które ze stresu podpływają mi do
gardła i złapać wróbla za ogon… czy jakoś tak.
Monia
stwierdziła, że nie ma rajstop, ale na szczęście jej młodsza siostra miała
jedną nieotwartą parę, co znacznie ułatwiło sprawę ubrania się elegancko.
- I co teraz? –
spytała Madzia, widząc, że Monika jest już ubrana i gotowa do wyjścia, a
jeszcze poprawia włosy.
- Mam iść do
recepcji i powiedzieć, że Jayne Collins rozmawiała z menedżerką hotelu o mojej
pracy w cateringu i dzwoniła też w sprawie balu maskowego. Zaczyna się o 21 –
wyjaśniła Monika, spoglądając na zegarek, który wskazywał godzinę osiemnastą.
- I wejście
jest otwarte dla wszystkich? – spytała zaciekawiona młodsza siostra.
- Bo ja wiem? O
to nie pytałam. Mam nadzieję, że nie, bo nie chcę oglądać chłopaków ze swoimi
dziewczynami.
- Zazdrosna? –
Madzia spojrzała spode łba na Monikę, która pokręciła głową.
- Nie. Ale
jakoś nie uśmiecha mi się perspektywa usługiwania im.
- Rozumiem. To
rzeczywiście nieciekawe. Ale wyświadcz mi przysługę i nie swataj mnie z nikim,
kiedy wypatrzysz już jakąś partię, ok.? – spytała Madzia, żeby się upewnić.
- Jak sobie
chcesz. Ale uważam, że gest Liama był bardzo romantyczny i jeśli tylko masz
choć trochę oleju w głowie, docenisz go.
- I doceniam.
Ale nie rozumiem, dlaczego nagle stałaś się taką zwolenniczką Liama.
Monika machnęła
ręką i skierowała się do wyjścia.
- Idę, zanim
dostanę biegunki – oznajmiła. – Muszą mi jeszcze wszystko wytłumaczyć no i mam
nadzieję, że dadzą mi coś do jedzenia, bo zaczynam się robić głodna.
- A co ja mam
robić pod twoją nieobecność?
- Bo ja wiem?
Skoro pokłóciłaś się z Nathem, to znajdź Jaya. Jemu się chyba nudzi. – Monika
wzruszyła ramionami i udała się do recepcji, z sercem w gardle.
W windzie ku
swojemu niezadowoleniu natknęła się na Toma i Kelsey.
- Cześć –
odezwał się chłopak.
- Cześć –
odpowiedziała, choć nie widzieli się tak długo, że było to dziwaczne powitanie.
- To jest
Monica, siostra Maggie – Tom zwrócił się do swojej dziewczyny, ale żeby ją
przedstawić Brukselce się nie kwapił. Na szczęście blondyna miała dość oleju w
głowie, by sama wyjawić swoje imię.
- Kelsey, miło
mi.
- Mnie również
– odpowiedziała Monia i w duchu modliła się, by nie zagadywali jej więcej.
Niestety
elegancki strój, który miała na sobie, wymuszał serię pytań, jako że oni mieli
na sobie plażowe kostiumy.
- Idziesz na
jakieś przyjęcie? – spytał Tom, ale nie była pewna, czy rzeczywiście chce znać
odpowiedź, czy pyta, bo stara się być uprzejmy.
- Będę pracować
przy balu maskowym – wyjaśniła krótko.
- Acha.
Zapanowała
niezręczna cisza. Winda jechała niebywale wolno.
- My idziemy na
plażę – zagadnęła Kelsey, ratując sytuację. – Razem z Maxem, Sivą, ich
dziewczynami i Nathem i Jayem.
- Szkoda, że
moja siostra nie może iść z wami – westchnęła Monia, a Tom przytaknął głową.
- A dlaczego? –
zaciekawiła się Kelsey.
- Jayne
twierdzi, że mogłoby to zaszkodzić wizerunkowi i wywołać lawinę plotek –
chłopak wzruszył ramionami, a dziewczyna o nic więcej nie pytała.
Uśmiechnęła się
na pożegnanie nowej znajomej i razem z Tomem skierowali się w stronę wyjścia,
przed którym czekała na nich reszta przyjaciół. Monia ruszyła do recepcji.
Czuła się tak
głupio. Dlaczego akurat ich musiała spotkać? Wolałaby zetrzeć się z Jayem w
obronie Liama albo oddać swoje ucho w ręce Maxa, albo ponownie rozebrać
Nareeshę. Oczywiście przez swojego pecha musiała się natknąć akurat na Toma.
Całe szczęście, że chociaż Kelsey wydawała się sympatyczna.
Może, przy odrobinie szczęścia i dobrej woli, jakoś przeżyje na Barbadosie z chłopakiem, który z niewiadomych przyczyn jej nie znosił?
Może, przy odrobinie szczęścia i dobrej woli, jakoś przeżyje na Barbadosie z chłopakiem, który z niewiadomych przyczyn jej nie znosił?
~*~