niedziela, 2 września 2012

Rozdział 4 - "Dziewczyna-harpia"

W tym rozdziale Magda poznaje lepiej chłopaków i ugruntowuje swój niezbyt przyjazny stosunek do wrednej dziewczyny Liama.
 
~ * ~
 
Tego dnia panował niebywały ziąb i Magda siedziała owinięta kocem, obserwując akcję na planie. Danielle zdecydowała się na zajęcie miejsca na tyle daleko, by nie mogły prowadzić ze sobą konwersacji. Joe kręcił się wokół operatora i dawał chłopakom wskazówki, kiedy ci próbowali pozostać w nieustannym ruchu, żeby nie zamarznąć.
Harry wyglądał jak klaun w bordowym golfie i tweedowej marynarce (takiej samej, jaką Joe miał jeszcze w Łodzi, pewnie od niego pożyczył). Madzia uśmiechnęła się do własnych myśli, stwierdzając, że mimo iż zawsze zaprzeczała stwierdzeniom, że chłopak jest podobny do Susan Boyle, jednak miał coś ze staruszki. Przynajmniej w tym stroju.
Ciekawe, kto mu te ciuchy wybierał, zastanawiała się, kiedy podszedł do niej Joe.
- Mamy przerwę – oznajmił. – Chłopcy muszą napić się gorącej herbaty, bo sobie coś odmrożą.
Madzia uśmiechnęła się na te słowa i otuliła szczelniej kocem, który wedle wskazówki swojego mentora przyniosła z garderoby.
- Mogę przynieść im jakieś okrycia – zaoferowała, ale mężczyzna pokręcił głową.
- Chciałem przeprosić za zadanie, które zrzuciłem na twoje barki. Zdaję sobie sprawę, że było zbyt trudne jak na kogoś, kto dopiero próbuje odnaleźć się w obcym kraju. Ale to był sprawdzian, który zdałaś celująco. Dzwoniłem w parę miejsc i wiem, że zajęłaś się wszystkim.
Dziewczyna wolała nie przyznawać się, że była to głównie zasługa Danielle. Uśmiechnęła się z ulgą, kiedy okazało się, że nie będzie musiała więcej popadać w tak skrajny stres.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że twoja bratanica jest w połowie Polką? – spytała nagle, kiedy Joe zanurzył usta w spienionej cappuccino, którą postawiła przed nim zakatarzona asystentka (rzeczywiście jej zrozumienie graniczyło z cudem).
- Cóż… Pewnie zauważyłaś, że Jess jest nieco… dziwna.
- Powinieneś użyć określenia ekscentryczna. Ale sympatyczna.
- Tak, to dobra dziewczyna. Ale jeśli chodzi o One Direction, wstępuje w nią istny demon. Ma obsesję. Kiedy kręciliśmy Gotta be you, schowała się w moim samochodzie na tylnym siedzeniu i przedostała na plan, a następnie pobiła aktorkę, która występowała w scenie z Zaynem.
Nastolatka zatkała usta ze zdziwienia. Zaprosiła do pokoju hotelowego ewidentną wariatkę.
- Rozumiem, że i tutaj się przedostała – kontynuował Joe, a ona pokiwała głową. – Chyba nie masz mi za złe, że o niej nie wspomniałem? Wiem, że miło by było mieć przy sobie choć namiastkę Polski, ale najlepiej będzie, jeśli się nie zaprzyjaźnicie. Mogłaby cię wykorzystywać do wchodzenia z butami w życie chłopaków, a tego bym nie chciał. Niektóre fanki posuwają się zbyt daleko. Liżą ich po twarzach, przyklejają podpaski do szyb samochodu… Nie zdziwiłbym się, gdyby Jess zrobiła coś jeszcze gorszego. – Klasnął w dłonie i zeskoczył z krzesła, na którym przysiadł. – Dosyć tego dobrego chłopcy, kręcimy dalej!
Danielle oderwała się od Liama z nieukrywanym zdenerwowaniem, a Joe kontynuował rozstawianie po kątach chłopaków. O czternastej udali się do autobusu na obiad. Chłopcy z zespołu, Danielle, Joe i Madzia. Mieszanka wybuchowa, zważywszy na fakt, że nastolatka nie przepadała za chuderlawą cizią, która ośmieliła się nabijać z jej telefonu. Od niechcenia spojrzała na wyświetlacz. Czternaście wiadomości tekstowych. Najwyraźniej Łódź się za nią stęskniła, ale nie miała czasu im odpisywać. Usadowiła się między Joe i Niallem, naprzeciwko siedzieli Louis z Harrym, a po lewej (najwęższej stronie stołu, który do największych nie należał) Liam z Danielle na kolanach. Naprzeciwko nich usadowił się Zayn. Asystentka Joe nękana zawalonymi zatokami została zwolniona do domu, a rolę podającej ciepłe napoje do końca dnia miała przejąć Madzia. To zadanie nie było dla niej już takie straszne, bo rozeznała się, gdzie zdobyć wszystko, co potrzebne. Zresztą, bycie dziewczyną od kawy było o wiele lepsze niż bycie dziewczyną od autobusu. W duchu modliła się, żeby Danielle nie wypaplała, że praktycznie sama załatwiła drugi dzień teledysku. Na szczęście na nic takiego się nie zanosiło.
- Za kilka dni jedziecie do Niemiec chłopcy. Jak wrażenia? – zagadnął Joe, kiedy wsuwali kurczaka z ryżem, podczas gdy Danielle zadowalała się praktycznie samą sałatą (Madzia była w stanie dostrzec tylko zielone liście i białe kiełki, więc sałatką nie chciała tej zieleniny nazywać).
- Podekscytowani – odpowiedział Harry z ustami pełnymi ryżu.
- Fuj, ty świnio! Nie mówi się z pełnymi ustami! – skarcił przyjaciela Louis, który sam nie zdążył przełknąć kawałka kurczaka, który wypadł mu na talerz i rozpryskał sos wokoło.
- Hej, uważaj! – wrzasnęła Danielle, której biała, wydekoltowana bluzka została trwale poplamiona na pomarańczowo. – Zostanie plama!
- Przepraszam… - Louis skulił się w sobie, podczas gdy Harry i Niall zaśmiewali się do rozpuku.
Tancerka opuściła zgromadzonych i udała się do łazienki, by zmyć sos z ubrania. Liam podążył za nią.
- Będzie przez nią głodny – oświadczył Niall, zgarniając sobie co smaczniejsze kąski kurczaka z talerza kolegi i układając je na swoim talerzu.
- Chyba przez ciebie – prychnął Zayn koślawym akcentem i atmosfera się rozluźniła. Niebywałe, jak pomieszczenie rozjaśniło się po wyjściu wrednej Danielle.
Ale z niej krowa, pomyślała Madzia. Nic dziwnego że wpieprza trawę. Naskoczyła na niewinnego Lou, który nie chciał poplamić jej bluzki z premedytacją. Po prostu się wygłupiał, jak to miał w zwyczaju.
- Ale wracając do The Dome… - kontynuował Joe, kiedy w pomieszczeniu stanął Liam bez koszulki i Danielle w jego T-shircie.
- Mógłbyś coś na siebie założyć, Payne. Chyba nie chcesz pójść w ślady Stylesa? – spytał Louis, marszcząc brwi.
- Nagość wyzwala! – Harry zaczął bronić siebie i kolegi, podczas gdy Danielle usiadła na kolanach swojego chłopaka tak, by doszczętnie zasłonić każdy kawałek jego torsu.
Madzia sama nie wiedziała, czy robi to specjalnie czy nieumyślnie. Pewnym było, że Danielle cały czas się na nią gapiła z nieukrywaną pogardą, czym tylko pogłębiała brak sympatii. Całe szczęście, że miała rozciętą i spuchniętą wargą, bo razem z za dużą koszulką wyglądała jak uciekinierka z murzyńskiego więzienia.
- Występujecie w Niemczech? – spytała Madzia, zdając sobie sprawę, że w ogóle nie bierze udziału w konwersacji i musi przystopować z jedzeniem, bo inaczej jej talerz opustoszeje wcześniej niż talerz Joe (a to było niemałym wyzwaniem).
- The Dome. Jakiś show muzyczny dla RTV – wyjaśnił Niall.
- RTL - poprawił Zayn.
- Acha – odpowiedziała zdawkowo Magda. Uznała, że będzie się odzywać tylko zapytana lub z ewentualnym pytaniem, żeby nie wygłupić się przy Danielle. Bo na tym zależało jej najbardziej.
- Może weźmiemy Maggie ze sobą? – spytał Louis, za co była mu wdzięczna. – Stamtąd już tylko o rzut kamieniem do Polski.
- Dopiero co stamtąd wyjechałam – roześmiała się, choć nie była pewna, czy chłopak mówił serio czy nie.
Perspektywa spędzenia dodatkowego dnia z chłopakami była kusząca, ale nie zależała od niej.
- Ona pracuje dla mnie, Tomlinson! – Joe zagrzmiał szyderczym śmiechem, który nie był zbyt udany. Był poczciwą osobą i takie zabiegi mu nie wychodziły.
Rozmawiali jeszcze o różnych pierdołach, kiedy Joe stwierdził, że zasiedzieli się za długo.
- Liam, wskakuj w swoje wdzianko i kręcimy dalej! – zakomenderował, wskazując białą koszulę i kamizelkę, którą chłopak miał na sobie podczas zdjęć. Zdjął ją, żeby nie ubrudziła się sosem, co mu się opłaciło, zważywszy, że bluzka Danielle nadawała się w najlepszym razie do pralni.
- Dlaczego on ma taki fajny strój? – spytał z wyrzutem Harry, rozciągając golf, który przylegał mu do szyi i najwyraźniej nieco drapał.
- Tylko ty masz przywilej pożyczania ciuchów od Susan Boyle – oświadczył Louis, obejmując przyjaciela ramieniem i puszczając Madzi oczko.
Coś zapiszczało mu w kieszeni i szybko wyciągnął iPhone’a, na którym zaczął pisać wiadomość, plecami zwrócony do Joe, który był przewrażliwiony na punkcie korzystania z telefonu podczas pracy (no chyba że było to konieczne).
- Tomlinson, czy ty przypadkiem nie esemesujesz? – spytał mężczyzna podejrzliwie, próbując zajrzeć przez ramię chłopaka, który skutecznie się maskował, w czym pomagał mu Harry.
- Co? Ja? Nie, skąd! – Mógłby być aktorem. Świetnie wychodziło mu przybieranie poważnego tonu, którym wypierał się zbrodni, o którą go posądzano.
- Tak! Przecież widzę!
- Dobra, w porządku! Zacząłem już wcześniej, to teraz muszę odpisywać, bo inaczej będzie to niegrzeczne.
- Jak to wcześniej? Podczas kręcenia?!
- Jak on śmiał! – Harry udał oburzonego, a Niall powstrzymał się, by nie wybuchnąć śmiechem.
- Kto w ogóle przyniósł ci telefon? Przecież zabroniłem!
- Winna… - Madzia podniosła rękę i się przyznała.
- Cóż, technicznie rzecz biorąc to Zayn, więc w razie czego, ukarz jego! – oświadczył Louis, wskazując palcem na kumpla, który rzucił mu pogardliwe spojrzenie.
- Zdrajca! Przecież prawie jej nie znasz – oświadczył łamanym angielskim, a Louis prychnął.
- Tak, ale ją lubię. – Objął Madzię ramieniem, podczas gdy Zayn krzyknął charakterystyczne „Vas happenin’?” i rozluźnieni mogli wychodzić na plan.
W autobusie został tylko Liam, który musiał się przebrać i Danielle, która najwyraźniej musiała mu pomóc. Była od chłopaka o wiele starsza, co według Madzi zakrawało na pedofilię, ale oczywiście nie zamierzała wyrazić zdania na głos.
- Danielle została z Liamem. Uuuu…! – Nabijał się Harry.
- Niech sprzątnie po jedzeniu! – rzucił Niall, zanim zamknął drzwi, czym zaskarbił sobie dozgonną wdzięczność Madzi. A może powiedział „później sprzątnę po jedzeniu”? Miała szczerą nadzieję, że jednak to pierwsze.
- Louis, zostaw ten telefon! – krzyknął Joe, wyrywając ją z rozmyślań.
- Dobra, już dobra! – Chłopak ukradkiem podał sprzęt Madzi, a kiedy reżyser się odwrócił, szepnął. – Gdyby dzwonił, to odbierz, przedstaw się i powiedz, że ja nie mogę podejść.
- Nie umiem się tym obsługiwać – stwierdziła, spoglądając na cienkie na trzy milimetry „maleństwo”.
- Zobacz, tutaj – powiedział, demonstrując prostą jak konstrukcja cepa czynność. – Dasz radę?
Pokiwała głową i schowała telefon do kieszeni. Uważała na niego jak na największy skarb, bo obawiała się, że szybka mogłaby pęc (w końcu dał jej sprzęt bez żadnego etui). Cieszyła się, że jej zaufał. Wiedziała, że jest sympatycznym chłopakiem już po filmikach, które oglądała w sieci, jeszcze siedząc w domowym zaciszu w Łodzi.
Usiadła na krześle, które zajmowała przed przerwą i okryła nogi kocem. Wyjęła swój telefon i zaczęła odczytywać wiadomości z domu.
MAMA, 10:13: Malutka, czemu nie dzwonisz?
MAMA, 10:20: Monika mówi, że zapomniałaś o gniazdkach. Tam są na trzy bolce.
Akurat teraz jej się to przypomniało, pomyślała z niesmakiem Madzia, przypominając sobie stresy dnia poprzedniego.
MONIA, 11:01: Pipko, zdradziłabyś jakieś szczegóły! Jacy są chłopacy? Na co dzień też się malują? Masz pokój razem z tym staruchem? Upiekło ci się z tą szkołą, nie?
MONIA, 11:03: Zapomniałam ci powiedzieć, że w Anglii są inne gniazdka, niepotrzebnie dygałaś suszarkę. Mam nadzieję, że nie pchałaś na chama i nie wywaliłaś korków w całym Londynie.
Nie, nie pchała. Ale mogła. Trzeba było wcześniej uprzedzić.
TATA, 11:58: Masz tam telewizor? Oglądasz mecze?
Nie miała zielonego pojęcia, czy w apartamencie hotelowym był telewizor. Zresztą, kto powiedział, że Anglicy transmitują Puchar Świata? Nieszczęśliwie złożyło się, że jako kibic została skazana na późniejsze relacje lub informacje w Internecie.
KLAUDIA, 12:20: Niedługo jadę do Berlina, może przejdziemy się na spacer?
Cóż… Nie bardzo, bo tak jakby… nie ma mnie w kraju i spacer do marketu staje się problematyczny, pomyślała Madzia. Jakoś nie wpadła na to, żeby poinformować koleżankę o życiowej szansie jaka dostała jej się w ręce.
MAMA, 13:59: Idę do pracy, malutka. Zadzwoń wieczorkiem, to wszystko opowiesz. Buziaczki.
Taki był mój plan, pomyślała Madzia, przeglądając resztę wiadomości, która okazała się być sieciowa, poza jedną od koleżanki z liceum.
DAGMARA, 14:12: Jak tam za wodą? Nasz wychowa jest jeszcze bardziej upierdliwy, odkąd wyjechałaś. Chyba tęskni. Baw się dobrze i daj znać.
Schowała swojego rzęcha do kieszeni i wyciągnęła maleństwo Louis’ego, które rozdzwoniło się dzwonkiem „Who Let the Dogs Out”.
- Tak słucham? – wypaliła po polsku. – I mean… Hello?
- Kto mówi? – Usłyszała dziewczynę po drugiej stronie słuchawki.
- Maggie. Asystentka Joe. Louis nie może podejść do telefonu, bo kręci teledysk.
- Jasne, rozumiem. Dzięki!
Głos dziewczyny wydał się miły, nie to co Danielle. Rozłączyła się i nie zadawała głupich pytań, ani nie robiła scen zazdrości. Czyli jednak istnieją niezadufane w sobie modelki, pomyślała Madzia, domyślając się, że Eleanor, której imię i zdjęcie wyświetliło się na ekranie i’Phone’a to dziewczyna Lou.
Dzień zdjęciowy był dobrą zabawą, ale i męczarnią. Chłopcy kręcili się jakby mieli w dupach robaki, a Madzia musiała siedzieć w miejscu, aż robiły jej się odciski na tyłku. Kilka razy Joe wysyłał ją po kawę lub herbatę, ale poza tym udzieliła mu tylko kilku rad odnośnie rozstawienia chłopaków. Dzień był dość męczący, bo nigdy nie pracowała, a już na pewno nie na pełnych obrotach i nie ze znany zespołem, osaczanym przez paparazzich. Z ulgą wróciła do hotelu, by trochę odpocząć.
Gdy tylko uporała się z zamkiem na kartę magnetyczną i znalazła się w luksusowym wnętrzu, krzyknęła przeciągle, widząc, że na kanapie z wyciągniętymi nogami leży nie kto inny jak Jessica.
- Przestań krzyczeć, bo przyleci mój wuj! I zacznie opowiadać o tym, jak rzekomo pobiłam aktorkę z teledysku – powiedziała dziewczyna, jak gdyby nigdy nic.
- Rzekomo?
- No… tak. Bo w sumie to prawda, ale miałam ku temu powód.
- Jaki? Zazdrość?
- Nie. Złośliwa z niej bestyjka. Ja chciałam tylko podpatrywać poczynania na planie i na nią wpadłam. Spytała: „Co ta gruba krowa robi w teledysku? To chyba dziewczyna od pączków!”. No to dostała w ryj. Trzy razy. – Jess zarumieniła się przy ostatnim zdaniu. Rzeczywiście była dość pulchna, ale nie gruba. Jej pucołowate policzki mogły stwarzać takie wrażenie, ale to nie powód, żeby ją tak nazywać.
Coś prawdziwego było w tej dziewczynie i Madzia uwierzyła jej bez wahania. Wiedziała jak dziewczyny, które uważają się za atrakcyjne potrafią poniżać innych lub spoglądać na nich z góry. Taka sama była Danielle Paezar.
- Dobrze zrobiłaś – uśmiechnęła się i zamknęła drzwi, zanim ktokolwiek się zleci, sprawdzić, skąd ten krzyk. – Ale wolałabym, żebyś nie włamywała się do pokojowych hoteli. Szczególnie moich.
- Cóż, nie włamałam się. Mój tata jest kierownikiem hotelu. Mam tu fory.
- Pięknie. To wyjaśnia, dlaczego wpuścili cię o tej porze. – Madzia spojrzała na zegarek, który wskazywał 22:59. Nie mogła jednak wyrzucić Jess za drzwi.
- Przyniosłam ci bigos – oznajmiła dziewczyna, wręczając koleżance wielki słój z polską potrawą. –Żebyś bardzo nie tęskniła do domu.
- Ale ja nie tęsknię! Dopiero wczoraj tu przyjechałam! – Zaparła się Madzia, a Jess machnęła ręką.
- Tęsknisz, widać w oczach. Inaczej byłoby, gdybyś miała ze sobą przyjaciółkę. – Wyszczerzyła zęby, jakby miała na myśli siebie.
- Jessico, dziękuję za bigos, ale jestem dosyć zmęczona… Mogłabyś przyjść kiedy indziej? Muszę wcześnie wstać.
Delikatnie dała koleżance do zrozumienia, że chciałaby, żeby sobie poszła. Ta zrozumiała bez problemu. W progu odwróciła się jeszcze na pięcie.
- Weź to – powiedziała, podając jej i’Phone.
- Po co?
- No weź. W prezencie. Bo z tym bigosem to niezbyt pomyślałam… Możesz dać go Zaynowi. – Wywróciła oczami i Madzia zrozumiała, że plan był taki od samego początku.
- Nie mogę przyjąć telefonu, ale bigos przekażę. I powiem, że to od ciebie.
- Dziękuję! – Jess zarzuciła się jej ręce na szyję. Nie znosiła takich spontanicznych wybuchów radości i wyrazów miłości, szczególnie od obcych ludzi. – Ale weź telefon, żebyś mogła mi napisać maila, jak mu smakował bigos. Ja mam takie dwa. – Sięgnęła do kieszeni kurtki, skąd wyciągnęła ładowarkę.
Madzia uznała, że ostatecznie przyda jej się jakaś bardziej cywilizowana forma komunikacji ze światem niż stary rzęch. Zapłatą zamierzała się nie martwić.
Pożegnała Jess bardziej entuzjastycznie niż ją powitała i rzuciła się na łóżko. Było późno, ale musiała jeszcze zadzwonić do domu. Najwyraźniej cała rodzina czatowała na telefon, bo przekrzykiwali się z pytaniami, jak się urządziła, jak pierwszy dzień w pracy, jak się czuje, czy ją dobrze traktują. Siostra nadal dopytywała się, czy na co dzień też noszą makijaż, bo to ją ciekawiło najbardziej.
Rozmowa z domem była budująca i dała Magdzie kopa do pracy. Postanowiła pracować bezstresowo. Zmartwienia przysparzają w końcu zmarszczek.
 
~ * ~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz