piątek, 30 listopada 2012

Rozdział 25 - "Brukselka"


A teraz jeden z moich ulubionych rozdziałów. P
oznajemy w nim lepiej siostrę Madzi, mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu :) 


W tym rozdziale Monika staje w obliczu niezręcznego problemu, kiedy zostaje zagubiona w spowodowanych przez siebie egipskich ciemnościach, a chłopcy podejmują się misji odnalezienia Madzi i Natha.
~*~
Na hotelowym korytarzu zapanowało poruszenie. Monika słyszała podniesione głosy niezadowolonych gości, którzy tłumnie wylęgli z pokojów, by zorientować się w sytuacji. Czy jest jakiś sposób, żeby domyślili się, kto zepsuł instalację i pozbawił całego hotelu prądu? Dziewczyna miała szczerą nadzieję, że nie. Oparła się o drzwi i ukucnęła przy nich, by słyszeć, co się dzieje na zewnątrz. Bełkot flegmatycznych Anglików i ich poruszenie zmieszało się do tego stopnia, że zrozumiałość przekazu została ograniczona do minimum. Uchyliła więc drzwi i wyjrzała na korytarz. Ktoś zaczepił jej ramię, kiedy w pośpiechu kierował się wzdłuż korytarza, by zatrzymać się kawałek od niej.

- Genialnie, idioto! – powiedziała na głos po polsku, czując komfortową anonimowość wypływającą z egipskich ciemności, które ją otaczały.

Kilka pokojów dalej ktoś świecił wyświetlaczem swojego telefonu, żeby rozeznać się w sytuacji.

- To jakiś skandal! – powtarzała kobieta o piskliwym głosie, która zajmowała pokój naprzeciwko pokoju Moniki. – Ktoś z obsługi powinien przyjść i poinformować nas, co się dzieje.

Nie ma prądu, kretynko, pomyślała dziewczyna. Szybko jednak mina jej zrzedła, kiedy chciała wrócić do pokoju, którego drzwi się zatrzasnęły.

- No nie wierzę… - Uderzyła kilka razy głową w drzwi, które nie ustępowały mimo nacisków na klamkę.

Karta magnetyczna na nic by się zdała, jako że nie było prądu. Drzwi pozostawały zamknięte ze względów bezpieczeństwa (inaczej w razie awarii prądu złodziejów czekałyby łatwe łupy). Właśnie w takich wypadkach przydawały się klucze umieszczone w kryształowej misie na stoliku nocnym, które Monika zupełnie zignorowała. Cóż, gdyby mogła cofnąć czas, na pewno by je wzięła.

Stała na ciemnym korytarzu w samej piżamie mimo wczesnej pory. Zanim wywaliła instalację było przed dwudziestą. Nikt z gości nie pokusił się jeszcze o wzięcie prysznica, a już na pewno nie miał na głowie śmiesznego turbanu z ręcznika.

Poruszenie wzrastało wraz z kolejnymi osobami, które wychodziły na korytarz.

- Co tu się dzieje? – pytały kolejne głosy, z których żaden nie pasował Monice do twarzy Madzi, której rozpaczliwie nasłuchiwała.

Monika musiała gdzieś się podziać, bo nie chciała, żeby tłumy ujrzały ją w takim stanie, kiedy tylko naprawią światło. Postanowiła wziąć sprawę w swoje ręce. Złapała rękoma ścianę i zaczęła przesuwać się wzdłuż niej, szukając drzwi obok, które prowadziły do pokoju siostry. Zero odpowiedzi. Może kręciła się gdzieś po hotelu? Szukanie nie wchodziło w rachubę. Było ciemno jak w dupie u Murzyna. Monika nie widziała nawet własnych wyciągniętych przez siebie dłoni.

Ludzie prowadzili między sobą konwersacje, nie mając pojęcia, z kim rozmawiają. Głosy mieszały się wśród wrzawy i nie potrafiła zrozumieć, o co im chodzi. Żadne światła awaryjne się nie włączały, a wokoło panowały egipskie ciemności. Monika wyłapała tylko jedną znaczącą informację, która w innych okolicznościach na pewno by ją ucieszyła. Zważywszy na niezbyt komfortową sytuację, poczuła się jednak jeszcze bardziej zawstydzona, zdając sobie sprawę, że na korytarzu znajdują się członkowie boysbandu, dla którego pracowała jej siostra.

- Pukałem do Jayne, ale nie otwiera. Połknęła już tabletki nasenne i odpłynęła – mówił zaniepokojony głos z kluchą w gardle, który mógł należeć do Sivy.

Oglądała w Internecie trochę wywiadów z chłopakami i wydawało jej się, że na żywo powinni brzmieć podobnie. Niecałe trzy metry od niej stało The Wanted.

- W takim razie Nathan musi być u Maggie – odezwał się zachrypnięty głos, co do którego miała nieco wątpliwości.

- I co tam niby robią? – zdziwił się kolejny z chłopaków.

- Co za różnica? Nie przeszkadzajmy im.

- A jak coś się stało?

- A co mogło się twoim zdaniem stać?

- Bo ja wiem… Zgasło im światło, kiedy byli pod prysznicem i…

Pacnięcie. Któregoś z członków zespołu najwyraźniej poniosła wyobraźnia i został skarcony przez swojego bardziej odpowiedzialnego kolegę. Którego? Monika nie wiedziała.

Pewne było tylko to, że osoba ta miała rację. Jej siostra na pewno nie była pod prysznicem z Nathanem Sykesem.

- Musimy sprawdzić, czy są u niej. Zaczynam się martwić, że tak długo nie wracają – kontynuował kolejny głos.

- Trzeba było nie wycinać im tego żartu.

- To niby wszystko moja wina?! – obruszył się „zmartwiony”.

- No a czyja?! Nie zdziwiłbym się, gdyby to przez ciebie nie było prądu! – zachrypnięty głos należał do Toma, skojarzyła to dopiero, kiedy zaczął chichotać swoim charakterystycznym śmiechem.

Rozjaśniło jej się w głowie, bo kojarzyła już dwóch z czterech rozmówców. Trzy metry od niej stali Siva, Tom, Jay i Max. Możliwe, że któryś z nich był tym, który ją potrącił, kiedy wyściubiła nos z pokoju (co było jej drugim błędem, zaraz po bawieniu się w Złotą Rączkę).

- Zapukajmy do Maggie – oznajmił Siva z kluchą w gardle. – Który to pokój?

- Tutaj – oświadczył jego kumpel, a Monice pociemniało przed oczami.

Na chwilę odpłynęła, by zdać sobie sprawę, że stoją tuż obok, oczywiście nie zdając sobie sprawy z jej obecności. Któryś z nich (nie miała pojęcia który), wyciągnął rękę, żeby zapukać do drzwi pokoju jej siostry. Otarł się przy tym o jej cycek.

- O, przepraszam! – odezwał się chłopak, zdając sobie sprawę, że kogoś zahaczył.

- No problem – odpowiedziała Monika grubym głosem.

- Jay, łajzo! Po ciemku uważaj podwójnie! – To był głos Maxa, sprawa stała się jasna. Teraz rozpoznawała już wszystkich i czułaby się znacznie bardziej komfortowo, gdyby nie fakt, że jeden z członków zespołu właśnie dotknął jej biustu. 

Pukali do drzwi, ale nikt nie odpowiadał. Albo rzeczywiście Madzia z Nathem byli pod prysznicem, albo nie było ich w pokoju.

- Co robimy? – spytał Max, chcąc się oprzeć ręką o ścianę, a natrafiając na drugi cycek siostry swojej nowej koleżanki, która zamiast odejść na bezpieczną odległość, stanęła z boku, czekając na zbawienie, które przyniosło jej kolejne upokorzenie.

- O, przepraszam! – powiedział, a Jay zachichotał, zdając sobie sprawę, że kolega posłużył się jego cytatem.

Odwalcie wy się od moich cycków, miała ochotę powiedzieć Monika, ale ugryzła się w język.

- Czy ja dotknąłem pani biustu? – spytał jak gdyby nigdy nic Łysy, a Tom parsknął.

Zignorowała zupełnie jego pytanie, bo robili sobie jaja. Rozmawiali coś między sobą, ale nie słyszała, bo na korytarzu zapanowało poruszenie i w oddali dostrzegła błysk latarki. Zrozumiała, że pojawił się pracownik hotelu, który informował, że ekipa elektryków jest w drodze i będą pracować nad rozwiązaniem problemu. Obiecywał, że za pół godziny prąd powinien być, a do tego czasu prosił o pozostanie w pokojach. Monika nie miała pojęcia, czy rozdawał gościom latarki (co byłoby wskazane w danym momencie). Całą jej uwagę pochłonęło zniżenie się do pozycji kucającej, żeby uniknąć pojawienia się w świetle, które nie tylko zdradziłoby jej tożsamość, ale i ukazało ją w niezakonserwowanej formie. Na czworakach zaczęła kierować się w stronę swoich drzwi od pokoju, które znajdowały się trzy metry dalej.

Nagle przeszywający ból przebiegł jej od dłoni przez cały organizm. Ktoś nadepnął jej na rękę, w ciemnościach nie widząc, co się dzieje.

- Kurwa mać! – wrzasnęła tym razem na głos, a pracownik hotelu, którego skonfundowało nieco to jakże piękne zawołanie w obcym języku skierował snop światła prosto na jej twarz. Turban zwinięty na głowie wyprostował się jak na komendę i w ostatniej chwili zasłonił oblicze wstydu, które spłonęło rumieńcem.

- Najmocniej panią przepraszam. Nie zauważyłem!

- Nic się nie stało… - wydukała, starając się przybrać normalny ton. Tym razem wybrała też jego język, co znacznie go uspokoiło.

- Zgubiła pani coś?

- Yhm. Szkła kontaktowe – skłamała, bo to była pierwsza rzecz, która przyszła jej do głowy.

- Przyniosę latarkę – zobowiązał się zmieszany pracownik hotelu i jeszcze raz przeprosiwszy, ruszył w stronę schodów, skąd przyszedł. Zatrzymał się jeszcze na końcu korytarza, by zwrócić się do spanikowanych gości. – Chętnych na darmową kolację przy świecach zapraszam na dół razem ze mną. Resztę państwa proszę o bezwzględne pozostanie w pokojach, ze względów bezpieczeństwa.

Wiele osób pokusiło się o darmowy posiłek i potykając się podreptali za młodym mężczyzną. Monika oczywiście została. Pasiaste kolorowe spodnie od piżamy, które spadały jej z dupy, ukazując różowe gacie musiała sobie podciągnąć, kiedy zauważyła, że ktoś podświetla sobie drogę wyświetlaczem telefonu. Ręcznik ściągnęła z głowy i zaczęła rozczesywać mokre włosy dłońmi. Siedziała teraz przed drzwiami do swojego pokoju, które nieopatrznie zatrzasnęła. Hol powoli pustoszał, a ona czuła, że robi się coraz goręcej. Najwyraźniej klimatyzacja przestała działać, a ona była w potrzasku. Nie mogła wejść do pokoju i otworzyć sobie okna. Nie miała klucza. Podciągnęła nogi pod brodę i postanowiła cierpliwie czekać na zbawienie. Nagle ktoś poświecił telefonem na podłogę tuż przed jej nosem.

- Zanim przyjdzie ten gościu, ktoś może podeptać soczewki – oświadczył głos, w którym rozpoznała Maxa.

Głos zamarł jej gardle. Wcześniej odzywała się po angielsku, nie mogła więc wymówić się nieznajomością języka. Zresztą, byli tak cicho, że myślała, że poszli na darmowy posiłek. Teraz, kiedy o tym myślała, oczywiste było, że zostali. Zapewne wśród gości znajdowało się sporo ich fanów, którzy korzystając z przerwy w dostawie prądu, zamęczyliby ich prośbami o autografy i zdjęcia.

- Pomogę ci – kontynuował Max, jak gdyby nigdy nic, przeszukując podłogę.

- Nie trzeba – odpowiedziała najgrzeczniej jak potrafiła, ale równie grubym głosem jak uprzednio.  – Mam zapasowe.

Kolejne kłamstwo. Szlag by trafił te zbiegi okoliczności. Madzia miała rację, że Wielka Brytania rządziła się własnymi prawami. I do cholery, gdzie ona się podziewała?!

Zanim Łysy zdążył poświecić telefonem w jej twarz, już znajdowała się kawałek dalej, w zupełnych egipskich ciemnościach. Potknął się o jej porzucony ręcznik i zaklął na głos. Jay, Tom i Siva chichotali gdzieś w oddali, domyślając się, co się stało. Również mieli telefony, ale mogły one poświecić co najwyżej obszar półtora metra. Nie zobaczą jej. Przynajmniej taką miała nadzieję.

Szybko przypomniała sobie, że idiota z recepcji chciał tu zaraz przyjść z latarką i ujawnić światu jej tożsamość, a na to nie była gotowa. Zaczęła przesuwać się wzdłuż drzwi i liczyć je po kolei, by móc tu trafić. Nie była pewna czy idzie w kierunku schodów, czy przeciwnym. Do momentu, kiedy noga ześlizgnęła jej się ze stopnia i runęła jak długa w dół.

Zginę, przemknęło jej przez myśl. Nie wiedziała, co się dzieje. Wszystko rozgrywało się tak szybko.

- To ta od soczewek! – krzyknął ktoś po angielsku, ale nie chciało jej się nawet zastanawiać, kto to był. Miała tylko nadzieję, że w ciemności jej nie znajdą, leżącej na półpiętrze z obitą dupą i całkiem możliwe, że gaciami na wierzchu. Przeliczyła się. – Brukselka? – usłyszała zdziwiony nosowy głos Maxa, który świecił jej swoim i’Phonem po twarzy. – Dlaczego tu leżysz?

- Wyświadcz mi przysługę i nic nie mów, bo w ogóle cię nie rozumiem – powiedziała nienagannym angielskim, złapała się za głowę i wstała. Wyszła z oświetlonego kawałka korytarza i momentalnie zderzyła się czołami z jakimś chłopakiem, najprawdopodobniej Tomem, bo byli podobnego wzrostu.

- Aua! – krzyknął.

- To ta wariatka od taksówki – oświadczył zniesmaczony Max, zły, że ktoś ośmielił się zwracać mu uwagę.

- To policja jej nie zabrała? – zdziwił się Siva, który stał u szczytu schodów.

Dzięki temu, że się odezwał, była w stanie go wyminąć i uniknąć zderzenia. Po ciemku nie miała pojęcia, gdzie się kieruje. Macała ścianę, próbując przypomnieć sobie, ile drzwi naliczyła. Ich głosy zostawały w tyle, oddalała się po cichu i chyba tego nie zauważyli.

- A gdzie teraz poszła? – dobiegł ją głos Toma. – Złamała mi nos!

- I co, chcesz jej oddać? – spytał ze śmiechem Jay.

Pacnięcie.

- Nie, podeptać jej szkła kontaktowe – prychnął Tom i były to ostatnie słowa na jakich się skupiała.

Skołowana nie potrafiła przypomnieć sobie, gdzie znajduje się jej pokój. Nie miała klucza, telefonu, perspektyw na pozytywne rozegranie tej sytuacji… Niech już wejdą do swojego pokoju i dadzą jej spokój!

Rozległ się trzask jednych drzwi, zaraz potem drugich. Życzenie się spełniło. Korytarz opustoszał zupełnie. Pozostało tylko czekać aż przyjdzie boy hotelowy z latarką i wybuchnie śmiechem, widząc jej mokre sterczące włosy i wyciągniętą starą piżamę.

Pracownik hotelu nie przyszedł. Alleluja, pomyślała Monika. Cieszyła się niezmiernie, ale świadczyło to o niezbyt poważnym traktowaniu obowiązków. Czuła się jak na Titanicu. Zdana na siebie, przerażona (tyle że nie o własne życie, a o wizerunek), mająca nadzieję na najlepsze, ale oczekująca najgorszego. Siedziała z kolanami podciągniętymi pod brodę, żałując, że przyjaciółka zaproponowała jej wyjazd, który był idealną okazją do przywiezienia Jayne Collins podpisanych dokumentów. Można było pocztą, do cholery! Wtedy nic takiego nie miałoby miejsca.

Monika nie miała pojęcia, że kilka pięter niżej, w ogrzewanej chwilowo chłodni znajdowała się jej siostra, która również pokusiła się o podobne porównane do kultowego filmu z Leonardo DiCaprio. Tyle że ona naprawdę zaczynała tonąć. I to nie tylko we własnym pocie, ale i w topniejącym lodzie. Otoczona kilogramami mięcha i mrożonych warzyw i wątłymi ramionami najmłodszego członka The Wanted.

Światło zapaliło się zgodnie z zapowiedziami po półgodzinie. Powinno być wybawieniem, ale zarówno Madzia i Nath w chłodni jak i Monika na hotelowym korytarzu zdali sobie sprawę, że drzwi dzielące ich od szczęścia są nadal zablokowane.

- No i kurwa zajebiście – oświadczyła Monika, przeglądając się w lustrze w zdobionej ramie, które wisiało na ścianie na hotelowym korytarzu.

Wyglądała lepiej niż najgorzej, ale i tak żałośnie. Włosy przeczesywała palcami, by nie sterczały śmiesznie na wszystkie strony świata. Że też nie miała fryzury siostry, która zawsze ładnie się układała, nawet bez żadnego wysiłku.

- Madzia, gdzie ty jesteś? – spytała sama siebie, nie zdając sobie sprawy, że jej młodsza siostra jest zamknięta w chłodni z przystojniakiem z zespołu.

Światło zakłuło w oczy i Natha i Madzię, więc odskoczyli od siebie. Ona nie miała pojęcia, jak długo ją obejmował, ale fakt, że był w samych gaciach teraz wydał jej się jeszcze bardziej zawstydzający. Chłopak również się zmieszał, złapał ciuchy przewieszone przez najsuchszą półkę i odwrócony do niej tyłem zaczął się ubierać.

- Wyschły? – spytała, żeby ukryć zażenowanie.

- Niezupełnie. Ale włączyli chłodziarkę. Dziwnie wyglądałbym w samej bieliźnie.

- Myślisz, że ktoś zauważy, że tu jesteśmy?

- Być może jeśli staniemy przy okienku.

Oboje zbliżyli się do niewielkiej szybki podobnej do bulaju na statku. Za drzwiami przemknęła im twarz pracownicy hotelu, którą widzieli w kuchni jako pomoc kucharza. Zaczęli dudnić w dźwiękoszczelne drzwi, ale nie zwróciła na nich najmniejszej uwagi. Po chwili zawróciła i znowu pokazała im się w małym otworze, ale ani przez chwilę nie zerknęła w ich stronę. Po prostu zgasiła światło.

Bladoniebieska awaryjna jarzeniówka zamigotała tuż przy suficie, rzucając nikłe światło na pomieszczenie. Madzia i Nathan spojrzeli na siebie zawiedzeni.

- Dlaczego nie przyszła posprzątać? – spytała dziewczyna, spoglądając na podłogę zmoczoną od roztopionego lodu, który niebawem miał zacząć zamarzać.
Chłopak wzruszył ramionami i rozejrzał się po lekko rozświetlonym przez jarzeniówkę pomieszczeniu. Nie mieli gdzie usiąść, użyli więc wywróconej miski i plastikowego kosza z podrobami.

- Dziesięć stopni – oświadczył Nath, dokonując oględzin termometru umieszczonego na ścianie tuż za uchem dziewczyny. – I ciągle spada.

Madzia szczelnie otuliła się sweterkiem, który wcześniej zdjęła ze względu na wysoką temperaturę. Co będzie jeśli pot, który wcześniej pokrył jej ciało teraz zamieni się w sopelki lodu? Czy to w ogóle możliwe? Nath siedział zamyślony i wpatrywał się w rozładowany i bezużyteczny bez zasięgu telefon.

- To o której macie tę próbę? – spytała w końcu dziewczyna, naciągając rękawy na dłonie, by lepiej je ogrzać. Zaczęła uderzać jedną o drugą, by pobudzić w nich krążenie. Termometr wskazywał już sześć stopni, a temperatura nadal spadała.

- Na dziesiątą – wyjaśnił.

- Spokojnie, do tego czasu nas znajdą. Będą musieli wejść tu z rana, żeby wziąć jakieś produkty spożywcze na śniadanie. – Mówiła jak katarynka i sama nie wierzyła w słuszność swoich słów. Bardziej próbowała uspokoić siebie, bo on uspokojenia nie potrzebował. Wyglądał na zrelaksowanego, co jeszcze bardziej ją irytowało. – A może chłopcy nas znajdą? Albo Jayne?

- Jayne zapewne łyknęła już swoje tabletki nasenne – wyjaśnił jak gdyby nigdy nic. – A chłopaki w życiu nie wpadliby na pomysł, że można nas szukać w chłodni. Nawet teraz, kiedy włączyli prąd.

- To żeś mnie uspokoił, chłopie – rzuciła pod nosem po polsku. Nie zapytał, o co jej chodziło. Może język już mu zdrętwiał z zimna?

Siedzieli kilka minut w ciszy, ale równie dobrze mogła to być godzina. Madzia nie potrafiła rozróżnić upływu czasu, chłodnia rządziła się swoimi prawami. Szczęka zaczęła jej gwałtownie latać w górę i w dół, usta Natha posiniały. Pod stopami mieli już świeżo zamarznięty lód.

- Musimy się przytulić. Tracimy za dużo ciepła – oświadczył nagle i przysunął swoją plastikową skrzyknę do jej miski.

Najwyraźniej stwierdził, że siedzi za nisko w stosunku do niego, bo poklepał swoje kolana.

- Nie! – zaparła się. Głos drżał jej i z zimna, i z zażenowania.

Spojrzał na nią spode łba i ponownie poklepał swoje kolana. Tak bardzo nie chciała ich zmiażdżyć, ale w tej chwili nie chciała też odmrozić sobie tyłka, co było całkiem prawdopodobne. Usiadła na nim dziwacznie i pokracznie, chcąc jak najwięcej ciężaru przenieść na swoje nogi. Za mocno się zaparła i stopa poślizgnęła jej się na zamarzniętej posadzce, co spowodowało komiczną wywrotkę i w rezultacie oboje wylądowali na ziemi. Tym razem to ona przygniatała jego.

- Moje żebra… - wydukał i zdała sobie sprawę, że wbija mu łokieć w okolicy mostka. Szybko podniosła się z ziemi, próbując utrzymać równowagę.

- Przepraszam. Trzeba było nie kazać mi na sobie usiąść – usprawiedliwiła się.

- Usiądź, ale tym razem normalnie – polecił i rzucił jej spojrzenie nie znoszące sprzeciwu.

Wzruszyła ramionami i usiadła na nim, mając nadzieję, że nie pogruchota mu kości. Oparł się o ścianę i objął ją rękami. Przynajmniej w dupę i ramiona zrobiło jej się cieplej.

- Oglądałam taki serial, w którym dwójka głównych bohaterów utknęła w chłodni i wyobraź sobie, że rozebrali się do bielizny, by móc lepiej się ogrzać.

- Uważasz, że my też tak powinniśmy zrobić? – spytał, zbijając ją z tropu.

- Nie! Przecież nie wspomniałam o tym, żeby coś proponować.

- Ale to ma sens…

- Nawet tak nie mów! Już jest dziwnie, a co dopiero, kiedy będziemy tu siedzieć prawie nadzy. A jeśli ktoś nas znajdzie?

- Masz rację – spuścił głowę i mocniej przycisnął ją do siebie. – Gazety miałyby dobrą pożywkę. O ile już ktoś nie pstryknął nam fotki w restauracji, kiedy się na ciebie przewróciłem.

- Tego się nie dowiemy, bo do chłodni nie dostarczają prasy – zaśmiała się, ale tak bardzo szczękała zębami, że wyszło z tego dziwne jęczenie. – Jak myślisz, która może być godzina?

- Bo ja wiem… Ta kobieta zgasiła światło, a to oznacza, że zamknęli kuchnię. Pozostaje nam tylko czekać, aż ją ponownie otworzą.

- No to może coś zaśpiewasz, żebyśmy nie zasnęli i nie zamarzli we śnie? – zaproponowała, a on pokręcił głową.

- Nie mogę. Rozwalę sobie gardło. Są minus dwa stopnie – wyjaśnił, spoglądając na termometr.

- Acha. – Była to jedyna odpowiedź, która przyszła jej do głowy. - Ciekawe, co robią teraz chłopacy? – zmieniła temat.

- Pewnie co jakąś godzinę przypominają sobie, że nas nie ma, plotkują o naszym romansie, a potem śpiewają, wygłupiają się albo robią inne rzeczy, które można robić tylko z dala od chłodni.

- Może powinnam spróbować przesłać jakiś telepatyczny sygnał siostrze, zanim zamarzniemy? W filmach zawsze działa.

- To twoja siostra bliźniaczka?

- Nie – odpowiedziała zdziwiona. – Ale nie zaszkodzi spróbować, co?

- Cóż, spróbować zawsze można. - Wzruszył ramionami. Nieudolnie, bo cały trząsł się z zimna. – O ile nie okrada właśnie kuchni, to wątpię, żeby coś z tego wyszło.

Wiedziała, że pił do faktu, że jej siostra uciekła z taksówki bez płacenia. Nie chciała jednak tego komentować, żeby nie pomyślał sobie więcej złego o jej rodzinie.

- Może pochodzimy? – zaproponowała.

- Stracimy za dużo ciepła. Przed nami cała noc, powinniśmy się oszczędzać.

- No tak…

Uderzyłaby się otwartą dłonią w czoło, gdyby nie fakt, że obawiała się, że ta jej przymarznie do twarzy. Po głowie krążyła jej setka myśli, których nie mogła wypowiadać. Rozważała nawet żarliwą modlitwę, bo nie miała ochoty umierać w tak młodym wieku i to w tak głupi sposób. Postanowiła chwycić się ostatniej deski ratunku i spróbować siostrzanej telepatii, która w tej chwili wydawała się jednak abstrakcją. Gdzie jesteś, Monia?

- Gdzie ty do cholery jesteś, Madzia – powiedziała sama do siebie Monika, która utknęła na hotelowym korytarzu i próbowała wymyślić, co ze sobą zrobić, żeby nie ośmieszyć się do reszty.

Światło się zapaliło, na korytarz zaraz mieli wrócić goście hotelowi, którzy skusili się na darmową kolację. Ona stała przed drzwiami swojego zamkniętego pokoju i niemalże waliła w nie głową. Była taka głupia i bezmyślna! Ciągle jej to wypominano. Potrafiła wejść w przechodnia idącego przed nią na ulicy albo przegapić przystanek autobusowy. Kiedy rodzice dowiedzieli się, że jedzie z koleżanką do Wielkiej Brytanii i przy okazji zawiezie szefowej siostry dokumenty, wyśmiali ją. „Zginiesz”, powtarzali. Cóż, praktycznie mieli rację, bo była tu niecałą dobę, a już zdążyła uciec z taksówki bez płacenia, pozbawić prądu hotel, zatrzasnąć drzwi od swojego pokoju i ośmieszyć się przed znanym boysbandem.

Włosy jej wyschły i wyglądała nieco lepiej niż zmoknięty Smeagol, ale fakt, że nie miała na sobie makijażu, nie był pocieszający. Boy hotelowy, czy kimkolwiek był palant, który nadepnął jej na rękę i zobowiązał się przynieść latarkę, nie przyszedł. Oznaczało to, że nie miała kogo spytać, co robić w tej niewątpliwie durnej sytuacji. Dla pewności zapukała jeszcze do pokoju siostry, ale ta nie odpowiadała.

Monia postanowiła więc poświęcić swoją godność i zejść do recepcji, by zapytać o dodatkowy klucz. Na schodach mijała gości, którzy patrzyli na nią dziwacznie, ale starała się ich ignorować, by nie wybuchnąć złością. Dlaczego nie pojechali windą? Przecież był już prąd, do jasnej cholery! Może bali się, że utkną w niej, kiedy po raz kolejny ktoś wysadzi instalację elektryczną? Obsługa wiedziała już, kto był sprawcą awarii? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi.

Ze stresu zachciało jej się wymiotować, ale z podniesionym czołem podeszła do mężczyzny siedzącego za ladą w holu głównym.

- Dobry wieczór – powiedziała najłagodniej jak potrafiła, starając się wyzbyć obcego akcentu. Z niewielkiego doświadczenia wiedziała, że lepiej traktowali „swoich”, którzy rzekomo byli bardziej rozeznani i znali swoje prawa, a co za tym idzie, mogli się o nie wykłócać.

- Dobry wieczór! – odpowiedział uprzejmie mężczyzna, podnosząc głowę znad gazety i rzucając jej pogardliwe spojrzenie, kiedy ujrzał wyciągniętą bluzkę od piżamy z sercem na piersiach. – Mogę w czymś pomóc?

- Właściwie to tak. Zatrzasnęłam drzwi od pokoju, a kartę magnetyczną i klucz zostawiłam w środku. Czy jest jakaś możliwość, żebym dostała zapasową?

- Oczywiście. Pani godność?

Podała nazwisko. Spojrzał na nią dziwacznie, więc przeliterowała i podała również imię.

- Zgadza się, pokój 403. Mogę pani wydać tymczasową zapasową kartę magnetyczną, ale potrzebuję dokumentu tożsamości.

Spojrzała na swoją piżamę, która nie miała żadnych kieszeni.

- Ty chyba żartujesz… - prychnęła pod nosem, ale niestety usłyszał jej kpiące słowa.

- Takie są przepisy – wyjaśnił, pokazując swoją wyższość. Władzy mu się zachciało, pieprzonemu recepcjoniście.

- Dokumenty i moje rzeczy osobiste zostały w pokoju. Co mam w takim razie zrobić? Spać na korytarzu? A może się włamać?

- Czy jest ktoś, do kogo możemy zadzwonić i kto potwierdzi… - Mężczyzna urwał, jakby kolejne słowo nie chciało mu przejść przez gardło. - … pani tożsamość?

- Jayne Collins. Meldowała mnie – wyjaśniła Monika, robiąc głupią minę do pary staruszków, która szeptała coś za jej plecami. Zapewne nabijali się z jej piżamy i faktu, że była na korytarzu na boso.

Recepcjonista wcisnął jakiś numer w telefonie i oczekiwał na odpowiedź.

- Niestety, nikt nie odbiera. - Sytuacja wyglądała coraz gorzej. – Ktoś jeszcze?

- Tak, moja siostra.

To samo. Zero odpowiedzi. Tego akurat Monika się domyśliła, bo sama pukała do drzwi pokoju dziewczyny i nikt jej nie otworzył.

- Jeśli to wszyscy, którzy przychodzą pani do głowy, to obawiam się, że nic nie mogę zrobić. – Mężczyzna zrobił smutną minę, ale przebijał w niej fałsz i wyższość.

Wyglądał, jakby czaił się tylko, żeby wezwać ochronę, która mogłaby wyrzucić ją z hotelu. Zdawała sobie sprawę, że może pomyśleć, że jest po prostu dziewczyną, która chce wkręcić się na darmowy nocleg, podając się za kogoś innego. Ale do jasnej cholery, gdyby przyszła z ulicy, to czy miałaby na sobie piżamę?!

- Proszę poczekać w recepcji. Za godzinę spróbujemy ponownie zadzwonić – polecił mężczyzna, wskazując jej ławkę.

Wokoło kręciła się masa ludzi. Kierowali się do baru, by odreagować stres spowodowany przerwą w dostawie prądu. Zupełnie nie podobało się to Monice, bo wszystkie oczy były skierowane właśnie na nią i to niezbyt przychylnie.

- Teraz muszę panią przeprosić. Elektrycy przeprowadzają ekspertyzę, żeby zlokalizować przyczynę awarii.

Monika zakrztusiła się chyba tylko i wyłącznie własnym językiem, kiedy usłyszała te słowa. Nagle zdenerwowała się jeszcze bardziej i zapewne spłonęła ognistym rumieńcem.

- Teraz mi się przypomniało, że miałam klucz w ręce, kiedy to się stało! Musiałam go zgubić na holu na górze! – oświadczyła nazbyt entuzjastycznie, co wydało się recepcjoniście podejrzane.

- Czy mam wysłać kogoś z panią? – spytał podejrzliwie, a ona pokręciła głową. - Jednak zawołam Bena. To naprawdę dobry pra… - recepcjonista urwał, kiedy zdał sobie sprawę, że jego rozmówczyni zniknęła jak kamfora. Z całych sił puściła się biegiem do windy, by zdążyć zanim odwróci głowę w jej stronę.

Korytarzem naprzeciwko niej podążali zagadani Tom i Max, w ostatniej chwili udało jej się schować za automatycznie zamykającymi się drzwiami dźwigu. Nie zauważyli jej.

- Uff! – odetchnęła, opierając się plecami o ścianę, zanim wcisnęła przycisk odpowiedniego piętra. Zdała sobie sprawę, że nie jest w małym pomieszczeniu sama. Stała między Jayem i Sivą z The Wanted.

Zaczęła nerwowo chichotać i wciskać przycisk z numerem piętra na elektronicznej palecie. Nic się jednak nie zmieniało na panelu, który wskazywał piwnicę. Panikowała coraz bardziej. Ktoś popukał ją w ramię i odwróciła się niepewnie.

- My wcisnęliśmy numer jako pierwsi – wyjaśnił Siva, uśmiechając się do niej pokrzepiająco.

- Och… no tak – odpowiedziała, paląc buraka i stając w kącie jak najdalej nich.

Winda ruszyła, by zatrzymać się w ciemnych czeluściach piwnicznej części hotelu, którą stanowiły magazyny.

- Nath! Maggie! – krzyknął Jay przez otwarte drzwi, podczas gdy jego kolega blokował je nogą, żeby się nie zamknęły. – Jesteście tam?!

Monika zmarszczyła brwi. Było aż tak źle, że musieli szukać jej siostry i swojego kumpla po całym hotelu? Zapewne rozdzielili się i działali parami, stąd Max i Tom, których widziała na korytarzu na dole. Nie chciała zdradzać swojej tożsamości, pasowało jej, że zupełnie ją ignorowali. Jedyną osobą, która ją rozpoznała był póki co Łysy, który bezczelnie poświecił jej w twarz swoim telefonem. Jay i Siva pewnie nie mieli pojęcia, z kim jadą windą (choć piżama mogła ich nieco naprowadzić na kierunek „wariatka”).

- Halo! – krzyczał Siva.

- To nic nie da. Musimy się przejść i przeszukać te boksy. Może migdalą się gdzieś za tamtymi skrzyniami. – Jay zamyślił się, a Monika zrobiła duże oczy i nie wytrzymała. Za nic nie chciała ich zagadywać, ale tu chodziło o jej siostrę, do cholery!

- Co?! – powiedziała nader poruszona, szybko więc odkaszlnęła. – Czy mogę w czymś pomóc?

- Eee… Dziękuję, nie trzeba. Powinnaś chyba wrócić do łóżka – odpowiedział najbardziej uprzejmie Jay, ale w jego oczach widziała, że zaraz parsknie śmiechem z jej piżamy.

- Gdybym miała jak dostać się do pokoju hotelowego, to bym to zrobiła, ale niestety wasza głupia menedżerka nie odbiera telefonu i nikt nie mógł poświadczyć mojej tożsamości, żebym dostała zapasową kartę magnetyczną. A moja siostra gdzieś zaginęła i najwyraźniej szwenda się z waszym kolegą, co nie wróży nic dobrego, bo kilka razy była już gwiazdą wydań poczytnych dzienników. No i wasz kraj jest taki zakręcony, że nic tu nie jest normalne, a wasze gniazdka to już w ogóle porażka. Trzy dziury?! Serio?! Potem ludzie nie wiedzą, gdzie mają wepchnąć wtyczkę i próbuję poradzić sobie domowymi sposobami, które najwyraźniej nie skutkują, bo potem cały hotel nie ma prądu i jest ciemno jak w grobie. A niektórzy zostają uwięzieni na holu w piżamie i obcy ludzie macają ich po cyckach, kiedy próbują zapukać do pokoju mojej siostry! – wyrzuciła z siebie jednym tchem, a Jay i Siva wpatrywali się w nią z szeroko otwartymi ustami.

- Wybacz, ale nie zrozumiałem ani słowa z tego, co właśnie powiedziałaś – oświadczył zbity z tropu Jay. – Nawet tego o cyckach.

Siva, który zdawał się mieć głowę na karku, w ostatniej chwili ponownie wsadził stopę między zamykające się drzwi i zwrócił się do kolegi.

- Ona najwyraźniej próbuje powiedzieć, że ty i Max macaliście ją po cyckach.

- O, przepraszam! – Chłopak uniósł ręce w geście obronnym, który miał mówić „co złego to nie ja”.

- Więc reasumując… – kontynuował Siva, jak gdyby nigdy nic. - … To przez nią nie ma prądu, bo przerosły ją nasze gniazdka, które są inne niż w pozostałych częściach Europy, o czym najwyraźniej nie wiedziała…

- Wiedziałam! Tylko zapomniałam! – wtrąciła się, ale zupełnie ją zignorowali i próbowali połapać się w sytuacji.

- Utknęła w piżamie na hotelowym holu, bo drzwi od pokoju jej się zatrzasnęły. Chciała zapukać do pokoju siostry, ale wtedy pojawiliśmy się my, ty i Max macaliście ją po cyckach, bo w ciemnościach nic nie widzieliście. Potem chciała zejść do recepcji, ale spadła ze schodów, co usłyszeliśmy i pobiegliśmy na pomoc. Wtedy Max odkrył, że to ona uciekła z taksówki bez płacenia. – Siva nabrał powietrza w płuca, bo zmęczył się tym tłumaczeniem.

Monika nie zrozumiała prawie nic z tego, co powiedział swoim kluskowatym głosem, ale Jayowi najwyraźniej rozjaśniło się w głowie.

- Teraz rozumiem prawie wszystko – przyznał. – Tylko nie wiem, o co chodzi z tym pokojem siostry. Jakiej siostry? Zakonnej?

- Jej siostry! – westchnął Seev. – Maggie to jej siostra.

- Acha… Co?! – początkowe przytaknięcie głową szybko przerodziło się w mega zdziwienie. – Dlaczego nikt mi nie powiedział?!

- Przysięgam, że jeśli jeszcze raz ktoś powie, że jesteś najbystrzejszym członkiem zespołu, to osobiście go uduszę. – Seev uderzył się otwartą dłonią w czoło i na chwilę zapomniał o przytrzymywaniu otwartych drzwi windy. Szybko się zreflektował i ponownie wsadził stopę w zamykającą się szparę.

- Może ktoś mi powiedzieć, o co tu chodzi?! – spytała poirytowana Monia, która niewiele z ich konwersacji rozumiała.

Czerwona lampka w windzie zapaliła się, sygnalizując, że za długo przytrzymują otwarte drzwi.

- Jedźmy na górę, tu na pewno ich nie ma – oznajmił Siva. – Tam nam wszystko opowiesz, bo domyślam się, że nadal nie masz jak dostać się do swojego pokoju.

- Yhm… - przytaknęła zdziwiona tą uprzejmością. Myślała, że wyzwą ją od wariatek lub złodziejek, tymczasem zachowali się bardzo w porządku. Swoją drogą, że narażali ją na niebywałą niezręczność. – A co z moją siostrą?

- Max i Tom ją znajdą – pokrzepił ją Siva, a Jay zachichotał.

- O ile nie przerwą poszukiwań, by wstąpić do baru.

Monika się zaniepokoiła, więc chłopak zaczął jej tłumaczyć, że tylko żartował. Uspokoiło ją to nieco i przestała nawet myśleć o fakcie, że jest eskortowana przez dwóch członków boysbandu w samej piżamie. Dalszą drogę na piętro przebyli w ciszy. Kiedy stanęli przed drzwiami ich pokoju, pierwszy odezwał się Jay.

- Brukselka… - powiedział pod nosem i wszyscy troje wybuchli śmiechem.

~*~

3 komentarze:

  1. ŚWIETNE. ŚMIAŁAM SIĘ NIE RAZ NIE DWA ;D UWIELBIAM TWOJE OPOWIADANIE BĘDĘ CI TO POWTARZAĆ PRZY KAŻDYM NOWYM ROZDZIALE ;D EHH JA CHCĘ ONE DIRECTION! NIE ZBYT DOBRZE SZCZERZE CZYTA MI SIĘ O THE WANTED PONIEWAŻ ICH NIE LUBIĘ, I MUSZĘ PRZYZNAĆ ŻE ZACZĘŁAM JE CZYTAĆ ZE WZGLĘDU NA ONE DIRECTION. CO I TAK NIE ZMIENIA FAKTU ŻE JEST ŚWIETNE, ALE BEZ ONE DIRECTION TO NIE TO SAMO I MAM NADZIEJĘ ŻE NAJBLIŻSZE ROZDZIAŁY BĘDĄ JUŻ Z NIM BO TĘSKNIĘ ;D !

    OdpowiedzUsuń
  2. Ahahaha, nie no, nie mogę, zarąbisty rozdział, zarąbiste opo, wogóle zarąbisty blog! :D
    Ta Monika jest po prostu boska, ciągle sie w coś wplątuje! ;D
    Zatrzasnąć drzwi od swojego pokoju hotelowego, bardzo mądrze, nie ma co... ;)
    "Zgasło im światło, kiedy byli pod prysznicem i..." mmm, wspólny prysznic, który to wpadł na taki pomysł? ;3
    "Czy ja dotknąłem pani biustu?" oj, Max, nieładnie, nieładnie... ;p
    Zbiorowa kolacja przy świecach w hotelowej restauracji, ooo jak romantycznie... ;p
    No ale Max!?! Jak można sie potknąć o ręcznik!?! Ja sie pytam, jak!?! Ja sie potykam o kabel od ładowarki, czasem uda mi sie też zachaczyć o własną stopę, ale Maxiu, ręcznik? Seriously? XP
    A Monia mogła udawać że schody to zjeżdżalnia (jak ja czasem robie xp) a nie z nich zlatywać. Przecież nie ma skrzydeł. ;D
    I jeszcze złamała Tomowi nos!!! Ale on i tak ma krzywy nos, więc nie będzie widać. ;>
    Magda i Nath ciągle w chłodni, tym razem na lodowisku. I znowu na sobie wylądowali. ;3
    "do chłodni nie dostarczają prasy", ale gdyby ją dostarczali, byłaby jak najbardziej świeża. ;D
    "zmoknięty Smeagol" WTF, kto to właściwie jest, bo nie znam gościa. ;p
    A na recepcjoniste sie focham, bo jest wredny!!!
    "Może migdalą się gdzieś za tamtymi skrzyniami" - jebłam! :D
    Jay chodząca inteligencja "Jakiej siostry? Zakonnej?" :p
    "Przysięgam, że jeśli jeszcze raz ktoś powie, że jesteś najbystrzejszym członkiem zespołu, to osobiście go uduszę!" - czyli groźba w wykonaniu Kaneswarana. ;D
    "Brukselka" - a właściwie to czemu tak? ;]
    Czekam na następny rozdział, i żeby w końcu młodych znaleźli, zanim sie zamienią w kostki lodu. ;D
    Next :***

    OdpowiedzUsuń
  3. hahaha xD genialny rozdział :P Jay... ty chodząca Inteligencjo... mądrością to aż bije od ciebie! :)

    OdpowiedzUsuń