niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział 18 - "W potrzasku"

Hej!

Moja asertywność spadła do zera, bo dodaję kolejny odcinek. W sumie nic mnie to nie kosztuje, bo mam wielki zapas, ale naprawdę nie chciałabym Was zamęczyć.
W sumie zapomniałam, kiedy miałam dodawać odcinki. Najlepiej tak, żeby Wam pasowało.
Wybaczcie, jeśli czasem zaglądam na Wasze opowiadania z opóźnieniem, ale różnie to bywa. Jak już czytam muszę mieć ciszę i spokój, a szukanie takich warunków u mnie w domu graniczy z cudem.
Ale wklejenie odcinka na szczęście wysiłku nie wymaga.

Dziękuję za ciepłe słowa i życzę miłego czytania :)
W tym rozdziale Magda postanawia oddać rzeczy, które zostały jej pożyczone i przekonuje się, że tam, gdzie się pojawia, zawsze towarzyszą jej kłopoty, kiedy trafia do potrzasku.
~*~
Wrzasnęła i obudziła się zlana potem. Miała nadzieję, że Beverly i Jess nie słyszały, ale już po chwili zjawiły się zaspane w sypialni Natha. Pierwszy raz krzyczała we śnie i musiała to zrobić akurat będąc w domu obcych ludzi.


- Ktoś się włamuje?! – wrzeszczała Beverly, trzymając uniesioną w górę gitarę, która miała robić jej za kij bejsbolowy. 

- Nie, to tylko… zły sen – wyjaśniła zawstydzona Madzia, żałując, że nie zamknęła się na klucz.

Siostra Natha uderzyła się otwartą dłonią w czoło.

- I dlatego spać nie dajesz? – Nie czekała na odpowiedź, tylko wróciła do siebie.

- To tylko sen, słonko – pokrzepiła Madzię Bev. – Tu jesteś bezpieczna.

Wiedziała o tym. Ale od tego, co działo się w jej głowie nie mogła uciec. Z trudem zasnęła ponownie i śniło jej się, że gonił ją Harry z pianą na ustach, krzycząc, że przestawiła mu coś w głowie zbyt mocnym uderzeniem. Udało jej się uciec, ale stanęła nad przepaścią i się ześlizgnęła. Nad nią pojawiła się twarz Toma Parkera, do którego rozpaczliwie wyciągała ręce, prosząc o pomoc, tymczasem on przywalił jej w głowę gitarą i ze śmiechem obserwował, jak spada w dół, by w końcu obudzić się pod wpływem szoku.

- To chyba sumienie – westchnęła sama do siebie, sprawdzając na służbowym telefonie, która godzina. Była ósma.

Zaraz, zaraz… Służbowy telefon?! Wiedziała, że o czymś zapomniała! Tego na pewno nie było w umowie, powinna go zwrócić Julii Warner, podobnie jak i’Phone’a Jess. I konsolę Zayna! Nadal ją miała. Powoli zaczynała się czuć jak kleptomanka, szczególnie kiedy zauważyła, że poprzedniego dnia otrzymała sześć telefonów od Liama. Wcześniej tego nie zauważyła, bo była zajęta rozmową z gospodynią, która ją przygarnęła w swojej dobroci.

Powinna do niego oddzwonić? Przypomniała sobie, jak mijał celę, w której ją zamknęli razem z jakąś grubą kobietą oskarżoną o prostytucję. Rzucił jej tylko spojrzenie, by podążyć dalej, do miejsca, w którym przetrzymywali jego dziewczynę. Całe szczęście, że nie umieścili ich w jednym pomieszczeniu, bo Madzia była pewna, że wyrwałaby Danielle resztki włosów, które zostały jej na głowie.

Liam był wtedy z jakimś mężczyzną, pewnie ojcem swojej dziewczyny. Zaraz po nim pojawiła się Julia i Madzia opuściła areszt przed swoją rywalką, dzięki czemu zdążyła też wynieść się z hotelu, zanim doszło do niezręcznej konfrontacji z chłopakiem.

Nie namyślając się dłużej, skasowała przychodzące połączenia, a do Jessici napisała wiadomość, w której informowała o możliwości odebrania telefonu.
„To prezent. Nie krępuj się korzystać do woli, ja nie będę cię już męczyć. Powodzenia w Polsce!” – napisała dziewczyna po informacji, że jej nowa koleżanka wraca do domu. Na pewno była zawiedziona, że jej źródło informacji o One Direction i Zaynie zanika, ale nie mogła nic na to poradzić. Zresztą, była świadkiem jak członkowie The Wanted obrazili się na Madzię, wręczając jej symboliczny tort, który oczywiście wylądował w koszu.

Madzia ponownie popadła w zadumę. Co by się stało, gdyby nagle przyjechali członkowie drugiego zespołu i stanęli z nią oko w oko. Zdawała sobie sprawę, że było to bardzo mało prawdopodobne, zważywszy, że o 16:00 miała samolot do Polski. Kilka razy wyobrażała sobie, że do pokoju wchodzi Beverly i mówi: „zaraz tu będą chłopcy, będziesz miała okazję się pożegnać”, ale nic z tych rzeczy nie miało miejsca. Żałowała, bo najbardziej na świecie chciała, żeby nie chowali do niej urazy za taniec zwycięstwa i szczęścia. A już na pewno nie chciała, żeby przez nią Nathan miał depresję. Westchnęła ciężko i przygotowała się do pokazania światu.

Jessici nie było. Rano podjechał po nią szkolny autobus. Beverly przywitała swojego gościa z otwartymi ramionami, troską i tostami z dżemem, które były doskonałym lekiem na burczący żołądek.

Kobieta wyjaśniła Madzi, że od dawna nie pracuje jako pielęgniarka. Odnalazła w sobie pasję do muzyki, czym zaraziła dzieci. Zajmowała się teraz pisaniem piosenek, komponowaniem i nauczaniem dzieci śpiewu.

- Nie zdziw się więc, jeśli kiedyś będąc tu, ujrzysz gromadkę małolatów śpiewających przeboje The Beatles.

Madzia uśmiechnęła się. Będąc tu kiedyś? Przecież po południu wracała do domu i nie zanosiło się, że jeszcze kiedykolwiek tu przyjedzie. A jeśli już, to na pewno jej nie odwiedzi. Były w końcu dla siebie obce, a jednak kobieta traktowała ją jak rodzinę. Pokazywała zdjęcia z dzieciństwa Natha, pożyczyła ciepły sweter, gdy wyszły obejrzeć stare pamiątki do garażu, parzyła herbatę i uśmiechała się przyjaźnie. W pewnym momencie Madzia jednak zauważyła, że czas jakoś stoi w miejscu, podczas gdy ona zrobiła się głodna.

Spojrzała na zegarek, których od dobrej pół godziny wskazywał dwunastą.

- Beverly, czy ten zegarek działa dobrze? – spytała, chcąc upewnić się, że to nie nuda płata jej figle.

- Oczywiście, że dobrze! Zaraz zrobimy obiad i odwiozę cię na lotnisko – oświadczyła kobieta, dla pewności jednak sprawdzając godzinę na telefonie.  – Cholera, Maggie, nie zabij, ale jest pół do szóstej!

Dziewczyna zrobiła duże oczy, myśląc, że kobieta robi sobie z niej jaja.

- Stoi, Maggie! Zegarek stoi!

Obie zaczęły biegać po pomieszczeniu, zbierając bagaże Madzi i zabierając bułkę na drogę. Dobiegły do samochodu, a Beverly odpaliła go i z piskiem opon wyjechała na ulicę, by po chwili pędzić autostradą.

Tuż przed nosem zamknęli im odprawę. Madzia sama nie wiedziała dlaczego, ale delikatny uśmiech wykwitł jej na twarzy, kiedy Beverly objęła ją przyjaźnie i zaczęła przepraszać za zawód, który jej sprawiła. Wyglądało na to, że jeszcze trochę zabawi w Londynie.

- Chciałabym wpaść do hotelu, w którym zatrzymali się członkowie One Direction - wypaliła Madzia, kiedy jechały samochodem kobiety z powrotem na przedmieścia. – Muszę oddać telefon służbowy – dodała w geście usprawiedliwienia.

- W porządku. Podwiozę cię, ale będziesz musiała wrócić sama, bo mam umówioną lekcję.

Madzia pokiwała głową w geście zrozumienia. Wcześniej Beverly zaproponowała jej zostanie w jej domu do końca tygodnia, kiedy to miała następny bezpośredni lot do domu. Zgodziła się z uśmiechem. Czuła, że trochę wykorzystuje kobietę, ale z drugiej strony, przecież to ona zaproponowała tę gościnę, więc dlaczego miałaby z niej nie skorzystać?

Nie podobało jej się tylko, że będzie musiała sama wrócić na przedmieścia, ale kobieta wyjaśniła jej, jakim autobusem musi jechać i gdzie wysiąść, więc wszystko wydawało się zapięte na ostatni guzik. Poza faktem, że przed hotelem, przed którym wyrzuciła ją Beverly, znajdowało się stado rozsierdzonych fanek, które wykrzykiwały matrymonialne propozycje na zmianę z groźbami pod adresem Caroline Flack.

Madzia spróbowała przecisnąć się między rzędami dziewczyn, ale rosły ochroniarz zatrzymał ją gestem ręki, kiedy była prawie przy drzwiach.

- A ty dokąd? – spytał, mierząc ją wzrokiem.

- Nie jestem fanką – oświadczyła. – Pracowałam z chłopakami, powinieneś mnie kojarzyć.

- Wszystkie tak mówią. – Wzruszył ramionami. Najwyraźniej do najbardziej inteligentnych nie należał. No i miał Alzheimera.

- Kiedy tak jest naprawdę! – uniosła się, próbując go minąć. – Muszę oddać Julii Warner telefon służbowy, żeby nie oskarżyła mnie o kradzież.

- Hej, to ty! – Ochroniarzowi nagle błysk zrozumienia przebiegł przez surowy wyraz twarzy.

- Tak, to ja!

- Dziewczyna Liama! – Klasnął w dłonie i przepuścił ją do wyjścia.

Nie miała ochoty tłumaczyć, że to zwykłe nieporozumienie. Całe szczęście, że w gazetach nie pisali jeszcze o jej bójce z Danielle. Miała nadzieję, że nie tylko to nigdy nie nadejdzie, ale i nie będzie miała wątpliwej przyjemności spotkać tancerki.

- Ja do Julii Warner – powiedziała w recepcji, zupełnie bez namysłu. Jakby jakaś niewidzialna siła przywiodła ją właśnie tutaj i zmusiła do powiedzenia tych słów.

- A nie do Liama Payne’a? – zachichotała stażystka, która zajmowała miejsce za ladą i wyglądała na niebywale głupiutką.

- Czy pani Warner jest u siebie? – kontynuowała Madzia, ignorując dziewczynę.

- Tak.

- Czy mogłabyś ją powiadomić, że chciałabym się z nią zobaczyć?

- Tak.

- A… zrobisz to? – spytała coraz bardziej poirytowana Madzia, mierząc wzrokiem słodką idiotkę, która starała się przyjrzeć jej najdokładniej jak mogła, w zupełnie niewiadomym celu.

Pracownica hotelu chwyciła słuchawkę i niebywale niedbałym angielskim rzuciła coś do osoby, która odebrała.  Madzia nie była w stanie zrozumieć, czy woła ochronę, czy rzeczywiście informuję Julię, że ma gościa.

- Nazwisko? – spytała podejrzliwie recepcjonistka, rozwiewając wątpliwości Madzi.

Nastolatka przeliterowała powoli, a kobieta zrobiła duże oczy i powtórzyła koślawo godność gościa, który najwyraźniej został zaakceptowany.

- Możesz wjechać na górę. 415. Czwarte piętro.

- Dzięki – odpowiedziała Madzia oschle, widząc, że nie ma co liczyć na uprzejmości ze strony stażystki.

Powlokła się do windy. Nie spieszyło jej się, bo do autobusu miała sporo czasu. Beverly na pewno odjechała już sprzed hotelu, żeby napalone fanki nie przewróciły jej samochodu. Była zdana na siebie. Zanim drzwi dźwigu się zatrzasnęły, czyjaś noga odziana w bielutki trampek zgrabnie wślizgnęła się przez niewielką szparkę i ku swojemu niezadowoleniu Madzia stwierdziła, że w niewielkim pomieszczeniu około czterech metrów kwadratowych była sam na sam z Liamem.

- Maggie? – spytał zszokowany i zmieszany, widząc, jak próbuje skulić się w rogu, z dala od niego. – Myślałem, że wróciłaś do Polski. Dzwoniłem, żeby się pożegnać, ale nie odebrałaś!

- Nie miałam… czasu – skłamała.

- Ale co tutaj robisz? Wróciłaś? – W jego oczach świeciła radość, albo światło w windzie dziwacznie się od nich odbijało.

- Na chwilę. Oddać telefon.

- Głupia sytuacja.

- Oddanie telefonu? – spytała zbita z tropu.

- Nie. Całe to zajście z Danielle, fotoreporterami, naszym… „romansem”… – W powietrzu zakreślił cudzysłów, by wzmocnić wymowę swoich słów. Pokiwała głową ze zrozumieniem.

- Tak, szaleństwo. Mówiłam, że z tym udawaniem pary przed Harry’m to głupi pomysł.

- W sumie ostatnio robię dużo głupich rzeczy. To chyba przez ciebie. – Zdał sobie sprawę, że nie wcisnął jeszcze numeru piętra, więc szybko się zreflektował i zmieszany przeczesał włosy ręką. – Rozważam zerwanie z Danielle – wypalił w końcu, co wywołało u niej pewnego rodzaju katatonię.

Nie wiedziała co powiedzieć. Była to niewątpliwie dobra wiadomość, ale zestawiona z wyznaniem, że robi przez nią głupie rzeczy wydawała się dziwaczną propozycją. Na szczęście wycieczka windą nie trwała zbyt długo. Zanim zdążyła coś odpowiedzieć, dźwig zatrzymał się, ale drzwi nadal się nie otwierały, mimo iż kontrolka jasno wskazywała czwarte piętro.

- Co się stało? – spytała Madzia, widząc zamyślone spojrzenie Liama. – Drzwi się zacięły?

- Winda stanęła między piętrami – oświadczył, wciskając czerwony guzik alarmowy i jak gdyby nigdy nic, opuszczając się plecami po ścianie, by zająć miejsce na podłodze.

- Co?! I nie zamierzasz z tym fantem nic zrobić? – zdziwiła się, a on wzruszył ramionami.

- Wcisnąłem przycisk alarmowy. Pomoc będzie tu za pół godziny.

- Za pół godziny? – spytała zrezygnowana, również siadając, tyle że po drugiej stronie.

- W najlepszym wypadku.

- O Boże…

- Spieszy ci się gdzieś?

- Nie, tylko… To niezręczna sytuacja – przyznała szczerze, uznając, że lepiej wychodzi na szczerych odpowiedziach.

- Niezręczna? Dlaczego? Niezręczna byłaby dopiero, gdyby było…

Urwał, bo nagle światła zgasły, a jedynym źródłem jasności była słabo migająca kontrolka na palecie elektronicznej.

- Ciemno? – spytała Madzia drżącym głosem, ale Liam nic jej nie odpowiedział.

Zapowiadało się ciekawe pół godziny.

~*~

3 komentarze:

  1. ooo tak. CUDO! Kocham twoje opowiadanie. PROSZĘ CI BARDZO dodaj kolejny rozdział dzisiaj :D Skończyłaś w takim momencie, a ja nienawidzę czekać aż dodasz nowy rordział.. a skoro mówisz,że masz napisany co ci szkodzi? Zrób to dla mnie ten jeden jedyny raz. Nie mogę się już doczekać, tego co się wydarzy. PROSZĘ,PROSZĘ,PROSZĘ ! :)) :** <3<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Powinnam podziękować Miśce bo gdyby nie ona tego wspaniałego rozdziału by nuie było dzisiaj. Na szczęście harpia z nożem to był tylko sen. Uciekł jej samolot ale to akurat dobrze. No i została zamknięta z Liamem ciekawe co z tego będzie. Sorry za niepoprawność gramatyczną ale jestem pijana i nie chce mi się poprawiać. Kocham i czekam na nexta, ale proszę dodaj wcześniej nież w środę proszę prosze proszę do następnego. Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż, błaganie zwkle działa :3
    A rozdział świetny, cudowny, wspaniały, BOSKI!!!!!!! Inaczej nie da się go opisać, podobnie jak innych :]
    Ale wiedziałam że Fruzia (teraz będę tak nazywać Danielle ^^) nie przyszła do Madzi. To był sen!!! Chociaż i tak lepszy był ten drugi. Wkurzony Styles i Parker ze swoją gitarą rządzą!!! To mnie po prostu rozwaliło... Bo ja lubię sie śmiać!
    A co do akcji w windzie - to chyba jakaś magia. Ja, jak mam wybór, to nigdy nie jeżdżę windą. Np. w centrum handlowym - to tylko schody ruchome. Jak one sie popsują, zawsze można po nich chodzić. Gorzej jak sie utknie w windzie. :/
    Dobra, ja już cie nie będę męczyć, tego mojego koma z wczoraj pewnie nawet nie przeczytałaś do końca, tak sie rozpisałam. ;)
    Więc czekam na nexta kochana :***

    OdpowiedzUsuń