sobota, 17 listopada 2012

Rozdział 17 - "Świat jest mały"

 
I mamy sobotę, więc kolejny odcinek dla Was :) Tym razem nieco nudny, ale niesie za sobą nadzieję na lepsze, haha.

Moj adres mailowy to jaycee.hollander@gmail.com

Miłego czytania :*

W tym rozdziale Magda podejmuje ważną decyzję, której nie jest do końca pewna i przypadkowo natyka się na znajomą.
 
~*~
 
Była zła, zmęczona i bezsilna. Całą drogę powrotną do hotelu wysłuchiwała kazań Julii Warner.


- Jak mogłaś dać się ponieść emocjom?! Wdać się w bójkę?! Naprawdę?! Romans z Liamem zrozumiem, to uroczy chłopak, nie mogłaś się oprzeć, bla, bla, bla… Ale bójka?!

- Cóż, to nie była zupełnie moja wina – oświadczyła Madzia, przeglądając się w samochodowym lusterku i stwierdzając, że wygląda okropnie.

- Wiem. I tylko i wyłącznie dlatego nie zwolnię cię z pracy. Zresztą, twoi rodzice przesłali dokumenty. Możemy sfinalizować naszą współpracę.

- Właśnie… jeśli chodzi o to… to chyba spasuję. – Madzia przez długie godziny w areszcie zdążyła przemyśleć kilka kwestii i stwierdziła, że najlepszym rozwiązaniem będzie trzymanie się od tego rozgardiaszu jak najdalej.

- Co masz na myśli?

- Rezygnuję z tej pracy – powiedziała zdecydowanie nastolatka, a Julia zahamowała gwałtownie na środku ulicy i spojrzała na nią zszokowana.

- Nie możesz mi tego zrobić. Nie teraz, kiedy wszystkie formalności są załatwione. Potrzebuję cię! Zbliża się wielki dzień, chłopcy wystąpią w finale X-Factor razem z JLS!

Nadarzała się okazja, żeby poznać kolejny zespół, który lubiła, ale nie miała zamiaru z niej korzystać. Miała dość pieniędzy, by wrócić do domu, nieważne, co miało się dziać później. Za dużo się działo, nie tego się spodziewała, przyjmując ofertę Joe. W życiu nie przewidziała, że będzie stałą bywalczynią portali plotkarskich, mimo iż przebywała w Londynie dopiero od tygodnia. O więzieniu wolała nawet nie myśleć.

- Przykro mi. Podjęłam już decyzję. Wracam do Polski - powiedziała.

Julia ze złością wcisnęła pedał gazu i odjechała, odkorkowując ulicę, którą zablokowała. Zaparkowała przed hotelem, niemal wyrzuciła nastolatkę ze swojego samochodu i odjechała, nie wspominając nic o zapłacie za miniony dzień. Madzia nie zamierzała się o nią upominać. Wjechała windą na górę, starając się ignorować wścibskie spojrzenia recepcjonistki, która komentowała jej plasterki.

W pokoju spakowała wszystkie rzeczy i na i’Phonie sprawdziła połączenia lotnicze. Zamówiła bilet na kolejny dzień i pozostało jej tylko czekać na nieunikniony koniec przygody z Wielką Brytanią.

Postanowiła pożegnać się z chłopakami, żeby nie powtórzyć sytuacji sprzed kilku dni. Zapukała do ich drzwi. Otworzył jej Louis.

- Słodki Jezu, a więc to była prawda! – przeraził się nie na żarty, widząc poharataną twarz koleżanki. – Nieźle cię ta Fruzia urządziła.

- Sama też oberwała, więc jesteśmy kwita. – Madzia machnęła ręką. – Mogę wejść?

- Jasne, zapraszamy.

Wszyscy siedzieli właśnie przed laptopem i oglądali materiały z Jingle Bell Ball. Naśmiewali się z  The Wanted i zajadali popcorn. Jakby w ogóle nie przejęli się, że trafiła do więzienia. Nie było z nimi tylko Liama.

- Odchodzę – oznajmiła, przerywając miłą atmosferę.

- Dokąd? – spytał zdziwiony Harry. Najwyraźniej źle się wyraziła, więc sprostowała swoje wyznanie. – Rzucam tę pracę i wracam do domu.

- Co? – spytał Zayn, zatrzaskując laptopa prosto na palce Nialla, który próbował coś wpisać w wyszukiwarkę. Pisnął cicho, żeby nie przerywać poważnej konwersacji. – Dlaczego?

- Nie wytrzymuję presji! Otaczają was paparazzi, którzy wciągają mnie w to całe gówno. Ciągłe plotki, domysły… Chora psychicznie tancerka przekonana o moim romansie z jej chłopakiem i czyhająca na moje życie. Od kiedy tu jestem dzieją się same chore rzeczy. Właśnie wróciłam z aresztu.

- No i? – zdziwił się Niall. – To się nazywa życie. Co robiłaś w rodzinnym mieście? Przeżyłaś chociaż jedną setną tego, co w Londynie?

- Nie. Ale to nie ma żadnego znaczenia. Nie mogę dalej dla was pracować, wiedząc, że dziewczyna Liama może w każdej chwili na mnie napaść.

- Wydaje mi się, że po dzisiejszym wyskoku nie będzie już dłużej jego dziewczyną – zauważył Lou, a chłopcy pokiwali głowami ze zrozumieniem.

- A mi się wydaje, że przyjdzie na mnie nawrzeszczeć za to, że ją sprowokowałam, a ja tego dłużej nie zniosę. Było wiele momentów, w których chciałam jej przywalić, ale dzisiaj przebrała miarkę. Nie może mnie tak bezkarnie obrażać. Oby włosy, które jej wyrwałam nigdy nie odrosły! – wypaliła Madzia jednym tchem, a ze zdenerwowania łzy ponownie napłynęły jej do oczu.

- Amen! – podsumował Louis, podchodząc do dziewczyny i ją przytulając. – Wiesz, że my jesteśmy po twojej stronie, nie?

- Wiem – przytaknęła, ocierając pojedynczą łezkę na policzku. – Ale to nie sprawi, że poczuję się bardziej komfortowo.

Rozumieli, choć było im przykro. Uściskali ją serdecznie i oferowali, że odwiozą na lotnisko, ale odmówiła. Jak mogła powiedzieć im, że samolot ma dopiero jutro, a do tego czasu przekima się w terminalu? Nie wyrazili by na to zgody. Nie wspominała też o zapłacie. Wróciła do swojego pokoju, gdzie na ziemi zastała kopertę z czekiem. Ktoś wsunął jej ją pod drzwi.

- Pięknie – westchnęła, zdając sobie sprawę, że jej przygoda z Anglią dobiegła końca. Wzięła walizkę na kółkach i cicho powlokła się do windy, nie widząc Liama, który zziajany pukał właśnie do drzwi jej pokoju.

Wsiadła w taksówkę, kazała wieść się na lotnisko, gdzie usiadła w nadziei wypatrując ścigających się bolidów i Sivy ze stoperem. Nic takiego się nie stało. Przysnęła z głową na walizce na kółkach, przytulając bardziej podręczną torbę. Obudziło ją burczenie w brzuchu.

Nie chciała wydawać zbyt wiele pieniędzy w kafejce na lotnisku, gdzie wszystko było nieziemsko drogie. Widziała niedaleko market, postanowiła więc udać się tam w celu zakupienia czegoś do przegryzienia no i prowiantu na drogę.

Ciągnęła ze sobą walizkę, bo nie chciała zostawiać jej w przechowalni bagażu na lotnisku. Czuła się niewyobrażalnie głupio i nieco zawiedziona, że chłopcy nie byli bardziej skłonni do płaczu podczas pożegnania. Liczyła chociaż na jedną łzę, jedno padnięcie na kolana, jedną pożegnalną piosenkę. Żałowała też, że nie pożegnała się z Liamem, choć w tamtej chwili wydawało jej się to najlepszym rozwiązaniem. Bądź co bądź, sporo ze sobą przeżyli. Spędziła z nim chyba najwięcej czasu ze wszystkich i zebrała świetny materiał na ewentualną autobiografię.

- Maggie, co ty tutaj robisz? – usłyszała za sobą znajomy kobiecy głos i upuściła paczkę chipsów, którą zamierzała wpakować do koszyka.

- Beverly? – zdziwiła się, rozpoznając mamę Natha. Świat był taki mały, że też musiały na siebie wpaść w sklepie.

- Przyjechałam do miasta na zakupy z córką. - Kobieta wskazała jakąś nastolatkę, która czekała przy wózku, zajęta zażartym esemesowaniem. – A tobie co się stało?

- Drobny wypadek – skłamała.

- A co tutaj robisz? Zakupy dla chłopców? – Beverly najwyraźniej nie zauważyła bagażu.

Było niebywale niezręcznie. Nath na pewno poinformował matkę o tym, jak ich „zdradziła”, wybierając kolejny zespół. Przyznanie się, że nie ma się gdzie podziać i spędzi noc na lotnisku nie wchodziło w grę.

- To twoja walizka? – spytała kobieta, nie słysząc żadnej odpowiedzi na poprzednie pytanie, a dostrzegając stojący z tyłu bagaż.

- Tak.

- Wybierasz się gdzieś?

- Niezupełnie.

- Na święta do domu?  - Beverly kontynuowała to śmieszne przesłuchanie.

- Na święta też. Na zawsze – odpowiedziała w końcu Madzia, zdając sobie sprawę, że szczerość jest najlepszym rozwiązaniem.

- Jak to? A co z twoją pracą? Coś nie wyszło? – zatroskała się kobieta, a Madzia nie wytrzymała i zaczęła płakać.

- Cały czas wypisywali bzdury na plotkarskich stronach i dziewczyna Liama mnie zaatakowała i stąd te rany na twarzy i… zrezygnowałam z pracy, bo już nie mogłam wytrzymać tej presji.

- Już, już, kochanie. – Kobieta objęła dziewczynę ramieniem. – Zapakuj te chipsy do naszego wózka. Masz jeszcze czas przed odlotem?

- Tak. Do jutra. – Madzia pociągnęła nosem, a mina Beverly przybrała jeszcze bardziej zatroskany wyraz.

- No to dlaczego od razu nie mówisz?! Och, pewnie nie chciałaś robić kłopotu. Jess, skarbie! – Kobieta zamachała ręką w stronę czternastoletniej córki. – To jest Maggie, o której ci opowiadałam.

- Och, ta przez którą Nath wpadł w depresję? – spytała oschle dziewczyna, a matka rzuciła jej mordercze spojrzenie.

- Bądź miła, Maggie nie ma się gdzie podziać, więc dzisiaj będzie nocować u nas. – Kobieta przeniosła wzrok na Madzię. - Ostatnio nie poznałaś siostry Natha, bo była na szkolnym obozie – wyjaśniła, ubiegając pytania dziewczyny. – A w swoim pokoju nie pozwala nikomu spać, dlatego musiałaś zadowolić się sypialnią mojego syna.

Madzia pokiwała głową na znak zrozumienia, ale nie mogła przestać myśleć o słowach kobiety. Wpędziła Natha w depresję? Było aż tak źle? Wiedziała, że wszyscy członkowie zespołu się na nią obrazili, ale miała nadzieję, że nie będą chować urazy za długo.

Zanim się obejrzała, siedziała już w samochodzie kobiety zaraz obok dziewczyny, której imię brzmiało tak samo jak imię napalonej na Zayna siostrzenicy Joe. Tyle że tamta przynajmniej ją lubiła. Siostra Natha natomiast spoglądała na nową znajomą z pogardą i nie odzywała się sama przez całą drogę na przedmieścia, chyba że mama ją o coś zapytała.

- Będziesz spała w pokoju Natha – oświadczyła Beverly, jakby właśnie witała krewną, a nie obcą dziewczynę, która na dodatek sprawiła jej synowi przykrość. – Zawsze lepsze to niż lotnisko.

Madzia uśmiechnęła się i otarła z oka łzę. Najwyraźniej na świecie byli jeszcze dobrzy bezinteresowni ludzie. Umyła się szybko, żeby nie zużyć za dużo wody, zjadła kolację, opowiadając o traumatycznych przeżyciach tego dnia i przepraszając za obrót spraw, na co Beverly machnęła ręką, a Jess ostentacyjnie wyszła z pokoju. Trudno, nie można się przyjaźnić ze wszystkimi.

Dawno nie spało się Madzi tak dobrze jak tej nocy. Łóżko do najwygodniejszych nie należało, ale świadomość, że znajduje się w domu Beverly była bardzo pokrzepiająca. Do chwili kiedy nad ranem nie obudził ją trzask podłogi i nie ujrzała nad sobą ogarniętej szałem Danielle, która stała nad jej łóżkiem z wyciągniętą do góry ręką uzbrojoną w nóż kuchenny. Serce jej zamarło.

~*~
 

4 komentarze:

  1. ......... brak mi słów na dwie ostatnie linijki.
    Wiedziałam że Danielle jest chora psychicznie
    Żeby tylko Madzi nic poważnego nie zrobiła :'(
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Kocham to opowiadanie, jest najlepsze jakie kiedykolwiek czytałam. Do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja mam pomysła!!! To znaczy nie tyle pomysła, tylko podejrzenia. To z Fruzią i nożem to sen Madzi, bo Fruzia nie wie gdzie mieszka BabyNath. Prawda?
    Więc jak już mówiłam (jak już pisałam ^^) napiszę ci o czym te moje opo (czyt. badziew :/) jest, jak znajdę więcej czasu. Znasz może kogoś kto (najpierw napisałam "kot", ale poprawiłam ^^) pomoże mi szukać tego "więcej czasu"? Jak tak, to przyślij mi go (albo ją) paczką. Uda się? Mam nadzieję że tak.
    Ok, ciut mi odwala. Bo piłam FRUGO. Zawsze mam po nim dziwne (co najmniej) pomysły.
    Zauważyłaś że dużo tu użyłam nawiasów? Jakoś zwykle ich nie używam...
    Tak pozatym to rozdziały miałaś dodawać w niedziele, a dzisiaj sobota. Czyli jutro też dasz rozdział? Plooooosiiiieee.... *oczy kota ze Shreka* Błaaaaagaaaam.... Next :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daję kolejny rozdział na życzenie :)
      Niestety nie znam nikogo, kto mógłby na tyle oczyścić Twój grafik, żebyś miała dosyć czasu. Sama wiem po sobie, że czasami po prostu obowiązki nakładają się do tego stopnia, że człowiek nie wyrabia. Ja, póki co, jakoś daję rade :)
      Czekam aż wynajdziesz trochę czasu, bo jestem niezmiernie ciekawa, co tam tworzysz.
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  3. świetny po prostu wspanialy rozdzial
    ty to masz dar od bozi
    weny zycze i czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń