Bez zbytniego zwlekania wstawiam ostatni rozdział, który dedykuję wszystkim, którzy kiedykolwiek tu zbłądzili i się zaczytali :)
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze i wejścia. Jesteście wspaniałe! Obszerniejszą notkę pochwalną na Waszą cześć dodam po majówce, kiedy to zaproszę Was do czytania kontynuacji.
Miłej lektury! :*
 |
W tym rozdziale Nath zamierza walczyć o uczucia Madzi. |
~*~
O ile Madzia w myślach nie raz
nazywała Natha bałwanem, o tyle w życiu nie spodziewałaby się, że wychodząc
rano do szkoły, na trawniku przed blokiem zostanie zaskoczona i o mało nie
dostanie zawału. Bałwan, który dziwacznie drgał na zimnym wietrze poruszył się
bowiem jeszcze bardziej, kiedy przechodziła koło niego i zawołał ją po imieniu.
- Meggs!
- Aaaa!!! - wrzasnęła, czując jak
coś, co jeszcze przed chwilą było bałwanem, rzuca się na nią i przytula ją,
mocząc jej kurtkę od roztopionego śniegu. - Nath?
Kiedy bałwan zaczął otrzepywać
się ze śniegu, dojrzała dokładnie jego twarz i rozpoznała swojego byłego
chłopaka. Samoistnie uśmiechnęła się szeroko.
- Cholera, ale zimno!
- Czy ty sterczałeś tutaj całą
noc... jako bałwan?
- Nie, to by było niemądre.
Sterczę tu od siódmej, bo nie wiedziałem, na którą idziesz do szkoły.
- I zrobiłeś z siebie bałwana?
- Z niewielką pomocą dwóch panów,
którzy opróżniali tu kubły na śmieci. Musiałem pokazać im na migi, o co mi
chodzi, bo nie znali angielskiego, ale kiedy wyciągnąłem nieco funtów... od
razu się zrozumieliśmy.
- Cóż, tacy są Polacy. A co tutaj
robisz?
- Czekam na ciebie.
- Dlaczego w "przebraniu
bałwana"? I dlaczego jesteś w Polsce? I dlaczego... Jezu, tyle pytań, nie
wiem, od czego zacząć.
Madzia zakryła sobie twarz
dłonią. Miała przed sobą przemoczonego piosenkarza, który szczękał zębami i
który odzywał się do niej normalnie po raz pierwszy od dawna. Nie widziała go
od tygodnia i teraz czuła, jakby serce miało wyskoczyć jej z piersi. Był mroźny
poranek, słońce jeszcze nie wzeszło, a ona już teraz wiedziała, że w szkole nie
będzie mogła się skupić.
- Postanowiłem cię zaskoczyć -
wyjaśnił Nath, wyrywając ją z rozmyślań.
- I niewątpliwie ci się udało. O
mało nie dostałam zawału. Dlaczego jesteś tutaj? Nie powinniście być w Ameryce?
- Chłopaki lecą tam dzisiaj razem
z twoją siostrą, ale ja musiałem najpierw zobaczyć się z tobą. Nie uwierzysz, z
kim sobie porozmawiałem.
- Będę strzelała. Z Dionne?
Spojrzała na niego naburmuszona i
założyła ręce na piersiach.
- Och, Meggs. Nawet nie wiesz,
jak mnie cieszy ta nuta zazdrości w twoim głosie! - roześmiał się chłopak.
W takim Nathanie się zakochała,
dlaczego teraz do niej wracał, kiedy postanowiła, że o nim zapomni i uczyni
pożytek z upływającego w realnym świecie czasu?
- Nath, nie mam pojęcia, o co ci
chodzi. Mów, po co przyjechałeś. Muszę jechać do szkoły.
- Och... przepraszam. Tylko...
tak strasznie mi zimno... Pomysł z tym bałwanem nie był trafiony.
Był bardzo trafiony, ale nie
zamierzała go informować, że w języku polskim ma to o wiele większy sens.
- Nath... - powiedziała,
wzdychając ciężko, by dać mu do zrozumienia, że się niecierpliwi.
On najwyraźniej dawał jej do
zrozumienia, że chciałby wejść do jej mieszkania i się ogrzać i wysuszyć, ale
nie zamierzała robić nic, dopóki nie wyjaśni jej intencji tej wizyty.
- Liam wszystko mi powiedział -
wydusił w końcu chłopak.
- Liam?
- Tak, Payne! Wyobraź sobie, że
chłopaki wypruwali sobie żyły, by mnie przekonać do interwencji, a ja uległem
dopiero po rozmowie z nim.
- Jakiej interwencji, o czym ty
mówisz?
- Miłosnej, oczywiście! -
oświadczył.
Jakaś sąsiadka z psem zmierzyła
ośnieżonego chłopaka, który mówił w obcym języku i żywo gestykulował, by ukryć
fakt, że cały się trzęsie z zimna.
Nastolatka spojrzała na niego
zszokowana. Zamrugała kilka razy oczami, bo nie wiedziała, czy jeszcze się nie
obudziła, czy Nath rzeczywiście oświadczał jej, że jest tu na miłosnej
interwencji.
- A w jakiej sprawie
interweniujesz? - spytała z przekąsem, zakładając sobie ręce na piersiach.
- W naszej, oczywiście. Byłem
idiotą, dupkiem, debilem. Wiem, że często się do tego przyznaję, a potem i tak
do tego wracam, ale... koniec z tym. To wszystko moja wina. Nie powinienem
całować Dionne, niezależnie od tego jak bardzo byłem na ciebie zły.
- Cóż, ja powinnam być z tobą
szczera.
- Czy my... rozmawiamy?
Normalnie? - spytał rozbawiony chłopak.
- Na to wygląda. Ale nie chwalmy dnia
przed wschodem słońca.
- Słuszna uwaga... A więc usiłuję
ci powiedzieć, że...
Słowa Natha przerwał pies, mały
kundel sąsiadki, który zaczął uporczywie szczekać tuż przy jego nodze. Nie
potrafił się skupić. Spojrzał na kobietę, która kręciła się obok, zaintrygowana
tym "egzotycznym gościem".
- Mogłaby pani? - zapytał Nath po
angielsku i znacząco spojrzał na kundla. - Ja tu próbuję dokonać deklaracji
uczuć.
Kobieta nie zrozumiała ni joty z
tego, co powiedział, ale domyśliła się, że ma opanować psa i to też zrobiła.
Madzia natomiast zdębiała. Deklaracja uczuć? Znowu? No tak, po co inaczej
jechałby do niej taki kawał drogi?
Kiedy chłopak wziął jej dłonie w swoje,
poczuła jak ciepło rozlewa się po całym jej ciele.
- Zdaję sobie sprawę, że słaby
jestem w te klocki, ale... mam nadzieję, że docenisz fakt, że zrobiłem z siebie
bałwana po to tylko, by zobaczyć twój uśmiech. bo nie mogę bez niego żyć. Nie
mogę żyć bez ciebie. Głupi jestem, że pozwoliłem, by to Liam mi to uświadomił,
ale... chcę już zawsze być z tobą. Myślisz, że mogłabyś spróbować?
- No nie wiem, Nath. Boję się, że
się roztopisz.
Roześmiał się szczerze, zdając
sobie sprawę, że jest skora do żartów. Przygarnął ją do siebie i złożył na jej
ustach delikatny pocałunek, a ona zarzuciła mu ręce na szyję i dała mu się
unieść nad ziemię, tak że zawirował z nią kilka razy w kółko. Na nieszczęście
był zmarznięty i zmęczony, a ona miała dodatkowy balast na plecach w postaci
plecaka, więc szybko stracili równowagę i wpadli w równą zaspę śniegu, która
leżała przy chodniku.
Spojrzeli na siebie zszokowani,
ale szybko wybuchli śmiechem.
- Jesteś niemożliwa! - odezwał
się chłopak, odgarniając jej włosy z twarzy, kiedy tak leżała, przygniatając go
całym ciężarem.
- Ja? To ty dałeś ulepić z siebie
bałwana! Jakkolwiek dziwnie to brzmi.
- Ale to ty lądujesz na mnie po
raz enty od początku naszej znajomości.
- I zamierzasz z tego powodu
narzekać?
- Nie. Zamierzam się tym cieszyć
- oznajmił z uśmiechem i ponownie ją pocałował.
Wszystko wskazywało na to, że po
długich zawirowaniach nawrócony Bałwan i Kopciuszek wreszcie zrozumieli, że są
dla siebie stworzeni i nie ma innego wyjścia jak to, żeby byli razem.
- Meggs...? - odezwał się nagle
on.
- Tak?
- Nie chcę być niegrzeczny,
ale... czy jest szansa, że mogę się ugrzać u ciebie?
- Och, tak! Oczywiście!
Szybko zreflektowała i wstała z
zaspy, otrzepując się ze śniegu. Jej rodziców nie było w domu, bo wyszli krótko
przed nią do pracy, by uniknąć korków. Otworzyła zamaszystym gestem drzwi do
swojego skromnego mieszkania.
- Nie są to królewskie warunki,
jak widać, ale... dla Kopciuszka wystarczą.
- Ja uwielbiam Kopciuszka -
rozpromienił się Nath.
- Nawet jeśli szklane pantofelki
są na niego za małe?
- Nawet jeśli będę musiał go
nosić, żeby jego zacne stópki nigdy więcej nie dotknęły ziemi.
- Cóż, z tym nie będzie problemu.
Kiedy jestem z tobą, czuję się jakbym bujała w obłokach. To znaczy... kiedy
przeżywamy te dobre chwile.
- Od teraz będą tylko takie -
zapewnił ją Nath i przytulił ją mocno do siebie.
- Zobaczymy, zobaczymy. Ciekawe,
jak wywiążesz się ze swoich obowiązków.
- Powiedziała "pani
obowiązkowa", która powinna teraz być w drodze do szkoły - zachichotał
Nath.
- A co ja poradzę, że mnie bałwan
napadł?
Spojrzeli na siebie i się
szczerze roześmiali. On poszedł do łazienki się wysuszyć. Bagaż podręczny miał
ze sobą, więc założył suche skarpetki i poczuł się znacznie lepiej. Dziewczyna
zaparzyła im po kubku gorącej herbaty i usiedli w salonie, by przez okno
obserwować wschód słońca.
- Cóż, Barbados to nie jest, ale
widok całkiem znośny - oświadczyła, wskazując głową panoramę, którą mieli przed
sobą.
- Wiesz, na Barbadosie nie byłem
w stanie zwracać uwagi na piękno przyrody, bo liczyłaś się tylko ty. Teraz, rok
później, niewiele się zmieniło.
Spojrzała na niego ze śmiechem i
przysunęła się bliżej, by mógł ją szczelniej objąć. Miała szczerą nadzieję, że
jej rodzice nie wrócą wcześniej z pracy i nie zepsują im romantycznych chwil.
Jego telefon raz po raz dzwonił, ale wyłączył go, żeby im nie przeszkadzał.
Kiedy w końcu nacieszyli się sobą, musieli wrócić na ziemię, do rzeczywistości.
- Jutro musisz być w Ameryce -
powiedziała ona. - Musimy jakoś rozplanować ten związek na odległość.
- Jaki związek na odległość?
Jestem tu, przy tobie i nigdzie się stąd nie wybieram. Kiedy wylądowałem
rozpoznały mnie tylko trzy dziewczyny, a jedną z nich byłaś ty. Dla mnie to
więcej niż raj. Nie obchodzą mnie żadne
nagrody, bo dla mnie ty jesteś najważniejszą nagrodą, którą wygrałem.
- Jakkolwiek słodkie i
romantyczne są te słowa... czy ty serio nie zamierzasz jechać do L.A.?
Dziewczyna odsunęła się od
swojego chłopaka i spojrzała na niego zszokowana. Wzruszył ramionami.
- Po co ja tam? I tak pewnie nie
wygramy. Choć jednym z moich dwóch postanowień noworocznych było zdobycie
jakiejś dużej nagrody muzycznej. Chłopaki zrozumieją.
- Musisz tam być!
- Uuu... zaczyna się pokazywanie,
kto tu nosi spodnie, co? Monica też daje Jayowi ostro w kość - roześmiał się
Nath.
- Nie, ja mówię serio. Jak to
sobie wyobrażasz? Co będzie, jeśli wygracie, a ciebie nie będzie, by się tym cieszyć?
- Wolę się cieszyć tobą. Za dużo
czasu zmarnowaliśmy.
- No to nie traćmy go więcej.
Pojadę z tobą.
Spojrzał na nią zdziwiony.
- Tak! Nie przegapię tak ważnego
wydarzenia. Nie możesz zrezygnować z marzeń.
- Ty jesteś moim marzeniem - zapewnił.
- Och, przestań się podlizywać,
Sykes! - Madzia dała chłopakowi kuksańca dla żartów, a on ją pocałował.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo cię
kocham.
- Nie bardziej niż ja ciebie.
- Bardziej niż ja już nie można.
- Cóż, nie będę się kłócić.
Dwie godziny później byli zwarci i
gotowi do drogi. Ona spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i zadzwoniła do mamy,
by poinformować ją o wyjeździe. Oczywiście nie dostała na niego pozwolenia, był
w końcu środek tygodnia szkolnego, a ona dopiero co wróciła, ale... miłość
wymagała czasem szalonych czynów i tak też Madzia z Nathem zamierzali postąpić.
Niestety kiedy jechali taksówką
na lotnisko, a chłopak włączył telefon, odsłuchał wiadomość od Jaya, który
informował go, że ze względu na warunki pogodowe wszystkie loty są odwołane. Śnieg
sypał niemiłosiernie, a z radia w taksówce dowiedzieli się też, że nawet pociągi nie
kursują, bo zasypało tory.
- I jak my teraz dolecimy do
Anglii? - spytał chłopak Madzię, która zakryła sobie usta dłonią i myślała nad
czymś uporczywie.
W końcu wpadła na pewien pomysł,
który wymagał od kogoś wyrzeczeń, ale liczyła na pomoc mimo wszystko.
- Szofer wita! - roześmiała się
Karolina nieco później, odbierając zakochanych spod lotniska, z którego nie wylatywały żadne
samoloty. - Witam gołąbeczki!
- Życie nam ratujesz.
Madzia wpakowała się na przednie
siedzenie starego auta, a Nath musiał zadowolić się miejscówką z tyłu między
kocami a porozrzucanymi ubraniami, które właścicielka samochodu wrzuciła tam w
pośpiechu, kiedy dowiedziała się, że będzie robić za transport.
Karolina obawiała się przejazdu Eurotunelem
pod Kanałem La Manche, który łączył Francję i Wielką Brytanią, a który miał 50
km długości, podczas których byli zdani na łaskę i niełaskę wahadłowych
pociągów, do których wstawiane były wszystkie auta. Sam fakt, że musiała
samochodem zawieźć dwójkę nastolatków aż do Francji był tak abstrakcyjny, że
nie miała pojęcia, jak udało jej się tego dokonać.
Na szczęście wszystko przebiegło
pomyślnie i po nieco ponad dwunastu godzinach ciężkiej jazdy w ciężkich warunkach pogodowych, podczas której
Nathan ją zmienił, zajechali bezpiecznie na Wyspy.
- Nie wierzę, że żyjemy -
oświadczyła z ulgą Karolina.
- Dzięki, że mówisz dopiero
teraz, że istniała szansa, że byśmy zginęli - parsknął Nath, ale nie było to
złośliwe.
Był bardzo wdzięczny dziewczynie,
że zawiozła ich taki kawał, ale chciał się z nią pożegnać i gdyby nie znaczące
spojrzenie Madzi, która dawała mu do zrozumienia, że wypadałoby zabrać szofera
ze sobą, powiedziałby Karolinie "Arivederci" na lotnisku, z którego mieli
lot do L.A.
Wszystko jednak wydawało się
układać po ich myśli. Kupili Karolinie walizkę, do której wrzuciła swoje ubrania i
zostawili na parkingu jej grata, choć sama stwierdziła, że lepiej wyszłoby jej
gdyby za pieniądze za pilnowanie wozu kupiła sobie nowy. Dwie godziny później
siedzieli w samolocie do Ameryki, a Karolina nie wierzyła, że to dzieje się
naprawdę.
Madzia i Nath robili do siebie
maślane oczka, przez co robiło jej się ciepło na sercu, ale i smutno, że ona
nie ma perspektyw na podobne uczucie. Max ją zauroczył, ale nie czuł tego
samego co ona. Musiała żyć wspomnieniem, które i tak było mgliste, bo w
sylwestrową noc wypiła sporo alkoholu, żeby dodać sobie odwagi i stać się
swobodną. Cóż, najwyraźniej za bardzo swobodną, ale wtedy nie myślała przecież
o ewentualnych konsekwencjach upojenia alkoholowego.
Wszyscy odchodzili od zmysłów i
kiedy zobaczyli, że Nath i Maggie przybyli cali i zdrowi (w dodatku trzymając
się za ręce), wydali z siebie głośne "och". Ucieszyli się też na
widok Karoliny, która uratowała sytuację, a radości nie było końca, kiedy zgarnęli
nagrodę People's Choice Award dla debiutu roku. Wszyscy byli wniebowzięci i na
after party mieli co oblewać.
- Zdajecie sobie sprawę, że
istnieje duże prawdopodobieństwo iż wszystko zakończy się dla wszystkich happy
endem? - spytał rozradowany Seev.
- I niech zgadnę, ty to przewidziałeś
tak? - prychnął Tom, a Kelsey dźgnęła go łokciem.
- Trochę wiary w miłość!
- No ale kiedy to już jest
przesada!
Chłopak wskazał głową Monikę i
Jaya, którzy nie mogli się od siebie odkleić. Madzia się roześmiała.
- Niech się całują. Za pięć minut
prawdopodobnie moja siostra mu przyłoży.
- Rzeczywiście będzie miał z nią
ciężko - westchnął Max.
Monika akurat odkleiła się od
Jaya, by zerknąć na swoją przyjaciółkę, która biernie brała udział w
konwersacji, w rzeczywistości cały czas spoglądając na Maxa.
- Czy ty myślisz o tym co ja? -
spytała rudowłosa swojego chłopaka.
- Że pora wynająć pokój?
Jayowi zaświeciły oczy, a ona
pacnęła go w ramię, które rozmasował.
- Nie! Mówię o wyswataniu Karoliny i
Maxa.
- Serio? Jeszcze się nie
nauczyłaś, że to nie niesie za sobą nic dobrego?
- A my to co? Max się nie
poddawał i w końcu dokonał niemożliwego. - Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Od początku było wiadomo, że
prędzej czy później mi ulegniesz.
- Ulegnę? Czy ty chcesz sobie
nagrabić?
Podniesione głosy Moniki i Jaya
sprawiły, że Max spojrzał znacząco na swoich towarzyszy.
- Jakieś zakłady, kiedy Brukselka
go wykończy?
Madzia i Karolina wyglądały na
oburzone, mimo iż Jay i Monika w ogóle nic sobie z tego nie robili i kłócili
się dalej o to, czy swatanie ich przyjaciół jest dobrym pomysłem.
- Hej, to moja siostra!
- I moja przyjaciółka!
- Nasza też. - Max wyszczerzył
zęby.
- To ile im dajemy, zanim się
pozabijają? - dorzucił Tom.
Wszyscy roześmiali się szczerze.
Madzia siedziała przytulona do Natha, Kelsey do Toma, Nareesha do Sivy... Dla
kontrastu Jay i Monika właśnie się kłócili, ale chyba właśnie taka była
dynamika ich związku.
- Wysłałem fragment powieści
twojej siostry do wydawnictwa, które zaproponowało jej pracę - oświadczył nagle
Max, dumnie prężąc pierś. - I jeśli nie doprowadzi do żadnego pożaru, ma
zapewnione miejsce w Wielkiej Brytanii.
- To świetnie! - rozpromieniła
się Madzia.
- Zero zazdrości?
Max spojrzał na nią podejrzliwie,
a ona pokręciła głową.
- Koniec z tym. My Polki musimy
się trzymać razem.
Nastolatka spojrzała na Karolinę,
która uśmiechnęła się szeroko. Zapanowała chwila ciszy, podczas której
towarzystwo mogło wsłuchać się w kłótnię Jaya i Moniki, która zeszła teraz na
nieco inne tory.
- To może ja sobie wytatuuje całe
ramię, co? - pytała ona.
- Wyglądałabyś uroczo.
- Ja nie wyglądam uroczo.
- Jak się złościsz, to wyglądasz.
- Och, ja przez ciebie oszaleję!
- I żeby temu zapobiec, proponuję
właśnie w tym momencie iść wynająć pokój. - Jay wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Chciałbyś - prychnęła ona, a on
jak gdyby nigdy nic wstał, przerzucił ją sobie osłupiałą przez ramię i zaczął
mijać towarzystwo.
- My już powiemy dobranoc -
powiedział na odchodnym.
Monika wierzgała nogami, ale
widać było, że nie za bardzo przeszkadza jej zaistniały stan rzeczy.
- I tak się kończy praca swata
doskonałego! - zawołał za nimi Max, a Jay postawił na chwilę Monikę na ziemi i
spojrzał na kumpla.
- I na ciebie przyjdzie pora,
kowboju - powiedział enigmatycznie i kiedy Monika próbowała mu się wymknąć i
wrócić do towarzystwa, wziął ją na ręce i zaczął się oddalać.
- No... to było urocze, ale my
musimy was przeprosić - oświadczył nagle Nath.
- Też idziecie do pokoju? -
zachichotała Ree, a Madzia spojrzała na swojego chłopaka zszokowana, ale on
pokręcił głową.
- Nie, mamy coś do nadrobienia.
Dziewczyna była zaintrygowana, co
też takiego Nath zaplanował. Pozwoliła mu zawiązać sobie oczy i prowadzić się
na zewnątrz. Zimne powietrze owionęło jej sylwetkę. Chłopak podsadził ją i
pomógł jej się usadowić na jakimś podeście, a następnie usiadł obok i przykrył
ją i siebie kocem. Wtedy zdjął jej z oczu opaskę i ujrzała, że siedzą w
dorożce.
- Dokąd, sir? - zapytał dorożkarz
uprzejmie, uchylając cylinder, który dumnie sterczał na jego głowie.
- Do gwiazd.
Odpowiedział Nath i szczelnie
otoczył swoją dziewczynę ramieniem.
- Myślisz, że ten pan będzie
wiedział, gdzie to jest? - spytała rozbawiona Madzia.
- Wie, bo mu to wytłumaczyłem.
- W takim razie dziękuję za tę
wspaniałą niespodziankę.
- Ale to jeszcze nie koniec.
Nath był tajemniczy i
uśmiechnięty od ucha do ucha. W milczeniu przytulał Madzię, kiedy dorożka
zawiozła ich w miejsce niewielkiej altany w środku opuszczonego parku, całej
ustrojonej w pomarańczowe lampiony, które przyczyniły się nie tak dawno temu do
ich pierwszego pocałunku.
- Na każdym możesz wypisać
dowolne życzenie, a ja dopilnuję, żeby się spełniło - wyszeptał jej do ucha
Nath, kiedy pomógł jej wysiąść z dorożki, a ta odjechała.
- Nie przestajesz mnie
zaskakiwać.
- A mam jeszcze trochę asów w
zanadrzu.
- Aż się boję - zachichotała
dziewczyna. - Tylko nie wiem, czego mogłabym sobie życzyć. W tej chwili mam
wszystko.
Jak na zawołanie w powietrzu
dostrzegła pokaz fajerwerków, które wywołały jeszcze szerszy uśmiech na jej
twarzy.
- Właśnie tak się czuję, kiedy
jestem z tobą - oświadczył Nath i wyciągnął coś z wewnętrznej kieszeni marynarki.
- Co to? - zaintrygowała się Magda,
widząc plik cienkich książeczek.
- Oferty szkół w okolicy. Jeśli
miałabyś ochotę, myślę, że coś dla siebie znajdziesz.
- Och, Nath! - Dziewczyna zarzuciła mu ręce
na szyję i spojrzała mu głęboko w oczy.
- Tak?
- Jestem największą szczęściarą
na świecie!
- W takim razie czy nietaktem
będzie dziękowanie teraz w myślach Liamowi? - spytał z rozbawieniem.
- Tak troszeczkę.
- Cóż. W takim razie ograniczę
się do pocałunków - powiedział z uśmiechem Nathan i przyciągnął ją mocniej do
siebie.
A wtedy pocałował ją z miłością i
zaangażowaniem. Kochała tego chłopaka z całych sił, a on kochał ją. Fajerwerki
eksplodowały nie tylko na niebie, ale i w jej sercu. I wiedziała, że będzie
dobrze, bo bądź co bądź, każdy Kopciuszek zasługuje na happy end. Nawet jeśli
ciężko mu znaleźć buty w swoim rozmiarze...
~*~
KONIEC
~*~