piątek, 30 listopada 2012

Rozdział 25 - "Brukselka"


A teraz jeden z moich ulubionych rozdziałów. P
oznajemy w nim lepiej siostrę Madzi, mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu :) 


W tym rozdziale Monika staje w obliczu niezręcznego problemu, kiedy zostaje zagubiona w spowodowanych przez siebie egipskich ciemnościach, a chłopcy podejmują się misji odnalezienia Madzi i Natha.
~*~
Na hotelowym korytarzu zapanowało poruszenie. Monika słyszała podniesione głosy niezadowolonych gości, którzy tłumnie wylęgli z pokojów, by zorientować się w sytuacji. Czy jest jakiś sposób, żeby domyślili się, kto zepsuł instalację i pozbawił całego hotelu prądu? Dziewczyna miała szczerą nadzieję, że nie. Oparła się o drzwi i ukucnęła przy nich, by słyszeć, co się dzieje na zewnątrz. Bełkot flegmatycznych Anglików i ich poruszenie zmieszało się do tego stopnia, że zrozumiałość przekazu została ograniczona do minimum. Uchyliła więc drzwi i wyjrzała na korytarz. Ktoś zaczepił jej ramię, kiedy w pośpiechu kierował się wzdłuż korytarza, by zatrzymać się kawałek od niej.

- Genialnie, idioto! – powiedziała na głos po polsku, czując komfortową anonimowość wypływającą z egipskich ciemności, które ją otaczały.

Kilka pokojów dalej ktoś świecił wyświetlaczem swojego telefonu, żeby rozeznać się w sytuacji.

- To jakiś skandal! – powtarzała kobieta o piskliwym głosie, która zajmowała pokój naprzeciwko pokoju Moniki. – Ktoś z obsługi powinien przyjść i poinformować nas, co się dzieje.

Nie ma prądu, kretynko, pomyślała dziewczyna. Szybko jednak mina jej zrzedła, kiedy chciała wrócić do pokoju, którego drzwi się zatrzasnęły.

- No nie wierzę… - Uderzyła kilka razy głową w drzwi, które nie ustępowały mimo nacisków na klamkę.

Karta magnetyczna na nic by się zdała, jako że nie było prądu. Drzwi pozostawały zamknięte ze względów bezpieczeństwa (inaczej w razie awarii prądu złodziejów czekałyby łatwe łupy). Właśnie w takich wypadkach przydawały się klucze umieszczone w kryształowej misie na stoliku nocnym, które Monika zupełnie zignorowała. Cóż, gdyby mogła cofnąć czas, na pewno by je wzięła.

Stała na ciemnym korytarzu w samej piżamie mimo wczesnej pory. Zanim wywaliła instalację było przed dwudziestą. Nikt z gości nie pokusił się jeszcze o wzięcie prysznica, a już na pewno nie miał na głowie śmiesznego turbanu z ręcznika.

Poruszenie wzrastało wraz z kolejnymi osobami, które wychodziły na korytarz.

- Co tu się dzieje? – pytały kolejne głosy, z których żaden nie pasował Monice do twarzy Madzi, której rozpaczliwie nasłuchiwała.

Monika musiała gdzieś się podziać, bo nie chciała, żeby tłumy ujrzały ją w takim stanie, kiedy tylko naprawią światło. Postanowiła wziąć sprawę w swoje ręce. Złapała rękoma ścianę i zaczęła przesuwać się wzdłuż niej, szukając drzwi obok, które prowadziły do pokoju siostry. Zero odpowiedzi. Może kręciła się gdzieś po hotelu? Szukanie nie wchodziło w rachubę. Było ciemno jak w dupie u Murzyna. Monika nie widziała nawet własnych wyciągniętych przez siebie dłoni.

Ludzie prowadzili między sobą konwersacje, nie mając pojęcia, z kim rozmawiają. Głosy mieszały się wśród wrzawy i nie potrafiła zrozumieć, o co im chodzi. Żadne światła awaryjne się nie włączały, a wokoło panowały egipskie ciemności. Monika wyłapała tylko jedną znaczącą informację, która w innych okolicznościach na pewno by ją ucieszyła. Zważywszy na niezbyt komfortową sytuację, poczuła się jednak jeszcze bardziej zawstydzona, zdając sobie sprawę, że na korytarzu znajdują się członkowie boysbandu, dla którego pracowała jej siostra.

- Pukałem do Jayne, ale nie otwiera. Połknęła już tabletki nasenne i odpłynęła – mówił zaniepokojony głos z kluchą w gardle, który mógł należeć do Sivy.

Oglądała w Internecie trochę wywiadów z chłopakami i wydawało jej się, że na żywo powinni brzmieć podobnie. Niecałe trzy metry od niej stało The Wanted.

- W takim razie Nathan musi być u Maggie – odezwał się zachrypnięty głos, co do którego miała nieco wątpliwości.

- I co tam niby robią? – zdziwił się kolejny z chłopaków.

- Co za różnica? Nie przeszkadzajmy im.

- A jak coś się stało?

- A co mogło się twoim zdaniem stać?

- Bo ja wiem… Zgasło im światło, kiedy byli pod prysznicem i…

Pacnięcie. Któregoś z członków zespołu najwyraźniej poniosła wyobraźnia i został skarcony przez swojego bardziej odpowiedzialnego kolegę. Którego? Monika nie wiedziała.

Pewne było tylko to, że osoba ta miała rację. Jej siostra na pewno nie była pod prysznicem z Nathanem Sykesem.

- Musimy sprawdzić, czy są u niej. Zaczynam się martwić, że tak długo nie wracają – kontynuował kolejny głos.

- Trzeba było nie wycinać im tego żartu.

- To niby wszystko moja wina?! – obruszył się „zmartwiony”.

- No a czyja?! Nie zdziwiłbym się, gdyby to przez ciebie nie było prądu! – zachrypnięty głos należał do Toma, skojarzyła to dopiero, kiedy zaczął chichotać swoim charakterystycznym śmiechem.

Rozjaśniło jej się w głowie, bo kojarzyła już dwóch z czterech rozmówców. Trzy metry od niej stali Siva, Tom, Jay i Max. Możliwe, że któryś z nich był tym, który ją potrącił, kiedy wyściubiła nos z pokoju (co było jej drugim błędem, zaraz po bawieniu się w Złotą Rączkę).

- Zapukajmy do Maggie – oznajmił Siva z kluchą w gardle. – Który to pokój?

- Tutaj – oświadczył jego kumpel, a Monice pociemniało przed oczami.

Na chwilę odpłynęła, by zdać sobie sprawę, że stoją tuż obok, oczywiście nie zdając sobie sprawy z jej obecności. Któryś z nich (nie miała pojęcia który), wyciągnął rękę, żeby zapukać do drzwi pokoju jej siostry. Otarł się przy tym o jej cycek.

- O, przepraszam! – odezwał się chłopak, zdając sobie sprawę, że kogoś zahaczył.

- No problem – odpowiedziała Monika grubym głosem.

- Jay, łajzo! Po ciemku uważaj podwójnie! – To był głos Maxa, sprawa stała się jasna. Teraz rozpoznawała już wszystkich i czułaby się znacznie bardziej komfortowo, gdyby nie fakt, że jeden z członków zespołu właśnie dotknął jej biustu. 

Pukali do drzwi, ale nikt nie odpowiadał. Albo rzeczywiście Madzia z Nathem byli pod prysznicem, albo nie było ich w pokoju.

- Co robimy? – spytał Max, chcąc się oprzeć ręką o ścianę, a natrafiając na drugi cycek siostry swojej nowej koleżanki, która zamiast odejść na bezpieczną odległość, stanęła z boku, czekając na zbawienie, które przyniosło jej kolejne upokorzenie.

- O, przepraszam! – powiedział, a Jay zachichotał, zdając sobie sprawę, że kolega posłużył się jego cytatem.

Odwalcie wy się od moich cycków, miała ochotę powiedzieć Monika, ale ugryzła się w język.

- Czy ja dotknąłem pani biustu? – spytał jak gdyby nigdy nic Łysy, a Tom parsknął.

Zignorowała zupełnie jego pytanie, bo robili sobie jaja. Rozmawiali coś między sobą, ale nie słyszała, bo na korytarzu zapanowało poruszenie i w oddali dostrzegła błysk latarki. Zrozumiała, że pojawił się pracownik hotelu, który informował, że ekipa elektryków jest w drodze i będą pracować nad rozwiązaniem problemu. Obiecywał, że za pół godziny prąd powinien być, a do tego czasu prosił o pozostanie w pokojach. Monika nie miała pojęcia, czy rozdawał gościom latarki (co byłoby wskazane w danym momencie). Całą jej uwagę pochłonęło zniżenie się do pozycji kucającej, żeby uniknąć pojawienia się w świetle, które nie tylko zdradziłoby jej tożsamość, ale i ukazało ją w niezakonserwowanej formie. Na czworakach zaczęła kierować się w stronę swoich drzwi od pokoju, które znajdowały się trzy metry dalej.

Nagle przeszywający ból przebiegł jej od dłoni przez cały organizm. Ktoś nadepnął jej na rękę, w ciemnościach nie widząc, co się dzieje.

- Kurwa mać! – wrzasnęła tym razem na głos, a pracownik hotelu, którego skonfundowało nieco to jakże piękne zawołanie w obcym języku skierował snop światła prosto na jej twarz. Turban zwinięty na głowie wyprostował się jak na komendę i w ostatniej chwili zasłonił oblicze wstydu, które spłonęło rumieńcem.

- Najmocniej panią przepraszam. Nie zauważyłem!

- Nic się nie stało… - wydukała, starając się przybrać normalny ton. Tym razem wybrała też jego język, co znacznie go uspokoiło.

- Zgubiła pani coś?

- Yhm. Szkła kontaktowe – skłamała, bo to była pierwsza rzecz, która przyszła jej do głowy.

- Przyniosę latarkę – zobowiązał się zmieszany pracownik hotelu i jeszcze raz przeprosiwszy, ruszył w stronę schodów, skąd przyszedł. Zatrzymał się jeszcze na końcu korytarza, by zwrócić się do spanikowanych gości. – Chętnych na darmową kolację przy świecach zapraszam na dół razem ze mną. Resztę państwa proszę o bezwzględne pozostanie w pokojach, ze względów bezpieczeństwa.

Wiele osób pokusiło się o darmowy posiłek i potykając się podreptali za młodym mężczyzną. Monika oczywiście została. Pasiaste kolorowe spodnie od piżamy, które spadały jej z dupy, ukazując różowe gacie musiała sobie podciągnąć, kiedy zauważyła, że ktoś podświetla sobie drogę wyświetlaczem telefonu. Ręcznik ściągnęła z głowy i zaczęła rozczesywać mokre włosy dłońmi. Siedziała teraz przed drzwiami do swojego pokoju, które nieopatrznie zatrzasnęła. Hol powoli pustoszał, a ona czuła, że robi się coraz goręcej. Najwyraźniej klimatyzacja przestała działać, a ona była w potrzasku. Nie mogła wejść do pokoju i otworzyć sobie okna. Nie miała klucza. Podciągnęła nogi pod brodę i postanowiła cierpliwie czekać na zbawienie. Nagle ktoś poświecił telefonem na podłogę tuż przed jej nosem.

- Zanim przyjdzie ten gościu, ktoś może podeptać soczewki – oświadczył głos, w którym rozpoznała Maxa.

Głos zamarł jej gardle. Wcześniej odzywała się po angielsku, nie mogła więc wymówić się nieznajomością języka. Zresztą, byli tak cicho, że myślała, że poszli na darmowy posiłek. Teraz, kiedy o tym myślała, oczywiste było, że zostali. Zapewne wśród gości znajdowało się sporo ich fanów, którzy korzystając z przerwy w dostawie prądu, zamęczyliby ich prośbami o autografy i zdjęcia.

- Pomogę ci – kontynuował Max, jak gdyby nigdy nic, przeszukując podłogę.

- Nie trzeba – odpowiedziała najgrzeczniej jak potrafiła, ale równie grubym głosem jak uprzednio.  – Mam zapasowe.

Kolejne kłamstwo. Szlag by trafił te zbiegi okoliczności. Madzia miała rację, że Wielka Brytania rządziła się własnymi prawami. I do cholery, gdzie ona się podziewała?!

Zanim Łysy zdążył poświecić telefonem w jej twarz, już znajdowała się kawałek dalej, w zupełnych egipskich ciemnościach. Potknął się o jej porzucony ręcznik i zaklął na głos. Jay, Tom i Siva chichotali gdzieś w oddali, domyślając się, co się stało. Również mieli telefony, ale mogły one poświecić co najwyżej obszar półtora metra. Nie zobaczą jej. Przynajmniej taką miała nadzieję.

Szybko przypomniała sobie, że idiota z recepcji chciał tu zaraz przyjść z latarką i ujawnić światu jej tożsamość, a na to nie była gotowa. Zaczęła przesuwać się wzdłuż drzwi i liczyć je po kolei, by móc tu trafić. Nie była pewna czy idzie w kierunku schodów, czy przeciwnym. Do momentu, kiedy noga ześlizgnęła jej się ze stopnia i runęła jak długa w dół.

Zginę, przemknęło jej przez myśl. Nie wiedziała, co się dzieje. Wszystko rozgrywało się tak szybko.

- To ta od soczewek! – krzyknął ktoś po angielsku, ale nie chciało jej się nawet zastanawiać, kto to był. Miała tylko nadzieję, że w ciemności jej nie znajdą, leżącej na półpiętrze z obitą dupą i całkiem możliwe, że gaciami na wierzchu. Przeliczyła się. – Brukselka? – usłyszała zdziwiony nosowy głos Maxa, który świecił jej swoim i’Phonem po twarzy. – Dlaczego tu leżysz?

- Wyświadcz mi przysługę i nic nie mów, bo w ogóle cię nie rozumiem – powiedziała nienagannym angielskim, złapała się za głowę i wstała. Wyszła z oświetlonego kawałka korytarza i momentalnie zderzyła się czołami z jakimś chłopakiem, najprawdopodobniej Tomem, bo byli podobnego wzrostu.

- Aua! – krzyknął.

- To ta wariatka od taksówki – oświadczył zniesmaczony Max, zły, że ktoś ośmielił się zwracać mu uwagę.

- To policja jej nie zabrała? – zdziwił się Siva, który stał u szczytu schodów.

Dzięki temu, że się odezwał, była w stanie go wyminąć i uniknąć zderzenia. Po ciemku nie miała pojęcia, gdzie się kieruje. Macała ścianę, próbując przypomnieć sobie, ile drzwi naliczyła. Ich głosy zostawały w tyle, oddalała się po cichu i chyba tego nie zauważyli.

- A gdzie teraz poszła? – dobiegł ją głos Toma. – Złamała mi nos!

- I co, chcesz jej oddać? – spytał ze śmiechem Jay.

Pacnięcie.

- Nie, podeptać jej szkła kontaktowe – prychnął Tom i były to ostatnie słowa na jakich się skupiała.

Skołowana nie potrafiła przypomnieć sobie, gdzie znajduje się jej pokój. Nie miała klucza, telefonu, perspektyw na pozytywne rozegranie tej sytuacji… Niech już wejdą do swojego pokoju i dadzą jej spokój!

Rozległ się trzask jednych drzwi, zaraz potem drugich. Życzenie się spełniło. Korytarz opustoszał zupełnie. Pozostało tylko czekać aż przyjdzie boy hotelowy z latarką i wybuchnie śmiechem, widząc jej mokre sterczące włosy i wyciągniętą starą piżamę.

Pracownik hotelu nie przyszedł. Alleluja, pomyślała Monika. Cieszyła się niezmiernie, ale świadczyło to o niezbyt poważnym traktowaniu obowiązków. Czuła się jak na Titanicu. Zdana na siebie, przerażona (tyle że nie o własne życie, a o wizerunek), mająca nadzieję na najlepsze, ale oczekująca najgorszego. Siedziała z kolanami podciągniętymi pod brodę, żałując, że przyjaciółka zaproponowała jej wyjazd, który był idealną okazją do przywiezienia Jayne Collins podpisanych dokumentów. Można było pocztą, do cholery! Wtedy nic takiego nie miałoby miejsca.

Monika nie miała pojęcia, że kilka pięter niżej, w ogrzewanej chwilowo chłodni znajdowała się jej siostra, która również pokusiła się o podobne porównane do kultowego filmu z Leonardo DiCaprio. Tyle że ona naprawdę zaczynała tonąć. I to nie tylko we własnym pocie, ale i w topniejącym lodzie. Otoczona kilogramami mięcha i mrożonych warzyw i wątłymi ramionami najmłodszego członka The Wanted.

Światło zapaliło się zgodnie z zapowiedziami po półgodzinie. Powinno być wybawieniem, ale zarówno Madzia i Nath w chłodni jak i Monika na hotelowym korytarzu zdali sobie sprawę, że drzwi dzielące ich od szczęścia są nadal zablokowane.

- No i kurwa zajebiście – oświadczyła Monika, przeglądając się w lustrze w zdobionej ramie, które wisiało na ścianie na hotelowym korytarzu.

Wyglądała lepiej niż najgorzej, ale i tak żałośnie. Włosy przeczesywała palcami, by nie sterczały śmiesznie na wszystkie strony świata. Że też nie miała fryzury siostry, która zawsze ładnie się układała, nawet bez żadnego wysiłku.

- Madzia, gdzie ty jesteś? – spytała sama siebie, nie zdając sobie sprawy, że jej młodsza siostra jest zamknięta w chłodni z przystojniakiem z zespołu.

Światło zakłuło w oczy i Natha i Madzię, więc odskoczyli od siebie. Ona nie miała pojęcia, jak długo ją obejmował, ale fakt, że był w samych gaciach teraz wydał jej się jeszcze bardziej zawstydzający. Chłopak również się zmieszał, złapał ciuchy przewieszone przez najsuchszą półkę i odwrócony do niej tyłem zaczął się ubierać.

- Wyschły? – spytała, żeby ukryć zażenowanie.

- Niezupełnie. Ale włączyli chłodziarkę. Dziwnie wyglądałbym w samej bieliźnie.

- Myślisz, że ktoś zauważy, że tu jesteśmy?

- Być może jeśli staniemy przy okienku.

Oboje zbliżyli się do niewielkiej szybki podobnej do bulaju na statku. Za drzwiami przemknęła im twarz pracownicy hotelu, którą widzieli w kuchni jako pomoc kucharza. Zaczęli dudnić w dźwiękoszczelne drzwi, ale nie zwróciła na nich najmniejszej uwagi. Po chwili zawróciła i znowu pokazała im się w małym otworze, ale ani przez chwilę nie zerknęła w ich stronę. Po prostu zgasiła światło.

Bladoniebieska awaryjna jarzeniówka zamigotała tuż przy suficie, rzucając nikłe światło na pomieszczenie. Madzia i Nathan spojrzeli na siebie zawiedzeni.

- Dlaczego nie przyszła posprzątać? – spytała dziewczyna, spoglądając na podłogę zmoczoną od roztopionego lodu, który niebawem miał zacząć zamarzać.
Chłopak wzruszył ramionami i rozejrzał się po lekko rozświetlonym przez jarzeniówkę pomieszczeniu. Nie mieli gdzie usiąść, użyli więc wywróconej miski i plastikowego kosza z podrobami.

- Dziesięć stopni – oświadczył Nath, dokonując oględzin termometru umieszczonego na ścianie tuż za uchem dziewczyny. – I ciągle spada.

Madzia szczelnie otuliła się sweterkiem, który wcześniej zdjęła ze względu na wysoką temperaturę. Co będzie jeśli pot, który wcześniej pokrył jej ciało teraz zamieni się w sopelki lodu? Czy to w ogóle możliwe? Nath siedział zamyślony i wpatrywał się w rozładowany i bezużyteczny bez zasięgu telefon.

- To o której macie tę próbę? – spytała w końcu dziewczyna, naciągając rękawy na dłonie, by lepiej je ogrzać. Zaczęła uderzać jedną o drugą, by pobudzić w nich krążenie. Termometr wskazywał już sześć stopni, a temperatura nadal spadała.

- Na dziesiątą – wyjaśnił.

- Spokojnie, do tego czasu nas znajdą. Będą musieli wejść tu z rana, żeby wziąć jakieś produkty spożywcze na śniadanie. – Mówiła jak katarynka i sama nie wierzyła w słuszność swoich słów. Bardziej próbowała uspokoić siebie, bo on uspokojenia nie potrzebował. Wyglądał na zrelaksowanego, co jeszcze bardziej ją irytowało. – A może chłopcy nas znajdą? Albo Jayne?

- Jayne zapewne łyknęła już swoje tabletki nasenne – wyjaśnił jak gdyby nigdy nic. – A chłopaki w życiu nie wpadliby na pomysł, że można nas szukać w chłodni. Nawet teraz, kiedy włączyli prąd.

- To żeś mnie uspokoił, chłopie – rzuciła pod nosem po polsku. Nie zapytał, o co jej chodziło. Może język już mu zdrętwiał z zimna?

Siedzieli kilka minut w ciszy, ale równie dobrze mogła to być godzina. Madzia nie potrafiła rozróżnić upływu czasu, chłodnia rządziła się swoimi prawami. Szczęka zaczęła jej gwałtownie latać w górę i w dół, usta Natha posiniały. Pod stopami mieli już świeżo zamarznięty lód.

- Musimy się przytulić. Tracimy za dużo ciepła – oświadczył nagle i przysunął swoją plastikową skrzyknę do jej miski.

Najwyraźniej stwierdził, że siedzi za nisko w stosunku do niego, bo poklepał swoje kolana.

- Nie! – zaparła się. Głos drżał jej i z zimna, i z zażenowania.

Spojrzał na nią spode łba i ponownie poklepał swoje kolana. Tak bardzo nie chciała ich zmiażdżyć, ale w tej chwili nie chciała też odmrozić sobie tyłka, co było całkiem prawdopodobne. Usiadła na nim dziwacznie i pokracznie, chcąc jak najwięcej ciężaru przenieść na swoje nogi. Za mocno się zaparła i stopa poślizgnęła jej się na zamarzniętej posadzce, co spowodowało komiczną wywrotkę i w rezultacie oboje wylądowali na ziemi. Tym razem to ona przygniatała jego.

- Moje żebra… - wydukał i zdała sobie sprawę, że wbija mu łokieć w okolicy mostka. Szybko podniosła się z ziemi, próbując utrzymać równowagę.

- Przepraszam. Trzeba było nie kazać mi na sobie usiąść – usprawiedliwiła się.

- Usiądź, ale tym razem normalnie – polecił i rzucił jej spojrzenie nie znoszące sprzeciwu.

Wzruszyła ramionami i usiadła na nim, mając nadzieję, że nie pogruchota mu kości. Oparł się o ścianę i objął ją rękami. Przynajmniej w dupę i ramiona zrobiło jej się cieplej.

- Oglądałam taki serial, w którym dwójka głównych bohaterów utknęła w chłodni i wyobraź sobie, że rozebrali się do bielizny, by móc lepiej się ogrzać.

- Uważasz, że my też tak powinniśmy zrobić? – spytał, zbijając ją z tropu.

- Nie! Przecież nie wspomniałam o tym, żeby coś proponować.

- Ale to ma sens…

- Nawet tak nie mów! Już jest dziwnie, a co dopiero, kiedy będziemy tu siedzieć prawie nadzy. A jeśli ktoś nas znajdzie?

- Masz rację – spuścił głowę i mocniej przycisnął ją do siebie. – Gazety miałyby dobrą pożywkę. O ile już ktoś nie pstryknął nam fotki w restauracji, kiedy się na ciebie przewróciłem.

- Tego się nie dowiemy, bo do chłodni nie dostarczają prasy – zaśmiała się, ale tak bardzo szczękała zębami, że wyszło z tego dziwne jęczenie. – Jak myślisz, która może być godzina?

- Bo ja wiem… Ta kobieta zgasiła światło, a to oznacza, że zamknęli kuchnię. Pozostaje nam tylko czekać, aż ją ponownie otworzą.

- No to może coś zaśpiewasz, żebyśmy nie zasnęli i nie zamarzli we śnie? – zaproponowała, a on pokręcił głową.

- Nie mogę. Rozwalę sobie gardło. Są minus dwa stopnie – wyjaśnił, spoglądając na termometr.

- Acha. – Była to jedyna odpowiedź, która przyszła jej do głowy. - Ciekawe, co robią teraz chłopacy? – zmieniła temat.

- Pewnie co jakąś godzinę przypominają sobie, że nas nie ma, plotkują o naszym romansie, a potem śpiewają, wygłupiają się albo robią inne rzeczy, które można robić tylko z dala od chłodni.

- Może powinnam spróbować przesłać jakiś telepatyczny sygnał siostrze, zanim zamarzniemy? W filmach zawsze działa.

- To twoja siostra bliźniaczka?

- Nie – odpowiedziała zdziwiona. – Ale nie zaszkodzi spróbować, co?

- Cóż, spróbować zawsze można. - Wzruszył ramionami. Nieudolnie, bo cały trząsł się z zimna. – O ile nie okrada właśnie kuchni, to wątpię, żeby coś z tego wyszło.

Wiedziała, że pił do faktu, że jej siostra uciekła z taksówki bez płacenia. Nie chciała jednak tego komentować, żeby nie pomyślał sobie więcej złego o jej rodzinie.

- Może pochodzimy? – zaproponowała.

- Stracimy za dużo ciepła. Przed nami cała noc, powinniśmy się oszczędzać.

- No tak…

Uderzyłaby się otwartą dłonią w czoło, gdyby nie fakt, że obawiała się, że ta jej przymarznie do twarzy. Po głowie krążyła jej setka myśli, których nie mogła wypowiadać. Rozważała nawet żarliwą modlitwę, bo nie miała ochoty umierać w tak młodym wieku i to w tak głupi sposób. Postanowiła chwycić się ostatniej deski ratunku i spróbować siostrzanej telepatii, która w tej chwili wydawała się jednak abstrakcją. Gdzie jesteś, Monia?

- Gdzie ty do cholery jesteś, Madzia – powiedziała sama do siebie Monika, która utknęła na hotelowym korytarzu i próbowała wymyślić, co ze sobą zrobić, żeby nie ośmieszyć się do reszty.

Światło się zapaliło, na korytarz zaraz mieli wrócić goście hotelowi, którzy skusili się na darmową kolację. Ona stała przed drzwiami swojego zamkniętego pokoju i niemalże waliła w nie głową. Była taka głupia i bezmyślna! Ciągle jej to wypominano. Potrafiła wejść w przechodnia idącego przed nią na ulicy albo przegapić przystanek autobusowy. Kiedy rodzice dowiedzieli się, że jedzie z koleżanką do Wielkiej Brytanii i przy okazji zawiezie szefowej siostry dokumenty, wyśmiali ją. „Zginiesz”, powtarzali. Cóż, praktycznie mieli rację, bo była tu niecałą dobę, a już zdążyła uciec z taksówki bez płacenia, pozbawić prądu hotel, zatrzasnąć drzwi od swojego pokoju i ośmieszyć się przed znanym boysbandem.

Włosy jej wyschły i wyglądała nieco lepiej niż zmoknięty Smeagol, ale fakt, że nie miała na sobie makijażu, nie był pocieszający. Boy hotelowy, czy kimkolwiek był palant, który nadepnął jej na rękę i zobowiązał się przynieść latarkę, nie przyszedł. Oznaczało to, że nie miała kogo spytać, co robić w tej niewątpliwie durnej sytuacji. Dla pewności zapukała jeszcze do pokoju siostry, ale ta nie odpowiadała.

Monia postanowiła więc poświęcić swoją godność i zejść do recepcji, by zapytać o dodatkowy klucz. Na schodach mijała gości, którzy patrzyli na nią dziwacznie, ale starała się ich ignorować, by nie wybuchnąć złością. Dlaczego nie pojechali windą? Przecież był już prąd, do jasnej cholery! Może bali się, że utkną w niej, kiedy po raz kolejny ktoś wysadzi instalację elektryczną? Obsługa wiedziała już, kto był sprawcą awarii? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi.

Ze stresu zachciało jej się wymiotować, ale z podniesionym czołem podeszła do mężczyzny siedzącego za ladą w holu głównym.

- Dobry wieczór – powiedziała najłagodniej jak potrafiła, starając się wyzbyć obcego akcentu. Z niewielkiego doświadczenia wiedziała, że lepiej traktowali „swoich”, którzy rzekomo byli bardziej rozeznani i znali swoje prawa, a co za tym idzie, mogli się o nie wykłócać.

- Dobry wieczór! – odpowiedział uprzejmie mężczyzna, podnosząc głowę znad gazety i rzucając jej pogardliwe spojrzenie, kiedy ujrzał wyciągniętą bluzkę od piżamy z sercem na piersiach. – Mogę w czymś pomóc?

- Właściwie to tak. Zatrzasnęłam drzwi od pokoju, a kartę magnetyczną i klucz zostawiłam w środku. Czy jest jakaś możliwość, żebym dostała zapasową?

- Oczywiście. Pani godność?

Podała nazwisko. Spojrzał na nią dziwacznie, więc przeliterowała i podała również imię.

- Zgadza się, pokój 403. Mogę pani wydać tymczasową zapasową kartę magnetyczną, ale potrzebuję dokumentu tożsamości.

Spojrzała na swoją piżamę, która nie miała żadnych kieszeni.

- Ty chyba żartujesz… - prychnęła pod nosem, ale niestety usłyszał jej kpiące słowa.

- Takie są przepisy – wyjaśnił, pokazując swoją wyższość. Władzy mu się zachciało, pieprzonemu recepcjoniście.

- Dokumenty i moje rzeczy osobiste zostały w pokoju. Co mam w takim razie zrobić? Spać na korytarzu? A może się włamać?

- Czy jest ktoś, do kogo możemy zadzwonić i kto potwierdzi… - Mężczyzna urwał, jakby kolejne słowo nie chciało mu przejść przez gardło. - … pani tożsamość?

- Jayne Collins. Meldowała mnie – wyjaśniła Monika, robiąc głupią minę do pary staruszków, która szeptała coś za jej plecami. Zapewne nabijali się z jej piżamy i faktu, że była na korytarzu na boso.

Recepcjonista wcisnął jakiś numer w telefonie i oczekiwał na odpowiedź.

- Niestety, nikt nie odbiera. - Sytuacja wyglądała coraz gorzej. – Ktoś jeszcze?

- Tak, moja siostra.

To samo. Zero odpowiedzi. Tego akurat Monika się domyśliła, bo sama pukała do drzwi pokoju dziewczyny i nikt jej nie otworzył.

- Jeśli to wszyscy, którzy przychodzą pani do głowy, to obawiam się, że nic nie mogę zrobić. – Mężczyzna zrobił smutną minę, ale przebijał w niej fałsz i wyższość.

Wyglądał, jakby czaił się tylko, żeby wezwać ochronę, która mogłaby wyrzucić ją z hotelu. Zdawała sobie sprawę, że może pomyśleć, że jest po prostu dziewczyną, która chce wkręcić się na darmowy nocleg, podając się za kogoś innego. Ale do jasnej cholery, gdyby przyszła z ulicy, to czy miałaby na sobie piżamę?!

- Proszę poczekać w recepcji. Za godzinę spróbujemy ponownie zadzwonić – polecił mężczyzna, wskazując jej ławkę.

Wokoło kręciła się masa ludzi. Kierowali się do baru, by odreagować stres spowodowany przerwą w dostawie prądu. Zupełnie nie podobało się to Monice, bo wszystkie oczy były skierowane właśnie na nią i to niezbyt przychylnie.

- Teraz muszę panią przeprosić. Elektrycy przeprowadzają ekspertyzę, żeby zlokalizować przyczynę awarii.

Monika zakrztusiła się chyba tylko i wyłącznie własnym językiem, kiedy usłyszała te słowa. Nagle zdenerwowała się jeszcze bardziej i zapewne spłonęła ognistym rumieńcem.

- Teraz mi się przypomniało, że miałam klucz w ręce, kiedy to się stało! Musiałam go zgubić na holu na górze! – oświadczyła nazbyt entuzjastycznie, co wydało się recepcjoniście podejrzane.

- Czy mam wysłać kogoś z panią? – spytał podejrzliwie, a ona pokręciła głową. - Jednak zawołam Bena. To naprawdę dobry pra… - recepcjonista urwał, kiedy zdał sobie sprawę, że jego rozmówczyni zniknęła jak kamfora. Z całych sił puściła się biegiem do windy, by zdążyć zanim odwróci głowę w jej stronę.

Korytarzem naprzeciwko niej podążali zagadani Tom i Max, w ostatniej chwili udało jej się schować za automatycznie zamykającymi się drzwiami dźwigu. Nie zauważyli jej.

- Uff! – odetchnęła, opierając się plecami o ścianę, zanim wcisnęła przycisk odpowiedniego piętra. Zdała sobie sprawę, że nie jest w małym pomieszczeniu sama. Stała między Jayem i Sivą z The Wanted.

Zaczęła nerwowo chichotać i wciskać przycisk z numerem piętra na elektronicznej palecie. Nic się jednak nie zmieniało na panelu, który wskazywał piwnicę. Panikowała coraz bardziej. Ktoś popukał ją w ramię i odwróciła się niepewnie.

- My wcisnęliśmy numer jako pierwsi – wyjaśnił Siva, uśmiechając się do niej pokrzepiająco.

- Och… no tak – odpowiedziała, paląc buraka i stając w kącie jak najdalej nich.

Winda ruszyła, by zatrzymać się w ciemnych czeluściach piwnicznej części hotelu, którą stanowiły magazyny.

- Nath! Maggie! – krzyknął Jay przez otwarte drzwi, podczas gdy jego kolega blokował je nogą, żeby się nie zamknęły. – Jesteście tam?!

Monika zmarszczyła brwi. Było aż tak źle, że musieli szukać jej siostry i swojego kumpla po całym hotelu? Zapewne rozdzielili się i działali parami, stąd Max i Tom, których widziała na korytarzu na dole. Nie chciała zdradzać swojej tożsamości, pasowało jej, że zupełnie ją ignorowali. Jedyną osobą, która ją rozpoznała był póki co Łysy, który bezczelnie poświecił jej w twarz swoim telefonem. Jay i Siva pewnie nie mieli pojęcia, z kim jadą windą (choć piżama mogła ich nieco naprowadzić na kierunek „wariatka”).

- Halo! – krzyczał Siva.

- To nic nie da. Musimy się przejść i przeszukać te boksy. Może migdalą się gdzieś za tamtymi skrzyniami. – Jay zamyślił się, a Monika zrobiła duże oczy i nie wytrzymała. Za nic nie chciała ich zagadywać, ale tu chodziło o jej siostrę, do cholery!

- Co?! – powiedziała nader poruszona, szybko więc odkaszlnęła. – Czy mogę w czymś pomóc?

- Eee… Dziękuję, nie trzeba. Powinnaś chyba wrócić do łóżka – odpowiedział najbardziej uprzejmie Jay, ale w jego oczach widziała, że zaraz parsknie śmiechem z jej piżamy.

- Gdybym miała jak dostać się do pokoju hotelowego, to bym to zrobiła, ale niestety wasza głupia menedżerka nie odbiera telefonu i nikt nie mógł poświadczyć mojej tożsamości, żebym dostała zapasową kartę magnetyczną. A moja siostra gdzieś zaginęła i najwyraźniej szwenda się z waszym kolegą, co nie wróży nic dobrego, bo kilka razy była już gwiazdą wydań poczytnych dzienników. No i wasz kraj jest taki zakręcony, że nic tu nie jest normalne, a wasze gniazdka to już w ogóle porażka. Trzy dziury?! Serio?! Potem ludzie nie wiedzą, gdzie mają wepchnąć wtyczkę i próbuję poradzić sobie domowymi sposobami, które najwyraźniej nie skutkują, bo potem cały hotel nie ma prądu i jest ciemno jak w grobie. A niektórzy zostają uwięzieni na holu w piżamie i obcy ludzie macają ich po cyckach, kiedy próbują zapukać do pokoju mojej siostry! – wyrzuciła z siebie jednym tchem, a Jay i Siva wpatrywali się w nią z szeroko otwartymi ustami.

- Wybacz, ale nie zrozumiałem ani słowa z tego, co właśnie powiedziałaś – oświadczył zbity z tropu Jay. – Nawet tego o cyckach.

Siva, który zdawał się mieć głowę na karku, w ostatniej chwili ponownie wsadził stopę między zamykające się drzwi i zwrócił się do kolegi.

- Ona najwyraźniej próbuje powiedzieć, że ty i Max macaliście ją po cyckach.

- O, przepraszam! – Chłopak uniósł ręce w geście obronnym, który miał mówić „co złego to nie ja”.

- Więc reasumując… – kontynuował Siva, jak gdyby nigdy nic. - … To przez nią nie ma prądu, bo przerosły ją nasze gniazdka, które są inne niż w pozostałych częściach Europy, o czym najwyraźniej nie wiedziała…

- Wiedziałam! Tylko zapomniałam! – wtrąciła się, ale zupełnie ją zignorowali i próbowali połapać się w sytuacji.

- Utknęła w piżamie na hotelowym holu, bo drzwi od pokoju jej się zatrzasnęły. Chciała zapukać do pokoju siostry, ale wtedy pojawiliśmy się my, ty i Max macaliście ją po cyckach, bo w ciemnościach nic nie widzieliście. Potem chciała zejść do recepcji, ale spadła ze schodów, co usłyszeliśmy i pobiegliśmy na pomoc. Wtedy Max odkrył, że to ona uciekła z taksówki bez płacenia. – Siva nabrał powietrza w płuca, bo zmęczył się tym tłumaczeniem.

Monika nie zrozumiała prawie nic z tego, co powiedział swoim kluskowatym głosem, ale Jayowi najwyraźniej rozjaśniło się w głowie.

- Teraz rozumiem prawie wszystko – przyznał. – Tylko nie wiem, o co chodzi z tym pokojem siostry. Jakiej siostry? Zakonnej?

- Jej siostry! – westchnął Seev. – Maggie to jej siostra.

- Acha… Co?! – początkowe przytaknięcie głową szybko przerodziło się w mega zdziwienie. – Dlaczego nikt mi nie powiedział?!

- Przysięgam, że jeśli jeszcze raz ktoś powie, że jesteś najbystrzejszym członkiem zespołu, to osobiście go uduszę. – Seev uderzył się otwartą dłonią w czoło i na chwilę zapomniał o przytrzymywaniu otwartych drzwi windy. Szybko się zreflektował i ponownie wsadził stopę w zamykającą się szparę.

- Może ktoś mi powiedzieć, o co tu chodzi?! – spytała poirytowana Monia, która niewiele z ich konwersacji rozumiała.

Czerwona lampka w windzie zapaliła się, sygnalizując, że za długo przytrzymują otwarte drzwi.

- Jedźmy na górę, tu na pewno ich nie ma – oznajmił Siva. – Tam nam wszystko opowiesz, bo domyślam się, że nadal nie masz jak dostać się do swojego pokoju.

- Yhm… - przytaknęła zdziwiona tą uprzejmością. Myślała, że wyzwą ją od wariatek lub złodziejek, tymczasem zachowali się bardzo w porządku. Swoją drogą, że narażali ją na niebywałą niezręczność. – A co z moją siostrą?

- Max i Tom ją znajdą – pokrzepił ją Siva, a Jay zachichotał.

- O ile nie przerwą poszukiwań, by wstąpić do baru.

Monika się zaniepokoiła, więc chłopak zaczął jej tłumaczyć, że tylko żartował. Uspokoiło ją to nieco i przestała nawet myśleć o fakcie, że jest eskortowana przez dwóch członków boysbandu w samej piżamie. Dalszą drogę na piętro przebyli w ciszy. Kiedy stanęli przed drzwiami ich pokoju, pierwszy odezwał się Jay.

- Brukselka… - powiedział pod nosem i wszyscy troje wybuchli śmiechem.

~*~

środa, 28 listopada 2012

Rozdział 24 - "Safari w lodówce"

Hej!
Nadchodzący rozdział musiałam podzielić na dwa, bo był baaardzo długi. Jednakże mam do niego niezwykły sentyment, mam nadzieję, że Wam się spodoba.

Co myślicie o tym, żebym wstawiała odcinki częściej, ale krótsze? Chciałabym aby odcinki świąteczne zbiegły się w czasie z naszymi świętami (mimo iż akcja opowiadania póki co rozgrywa się w zeszłym roku).

little_psycho - Witam nową czytelniczkę, mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej. Cieszę się, że przypadła Ci do gustu postać Moniki, niebawem, jak się pewnie domyślacie, zostanie ona obok Magdy główną bohaterką.

truskawkaaaaaaa - One Direction z Liamem na czele niedługo powrócą. W głowie Madzi zacznie też powoli rodzić się mętlik, co do uczuć, ale nie chcę niczego zdradzać. Musisz być cierpliwa :)
Chciałabym Was serdecznie zaprosić do odwiedzin tego bloga z opowiadaniem o One Direction. Naprawdę warto! Fanki The Wanted może przekonają się do nieco młodszych chłopaków :)
 http://differentbutreal-onedirection.blogspot.com/

Pozdrawiam i dziękuję za wsparcie :*

W tym rozdziale Maggie i Nath zmagają się z faktem zatrzaśnięcia w restauracyjnej chłodni.
 
~*~
 
 
- Maggie… - odezwał się Nath w ciemnościach.
 
- No…? – spytała niepewnie, zdając sobie sprawę, że powtarza się podobna sytuacja, którą przeżyła z Liamem w windzie.

- Te drzwi są zamykane elektrycznym zamkiem. Nie ma prądu, nie wyjdziemy.

- Domyśliłam się – westchnęła ciężko, siadając na ziemi i stawiając obok siebie michę z kawałkiem ciężkiego mięcha, które zamierzali wsadzić Jayowi do łóżka w geście zemsty.

- Nie wydajesz się tym zaniepokojona – stwierdził.

- Cóż, mam pewne doświadczenie w tej dziedzinie – oświadczyła. – I mam dziwne wrażenie, że ta awaria prądu ma coś wspólnego z faktem, że moja siostra tu jest.

- Twoja siostra tu jest?! – spytał zszokowany.

- No… Niespodzianka! To ta wariatka, która zwiała taksówkarzowi – wyjaśniła Madzia bez ogródek. – Mięska? – spytała, żeby ukryć zażenowanie, podsuwając mu pod nos michę z mięsem.

Przynajmniej wydawało jej się, że podsunęła mu je pod nos. W sumie nie widziała nawet, gdzie stoi. Po chwili poczuła jednak, jak łapie ją za rękę i siada tuż obok.

- Nie bój się – wyszeptał, a ona się obruszyła.

- Co?! Ja?! Bać się?! Coś ty!

Zaprzeczała zbyt zaciekle, na pewno to zauważył.

- To dlaczego się trzęsiesz?

- No… jesteśmy w końcu w chłodni!

- Tak, ale generator prądu zasilał tą lodówę. Teraz będzie tu coraz cieplej.

- I bardziej mokro – stwierdziła, wypuszczając z ręki kawał mięcha, który zamiast w lodzie, zaczynał leżeć w wodzie. – Pięknie! Nie uduszę się, nie zamarznę, tylko utonę!

- To jak w „Titanicu”! – zachichotał Nath.

- Cholernie romantyczne! – prychnęła.

- Dla mnie romantyczne… - powiedział pod nosem i poczuła jego rękę na swoim ramieniu. Nie miała pojęcia, jak w ciemności wygląda wyraz jego twarzy, więc nie potrafiła ocenić, czy gest był poważny, czy chłopak się z niej nabijał.

- Co ty robisz? – spytała zszokowana.

- Och, przepraszam. Myślałem, że to… miska. – Skłamał nieudolnie i chyba zdawał sobie z tego sprawę, ale nie chciała wprawiać go w zakłopotanie, więc zwyczajnie odsunęła się na bezpieczną odległość.

Zapadła niezręczna cisza.

- Gorąco tu – odezwała się w końcu, wachlując się dłonią. Wyszło śmiesznie, bo on w tym samym czasie również zdecydował się przerwać ciszę.

- Nie mam zasięgu.

Spojrzeli na siebie skonsternowani.

- No ale chyba się tu nie udusimy, nie? – spytała zdziwiona, spoglądając w stronę, w której powinien siedzieć lub stać (nie była pewna, bo w chłodni był dziwaczny pogłos).

- Mam nadzieję, że nie. Jutro mam koncert – zaśmiał się nerwowo. – Usiądź, bo dziurę w podłodze wywiercisz.

Nie zrozumiała tego, co powiedział później, ale nakaz spoczęcia w miejscu wydał jej się na tyle sensowny, że zajęła miejsce obok w na tyle bezpiecznej odległości, żeby nie mógł jej znowu objąć.

- No to utknęliśmy tutaj…

- Taaaak…

- Ciekawe, co robią chłopacy – zastanawiał się na głos, a ona miała dość tej niezręcznej atmosfery, ale chłodnia o ograniczonej powierzchni była wręcz pułapką. – Pewnie Jay wycina im kawały, Tom się denerwuje, Seev zamula, a Max… nie wiem, z kim w tej sytuacji może trzymać.

Pokiwała głową, bo nie miała pojęcia, co może na to odpowiedzieć. Zapomniała, że wkoło panowały egipskie ciemności.

- W porządku? – spytał z troską, wyciągając w jej stronę rękę. Trafił na kolano, szybko więc się cofnął.

- Dlaczego miałoby być nie w porządku? – zdziwiła się.

- Nie odpowiedziałaś…

- Och, sorki. Po prostu pokiwałam głową. Głupia ja! – Uderzyła się otwartą dłonią w czoło i szybko tego pożałowała.

- W porządku? – spytał ponownie.

- Coś często o to pytasz!

- Cóż, martwię się. To wszystko. – Pewnie wzruszył ramionami, ale tego nie widziała.

Nagle nikła poświata wyświetlacza telefonu rozświetliła pomieszczenie.

- Co do… - powiedział sam do siebie Nath, łapiąc się za kark.

- W porządku? – spytała zatroskana, a on spojrzał na nią spode łba.

- I jak, udzieliła ci się troska, co? – spytał ze śmiechem.

- Chłodnie łączą ludzi – wyjaśniła, marszcząc brwi. – Co się stało?

Wyświetlacz zgasł i ponownie zapanowały egipskie ciemności.

- Odsuń się od półek, mięso się rozmraża i spłynęła na mnie dość pokaźna porcja rozpuszczonego lodu.

- Czyli wody, tak? – zachichotała.

- Tak. I to wcale nie jest śmieszne! Jestem cały mokry.

Szelest. Szarpanie.

- Nath… ehm… co ty robisz? – spytała niepewnie.

Zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie był to pierwszy raz, kiedy wymówiła jego imię na głos w bezpośredniej konwersacji. No ale cóż, w końcu swoje już przeżyli. Uratował ją przed swoim wężem, jakkolwiek dziwnie to brzmiało. Spała w jego sypialni. Spędziła sporo czasu z jego matką i siostrą. Pracowała dla jego menedżerki. Plotkowano o ich romansie. Leżał na niej. Potrząsnęła głową, by oddalić od siebie zboczone skojarzenia, które nagle ją naszły.

- Zdejmuję mokre ubranie. Nie mogę dostać zapalenia płuc. Trzeba by było odwołać całą trasę.

- Tak, a siedzenie nago w chłodni na pewno uchroni cię przed zapaleniem płuc – prychnęła.

- Pół nago. Spodnie mam suche – wyjaśnił. – O cholera!

Pierwszy raz słyszała jak zaklął. Nie był sobą, to zupełnie do niego nie pasowało. Zawsze był uprzejmy i miły, a przekleństwo, które najwyraźniej mu się wymknęło musiało być spowodowane czymś poważnym.

- Usiadłeś na mięsie? – spytała z nadzieją, słysząc dzwonienie klamry od paska.

- Nie chcesz wiedzieć – oświadczył i prawdopodobnie rozebrał się niemal do naga.

Zapanowała kolejna minuta niezręcznej ciszy.

- Siedzisz koło mnie w samych gaciach, nie? – spytała w końcu Madzia, chowając twarz w dłoniach.

Nie odpowiedział, ale domyślała się, że tak właśnie było. Z półki znowu musiała kapnąć na niego kolejna porcja wody, która zmoczyła dolną część ubrania. Nawet nie chciała rozważać faktu, że zsikał się w majtki.

- Muszę do łazienki – odezwał się w końcu, jakby czytał jej w myślach. – Mam nadzieję, że nie będziemy musieli czekać na pomoc całą noc, bo inaczej skorzystam z misy z mięsem.

Żart był kiepski, zresztą, nie była w nastroju do żartów.

- Sprawdź czy masz zasięg przy drzwiach – poradziła. – Nikt nie wie, że jesteśmy w chłodni, może w ogóle nie spieszą się z naprawą awarii.

Powtórka z rozrywki, pomyślała wspominając sytuację z Liamem w windzie. Ciekawe, co teraz robił? Trwała już trasa 1D po kraju, tego była niemal pewna. Myśleli o niej czasem? Zayn naprawdę się w niej podkochiwał? Powinna oddać mu konsolę, czy sprzedać ją na Allegro, zarabiając sporo pieniędzy?

- Nie mam zasięgu – oświadczył, rozświetlając pomieszczenie. – Ale może w twoim będzie? – spytał z nadzieją, a ona odruchowo złapała się za kieszenie dżinsów.

- Cholera! – zaklęła na głos.

- Co się stało?

- Pożyczyłam telefon siostrze, żeby zadzwoniła do domu i powiedziała, że formalności załatwione.

- Czyli jesteśmy zdani na siebie? – spytał ze śmiechem Nath, a ona zmroziła go wzrokiem zanim nikłe światło z wyświetlacza zgasło. - Może powinniśmy nakręcić pożegnalne video? - wypalił, przysuwając się niebezpiecznie blisko niej.

- Jesteś trochę… goły. Mógłbyś się odsunąć? – zapytała z nadzieją.

- Przekroczyliśmy już pewne granice przyzwoitości, kiedy ściągałem z ciebie mojego węża, nie sądzisz?

Mimo iż siedział zamknięty po ciemku w chłodni i to w samych gaciach, był skory do żartów. Czuła się niewyobrażalnie niezręcznie, podeszła więc do metalowych drzwi i zaczęła w nie walić z całych sił.

- Halo?! Ktoś mnie słyszy?!

- Wydaje mi się, że to pomieszczenie jest dźwiękoszczelne.

- Super. – Załamała ręce. – Ugotujemy się.

I jakkolwiek niedorzeczne wydawały się jej słowa, zważywszy, że znajdowali się w chłodni, robiło się coraz cieplej. Zdjęła sweter, w którym rzekomo wyglądała „uroczo”. Kiedy spoci się jak szczur, nie będzie już tak cudnie. Co powiedzą, kiedy ich tu znajdą? Spoconych, półnagich... Sądząc po zachowaniu chłopaka nawet możliwe jest to, że będą w objęciach.

- Jestem tu dwa tygodnie, a przeżyłam więcej niż w ciągu całego życia – oświadczyła Madzia, wyjmując mięcho z misy, odwracając ją do góry nogami i siadając na niej, bo na podłodze zaczęło się robić mokro.

- To chyba dobrze – zauważył.

- Niezupełnie. Nie wiem, czy w Polsce też pracują tacy niekompetentni ludzie, ale pracownicy kuchni powinni zorientować się, że możemy tu siedzieć i nas wypuścić.

- Nie ma prądu. Nie jestem pewien, czy zrobią cokolwiek, bo drzwi się automatycznie zablokowały.

- Więc się udusimy?

- Nie. Jest wentylacja. – Poświecił telefonem i wskazał jej zakratkowany wylot w suficie. Podeszła bliżej do światła, które nagle zgasło.

- Co się stało? – spytała zaniepokojona.

- Bateria mi wysiadła – oświadczył spokojnie.

- Czyli jeśli włączą prąd, a drzwi nadal będą zamknięte… Zamarzniemy na śmierć, bo nawet gdyby jakimś cudem był tu gdzieś zasięg, to nie mamy jak zadzwonić po pomoc? – spytała zdesperowana, a on nic nie odpowiedział, tylko ją przytulił, nie bacząc na fakt, że stoi w pomieszczeniu w samych bokserkach. – No to po nas – westchnęła ciężko.
 
~*~


poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział 23 - "Król kawałow"

Dziękuję Wam za wspaniałe komentarze :*
Mam nadzieję, że nadchodzące rozdziały przypadną Wam do gustu :)


W tym rozdziale Magda i Nath padają ofiarami żartu Jaya i postanawiają się zemścić, a Monika pakuje siebie i pozostałych w kłopoty.
~*~
Jedyną rzeczą, która przyszła teraz Madzi do głowy było zapukanie do drzwi pokoju Jayne Collins, która zgodnie z życzeniami dziewczyny, nie wybierała się na wspólną kolację (Nath wyjaśnił jej, że kobieta nie jadała niczego po osiemnastej).

- Coś się stało? – spytała zatroskana menedżerka, widząc lekko spoconą pracownicę, która stanęła u progu jej drzwi.

- W sumie nawet więcej niż coś – westchnęła ciężko Madzia. – Po hotelu grasuje moja chora psychicznie siostra, która uciekła z taksówki nie płacąc za przejazd. Ochrona jej szuka.

- Zapomniałam ci mówić, że przyjeżdża już dzisiaj. – Jayne uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Jakby fakt, że dziewczyna przyleciała do Wielkiej Brytanii wcześniej był ważniejszy niż jej rozpoczynająca się kariera przestępcy.

- A pomożesz mi jej szukać? – spytała z nadzieją nastolatka, a kobieta machnęła dłonią.

- To nie będzie konieczne.

- Jak to? Nie chcę, żeby trafiła za kratki! A już na pewno nie chcę, żeby narobiła mi obciachu przed chłopakami! – Madzia dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że ostatnie słowa wypowiedziała na głos.

- Nie narobię – oświadczyła Monika, która nagle wyrosła za plecami Jayne. – A przynajmniej się postaram.

Madzi pociemniało przed oczami, więc została wciągnięta do środka pokoju i posadzona na wygodnym fotelu.

- Liczyłam na jakiś uścisk, ale trudno, przeżyję – oświadczyła po polsku Monika, zupełnie zapominając o fakcie, że szuka jej ochrona hotelu.

- Czy ty jesteś chora?! Wiesz, że możesz mieć przez to kłopoty?!

- Hej, gościu chciał dwieście funtów za przejazd, nie mogłam się na to zgodzić! Zresztą, nawet tyle nie mam. – Monia machnęła ręką.

- No to po co brałaś taksówkę?!

- Bo na autobus nie zdążyłam. Byłam w Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaud.

- No ale uciekać bez płacenia?! Mogłaś chociaż powiedzieć, żeby zaczekał i zadzwonić po mnie, pożyczyłabym ci kasę. – Madzia kontynuowała kazanie. Czuła się bardziej dojrzała od siostry, mimo iż tamta była od niej o pięć lat starsza.

- Acha, a potem spłacać cię do końca życia. Zresztą, wkurzył mnie ten gościu, nazywał mnie "brukselką".

Jayne wyglądała na lekko poirytowaną, że nie rozumie, o czym siostry rozmawiają. Nie wtrącała się jednak i czekała cierpliwie aż zejdą na język międzynarodowy.

- Powinien nazwać cię debilką, bo to najwyraźniej bardziej adekwatne określenie!

- I to mówi dziewczyna, która romansuje z każdym, z kim zaczyna pracować. I to po niespełna tygodniu. Bardzo mądrze, wiesz? – spytała obruszona Monika, a Madzia się wściekła.

- Czy ty zdajesz sobie sprawę, że to wszystko głupie plotki?! Po prostu zdarzyły się zbiegi okoliczności i… och, nieważne! Po coś tu w ogóle przyjeżdżała?!

Menedżerka zespołu właśnie wykonywała jakiś telefon za ich plecami, ale w ogóle nie zwracały na nią uwagi.

- Też się stęskniłam – odgryzła się Monia, podchodząc do brzydkiej torby i wyciągając z niej pomiętą teczkę, w której znajdowały się podpisane foliowane zgody. – Proszę. – Podała Jayne, która właśnie skończyła rozmawiać papiery i uśmiechnęła się do niej serdecznie.

W Madzi zagotowała się krew. Miała nadzieję, że kobieta nie da się omamić temu fałszywie uprzejmemu tonowi.

- Załatwiłam sprawę z taksówkarzem – oznajmiła kobieta. – Zadzwoniłam do recepcji, informując, że jesteś moim gościem i że zaszło nieporozumienie, bo jesteś tutaj od godziny i wcale nie przyjechałaś taksówką.

- Wow, dzięki! – ucieszyła się Monika. – I… przepraszam za kłopot. Zazwyczaj tak nie robię.

- Tak, jasne – prychnęła Madzia, a Jayne się uśmiechnęła.

- Zameldowałam cię w pokoju obok siostry, gdybyście chciały trochę porozmawiać…

- A po co? Przecież za kilka dni wracam na święta! – oburzyła się Madzia, a Jayne wzięła to jako dowcip.

- Jesteście głodne? – spytała ze śmiechem. – Chłopcy są na dole w restauracji, a Monika pewnie chciałaby ich poznać…

- Nie! – krzyknęła Madzia, co mogło ją tylko pogrążyć w oczach pracodawczyni i zakwalifikować jako maniaczkę. – To znaczy… Monia pewnie chciałaby się odświeżyć po podróży i w ogóle... - poprawiła się.

Monika cieszyła się, że pozna zespół, ale wolała doprowadzić się do stanu używalności zanim to nastąpi.

- No i załatwione! – Madzia z zadowoleniem klasnęła w dłonie. – Kiedy wracasz do domu? – spytała, a jej siostra spojrzała pytająco na Jayne.

- Formalności załatwione. Nocleg jest opłacony na dwie noce, potem jedziemy dalej w trasę – wyjaśniła kobieta.

- Masz swoją odpowiedź – oznajmiła Monika, a do drzwi rozległo się pukanie.

Tylko nie Nath, tylko nie nikt z The Wanted, powtarzała w myślach Madzia. Prośby zostały wysłuchane. Był to boy hotelowy, który przyniósł kartę magnetyczną do pokoju. Monika nagle spokorniała jak baranek, udawała, że sprawdza coś w torbie, ale jej siostra doskonale wiedziała, że robi to, by nie utrzymywać kontaktu wzrokowego z pracownikiem hotelu. Po pierwsze: była zawstydzona faktem, że okradła taksówkarza, po drugie: zapewne nie wiedziała, czy dać chłopakowi napiwek. Jayne sama załatwiła sprawę.
- Proszę, oto twój klucz do pokoju. – Kobieta podała siostrze swojej asystentki kartę. – Maggie cię zaprowadzi.

- Taaa – przytaknęła Madzia.

Już po chwili spacerowały korytarzem, dyskutując o pierdołach.

- Naprawdę aż tak bardzo wkurzyłaś się, że przyleciałam? – spytała zasmucona Monia.

- Wiesz, narobiłaś mi sporego obciachu – usprawiedliwiła się siostra, wzruszając ramionami.

- I pewnie jeszcze nie raz ci narobię. Ale miło byłoby zostać uściskaną na powitanie, a nie opieprzoną.

- Och, wybacz. Przynajmniej nie zakablowałam na ciebie ochronie. Udawałam, że wzięłaś windę.

- Dzięki.

Doszły do drzwi pokoju, Madzia poinformowała siostrę, jak go otwierać.

- Zdajesz sobie sprawę, że nie będę miała kiedy się tobą zajmować? Ja tu pracuję, wiesz? – spytała nastolatka, a Monia poczochrała jej fryzurę.

- Spokojna głowa, nawet nie mam ubrań na zmianę. Na drugą noc tu nie zostanę.

- To super. To znaczy… Zobaczymy się w święta. No i może jutro wybierzemy się razem na zakupy, kończą mi się ciuchy. – Madzia głośno zastanawiała się, co będą robić jutro.

- Uuu… Widzę, że chcesz zrobić dobre wrażenie na chłopakach! – Monika zaczęła nabijać się z siostry, więc ta rzuciła jej mordercze spojrzenie.

- Zamknij się! Po prostu ich lubię! A teraz idź do pokoju i zadzwoń do domu, żeby rodzice się nie martwili – poleciła młodsza siostra.

- To nie ja mam służbowy telefon, deklu.

- Och, no tak. Masz. – Madzia podała siostrze swój telefon. – Tylko nie przesadzaj! – poleciła.

Zostawiła starszą siostrę w jej pokoju, a sama popędziła do windy, by złapać chłopaków w restauracji. Była głodna, a naprawdę nie chciała jeść sama. Nie kontrolowała godziny, więc nie była pewna, czy jeszcze tam siedzą. Na szczęście już z oddali słyszała podniesione głosy i śmiechy, co jednoznacznie świadczyło o obecności zespołu.

Jay popłakał się ze śmiechu, kiedy Nath wyrżnął orła przez związane przez kolegę sznurówki.

- Niepotrzebnie zachciało ci się iść do łazienki! – chichotał Loczek, przypatrując się nieudolnym próbom Młodego, który podnosił się z ziemi.

- Bardzo śmieszne! – krzywił się Nath, otrzepując ubranie.

- To nie jest śmieszne – stwierdziła zaniepokojona Madzia, która właśnie pojawiła się przy towarzystwie. – Coś mogło się stać!

- Dziękuję! Dokładnie! – powtórzył Nath, podnosząc się do pionu.

- Nie widziałaś całej sytuacji! – wtrącił ze śmiechem Tom. – Jay powiedział do Natha „związałem ci sznurówki, lepiej nie wstawaj teraz do kibla”, a nasz Beniaminek na to „jasne, jasne” no i wstał… i się wypierdzielił!

Madzia nie mogła pohamować parsknięcia, bo sytuacja rzeczywiście wydawała się zabawna. Najmłodszy członek zespołu nieco się naburmuszył, ale tylko na chwilę. Usiedli ponownie do stołu i poinformowali Madzię, że jej zamówili. Podziękowała, choć mina zrzedła jej, kiedy zobaczyła chili con carne. Okazało się, że zamówili jej kurczaka z frytkami, ale Jay poszedł zmienić zamówienie.

- Dzisiaj jesteś jakoś bardziej skory do dowcipów niż zazwyczaj – zauważył Siva, a jego kumpel tylko wzruszył ramionami.

Madzia rozważała, czy nie poinformować chłopaków, że wariatką, która uciekła z taksówki była jej krewna, w ostateczności zdecydowała się z tego zrezygnować. Może uda jej się uniknąć ich spotkania? Była dobrej myśli.

Spędzili miły wieczór, zajadając swoje potrawy (Tom wziął od Madzi chili i całą kolację marudził, że przygotowywana przez niego potrawa jest lepsza). Kiedy odchodzili od stołu, nastolatka, która siedziała obok Natha, nagle poczuła, że krok, który wykonuje tylko ją pogrąża. Wszystko rozegrało się tak szybko, że nie wiedziała, co się dzieje. Runęła jak długa na ziemię, a Nath poleciał prosto na nią, przygniatając ją całym ciężarem.

Jay wybuchnął śmiechem. Kiedy nachylił się pod stół, by rzekomo podnieść pomidora, który spadł mu z talerza, najwyraźniej związał im sznurowadła, ale nie poczuła tego, bo była zaabsorbowana wyjaśnianiem Tomowi, że nawet ulubiona potrawa może zbrzydnąć, kiedy je się ją za często.

- Klasyka! Nigdy mi się nie znudzi! – powtarzał przez śmiech Jay.

- Nie wierzę, że daliście mu się nabrać! A Nath drugi raz w ciągu godziny! – dodał Tom, parskając na cały głos. – Klasyka! – Przybił piątkę królowi dowcipu, podczas gdy Madzia czekała aż chłopak, który ją przygniótł, z niej zejdzie.

- Mógłbyś? – spytała w końcu, widząc, że wpatruje się w nią jak ciele w malowane wrota. Całość trwała może z minutę, ale i tak stanowczo za długo. Dobrze, że to ona go nie przygniotła, bo z pewnością połamałaby mu żebra.

- Jesteś cała? – spytał w końcu Nath, odkaszlnąwszy i podawszy jej rękę.

Kiedy oboje stanęli w pionie, było jej znacznie lepiej i cała krew z twarzy gwałtownie odpłynęła. Szkoda, że nie było tu Moniki. Widziałaby, że wszystkie plotki w gazecie biorą się ze zwykłych zbiegów okoliczności, których ostatnio w jej życiu zdarzało się aż nadto.

- Przestań się tak śmiać, bo i na ciebie przyjdzie pora! – krzyknęła Madzia, rzucając Tomowi mordercze spojrzenie, kiedy ten popłakał się ze śmiechu.

Nakręcał się coraz bardziej, a jego zachrypnięty głos dzwonił jej w uszach i doprowadzał ją do szału. Max i Siva również chichotali, ale samym zainteresowanym nie było do śmiechu. Próbowali odplątać swoje sznurówki, ale graniczyło to z cudem.

- Może pójdziecie boso? Korzenie można zapuścić… - westchnął Max, widząc, że sytuacja się przedłuża, a oni już dawno zjedli i czekali, by wrócić do swoich pokojów.

- Idźcie bez nas, to trochę potrwa – oświadczył Nath, a do ucha Madzi szepnął: - Odbijemy się. Mam pewien pomysł.

Tom, Max, Siva i Jay oddalili się wśród śmiechów i wrzawy, zostawiając nastolatkę samą z najmłodszym członkiem zespołu. Ludzi w restauracji było bardzo mało i w większości siedzieli w drugiej części lokalu. Obsługa celowo ich tam sadzała, by dać zespołowi trochę prywatności.

- To jaki ten plan z zemstą? Nie jestem dobra w robieniu kawałów – przyznała Madzia. – Co prawda ciągle kogoś wkręcam, ale nigdy nie realizowałam chytrego planu i  to we współpracy.

Po wypowiedzeniu tych słów przypomniała sobie jednak, że akcja "zaciagnąć Harry'ego na sesję" była dobrą praktyką przed zemstą na Jayu.

- Zawsze musi być ten pierwszy raz, no nie? – spytał Nath, z dumą pokazując jej skuwkę sznurowadła, które udało mu się rozwiązać.

Niepewnie dała mu się prowadzić do kuchni i obserwowała, jak rozmawia z kucharzami. Nie podchodziła bliżej, bo była nieco zawstydzona. Przywykła do tego, że ludzie dziwnie wpatrywali się w nią, kiedy widzieli ją z którymś z członków z zespołu. Nie zdziwiłoby ją, gdyby kucharz wyciągnął z ciasta które ugniatał aparat i pstryknął im fotę do jutrzejszego wydania gazety.

- Załatwione! – oświadczył Nath, klaszcząc w dłonie.

- Co załatwione? – zdziwiła się.

- Chodź, zobaczysz!

Pociągnął ją za rękę w stronę chłodni i nie słuchał sprzeciwów.

Tymczasem w pokoju hotelowym Monia rozkoszowała się urokami życia poza domem. Pierwszy raz w życiu leciała samolotem i do teraz była tak podniecona, że bardziej wspominała oszałamiający widok z okna niż okradzenie taksówkarza.
Wykąpała się i umyła głowę. Brzydka torba podróżna, którą miała ze sobą mieściła mało rzeczy osobistych. Najważniejsza była jednak suszarka, którą zabrała ze sobą, by móc dopełnić swój niemal codzienny rytuał. Wysuszyć umytą głową.

- Kurwa mać! – zaklęła, widząc gniazdko. – Trzeba mieć świecie w bani, żeby kilka dni wcześniej przypominać siostrze o suszarce, a teraz samemu zapomnieć o innym rodzaju wtyczek.

Kilka razy uderzyła się wtyczką w czoło, co dosyć zabolało, więc zaprzestała tej czynności. Rozmasowała obolałe miejsce i przeniosła wzrok na służbowy telefon Madzi. Dopadła do niego w mgnieniu oka i uruchomiła Internet. W wyszukiwarce wpisała „gniazdka Wielka Brytania” i znalazła odnośnik do portalu Spryciarze, gdzie widniała jasna instrukcja, co robić w takich sytuacjach.

Według jej autorów należało włożyć wtyczkę normalnie, a w dodatkowej dziurce umieścić zgięty patyczek kosmetyczny. Dziewczyna nie miała takowego, ale miała wsuwkę we włosach.

- Dobra… Raz kozie śmierć… - powiedziała sama do siebie, wkładając wsuwkę do dziury i szybko cofając rękę.

W ostatniej chwili. Coś błysnęło i trzasnęło, a po chwili światło zgasło, pogrążając ją w egipskich ciemnościach.

- Ups… - wyszeptała, zdając sobie sprawę z dwóch rzeczy.

Po pierwsze: mogła zginąć porażona przez prąd, po drugie: metalowa wsuwka spowodowała spięcie.

Nie zdawała sobie sprawy, jaki chaos wywołała, rozsadzając instalację elektryczną w całym budynku. A już szczególnie nie miała pojęcia, w jakiej sytuacji postawiła młodszą siostrę, która utknęła zamknięta w chłodni z chłopakiem...
~*~


sobota, 24 listopada 2012

Rozdział 22 - "Złodziejka"

Witam ponownie!
 
Nie wiem, czy wspominałam, że historia jest dalece rozwinięta. Znajdujemy się obecnie w ok. 1/5 i mam nadzieję, że Was to nie zniechęci.

Olga Lowe - Oczywiście, że usunęłam. Dla Ciebie wszystko :*

truskawkaaaaaaa - Ze względu na ten zapas wszelkie modyfikacje w fabułę na tym etapie są niemożliwe, tak jak na przykład wybór Magdy. Zdaję sobie sprawę, że nie zawsze będziecie zadowolone z tego, jak ta historia się potoczy. Nie zawsze też w odcinku będą pojawiały się oba zespoły. Na początku długo było tylko One Direction, a przyjdą odcinki, że będzie tylko The Wanted. Chciałabym jednak, żebyście spojrzały na opowiadanie jako całość, bez stronniczości związanej z Waszymi ulubieńcami. Możesz być pewna, że wszystko skończy się dla wszystkich dobrze, choć zwariowane perypetie mogą świadczyć o czymś zupełnie innym :) 

Miśka - Coraz bardziej intryguje mnie Twoje opowiadanie. Jeżeli jest takie ciekawe jak Twoje komentarze, pozostaje mi tylko czekać, aż znajdziesz czas na rozwijanie pasji (po Frugo i gumie Orbit, haha).

patrycja - Niektóre odcinki będę dzielić na dwie części. Ten czytałaś piętnaście minut, a są takie, które ja czytam z 40 minut.
 
 
W ogóle dziękuję Wam za cudowne komentarze :*

Się rozpisałam dłużej niż powinnam, więc... miłego czytania życzę.
Pozdrawiam!
 
W tym rozdziale Magda dochodzi do siebie po informacji o wizycie siostry, kontynuuje trasę z chłopakami z The Wanted i przeżywa szok, kiedy wspólnie są świadkami kradzieży.
 
~*~
 
Śniło jej się, że Nath chciał ją pocałować. Była królewną śnieżką i zżarła jakieś zatrute jabłko, albo inne badziewie i była na wpół martwa. On jako książę nachylił się nad nią, by dać jej pocałunek życia, który wyzwoli ją spod czaru złej macochy (którą we śnie był Liam, ale było to tak abstrakcyjne, że Madzia nie chciała tego analizować). Nie wiedziała nawet, czy może to nazwać snem czy dziwaczną fantazją, którą odbyła będąc nieprzytomną.

Głowa najmłodszego członka zespołu nadal wisiała nad nią w odległości dziesięciu centymetrów. Powtarzał coś, ale nie rozumiała, bo szumiało jej w uszach jak po obaleniu dwóch butelek szampana w zeszłorocznego sylwestra. Wyciągnęła zwiotczałe ręce przed siebie i złapała go za uszy.

- Max, ona niebezpiecznie wchodzi na twoje terytorium – usłyszała jakby w oddali i poznała kaczkowaty głos Sivy.

A więc już się obudziła? Nie kontrolowała tego, co robiła z rękami, ale nagły napływ krwi do mózgu spowodowany uniesieniem nóg spowodował błyskawiczne otrzeźwienie i zorientowanie się w sytuacji. Jak oparzona zabrała ręce, w których ściskała jego twarz. Rozmasował obolałe miejsce.

- W samą porę! Dojechaliśmy na miejsce! – oznajmiła Jayne, odpychając Natha do tyłu i pochylając się nad swoją asystentką. Uniosła jej powieki i dokonała analizy. – Nie potrzebuje lekarza.

Powoli do Madzi zaczęły wracać wspomnienia. Zdenerwowanie wywołane plotkami w Internecie, telefon do domu, rozmowa z siostrą… Właśnie, Monika! Ta kretynka porozmawiała sobie z jej szefową i najwyraźniej zamierzała przylecieć, a co za tym idzie, zabrać jej jedyną rzecz, którą miała tylko na własność. Niedoczekanie!

- W porządku? – spytał z troską Nath, pomagając koleżance unieść się do pozycji siedzącej.

- Co się stało? – Rozglądała się zdziwiona po zatroskanych twarzach, które świadczyły o wielkim przejęciu.

- Zemdlałaś. Pewnie po tym obleśnym burrito – skrzywił się Jay, a Jayne spojrzała na niego krytycznym wzrokiem.

- Najwyraźniej w ogóle nie znasz się na kobietach. Maggie zaniepokoiło coś innego, prawda? – spytała kobieta podejrzliwie, przyglądając się nastolatce, która właśnie starała się ogarnąć, którą mają godzinę.

- Chyba ma na pieńku z siostrą – wtrącił Max, widząc, że dziewczyna nie odpowiada. – Wywinęła orła, jak się dowiedziała, że ona przyleci do Londynu.

- Nie mam na pieńku z siostrą! – zaparła się Madzia, a Nath spojrzał na nią spode łba.

- Wasza kłótnia świadczyła o czymś zupełnie innym… - słusznie zauważył.

- Och, nic nie rozumiecie. Nie chcę, żeby tu przyleciała i zaczęła… - Madzia urwała. Nie chciała wyjść na samoluba, który nie chce, by ktoś zagarnął część uwagi, jaką obdarzyli ją chłopacy. Postanowiła skłamać. – Ona jest waszą wielką fanką, na pewno zaczęłaby się na was rzucać.

Tłumaczyła się zbyt nadgorliwie, Nath widział, że coś tu jest nie tak.

- Kiedy rozmawiała ze mną przez telefon nie wydawała się maniakalną fanką. W sumie to nawrzeszczała na mnie – oświadczył, wzruszając ramionami.

- Żartujesz?! Jak ona mogła?! – spytał ironicznie Tom, a Nathan wystawił w jego stronę język i zwrócił się z pytaniem do Madzi.

- Nie chcesz zobaczyć się z siostrą?

Nie odpowiedziała, bo wtrąciła się Jayne.

- To był tylko mój taki pomysł. Twoja siostra poprosiła, żebym trzymała cię z dala od Liama z One Direction i w razie możliwości przysłała do domu na święta. Ja wspomniałam o dokumentach do podpisu. Okazało się też, że będzie na cztery dni w Anglii ze swoją przyjaciółką, której siostra tu mieszka, no i olśniło mnie, że może przywieźć podpisane papiery i oszczędzić mi sporo problemów. Skanowane kopie są w sumie bezprawne, więc na rękę byłoby mieć takiego posłańca. Ale skoro masz na pieńku z siostrą…

- Ale ja nie mam z nią na pieńku! – wrzasnęła Madzia, a Siva spojrzał na nią zszokowany.

- Co się z tobą dzieję, nie poznaję cię! – powiedział kaczkowato.

- Pewnie ma okres – wyjaśnił Jay, a ona rzuciła mu mordercze spojrzenie tak, że się wycofał z konwersacji.

- Jeśli naprawdę nie chcesz zobaczyć się z siostrą, zadzwonię i poproszę, żeby przyleciało któreś z twoich rodziców.

- Nie!

- Z nimi też masz na pieńku? – spytał zdziwiony Tom.

- Nie!

- No to o co chodzi?

- No dobra, niech już Monia przyjedzie – oświadczyła zrezygnowana, składając ręce na piersi.

- Monia? – prychnął Nathan.

- No… taki skrót od Monika.

- Wyśmienicie! – Jayne klasnęła w ręce. – Jeśli nie chcesz jej widzieć i obawiasz się, że zaatakuje chłopaków, ustawię wszystko tak, że nie będziecie musiały się spotkać.

- Ale ja chcę ją zobaczyć! – zaparła się Madzia, a Max wywrócił oczami.

- Baby! Kto je zrozumie? – spytał sam siebie i wszyscy się roześmiali.

Madzia uznała, że nie będzie przejawiać kolejnych zachowań kompulsywnych, które klasyfikować ją mogły jako wariatkę, a najbardziej na świecie nie chciała teraz, by chłopacy źle o niej myśleli. Jayne obiecała, że będzie trzymać walniętą starszą siostrę z dala od zespołu, więc trochę jej ulżyło.

Była osiemnasta kiedy dojechali do Brighton w miejsce, gdzie miał się odbyć koncert. Samolotem byliby prędzej, ale ironia losu im na to nie pozwoliła. Ważne, że dotarli w całości, bo i to było wątpliwe.

Okazało się, że Jayne była raptusem i robiła wiele hałasu o nic. Chłopcy nie potrzebowali dużo czasu na próby, bo mieli wszystko doskonale przećwiczone. Niezbyt skomplikowane "układy choreograficzne", grę na instrumentach, interakcję z publicznością… Zrobili tylko próbę dźwięku i poszli się rozśpiewać przed makijażem i stylizacją. Grać mieli dopiero o 21:30, wcześniej na scenie pojawić się ich suport.

Dopiero w pokoju hotelowym zaczęły docierać do niej Magdy plusy sytuacji, że Monika przyleci do Anglii. Gdyby to był jej tata, najadłaby się wstydu za jego głupie miny, gdy mama – za głupie gadanie. Choć żadne z nich nie znało języka, to była pewna, że lepsze wrażenie na Jayne zrobi właśnie jej starsza siostra, która była najbardziej reprezentatywna z jej najbliżyszch krewnych. No i miło będzie usłyszeć opieprz dotyczący romansu z Liamem Paynem.

Koncert skończył się późno, więc Madzia nie miała dużo czasu na rozmyślanie. Zdążyła tylko przebrać się w piżamę i zasnąć. Obudziło ją lekkie uderzanie o policzek.

- Halo, kochana! Kto tu jest czyją asystentką? – spytała Jayne, która przysiadła na rogu łóżka w pokoju Madzi.

Dziewczyna wyskoczyła spod pierzyny i jak rakieta wdarła się do hotelowej łazienki.

- To się nazywa mobilizacja! – zachichotała Jayne, która najwyraźniej wypiła kawę, bo była w dobrym humorze. – A jak dzisiaj czujesz? Będą jakieś awantury? – spytała dziewczyny, która wskoczyła pod prysznic.

- Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy! – odkrzyknęła Madzia. – Po prostu poczułam nadmiar presji, ale już jest lepiej.

- Czyli nie będziesz się gniewać, jeśli dam ci tylko godzinkę na uszykowanie? Podstawią nam autobus i musimy ruszać dalej.

- W porządku! – krzyknęła dziewczyna z kabiny prysznicowej, w której próbowała szybko umyć głowę.

- Bardzo mnie to cieszy. Obudzę jeszcze chłopaków!

- A masz może suszarkę? – spytała bez ogródek Madzia, zdając sobie sprawę, że ręcznikiem włosów wysuszyć nie zdąży.

- Przyniosę – odpowiedziała ze śmiechem Jayne, a nastolatka była jej za to wdzięczna.

Dzięki użyczeniu sprzętu była gotowa w czasie krótszym niż przewidziała jej szefowa, co bardzo kobiecie zaimponowało.

- Miło mi cię widzieć w stanie używalności, ale następnym razem nastaw sobie budzik, dobrze? Lubię po przebudzeniu poczuć zapach świeżo parzonej kawy espresso.

- Jasne! – zobowiązała się Madzia i postanowiła od razu ustawić sobie budzik na szóstą, żeby nie mieć niemiłej powtórki z rozrywki. Zależało jej na tej pracy, musiała się więc przyłożyć.

Tym razem jechali do Oxfordu. Była to trasa dwukrotnie dłuższa niż ta z Londynu do Brighton, ale Madzi zupełnie to nie przeszkadzało. Lubiła jeździć, a już w szczególności w autokarze z chłopakami. Starała się jednak zważać na słowa, żeby nie wyjść na panikarę, tak jak to miało miejsce dzień wcześniej. Jayne poprosiła ją, żeby posegregowała pocztę od fanów, którą okazał się wielki wór, razem z paczkami i prezentami na święta.

- Bomby won z autobusu, resztę posegreguj tak, żeby każdy chłopak dostał swój przydział. Sprawdź też ten oficjalny adres mailowy. Przygotuj w Wordzie korespondencję seryjną z takim wzorem i upewnij się, że wszystkie fanki dostaną się na listę. – Kobieta podała swojej asystentce jakiś wzór listu, który miała rozesłać wszystkim dziewczynom, które napisały do chłopaków maila.

- A to nie trochę… oszustwo? – spytała niepewnie, odczytując jakąś formułkę w stylu „Dzięki, ty też jesteś świetna!”

Jayne wzruszyła ramionami.

- Ręczne odpowiedzi od chłopaków dostaną te dziewczyny, które napisały listy pocztą tradycyjną. Gdyby mieli odpisywać na maila, do końca życia by nie skończyli. Sama zobaczysz, ile tego jest. Dlatego musisz stworzyć bazę danych z ich adresów mailowych i danych personalnych i stworzyć szablon, który będzie zmieniał tylko niektóre elementy listu i tym samym stwarzał pozory osobistego przekazu. Dasz radę?

- Cóż, od czego jest wujek Google? – spytała retorycznie Madzia, a Jayne się uśmiechnęła.

- Używaj mojego laptopa. Mamy przed sobą długą drogę, więc myślę, że powinnaś zdążyć. – Kobieta z niepokojem spojrzała w stronę części kuchennej. – Tom przyrządza chili con carne, swoją popisową potrawę – wyjaśniła, widząc pytający wzrok Madzi. – Kiedy on w ogóle kupił składniki?

- Co mówisz, Jayne?! – odkrzyknął Tom, który właśnie krzątał się wśród rondelków i patelni, próbując znaleźć swoje miejsce.

- Chcesz mi tu smrodzić, kiedy Maggie ma zająć się waszą pocztą?

- To chyba nie grzech, że chcę was wykarmić? – spytał zdziwiony Tom.

- Tak. Daniem z fasolą. Bardzo mądrze, Tom. Szczególnie przy twoich problemach gastrycznych – wtrącił Jay, zakładając ręce na klatce piersiowej i w ostatniej chwili uchylając się przed lecącą w jego stronę ścierą.

- Zamknij się, ty i tak nie jesz mięsa, buraku! – odgryzł się kucharz, wracając do przygotowywania składników.

- Ciekawe, czy ktoś wcześniej próbował tego wyzwania – zastanawiał się głośno Nath. – Przygotowywać chili con carne w jadącym autobusie. Będzie ciekawie…

- Co jest w tej potrawie oprócz fasoli? – zaciekawiła się Madzia, zabierając się za segregowanie poczty. Rozkładała je na cztery kupki, dla każdego z chłopaków z osobna, a w worku póki co zostawiała te, które odnosiły się do nich wszystkich.

- Jak możesz nie wiedzieć! – uniósł się Tom, przysiadając koło niej i wyliczając. – Papryka chili, czosnek, pomidory, mielone mięso, fasola, kukurydza i przyprawy, oczywiście. Tak oszczędnie licząc.

- I wyobraź sobie, że on to pakuje do kupnych tortilli, których nie umie złożyć tak, żeby się trzymały i w rezultacie wszystko co jemy, ląduje na naszych kolanach – podsumował Nath.

- Tak jak burrito? – spytała Madzia ze śmiechem.

- Można tak powiedzieć. Ale Tom jest przewrażliwiony na punkcie fast foodów, których jest największym znawcą, więc lepiej go nie drażnij – dodał Max.

- Odezwał się ten, co jest przewrażliwiony na punkcie uszu. I to nawet nie swoich – prychnął autokarowy kucharz i wszyscy roześmiali się serdecznie.

Nieco później Siva z uśmiechem przyjął niewielki plik listów i dwa prezenty, którymi okazała się kolekcjonerska wersja komiksu „Gwiezdne Wojny” i mała figurka Chewbacci. Najbardziej zakręcone prezenty dostawał Jay (głównie gadżety związane z filmem „Avatar” i jaszczurkami). Wśród poczty Toma znalazły się nagie zdjęcia dziewczyn i ich numery, a Max dostawał propozycje matrymonialne, mimo iż był zdeklarowany w stałym związku. Niespodzianką nie było, że najwięcej prezentów i korespondencji zaadresowanych było do Natha. Obrazy, kolaże zdjęć, babeczki z twarzami członków zespołu, damska bielizna, płyty jego ulubionych wykonawców… Madzia nie potrafiła wymienić nawet połowy.

- Będziesz musiała mu pomóc zaklejać koperty – oświadczyła Jayne, kiedy jej asystentka podała chłopakowi pokaźną kupkę poczty.

- Pójdziecie razem w ślinę – oświadczył Max, na co wszyscy wybuchli śmiechem, z wyjątkiem Natha, który rzucił mu mordercze spojrzenie i Madzi, która nie zrozumiała, o co mu chodziło. Wolała nie prosić o powtórzenie.

Jayne cały czas gdzieś dzwoniła, a w wolnych chwilach kręciła chłopaków do filmików na ich stronę na youtube. Madzia próbowała ogarnąć korespondencję seryjną, a chłopaki odpisywali na pocztę. Tylko Tom nadal krzątał się po kuchni, kończąc swoje danie.

- Nie możemy tak jak Jay zjeść tego, co jest w lodówce? – spytała Jayne, mając na myśli gotowe dania, których zapas mieli w autokarze, by w razie ataku głodu móc sobie je odgrzać w mikrofalówce.

Z niepokojem spoglądała na chili con carne, które Tomowi wychodziło podobno świetnie (z wyjątkiem estetyki podania), ale wszystkim już obrzydło.

- Popieram. Tu jest tylko jedna łazienka – oznajmił Siva, kręcąc nosem, kiedy kucharz postawił przed nim talerz z rozwalającym się naleśnikiem z mięsem.

- Przestań marudzić, Wielka Stopo! – warknął Tom, polewając mu więcej sosu.

- Ale ostatnio tak mnie paliło, że przez godzinę łzawiły mi oczy!

- Halo! To się nazywa chili, no nie? – autokarowy kucharz rozłożył ręce w bezsilności. – Musimy popijać piwem, to będzie łagodniejsze. Maggie, piwko? – spytał, zaglądając do lodówki i zgrabnie wyciągając kilka butelek Heinekena.

- Ona ma szesnaście lat, głombie! – Jay pacnął kolegę w tył głowy, kiedy przechodził za nim ze swoim wegetariańskim daniem, które postawił na stole.

Madzia sprzątnęła laptopa Jayne, żeby zrobić miejsce do posiłku, wszyscy zaczęli się schodzić. Usiadła pomiędzy Jayne i Nathem, a naprzeciwko miała Toma, co było ciekawym widokiem. Szamał aż mu się uszy trzęsły i jeszcze zjadł porcję Jaya, którą mimo świadomości wegetarianizmu kolegi zdecydował się przygotować „na wszelki wypadek”.

- I jak, Maggie? – spytał z błyskiem w oku, obserwując dziewczynę, która niepewnie robiła podchody do posiłku.

- To oczywiste, że jej nie smakuje. Za ostre – oświadczył Nath, widząc łzy w oczach koleżanki. – Nie musisz tego jeść, zrobimy ci coś innego.

- Nie ma nic innego! – wrzasnął Tom. – Wlejmy jej piwa, to nie wypali jej gardła.

- Żadnego piwa! – wtrąciła Jayne, która czuwała nad przebiegiem konwersacji. – Ale mogłeś jej nalać do picia cokolwiek.

Tom uderzył się otwartą dłonią w czoło i pobiegł do lodówki, by po chwili postawić przed młodszą koleżanką wysoką szklankę z nieprzezroczystego szkła.

- Herbata mrożona – oświadczył, ale ukradkiem mrugnął do dziewczyny, domyślała się więc, że nalał jej piwa.

Była mu za to wdzięczna, bo widząc jak wszyscy oprócz Jaya sobie popijają, czuła się odrzucona.

Gawędzili miło, ale w końcu talerze opustoszały i musieli wrócić do zajęć. Tom pobiegł na dłuższe posiedzenie do łazienki po odpisaniu zaledwie na dwa listy (a i tak był w tyle za chłopakami). Madzię to rozbawiło, ale nie miała czasu dojść do niezbyt przyjemnych konkluzji, że będzie miała kłopoty ze skorzystaniem ze śmierdzącej toalety.

Wróciła do pracy. Kiedy udało jej się wysłać korespondencję seryjną, odetchnęła z ulgą. Do trzech osób, które obraźliwie wyzywały zespół od bandy gejów, wysłała list od siebie, który jasno i dobitnie miał ich raz na zawsze odciągnąć od takich przykrych działań. Jay skończył odpisywać na listy jako pierwszy i co pięć minut proponował wspólne obejrzenie „Avatara”, ale wolała w tym czasie nadrobić zaległości na portalach społecznościowych, korzystając z laptopa Jayne.

- No, jesteśmy na miejscu! – oznajmiła kobieta, kiedy zajechali do Oxfordu. Piski fanek znacząco o tym świadczyły. - Maggie, ty możesz iść od razu zameldować się w hotelu i odpocząć do końca dnia, a chłopcy muszą trochę autografów porozdawać przed próbą.

- Zameldować się? Na moje nazwisko? – spytała zdziwiona dziewczyna, która nie miała pojęcia o takich sprawach, bo nigdy nie podróżowała, a już na pewno nie podróżowała służbowo.

- Tak, wszystko jest już załatwione. Wpadnę pod wieczór pogadać – oświadczyła kobieta i mrugnęła do swojej asystentki oczkiem. Podała jej torbę ze swoim laptopem, rzuciła coś w stylu „korzystaj do woli” i podążyła za chłopakami.

O czym chciała gadać? Nie było to tak istotne, jak próba zameldowania się w hotelu. Już same przebicie się przez grono fanek było dla Madzi trudne, a co dopiero porozumienie się z recepcjonistą. Dziwacznie patrzył na jej starą walizkę i torbę, a kiedy usłyszał nazwisko, udawał, że nie wie, o co chodzi. Nagimnastykowała się, by mu wytłumaczyć, że pracuje dla menedżerki boysbandu.

Miała czas dla siebie. Nareszcie. Zero dziwacznych przygód w windzie,  macania kogokolwiek po uszach, zjadania chili z fasolą, po której zaczynało bulgotać jej w brzuchu. Wjeżdżała na górę z kartą magnetyczną w dłoni i wspominała Liama i resztę paczki 1D. Co teraz robili? Czy wspominali ją czasem? Czy byli obrażeni, tak jak niedawno The Wanted?

Odrzuciła od siebie te myśli i skierowała kroki w stronę pokoju. Nie był tak luksusowy jak pierwszy, w którym zameldowała się po przylocie do Londynu, kiedy jeszcze pracowała z Joe. Żałowała, że nie miała żadnych zdjęć. Co prawda Jayne kręciła ją na kamerze i pojawiała się w kilku ujęciach, ale z chłopakami z One Direction nie miała nic. No, może poza pamiątkowymi fotografiami z Liamem, ale o nich wolała zapomnieć.

Chłopaki mieli koncert dopiero następnego dnia. Teraz najprawdopodobniej udali się na próbę, więc czas dla siebie Madzia wykorzystała jak się tylko dało. Użyła pachnących balsamów z łazienki i zasiadła przed laptopem Jayne i zaczęła oglądać występy The Wanted na youtube. Jak mogła nie lubić tego zespołu? Z siostrą często się z nich nabijały z tej bandy "ładnych chłoptasiów". Jak bardzo stosunek człowieka potrafi się zmienić po bliższym poznaniu. Cieszyła się niezmiernie, że zdanie, które miała o Łysym i reszcie odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.
 
Tak zleciał jej czas do siedemnastej. Potem wysuszyła włosy i zaczęła przeglądać ciuchy, żeby wybrać jakiś zestaw na jutro. Stwierdziła, że potrzebuje zakupów i zamierzała się tym zająć następnego dnia, kiedy chłopcy będą udzielać wywiadu w radiu uniwersyteckim. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że nuci piosenkę „Glad you came”.

- A jednak! – usłyszała za sobą wrzask i podskoczyła jak oparzona. W progu stał uśmiechnięty od ucha do ucha Tom, który najwyraźniej wychodził z założenia, że jest u siebie, bo nawet nie zapukał.

- Hej, mogłam być naga! – skarciła go Madzia, ale machnął ręką.

- Ale nie jesteś. – Jak gdyby nigdy nic walnął się na jej łóżko, zakładając na nie buciory. – Zapomniałem, po co przyszedłem, więc po prostu posłucham sobie, jak ładnie śpiewasz naszą piosenkę.

Madzia poczerwieniała. Nie lubiła, gdy ktoś komentował jej umiejętności wokalne, które nie były perfekcyjne i zdawała sobie z tego sprawę.

- Zabieraj te buty! – ochrzaniła go, żeby ukryć swoje zażenowanie.

- Dobra, już dobra. Co oglądasz? – Chłopak dorwał się do laptopa Jayne zanim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć. – Pokażę ci coś ekstra.

Wpisał coś w wyszukiwarkę i już po chwili ich oczom ukazał się około dziesięcioletni Nath w śmiesznym bezrękawniku, tańcujący i śpiewający „Born to Dance”. Tom popłakał się ze śmiechu.

- Nigdy mi się nie znudzi!

Madzia również chichotała.

- A co to jest?

- Dziecięca Eurowizja. Klasyka!

- Co klasyka? - W drzwiach, które Tom najwyraźniej zostawił otwarte pojawił się sam zainteresowany. Zmieszał się, widząc, że nabijają się z jego dziecięcych występów. – Hej! – Zamknął laptopa i spojrzał morderczym wzrokiem na kolegę.

- Jesteś stworzony do tańca! – prychnął Tom, a Madzia mu zawtórowała, ale szybko spoważniała, widząc minę Natha.

- No to idziecie czy nie? – spytał lekko obruszony „stworzony do tańca”.

- A gdzie? – spytała zaintrygowana Madzia.

- No pięknie. – Nath załamał ręce. - Zamiast ją zaprosić to mnie ośmieszasz, bo przecież to jest o wiele bardziej przyjemne.

- Ale zaprosić gdzie?! – Madzia była już nieco poirytowana.

- Na kolację – wyjaśnił Młody, a jej brzuch zaburczał jak na zawołanie. – Przyjmę to jako zgodę. - Roześmiali się, zapominając o fochu, którego walnął Nath.

- Dajcie mi piętnaście minut, spotkajmy się w holu – oświadczyła, niemalże wypychając ich za drzwi. – I pukać następnym razem!

Oparła się o drzwi i się zarumieniła. Ze też miała nawyk śpiewania na głos, nie sprawdziwszy czy drzwi są zamknięte na wszystkie spusty. Postanowiła więcej nie popełnić tego błędu.

Podmalowała lekko oczy kredką i uczesała włosy, żeby wyglądać niebo bardziej stosownie na kolację. Miała nadzieję, że nie będzie Jayne. Lubiła ją, ale kobieta cały czas mówiła o pracy, a nastolatka chciała choć przez chwilę nie myśleć o niczym poza zabawą.

Zjechała na dół windą, gdzie czekali chłopcy. Całe szczęście byli ubrani normalnie, dopiero co wrócili z próby. Max wisiał na telefonie i Tom wyjaśnił jej, że rozmawia ze swoją dziewczyną. Przypomniała sobie, że niemal wszyscy są w związkach, a nigdy nie zauważyła, by rozmawiali ze swoimi paniami. Louis cały czas esemesował z Eleanor, a Liam widywał się z Danielle niemal codziennie. Ani Tom, ani Siva, ani Max nie okazali oznak posiadania stałych partnerek. Postanowiła ich o tym nie informować, żeby nie wywoływać wilka z lasu.

- To co, możemy iść? – spytał Max, kończąc rozmowę i dołączając do towarzystwa, które informowało Madzię o przebiegu próby.

Pokiwali głowami i chcieli ruszyć się z miejsca, ale coś ich zatrzymało. Jakaś dziewczyna odziana w seledynowy golf z krótkim rękawem z impetem uderzyła w obrotowe drzwi, by po chwili wpaść skołowana na główny hol hotelu (najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy, że mechanizm drzwi jest tak skomplikowany). Na ramieniu miała dużą brzydką torbę, a pod pachą czarną kurtkę z kożuszkiem. Zatrzymała się skonsternowana i zasapana tuż przed osłupiałą nastolatką i zespołem dla którego pracowała. Uśmiechnęła się dziwacznie, pomachała na przywitanie i popędziła w stronę schodów, nie zważając uwagi na wrzaski recepcjonisty, który wyczaił już intruza.

- Dzwonię po ochronę! – krzyczał za dziewczyną, ale ta mknęła po trzy schodki, szybko więc znikła mu z pola widzenia i nie słyszała. Poirytowany mężczyzna chwycił za telefon, by wezwać ochronę. – Najmocniej przepraszam, nie wiem, jak to się mogło stać… - powtarzał, widząc zdziwione twarze członków The Wanted.

- To co, idziemy jeść? – ponowił pytanie Max, który najwyraźniej był nieco głodny i nic nie robił sobie z zaistniałego zamieszania.

Drzwi obrotowe ponownie się otworzyły i stanął w nich jeszcze bardziej zasapany niż tajemnicza dziewczyna grubawy gość.

- Wysoka dziewczyna… długie włosy… brukselkowa bluzka… - powtarzał, próbując złapać oddech. – Widzieliście ją? – zwrócił się do Madzi i reszty.

- Nie – wypaliła dziewczyna, a Tom spojrzał na nią zszokowany.

- Czy ty jesteś ślepa?! Przecież przed chwilą do nas machała, a potem pobiegła schodami na górę!

- Nie, wydaję mi się, że ci się przewidziało. Pobiegła do windy. – Madzia udała, że się zastanawia.

- Ziemia do Maggie! – Nath kilka razy pstryknął jej przed oczami. – Czy ta praca cię czasem nie męczy? Wszyscy widzieliśmy, jak pobiegła na górę.

- I ochrona zaraz się nią zajmie! – zawołał od blatu recepcjonista, spoglądając na drzwi, w których pojawił się jeden rosły mężczyzna w uniformie.

Szybko porozumiał się z pracownikiem recepcji i truchtem podreptał po schodach na górę. Zasapany mężczyzna natomiast ściągnął śmieszny kaszkiet.

- Uciekła mi z taksówki bez płacenia. A wiozłem ją aż z Londynu. – Mężczyzna urwał, czekając na wyrazy współczucia, które jednak nie nadeszły.

- No idziemy czy nie? – spytał Max, niemalże tupiąc nóżką.

- Idźcie, ja do was dołączę – oznajmiła Madzia, kierując się w stronę schodów.

- A ty gdzie się wybierasz? – zdziwił się Jay, a ona westchnęła ciężko.

- Zapomniałam czegoś z pokoju.

- Nie lepiej jechać windą? – spytał Siva, dla którego była to kwestia oczywista.

- Heh, trochę ruchu zawsze się przyda, no nie? – zachichotała nerwowo Madzia i pomachała im na pożegnanie, puszczając się szaleńczym biegiem po schodach.

- Halo! Tam grasuje niebezpieczna przestępczyni! – wrzeszczał za nią recepcjonista, ale udawała, że nie słyszy.

Niebezpieczna? Być może. Ale rodziny się nie wybierało. A to niestety była jej starsza siostra.

~*~